#depresja

43
774
#fafasiezaburza #depresja #mania #psychologia #psychiatryk #rozkminy #iinnetakietakie

TLDR: Tylko smuty, ale tym razem bez śmieszków.

33.
Szaleje z tą produkcją postów, ale mam tyle w sobie treści wszelakich, że muszę to uzewnętrznić. Mam nadzieję, że szybko się nie znudzą, ale w sumie bez znaczenia. Do kogo trafi ten post to trafi. Ja tylko wylewam swoje wnętrzności na cyfrowy papier.

Ogarnia mnie rezygnacja. Od dwóch dni właściwie nie wychodzę z pokoju. Śpię albo próbuje zasnąć. Dzisiaj dopiero od 14 zyskałam jakieś moce przerobowe. Wcześniej leżałam i spałam na przemian, i to od 8. Takie nadmiarowe leżenie też męczy.

Od ponad dwóch tygodni nie widziałam świata poza tym co mamy tutaj. Korytarz przespacerowany serii razy. Już nawet to nie rajcuje. Skaczę przez leki między górkami, a dołami jak szalona. Aż dziw, że nie kręci mi się w głowie od tego. Walczę o przepustkę, chociaż sama nie do końca sobie ufam. Ale muszę wyjść, muszę posmakować trochę tego życia zza krat. Dopiero jutro po badaniu lekarki specjalistki psychiatrii dowiem się, czy uda mi się wyjść chociaż na jeden dzień. Wariuje tutaj.

Rozpoczął się również proces diagnozy PTSD, wypełniłam dwa kwestionariusze, zupełnie jakby miały one określić w cyferkach mój poziom cierpienia jakie doświadczyłam. Już nie mam sił. Dzień temu zesztywniałam na 1,5h nie mogąc zmobilizować mięśni do pracy. Dysocjacja spowodowała, że owładneła mnie dysmorfia ciała i odnosiłam wrażenie jakby moje dłonie, nogi i głową zrobiły się ogromne. Ciężar nowo nabytej masy uniemożliwił mi kontrolę nad kończynami. Dopiero kolejna dawka benzo pomogła mi. Pielęgniarka musiała podnosić moją głowę, bo nawet tego nie mogłam zrobić. Po tym miałam kolejny atak FMD (funcional movement disorder) przez co chodziłam sztywna jak niepełnosprawna. Próby chodzenia wręcz mnie upokarzały. Chwała Wielkiemu Lorafenowi, że szybko puściło. Wymęczyło mnie to nieziemsko. Umysł potrafi być tak samo niesamowity jak i okrutny.

Dużo też dzisiaj osób dostało wypis. Moja szajka do palenia, rozmawiania i grania w pingla się momentalnie wykruszyła. Niby człowiek wiedział jak to wszystko działa, ale nadal przykro. Sorry, taki mamy klimat.

Już nie smęcąć dalej chciałam podziękować bardzo osobom, które uznały że mój post jest na tyle wartościowy, aby go gratyfikować finansowo. Było to dla mnie mega zaskoczenie i pozostaje mi bardzo serdecznie podziękować.

Dobra, wracam do cichego cierpienia pod kołderką, chociaż liczę na to, że zaraz ktoś się odezwie i będę mogła uciec z tego świata w krainę Hejto dyskusji. Dzisiaj liczę, na to znacznie bardziej niż zazwyczaj. Pozdrowki.
7195afbe-936f-4c7c-8e01-fa6413a42f0f

Zaloguj się aby komentować

#fafasiezaburza #depresja #mania #psychologia #psychiatria #psychiatryk #refleksje #iinnetakietakie

TLDR: Nie reporterski skrót z życia psychiatryka.

32.
- Pan Leszuniu znany szerzej jako Cygan został zdegradowany do odcinka B, dzięki mojej skardze, mojego partnera i niewątpliwie reszty oddziału. Miarka się przebrała, kiedy wpakował nam do pokoju, tykając co nie jego, a ja zostałam zmuszona do szarpaniny z dziadem aby go weksmitować. Z dyżurki nikt nie reagował. Postawili na bezpieczną dla siebie obserwacje z poziomu kamery. Po tym zdarzeniu zadałam pytanie mojej psychiatrce, jak takie sytuacje mają pozytywnie wpływać na mój proces zdrowienia. W tej samej kwestii zadzwonił do niej mój partner. Następnego dnia już go nie było. Brawo za odpowiednią reakcję.

- Mefedroniarz, którego każda część ciała chodziła w innym kierunku, tak go poskręcało na detoksie, okazuje się bardzo dobry w ping-ponga.

- Seans Fallouta trwa nadal w najlepsze, tyle że już beze mnie. Ostatnie dwa odcinki przespałam po podwójnej dawce lorazepamu.

- Wyżej wspomniany lorazepam dostałam po ogromnym ataku kurwicy, przez nadmiar ludzi, energii i braku miejsca na spożytkowanie jej. Wychodziłam jakieś luźno 200 okrążeń, po korytarzu w tempie ekspresowym. Na pytanie co się dzieje, przez zaciśnięte zęby wycedzałam, że muszę chodzić, za mało miejsca. Była godzina 23, więc nic dziwnego że potraktowali mnie taką dawką. Nie pamiętam jak trafiłam do łóżka.

- Następnego dnia dostałam kolejną dawkę bezno, po ataku histerii z powodu rozpoczęcia diagnozy w kierunku potwierdzenia Complex PTSD. Po niej zemdlałam w palarni, wygięło mnie w pół przy próbie otworzenia drzwi, przez co luźno można było pomyśleć że coś właśnie mnie opętało.

- Pani Alina kolejna domatorka włażenia ludziom do pokoju, chyba tęskni za Leszkiem. Wygląda ostatnio na dużo bardziej zdemencjonowaną niż zazwyczaj.

- Sylwek Legionista jest strasznym raptusem, jak zacznie wylewać swoje morze frustracji w losowych momentach życia codziennego, to skutecznie nie idzie zapomnieć że się jest w psychiatryku. Poza tym to dobry chłopak. To on mnie dotargał do łóżka jak odleciałam w palarni.

- Serki wiejskie dawane tutaj do leków o 21 je się palcami. To znany rytuał do wieczornych teleturniejów.

- Pan (chyba) Krzysztof zwany Lotnikiem bo wszędzie, ale to wszędzie łazi z czterema wielkimi torbami, jakby zaraz miał ruszać na lotniczą odprawę (w nich ma cały dobytek swój, nawet okazuje się że puszki groszku) - uwielbia Miley Cyrus. Ciekawe czy Miley to schlebia. Fun fact o Lotniku: muskularnie zaaokraglony brzuch owego Pana na myśl zawsze przywołuje mi moment "Chłopaków z baraków" z gapieniem się na bebech. I tak, czasem gapię gapie mu się na bass. Jest monstrualny!

- [TRIGGER WARNING FEKALNIANE TEMATY] Problemem wielu pacjentów jest zachowywanie prywatności w toalecie. Otwarte drzwi od sracza, to popularny obraz z wielu sal. Pani Basia z mojej sali potrafiła oddawać stolec w pozycji lotnika, oczywiście przy otwartych drzwiach. Działo się to do momentu, aż Ania z mojej sali stanowczo posadziła ją na desce klozetowek, dodajac: jak pozwalasz innym Cię oglądać to masz. Konkret babka. Po tym nasz dramat z obszczaną deską się zakończył. I tak niezwyciężony mistrzem w kategorii obrzydzenie oddziału, jest gostek który swój obsrany tyłek podcierał szczotką klozetową. Nie chcę wiedzieć jak zniosł to... zresztą nic nie chcę wiedzieć więcej w tym temacie.

- W nocy przywieźli rudą babę po 40. Poza tym, że sama sobie otworzyła rankiem izolatkę, przejście na nasz oddział, to jeszcze zajebała ze stolika nocnego Sylwkowi telefon, jak on spał sobie obok. Dodatkowo odblokowała mu telefon, który ma na kod i na luzie na telewizowni gadała sobie ze swoją matką z niego przez 2 godziny, do momentu aż Sylwek wszedł z pytaniem czy ktoś widział jego telefon. Jak go zobaczył w rękach tej babeczki powiedział że jej zaraz zajebie jak nie odda. Oddała grzecznie pytając go jeszcze o fajka. Później kolega zostawił na chwilę kawę, a jak wrócił kawa została ojebana razem z fusami, powiedział że wręcz jakby go wylizała, w sensie ten kubek. Nie mamy pojęcia jak ona to wszystko zrobiła, bo wszystkie drzwi są na karty. Najtrafiejsza teoria jaką mamy względem tej Pani to jest to, że przenika przez ściany. Tajemnicy odblokowania telefonu jeszcze nie znamy. A i jeszcze pierdoliła coś o skanowaniu ciała.

