Mało ostatnio testuję, ale mam słabość do włoskiej niszy, więc wpadło kilka odlewek.
Arte Profumi / Hareem Soiree
Prosta konstrukcja, ale zapach mimo to bardzo oryginalny. Składniki są trzy, ale główne role tak naprawdę są dwie. Po pierwsze mirra, która jak to mirra łączy w sobie składowe gorzkie i żywiczne z subtelną słodyczą i umiarkowanym ciepłem. Po drugie ambra, tutaj w wydaniu słonym, wręcz nieco animalnym, czy potowym. Gdzieś tam w tle pojawia się róża o metalicznym zabarwieniu, ale nie wybija się mocno, a z czasem zanika i w sumie dobrze, bo nie podoba mi się to metaliczne oblicze. Na tym w zasadzie kończy się ewolucja tych perfum, bo już do końca trwania zostajemy z duetem mirra-ambra, gęstym, lepkim, może nawet trochę cielesnym. Ciekawy psikus z projekcją, bo po aplikacji nie wydają mi się jakoś specjalnie mocne, ale niosą się w powietrzu i w biurze czułem je jeszcze następnego dnia. Perfumy raczej nie dla każdego, ale zwracają uwagę osób trochę już obytych sensorycznie.
Arte Profumi / Sine Tempore
Otwarcie jest bardzo rześkie i ocieka limonkowym sokiem. Niemal od razu dołącza wetyweria, która po chwili dominuje całą kompozycję. Wetyweria natomiast podana została bardzo fajnie, na świeżo-zielono. Pierwsze skojarzenie to Guerlain Vetiver, ale w Sine Tempore zieleń jest jakby jaśniejsza, bardziej przejrzysta. Daje się też zauważyć lekkie akcenty orzechowe, które kojarzą mi się z Le Couvent Vetiver. Czasem mam też wrażenie, że dodano odrobinę mentolu. Nie wyczuwam natomiast elementów mocno ziemistych, charakterystycznych dla np. Sultan Vetiver, dzięki czemu całość jest relatywnie przystępna i zachowuje świeżość. Parametry słabowite, sugerowałbym jednorazową aplikację w ilości 0,5-1,0 Barcola, co w cenie rynkowej oznacza rozbój, ale w lucjanowej może być. Może trochę jednowymiarowy, ale ładny, czysty, wiosenny zapach.
Astrophil & Stella / In Extremis
Zgodnie z zamysłem In Extremis miał być perfumową odą do twórczości włoskiego malarza Michelangelo Merisi da Caravaggio. Sam zapach jest przede wszystkim skórzany, ale co to jest za skóra! Na początku skórze towarzyszy gorzko-dymna woń: jakieś suszone zioła, trochę dziegciu, gdzieś tam wplecione wysuszone płatki kwiatów. Wątek kwiatowy z czasem przybiera na sile, a żeby nie było zbyt infantylnie, to wraz z jego rozwinięciem dociera też zapach zatęchłej piwnicy pod postacią wspaniale podanej paczuli (przypominającej mi Rites de Passage) uzupełnionej słonym akordem ambrowym. Przewijają się też jakieś wątki drzewne, spójnie zlepione i trudne w identyfikacji. Z czasem łagodnieje do bardziej strawnej postaci skórzano-paczulowo-drzewnej. Dobra rzecz, bogata i umiejętnie złożona, choć wcale nie jest łatwa i dla niektórych może okazać się nienoszalna. Zastrzeżenia można mieć jedynie do chimerycznej projekcji, bo przez pierwszą godzinę wydaje mi się bardzo mocna i skutecznie maskuje wszelkie zapachy otoczenia, po czym gwałtownie spada i osiada blisko skóry. A może po prostu mam przepalony nos. Giuseppe Imprezzabile bardziej znany pod pseudonimem Meo Fusciuni ponownie udowadnia, że wśród perfumowej miernoty jest artystą wybitnym. Na pewno gratka dla miłośników poprzednich dzieł Włocha takich jak Varanasi czy Last Season, a może spodobać się też użytkownikom GGA.
