#smrodysaradonina

6
73

Trzy zapachy Filippo Sorcinelliego inspirowane tryptykiem autorstwa Caravaggio zdobiącym ściany rzymskiego kościoła San Luigi dei Francesi.


La Lumière

"Powołanie świętego Mateusza"


głowa: bergamotka, szałwia muszkatołowa, bylica piołun

serce: geranium, paczula, goździk

baza: cywet, skóra, mech dębowy


Ten mi się podoba najbardziej. Ziołowe otwarcie szybko przechodzi w mocny akord goździka - tym razem kwiatka, nie przyprawy, która tak często towarzyszy kadzidłom Filippo. Goździk spoczywa na staroświeckiej paczulowo-mszanej bazie z wyraźnym akcentem cywetu nadającego lekko kibelkowego, ale zarazem ultramęskiego charakteru niczym król w białej szacie. Prosta konstrukcja, ale działa.



Peinture d'Homme

“Męczeństwo św. Mateusza”


głowa: nasiona marchwi, kmin rzymski, cynamon

serce: kadzidło, cypriol, paczula

baza: ambrarome, mech dębowy, wanilia

Z tym zapachem mam problem, bo zupełnie różnie mi grał w różnych okolicznościach i mimo braku nut zwierzęcych w składzie momentami dawał spoconym zwierzakiem. Nie wiem jak pachną nasiona marchwi, ale początek jest zdecydowanie paczulowy, piwniczny i ziemisty. Potem na pełnej wjeżdża kmin w takiej intensywnej, ostrej odsłonie jak w którymś z Opusów Amouage (chyba IV?), a dopełnia go odrobina przydymionego drewienka aka cypriolu. Natomiast im dalej tym bardziej mi się nuty nie zgadzają i nasila się element zwierzęcy do tego stopnia, że przysiągłbym w bazie wyczuwam brudne miodowe piżmo w stylu Melega. Dziwne, ale fajne pachnidło.



Le Divin

“Święty Mateusz i anioł”


głowa: bergamotka, cynamon, bylica piołun

serce: róża, goździki, jaśmin

baza: drzewo cedrowe, skóra, piżmo


W otwarciu uderza połączenie cynamonu i piżma - od razu mam skojarzenie z Musc Ravageur. Z czasem cynamon ustępuje pola słodkiej róży, ale całość kompozycji nadal pozostaje puchata i piżmowa. Nie jest to złe, jest przyjemne i bardzo noszalne, ale no właśnie, chyba zbyt proste i zbyt normalne względem portfolio artysty. Największe rozczarowanie z tej trójki.



Stylistyka tych zapachów moim zdaniem dość znacząco odbiega od typowego stylu Sorcinelliego i wąchając w ciemno raczej nie zgadłbym marki, być może wskazałbym na kogoś zupełnie innego, może Prina…


#perfumy #recenzjeperfum #smrodysaradonina #filipposorcinelli

7a6bddc7-ab92-46c9-9ef5-3bb06e953a32
d19b2b3c-9032-4666-929b-2e8ea28d8c8b
9621fa39-01fa-4676-8d69-214c68ee4596

Zaloguj się aby komentować

Wpadły mi przy okazji 3 próbki norweskiej marki Malbrum, wszystkie stworzone przez Delphine Thierry.


Wildfire

No chyba jednak nie. Nazwa Wildfire to mi się kojarzy z pożogą, żarem, dymem i śmiercią, czyli takie klimaty bardziej przystające do Beauforta. Tymczasem Wildfire częstuje nas fajnym, bo niesłodkim przyprawowym przyjemniaczkiem, któremu najbliżej to chyba będzie do Carner Megalium. Niby nie ma cynamonu, ale połączenie goździka, gałki muszkatołowej i innych przypraw z kadzidłem tworzy kompozycję na wskroś świąteczną. Podoba mi się, nie zaprzeczam, gdyż lubię takie przyprawowe kadzidlaczki, ale grzeczne to takie, niezbyt oryginalne i niestety bez pożogi.


Psychotrope

Maślane ciasteczka z metalowej puszki, która później służy za pojemnik na przybory do szycia, podane na trudnej do zdefiniowania drzewno-żywicznej bazie. Nawet ładne, ale nudne.


Tigre du Bengale

Znów coś mi się nie zgadza, miał być tygrys-bydlak, groźny zwierz, a zamiast tego jest kuchenny kardamon a’la Cerruti 1881 Bella Notte pour Homme z tytoniem, odrobiną labdanum i pełną garścią suchego drzewno-kakaowego norlibmabolu na tle z ambrowych molekuł. Tak średnio bym powiedział.


Ogólnie to nie jest źle, ale też nic nadzwyczajnego, czy ekscytującego. Spodziewałem się jednak czegoś ambitniejszego.

“Not great, not terrible” mógłby powiedzieć towarzysz Diatłow.


#perfumy #recenzjeperfum #smrodysaradonina

9eba3552-f084-4dde-9eed-21ad1773d161
Lodnip

@saradonin_redux Czaiłem się kiedyś na tygrysa u Lucjana, dobrze że przetestowałeś, już się nie będę czaił

Zaloguj się aby komentować

Filippo Sorcinelli kolekcja Atmosphere d’Emotion


Na wstępie chciałbym zwrócić uwagę na dwie kwestie, które warto wziąć pod uwagę przy podejściu do takich zapachów. Po pierwsze, kompozycje z tej kolekcji odwołują się do zapachów i wrażeń związanych ze zjawiskami atmosferycznymi, a ich celem nie jest bycie użytkowym przyjemniaczkiem na prezent imieninowy dla wujka. Po drugie, ponieważ są to zjawiska niematerialne, niemożliwe jest stworzenie czegoś w rodzaju „absolutu wiatru”; w związku z tym, kompozycje te w dużej mierze opierają się na molekułach wodnych i powietrznych. Dlatego też, jeśli ktoś jest purystą naturalnych składników, to nie znajdzie tu dla siebie nic ciekawego.


mgła


Nebbia Densa

Wilgotna zieleń, z tej zieleni wyłania się wetyweria, ale nie jest to świeże trawiaste oblicze, ma w sobie coś nieprzyjemnie zepsutego, ktoś zapomniał wypróżnić kosza z kosiarki i trawa zaczęła gnić. Z czasem tą zgniliznę zastępuje wodny akord. Nie podoba mi się, choć fajnie pokazuje, że wetywerią można zagrać na różne sposoby.


Nebbia Fitta

Otwiera się intensywnym zapachem ziemi, czarnej do kwiatów. Z ciągu kwadransa ewoluuje w kierunku paczuli i mokrego drewna, co w efekcie przypomina zapach zbutwiałego pnia drzewa. Gdzieś w tle pojawia się jeszcze jakiś akcent kamforowy i w tej ziemisto-paczulowej formie trwa już do końca, czyli fajne, ale też trochę nuda.


Nebbia Spessa

Bliżej nieokreślone wodne molekuły bez typowego dla calone melona/arbuza, bez morskich skojarzeń. Faktycznie ma coś z porannej mgły. Świeże, zimne i transparentne. Sterylna czystość skojarzyła mi się z kliniką okulistyczną. Mało perfumowa kompozycja, liniowa, monotematyczna, ale też bardzo przyjemna i komfortowa. Genialnie mi zagrała pewnego mroźnego poranka. Wydaje się, że nie ma wielkiej mocy, ale niesie się w powietrzu pozostawiając wrażenie chłodu i czystości.


deszcz


Pioggia Debole

Zaraz po aplikacji przywitała mnie kwaśna bergamotka w towarzystwie morskich molekuł i sosnowego wunderbauma. W efekcie jednak to połączenie zamiast odświeżyć to zazgrzytało detergentem. Coś tu nie gra, gryzie, pachnie tanio, chemicznie, agresywnie jak żel do łazienek. Nie no ja nie chcę pachnieć jak świeżo umyty kibel. Najsłabszy zapach w całej atmosferycznej kolekcji.


Pioggia Forte

Niewiele się nie zmieniło względem mojej poprzedniej opinii:

“Syntetyczny świeżak morsko-cytrusowo-kwiatowy na piżmowej bazie. Przypomina randomowy męski zapach z Sephory w 1999 roku. Stylistycznie i jakościowo postawiłbym go gdzieś obok flankerów Azzaro Chrome albo L'Eau d'Issey. Nawet różowa skwitowała: "Pachniesz jakimś brutalem", czyli tanim stereotypowym męskim zapachem z przeszłości. Po kilku godzinach wychodzi jeszcze ten sam utrwalacz co w Lorenzo Pazzaglia Black Sea, który ciągnie się do następnego dnia i wytrzymuje prysznic, co wyjaśnia rewelacyjne parametry tych perfum.“

Dodam tylko, że przy bardziej wnikliwej analizie przed zestawieniem z półką drogeryjną kompozycję ratuje przyjemna magnolia, kwiat który tym razem dostrzegłem prawdopodobnie dlatego że nawąchałem się już trochę Bortnikoffa. Nadal jednak jest to zdecydowanie jedna ze słabszych pozycji w kolekcji.


Pioggia Moderata

Kojarzycie taki charakterystyczny zapach wyczuwalny kiedy po długim okresie suszy zaczyna padać lekki deszcz? Bardziej pachnie wówczas kurzem niż deszczem. To to jest to. Elementy ozonowe połączone z kurzem i ziemią. Mimo ograniczonej wartości użytkowej, realizacja tematu jest perfekcyjna. Zdecydowanie najlepszy zapach z linii deszczowej, w pewnym sensie wręcz genialny.


wiatr


Brezza Leggera 

Trafnie nazwane. Naprawdę sprawia wrażenie lekkiej bryzy poprzez połączenie elementów ziołowych z morskimi molekułami i olejkiem sosnowym. W tle odrobina bliżej niezidentyfikowanej słodyczy i zakurzone kadzidełko w stylu Plein Jeu. Z czasem pojawia się więcej elementów drzewnych i piżmowych, ale cały czas efekt jest czysty, wodny i przestrzenny, trochę przypomina zapach ubrań suszonych na wietrze. Sam nie wiem, z jednej strony jest piekielnie drogo jak na taki syntetyczny twór, a udział wodnych molekuł zbyt duży jak na mój gust, z drugiej strony koncepcyjnie jest spójnie i nie wykluczam, że latem to się sprawdzi.


Ruah

Otwarcie jest cytrusowe, ultraświeże, uzupełnione akcentem wodnym. Z czasem przybiera formę nieco spożywczą, przypomina mi cytrusowe cukierki pudrowe albo cytrynowy krem. Coś podobnego czułem w którymś Bortku z kolorową etykietą. Jak najbardziej ok jako letniaczek-świeżaczek, ale szału nie ma, równie dobrze mógłby to być jakiś flanker jakiegoś AdG.


Vento Forte 

Przez pierwsze kilkanaście sekund gumowy smród nowych opon, a zaraz potem ‘wow’, bo zapachniało błotem, a może błotną kałużą. Nie wiedziałem, że da się stworzyć taki akord, intensywnie ziemisty, mokry, brudny, trochę zielony. Obrazu dopełnia świeży motyw ozonowy, jak powietrze po burzy. Czyli razem mamy błoto po burzy. Fajnie nie? Znów mam 5 lat, na nogach kalosze i skaczę po kałużach. Stopniowo ewoluuje w kierunku zielono-wodnym, ziemia i ściółka przemoczona deszczem. Świetny, fascynujący zapach, bardzo mi się podoba, ale rozumiem, że większości może się wydać zbyt dziwny jak na perfumy, bardziej do doświadczania niż pachnienia “ładnie”.


Vento Impetuoso

Otwarcie jest dymne i ziemiste, może zmieść wrażliwe nosy. Akord dymny w stylu Fumidusa, czyli mocna wędzonka, podobnie uzupełniona w tle wetywerią, z tą różnicą, że whisky zastąpiono ginem, bo daje o sobie znać zapach jałowca. Element ziemisty zaś jest bardzo obrazowy, przypomina Last Season Fusciuniego, albo jak kto woli ziemniaki w piwnicy. Nie, nie ziemniaki, tym razem buraki. Tak mi skojarzyło i już nie mogę się pozbyć tej myśli - tak właśnie pachną ubrudzone ziemią buraki.


flakon i podsumowanie


Nowy flakon wbrew pozorom jest fajny, wykonany z bardzo grubego szkła, nieregularny w środku, co wskazuje na ręczną robotę, ale przez to trudny w ocenie przy odprzedaży, bo z góry było jeszcze sporo powietrza. Natomiast korek rzeczywiście wyjątkowo niepraktyczny, wymaga starannego celowania by go właściwie założyć, a dzięki dyskusyjnej formie również nieustawny.


Poziom kompozycji zaś jak widać jest zróżnicowany, stylistyka również, znalazło się kilka pozycji, których może niekoniecznie chciałbym mieć flakon, bo nie są to perfumy stricte użytkowe, natomiast miło byłoby mieć odlewkę, by może niezbyt często, ale od czasu do czasu, w domowym zaciszu zaspokoić zachciankę obcowania z tak nietypowym zapachem.


Moi faworyci: Nebbia Spessa, Pioggia Moderata, Vento Forte


#perfumy #recenzjeperfum #filipposorcinelli #smrodysaradonina

0dfa1662-5b5b-4e46-b809-7c6e785407e7
dziadekmarian

Ja już gumowców szukam na allegro.

Zaloguj się aby komentować

Dzień dobry, dziś do kawy kolejna porcja notatek z testów zapachów mistrza kadzidlaków.