- Ach i skończyłam kolorować ptaszka. Kompletnie nie umiem w cieniowanie, wszystko na czuja, ale i tak było fajnie. Miło spędziłam w ten sposób parę godzin na oddziale.

Dobra, kończymy na dzisiaj, chociaż temat mocno nie wyczerpany. Muszę mieć co robić przez następny tydzień. Ejoszka Hejtowicze, miłej niedzieli. Niech papieros będzie z Wami.
a14694a9-b11e-4ce8-b549-f4159e5bda22

Zaloguj się aby komentować

Zostań Patronem Hejto i odblokuj dodatkowe korzyści tylko dla Patronów

  • Włączona możliwość zarabiania na swoich treściach
  • Całkowity brak reklam na każdym urządzeniu
  • Oznaczenie w postaci rogala , który świadczy o Twoim wsparciu
  • Wcześniejszy dostęp, do wybranych funkcji na Hejto
Zostań Patronem
#fafasiezaburza #depresja #mania #psychologia #psychiatria #rozkminy #iinnetakietakie

TLDR: Psychiatryczny, luźny potok myśli.

31.
Zastanawiam nad tematem nowego wpisu i w sumie niczego sensownego mój umysł nie wyprodukował. Chyba pójdę na spontan.

Dobija mnie tutaj nuda. Najciekawszym wydarzeniami dnia są posiłki i posiadówy w palarni, a i tutaj dochodzi do momentów, kiedy 6 osób siedzi i nikomu nie chcę się gęby otworzyć. Tak więc siedzimy w takiej wymownej ciszy. Z niektórymi dobrze się milczy, z innymi gorzej. Nooo chyba że trafią się takie osobniki, którym gębą się nie zamyka i wciąż nawijają o tych samych sprawach. Kilka osób z być może większym taktem i cierpliwością kiwają głowami w odpowiedzi, jakby to co słyszą było dla nich czymś odkrywczym. Ja się od takich odcinam słuchawkami, sorka nie słyszę, mam słuchawki. Pewnie parę osób zna ten szprytny myk. Już nie mam ani grama wyrozumiałości dla takich kwiatków.

Ogółem zauważam, że tutejsza społeczność choruje nie tylko na zaburzenia psychiczne, ale również na skrajny egocentryzm. Poza paroma osobami, które mogłabym policzyć na palcach jednej dłoni, każdy najchętniej tylko by o sobie nawijał. Wciąż ja, ja, ja. Dochodzi do takich momentów, że jedna gościówa przegląduje drugą, w stylu ja o dupie, on o zupie. Osobliwie wyglądają takie dyskusje, którym przyglądam się z nieukrywaną fascynacją jak to można nie słuchać innych osób, będąc zamkniętym wyłącznie w swojej jaźni. Jest to oczywiście obserwowalne również w świecie zewnętrznym, ale przez to że jesteśmy zamknięci i skazani na siebie, to nawet nie idzie powiedzieć: nie, nie będziesz moim kumplem, elko idę w inną stronę, bo i tak zaraz zobaczymy się w palarni.

Chyba chciałam pisać o nudzie. Sorka, myśli mi skaczą z tematu na temat. Pozwalam sobie na ten potok myśli. Jestem w szpitalu, gdzie jest i tak bardzo dużo aktywności. Poza spotkaniami społeczności, codziennymi wizytami lekarzy i terapeutów, mamy masę zajęć, gierek, puzzelków, baaa nawet TV z funkcją smart i amoled. Tutaj jest tak jakby luksusowo. Tyle, że wszystkim idzie się szybko znudzić i zniechęcić. Zwłaszcza jak starannie sortujesz 1000 puzzli, ale Leszek aka Cygan przyjdzie Ci i machnie rączką niszcząc owoce 2 godzin pracy i pomiesza wszystko, bo raczyłeś odejść od stanowiska na tą jedną pieprzoną minutkę. Nosz cholera jasna.

Nie ukrywam, że mam dużo frustracji w związku z pobytem, jutro mi miną 2 tygodnie i ani widu ani słychu wypisu. Widocznie, nadszedł moment kryzysowy, ale ja już mam tak dosyć ludzi. To jest piekło dla introwertyków. Tylko w jednym momencie udało mi się zapomnieć o tym, że jestem w szpitalu, jak odpaliłam sobie z koleżanką w telewizowni Fallouta wieczorkiem wczoraj. Miałam momentami wrażenie, że umówiłam się z kumpelą na wspólne oglądanie. Tylko popcornu brakowało.

W związku z tym co napisałam powyżej, dodam taką osobistą wzmiankę na temat ciekawych, nowych uczuć które przyszło mi doznać. Serial Fallout jest serialem brutalnym, krwawym, bardzo obrazowym. Osoba z którą oglądałam to wspomniana dwa wpisy temu dziewczyna, która rozwaliła w manii mamie głowę kamieniem. Opowiadała mi wcześniej, że wpadła w psychozę, kiedy obmywała się z jej krwi, opisując to z szaloną dawką szczegółów. Teraz dodając dwa do dwóch, możecie sobie wyobrazić jak stresowałam się podczas sensu, że jakaś trauma się w niej odpali gdy raz za razem ktoś tam lata zalany krwią, albo tłukł kogoś po głowie łopatą. Co chwila spoglądałam na nią z niepokojem. Jeszcze wcześniej czegoś takiego nie doznałam, do tej pory to były tylko fikcyjne obrazy przemocy. Natomiast wczoraj było to coś znacznie bardziej namacalnego. Nie wiem w sumie nawet czy udało mi się to dobrze opisać, więc w skrócie: wczorajsze oglądanie serialu, było jak seans breaking bad z człowiekiem uzależnionym od mety.

Dobra, kończe, bo czuje że mogłabym tak skakać z tematu na temat, czyniąc ten post nie potrzebnie dłuższym. Do zobaczyska!
58c1ac5f-552f-4757-8c95-622e775a3025

Zaloguj się aby komentować

#fafasiezaburza #psychiatria #depresja #mania #psychiatryk #refleksje

TLDR: Dzienna rutyna w psychiatryku będąc w trybie zombie.

30.
Dostałam prośbę, aby napisać jak wygląda dzień w szpitalu w którym obecnie przebywam. Jako że depresja nie odpuszcza i marzeniem moim jest wtopić się w łóżko, napisze jak wygląda moja psychiatryczna rutyna w okresie jak się nie chce żyć.

- Godzina 0:00. Idę po dodatkowe leki nasenne, bo dany o 21:00 lorazepam już nie robi na mnie wrażenia.
- Do 1:00 oglądam Alfa czekając aż faza wejdzie i zasnę. Nie mogę nie mieć żadnych rozpraszaczy uwagi, bo czarne myśli pochłaniają mnie żywcem.
- Budzę się o 7:30 i oszołomiona idę po hormony, tak aby czasowo zgadzało się przed pierwszym posiłkiem.
- Godzina 8:00 śniadanie które jem, albo nie. Dzisiaj swoją porcję oddałam łakomym staruszkom. Radości nie było końca. Poranne leki, poranny fajek i wracam do leżenia na łóżku, oraz nieudolnych prób ucieczki w sen.
- Godzina 11:00 rozmowa z psychiatrką. Wycofują mi benzo, abym nie weszła w uzależnienie. Dodatkowo zwiększa dawkę pozostałych leków. To dobrze. Po wyjściu idę na fajka i wracam pod kołdrę. Patrzę na drzewa za oknem. Nawet się cieszę że pogoda jest teraz tak chujowa.
- Około 11:30 rozmowa z psycholożką. Spoko jest, daje mi konkretne strategie radzenia sobie z myślami s. Poznaję co to dyfuzja myśli. Po tym fajek i z powrotem do łóżka. Omijają mnie zajęcia z psychorysunku i muzykoterapia. To nic, wolę leżeć. I tak nie mam na to sił, no może poza wyjściami do palarni.
- Około 12:00 decyduje się na rozmowę z dyrektorką placówki w której zaczęłam pracę od kwietnia. Byłam obecna tylko dwa tygodnie. Teraz nie wiadomo czy wyjdę za miesiąc. Na szczęście wykazuje się wyrozumiałością i życzy powrotu do zdrowia. Oczywiście nie mówię że jestem w czubkowie, pozostawiam to w niedopowiedzeniu. Uf, kamień z serca - na razie.
- Godzina 12:30 obiad, który jakimś cudem przegapiłam. Na szczęście Panie po 13 wydały mi jeszcze posiłek. Zjadam połowę, to wystarczy jestem już pełna. Kolejny fajek i kolejne denne próby złapania kontaktu z innymi palącymi. Zgadnijcie co po tym... tak! Wracam do łóżka. W głowie kołacze się chcęć zrobienia czegoś że sobą, ale nie mam na nic siły.
- Jest około 14:00 nadal leżę. Udało mi się chwilę pospać w telewizowni. Ludzie spacerują w tę i we w tę po korytarzu. Rozbrzmiewają skrawki prowadzonych rozmów telefonicznych. Historie i ludzie są tutaj bardzo różni. Czuję się trochę lepiej i łapie się za pisanie pierwszej części tego posta. Za jakiś czas zobaczymy co dalej. Odpalam kolejny odcinek Alfa.

