#depresja

43
759
Wyskoczył mi post, że Taco Hemingway przed koncertem puścił film, o tym by trochę zwolnić, zastanowić się nad życiem i swojej depresji. Czy tylko dla mnie depresja u artystów do tani LARP? Mają ciężko, zmagają się z chorobą, ale kolejny milion sam się nie zrobi. Taylor Swift tak samo "Anti-hero" jak to wszyscy mają fajnie, ona nie może spać po nocach przez depresję. "Fortnight", że musi iść do psychiatryka, ale trasa się sama nie zrobi.
#depresja

Zaloguj się aby komentować

Za rogiem 24 lata. Jeszcze tydzień z kawałkiem. No i naszły mnie refleksje. Znaczy naszły... Refleksje to ja mam non stop od kilku lat. Generalnie nie chce mi się znowu rozpisywać i wracać do chujowych chwil swojego nędznego życia. Czasu nie cofnę, więc do brzegu... Depresja, fobia społeczna, leki. Ostatnio problemy z hazardem. Przegrałem 18 koła. Szukam pracy, ale jest ciężko. Byłem wczoraj na rozmowie, ale miałem wrażenie, że gość który mnie słuchał wyczuwał, że kłamię. Co najlepsze, sam czułem się, jakbym kłamał, mimo że mówiłem prawdę i tylko prawdę xD Wychodząc z biura byłem pewny, że nie dostanę telefonu zwrotnego, a szkoda. Bardzo mi zależy na szybkim odrobieniu przegranego siana, toteż liczyłem, że zdobędę tę pracę, a po jej zakończeniu do późnych godzin nocnych będę sobie jeździł w GLOVO i będę miał całkiem niezły profit na koniec miesiąca. Niestety, nie udało się, a co do GLOVO to wciąż czekam na aktywację.

Ale przebolałbym te stratę kasy. 3 miesiące i jestem na zero. Podpaliłem się jak amator, trudno. Za błędy się płaci, więc przez kolejne 3 miesiące będę pracował kilkanaście godzin dziennie, od poniedziałku do niedzieli, za darmo. Nic więcej nie zrobię. Pogodziłem się z tym. Ale...

Właściwie pogubiłem się już, leki które biorą powodują, że mam słabszą pamięć i szybko zapominam co chciałem powiedzieć xD W każdym razie pisałem coś o depresji i fobii społecznej. Tak. Depresja jest następstwem fobii społecznej, która zniszczyła mi życie. Dosłownie. Przez te wszystkie lata, kiedy rówieśnicy bawili się, wchodzili w pierwsze związki, zaliczali pierwsze "seksy" ja bałem się nawet wyjść do sklepu po bułkę. Wegetowałem tak przez kilka lat. Na leki zdecydowałem się jakieś pół roku temu. Pomogły, ale tylko na fobię społeczną, nie licząc tygodniowej poprawy pod względem nastroju. Ale co z tego. Deprecha przez tę kilkuletnią izolację, z czym wiąże się oczywiście totalna samotność, brak umiejętności społecznych i w ogóle poczucie wyobcowania przybrała na sile. Obserwuję tych wszystkich ludzi i widzę, że nie nadaję się tu. Nadaję kompletnie na innych falach. Chce coś zrobić, ale nic nie ma sensu. Nic mi się nie chce. Nigdzie nie widzę sensu. Ale w ogóle mnie to nie dziwi. Samotność jest fajna jeśli jest wyborem a nie smutną koniecznością.

Chodzę na psychoterapię. Póki co kończymy wywiad i niedługo zaczynamy ćwiczenia czy coś. Ale nie widzę tego. Nie wierzę że mi to pomoże. Codziennie myślę o śmierci.