Filippo Sorcinelli / Ascetic Vanilla

Wanilia, ale specyficzna, nie kosmetyczna, a bardzo spożywcza. Przypomina mi wręcz syntetyczne aromaty do żywności, pierwsze skojarzenie to waniliowe białko WPC z Ostrovitu (nie polecam). Po chwili daje się również wyczuć mleczne toffi z realistyczną nutą palonego cukru, więc w efekcie zaczyna to pachnieć jak cukierki krówki. Słodko w opór, wybitnie spożywczo, zupełnie nie dla mnie to, choć doceniam jakość odwzorowania. Podchodzić ostrożnie, bo jest to mocarz, dwa strzały na łapę wyraźnie czułem cały dzień, z karku przeszło na komin i siedzi ponad tydzień.


Filippo Sorcinelli / Basilica di Assisi

Jaskrawy aromat petitgrain w otwarciu w połączeniu z paczulowym tłem przywodzi skojarzenia ze staroświeckimi męskimi perfumami - vibe typowej dziadkowej wody kolońskiej. Ta faza jednak trwa krótko, może kwadrans, po czym skręca w kierunku żywicznym za sprawą lekkiego kadzidełka z benzoesem i tonką. W drydownie zaś zapach staje się coraz wyraźniej paczulowy. Ładne perfumki, faktycznie szczególnie w drugiej fazie można się doszukać podobieństw do Shalimara, problem w tym, że bardzo szybko tracą projekcję i stają się ledwo wyczuwalne.


Filippo Sorcinelli / Notre Dame Notte di Natale

Na początku mamy, no nie zgadniecie… kadzidło! Z gatunku tych siermiężnych, drzewne i dymne zarazem niczym z Rundholza. Towarzyszy mu tradycyjny u Filippo goździk (przyprawa, nie kwiatek). Ewolucja natomiast może zaskoczyć, bo za sprawą wspomnianego goździka, a także cynamonu prowadzi w kierunku ciasteczek korzennych, takich mocno przyprawionych, ale za to posłodzonych zachowawczo, w dodatku miodem zamiast cukru. Gourmand można by rzec, ale daleki od ociekających cukrem i waniliną ulepców. Połączenie nietypowe, ale zaskakująco udane, z bliska ostre goździkowe, ale fantastycznie pachnie w powietrzu i solidnie projektujące.


Filippo Sorcinelli / La Voglia D'Amare

Odrobina cytrusów rozświetlająca otwarcie bardzo szybko zanika ustępując miejsca kokosowi. Z kokosem fajnie współgra maślana forma korzenia irysa tworząc w efekcie przyjemną kremową teksturę, trochę nawet kosmetyczną, niczym luksusowy irysowo-kokosowy balsam do ciała. Kontrastuje z nim smużka dymu w tle, ale smolistego, a nie kadzidła. Niezłe, ale coś mnie w nim męczy przy dłuższym noszeniu, może fakt, że irysa po prostu nie lubię.


Filippo Sorcinelli / Lentezza Carezza

To jest taki typ zapachu, z którym mam problem z opisem, może dlatego że rzadko takie noszę. Nie mam nawet do czego porównać, nic podobnego nie znam. W skrócie opisałbym go jako owocowo-zielony, ale nie potrafię wskazać konkretnego owocu. Soczysta owocowość spleciona z akcentami zielonymi a’la liście pomidora, choć jednak nie to oraz kwiatowymi tworzy obraz sielski i ogrodowy. Z czasem, jak na papieskiego krawca przystało, w tle pojawia się jeszcze mirra posłodzona delikatnie benzoesem. Fajne to, niezwykle oryginalne i pozytywne, ma coś w sobie, choć to nie moja stylistyka i nie wiem czy zdecydowałbym się regularnie nosić.


Filippo Sorcinelli / Symphonie-Passion

Kompozycja gorzko-kwaśna, otwiera się cytrusami, goryczkowo, może nawet bardziej samą skórką cytryny. Co ciekawe ta cytrynowa skórka nie ulatuje w kilka minut, a utrzymuje się relatywnie długo. Tematem przewodnim jest wetyweria z gatunku tych beztroskich, zielona i trawiasta, za to nie wyczuwam mocnych aspektów ziemistych jak np. w Nishane. Z wetywerią współgrają nuty drzewne, przestrzenne, prawdopodobnie molekularne powoli ewoluujące w stronę mydlanego piżma z kaszmeranem, którego akurat nie lubię. Ogólnie niezłe pachnidło, ale też nie wyróżniające się niczym spektakularnym na tle popularnych wetyweriowców.


Ilustracja z oficjalnego sklepu filipposorcinelli . com

#perfumy #recenzjeperfum #smrodysaradonina #filipposorcinelli

a841c74a-2532-4763-b552-0d0db9d05e75

Zaloguj się aby komentować

Prin Lomros okazał się perfumiarzem wyjątkowo płodnym, na tyle, że jedna marka to za mało, potrzebował co najmniej trzech. Dostałem od @fryco mnóstwo mikro sampli, więc z niektórych zrobiłem jakieś notatki.


Prissana / Haxan 

Zapach zielony w beztroski sposób: rumianek, zioła, siano, wszystko podszyte lekkim czystym zwierzakiem. Ewoluuje w kierunku siana i owczej wełny, co przypomina mi zapach dziadkowej zagrody z owcami, chyba jednak nie chcę tak pachnieć.


Prissana / Mandarava

Milusi cywecik w otwarciu, nie żartuję, naprawdę, niby zwierzak, ale jakiś taki fajny. Trochę aldehydów i mnóstwo egzotycznych kwiatów. W tle szczypta kminu, cynamonu i indyjskie kadzidełka sandałowe (nie mylić z kadzidłem). Trudno mi więcej wyłuskać, profil jest upojenie kwiatowy, rozbudowany i wciągający. Niebywale przyjemne pachnidło.


Prissana / Nefer

Początek zdecydowanie należy do kminku i trochę mnie odrzucił. W ciągu kilku minut dodatkowo daje się wyczuć gałkę muszkatołową i smużkę zielonego kadzidła podobnego do Ma Nishtana, które stopniowo zostaje ocieplone mirrą i wówczas się robi przyjemne. Przysiągłbym, że w drydownie skrywa się gdzieś goździk, bo jest delikatny efekt rozgrzanego tonera, będący najczęściej skutkiem złożenia kadzidła z goździkiem właśnie.


Prissana / Tom Yum

Bez jaj, dosłowne odwzorowanie aromatu zielonego tajskiego curry: na początku dużo limonki, trawa cytrynowa i imbir. Brakuje mleka kokosowego i cienkich pasków wołowiny. Dawno nie jadłem, muszę koniecznie zrobić. Zejebiste.


Strangers Parfumerie / A la folie

Pudrowe kwiaty na słodkiej, kremowej, tonkowo-waniliowej bazie. Wanilia podana w formie budyniowej, spożywczej, co dla mnie okazało się nieprzyjemnie mulące, a na domiar złego jeszcze mocarne. Zdecydowanie damskie.


Strangers Parfumerie / Burning Ben

Mocny alkohol w otwarciu z drzewną nutą beczki, ale nie whisky, raczej koniak lub brandy. Zaraz jednak robi się gorzko, dymnie wręcz, za sprawą ciemno palonej kawy, dla mnie zbyt ciemno, bo kojarzą mi się z taką byle jaką zwęgloną i zmieloną kawą z marketu. Odrobina słodyczy, ale sprawia, że aromat kawy z czasem coraz bardziej zaczyna przypominać gorzką czekoladę, ale też pojawia się mały zwierzak. Drydown trochę płaski, paczulowo-dziegciowy. W sumie niezłe pachnidło, zmienne i obudowane o ciekawe detale.


Strangers Perfumerie / Cigar Rum 

Początek jest alkoholowy, naprawdę realistycznie oddany zapach rumu. Na szczęście, bo kto by chciał realistycznie pachnieć gorzałą, po chwili alkohol ulatuje i z rumu zostaje aromat szklanki po rumie. Wówczas dołącza owocowy zapach rodzynek, a może suszonych śliwek. W bazie słodycz utemperowana została tytoniem i labdanum, dzięki czemu nie jest przesadzona, ani słodyczowa. Bardzo przyjemne perfumy.


Strangers Parfumerie / Cherry Amaretto

Ultrasłodka landrynka truskawkowo-wiśniowa, bardzo dosłownie pachnie jak owocowe słodycze, czyli nie dla mnie to.


Prin / Ganja Kasturi

Spodziewałem się chyba czegoś mocno zielonego, a tu mała niespodzianka. W otwarciu owszem, czuć konopie podbite aldehydami w stylu Study 23. Wkrótce jeszcze obiera kierunek animalny, piżmowo-cywecikowy z elementem kamforowym.


Ilustracja: freepik

#perfumy #recenzjeperfum #smrodysaradonina

815c9031-c0a1-4cbf-a8cd-df0242362efe
wonsz

kto by chciał realistycznie pachnieć gorzałą

@saradonin_redux oj ale byś się mógł zdziwić - https://sklep-domwhisky.pl/product-pol-12240-Rhum-Contra-Bando-Calidad-Superior-5-letni-38-0-7l.html


Nie znam lepszego.


A Burning Ben całkiem zbieżny z iron duke, chociaż ta kawa zmieszana z arakiem w trochę inną stronę ciągnie całość

Zaloguj się aby komentować

W ten piątek do przerwy na kawę proponuję kilka notatek z różności nieposortowanych, a więc araby, świeżaki, słodziaki, dziwaki.


Arabian Oud / Blue oud

Nazwa nie kłamie, jest to Arab i to mocno, a więc na starcie jest nieco wyziewów z kanalizacji i kwaśny sfermentowany (jakby owocowy) element w stylu Blue Kenam (ktoś pisał, że mu to porzeczkami pachnie, może coś w tym być, ale no nie wiem). Podobnie jak BK kanalizacja dość szybko się oczyszcza, zapach natomiast wygładza się kremowym piżmem. I jakby tak niuchać łapę, to trochę niefajnie - taki stricte arabski oudowo-piżmowy smrodek, wciąż się do takich nie przekonałem i miłości zapewne nigdy nie będzie. Ale uwaga, bo jest mały psikus. Otóż mam wrażenie, że perfumy zupełnie inaczej pachną zależnie od odległości. Im dalej od nosa tym mniej kanalizy, a więcej piżma, sandałowca, a nawet wyczuwam jakieś kwiatki, nie wiem, może jaśmin czy coś i naprawdę jest nieźle.


Arcadia / No16 - Faded 

Świeże przyprawowe otwarcie: kolendra i liść laurowy tworzą ciekawy choć może i kuchenny efekt. Potem niestety równia pochyła: najpierw wjeżdżają plastikowe molekuły kwiatowe, a potem równie plastikowa przydymiona skóra i już nawet wyczuwalny na dalszym planie tytoń nie ratuje ogólnego wrażenia. Kompozycja bez polotu i na tanich składnikach, nie znalazłem w niej nic, co by mnie skłoniło do głębszej analizy. Poleciał dalej, bo przyjemności nie było.


Jogi / Dewana 

Znowu róża z oudem? I tak, i nie, bo pierwsza nuta, która zwraca uwagę to naturalne piżmo. Ciepłe, zwierzęce, lekko przybrudzone i przede wszystkim świetnej jakości - na mój nos to ono właśnie stanowi o charakterze tego zapachu. Róża gra na drugim planie w formie słodkiej, niemalże marmoladowej. Baza zaś została oparta o stosunkowo klasyczne połączenie sandałowca i oudu z gatunku tych grzecznych. Gdzieś w tle wyczuwam jakieś niuanse czekoladowe, ale wydaje mi się, że to może być taka charakterystyka oudu lub piżma. To mój pierwszy kontakt z tym pakistańskim domem i choć kompozycja jest wtórna, to jakościowo jest to ekstraklasa.


Hiram Green / Slowdive

Początkowo perfumy pachną bardzo woskowo, niczym ogrzane w dłoniach świece, uzupełnione niemampojęciajakimi kwiatkami. Zaraz jednak naturalnie ewoluuje w kierunku słodkiego miodu. W tle przewija się akord suszonych owoców bardzo przypominający mi Berdoues Maasai Mara oraz nuta tytoniowa, lecz łagodna w gatunku złotej virginii. Ciekawy zapach, sprawia wrażenie bardzo organiczne, choć nie ukrywam, że trochę przytłacza mnie swoją słodyczą.


Le Couvent / Tonka 

Słodkie migdałowe otwarcie już od początku zapowiada, że mamy do czynienia ze słodziakiem, chociaż odrobina drzewnej paczuli trzyma cukier w ryzach. Osoby postronne wspominają o pomarańczy, ale ja jej nie czuję. Wielkiej ewolucji nie ma, perfumy dość szybko obierają kierunek tonkowo-benzoesowy i w takiej formie trwają już do końca. Podoba mi się, ale raczej na kimś innym, lub z bluzy następnego dnia. Natomiast w noszeniu mnie zmęczył i utwierdził w przekonaniu, że nie dla mnie takie słodkości. Niech cieszy kogoś innego.


Mark Buxton / Why not a Cologne

Okazuje się, żę piętno Aventusa odcisnęło się również i na mnie, bo gdy wyczułem cytrusowo-ananasowe otwarcie, to przez chwilę w głowie zaświtał mi właśnie Creed. Zaraz jednak to wrażenie zostało przełamane wyraziście zielonym akcentem bazyliowym w formie zbliżonej do tej Guerlain Mandarine Basilic, a świeżego owocowego obrazu dopełniło jabłko, choć niestety dość syntetyczne. Gdzieś daleko w tle można dostrzec bliżej niezidentyfikowane kwiatki. Baza zaś ma charakter wytrawnie drzewny z wiodącą rolą ‘buxtonowej’ wetywerii, ale wyczuwam również mech i cedrowe wióry. Nic odkrywczego, takie męskie świeże pachnidło z bardziej rozbudowanym wątkiem owocowym. Otoczenie jest zgodne: pachnie cytryną i może coś w tym jest, bo w późniejszej fazie można wyczuć jakieś odległe echa Eau Sauvage Cologne. Sam fakt, że coś czuli świadczy o tym, że z projekcją nie jest źle, choć mi akurat wydała się delikatna. Sam jestem ciekaw jak się sprawdzi latem, bo mam problem ze znalezieniem sobie czegoś bardziej stałego na upały.