- Godzina 15:00 - pogadałam chwilę z mamą. Bardzo dobrze sobie radzi z tym wszystkim jak na osobę nerwicową. Jestem z niej dumna. Wyszłam też w międzyczasie na ogródek, ale bez butów i kurtki ciężko wytrzymać w tych 3 stopniach. Potem pogaduchy w palarni na temat samodzielnego wytwarzania bomb wodorowych. Okazuje się że to nie taka skomplikowana sprawa.
- Do godziny 16:30 zdarzyłam zjeść chipsy, tak wiem ekscytująca wiadomość, oraz wylęgłam się z nory, biorąc się za relaksujące kolorowanki. Do kolacji zajęłam się tym na tyle intensywnie, że zeszło mi wiele stresów z głowy. Widać też, że mam już kredyt zaufania wśród sanitariuszy, ponieważ została mi użyczona broń masowego rażenia zwana temperowką. To był dobry czas, oczywiście przeplatany najciekawszą czynnością dnia jaką jest palenie.
- Wybija 16:30 kolacja. Zjadłam sałatkę i jedną kromkę chleba. W zupełności mi to wystarczyło. Na papierosku oczywiscie po jedzonku, wpadłam w dysocjację, ale na krótko. To zawsze jakiś progres. Ludzie wokół nie bardzo wiedzieli co mi jest, podobno wyglądałam jakbym miała zemdleć. Och, i za niedługo ma wpaść moja przyjaciółka. To bardzo miło z jej strony. Siedzę i oglądam program w telewizowni o starożytnych kosmitach, a jakże inaczej.
- Godzina 20:30. Koleżanka już wyszła. Niewątpliwie poprawiła mi humor, jestem jej za to bardzo wdzięczna. Trochę papierosów zostało wypalonych, trochę pogadano i trochę pośmianio. Fajnie, że są osoby które nawet jak wariujesz, to pozwalają Ci poczuć, że i tak jest okej. Biorę się za kolorowanie. Za pół godziny ważne oddziałowe wydarzenie - leki. W międzyczasie Pan Leszek bezdomny z demencją chciał połknąć klocek od rummikup. Zagrożenie było realne, bo ten osobnik i gliną potrafił się smakowo zadowolić.
- Wybiła 21:00, wszyscy starcy zalegający całe dnie w łóżkach zostają cudownie ozdrowieni i pędzą jak na dopalaczach, aby być pierwsi w kolejce po leki. Młodzi grzecznie czekają, przyglądając się całemu wydarzeniu z nieukrywanym podziwem jeżeli chodzi o determinację niektórych z nich. Dzisiaj też odstawiam lorazepam, aby się przypadkiem nie uzależnić od tego od czego jestem już uzależniona. Wzamian zostaje mi zwiększona dawka reszty leków. Boję się nocy, ale rozmawiam o tym z innymi. Podobno to przynosi ulgę. Zostaje zaproszona do gry w Uno. Tłumaczę że nie znam zasad, na co słyszę odpowiedź "Na luzie, wytłumaczymy Ci, mamy przecież dużo czasu". Przy zabawie czas leci jak na złość bardzo szybko.
- Mija 22:00, po ostatniej partyjce i papierosie zostajemy wysłani do łóżek. Ostatno grupowy papieros, zaglądamy do palarni, a na ławeczce słodko śpi sobie Pan Leszek. Ogółem ten Pan zwany na dzielni jako Cygan jest dosyć uciążliwym pacjentem, bo kradnie, wchodzi do innych pokoi i ogółem wkurwią. Ale co zrobić, musimy się tolerować. Boli mnie głowa, ale psychicznie czuje się znacznie lepiej niż rano. Mam teraz czas aby powoli kończyć ten dzienny raport.
- Już jest 23:00, a jestem ciekawa o której uda mi się zasnąć. Myślę że to dobry czas aby odpalić Alfa. Branoc wszystkim.

Kto doczytał do końca pisze w komentarzu "papieros". A tak teraz serio, dziękuję wszystkim, którzy nadają sens mojemu pisaniu. Przyznaje, że bez Waszego odzewu w formie komentarzy i słodkich piorunów nie miałabym tyle zapału, aby pisać, a przyznaję że kosztuje to i trochę czasu, i trochę pomyślunku. Już nie mówiąc, o aspekcie wywalenia swoich wnętrzności na stół aby się im przyjrzeć i jakoś ubrać słowa. I tak oto tym sposobem doszliśmy do końca okrągłego 30 wpisu pod moim tagiem. Dziękuję raz jeszcze i do napisania. :)
4efc0a1f-2f82-47bc-ad70-691fac522111
bojowonastawionaowca

@Fafalala ukłony dla Ciebie za to, że się z nami dzielisz swoimi przeżyciami i że dobiłaś już do 30 papierosów, tfu wpisów

Pan_Buk

@Fafalala Pacjenci szpitala psychiatrycznego rozmawiają na temat samodzielnego wytwarzania bomb wodorowych. Co może pójść nie tak?

Ale serio, nie wiedziałem że wizyta przyjaciela aż tak pomogłaby pacjentowi szpitala. Jeśli to część terapii, to ludzie powinni być zachęcani do odwiedzin swoich przyjaciół.

Zaloguj się aby komentować

#fafasiezaburza #depresja #psychologia #mania #rozkminy #trudnesprawy #iinnetakietakie

TLDR: Kto był już w psychiatryku, ten się w cyrku nie śmieje, czyli natarcie chorych starców i dysfunkcyjne rodziny.

29.
Mijają kolejne dni, a ja już dostałam upgrade w postaci przeniesienia mnie z oddziału obserwacyjnego B dla mentalnych hardkorów, do oddziału bardziej terapeutycznego C. Oznacza to że poza integracyjnymi spotkaniami przy ciasteczku i herbatce, oraz muzykoterapii czy tam innym psychorysunkiem dostaję w gratisie starców z demencją i konieczność użerania się z nimi, ponieważ wchodzą do każdej sali grzebiąc i wynosząc rzeczy innych pacjentów. Dla Ciebie to może być zwyczajna piłeczka ping-pongowa, ale dla Pana Leszka to jajeczko, którym trzeba się odpowiednio zaopiekować owijając delikatnie chusteczkami - wiadomo, embrionkowkowi nie było zimno.

Poziom zróżnicowania trudności i zaburzeń na tym oddziale jest przeogromna. Aż czasem nie idzie się połapać jak, i czy w ogóle jest sens wchodzić w gadkę. No ale jesteśmy na siebie skazani, więc staramy się stworzyć jakiś pozór wspólnej koegzystencji. Gdy tak sobie rozmawiam z ludźmi będącym w kontakcie w wysoce terapeutycznej palarni, można dojść do jednego wniosku, że większość naszych trudności i zaburzeń wynika z zaniedbań i okrucieństwa rodziców i bliskich. Mamy tu dziewczynę, która jest regularnie wsadzana do psychiatryków przez matkę z powodu rzekomej schizofrenii. Już zaliczyła 18 pobytów w ośrodkach leczenia psychicznego. Niektóre nawet półtora roczne. Powód pierwszy władza, a powód drugi renta do kieszeni opiekunów. Jest w trakcie sprawy sądowej, aby uniknąć kolejnego tak długiego pobytu w ośrodku, bo już na tym etapie inaczej nie da się tego rozwiązać.

Postać druga dziewczyna z CHAD, którą już od wcześniej dorosłości matka wpychała do szpitali psychiatrycznych. Póki była depresja to było dobrze, była opieka, głaskanie po główce i pełna kontrola, ale gdzy córka wychodziła z depresji i chciała pojechać gdzieś rowerem, albo iść na spotkanie ze znajomymi to hurr durr, mania się zaczyna trzeba szybko do szpitala! Takim postępowaniem uniemożliwili jej zaplanowany wyjazd do Tajladu i Nowego Jorku na roczny staż. Dziewczyna skończyła prawo i dwa inne kierunki, miała stypendium i możliwość rozwoju poza granicami kraju, ale ni chuja. Nie ma NY, jedyne co możemy Ci to zafundować kolejny pobyt w Tworkach. Ta historia nie mogła mieć dobrego zakończenia. Dziewczyna w przypływie skrajnej frustracji po wcześniejszym ataku matki, chwyciła za przydrożny kamień i nim zmaskarowała jej twarzoczaszkę. Nie było wiadomo czy mama przeżyje, ale jedno już było pewne, że tym aktem desperacji usuneła sobie wiele szans do dalszego zawodowego rozwoju. Już nie wspominając o tym wielkim poczuciu winy jaki nosi teraz w sobie.