Reasumując. Nie mam znajomych. Nigdy nie miałem dziewczyny. Przegrałem połowę oszczędności, które i tak były niskie, a teraz to już w ogóle odczuwam frustrację kiedy odpalam aplikację bankową. Zmarnowałem młodość. Tak, wiem, wciąż jestem młody. Ale mówię o tych imprezach, ogniskach i innych pierdach. Nigdy tego nie poznałem, mimo że bardzo chciałem, ale fobia społeczna była zbyt silna. Obserwuję brata i jego znajomości. Wszystkie są z okresu szkolnego. Potem poznawał innych znajomych przez swoich własnych znajomych. I tak to dla normalnego człowieka się toczy. A dla takiego odizolowanego dzikusa jak ja? Nadziei brak.

Nie wiem po co to piszę w sumie. Chyba włączyła się już mega duża potrzeba interakcji z drugim człowiekiem, nawet jeśli to tylko głupi portal xD

Utknąłem w bagnie, wciąga mnie coraz bardziej i nie mam pojęcia, jak z niego wyjść. I czy jest w ogóle sens. A może po prostu warto dać się wciągnąć i nie cierpieć dalej.

#depresja #depresja #mania #psychologia #psychiatria #farmakologia #przegryw
#zwiazki

Zaloguj się aby komentować

Zostań Patronem Hejto i odblokuj dodatkowe korzyści tylko dla Patronów

  • Włączona możliwość zarabiania na swoich treściach
  • Całkowity brak reklam na każdym urządzeniu
  • Oznaczenie w postaci rogala , który świadczy o Twoim wsparciu
  • Wcześniejszy dostęp, do wybranych funkcji na Hejto
Zostań Patronem
#fafasiezaburza #depresja #mania #psychologia #psychiatria #farmakologia #iinnetakietakie

TLDR: Kryzysowy freestyle, czyli ściana tekstu pełna dziur i kwiatów.

42.
Mówię do siebie czule. Z wyrozumiałościa i ciepłem. Staram się odpuścić ciągłym pretensjom pod szyldem popełnionych błędów (albo i nie) tłumacząc sobie, że wykorzystywałam wszystkie zasoby jakie miałam na tamtą chwilę. A to że było ich niewiele i były mało przystosowawcze to nie jest moją winą. Pracuje i pracowałam na tym co mam. Dodatkowo pragnę odpuścić w zakresie kontroli trudnych uczuć. One będą, a koncepcja bezkresnego szczęścia jest ulotna, nierealna wręcz utopijna. Będziemy czuć ból, rozczarowanie, odrzucenie nie raz nie dwa. Akceptacja tego jest nieziemsko trudna, zwłaszcza gdy życie już doświadczyło Cię na tyle boleśnie, że masz wrażenie iż los napierdalał Cię kijem po głowie prawie całe dzieciństwo.

Już mam dosyć kopania z życiem. Dosyć! Dosyć! Ja chcę dobrze żyć, a nie jakkolwiek.

W nocy pod natłokiem pozytywno-negatywnych myśli, przeżyłam najgorszy atak paniki jaki miałam. Próbowałam się odnaleźć w ilości zagadnień które chce i potrzebuje ogarnąć skoro wybieram świadomie życie, a nie unicestwienie. Ilość tego sprawiła, że poczułam lęk w każdej komórce swojego ciała. Myślałam że tracę zmysły, że tak mi już zostanie. To było jak żywy koszmar. Nie wiedziałam czy pójście do dyżurki po leki nasenne było wytworem mojej wyobraźni, czy prawdą, bo byłam w takim zawieszeniu między światami. Ale ogarnęłam to, zasnęłam. Udało się z farmakologiczną pomocą, ale zdołałam o nią poprosić. To już jest sukces.

Mam wrażenie że mój mózg jest w jakimś osobliwym stanie emocjonalnego limbo. Nie wiem czy to wina leków, czy stan chorobowy, albo taka już jestem. Czuję się przezroczysta, mdła, a zarazem rozemocjonowana w środku. Jak ktoś by mnie zapytał jak się czuje, wzruszyła bym ramionami i odpowiedziała "uj tam wie", a takie pytania padną zarówno od lekarzy, jak i bliskich. Nawet nie bardzo wiem, po co ja to wszystko piszę. Czuję że jakość tego wszystkiego spada, że mniej ognia jest w tym co tworzę. Nie podoba mi się to. Ale mam do siebie mówić czule. Piszesz jak czujesz Fafalala, z serca jak zawsze nie tylko z głowy. To wspaniałe, że pomimo lęku, apatii, trzesących dłoni i problemów ze wzrokiem nadal piszesz zarówno dla siebie, jak i dla innych, którzy też niewątpliwie powinni się częściej mentalnie przytulać.