#perfumy #recenzjeperfum #smrodysaradonina

7d2c3be2-fb86-470f-9935-9520b87aaec1
Qtafonix

@saradonin_redux Tak czytam o tym Arabian Oud i dochodzę do wniosku że z większością perfum opartych na tym typie oudu jest podobnie. Przy skórze czasami są nie do wytrzymania, ale im dalej od miejsca aplikacji tym lepiej a nieraz i bajecznie. Ciekawostka - mam Blue Oud w postaci attaru i wrażenia są bardzo zbliżone do wersji spray, ale oud jest jeszcze bardziej wyczuwalny i wali piękną oborą na kilometr

Zaloguj się aby komentować

Bortnikoffa ciąg dalszy.


Bortnikoff / Dubai

Na samym początku lekko animalny oud z cytrusami, przez chwilę miga mi przed oczami mandarynka w krowim łajnie (kto pamięta Junaid Hajar?), ale zaraz dołączają słodkie egzotyczne owoce. W krótkim czasie perfumy obierają kierunek owocowo-skórzany, w którym główne role należą do marakui i skóry w wydaniu orientalnym. Ze skórkami to ja tak średnio, słodkościami również, więc jest to zapach daleko spoza mojej strefy komfortu, ale nie da się ukryć, że dobre to jest. Miał @Qtafonix nosa, potencjalnie sztos na sezon wiosna-lato.


Bortnikoff / Rich (Elixir)

Otwarcie daje po nosie oudem o wyraźnie sfermentowanym i nieco stajennym profilu, nie na tyle jednak żeby odrzucał. Kwasowość dodatkowo podkreśla kropla soku z bergamoty. Po kwadransie kompozycja zaczyna skręcać w kierunku skórzanym i to jest taka fajna, gruba skóra o ciepłej barwie jak w Iron Duke. W drydownie wpleciono jeszcze paczulę w wersji leśno-zbutwialej. Legancko, ale zwierza trochę czuć, nie da się ukryć.


Bortnikoff / Santa Sangre

Otwiera się zapachem budyniu waniliowego, który na szczęście ustępuje miejsca kwiatom na kremowej bazie z sandałowca z odrobiną waniliowego ptasiego mleczka. Już to kiedyś wąchałem i miałem podobne wrażenie: słabo.


Bortnikoff / Tabac Dore

W otwarciu przez chwilę słodko wybrzmiewają czekoladki z rumem. Zaraz jednak dominuje tytoń i to nie byle jaki. Prawdopodobnie jest to tytoń idealny dla niejednego wielbiciela aromatu naturalnego tytoniu, który oczywiście nie ma nic wspólnego z plastikowymi ulepami z naklejką Ford, Argos czy tym bardziej Mancera. Bawiłem się kiedyś trochę w macerację liści tytoniu i Tabac Dore bardzo mi przypomina absolut cohiba robusto zakupiony od zdolnego duńskiego amatora. Łączy w sobie organiczną słodycz z surowością ciemnych fermentowanych frakcji. Kompozycję wyraźnie łagodzi trwający właściwie cały czas wątek waniliowy ze szczyptą cynamonu. Całość podana na wytrawnej, drzewnej bazie. Mam zagwozdkę, bo albo zmieniła mi się percepcja, albo Dmitry majstrował w składzie, bo o ile kiedyś miałem wrażenie mokrego tytoniu i początek był bardziej rozgrzewająco koniakowy, to obecna wersja wydaje mi się dużo bardziej sucha, wręcz pudrowa, być może przez większy udział piżmianu. Nie wiem, strzelam. Nadal jest to znakomite pachnidło, ale mniej mi się podoba niż poprzednio.


Ilustracja z oficjalnej strony Bortnikoff.

#perfumy #recenzjeperfum #smrodysaradonina

e56ce79a-9616-4ddf-8e5b-3c06fb4fa71f
Grzesinek

Ależ ja na Santa Sangre miałem odruch wymiotny. Nie cierpię laktonicznych nut a tu dostałem ciepłym mlekiem w nos. Mój osobisty koszmar

Qtafonix

@saradonin_redux mi z kolei Rich przypominał wypadek przy pracy, głównie przez akordy skórzane które bardzo mi się kojarzyły z popularnym motywem w mainstreamie, tylko nie pamiętam w których dokładnie perfumach występowały.

Mbs001

Dla mnie Rich to jest klon Ombre Leather Toma Forda, zapachy baardzo podobne.

Zaloguj się aby komentować

Cisza na tagu, więc zapraszam na krótkie notatki z sampli niszy amerykańskiej.


Apoteker Tepe / Brother Night

Brother Night aka Wszystkich Świętych 1998. Napiszę po fragrantikowemu. Cofnijmy się ze dwadzieścia lat wstecz: późna jesień, mały wiejski cmentarz, grabarz uprzątnął alejki i w kącie pali zgrabione wcześniej liście oraz uschnięte wieńce pogrzebowe i wiązanki zwiędłych kwiatów. Właśnie tak to pachnie: dym z ogniska i suche kwiaty. Pogrzebowo i melancholijnie.


Apoteker Tepe / The Holy Mountain

Przeczytałem kiedyś na parfumo taki opis autorstwa Mlleghoul “my favorite Apoteker Tepe perfume is The Holy Mountain, and it smells like a beardy grandmaster max-level wizard summoning the ultimate ancient mystical dragon lord of the 11th realm” no i wiedziałem, że muszę te perfumy sprawdzić. Przy bardzo pośpiesznej pierwszej próbie wydał mi się premium wersją Botafumeiro, ale po dokładniejszych testach pokazał o wiele więcej. Owszem labdanum gra w tej kompozycji istotną rolę, jednak wachlarz wrażeń jest rozbudowany o przeplatające się wątki drewnianych wiórów, sosnowych żywic, kadzidła i “beaufortowej” wędzonej herbaty. Jednocześnie kompozycja zblendowana jest tak umiejętnie, że nie popada w skrajności, w żadnym wypadku nie jest przytłaczająca, ani agresywnie dymna i wbrew pozorom nosi się bardzo komfortowo. Niesamowity żywiczny zapach, ląduje na wishliście, ale bez spiny.


Pineward / Eldritch

Połączenie sosnowego olejku i mentolu sprawiło, że pierwszym skojarzeniem był sztyft do nosa. Zaraz jednak to wrażenie przełamuje aromat gorzkiej i nieco dymnej herbaty, wcale jednak nie umniejsza aptecznego charakteru, bo tym razem zamigotał mi w głowie jakiś ziołowy syrop na kaszel, albo tabletki na gardło. Wrażenie to pogłębia się tym bardziej, że z czasem mieszankę uzupełnia także akord miodowy.


Pineward / Murkwood

Ciemnozielona, niemal czarna lepka ciecz z zawieszonymi w niej czarnymi drobinkami - wskazana ostrożność, gdyż aplikacja na ubrania na pewno skończy się plamami. I tak też pachnie: brudna zieleń, mnóstwo sosnowych żywic, świerkowe igły i wilgotna ściółka. Wszystkie te elementy dodatkowo zagęszczone w bazie mirrą składają się na realistyczny obraz borealnego lasu iglastego. Naturalne, dobre, choć monotonne perfumy.


Ilustracja pożyczona z oficjalnego sklepu Pineward

#perfumy #recenzjeperfum #smrodysaradonina

714e9b3d-3d70-4134-a6ec-15e22aa90a56
wonsz

Po fragrantikowemu to by było:

Stoję w centrum Midgaru, przede mną piętrzy się okazały wieżowiec korporacji Shinra. Na samą myśl możliwości obcowania z olfaktoryką gruczołów łojowych obiektu Red XIII przechodzą mnie dreszcze podniecenia...

pedro_migo

@saradonin_redux poznałem Pineward jakoś w podobnym czasie co Bortnikoff, pamiętam, że początkowo nawet bardziej mnie zaskoczył, choć nie był to mój styl. Jakość na prawdę świetna. Warto sprawdzić jak ktoś lubi mroczne, leśne klimaty.

Earl_Grey_Blue

Pisałem magisterkę z cmentarzy, więc ich zapach mnie przekonuje :3 trzeba kiedyś wypróbować

Zaloguj się aby komentować

Kolejny odcinek z testowania perfumek, aby urozmaicić nieco niedzielne popołudnie.


D.S. & Durga / Grapefruit Generation

Cytrusowy świeżak jakich wiele w mainstreamie i tańszej niszy. Wcale nie powalający naturalnością, ani szczególnie grejpfrutowy, bo czuć vibe cytrynowego płynu do naczyń. Od biedy można się psiknąć latem albo na siłkę, ale można znaleźć lepsze i tańsze pachnidła na takie okazje. Słabo.


D.S. & Durga / St. Vetyver

Większość znanych mi wetyweriowych perfum pachnie zimną zielenią w odcieniach albo trawiastym, albo ziemistym. Tym bardziej miło zaskoczyła mnie interpretacja autorstwa Davida Setha Moltza. Już w otwarciu zielona, trochę guerlainowska wetyweria miesza się z zapachem brązowego cukru trzcinowego tworząc efekt raczej miły i ciepły niż poważną, dystansującą zieleń. W ogóle nie kojarzy mi się z mokrą trawą, a przybiera postać podobną jak Le Couvent Vetiver, przypominającą mi orzechy włoskie, tylko tym razem w słodkawym, przez co lekko deserowym wydaniu. W tle pojawia się też akord rumowy, ale nie mocno alkoholowy, a w formie mocno rozwodnionej, jakby mohito pozbawione mięty. Znakomite, bardzo komfortowe pachnidło i jedna z bardziej oryginalnych interpretacji wetywerii jaką miałem okazję wąchać. Jeśli miałbym do czegoś porównać, to najbliżej byłby zapomniany Guerlain Homme L'Eau Boisee. Należy podkreślić, że nie jest to żaden dziwoląg, St. Vetyver jest bardzo noszalny i raczej uniwersalny. Podoba mi się, nawet bardzo i polowałbym na flakon gdyby nie to, że mimo dobrej trwałości wydał mi się bardzo delikatny.


Tom Ford / Black Lacquer

W zasadzie wszystko się zgadza, miał być lakier, jest lakier, tylko nie do drewna, a do paznokci w towarzystwie toksycznego dymu z palonego plastiku. Po kilkunastu minutach zostaje w zasadzie sam topiony/palony plastik. Dawno nie wąchałem nic tak chujowego.


Wolf Brothers / Wolf

Nie wiem dlaczego spodziewałem się czegoś mocno niszowego. Tymczasem wilk okazał się przyjemniaczkiem. Otwarcie bardzo pieprzne, świętujące, ocieplone nieco szczyptą kardamonu. Po chwili jasnym się staje, że dominantą będą jednak akordy leśne, mamy zatem sosnowe igły, żywice oblepiające pnie drzew, akordy drewniane, tartaczne i przestrzenną, molekularną wetywerie zaserwowaną w sposób zbliżony jak w Biosie Imperialnym. Aby leśny obrazek był kompletny, to baza jeszcze pachnie mchem dębowym. No i sam nie wiem, bo z jednej strony podoba mi się kompozycja, z drugiej drażni ten boisikowy motyw.


Ilustracja z oficjalnej strony Wolf Brothers

#perfumy #recenzjeperfum #smrodysaradonina

3d21b4d1-7590-40b3-8863-1d6ca853b94c
Qtafonix

@saradonin_redux Ford w formie, największy chemol jaki czułem od dawna

Zaloguj się aby komentować

Za oknem znacznie cieplej, więc gdyby ktoś zatęsknił za latem, to może się psiknąć świeżaczkiem. Dzięki uprzejmości @Qtafonix miałem okazję sprawdzić jak w tej kategorii zapachowej poradził sobie Dmitry Bortnikoff 


Bortnikoff / Musk Cologne 

Ej, ładne. Czyściutkie kwiatki z lekko pikantnym piżmem. Mydlanie, nieco animalne, ale bez też bez vintage piżmaka-kozaka a’la król. Wręcz przeciwnie, jest nowocześnie i mimo kwiatowego profilu raczej męsko. Znacznie bardziej mi się podoba niż zawiesisty Musk Khabib, czuć jakość, ale kompozycja utrzymana jest w lepszym tonie, komfortowa i bez nadmiernego przepychu. Zdecydowanie najlepsza pozycja w tym zestawieniu.


Bortnikoff / Cologne Céleste

Soczyste, intensywnie cytrynowe otwarcie, uzupełnione później słodką, oranżadkową pomarańczą na delikatniej i w zasadzie mało istotnej drzewno-mszanej bazie. I co? I tyle, nie ma o czym pisać, bo to bardzo prosty zapach. Owszem, całkiem ładny i bardzo orzeźwiający. Tylko ta oranżada kojarzy mi się raczej tanio, bo bardzo przypomina 100bon Eau de The & Gingembre, za który płaciłem około 0,9 zł/ml XD Najsłabszy zapach z linii.


Bortnikoff / Cologne de Feu

Fajne pomarańczowe otwarcie, soczyste i lekkie w stylu linii Aqua Allegoria Guerlaina. Po chwili dołączają: brzoskwinia, malina i delikatny motyw kwiatowy. Ładne, ale no właśnie znów mam wrażenie, że już to wąchałem znacznie taniej i ten sok postawiłbym na półce nie obok flaszek z linii Oud Bortka, a gdzieś pomiędzy AA Pamplelune i AA Orange Soleia.


Bortnikoff / Cologne de la Terre

Właściwie od początku pachnie jak cytrynowe nadzienie markizów mafijnych. Po chwili dołącza syntetyczne zielone jabłko i czyste białe piżmo. Z jednej strony zupełnie nie pasuje do stylistyki, do której Bortnikoff mnie przyzwyczaił. Nie ta klasa. Z drugiej - pachnie to całkiem przyjemnie, choć należy sobie samemu przemyśleć, czy jest warte tych pieniędzy.