Historie są różne, ale wszystkie które zdarzyłam do tej pory wysłuchać, zazwyczaj łączą się jednym punkcie - rodzina. I tak jak już kiedyś dawno, dawno temu pisałam, że nie ma większej tragedi ludzkiej, niż to że jesteś powoływany na świat przez kompletnie przypadkowych ludzi, który sami najczęściej nie są gotowi do miłości - ani do siebie, ani do kogoś innego. Gdzie tutaj miejsce na poczucie bezpieczeństwa, które warunkuje nasz styl działania i schemat myślenia kiedy pełnisz funkcje emocjonalnego kubła dla rodzica. Pierdolona lotera.

A u mnie dzisiaj dobrze, nadzwyczaj dobrze (pisałam ten wpis w nocy z soboty na niedzielę). Wczoraj miałam gorszy dzień, że stresu z powodu "przeprowadzki" mocno mi się nasiliły objawy FMD (functional movement disorder) i nijak mogłam zapanowac nad drzeniem prawej ręki. Napierdalała węgorza przez 4h. Próbowałam nawet wyciszyć tę reakcję z ciała spokojną muzyką klasyczną, ale odnosiłam wrażenie że ta bulwa to do rytmu zaczęła podrygiwać drwiąc ze mnie. Puściło samoistnie o 16, o tak o. Sekundę później już spałam twardym snem do 20. Dzisiaj jest lepiej, na tyle dobrze że kwestionuję własną chorobę. Zupełnie jakbym zapomniała o desperacji w jakiej byłam parę dni temu, błagając lekarzy żeby w końcu pozwolili mi wyjść i się zabić, bo ludzie umierają i takie rzeczy dzieją się codzienne, więc dlaczego nie ja.

I ogólem, weekendy w szpitalu są strasznie nudne. Dobrze że chociaż są puzzle i stół do pingla. Muszę ćwiczyć, aby w końcu honorowo zmiażdzyć mojego partnera w jakże zacznej dyscyplinie zwanej tenisem stołowym.

A Wam wszystkim czytającym i nie czytający w sumie też, bo dlaczego nie życzę smacznej porannej kawusi czy herbatki w ten niedzielny dzionek. Do zobaczenia.
b9068882-f684-43d0-a096-e73c52ab7463
monke

@Fafalala

Mamy tu dziewczynę, która jest regularnie wsadzana do psychiatryków przez matkę z powodu rzekomej schizofrenii. Już zaliczyła 18 pobytów w ośrodkach leczenia psychicznego. Niektóre nawet półtora roczne.


Przez półtora roku żaden lekarz w ośrodku nie połapał się, że to nie schizofrenia? A może jednak kolejne urojenia?

GrindFaterAnona

@Fafalala Trzymaj się mocno. Podziwiam i szanuję. Ciebie i Twojego partnera. A twoje wpisy bardzo dobrze się czyta, mimo ze dotyczą bardzo trudnych tematow.

Zaloguj się aby komentować

#fafasiezaburza #depresja #chorobypsychiczne #psychologia #mania

TLDR: Aktualizacja, czyli pozdro z psychiatryka

28.
Cześć Moi Drodzy, długo nie pisałam, ale to że względu na to, że dużo się działo. Zmieniłam pracę, bardzo dynamicznie, wręcz pod wpływem chwili. Wpadłam w silny konflikt z szefowa i z tego wykluło się wypowiedzenie. Nie wiem na ile jestem w stanie się uzewnętrznić, bo depresja zrzera mnie żywcem i ciężko mi zebrać myśli, ale spróbuję. Nawet głupio mi że taka przerwę miałam od tych wpisów, bo bardzo mi pomagały, ale widocznie tak miało być, tego potrzebowałam.

W połowie marca wpadłam w przeogromną manię, bycie w tym stanie nie wiele różniło się od codziennego ładowania MDMA. Sen i jedzenie stały się zbędne jako czynność. Kolory wyostrzone, kontury ostre, hiper wyraźne. Wszystko co do tej pory było splątane i zagmatwane, zamieniło się w prostą linię. Było wspaniałe, bosko, nadludzko, no może poza poza momentami skrajnej furi. Nie było niczego pomiędzy euforią, a gniewem. Dobijali mnie nawet wolni idący ludzie na ulicy. Robiłam różne rzeczy, mówiłam różne rzeczy, myślałam o różnych rzeczach.

Pierwszym sygnałem alarmowy była wizyta u psychologa, na której mówiłam cała rozgorączkowana, że mam nadludzkie umiejętności, że przebiłam się przez ścianę iluzji świata i inne takie efemeryczne rzeczy. Wiem że moja terapeutka już wtedy chciała wzywać pogotowie, ale mówiłam że wszystko mam pod kontrolą i luzik arbuzik nie ma o co się spinać. W końcu czuje się tak dobrze. Po co to psuć. Stanęło na tym, że to moja terapeutka przedzwoniła do mojej psychiatrki i udało się na 12.04 umówić wizytę kontrolną. Wtedy był 20.03.

Do tego czasu szalałam, próbując wydobyć z siebie magiczny potencjał. Niestety zaczął pojawiać się do tego dysonans poznawczy, ponieważ niby czuję tę moc, ale nic się nie dzieje, a z tym zaczęła rosnąć frustracja, wielka, nie do wytrzymania. Ja czułam jak niespożyta energia wierci mi się w tkankach. Niedospanie i niedojedzenie zaczęło mnie wprowadzać w urojenia, zaczęła się faza mieszana. Raz skrajna radość, potem niedorzecznie głęboki dół.

Po kolejnej wizycie u psycholog, która usilnie próbowała mnie zestawić z rzeczywistością, że się krzywdzę, że to nie jest naturalne doszłam do załamania nerwowego. Nie byłam w stanie utrzymać tego dualizmu w głowie i od tamtej pory zaczęły pojawiać się myśli s. Dzięki wsparciu partnera udało mi się wyregulować ten stan, ale do 12.04 jeszcze masa czasu. Później to już jazda bez trzymanki. Zarywałam noce pisząc jak w matni o całym swoim życiu, później w połowie dnia dół i tylko siłą woli oraz chęcią zachowania pozorów byłam w stanie dojść do domu. W pracy pojawiała się szalencza potrzeba robienia czegoś więc cisnęłam terapię dzieci za terapią, a chwilę potem dretwiałam i trzęsłam się z wewnętrznego bólu.

W piątek jeszcze przed wizytą u lekarza, płakałam parę razy w pracy z niemocy, że to koniec, że tak się nie da żyć, by parę godzin potem wejść do gabinetu lekarskiego tak nakręconą że nie nadążałam w wypowiadaniem słów, które miałam w głowie. Czułam że oszalałam tak fest. Skończyłam płacząc że ja już tego nie wytrzymam, że nie wiem co mi jest, ale tak nie da się żyć, że chce umrzeć. Pani doktor powiedziała, że w tym stanie to tylko do szpitala. Pytałam się o jakieś leki na uspokojenie, czy to nie wystarczy, ale słusznie zauważyła że stwarzam zbyt duże niebezpieczeństwo dla siebie i ona mnie w tym stanie nie wypuści. Aby uniknąć akcji z karetką, udało się umówić na to że odbiorze mnie siostra. I tak oto cała moja tajemnica zniknęła. Zapłakana i przejęta twarz mojej siostry była tak wymowna, że czułam że nie mogę tak o się wypisać z życia i muszę spróbować leczenia.

I tak oto od piątku jestem na oddziale psychiatii, po tak wielu latach. W nowej pracy przepracowałam 2 tygodnie, więc nie wiem jak odbiorą moja nieobecność. Nawet nie wiem ile tu będę. Nie widzę tego, by po miesiącu nieobecności, wpaść i rzucić: Elko ziomy, już mam dobre leki i nie jestem psychiczna, więc jazda z kurwami!!
Ile benzo dostałam do tego czasu to nie zliczę, ale w końcu śpię, dużo śpię, właściciwie całe dnie. Depresja weszła na maksa, 90% myślenia to tylko pragnienie odejścia z tego świata. Teraz mam chwilę przebłysku między jedną dawką leku a drugą i pomyślałam że napiszę do Was. W końcu zniknęłam tak, nie wiadomo gdzie. Warto o sobie przypomnieć.