To nie działa, nadal jestem rozczarowana, ale nie mogę oczekiwać, że to zadziała od razu. To proces, który już trwa i będzie trwał do końca życia. A ja nie chcę malować trawy na zielono, wciskając że parę zdań napisanych w jakimś psychologicznym zrywie zmieniło moje wieloletnie spaczone myślenie, które stawia mnie jako największego demona i kata dla samej siebie. Nawet nie chcę tego czytać. Czuję wstyd. Dużo się dzieje we mnie, i jak jeszcze nie wiele rozumiem aby móc to zmienić, jednego jestem pewna - muszę się bardziej polubić.
16a4ab78-59b2-4bf6-a4c2-4768435fce5f

Zaloguj się aby komentować

Mam gigantyczny ból dupy do samego siebie, wręcz nienawiść która nic mi nie daje prócz wzmacniania schematów których nie mam siły zmienić.

W terapii doszedłem do punktu w którym zdałem sobie sprawę, jak bicie przez ojca pasem małego, wiecznie coś brojącego Krzakowca ma gigantyczne znaczenie w większości moich ucieczek od rzeczy trudnych. Schemat porażki wrył mi się w banię tak bardzo, że choć racjonalny ja stoi i tłumaczy że przecież potrzebuję czasu, współczucia do samego siebie i systematyczności tak naprawdę nie widzę najczęściej nic, prócz własnych porażek i błędów.

Notorycznie, mam dość samego-kurwa-siebie. Nie ważne co zrobię i jak, nie jestem zadowolony z efektów.

W połączeniu z pracą którą wykonuję, całym #rozkminkrzaka który jak zawsze jest rozwalony i planami na "wyjście do ludzi" w postaci filmów, szkoleń i generalnie tworzenia ale tym razem obrazu i muzyki a nie tylko rękodzieła jestem... Sparaliżowany, od paru dobrych tygodni niezdolny do pracy twórczej. A głowie odwieczny krzyk "jesteś niczym, jesteś dnem".

Plan rozpisany od dawna, wiem co mam robić i pierwszy raz w życiu mam to dobrze poukładane. Mam rozpisanych ponad 120 pomysłów na swoje filmy, oświetlenie już dawno przetestowane cała matryca Eisenhowera krzyczy do mnie RÓB, a ja choć jestem w największej dupie finansowej od początku mojej działalności PONOWNIE raz jeszcze, jak to było już dziesiątki razy w moim życiu gdy przychodzi ten TRUDNY okres, który trzeba przeboleć i z trudem działać, najchętniej rzuciłbym to wszystko w piździec i zaczął od nowa coś innego.
Coś łatwiejszego i bardziej ekscytującego niż już utarta przez lata praca rękodzielnicza. Ewentualnie wróciłbym na etat, na którym po prostu bym odpoczął choć wiem, że w głowie biczowałbym się w każdy dzień że odpuściłem. Albo wróciłbym do pracy jako kierowca ciężarówki i znowu pozwiedzał kawałek świata co zapoczątkowało moje myśli o sklepie rękodzielniczym.

Kurwa, w głowie mam tylko "Jesteś słaby" "Jesteś pierdolonym dnem" "Nie dasz rady" i choć jest lepiej jak w przeszłości w której w takich momentach po prostu rzucałem wszystko i zaczynałem coś innego, NIE CHCE MI SIĘ WALCZYĆ.

Nie mam absolutnie jakiejkolwiek motywacji do działania i z każdym dniem tylko zmuszam się żeby cisnąć dalej, ale za chuja nie czuję z tego powodu dumy, choć powinienem. Wiem, że z każdym dniem wygrywam srogą walkę sam ze sobą i naprawdę powinienem czuć rozpierającą dumę że w ogóle cokolwiek ogarniam biorąc na barki depresję, leki, trudną terapię, ADHD i przeszłość.