Ilustracja z profilu fb marki Bortnikoff

#perfumy #recenzjeperfum #smrodysaradonina

24e8d7e4-49b7-47c6-ab36-5cb440945073
Grzesinek

@saradonin_redux Ta kolorowa seria to chyba największy niewypał Bortka.

Ramsey często wspomina że Dima był w tym czasie bardzo chory to była chyba końcówka plandemii i na pewno ktos go zastapil przy tworzeniu tej linii bo nie ma opcji żeby Dima takie gnioty wypuścił. Ramsey wtedy stawiał że Maksim testował swoje umiejętności co jest całkiem prawdopodobne.

Qtafonix

@Grzesinek Jedynym beneficjentem w tej sytuacji jest w takim razie Maksim który coraz śmielej sobie radzi z jego własnym brandem :).

saradonin_redux

@Grzesinek te testy uratowały mnie przed blindem, bo ceny na beautinow wydawały się całkiem kuszące. Wcale nie uważam, żeby były tragiczne, ale równie dobrze mogę małżonce podkraść Allegorie, co zresztą niekiedy mi się zdarza, bo Mandarine Basilic i Pamplelune uważam za świetne świeżaczki.

Cris80

@saradonin_redux dla mnie w seri Cologne to tylko Moss który jest dla mnie numer jeden z tej linijki i Amber później Musk, pozostałe do zapomnienia

pedro_migo

@saradonin_redux tych z kolorowymi blaszkami nie znam, seria Cologne nic specjalnego, choć uwielbiam Moss; Amber też spoko, ale w podobnym wydźwięku sugeruje Oud Sinharaja

Grzesinek

@pedro_migo Sinharaja to już inna bajka. Zjada wszystkie te cologne.

pedro_migo

@Grzesinek wyczuwam podobieństwo między Amber Cologne i Oud Sinharaja, stąd wspomniałem, bo lepiej zrobić taki „upgrade”, Sinharaja topka letnich zapachów moim zdaniem

Zaloguj się aby komentować

Zacznę z grubej rury od Beauforta. Cała ta zajawka z perfumami buja się u mnie jak sinusoida pomiędzy okresem intensywnego testowania, a okresem przesytu, kiedy skupiam się na cieszeniu się tym, co już mam. No to skoro jestem w tej pierwszej fazie, to znów będę wrzucał jakieś wpisy krótkimi seriami.


Beaufort / Terror & Magnificence

Mała zaległość, jakoś mnie ten zapach dotychczas ominął. Wcale nie taki terror jak można by sugerowała nazwa. Pierwsze co się rzuca w oczy (nozdrza) to charakterystyczna goryczka smoły brzozowej, mmm, lubię ją. Do tego cypriol i tytoń uzupełnione odrobiną mirry i medyczną nutą przypominającą jakąś starą maść na stawy, bóle egzystencjalne i wszystko inne. W porównaniu do wcześniejszych dymnych mocarzy, nie ma tu raczej nic szokującego. Efekt tej mieszanki jest w gruncie rzeczy całkiem przyjemny, może nawet przytulny. Problem w tym, że całość wybrzmiewa trochę mdło, czegoś mi w tej kompozycji brakuje, jakiejś iskierki geniuszu starszych tytułów marki.


Beaufort / The Grudge 

Beaufort w formie. Perfumy mogą się nie podobać, ale koncepcyjnie są tak blisko perfekcji jak to tylko możliwe. Zapach morza, ale jakże inny od dotychczasowych niszowych interpretacji. W przeciwieństwie do Black Sea czy Megamare, nie mam żadnych skojarzeń toaletowych, wręcz przeciwnie, kompozycja w ogóle nie próbuje wpasować się w nurt aquatic. I bardzo dobrze. Typowe aquatic j⁎⁎ią nieznośnie chemicznie, niczym niebieska zawieszka w smutnym kiblu na stacji benzynowej. W otwarciu przez chwilę czuć nieco kadzidła i gnijące jesienne liście. Trzon The Grudge stanowi jednak słona ambra, której syntetyczność jest oczywista, ale mimo to plasuje się poziom wyżej niż typowe morskie molekuły pokroju calone itp, jest brudna i animalna. Towarzyszy jej ziołowy akord w stylu Acqua di Portofino Sail, wodorosty, mchy, zgnilizna i żywice. Jest w nim jakiś mrok, łatwo wyobrazić sobie zimne, wzburzone fale rozbijające się o skaliste wybrzeże albo kuter rybacki. Po kilku godzinach daje się wyczuć spadek jakości w postaci morskich utrwalaczy a’la Pazzaglia. Komplementów nie będzie, stricte użytkowo jest to w pewnym sensie zapach odpychający, ale jednocześnie jaki trafny, niezwykle obrazowy i pobudzający wyobraźnię. Idealnie zatem wpasowuje się w portfolio marki, która popularność zyskała skupiając się na bezkompromisowej realizacji artystycznych wizji. Tylko parametry jak na Beauforta wydają się słabowite, bo VEA przy takim oprysku by mnie udusił.


Beaufort / Pyroclasm

Beaufort pełną gębą. Jałowiec, zimny metal, jakaś świeża ‘powietrzna’ molekuła przypominająca powiew wiatru. Kojarzy mi z zapachem pobliskiego stalowego mostu pieszego nad torami kolejowymi. Przemysłowy relikt minionej epoki, zardzewiała, zaniedbana konstrukcja prowadząca wzdłuż pozostałości zakładów metalowych, niegdyś ogromnej fabryki, dziś ruin przypominających widokówki z Czarnobyla. W tle elemi zmieszane ze swądem przypalonej elektroniki. Syntetyczny, zimny, industrialny, ale znów działający na wyobraźnię. Brzmi groźnie, ale ma w sobie jakąś niespodziewaną lekkość i świeżość. Dobre perfumy, obrazowe, choć dla wielu pewnie nienoszalne. Tonnerre Light.


#perfumy #recenzjeperfum #smrodysaradonina

7aaebae1-72c9-499a-a905-65e049a0a441
wonsz

medyczną nutą przypominającą jakąś starą maść na stawy, bóle egzystencjalne i wszystko inne

@saradonin_redux ooo to to, dlatego właśnie pogoniłem ten flakon. Nie mogę sobie przypomnieć z którą witaminą była to maść ale dokładnie takie skojarzenie mam od samego początku. Wydaje mi się że to szafran, ale na szczęście już mnie ten temat nie dotyczy. No a nowa linia wygląda spoko...

Zaloguj się aby komentować

Dzięki uprzejmości @pedro_migo , któremu serdecznie dziękuję, ponownie dane mi było zasmakować rarytasów Ensar Ood. Przy tych bardziej złożonych kompozycjach znów pojawił się problem z wyłuskaniem detali, bo blend EO jest bardzo spójny i na ogólne wrażenie składa się więcej niż suma poszczególnych składowych. W każdym razie więcej nie wymyślę.


Bishara Attar

Zaciągnąłem się nad próbką: mmm, kaweczka. No i faktycznie, po aplikacji pachnie jakościową kawą, ale już z kokosem. Żeby było jeszcze ciekawiej, na drugim planie czuć dodatkowo budyń bananowy doprawiony cynamonem i goździkami. Kompozycja z pozoru dziwaczna, ale działa. Z czasem ten budyń zanika, a dzięki charakterystycznej mieszance przypraw przypomina trochę ciasteczka korzenne. I to wszystko podane na sandałowo-oudowej bazie w stylu Extra Virgo, choć może to przez kawę to skojarzenie. Świetny gourmand, naturalny i wciągający, bez typowej dla dla tego nurtu prymitywnej słodyczy.


Jamaican Ambergris

Jakie to jest dobre! Eksplozja upojnej, egzotycznej słodyczy. Szczerze? Nie mam pojęcia, czym to pachnie, trudno mi wyodrębnić zbyt wiele detali. Ogólne wrażenie to mieszanka tropikalnych owoców i egzotycznych kwiatów. W dość krótkim czasie dochodzi element kremu do opalania, który z doświadczenia wiem, że pochodzi od frangipani. Poza tym, jest słodko, nektarowo-owocowo, ale w żadnym wypadku nie ulepnie. Po dobrych kilku godzinach zapach staje się bardziej wytrawny i wtedy już wyraźnie wyczuwalna jest słona ambra. Jak normalnie słodkich perfum za bardzo nie lubię, to te są po prostu magiczne i ciągle chce się wąchać. Na wypadek wygranej w totka ląduje na wishliście.


Ottoman Ambergris Assam Sultan

Podobnie jak w Jamaican Ambergris, otwarcie pachnie słodką mieszanką egzotycznych owoców i kwiatów, tylko tym razem ciężar spoczywa bardziej na kwiatach. Znów nie wiem czym dokładnie. Zamiast kremu do opalania zapach skręca w kierunku pudrowej mimozy (i prawdopodobnie lotosu, bo ta nuta już w EO bywała i to chyba to). Pod spodem skrywa się zaś element zwierzęcy w klimacie cywety i delikatny kamforowo-mentolowy detal, a całości dopełnia baza piżmowo-ambrowa z niuansami drzewnymi. Świetna kompozycja, mniej słodka, a bardziej zachowawcza niż Jamaican, ale przez to bardziej dostojna i uniwersalna.


Oud Royale Taifi Sultani

Popisowy duet dwóch składników: oudu i piżma. Te dwa elementy dominują od nieco animalnego początku do końca. Oud jest z gatunku tych mrocznych, wytrawnie drzewny, gęsty, oleisty. Prowadzi dialog z charakterystycznie pudrowym piżmem. Kompozycję uzupełnia, a zarazem zmiękcza i wygładza róża, na początku bardzo słodka, po czym szybko łagodnieje, by z czasem znów nabrać intensywności. Niby nic odkrywczego, ale czuć, że to jest top jakość. I przez jakiś czas jest naprawdę "wow", ale po kilku godzinach wychodzi jeszcze nuta ziemista, która zaburza mi odbiór, bo nie mogę odeprzeć skojarzenia z ubrudzonymi ziemią burakami.


Santal Sultan

Zgodnie z nazwą głównym bohaterem jest eleganckie i kremowe drzewo sandałowe. Początkowo towarzyszy mu pieprzny element przyprawowy i pudrowa mimoza. Z czasem kompozycję dopełnia bardziej tartaczny akord cedrowy. Ładne perfumy, naturalne i świetnie wyważone, ale no nie wiem o czym pisać, bo to jest po prostu ekstremalnie dobrej jakości sandał, więc czuć klasę, ale nie dygnął tylko dziwnie się poczułem, co mi się zdarza przy dużej koncentracji naturalnego sandałowca, który chyba mi nie służy.


Shuyukh Attar

Pierwsze minuty są bardzo wyraziste: kwaśne, sfermentowane, z nutą wilgotnej zieleni, ale takiej zleżałej, jak gnijąca trawa z kosiarki. W krótkim czasie zapach ewoluuje do drzewno-skórzanego oudu. Uwagę zwracają dwa charakterystyczne detale: pierwszy to element gumowy przypominający dętkę lub oponę, drugi to bliżej nieokreślona delikatna owocowa słodycz (może mango?). Niby obory nie doświadczyłem, ale szczerze mówiąc, z powodu tej gumy efekt jest nieszczególnie przyjemny.


Sultan Red Rose Isparta

Otwarcie jest kwaśne: róża, kwaśne cytrusy, orientalne kadzidło. Trochę dziwna kombinacja – ta kwasowość mi osobiście przeszkadza. Róża jest słodka, marmoladowa, ale też z pewnymi niuansami zielonymi i ogrodowymi. Na szczęście cytrusy dość szybko gasną, balans się wyrównuje i robi się znacznie przyjemniej: połączenie róży z lekko animalnym oudem, które kojarzy mi się z Oud Maximus. Dodatkowo kadzidełko stopniowo ustępuje miejsca piżmu – tym razem bardzo grzecznemu – które wygładza kompozycję. Po kilku godzinach róża robi się słodsza, wręcz mam wrażenie, że malinowa, a piżmowo-drzewna baza nabiera pudrowego charakteru.


Moi faworyci to (nie wierzę, że to piszę) słodziaki: Jamaican Ambergris i Ottoman Ambergris Assam Sultan - świetne i wielowymiarowe kompozycje.


#perfumy #recenzjeperfum #smrodysaradonina

d4b0c31f-31ba-4f3b-92ea-31e7b67a6ca1
pedro_migo

@saradonin_redux świetnie opisane!

Na tyle na ile znam Twój gust myślałem, że Bishara Attar totalnie Ci nie siądzie, a tu spore zaskoczenie. Gourmand to też nie moja kategorii, a sam się nim pozytywnie zaskoczyłem.

Qtafonix

@pedro_migo U mnie z kolei Bishara Attar trafił na prawie sam dół pozanych zapachów od Ensara. Jak lubię gourmandy ten mi kompletnie nie leżał a nuta kokosowa była totalnie mdła. Nie jestem wielkim fanem kokosa, ale lubię implementację tej nuty u Arabów, tutaj zaś był niewypał, a szkoda bo jest to hajpowany zapach :D.

Mywave

@Qtafonix przez jednego gościa chyba xd

Zaloguj się aby komentować

Mało ostatnio testuję, ale mam słabość do włoskiej niszy, więc wpadło kilka odlewek.