Co tam u Was w ogóle Hejtowicze? :) Dbacie o swoje zdrowie psychiczne przed latem?
902148d0-643b-4086-a71f-e53c91ff419e
bartek555

trzymamy kciuki, nawet te u stop

Runo

Czytając opis całej sytuacji widzę podobieństwo z zachowaniem mojej mamy. W sumie nie wiem od czego się u niej zaczęło i czy też czuła jakieś moce ale rozszalały entuzjazm i i głębokie doły na przemian to były ostatnie stany przed trafieniem do szpitala. Po wyjściu lekarz przepisał leki, na początku brała tak jak kazał potem stwierdziła że nic już jej nie jest i przestała. I to był bardzo duży błąd. Przez jakies 5 lat było ok. W tym czasie urodziła mi się dwójka dzieci. Niestety 2 miesiące po urodzeniu trafiły do szpitala z rsv i z tego co gadałem wtedy z ojcem bardzo się tym przejęła - skutek 2 miesiące po wyjściu moich dzieci ze szpitala mama dostała atak. Pamiętam że siedzieliśmy sobie na dworze nagle mama wybiegła z domu i chyba zdała sobie sprawę co się dzieje bo zaraz po tym jak krzyknęła że wszystko już rozumie zaczęła prosić o pomoc. To było chyba najgorsze moje przezycie -widzieć mamę w takim stanie. Pierwszego razu na szczęście nie widziałem. Niestety po jakims czasie znów przerwała branie lekow ale jak na razie jest ok. Teraz mija 6 lat od tamtego wydarzenia i zdiagnozowano u niej raka. Całe szczęście wróciła do tabletek, więc jestem trochę spokojniejszy.

Także trzymaj się cieplutko i wypędź to gowno z siebie

dsol17

Jeśli to można nazwać zdrowiem... (nie,nie można)

W nowej pracy przepracowałam 2 tygodnie, więc nie wiem jak odbiorą moja nieobecność. Nawet nie wiem ile tu będę. Nie widzę tego, by po miesiącu nieobecności, wpaść i rzucić: Elko ziomy, już mam dobre leki i nie jestem psychiczna, więc jazda z kurwami!!

No przepraszam bo w kiepskim stanie jesteś najwyraźniej ale to faktycznie zmartwienie i kicha. Sam mam krótkie okresy zatrudnienia zakończone kilkoma do miesiąca i nie jest dobrze. Niby zaniosłem papiery sam i mam ostatnio za sobą 2 rozmowy ale te krótkie zatrudnienie to mi wypominano i mam wątpliwości czy cokolwiek znajdę... Tak się złożyło,że nigdzie nie przepracowałem ponad rok - nie jest to moja wina ale konsekwencje ciągną się za mną... A przecież nie sfałszuję swojego CV...


A przyznam,że ostatnia praca pół roku temu to już była diagnoza nerwicy lękowej bo wydawało mi się,że wtedy że to stan przedzawałowy - hiperwentylacja i reszta atrakcji. Ale z deprechą (na szczęście lżejszą i generalnie bez myśli samobójczych) i resztą się starałem i staramam nie zdradzać bo w mojej sytuacji "długie wakacje" tylko jeszcze bardziej zaszkodzą i wtedy to by mi chyba faktycznie ostał się ino sznur.

Czy pracodawca może w ogóle zwolnić pracownika po dłuższym pobycie w szpitalu?

Po pierwsze jeśli miałaś umowę na okres próbny to może ona wygasnąć a w wypadku wyniknięcia złych relacji mogą ci "obrobić dupę". Choć jak duże miasto nie będzie miało może znaczenia. Po drugie:

https://www.rynekzdrowia.pl/Prawo/Kiedy-mozna-zwolnic-pracownika-na-L4-Tych-zasad-trzeba-przestrzegac,244742,2.html

I może to wyglądać nawet tak strasznie jak możliwość dyscyplinarki - jednak brak powodów żeby panikować - jeśli tylko zakomunikowałaś co sie stało i będziesz współpracować na ile to możliwe dyscyplinarki z tego nie powinno być:

https://poradnikprzedsiebiorcy.pl/-zwolnienie-dyscyplinarne-z-powodu-choroby

Jeśli nie ma dowodów że wiedziałaś,że wszystko się rypie przy składaniu do nich papierów i jeśli nie chorowałaś od dawna to nie będą mieć prawa do dyscyplinarki (i zresztą nawet ona nie byłaby końcem świata). Ale rozwiązać mogą jak widać. W sumie zależy jaki był kontakt itd. Życie nie wybiera,choroba nie wybiera, a gówno się po prostu zdarza...


Niektórym bardziej regularnie niż powinno.


Jednak zdrowie jest najważniejsze i przecież nie możesz w takim stanie wrócić do pracy. Więcej - prawnie to jest tak,że

gdybyś robiła cokolwiek co utrudnia wyzdrowienie to może to być właśnie pretekstem do dyscyplinarki więc spokojnie & chill.

Zaloguj się aby komentować

Na #wykop ostatnio nie jest wesoło. Najpierw info, że zmarła użytkowniczka ignis84 po ciężkiej chorobie a dzisiaj info, że w lutym samobójstwo popełnił użytkownik WuDwaKa.

#depresja #samobojstwo
Topia

To po co tam włazisz? @JaktologinniepoprawnyWTF

Zaloguj się aby komentować

Jeśli naszła cię ochota na posłuchanie czegoś z redpill... a nie chcesz przedzierać się przez gąszcz słabej jakości materiałów. Chcesz czegoś co pchnie twój rozwój, raczej niż zatrzyma.

Poniższe video przypadkowe. Oni po prostu mają bardzo dobrą jakość przekazywanej wiedzy, można lecieć ciurkiem, albo znaleźć konkret, którego akurat potrzebujesz na danym etapie.

Niestety wszystko po amerykańsku.

https://youtu.be/ylN2ZEVryHI - Is she questioning everything you do? - kwalifikowany konsultant

https://www.youtube.com/watch?v=3K29LmC1CtI - The betafication process, or how every relationship starts and ends - specjalista od związków sam jest w jednym długoterminowym

#redpill #rozwojosobisty #mezczyzni

PS. #depresja - tak, kłamstwo nt. jak działa świat [kobiety / związki / relacje w pracy] jest najczęstszą przyczyną depresji mężczyzn. Prawda jest też dołująca, ale przynajmniej widać w tym logikę / strukturę, a z tym można już dać sobie radę.

PS2. nawiązując do drugiego wideo. W sumie to przyjemne obserwować w praktyce, jak to o czym mowa dzieje się na co dzień. Można mieć wątpliwości, czy nawet nie wierzyć, że ostateczny efekt prowadzi do rozpadu związku, niemniej jeśli do tej pory byłeś obojętny na tego typu zachowania, jest to przyjemne i zabawne - w stylu: nauczyłem się używać defibrylatora i tego samego dnia ktoś upadał to ja go tym prądem i on teraz żyje!

PS3. Jakkolwiek przyjemne i zabawne to nie jest, nie podejmuj dyskusji na ten temat ze swoją kobietą, ona nie robi tego świadomie i nic z tego co mówisz nie zrozumie. Zrozumie natomiast, że uczysz się od innych facetów jak postępować z kobietą, bo sam tego nie wiesz - a to nie jest atrakcyjne. Zachowaj te obserwacje na spotkania z kumplami, albo tylko dla siebie, jako że takich gości, którzy zrozumieją o co biega aż tak wielu nie ma.

PS4. Z tego samego powodu, że nie ma wielu takich mężczyzn którzy to rozumieją, będzie ci się zdawało, że to nie możliwe żeby inni tego nie widzieli. Wystarczy że pamiętasz, że przed chwilą sam tego nie widziałeś. Więc jeśli chcesz wkręcić w tematykę innych kumpli, nie zarzucaj ich rzeczami, których nie kapują. Ja osobiście zaczynam rozmowę w realnym świecie od autorów, którzy są z pogranicza ekonomii i związków - jak Aron Clarey: Hej słyszałeś o tym kolesiu co mówi jak można zaoszczędzić kupę kasy?