Ilustracja: Caravaggio - Siedem prac Merkurego (Sette opere di Misericordia, 1607)
#perfumy #recenzjeperfum #smrodysaradonina
Arte Profumi / Hareem Soiree
Prosta konstrukcja, ale zapach mimo to bardzo oryginalny. Składniki są trzy, ale główne role tak naprawdę są dwie. Po pierwsze mirra, która jak to mirra łączy w sobie składowe gorzkie i żywiczne z subtelną słodyczą i umiarkowanym ciepłem. Po drugie ambra, tutaj w wydaniu słonym, wręcz nieco animalnym, czy potowym. Gdzieś tam w tle pojawia się róża o metalicznym zabarwieniu, ale nie wybija się mocno, a z czasem zanika i w sumie dobrze, bo nie podoba mi się to metaliczne oblicze. Na tym w zasadzie kończy się ewolucja tych perfum, bo już do końca trwania zostajemy z duetem mirra-ambra, gęstym, lepkim, może nawet trochę cielesnym. Ciekawy psikus z projekcją, bo po aplikacji nie wydają mi się jakoś specjalnie mocne, ale niosą się w powietrzu i w biurze czułem je jeszcze następnego dnia. Perfumy raczej nie dla każdego, ale zwracają uwagę osób trochę już obytych sensorycznie.
Arte Profumi / Sine Tempore
Otwarcie jest bardzo rześkie i ocieka limonkowym sokiem. Niemal od razu dołącza wetyweria, która po chwili dominuje całą kompozycję. Wetyweria natomiast podana została bardzo fajnie, na świeżo-zielono. Pierwsze skojarzenie to Guerlain Vetiver, ale w Sine Tempore zieleń jest jakby jaśniejsza, bardziej przejrzysta. Daje się też zauważyć lekkie akcenty orzechowe, które kojarzą mi się z Le Couvent Vetiver. Czasem mam też wrażenie, że dodano odrobinę mentolu. Nie wyczuwam natomiast elementów mocno ziemistych, charakterystycznych dla np. Sultan Vetiver, dzięki czemu całość jest relatywnie przystępna i zachowuje świeżość. Parametry słabowite, sugerowałbym jednorazową aplikację w ilości 0,5-1,0 Barcola, co w cenie rynkowej oznacza rozbój, ale w lucjanowej może być. Może trochę jednowymiarowy, ale ładny, czysty, wiosenny zapach.
Astrophil & Stella / In Extremis
Zgodnie z zamysłem In Extremis miał być perfumową odą do twórczości włoskiego malarza Michelangelo Merisi da Caravaggio. Sam zapach jest przede wszystkim skórzany, ale co to jest za skóra! Na początku skórze towarzyszy gorzko-dymna woń: jakieś suszone zioła, trochę dziegciu, gdzieś tam wplecione wysuszone płatki kwiatów. Wątek kwiatowy z czasem przybiera na sile, a żeby nie było zbyt infantylnie, to wraz z jego rozwinięciem dociera też zapach zatęchłej piwnicy pod postacią wspaniale podanej paczuli (przypominającej mi Rites de Passage) uzupełnionej słonym akordem ambrowym. Przewijają się też jakieś wątki drzewne, spójnie zlepione i trudne w identyfikacji. Z czasem łagodnieje do bardziej strawnej postaci skórzano-paczulowo-drzewnej. Dobra rzecz, bogata i umiejętnie złożona, choć wcale nie jest łatwa i dla niektórych może okazać się nienoszalna. Zastrzeżenia można mieć jedynie do chimerycznej projekcji, bo przez pierwszą godzinę wydaje mi się bardzo mocna i skutecznie maskuje wszelkie zapachy otoczenia, po czym gwałtownie spada i osiada blisko skóry. A może po prostu mam przepalony nos. Giuseppe Imprezzabile bardziej znany pod pseudonimem Meo Fusciuni ponownie udowadnia, że wśród perfumowej miernoty jest artystą wybitnym. Na pewno gratka dla miłośników poprzednich dzieł Włocha takich jak Varanasi czy Last Season, a może spodobać się też użytkownikom GGA.
Ilustracja: Caravaggio - Siedem prac Merkurego (Sette opere di Misericordia, 1607)
#perfumy #recenzjeperfum #smrodysaradonina
@saradonin_redux Jak Pan Saradonin perfumki opisze to nie ma chuja we wsi
@minaret byś poczytał @dziadekmarian chłop buduję narrację jak Stephen King
@saradonin_redux haha
Zaloguj się aby komentować