Arte Profumi / Hareem Soiree 

Prosta konstrukcja, ale zapach mimo to bardzo oryginalny. Składniki są trzy, ale główne role tak naprawdę są dwie. Po pierwsze mirra, która jak to mirra łączy w sobie składowe gorzkie i żywiczne z subtelną słodyczą i umiarkowanym ciepłem. Po drugie ambra, tutaj w wydaniu słonym, wręcz nieco animalnym, czy potowym. Gdzieś tam w tle pojawia się róża o metalicznym zabarwieniu, ale nie wybija się mocno, a z czasem zanika i w sumie dobrze, bo nie podoba mi się to metaliczne oblicze. Na tym w zasadzie kończy się ewolucja tych perfum, bo już do końca trwania zostajemy z duetem mirra-ambra, gęstym, lepkim, może nawet trochę cielesnym. Ciekawy psikus z projekcją, bo po aplikacji nie wydają mi się jakoś specjalnie mocne, ale niosą się w powietrzu i w biurze czułem je jeszcze następnego dnia. Perfumy raczej nie dla każdego, ale zwracają uwagę osób trochę już obytych sensorycznie.


Arte Profumi / Sine Tempore

Otwarcie jest bardzo rześkie i ocieka limonkowym sokiem. Niemal od razu dołącza wetyweria, która po chwili dominuje całą kompozycję. Wetyweria natomiast podana została bardzo fajnie, na świeżo-zielono. Pierwsze skojarzenie to Guerlain Vetiver, ale w Sine Tempore zieleń jest jakby jaśniejsza, bardziej przejrzysta. Daje się też zauważyć lekkie akcenty orzechowe, które kojarzą mi się z Le Couvent Vetiver. Czasem mam też wrażenie, że dodano odrobinę mentolu. Nie wyczuwam natomiast elementów mocno ziemistych, charakterystycznych dla np. Sultan Vetiver, dzięki czemu całość jest relatywnie przystępna i zachowuje świeżość. Parametry słabowite, sugerowałbym jednorazową aplikację w ilości 0,5-1,0 Barcola, co w cenie rynkowej oznacza rozbój, ale w lucjanowej może być. Może trochę jednowymiarowy, ale ładny, czysty, wiosenny zapach. 


Astrophil & Stella / In Extremis 

Zgodnie z zamysłem In Extremis miał być perfumową odą do twórczości włoskiego malarza Michelangelo Merisi da Caravaggio. Sam zapach jest przede wszystkim skórzany, ale co to jest za skóra! Na początku skórze towarzyszy gorzko-dymna woń: jakieś suszone zioła, trochę dziegciu, gdzieś tam wplecione wysuszone płatki kwiatów. Wątek kwiatowy z czasem przybiera na sile, a żeby nie było zbyt infantylnie, to wraz z jego rozwinięciem dociera też zapach zatęchłej piwnicy pod postacią wspaniale podanej paczuli (przypominającej mi Rites de Passage) uzupełnionej słonym akordem ambrowym. Przewijają się też jakieś wątki drzewne, spójnie zlepione i trudne w identyfikacji. Z czasem łagodnieje do bardziej strawnej postaci skórzano-paczulowo-drzewnej. Dobra rzecz, bogata i umiejętnie złożona, choć wcale nie jest łatwa i dla niektórych może okazać się nienoszalna. Zastrzeżenia można mieć jedynie do chimerycznej projekcji, bo przez pierwszą godzinę wydaje mi się bardzo mocna i skutecznie maskuje wszelkie zapachy otoczenia, po czym gwałtownie spada i osiada blisko skóry. A może po prostu mam przepalony nos. Giuseppe Imprezzabile bardziej znany pod pseudonimem Meo Fusciuni ponownie udowadnia, że wśród perfumowej miernoty jest artystą wybitnym. Na pewno gratka dla miłośników poprzednich dzieł Włocha takich jak Varanasi czy Last Season, a może spodobać się też użytkownikom GGA. 


Ilustracja: Caravaggio - Siedem prac Merkurego (Sette opere di Misericordia, 1607)

#perfumy #recenzjeperfum #smrodysaradonina

06311ec8-ee60-4c24-90c2-098dc7635a97
minaret

@saradonin_redux Jak Pan Saradonin perfumki opisze to nie ma c⁎⁎ja we wsi

saradonin_redux

@minaret byś poczytał @dziadekmarian chłop buduję narrację jak Stephen King

Zaloguj się aby komentować

Krótki przegląd kilku ciekawostek od Prina Lomrosa.


Prissana / Ma Nishtana

Początek jest zimny, aldehydowy, zaraz jednak wkraczają przyprawy: pieprz, szafran, kmin. Potem goździk z kadzidłem przywołuje skojarzenia z Lavsem, mimo, że to bardzo różne zapachy. Samo kadzidło zaś gra mi tu w kolorze bardziej zieleni niż kościelnej szarości, jest drzewne, organiczne, trochę w stylu CdG Kyoto, tylko o znacznie większej głębi i z mirrą w tle. Ogólne wrażenie jest przyprawowo-kadzidlane i moim zdaniem zupełnie nie kościelne. Ubolewam tylko nad mocą tego pachnidła, gdyż jest stosunkowo delikatne.


Prin / Anatolia 

Trochę takie perfumowe dziwadło. Z jednej strony nos atakuje intensywny zapach owocowych galaretek w cukrze - słodki w opór, syropowy, infantylny. Z drugiej strony jest lekko przydymiona skóra i ziemista paczula. Jaskrawy, kontrastowy zapach. Efekt jednak całkiem ciekawy, ma coś w sobie przyciągającego, ale i męczącego zarazem.


Prin / Mandodari

Duszące aldehydowe otwarcie sprawia wrażenie bardzo vintage. Tego wrażenia nie umniejsza wcale dodatek kminu, który w połączeniu z cywetem przypomina zapach damskiego potu. Po chwili kompozycję dominuje bukiet kwiatów białych i żółtych, ale tak splecionych, że niczego nie rozpoznaję (ale też c⁎⁎ja się znam na kwiatach, także ten). Gdzieś tam przez chwilę zaświtało mi skojarzenie z kwiatową fazą Quando rapita. Coś jest w tych perfumach kremowego, co w połączeniu z tymi kwiatami budzi skojarzenie kosmetyczne, zapach luksusowego kremu do twarzy, czy coś w tym guście. Z tą ‘kosmetycznością’ kontrastuje detal delikatnie dymny, a może popiołowy, bo ni stąd, ni zowąd przypomniał mi się Myths. Zupełnie nie moja bajka. Do takich zapachów chyba się dojrzewa w tym samym momencie co do moherowego beretu, czyli jeszcze nie dziś. Za to to może być nie lada gratka dla miłośników staroświeckich, babcinych perfum.


Prin / Mriga

Ulala, od buta dostajemy w nos mocną dawką brudnego piżma. Do tego całe mnóstwo mchu, drzewa, żywice i różowa pasta Sama. Nie wiem co tu więcej napisać, dla mnie to po prostu bomba z piżma i mchu.


Strangers Parfumerie / Virginia

Łąka w płynie: polne kwiaty, trawa, wilgotna zieleń. Szczególną uwagę zwraca charakterystycznie goryczkowy mniszek pospolity zwany mleczem, który wprowadza element swojskości, takie “o hej, znam to!”. Daje się też wyczuć pewne podobieństwo do Fathom V, wrażenie wilgoci, zapewne za sprawą jakichś wodnych molekuł. Finalnie jednak efekt jest mniej parny, przypomina bardziej łąkę po deszczu niż zaparowaną szklarnie czy wazon po kwiatach, a całość pachnie jakościowo po prostu lepiej. Perfumy bardzo botaniczne. Zwykle nie przepadam za kwiatkami, ale to jest świetne.


#perfumy #recenzjeperfum #smrodysaradonina

f2e6b658-b764-44b8-b323-9ade4c0a98a3
pomidorowazupa

Mriga bardzo polecam, szczegolnie jesli ktos lubi siberian musk od ald.

dziadekmarian

@pomidorowazupa No właśnie. Mriga - tak, jak trudno uwierzyć w deklarowaną prawdziwość sandałowca powiedzmy w Santal Royal, to tutaj trudno uwierzyć, że Prin skomponował tak bardzo naturalnie wybrzmiewający akord piżma z syntetyków.

Zaloguj się aby komentować

Extra Virgo / Sacred Tobacco

Na początku był zwierz. A zwierz był od kastroreum. I być może oudu, nie wiem. Natomiast wrażenie jest animalne, nawet trochę gospodarcze. Następnie wkracza tytoń jakiego z reguły w perfumach nie uświadczycie. Żadne tam słodkie pulpy z ulepiako-vanille, ani gryzące red-chemiako, tylko dojrzałe, ciemne maduro. Ewolucja zapachu jest bardzo podobna do Animal Cafe, o którym było tutaj https://www.hejto.pl/wpis/extra-virgo-to-stosunkowo-nowa-marka-zalozona-we-florencji-przez-ksiecia-alexa-p gdyż po chwili pojawia się szczypta cynamonu, która dodaje pikanterii zapobiegając zbytniej statyczności. Animalno-drzewna baza zaś jest kopią wspomnianego Animal Cafe, co mimo niezaprzeczalnej jakości trochę mnie rozczarowało brakiem kreatywności, albo lenistwem, bo nie ma to jak stworzyć jedną bazę do kilku perfum. W zasadzie jedyną różnicę w bazie stanowi dymny akcent smoły brzozowej, dzięki której całość sprawia wrażenie bardziej zawiesiste i mroczne. Mimo to, podobnie jak Cafe, jest to za⁎⁎⁎⁎sty zapach.


Abdul Samad Al Qurashi / Loban Omani Blend

Świeże cytrusowe otwarcie, kwaśne i soczyste jakby wyszło spod ręki J.C. Elleny. Dla mnie na plus, zawsze wolałem takie naturalne ujęcie niż cukierasy. Po chwili dołączają żywice, ale raczej jasne, jakby z drzew iglastych. Zero orientu, zero dymu i kościoła. Nie wiem czy się ktoś nie pomylił, bo w ogóle bym nie pomyślał, że to perfumy arabskie. Ogólne wrażenie jest świeże i cytrusowo-drzewne, a flakon postawiłbym gdzieś obok Eau Sauvage Cologne, Terre d’Hermes i Galimard Aventure, najbliżej chyba tego ostatniego. Całkiem fajny jest, tylko jestem zdziwiony.


Ramon Bejar / Sanctum Perfume

Perfumy pachną znajomo, ale budując minimalistycznego kadzidlaka nie da się uniknąć pewnym podobieństw. Główną gwiazdą jest mirra podana w formie pełnej i realistycznej, aczkolwiek nieco mniej surowej niż w Samharam czy Mortel Noir. Trwa przez cały żywot zapachu spleciona z nutami drzewnymi. Progresja nie jest natomiast liniowa, gdyż na początku mirra jest zestawiona z kadzidłem, takim dość zielonym, a z biegiem czasu wygładzona zostaje słodkim benzoesem. Nie traci więc spójnej żywicznej formy, ale też unika statyczności. Znakomitej jakości kadzidlak.


Raydan / Al Luban

Producent podaje niby tylko jeden składnik, ale trudno w to uwierzyć, bo perfumy prezentują znacznie więcej wrażeń. Otwarcie jest wyraźnie cytrusowe i lekko słodkawe, coś w pograniczna świeżej limonki i cytrynowego kremu z ciastek mafijnych. Wyczuwam też delikatny i świeży element ziołowo-przyprawowy. Trzon kompozycji stanowi żywica kadzidlana, ale jasna i zgaszona, być może olibanum. Ma w sobie akcent zakurzony, coś w stylu starych pożółkłych i przykurzonych książek, i z tego powodu kojarzy mi się z Plein Jeu Sorcinelliego. Od pierwszego kontaktu nie mogłem powstrzymać wrażenia deja vu, gdzieś już to wąchałem, choć to niemożliwe. W końcu załapałem, że bardzo podobne wrażenie zrobił na mnie Holy Smoke Gosi Ruszkowskiej, o którym już kiedyś pisałem. Al Luban, to pachnidło ładne i zarazem bardzo przystępne. Myślę, że z uwagi na lekkość i świeżość mógłby być sztosik na lato.


Dziękuję @fryco za podzielenie się kilkoma fajnymi kadzidlaczkami.


#perfumy #recenzjeperfum #smrodysaradonina

2080a693-3cb8-40ae-a139-d82ab58771f3
dziadekmarian

@saradonin_redux Ramon (po polsku Roman) mnie intryguje. Poznałem dwa zapachy i niby nic, a jednak pamiętam. Parametry memiczne, no ale nie żądajmy zbyt wiele w tych PIENIĄŻKACH.


Czy Ty pisałeś kiedyś o Papillonach? Czytałem ostatnio o tej Pani. PIENIĄŻKI trochę duże za te zapachy, ale mają w sobie jakąś historię. Tak się zastanawiam - jako że Ty i @fryco używacie kadzidlaka zamiast polopiryny - co myślicie o Papillon. I czy znacie tego ze zmarłym koniem (Epona). Hę?

saradonin_redux

@dziadekmarian Papillon nie znam nic.

Jeśli zaś chodzi o polopirynę, to cos w tym jest, bo już nie pamiętam kiedy brałem. Kadzidło jak wiadomo stosowano w celach oczyszczających, głównie od złych duchów czy tam negatywnej energii zależnie od miejsca na świecie. Kto wie czy pod mianem duchów nie kryły się bakterie, olibanum ma właściwości antyseptyczne i przeciwzapalne.


Boswellia i olibanum w medycynie ajurwedyjskiej i europejskiej. Boswellia w medycynie sportowej.

dziadekmarian

@saradonin_redux o kurde, ile zastosowań!