PS5. Ktoś kto decyduję się na poznanie prawdy, to w ~99% ktoś wkurwiony i chce coś zmienić. Małe szanse, że inny koleś będzie otwarty na zmiany. Wynika to z plastyczności kory mózgowej. Jest ona bardziej plastyczna w dzieciństwie a potem jak się wkurwiamy. Tyle, że w tym momencie potrzebna jest specjalna pożywka dla mózgu: prawda. Dlatego też ludzie karmieni kłamstwami są ciągle wkurwieni, bo ciągle przechodzą ten sam proces. Wkurw jest generowany przez niepokój [anxiety] - ten stan jest dobry bo zwiększa plastyczność mózgu - ciągły niepokój to stan depresji - mózg nie może się dostosować do świata realnego, bo ciągle dostaje pożywkę z kłamstw i ciągle stara się dostosować - i tak wkoło.

PS6. Samobójstwa to najczęściej wynik tego, że mózg nie był w stanie dostosować się do rzeczywistości, bo ciągle dostawał fałszowane informacje. Jest też szansa, że po dostaniu dawki prawdziwych informacji, mózg przeżyje szok i koleś będzie chciał ze sobą skończyć. To nie przypadek, że kolesie po 40 mają największą szansę na samobója. Przez 20-30 lat zostali okłamywani i czasu na zmiany jest dość mało - nie wierzą, że mogą coś jeszcze zmienić. A mogą.
michal-g-1

Xd²

tego samego powodu, że nie ma wielu takich mężczyzn którzy to rozumieją, będzie ci się zdawało, że to nie możliwe żeby inni tego nie widzieli. Wystarczy że pamiętasz, że przed chwilą sam tego nie widziałeś. Więc jeśli chcesz wkręcić w tematykę innych kumpli, nie zarzucaj ich rzeczami, których nie kapują

Czyli kolejny mechanizm obronny: to, że nie zgadzam się z takim postrzeganiem świata (jako doświadczony samiec patrzący z dystansem na świat wchodzących w związki) wynika z tego iż to stek bzdur.

Wg autora to dlatego, że NIE ROZUMIEM

michal-g-1

Ad. PS 6 - 3maj się I nie czytaĵ pierdół biedny, okłamywany Tomku

TRPEnjoyer

tak, kłamstwo nt. jak działa świat [kobiety / związki / relacje w pracy] jest najczęstszą przyczyną depresji mężczyzn.

Nie.

PS6. Samobójstwa to najczęściej wynik tego, że mózg nie był w stanie dostosować się do rzeczywistości, bo ciągle dostawał fałszowane informacje.

I nie.


Losowi ludzie gadający, że kobiet nie da się zrozumieć wcale nie muszą mieć depresji. Ludzie wychodzący z sekt typu jechowi się nie zabijają z tego powodu. Przyczyny depresji i samobójstw (te główne) są inne.


Tego pierwszego gościa nie znam, Riana kojarzę głównie z grupowych filmików. Spoko chłop.

Zaloguj się aby komentować

Marcin dopski to idiota, wiadomo od dawna. Niestety teraz przekroczył wszelkie granice głupoty...

#depresja #zdrowie #bekazpodludzi #maxispam
413dc33f-4b8d-4d26-b76a-b6fee9b0b471

Zaloguj się aby komentować

Zrobiłem jakiś czas temu skan mikrobiomu jelitowego z kału. Pomyślałem że może ktoś by był zainteresowany zobaczeniem jak to wygląda lub chciałby podzielić się w dyskusji opinią odnośnie samego badania.

POV: Pacjent z depresją i AZS.

Badanie robię drugi raz. Poprzednio 5-6 lat temu zalecana probiotykoterapia przynosiła efekty jednak po jakimś czasie był niestety nawrót objawów. Przyznam szczerze że po prostu nie wytrzymałem całego okresu, ponieważ jest ona przewidziana na ponad rok. Tym razem mam nadzieję że się uda

#ciekawostki #depresja #zdrowie
f4fe0d3f-e954-47cc-8667-00384c1b4d32
BylemSimpem

@Czokowoko Jakie laboratorium robi takie rzeczy?

Konto_serwisowe

Jakoś to miejsce nie budzi mojego zaufania.

7b08f288-d873-4db0-b5e8-e56f9e9c94dc
Basement-Chad

Słyszałem o tym. Ja bym był bardzo ostrożny z takimi terapiami, szczególnie jeśli ktoś zabiera się za regulowanie mikrobiomu jelitowego za pomocą długotrwałej antybiotykoterapii. Możesz sobie tym bardziej pomóc niż zaszkodzić. Różne teorie o ukrytych pasożytach, grzybicach i złych bakteriach to jest obecnie totalny top-1 wśród szurów, pseudolekarzy i altmedowców. Oni teraz głównie z tego żyją, bo alergie wychodzą z mody. To, że ktoś ma dyplom lekarza niestety niczego nie gwarantuje.


Badania mikrobiomu jelitowego i jego interakcji z dietą, metabolizmem, systemem odpornościowym i zdrowiem fizycznym i psychicznym to względnie nowa i niezbyt dobrze poznana dziedzina medycyny. Tego typu kurację mają więcej wspólnego z eksperymentami medycznymi i pseudonauką niż z prawdziwą medycyną. Jest wielu ludzi którym się wydaje, że mają o tym pojęcie i próbują to monetyzować. W rzeczywistości to nikt tak naprawdę nie wie jaki powinien być prawidłowy mikrobiom i czy powinien być identyczny u każdego i co tak naprawdę na niego wpływa. Jak pójdziesz do 5 lekarzy i dietetyków którzy się tym zajmują to gwarantuje, że każdy z nich powie Ci coś innego i zaleci inną terapię.


Takie kuracje przypominają trochę próby regulacji populacji dzików w lesie poprzez podpalenie go.

Zaloguj się aby komentować

Cześć, Hejterki!

Właśnie zakończyłam 8-tygodniowy program terapii poznawczej MBCT-L (ang. Minfulness Based Cognitive Theraphy for Life) i chciałam się z Wami podzielić wrażeniami. Dlaczego? Bo warto. Wpis taguję jako #depresja #medytacja #uwaznosc #mindfulness #psychiatria #psycholog #medycyna i też #stoicyzm bo to wszystko się łączy.

Będzie długo, ale mam nadzieję, że chociaż dla 1 osoby wpis będzie wartościowy i zachęci do pracy nad sobą. (ʘ‿ʘ)

  • Czym jest MBCT?

To kurs, łączący elementy psychoterapii poznawczo-behawioralnej z praktykami uważności. Głównym celem jest pomoc pacjentom ze zdiagnozowaną depresją w zapobieganiu jej nawrotów. Co ważne, nie jest to jakieś „psychopierdololo” czy też ezoteryczne/buddyjskie podejście, które będzie uczyć czerpania energii ze słońca. Nie. Jest to program opracowany przez naukowców, prowadzony przez psychoterapeutów, a nie samozwańczych „kołczów” czy innych „oświeconych”. Terapia jest oficjalnie stosowana w ochronie zdrowia w UK i naukowo udowodniono jej wyższą skuteczność nad terapią PB. Moje zajęcia dodatkowo były poddane superwizji przez Uniwersytet w Oksfordzie (Oxford Mindfulness Centre).

W internecie jest mnóstwo badań i opracowań na ten temat, więc nie będę się rozwodzić, tylko odniosę do 3 spoko źródeł:
Strefa Psyche Uniwersytetu SWPS (wideo YT)
Instytut Psychoterapii Integralnej (strona www)
The British Journal of Psychiatry (publikacja z badaniami PDF)

  • A to nie jest czasem MBSR?

Nie. MBCT wywodzi się z MBSR, czyli z terapii skupiającej się na redukcji stresu. MBCT uczy bardziej świadomego podejścia do życia, w tym wyciszenia przebodźcowanego umysłu, niepodlegania emocjom i myślom oraz skupienia na odczytywaniu sygnałów wysyłanych przez organizm (szybciej wtedy można reagować na objawy depresji czy też chorób).

  • Studium przypadku, czyli dlaczego tam w ogóle poszłam?

Nie chcę się za bardzo rozwlekać na tematy prywatne. W skrócie: bo tego potrzebowałam. Końcówka zeszłego roku była dla mnie mega stresująca, angażująca i ogólnie pozbawiła mnie zdrowia. W nowy rok weszłam o 5 kg lżejsza, bez połowy włosów na głowie, z utraconą serią 350 dni w Duolingo (xD), z permanentną bezsennością i nerwobólami (na tyle poważnymi, że wspomagająco wjechały leki nasercowe). Dotarło do mnie, jak bardzo jestem wycieńczona i że jestem w trybie przetrwania (autopilota). Jakby tego było mało, zaobserwowałam u siebie stany depresyjne, co też nie było dla mnie zaskoczeniem, bo przeżywałam żałobę, której wcześniej do siebie nie dopuszczałam. No po prostu kombo.

  • Skąd mój pomysł na MBCT?