Nikt nie powiedział że będzie łatwo, ale mam dość tego, że to wszystko jest dla mnie aż tak trudne i nie radzę sobie z rzeczami które dla innych ludzi są... Proste. Szczególnie gdy mają już jakiś plan.

Piszę głównie po to, żeby to wszystko zostało napisane, żeby wybrzmiało jakkolwiek to brzmi. Ryczę nad klawiaturą, najchętniej waliłbym teraz pięścią w ścianę i to w tak by zabolało. Jest we mnie poskromiona wściekłość na samego siebie która chciałaby coś rozjebać. Nie siebie - spokojnie, z tym sobie poradziłem już dawno temu. Ale chciałbym zrobić COŚ żeby dać ujście tym wszystkim emocjom które kotłują się we mnie od cholera wie jakiego czasu.

Otwarcie drzwi w drugą stronę żeby wyleciały razem z futryną było drugim pomysłem, ale finalnie jako że rzeczy kosztują, a ręce potrzebuje do pracy - piszę ten wywód.

Wolałbym opcję z drzwiami, powiedzmy że to następna z wygranych walk z których i tak nie jestem dumny.
Nie mam realnego sposobu na spuszczenie pary - kiedyś to było właśnie tworzenie i rękodzieło. Ono dawało mi niesamowitą ucieczkę i ciekawe uczucie tworzenia danej rzeczy od początku do końca własnymi rękoma. Teraz w tym temacie nie zostało mi nic prócz presji czasu, pieniędzy i dowodów dla samego siebie że jestem zjebany. I nie, absolutnie nie piszę tego żeby ktoś tutaj w komentarzu napisał - Ej wcale nie jesteś zjebany! - Ja to wiem. Tylko niełatwo wyłączyć ten głos w głowie, realnie go przekonać że jest odwrotnie.

  • Nie palę papierosów które dawały mi momenty na ochłonięcie bo rzuciłem, brawo ja.
  • Nie piję, bo ojciec alkus i wiem czym to się kończy, na szczęście nie polubiłem się z alkoholem, brawo ja.
  • Zielonego staram się nie dotykać póki nie wyprostuję tego co w głowie i wiem, że na tym etapie mi nie pomoże.
  • Tworzenie muzyki tak samo jak rękodzieło teraz działa na mnie odwrotnie jak kiedyś. Grając albo śpiewając czuję tylko złość do siebie i presję że idzie mi źle i że nie mam w sobie systematyczności która jest motorem napędowym doskonalenia się.
  • Swoją drogą wszystkie zajawki które miałem po drodze: Longboard, motocykl, rower, zbieranie instrumentów, robienie koszulek, wypalanie w drewnie, pisanie - wszystko poszło w kąt bo albo trzeba było coś sprzedać żeby się utrzymać, albo nadszedł cięższy moment, a ja rzucałem zajawkę przechodząc do następnej.

W tym momencie chyba jedyną przyjemnością jaką czerpię i momentem w którym znikam jest dobry film albo serial, ale najczęściej nie jestem w stanie utrzymać porządnie uwagi na dłużej, a na kino do którego kocham chodzić mnie nie stać. Z tego też powodu mam ogromny problem z czytaniem książek, choć niegdyś czytałem je nagminnie i potrafiły mnie wyłączyć.

Ja pierdole, czuję się jakbym pisał usprawiedliwienie dlaczego MAM PRAWO CZUĆ SIĘ ŹLE, jednocześnie czując się paskudnie, że zwyczajnie nie daję rady z tym wszystkim, tym bardziej że ludzie mają o wiele wiele gorzej w życiu i to nie jest tak że nie mam żadnych opcji na przeżycie. Ręce mam, nogi również sprawne - zdrowotnie powoli prostuje się i buduję formę więc mam więcej niż prawdopodobnie 90% ludzkości.