Zaloguj się aby komentować

Ensar Oud to marka przez wielu uważana za high end perfumiarstwa i ostatnią prostą w tym dziwnym hobby. Recenzji nie było w planach, ponieważ to jest taki pułap cenowy, który generalnie jest poza moim zasięgiem i w kierunku którego rzadko spoglądam. Winnym całego zamieszania jest @pedro_migo który to bezinteresownie podzielił się ze mną próbkami za co oficjalnie dziękuję. Trochę czasu zajęło mi zapoznanie się z nimi, gdyż z uwagi na niewielkie ilości cennego soku testowałem nadgarstkowo głównie wieczorami przy książce. Po prostu szkoda mi było bezrefleksyjnie wylać na siebie zawartość i polecieć do pracy. Wielu detali i tak prawdopodobnie nie udało mi się wyłapać, gdyż konstrukcje są nieoczywiste, a część składników kompletnie mi nie znana i rzadko spotykana.


Aroha Kyaku Pure Parfum

Cytując klasyka: A surprise to be sure but a welcome one!

Przypomniało mi się, że ktoś na tagu wspomniał, że lubi EO za to że marka tworzy przyjemniaczki, a tu niespodzianka, bo zadymiło i to konkretnie. Pierwsze skojarzenie miałem z Notre Dame 15.4.2019 Sorcinelliego, gdyż Aroha Kyaku jest zdecydowanie dymny i smolisty, ociera się wręcz o rejony znane z perfum Beauforta. Szczególnie na początku dymu jest naprawdę dużo, ale jest on nie industrialny, a bardzo organiczny, przypomina brzozowy dziegieć, rozżarzony węgiel drzewny, ma w sobie też trochę kwaśnej drzewnej wędzonki. Mam też wrażenie, że pod tym dymem kryje się jakiś zwierz, specyficzny tłusty zwierzęcy akord. Dym stopniowo się rozjaśnia, staje się mniej smolisty, a coraz bardziej zaczyna przypominać aromat herbaty lapsang souchong (pycha!). Wówczas wydaje się że zwierza już nie ma i zostaję sam na sam z aromatem eleganckiej wędzonej herbaty i oudu w formie nieco mrocznej, przypominającej mi tą z Triad Bortnikoffa. Na dalszym etapie docierają jeszcze nuty wetywerii i ciemno palonych ziaren kawy. Fajna ewolucja, płynna i naturalna. Oczywiście, że mi się podoba, lubię takie dymne smrodki, znacie mnie.


Blue Kalbar Attar

Pierwsze skojarzenie to ‘staroświecki’ - tak mi na skórze zapachniało to złożenie pokaźnej dawki naturalnego cywetu, sandałowca i żółtych kwiatów. Lekko Kourosowy vibe, ignoranci mogą powiedzieć że toaletowy. Cywecik jest przepiękny, zmysłowy, choć oczywiście trochę zwierzęcy. Od pewnego czasu bardzo polubiłem się z tym składnikiem, robi niesamowitą robotę zarówno w starociach, jak i artisanach. Kwiaty zaś wybrzmiewają nieco kosmetycznie, pudrowo-kremowo, jak luksusowy kosmetyk. Ogólnie tekstura jest taka gładka, ułożona i kremowa. Trudno mi opisać jak to właściwie pachnie, poza tym że ładnie i chce się wąchać, bo określenie piżmowo-drzewno-kwiatowy może znaczyć cokolwiek. Jest to chyba najgrzeczniejsza z testowanych próbek, ale jednocześnie zniuansowana i wysokiej jakości kompozycja.


CP Raspberry Pure Parfum

Malina jest wyraźnie wyczuwalna już od samego początku i wywołuje wspomnienia. Pachnie jak domowej roboty syrop malinowy, który sąsiadka przynosiła mojej babci w zamian za jabłka lub porzeczki. To był taki mały fenomen wiejskiego barteru, że każdy się wymieniał z innymi tym, co miał i dzięki temu wszyscy wszystko mieli. W każdym razie kromkę razowego chleba polewaliśmy tym syropem, po czym posypywaliśmy to cukrem i to było coś w rodzaju wiejskiego bieda deseru. Po kilku godzinach zabawy w chowanego w sadzie smakował przepysznie. I tak mi właśnie pachnie ta malina, słodko, ale też żywo i bardzo naturalnie. Wraz z maliną jest całe bogactwo różnych składników: słodka marmoladowa róża, kremowe drzewo sandałowe, zwierzęce piżmo/cywet (przez sekundę nawet moczem zalatuje), pudrowe kwiaty a’la mimoza, dzieje się naprawdę dużo. Z czasem dochodzą jeszcze drzewa iglaste i delikatna smużka dymu, a może bardziej przypalonego drewna. Perfumy są złożone, a efekt końcowy jest czymś więcej niż składową użytych materiałów. Normalnie średnio lubię owoce w perfumach, bo nie oszukujmy się, najczęściej j⁎⁎ią tanim cukierkowym aromatem. Tu jednak wyszło z tego pachnidło nie tylko nadzwyczaj dobre i pełne smaczków, ale też przywołujące miłe wspomnienia.


Homeros SQ Pure Parfum

Na samym początku mamy starcie dwóch różnych światów. Z jednej strony zieleń drzew, może nie tyle leśna co parkowa. Z drugiej strony kwiaty i oud z elementami fermentacji przypominającymi estry owocowe w rodzaju moreli czy mirabelek. Gdzieś obok daję się też wyłapać aromat ciemnej czekolady lub gorzkiego kakao. Zieleń w przeciągu pół godziny przygasa, ale nie zanika, a perfumy skręcają w stronę ciemniejszą i bardziej przytulną za sprawą męsko wybrzmiewajacego piżma w typie vintage macho oraz tytoniu w stylu średnio jasnego cygara. To jednak nie koniec, zapach mimo że słabnie z powodu skromniej aplikacji to ewoluuje dalej. Na sile przybiera słona ambra, pojawia się brudna, ziemista paczula i wydaje mi się, że w takiej formie ambrowo-piżmowo-paczulowej trwa już do końca.


Iris Ghalia: Trifecta Pure Parfum

Jeśli ktoś spodziewa się biurowego irysiaka jak od Prady to go zmiecie z planszy. Początek jest tak zwierzęcy jak tylko się da. Nie żartuje, co prawda nie wali oborą, ale mamy całą gamę animalnych przyjemności: piżma, d⁎⁎y, stopy, śluzy i wydzieliny. Fetyszyści i inni miłośnicy zwierząt będą wniebowzięci. Zwierza dopełnia mieszanka przypraw, nie wiem dokładnie co, pewnie cały bliskowschodni bazarek. Dopiero potem jak ten zwierz się zadomowi i złagodnieje, to pojawia się irys, ale też bez żadnych szminek i puderniczek. Całe szczęście, bo babcinych toreb nie lubię. Irys w Iris Ghalia jest tłusty i maślany, przypomina mi trochę masło shea. W bardzo podobnej, tłustej i kremowej formie irysa spotkałem już raz w Extra Virgo Pangea. W drydownie głównie czuję właśnie maślanego irysa na piżmowo-cywecikowo-sandałowej bazie plus całość się lekko wysładza, traci na mocy i zostaje eleganckie, wyważone pachnidło.


Tibetan Musk / Tibetan Oud Pure Parfum

Jest wow od samego początku i coś co do mnie trafia. Tak, jest kadzidło, ale zupełnie nie kościelne, tylko orientalne. Pięknie, niby zielone, ale bije od niego ciepło. Podane zostało z różą i oudem, również miłym i ciepłym, z czekoladowymi akcentami, kojarzącymi mi się z tym, co czułem w Oud Monarch (miejcie jednak na uwadze, że znawcą oudu nie jestem). I to wszystko podane na nieco słodkiej, futerkowej bazie, za którą zapewne odpowiada tytułowe piżmo. Piszę ‘zapewne’, bo nie jestem pewien, jak dla mnie nie pachnie to ‘typowo piżmowo’ i zupełnie nie mam do czego się odnieść. Natomiast pachnie genialnie. Nie potrafię tego lepiej określić, ale ten zapach tworzy niezwykle ciepłą, relaksującą atmosferę. Na pewno róża odgrywa w tym zapachu istotną rolę, wprowadza element intymny, a przy tym nieco narkotyczny, bo trudno oderwać nos. Cudo, jakość składników fenomenalna, od razu wylądowało na chciejliście, ale zobaczyłem cenę i pewnie nigdy nie kupię.


1984 Pure Parfum

Mocarz, zaledwie odrobinę pomiziałem łapę, a w powietrzu bardzo wyraźnie rozszedł się mentolowo-zielony aromat. Potężna dawka mchu, zakładam że naturalnego, gorzka zieleń skontrastowana półsłodkim elementem nektarowo-miodowym. Kojarzy mi się z jakimś syropem na kaszel czy ziołowymi tabletkami na gardło. No i oczywiście piżmo, a jakże, wszystko wskazuje na to, że piżma to specjalność marki, tym razem w jeszcze innym stylu. Tu piżmo nie jest już takie przytulne, jest brudne, pachnie pierwotnie i bardzo męsko. W ciągu może kwadransa mentolowa zieleń się wycisza i daje się wyczuć słodycz ananasa i cierpki akcent cytrusowy. Drydown zaś zmierza w kierunku piżma i sandałowca, wzbogacony mchem i czymś w rodzaju zielonej herbaty. Zdecydowanie męski zapach. Nie do końca moja stylistyka. Najbardziej uwagę zwróciła gargantuiczna moc tego pachnidła.


Słowem podsumowania mogę potwierdzić, że Ensar Oud to przede wszystkim zachwycająca jakość składników, wśród których najbardziej wyróżniają się piżma o wyjątkowo różnorodnych odcieniach. Kompozycje również prezentują się ciekawie, są bogate i wielowymiarowe. To jest taki poziom, który trudno opisać, tego po prostu trzeba doświadczyć. Nie wiem po co mi to było, to jedno z takich doświadczeń, które zmieniają perspektywę, z których już nie ma powrotu do punktu wyjścia. Nic już nie będzie pachnieć tak samo. Przez chwilę nawet zaświtała mi irracjonalna myśl, żeby sprzedać pół i tak dość skromnej kolekcji i postawić w to miejsce ze dwa/trzy Ensary. Jeszcze nie teraz.


Moi faworyci: Tibetan Musk, CP Raspberry

Ilustracja: ensaroud .com

#perfumy #recenzjeperfum #smrodysaradonina

e7781e72-7010-4eb8-9c97-13688646960e
dziadekmarian

Udało mi się kilka razy dorwać coś, co wcześniej przetestowałeś i czytając próbować iść za Twoim nosem. Tak było z którymś Sorcinellim - ja tu szukam jakiejś ziemi, a Ty do mnie: "ej dziadek, gdzie k.. w kartofle, po deskach idziemy!" xD

No ale w tym przypadku chyba sobie trochę poczekamy.

saradonin_redux

@dziadekmarian z Sorcinellim to w ogóle jest specyficznie, bo u niego składniki są takie se średnie i wszystko zależy od błyskotliwości kompozycji, gdzie rozstrzał jest spory, powiedziałbym, że gdzieś pomiędzy geniuszem a gniotem

testowy_test

@saradonin_redux @pedro_migo jak można kupić taki discovery set?

Qtafonix

@testowy_test nie ma czegoś takiego. Do zamówień Ensara dają takie malutkie fiolki z odrobiną soczku w środku i to jedyny sposób oprócz dekantów rozlewanych przez Kolegów na zdobycie ml.

saradonin_redux

@testowy_test mogę Ci wysłać dalej co zostało, ale to są mikroskopijne ilości a dwóch już nie ma nic (nie pamiętam których)

pedro_migo

@saradonin_redux świetna opisy! przy tak niewielkiej ilości materiału badawczego i tak sporo wyłapałeś, a jak wspomniał @Qtafonix ze spray'a one jeszcze lepiej się otwierają.


najbardziej wyróżniają się piżma


Moim zdaniem piżmo to trademark Ensara, choć w nazwie "Oud" to jednak uważam, że jest mistrzem jeśli chodzi o ten pierwszy składnik. No a sam oud - nie taki straszny, prawda?

Zaloguj się aby komentować

Miało już nie być Taif Al-Emarat, ale @wujekbilly podzielił się dwiema pozycjami z linii GCC, która na papierze wydawała się być bliższa bliskowschodnim tradycjom.


Taif Al-Emarat Bahrain

Świeży pieprzno-cytrusowy początek trwa krótko i perfumy szybko przechodzą do aktu głównego, gdyż już po chwili pojawia się skóra i tonkowo-waniliowa słodycz. Nie są to jednak wcale jadalne gourmandowe słodkości, gdyż Bahrain nie jest ani przesadnie słodki, ani nie wyczuwam etylomaltolu. Wręcz przeciwnie, sprawia luksusowe wrażenie, jak jasna skórzana tapicerka drogiego auta, w którym ktoś użył waniliowego zapachu. Na stronie producenta nie ma ani słowa o skórze, więc może mi nos płata figle. Zresztą z czasem ten skórzany charakter również łagodnieje, a w zamian dochodzi kremowy sandałowiec. Niestety w tym momencie doświadczam blinda na ten zapach i czuję tylko delikatną waniliową poświatę, choć otoczenie twierdzi, że pachnie wyraźnie. Jeszcze kapka została, mogę komuś oddać, skoro i tak go nie czuje. Za to na papierze siedzi dwa dni i dodatkowo mój nos wykrywa przestrzenny akord landrynkowy, który kojarzy mi się z twórczością Paolo Terenzi i jest obecny w większości jego kompozycji. Na skórze na szczęście już tego nie czuję i dobrze, bo to jeden z głównych powodów dla których omijam TT i liczne marki-pociotki.