Bo MBCT znałam wcześniej. Kilka lat temu zakończyłam psychoterapię, ponieważ stwierdziłam, że doszłam do ściany, i szukałam innych sposobów na rozwój (zwłaszcza że terapia wyzwoliła we mnie emocje, a nie pokazała, co z nimi robić dalej). Zapisałam się wtedy na kurs MBCT stacjonarny, jednakże przyszedł lockdown i przenieśli to do online, ale tak nie chciałam. Dlatego też zaczęłam techniki uważności zgłębiać na własną rękę. Muszę jednak przyznać, że w tym czasie to więcej o tej całej uważności czytałam, niż praktykowałam. Ale pandemia i tak była swego rodzaju nauką uważności (przynajmniej dla mnie) – świat spowolnił i tak naturalnie człowiek cieszył się chwilą, sobą i doceniał np. to, że może wyjść z domu i po prostu popatrzeć na trawę...

W styczniu br. byłam w takim stanie, że stwierdziłam, że dłużej tak nie pociągnę. Szczególnie że dotąd skuteczne metody nie dawały efektów. Wiedziałam, że czas udać się po profesjonalną pomoc i wspomóc się farmakologią, czego nie chciałam, bo wiązałoby się to z braniem mocnych, uzależniających leków (been there, done that).

I tutaj muszę podziękować Panu Cukierbergowi, bo zaledwie dzień po mojej rozmowie ze znajomym o tym całym MBCT na fejsbuku wyświetlił mi się post z kursem. Przypadeq? Nie sondze. Nie wahałam się. Zapisałam się, stwierdzając, że to dla mnie ostatnia szansa. Jak nie pomoże, to kierunek psychiatra.

  • Jak wyglądają zajęcia MBCT?

Zajęcia prowadzone są stacjonarnie przez 8 tygodni. W mojej grupie było 8 osób + 1 osoba prowadząca. Spotykaliśmy się 1 raz w tygodniu na 2-godzinnych zajęciach, podczas których wykonywaliśmy po kolei różne praktyki (ćwiczenia). Dodatkowo wykonuje się ćwiczenia w domu i średnio przeznacza się na to 40 minut dziennie (można mniej, można więcej). Dostaje się skrypt z omówieniem zajęć, ćwiczeń oraz nagrania audio do medytacji.

Dodatkowo odbył się Dzień Uważności, podczas którego przez bite 5 godzin się milczało. Tak, dokładnie. Mówiła tylko prowadząca. Nawet jak była przerwa na posiłek, to się nie rozmawiało, nawet nie nawiązywało kontaktu wzrokowego z innymi. Dla ekstrawertyków taki dzień może być mordęgą, ale o dziwo, w moim przypadku, tak dobrze zadziałał, że zrobiłam sobie sama taki dzień w domu (z wyłączonym telefonem, telewizorem itp.), naprzemiennie medytując i drzemając (xD). POLECAM.

Co bardzo chciałabym podkreślić, MBCT to nie są zajęcia, podczas których analizuje się swoje problemy i klepie po pleckach. Nie. Nie jest to terapia grupowa. Są to zajęcia/spotkania, które ułatwiają wejście w cały ten świat, szczególnie jeśli jest się osobą, która potrzebuje poprowadzenia za rączkę, rutyny i motywacji ze strony grupy. Mówi się wyłącznie o ćwiczeniach - doświadczeniach i przemyśleniach związanych z wykonywaniem ich.

  • Jakie praktyki się stosuje?

Praktyk jest mnóstwo, są formalne i nieformalne. Większość była mi znana. I to też nie jest tak, że trzeba robić WSZYSTKO. Nie. Wybiera się takie, które najbardziej Ci leżą i są największe szanse, że staną się Twoim nawykiem. Dobrze jest też spróbować ich wszystkich, a nie od razu odrzucać, że „to nie dla mnie” lub „to robiłam, nie działało”, bo akurat w tym momencie może akurat ta praktyka „siądzie”. No i najważniejsza jest konsekwencja, czyli robimy to codziennie, najlepiej o stałych porach.

Tak na przykład u mnie do stałego repertuaru weszły:

  • medytacja 20 min
  • skanowanie ciała 10 min
  • 3 stopniowa przerwa na oddech
  • spontaniczne akty życzliwości (ale to już robiłam wcześniej, bo świat ogólnie jest lepszy, gdy jesteśmy dla siebie mili :))
  • naprzemiennie: medytacja dobroci (metta) i medytacja z trudnościami, kiedy chcę
  • dołożyłam też więcej stretchingu po treningach

WAŻNE: Też nie jest tak, że jak medytacja czy uważność, to tylko na siedząco, w pozycji kwiatu lotosu, z ryjkiem do słońca, w totalnej ciszy lub ze specjalną muzyczką. Nie. Medytować można wszędzie. Możesz w tramwaju zamknąć oczy i skupić się na oddechu. Możesz przed snem zrobić szybkie skanowanie ciała (skupiać się na wybranych jego partiach i oceniać, co tam czujesz). Możesz po oddech sięgać w sytuacjach, kiedy tego potrzebujesz – gdy widzisz, że „odpływasz” lub się denerwujesz, policzyć spokojnie do 10. Możesz też bez słuchawek na uszach przespacerować się 10 minut, próbując nie nadepnąć na linię na chodniku lub po prostu liczyć swoje kroki. Możesz też po prostu wyłączyć TV przy posiłku i skupić się na jedzeniu, bez rozpraszaczy – to właśnie uważność.

  • Czego się obawiałam?

Jestem ateistką, racjonalistką, ale też cynikiem; na co dzień twardo stąpam po ziemi. Wszelkie sprawy duchowe i ogólnie metafizyka to dla mnie „meh”. Moje obawy dotyczyły tego, co w sumie wybrzmiało w pierwszym akapicie. Obawiałam się jakiejś przesadnej duchowości, ezoteryczności i... no, odklejenia. Na szczęście tak nie jest. Zajęcia są konkretne, z akademickim podejściem. Czasem może miałam jakieś zgrzyty, bo nie do końca rozumiałam instrukcji, ale właśnie po to jest grupa, by rozmawiać i by rozumieć.

  • Co mi się najbardziej podobało?

Różnorodność osobowości. Zebrali się różni ludzie. Były osoby, które miały już do czynienia z medytacją; osoby praktykujące jogę, ale też osoby, które zastanawiały się, „co tam w ogóle, kuFa, robią”. Nawet trafił się jeden psychoterapeuta pracujący z osobami z uzależnieniami, który szukał dla siebie „narzędzi odciążających”. Była też osoba ze zdiagnozowanym ADHD.

Podobało mi się to, że można było przyjść wkurwionym, zmęczonym i ogólnie w stanie „nie do ludzi”, a i tak nikt nie oceniał. Nie było też konieczności odzywania się i brania czynnego udziału w ćwiczeniach z rodzaju burzy mózgów. Czy spowiadania się z prac domowych.

Na koniec każdy uczestnik otrzymał laurkę, zawierającą kilka słów od innych (wypełnialiśmy wcześniej ankietę). Ta laurka jest dla mnie tak budująca, że, kurde, no... Pokazuje, że wykonałam kawał solidnej roboty przez te 8 tygodni (i ogółem przez ostatnie lata). I co ważne dla mnie – że ludzie mnie widzą taką, jaką ja siebie widzę (lub chciałabym widzieć :)), ale przestałam widzieć przez to, że moje myśli zbłądziły. Laurka poszła na ścianę i stała się moją codzienną motywacją (i nagrodą).

  • A ile to MBCT całe kosztuje?

Ceny się wahają od 1200 zł do 1800 zł.

  • Czy mogę ćwiczyć uważność samodzielnie, bez kursu, ZA DARMO?

Jasne, jeszcze jak. Jest to dobrze opisany temat i jest też dużo materiałów, książek, w tym nagrań audio; są nawet na Spotify. Ale mam tu fajne 2 źródła:

Kursu redukcji stresu MBSR (ang.)
Kursu uważności – kierunek medytacje (pol.)

  • Jak ogólnie oceniam kurs MBCT?

Mnie pomogło. W sensie zebrałam się do kupy. Mam oczywiście momenty załamań, smutku i stresu, jak każdy człowiek, ale już tak nie pochłaniają. Częściej jednak obserwuję u siebie typowy (i ceniony przez innych – pozdro @somskia :* ) wyjebanizm.

Ale też nie należy tego rozumieć tak, że nagle ZNALAZŁA SKUTECZNY SPOSÓB NA DEPRESJĘ. LEKARZE JEJ NIENAWIDZĄ. Po prostu zyskałam narzędzia, by dalej pracować nad sobą i się rozwijać. Wyszłam też z własnej głowy i zadbałam o własne potrzeby. Bo musisz też wiedzieć, że jak nie zadbasz o 3 podstawowe filary, mianowicie: jedzenie, spanie i aktywność fizyczna, to żaden sposób na smutek, depresję, lęki czy ból dupy nie pomoże.