Po prostu siedzi 33 letnie dziecko i się użala nad swoim losem zamiast działać. Wewnętrzne dziecko tupie nogami, a ja najchętniej kopnąłbym go żeby zamknął ryj.
Czuję ten PAS. Autentycznie czuję go nad sobą, widzę siebie w sypialni gdy dostawałem wpierdol zamiast zrozumienia więc uciekam chuj wie dlaczego, gdzie i po co.

Najchętniej wydrukowałbym sobie koszulkę z gigantycznym napisem "CHUJ MI W DUPĘ", usiadł z papierosem na środku pracowni i poużalał się nad sobą w kłębie dymu bo to wystarczająco ironiczny obraz żeby uśmiechnąć się do samego siebie i stwierdzić, że życie to jest jednak abstrakcyjne i pojebane momentami.

No a skoro już nadymiłem, to może wykorzystać tę chwilę i nagrać jakieś ładne ujęcie bo dym w kadrze ładnie wygląda i zawsze powoduje jakąś taką miekkość obrazu.

Finalnie nawet w głowie ta scena kończy się u mnie tak, że ustawiam wszystko, telefon, aparat, światło, później patrzę na to co nagrałem a tam - jedno wielkie gówno, które wygląda całkowicie inaczej niż sobie wyobrażałem, a montaż dźwięku tylko pokazuje mi że znowu zjebałem.

Racjonalny ja mówi "Nie nagrywasz na codzień, więc musisz poćwiczyć"
A głowa podpowiada "Nic nie umiesz i nie nauczysz się bo jesteś zjebany więc odpuść"
Głowa od lat mówi mi: NIEWAŻNE CO ZROBISZ I TAK BĘDZIE ŹLE. NIEWAŻNE CO ZROBISZ I TAK BĘDZIE KARA.

Ta walka trwa już od lat, ale dopiero od miesiąca wiem, że jest związana z przemocą fizyczną i tą blizną która wzmacniała moje złe schematy prawie całe życie. Nie łatwo z tego wyjść i jeśli gdzieś czuję dumę to właśnie tutaj. Że pierwszy raz od wieków nie uciekam od tych emocji tylko je analizuję. Piszę. Płaczę. Wkurwiam się i próbuję to jakoś twórczo wykorzystać. Oczywiście przy tym wszystkim czuję się jak totalna pizda bo przecież facet nie może płakać, ale jak już ustaliliśmy - chuj mi w dupę.

Co śmieszne, mój ojciec to naprawdę dobry człowiek mający serce po odpowiedniej stronie którego ojciec miał bardzo ciężką rękę i pech chciał że urodził się w Polsce, w której alkohol w latach 70 był motorem napędowym większości ucieczek ludzi którzy sobie nie radzili z własnymi emocjami. Nie jego wina, że zrobił to co zrobił - powielił schemat własnego ojca i przerzucił zbyt dużo na niewinne dziecko, pewnie zresztą zapijał to uczucie wielokrotnie i to też pchnęło go w kierunku wysoko funkcjonującego alkoholika.

Kocham go i na szczęście nie winię, jednocześnie jestem wściekły że tak banalna rzecz jak napierdalanie mnie pasem aż tak bardzo hamuje mnie w codziennym życiu żeby po prostu działać. Żeby się nie przejmować błędami, żeby mieć głęboko w dupie ocenę innych i po prostu... Robić swoje. Aktualnie mam wrażenie, że nie radzę sobie po prostu z niczym a w szczególności z odgrzebaną na terapii przeszłością która wyszła na wierzch. Ja nawet nie wiedziałem, że mam z tym aż taki problem!

Więc aktualnie chuj mi w dupę i nie piszę tego by się użalać. Piszę to dla siebie i potencjalnie dla Ciebie, żebyś zrozumiał różnicę pomiędzy KARĄ, a przemocą fizyczną rodzica. Pomiędzy stawianiem granicy dziecku, a jebaniu go pasem bo bał się do czegoś przyznać, bo już wcześniej nieważne co zrobił i tak dostawał za to pasem - czasem niesłusznie. Granica jest niesamowicie cienka i nigdy nie wiadomo czego chwyci się psychika dziecka by uciec od trudności.