Taif Al-Emarat Oman

W otwarciu pierwsze skrzypce gra szafran nadając mu świeżości w formie zielonej, niemal mentolowo-medycznej. Po chwili dołączają do niego akordy drewniane i żywice sosnowe z lekkim dymkiem i zgaduję, że to taki gatunek zastosowanego kadzidła. Przez chwilę miałem skojarzenie z Milano Fragranze Basilica, tylko Oman sprawia wrażenie bardziej suszonego rozmarynu, a Basilica przybiera nieco pudrową sproszkowaną teksturę. Podobieństwo maleje z czasem, gdy wyraźniej daje znać o sobie szafran, na szczęście nie sterylny ganymedowy, a raczej kojarzący się ze skórą do tego stopnia, że nie mogę się oprzeć wrażeniu obcowania z grubym kawałkiem bydlęcej dwoiny. Jest też jakiś element kojarzący się z sziszą. Kadzidlak? Nie, w powietrzu perfumy pachną głównie rozmarynowo-skórzanie. Również i oud w delikatnej lekko podfermentowanej formie czuję dopiero gdy się świadomie wwącham z bliska. Proste, przyjemne i oryginalne pachnidło.


Oba zapachy z linii GCC oceniam wyżej pod względem walorów kompozycyjnych niż dwa testowane wcześniej z linii Taif. Pomimo niewielkiego skomplikowania konstrukcji skupione są wokół wyrazistego motywu przewodniego. Nadal jednak nie urzekły mnie na tyle, żebym myślał o flakonie. Natomiast trzeba mieć na uwadze, że są zdecydowanie bliżej niszy, czyli mniej wpasowują się w gusta masowe, gdzie za T10 wleciał komplement już pierwszego dnia, co jest u mnie rzadkością.


Ilustracja: zajumana ze strony producenta

#perfumy #arabskieperfumy #recenzjeperfum #smrodysaradonina

7115d48a-7c1b-49fc-a87d-3c436d56515c
Cris80

@saradonin_redux pełna zgoda co do obydwu zapachów, ogólnie te z linii GCC są lepiej zrobione niż T, co do Oman to używałem z przyjemnością ale też rozważam puszczenie buteleczki w świat.

Qtafonix

@Cris80 Mi właśnie Oman nie przypadł do gustu. Z całej linii GCC zostały mi tylko trzy zapachy, Kuwait National Day (już nieprodukowany), GCC (przekozak, top 10 perfum), a także Bahrain w starym wydaniu. Ten ostatni to mocarz, ale co ciekawe nie czuję w nim skóry jak nasz przyjaciel @saradonin_redux a bardziej ciężką tonkę z sandałowcem i całkiem sporo migdałów które są niby w bazie sądząc po liście nut.

Cris80

@Qtafonix mi zostanie UAE Oud, Kuwait National Day i T16

Zaloguj się aby komentować

Dobra, czas na Taify, tylko dwa i więcej pewnie nie będzie.


Taif Al-Emarat Taif T10

W otwarciu pierwszy plan dominuje ekstrakt z różowego pieprzu podany w formie bardzo kosmetycznej, która kojarzy mi się z żelem pod prysznic Ziaja górski pieprz. W rozwinięciu czuć nieco kardamonu i cośtam jeszcze z szafki z przyprawami. Trzon zapachu stanowi zaś potężna dawka nowoczesnych ambrowych molekuł, które oprócz aromatu zapewniają tym perfumom przestrzenność i świetną projekcję. Komplement wleciał niemal od razu. Nie zrozumcie mnie źle, mimo ewidentnie molekularnego charakteru, to nie jest taka tania chemia gospodarcza jak sawasze, dylany czy montale. Nic tu nie gryzie, jest gładko i przyjemnie. Tylko mało ambitnie. Raczej męski. Mocarne parametry.


Taif Al-Emarat Golden Oud

Otwarcie jest cynamonowe, znów z identycznie podanym różowym pieprzem, pikantne, świdrując. Cynamon pozbawiony jest aspektu korzennego, a szkoda, bo akurat to oblicze bardzo lubię. W zamian wyczuwalna jest odrobina przyjemnej imbirowej świeżości, która dodaje przestrzeni i zapobiega zlaniu się składników w jedną masę. Zapach szybko się wysładza za sprawą tonki, po czym przechodzi w fazę posłodzonych drewienek doprawionych kremem orzechowym i szczyptą wanilii. Znów w bazie szału nie ma, bo mamy etyl maltol i jakiś element wspólny z liniami Wanted i SWY. Jak się dobrze wwąchać to daje się wyczuć również akcent prażony, który szczęśliwie broni kompozycji przed ulepnością. Oud? Nie czuję. Słodki przyjemniaczek na jesień/zimę.


Nie wiem czego się spodziewałem, chyba orientu, może nawet nieco obory albo jakiejś formy niszowego artyzmu. Tymczasem jest to zdecydowanie kategoria crowdpleaserów na poziomie luksusowego mainstreamu koncernowego pokroju Xerjoff czy Terenzi. Grzeczne, ładne, nawet bardzo ładne, ale niezbyt ambitne ani naturalne. Takie perfumy, które mają po prostu ładnie pachnieć, a nie dostarczać ciekawych wrażeń sensorycznych. Wspomniane marki mają jednak rzesze fanów i tym osobom mocno polecam obczaić powyższe perfumy Taif Al-Emarat. Mam wrażenie, że Arab koniecznie chciał pokazać produkt ukierunkowany na typowego europejskiego konsumenta i chyba mu się udało. Gdyby marka miała mocny marketing, to mogły być z tego bestsellery w S. i D., pierwszy zamiast śmierdzieli sawaszy, drugi w miejsce Milionów/SWY, poważnie. Sęk w tym, że ta kategoria mnie nie zachwyca i mało interesuje.


Ilustracja: zajumana ze strony producenta

Pisane przy akompaniamencie deathmetalu z Dubaju

#perfumy #arabskieperfumy #recenzjeperfum #smrodysaradonina

8189470b-543e-41f3-a14f-d8c60cc85296
Cris80

@saradonin_redux też zauważyłem ze z nowymi perfumami idą mocno w stronę europejska,a szkoda

saradonin_redux

@Cris80 no te są akurat bardzo europejskie i to tak w kierunku typowo mainstreamowym, takie "ma się każdemu podobać", a wiemy gdzie to prowadzi. Z tych wcześniejszych to ewentualnie Oman albo Year Of Zayed bym może kiedyś spróbował.

Qtafonix

@saradonin_redux niestety też to zauważyłem. Nowszymi pozycjami starają się uderzyć w nasz mainstreamowy rynek, może też dlatego co chwilę rzucają promocję na obniżone koszty wysyłki do Europy. To nie są złe perfumy, zwłaszcza jak na nasze standardy jakości, ale te starsze pozycje dużo bardziej do mnie trafiają. GCC, Bahrain, T04 czy wspomniany dziś przez Crisa T16 to pozycje które na pewno będą ze mną przez długie lata.

fryco

@saradonin_redux UAE Oud to moja topka w kategorii róża z oudem. Spróbuj T02: krowi placek, praliny i wino. Genialny zapach! Aż żałuję, że sprzedałem ten flakon.

Qtafonix

@fryco A ja bardzo się cieszę że go kupiłem od Ciebie xD uwielbiam!

fryco

@Qtafonix A ja się cieszę, że go kupiłem od Ciebie i smutam, że jednak sprzedałem <smutna_zaba.jpg>

pedro_migo

@saradonin_redux dzięki za recenzję Golden Oud, gdy pierwsze usłyszałem o jego premierze to nawet się ucieszyłem, bo może będzie jakiś śmierdzący oudzik po T15 czy T17 miałem mieszane odczucia, co do kierunku marki. Akurat T16 jest świetny, więc to nie reguła, że te wyższe są już mniej arabskie, bo choćby T03 to klimaty Baccarata czy T09 - Aventusa, więc tak bym nie generalizował. Ale no wychodzi na to, że do Golden Oud nie mam się co nawet zabierać.

Jak wspomniałem Ci pod niedawny postem tutaj, bardziej polecam zapoznać się z T02, T04, T14, T16, GCC, UAE Oud i Oman.

No i też upały działają tym zapachom na korzyść.

Zaloguj się aby komentować

Pogoda zrobiła się jesienna, więc przetestowałem kilka zapachów pasujących na tę porę roku.


100BON Myrrhe & Encens Mysterieux

Otwarcie jest zdecydowanie cynamonowe i jest to cynamon ujęty w sposób nie plastikowo-słodyczowy jak w wantedach czy innych milionach, a pylisty, przyprawowy i korzenny. W duecie z cynamonem gra paczula, przypominająca swym charakterem tą u Jovoya lub Meo. W przeciągu godziny perfumy wyraźnie się wysładzają motywem ambrowo-tonkowym o nieco budyniowym zabarwieniu. Pojawia się również tytułowa mirra, ale przewija się gdzieś na drugim/trzecim planie, a kadzidła frankońskiego nie wyczuwam wcale. Ładne pachnidło, lubię takie klimaty. Koneserom niszy może się wydać zbyt proste i płaskie, trochę jakby to po prostu była mieszanka naturalnych olejków, a nie pieczołowicie przemyślana konstrukcja perfumiarska. Natomiast należy mieć na uwadze, że są to perfumy tanie jak barszcz (zapłaciłem za nie ok 0,9 zł/ml), które jakością zapachu biją na łeb to, co proponują wiodące marki mainstreamowe za wielokrotnie większe kwoty. Ponadto, jeśli kogokolwiek to obchodzi, producent deklaruje, że perfumy są w 100% naturalne i wegańskie, co prawdopodobnie miało wpływ na słabe parametry użytkowe.


Hima Jomo Autumn in Lhoka

Początek jest nieco świąteczny za sprawą fajnej, ostrej nuty cynamonu, podanego w sposób naturalnie przyprawowy jak w Megalium. Perfumy szybko jednak pokazują pazur w postaci smolistego akordu brzozowego dziegciu. Wąchając w ciemno mógłbym pomyśleć, że to jakiś nowy Beaufort. Jest w nim nuta wędzonki w stylu Fumidusa, ale nie tak agresywna, dzięki czemu efekt jest bardziej ułożony i noszalny jak w Hyde. Najciekawszym wyróżnikiem tych perfum jest jednak element zbożowy. Nie ukrywam, że liczyłem na zapach słodu jęczmiennego, gdyż trochę kiedyś hobbystycznie warzyłem piwo i zawsze lubiłem aromat unoszący się podczas ważenia odpowiedniej ilości poszczególnych słodów. Niestety słodu się nie doczekałem, ale w zamian dostałem coś równie miłego - przypieczoną skórkę chleba razowego! W bazie kompozycji dopełnia jeszcze ziemista paczula. I to w sumie tyle, nie jest to skomplikowany zapach, jego ewolucja jest znikoma, ale pachnie świetnie i długo.


JMP Artisan Perfumes Fir of the Light

Otwarcie jest gorzkie i świdrujące, pieprzno-ziołowe, przez chwilę czuć też coś w rodzaju eukaliptusa i trochę cytryny, ale zaraz scenę przejmują drzewa iglaste. I to jest najmocniejszy element tych perfum. Świerki, jodły, sosny, sam nie wiem co jeszcze, ale pachną bardzo esencjonalnie i kompleksowo, bo wyczuwalne są zarówno igły, jak i drewno czy kora. Z czasem ostrość igliwia łagodnieje, a w zamian otrzymujemy nieco kadzidła, mchu i nutę butwiejącego pnia. Wrażenie obcowania z typowym polskim lasem iglastym jest niezwykle realistyczne. To nie są perfumy z elementem nawiązującym do zapachu lasu, tylko dosłowne jego odwzorowanie z minimalnymi tylko ozdobnikami. Z tego powodu może się wydać mało perfumowe, ale mi się podoba. Najlepszy las w płynie jaki dotychczas wąchałem, w dodatku bardzo trwały.


Omanluxury Royal Incense

Zaskakująco świeże, pieprzne otwarcie na tle wilgotnych, zielonych kwiatów. Jakiś wspólny kwiaciarniany mianownik z Fathom V. Perfumy ewoluują bardzo płynnie i powoli. Z czasem spośród tej kwiatowej mieszanki wyłania się róża, świeża, botaniczna jakby podana wraz z zieloną łodygą. Róży towarzyszy charakterystycznie metaliczne kadzidło. Jeszcze później dołącza skóra, grzeczna, elegancka, starannie wyprawiona, bez elementów animalnych. Miód pojawia się dopiero po dobrych kilku godzinach w głębokim drydownie i wtedy też kadzidło nabiera bardziej sakralnego charakteru. Dziwna sprawa, bo przy pierwszych testach perfumy wydawały mi się bardziej różano-mirrowe, coś na kształt Eau Sacree, a teraz tego nie czuję. Wcale nie wydaje mi się też tak słodki jak mogłoby to wynikać z opisów, bo na mnie przez cały czas dominuje profil kwiaciarniano-kadzidlany. Bardzo mocne parametry.


#perfumy #recenzjeperfum #perfumyniszowe #smrodysaradonina

e44fc9e1-c4a0-421d-be29-f3d0557d85d3
HolQ

@saradonin_redux "...cynamon ujęty w sposób nie plastikowo-słodyczowy jak w wantedach czy innych milionach, a pylisty, przyprawowy i korzenny..." - bo dodali prawidziwego olejku, a nie polecieli po taniości dodając czysty cynnalaldehyd kurde zainteresowałeś mnie ta perfuma i tym fire of the light. Muszę poszukać gdzieś w uk do kupienia

saradonin_redux

@HolQ chyba nawet nie. Raz, że to bardzo tani produkt i nie wierzę, żeby ktoś aż tak się starał, a potem sprzedawał to za grosze. Dwa to IFRA jakoś mocno ograniczyła użycie naturalnych ekstraktów w kory czy nawet liści cynamonu z powodu rzekomych alergii. Z substancji występujących w cynamonie skład zaś podaje m.in. Eugenol, Benzyl cinnamate, Cinnamal. Efekt jak dla mnie jest niezły.