Dzięki temu, co wyniosłam z zajęć, łatwiej mi było i jest odpuszczać pewne sprawy. Na przykład dedlajn nie był tak palący i szłam na siłownię, a po niej nie spieszyło mi się tak bardzo do domu, przez co mogłam spokojnie zrobić stretching lub wypić jogurt na ławce w parku. Ba, nawet rezygnowałam z siłowni na rzecz spaceru lub książki, gdy stwierdzałam, że to jest właśnie to, czego teraz potrzebuję.

To wszystko ma znaczenie, tj. te wszystkie małe decyzje. To są takie puzzle, które układasz metodą małych kroczków, aż w końcu układają się w całość. AMENT.

___

Masz pytania? Wal śmiało Mogę też polecić jakieś książki.

___

PS Jeśli ktoś dobrnął do końca, to gratuluję i dziękuję.
Gepard_z_Libii

Ale buddyzm to proszę szanować, albo przynajmniej się zapoznać przed pisaniem takich bredni, jak czerpanie energii że słońca

Odczuwam_Dysonans

@ismenka oo, quality post, trafne użycie Twoich umiejętności

Ciekawy temat i chętnie puszczę sobie jakiś podcast czy rozmowę o tym sposobie pracy nad sobą. Wydaje się nieco zbieżny z tym, co sam poniekąd staram się realizować żeby nie wracać do gorszych stanów psychiki, aczkolwiek bardziej instynktownie niż rozmyślnie. Nie słyszałem wcześniej o tego typu terapii, ale oceniając po Twoim wpisie, to zdaje się być namiastką remedium na dzisiejsze tempo i, poniekąd, narzucany styl życia, co dla większości z nas ciągnie za sobą nieciekawe konsekwencje jeśli chodzi o głowę

Ciekawe ile osób nurzających się, i w efekcie oddalajacych od samych siebie, w farmakologii mogłoby w zamian skorzystać z tego typu spotkań. I nie żebym miał coś przeciw samej psychiatrii, bo bardzo dobrze że ludzie nie mają już takich oporów w sieganiu po pomoc, jednak spotkałem już ludzi dla których stało się to bardziej celem niż drogą, a to już ociera się o ćpanie. Często przez to, że wcale nie działa tak dobrze jak by mogło.

Podobnie z resztą uważam że dla alkoholików lepszą drogą ku trzeźwości są grupy wsparcia, niż wszywka. Mimo że wszywka też czasem jest potrzebna.


Ciekawy temat i na pewno zgłebię skoro sprawdziłaś na własnej skórze, kiedyś bardzo mnie takie tematy fascynowały, bo sposoby naprawiania ludzi dużo mówią o samych ludziach

ismenka

<<< LITERATURA >>> Wrzucam kilka tytułów dla zainteresowanych tematyką. Są to IMO najważniejsze publikacje do rozpoczęcia praktyk związanych z mindfulness. Książek jest więcej, więc jak czujesz niedosyt, mogę coś dorzucić :))


→ Wprowadzenie do uważności i medytacji:


1. Cud uważności. Prosty podręcznik medytacji , Thích Nhất Hạnh (mega podstawy).

2. Medytacja wglądu. Praktyka wolności , J. Goldstein.

3. Życie, piękna katastrofa. Mądrością ciała i umysłu możesz pokonać stres, choroby i ból , J. Kabat-Zinn.


→ MBCT:


4. Praktyka uważności. Ośmiotygodniowy program ćwiczeń pozwalający uwolnić się od depresji i napięcia emocjonalnego , Zindel V. Segal, John D. Teasdale i inni (podręcznik skierowany głównie do osób borykających się z obniżonym nastrojem i depresją).

5. Mindfulness. Trening uważności (Jak znaleźć spokój w pędzącym świecie) , D. Penman, M.Williams (uproszczona wersja kursu MBCT).


Walka z bezsennością:


6. Pokonaj bezsenność w 6 krokach z terapią poznawczo-behawioralną, E. Walacik-Ufnal, M. Fornal-Pawłowska.

Zaloguj się aby komentować

#takaprawda #zdrowiepsychiczne #depresja
56d6508b-af5c-465f-897f-259168dcb6ca
Naczelnyhejterkacapow

Ta ale fakt też jest taki że społeczeństwo nie splunie na faceta z deprecha, a babe tylko dlatego bo jest babą będą leczyć aż wyleczą.

hrzonszcz

No i po co udawał, ze mu wesoło?

DexterFromLab

Nie wiem czy jest jakieś dno emocjonalne i jakieś maksymalne cierpienie które można osiągnąć. Cierpienie psychiczne wydaje się nie mieć granicy. Chwilę byłem po tej mrocznej stronie, i wierzcie mi to jest koszmar. To nie jest taki zwykły smutek. Ja miałem problem z oddychaniem, snem, jedzeniem a nawet wypróżnianiem się. Akurat mam to szczęście że na mnie zadziałały proste leki. Nawet nie chce myśleć jak muszą się czuć ludzie na których leki już nie działają.

Zaloguj się aby komentować

Ostatnio doszło do dość głośnego skandalu gdzie jakiś youtuber wypowiedział dość kontrowersyjną opinie na temat przyjmowania leków na depresje. Porównał tam między innymi antydepresanty do narkotyków i mówił o zagrożeniu uzależnienia od nich. Ostatecznie nawet lekarze odnieśli się i skrytykowali jego słowa.

Lekarz prostuje bzdury Roberta Pasuta. Mówił o prezerwatywach i depresji

 Leki na depresję nie uzależniają. Rzeczywiście trudno jest je czasem odstawić, zależy to od bardzo wielu czynników, natomiast nie można powiedzieć, że prowadza one do uzależnienia takiego jak narkotyki, bo jest to bzdura — stwierdził lekarz i podkreślił, żeby leków na depresję nie mylić z benzodiazepinami używanymi w leczeniu stanów lękowych oraz zaburzeń snu.

O ile nie komentuje innych, kontrowersyjnych wypowiedzi które miał on powiedzieć, tak trochę zgadzam się z jego opinią dotyczącą leków. Może nie tyle sądzę, że leki na depresje to narkotyk co stanowią w pewnym sensie wygodne narzędzie we współczesnym systemie kapitalistycznym do zmniejszania niepokojów społecznych. Chodzi mi o to, że takie problemy depresja, apatia, stres czy brak poczucie spełnienia mają w dużej mierze charakter systemowy. Niemiecki filozof i psychoanalityk, Erich Fromm wprost pisał, że współczesny późny kapitalizm ma tendencje do atomizacji i alienowania ludzi. Jednostka pracująca w monotonnej i mało satysfakcjonującej pracy w wielkim korpo gdzie czuje się tylko trybikiem w wielkiej maszynie będzie miała problem z tym by znaleźć szczęście w życiu. Takich jednostek jest dużo i nagle pojawia się piękne rozwiązanie czyli wielki przemysł farmaceutyczny który oferuje ludziom cudowne leki by mogli poczuć się lepiej.

Co więcej granica miedzy narkotykiem i lekiem zawsze miała charakter bardziej umowny niż rzeczywisty. Taki Metakwalon dla przykładu zaczynał jako lek uspokajający i na bezsenność dopóki ktoś nie odkrył, że przy odpowiednich dawkach daje też niezły odlot i zaczął być narkotykiem klubowym. Obecnie jako lek na depresje testuje się psychodeliki.

2 mln zł na badania nad psylocybiną w leczeniu depresji, bólów głowy oraz uzależnienia

Coraz większe jest zainteresowanie medycyny psylocybiną. Substancja ta może być przydatna w leczeniu depresji, klasterowych bólów głowy oraz uzależnienia od alkoholu – twierdzą polscy eksperci.

W ogólnych więc rozrachunku nie jestem fanem, takiego normalizowania leków na depresje jako jakiegoś idealnego środka na problemy psychiczne.

#przegryw #youtube #psychologia #depresja #revoltagainstmodernworld #medycyna
PrzegralemZycie

Oczywiście że ćpają. Jak jeszcze istniała tablica.pl albo gumtree to zawsze było pełno ogłoszeń leków takich jak Xanax

Kremovka

Poza tematem jak oglądałem kiedyś Abstra to zawsze Patus zawsze wydawał mi się jakiś dziwny, po prostu było w nim coś takiego że nigdy go nie lubiłem, nie wiem czy tylko ja tak miałem.

Nergui-Nemo

Lek to trucizna podana w odpowiedniej dawce.

Zaloguj się aby komentować