Kimkolwiek jesteś dziękuję że to czytasz. Mam w sobie dość dużą cząstkę atencyjnej dziwki i nie wiem czemu, ale czuję się ciut lepiej gdy wyobrażę sobie że ktoś to czyta i poczuje swego rodzaju współczucie. Współczucie do mnie, do adhdowców czy ludzi ogółem i ich zawsze pojebanego losu.

Ale głównie do mnie - w końcu jestem bohaterem tego tekstu, a ja nie wiem czemu najwyraźniej chcę być ojojany na własnych dziwnych warunkach które właśnie tworzę pisząc to wszystko.

Będzie lepiej. A dzisiaj chuj mi w dupę, ściskam serdecznie i spróbuję stworzyć cokolwiek, co pchnie mnie do przodu w działaniu i planach.

PS: Z MIŁĄ CHĘCIĄ ODDAM SWOJE ADHD CHĘTNEJ OSOBIE, ALBO WYMIENIĘ NA COŚ INNEGO Z DOPŁATĄ.
PS2: To naprawdę dobra konsola była.
PS3: Wracam do pisania tutaj stanowczo zbyt osobistych rzeczy których normalnie człowiek nie zamieszczałby w internecie. Ale aktualnie to jedna z niewielu rzeczy które daje mi ujście emocji, spuszczenie pary i mam zamiar to wykorzystać. Więc ponownie witajcie w moim rękodzielniczym świecie, jestem Krzakowiec a to moja historia.
#depresja #tworczoscwlasna

https://streamable.com/gr419t
sireplama

Czy próbowałeś biegać?




Nie dam Ci rady, nic niepodpowiem, nie podzielę się żadną mądrością... Swojemu życiu nie daje rady, więc nawet jakbym je miał, to pewnie nie byłyby to dobre słowa. Powiem tylko - nie łam się, w końcu się powinno się jakoś naprostować.

nobodys

@Krzakowiec Trzymaj się tam. Niczego odkrywczego nie poradzę, ale podzielę się pewnym tekstem który X lat temu wymyśliłem kiedy miałem fazę na "chuj mi w dupę"


"moja głowa jak otchłań

chcę się z niej dziś wydostać

na powierzchnię wyniośle

całe swe smutki wiążę

gdy korzyści brakuje

niechaj światło promieni

choć przekazać chce wiele

nas ukarze w tej chwili"


Sam też od jakiegoś czasu mam straszny mętlik w głowie + natłok ważnych spraw do załatwienia, przez co gubię po trochu własną tożsamość. Zazdroszczę ludziom którzy mogą żyć rutyną


Jeżeli takie uzewnętrznianie na hejto Ci w jakiś sposób pomaga to śmiało dodawaj swoje myśli. Wiele osób woli czytać coś tak autentycznego niż oglądać kolejne głupie obrazki

Dzemik_Skrytozerca

Pisanie zawsze pomaga. Nieopisane koszmarki są nierozwiązywalne. Opisane - zawsze można podzielić na mniejsze, i spróbować powalczyć.


Złote kredo projektu:

80 procent to sukces. Więc jeśli zrobisz część, i zbierze się tego 80 procent, to masz sukces.


Po kawałku i do przodu.


Zaloguj się aby komentować

#fafasiezaburza #depresja #mania #psychologia #psychiatria #farmakologia #iinnetakietakie

TLDR: Na szybko co u mnie.

41
Mijają mi dzisiaj 2 miesiące na oddziale. Tak, tak, nadal nie wyszłam i jeszcze się na to nie zapowiada. Mam ciężką odmianę Chad, z szybką zmianą faz. Co tydzień jak z zegarkiem w ręku zmienia mi się faza z depresyjnej na manię/hipomanie i odwrotnie. Co się Profesor, który robi kontrolne obchody co wtorek, na oglądał moich różnych oblicz to jego. Lekarze też już zaczęli załamywać ręce, nade mną, bo co parę dni to inna ja. Nawet niedawno myśleli o zmianie leków, które biorę od samego początku, bo widzieli niską efektywność, co tym samym oznaczałoby dla mnie wydłużenie pobytu o co najmniej kolejne parę tygodni.