HolQ

@saradonin_redux aaaa ok.. To olejek cynamonowy, ale eśli duża zaw Eugenolu to ekstrakt nie z kory, a z liści. Liście mają 70-90% Eugenolu i praktycznie zerowy cinnamaldehyd

HolQ

Faktycznie ten 100Bon tani, już zamówiłem,ale tego fire of the Wood nigdzie nie mogę znaleźć

saradonin_redux

@HolQ Fir of the Light już chyba tylko z drugiej ręki na fb. Jakub robi swoje perfumki w małych partiach i nie wiem czy kontynuuje czy zawiesza. Jest jeszcze mroczniejsza wersja pod nazwą Fir of the Dark, której jeszcze nie testowałem.

dziadekmarian

@saradonin_redux Whisky z gorącą brzeczką... to było coś pysznego.


Alebambrowy Emir Voux Spices (mający być klonem Ivory Route) dość dokładnie - i raczej dość przypadkowo - odtwarza (choć w tanim i slodkim wydaniu) ten przewodni akord z Royal Incense. Bracelets of Kisra II również jest bardzo blisko, ale tu jest jakość. Royal Incense to jeden z pierwszych zapachów, przy których zrozumiałem, że raczej nigdy nie znajdę swoich ulubionych, bo oto stykam się z rodzajem zapachu, o którym przez kilka dekad nie miałem pojęcia, że w ogóle może istnieć.

saradonin_redux

@dziadekmarian akurat brzeczka to zawsze mi śmierdziała, szczególnie po schłodzeniu, ale niektóre słody np. brown albo amber od Fawcetta to pięknie pachniały.

Zaloguj się aby komentować

Dorobił się chłop w końcu kilku dekantów Bortnikoffa. Nie wiem jeszcze czy się dorobi flakonów, bo tanio nie jest, choć nie da się ukryć, że pachnie też drogo i dwie pozycje siadły mocno. Mój wcześniejszy kontakt z marką ograniczał się do Tabac Dore, Santa Sangria i Oud Monarch, z których najlepsze wrażenie wówczas zrobił ten pierwszy. Do rzeczy, popsikał, ponosił razy kilka, czas coś powiedzieć.


Lao Oud 

Od początku dominują dwa składniki: oud i kakao. Kakao jest ciemne, ale posłodzone. Natomiast oud taki grzeczny to nie jest, bo ma intensywnie stajenny charakter. Tak jest, nie obora, a stajnia, ewidentnie zalatuje końskim łajnem. Elegancko się chłop wyperfumował Xd Na szczęście z czasem łajno ulatuje, a profil zmienia się na wytrawny i drzewny, trochę żywiczny, a trochę ziemisty. Dałbym głowę, że czuję mroczną, piwniczną paczulę choć w składzie jej nie ma. Gdzieś w tle pojawia się gorzka kawa i mimo, że lekki koń jeszcze jest, to jest on czysty i można wyrywać koniary. W każdym razie robi się noszalnie, a nawet ciekawie i przyjemnie. 


Musk Khabib

Przedziwny zapach. Początek jest pylisty i przyprawowy, z wyraźnym akcentem gorzkiej gałki muszkatołowej. Szybko jednak wysładza się specyficznym kremowym motywem, który jest trochę kwiatowy, a trochę spożywczy, waniliowy, niemal jadalny. Nie jest to w żadnym wypadku prymitywny gourmand, a raczej coś w rodzaju półwytrawnego domowego wypieku. Nastawiłem się na zwierzaka bydlaka, a tu tak milusio. Z naturalnymi piżmami mam małe doświadczenie i prawdę mówiąc nie jestem w stanie tego tytułowego piżma wyodrębnić, gdyż blend jest spójny, jednolity, kremowy i ambrowo słodkawy. Zupełnie nie moje klimaty i jak dla mnie, to najsłabsza pozycja w tym zestawieniu. Może na kobiecej skórze mógłby lepiej zagrać.


Mysterious Oud

Ciepły drzewny przyprawowiec z wątkiem kwiatowym. Cynamon, goździki, labdanum i róża na miękkiej sandałowo-agarowej bazie. Ta baza jest zmienna, przechodzi przez różne etapy, zarówno wytrawnie-drzewne, jak i słodkawo-animalne, natomiast nie wkracza w obszary mocno smrodliwe. To nie jest zapach typu oud i prawie nic więcej, wręcz przeciwnie - jest bardzo bogaty, dużo w nim się dzieję, więcej niż jestem w stanie opisać. Natomiast należy zaznaczyć, że obywa się bez większych kontrowersji, chyba że ktoś jest miękka pała i mu przeszkadza odrobina bobrowego dupska. Ba, są dni kiedy labdanum dominuje nad oudem, co w zestawieniu z różą i cynamonem przywodzi skojarzenia z arcyciekawym Dev 2 czy jego uboższym krewnym La couche du diable. Oba diabelskie zapachy wbrew nazwie odbieram jako ciepłe i przytulne, jak zimowy wieczór przy kominku, i podobne wrażenia zapewnia Mysterious Oud tylko z naturalnym i bardziej rozbudowanym tematem oudowym. Taka stylistyka do mnie trafia, nawet bardzo. Podoba mi się, piękny zapach.


Oud Maximus

Groźna nazwa, spodziewałem się maximus obornikus, ale nic z tych rzeczy, nawet jest trochę przewrotnie. Otwarcie jest bardzo kwiatowe, z kategorii tych bogatszych. Początkowo jaśminowe, ale jaśmin szybko zostaje przyćmiony przez różę, czyli głównego bohatera tych perfum. Róża w tym przypadku wybrzmiewa bardzo klasycznie, można rzec staroświecko, choć nie bez elementów marmolady. Nie jestem miłośnikiem tej postaci róży, ale znam kogoś, komu powinien idealnie trafić w gust. Wbrew nazwie oud stanowi raczej drugi plan, jest grzeczny, wytrawnie drzewny. Kompozycji dopełnia element piżmowy/cywecikowy i to nawet bez kontrowersyjnych tonów, który to z czasem się wysładza w może nieco fizjologiczny ale jednak przyjemny sposób. Szczerze mówiąc, to średnio mi ten zapach siadł, chyba jest zbyt bezpośrednio różany na mój gust. W podobnej tonacji znacznie przyjemniej nosi mi się Triad.


Oud Monarch

Monarcha otwiera się mixem kwiatowo-przyprawowym. Już któryś raz u Bortka wyczuwam magnolię, a kojarzę ten kwiat tylko dlatego, że w niewielkim ogródku mojej ulubionej lodziarni wiosną kwitną magnolie (pic rel). Żeby nie było banalnie pod spodem mieszka zwierz, nie żaden dzik, a wytarzany w cynamonie sympatyczny futrzak z cygarem w pysku. Sam nie wiem, mam wrażenie, że za każdą aplikacją ten zapach pachnie nieco inaczej, jedne nuty się skrywają głębiej, inne wychodzą na wierzch. Drydown początkowo wydawał mi się drzewny, ale z czasem przekonałem się, że to wcale nie jest takie jednoznaczne. Perfumy dużo zyskują w ciepłe. Ostatnio w ciepłe wrześniowe popołudnie monarcha zapachniał mi czekoladą, może nawet kawą, taką kolumbijską supremo o mocnym czekoladowym profilu. Bardzo ciekawa rzecz dla tych, którzy lubią odkrywać drobne smaczki i detale.


Sayat Nova 

Rdzawobrązowy, lepki płyn trzeba ostrożnie aplikować, bo barwi zarówno ubrania jak i skórę. W pierwszych sekundach odniosłem wrażenie zapachu korka od białego wina, ale już po chwili zapachniało morelową nalewką: słodką, syropową, o alkoholowym zabarwieniu. Znacznie dalej pod spodem skrył się oud o profilu suchego drewna, które z jakiegoś powodu skojarzyło mi się z wysuszonym pniem pokrytym skomplikowanym wzorem stworzonym przez korniki. Bardzo oryginalne złożenie, morela jest w perfumach rzadkim tematem. Perfumy są słodkie, ale nie jest to tania słodycz etylomaltolu, a owocowo-alkoholowa i sprawia wrażenie wręcz luksusowe. Jeśli ktoś oglądał Firefly, to te perfumy pasowałyby do wyjścia na bal z Inarą. Doceniam, ale to nie moja bajka.


Triad

Otwarcie zagrało mi ciepło i alkoholowo, jak świeżo otwarty dojrzały koniak, który jeszcze nie zdążył pooddychać. A potem wow. Oud z różą, temat oklepany do bólu w Triad wniesiony został na zupełnie nowy nieznany mi wcześniej poziom. Niezwykle piękny i złożony profil, nieco mroczny, ale jednocześnie bardzo przystępny, kremowy, pozbawiony trudnych frakcji. Z biegiem czasu róża cofa się na dalszy plan, a profil przybiera bardziej typową, wytrawnie drzewną postać z minimalnym akcentem zwierzęcym. To jest tak dobre, że trudno oderwać nos.


Mimo, że nie wszystkie zapachy są łatwe, to jest klasa.

Moi faworyci: Mysterious Oud, Triad


Ilustracja: magnolie spod lodziarni, zdjęcie własne

Pisałem słuchając: Vladimir Hirsch Selected Piano Works

#perfumy #recenzjeperfum #perfumyniszowe #smrodysaradonina

55d4ac1e-fd81-4a0c-9e93-9528f577867a
dziadekmarian

@saradonin_redux Wyciągnąłeś z nich tak wiele spostrzeżeń... Ja na te zapachy raczej nie byłem gotowy - ich nagła, grupowa obecność w domu skojarzyla mi się trochę z okresem wejścia na polski rynek importowanych Imperial Stoutów. Wiele się tam działo, ale ja z początku czułem przytłaczającą gęstość palonych słodów, kawę, czekoladę... Odbiłem wtedy od nich i wróciłem po dość długim czasie. Wtedy już było inaczej.


Ja bardzo polubiłem Lao Oud, Triad i Musk Khabib. Nie wiem czemu, ale chyba wszystkie te zapachy (lub większość) dosyć szybko traciłem z radaru.


Po tej serii Bortków wziąłem się od razu za ALD Musk Collection. I tutaj to już w zasadzie jestem kupiony. Może po prostu taki styl. Ale fakt, że przy ALD jakoś lepiej mi się myśli.

pomidorowazupa

@dziadekmarian ald to inna liga. Jak dla mnie russian adam jest najlepszy tak ogolnie rzecz biorac.

pedro_migo

@saradonin_redux wnikliwie opisane, sporo udało Ci się tam wyłapać.

A jak oceniasz jakość składników na tle np. niszy? Zajęło mi trochę czasu zanim w 100% przekonałem się do marki i czy warto aż tyle wydawać na perfumy, jednak to właśnie jakość składników przesądziła, że Bortnikoff stał się moją ulubioną marką i ukształtował obecny gust. Aczkolwiek przyznam, że ostatnio delikatnie spadł w moim rankingu, bo jednak bardziej cenię sobie zapachy spod ręki Russian Adama i Ensara.


Moje ulubione kreacje od Dimy to: Sayat Nova, Oud Maximus, Oud Monarch, Tabac Dore, Oud Sinharaja i Moss Cologne - trochę jest, ale z tego grona już miałbym ciężko wybrać, aby się czegoś pozbyć

Co ciekawe nie poznałem jeszcze żadnego zapachu w attarze, jakoś tak odwlekam to już ze 2 lata. Przede mną jeszcze testy tych trzech najnowszych oudów, w których pokładam duże nadzieje.

saradonin_redux

@pedro_migo nie wyczułem ani grama chemii jeśli o to chodzi. Natomiast w kwestii jakości tak oudu jak i piżma to nie mam zbyt wiele odniesień, choć zacząłem doceniać cywecik, tylko że teraz jest o 20 lat za późno. Cenię sobie może nie tyle 100% naturalność składników, co ich naturalne niewymuszone wrażenie, jeśli syntetyk pachnie dobrze i wystarczająco adekwatnie to ok. Nie spinam się na perfekcyjną jakość również jesli zastosowanie syntetyków ma uzasadnienie kompozycyjne i ogólne wrażenie to wynagradza np. cenię sobie Sorcinelliego mimo typowej zakurzonej molekularnosci wielu jego dzieł. Brzydzi mnie tylko nachalna tania chemia, z której zamiast dodatku robi się głównego aktora jak to ma miejsce w Montale czy Terenzi, a co jest coraz częściej spotykanym w 'niszy' zjawiskiem.

pedro_migo

@saradonin_redux sam nie jestem ortodoksem jeśli chodzi o naturalne składniki; nawet Russian Adam otwarcie przyznaje, że w małym stopniu korzysta z syntetyki w swoich zapachach. Pamiętam, że w recenzji Amira Pierwszego napisałeś kiedyś o słabej jakości piżma - wtedy nie mogłem się z tym zgodzić - ale przyznam, że jednak z czasem też to dostrzegłem

Piżmo od Bortnikova akurat nie zrobiło na mnie szczególnego wrażenia (poza tym w Maximusie), mistrzem w tym temacie jest moim zdaniem Ensar i u niego szukałbym piżma w najlepszym możliwym wydaniu; z tych znanych przeze mnie polecam: Homeros, Iris Ghalia, Tonkin Musk, Tibetan Musk, Mongolian Musk.

Natomiast oud jest fajnie "wypośrodkowany" między serwującym mocne doznania Areej Le Dore, a przyjemniakami od Ensara.

Chavez

Bardzo fajnie opisane. Większość przedstawionych przez Ciebie odczuć i skojarzeń majaczylo się rowniez w mojejgłowie podczas testów;) Monarch bardzo zmienny przez co czasem się nim zachwycam a innym mam ochotę pogonić jak wyłazi za dużo słodkiego kako;) Sayat - suche, ekskluzywne drewienko polane gęstym syropem morelowym, choć czasem mam wrażenie ze jest tam jakis dymny element… Lao najtrudniejszy, kompozycyjnie bardziej kojarzy mi się z ALD niż Dimą. Jednak po kłopotliwym początku ukazuje swoje piękno.

Zaloguj się aby komentować

Następna