Krótki przegląd kilku ciekawostek od Prina Lomrosa.

Prissana / Ma Nishtana
Początek jest zimny, aldehydowy, zaraz jednak wkraczają przyprawy: pieprz, szafran, kmin. Potem goździk z kadzidłem przywołuje skojarzenia z Lavsem, mimo, że to bardzo różne zapachy. Samo kadzidło zaś gra mi tu w kolorze bardziej zieleni niż kościelnej szarości, jest drzewne, organiczne, trochę w stylu CdG Kyoto, tylko o znacznie większej głębi i z mirrą w tle. Ogólne wrażenie jest przyprawowo-kadzidlane i moim zdaniem zupełnie nie kościelne. Ubolewam tylko nad mocą tego pachnidła, gdyż jest stosunkowo delikatne.

Prin / Anatolia 
Trochę takie perfumowe dziwadło. Z jednej strony nos atakuje intensywny zapach owocowych galaretek w cukrze - słodki w opór, syropowy, infantylny. Z drugiej strony jest lekko przydymiona skóra i ziemista paczula. Jaskrawy, kontrastowy zapach. Efekt jednak całkiem ciekawy, ma coś w sobie przyciągającego, ale i męczącego zarazem.

Prin / Mandodari
Duszące aldehydowe otwarcie sprawia wrażenie bardzo vintage. Tego wrażenia nie umniejsza wcale dodatek kminu, który w połączeniu z cywetem przypomina zapach damskiego potu. Po chwili kompozycję dominuje bukiet kwiatów białych i żółtych, ale tak splecionych, że niczego nie rozpoznaję (ale też chuja się znam na kwiatach, także ten). Gdzieś tam przez chwilę zaświtało mi skojarzenie z kwiatową fazą Quando rapita. Coś jest w tych perfumach kremowego, co w połączeniu z tymi kwiatami budzi skojarzenie kosmetyczne, zapach luksusowego kremu do twarzy, czy coś w tym guście. Z tą ‘kosmetycznością’ kontrastuje detal delikatnie dymny, a może popiołowy, bo ni stąd, ni zowąd przypomniał mi się Myths. Zupełnie nie moja bajka. Do takich zapachów chyba się dojrzewa w tym samym momencie co do moherowego beretu, czyli jeszcze nie dziś. Za to to może być nie lada gratka dla miłośników staroświeckich, babcinych perfum.

Prin / Mriga
Ulala, od buta dostajemy w nos mocną dawką brudnego piżma. Do tego całe mnóstwo mchu, drzewa, żywice i różowa pasta Sama. Nie wiem co tu więcej napisać, dla mnie to po prostu bomba z piżma i mchu.

Strangers Parfumerie / Virginia
Łąka w płynie: polne kwiaty, trawa, wilgotna zieleń. Szczególną uwagę zwraca charakterystycznie goryczkowy mniszek pospolity zwany mleczem, który wprowadza element swojskości, takie “o hej, znam to!”. Daje się też wyczuć pewne podobieństwo do Fathom V, wrażenie wilgoci, zapewne za sprawą jakichś wodnych molekuł. Finalnie jednak efekt jest mniej parny, przypomina bardziej łąkę po deszczu niż zaparowaną szklarnie czy wazon po kwiatach, a całość pachnie jakościowo po prostu lepiej. Perfumy bardzo botaniczne. Zwykle nie przepadam za kwiatkami, ale to jest świetne.

#perfumy #recenzjeperfum #smrodysaradonina
f2e6b658-b764-44b8-b323-9ade4c0a98a3
pomidorowazupa

Mriga bardzo polecam, szczegolnie jesli ktos lubi siberian musk od ald.

dziadekmarian

@pomidorowazupa No właśnie. Mriga - tak, jak trudno uwierzyć w deklarowaną prawdziwość sandałowca powiedzmy w Santal Royal, to tutaj trudno uwierzyć, że Prin skomponował tak bardzo naturalnie wybrzmiewający akord piżma z syntetyków.

Zaloguj się aby komentować