Zaczynam czuć, że dochodzę do siebie. Że zaczynam lądować na ziemię. Jest to dla mnie dziwny stan, bo już dawno nie czułam się normalna, ustabilizowana. Zadziwia mnie, bo przez długi czas był mi obcy. Czuję, że neurony lepiej łączą wątki, wolniej mówię, odczuwam zmęczenie, ale nie na poziomie "chcę wzrosnąć w łóżko". W końcu też czytam, bo koncentracja mi na to pozwala. Jest mi dobrze, dziwnie ale dobrze. Jeszcze trochę brakuje do pełnej stabilizacji, bo nadal męczę się z akatyzjami (niepokojem ruchowym), gonitwą myśli, wraz z mgłą myślową, czy poczuciem rozgorączkowania w ciele, na poziomie dziwnej ekscytacji, ale jestem bliżej normy niż kiedykolwiek.

Chciałabym więcej napisać, znacznie więcej bo materiału w głowie mam od groma, ale drżenie rąk uniemożliwia mi na bezproblemowe stukanie w literki na ekranie telefonu. Być może to efekt uboczny leków, które biorę i liczę, że niedługo odzyskam władze w dłoniach. Trzymajcie kciuki, by to było w końcu to. Abym już zdrowiała tylko, bo nieźle mnie przetrzepało te 8 tygodni w szpitalu. Bardzo bym ciała wrócić do domu.
b2c98cab-d0aa-4080-9d6f-b8d46eb4fc19
Emigrant_z_innej_strony_internetowej

@Fafalala trzymaj się i nie martw. wszystko idzie w dobrą stronę!

GrindFaterAnona

@Fafalala trzymaj się dzielnie i oby mózg się ładnie wygoił. dzięki za pioruna mojego przewróconego moto xD

Odczuwam_Dysonans

@Fafalala trzymam kciuki!

Zaloguj się aby komentować

Adnotatio: Jeśli masz zdiagnozowane ADHD, albo masz podejrzenia że masz ADHD - przeczytaj tego posta, pomimo tego że jest długi. Może się czegoś dowiesz, choć to raczej wątpliwe.

Praefatio: WIem, że palacze są tu mocno szkalowani, nawet ja sam siebie za to szkaluję. Ten post nie jest usprawiedliwianiem części palaczy. Papierosy kurewsko szkodzą, kurewsko jebią osobom niepalącym, przytępiają węch i smak. Jest jednak jedna właściwość nikotyny na której się skupię. Pobudzanie.

Ingressum: Jak wiemy z medycznych ksiąg oraz setkom tekstów do znalezienia w kilka sekund w internecie, wszystko co pobudza (nikotyna, kofeina i jej wszelakie postacie, bardziej skrajnie - amfetamina, o której nie bez powodu wspominam, czy po prostu leki będące stymulantami) jest dobre dla osób z ADHD. Osobom oburzonym amfetaminą przypomnę jedynie, iż lek na ADHD szeroko stosowany w USA, znany jako Adderall, jest mieszkanką dwóch soli amfetamin. Odszedłem od tematu.

Disputatio: O tym że mam ADHD dowiedziałem się pół roku temu. Całe 38 lat żyłem z ADHD na pełnej kurwie, nie wiedząc że je mam. Straszliwie uzależniłem się od nikotyny. Jakoś w czternastym roku życia zacząłem palić, i jedyne "dłuższe" przerwy od papierosa jakie miałem, to dni po ciężkich imprezach, gdzie kac był tak potężny, że sam zapach dymu tytoniowego generowanego przez przechodnia idącego 10m przede mną powodował u mnie natychmiastowy odruch wymiotny.

Jak sobie radziłem przez te 38 lat? Moja podświadomość, a może nawet nieświadomość, zdała sobie sprawę że wszelakie stymulanty pomagają mi funkcjonować. Pochłaniałem ogromne ilości kofeiny, piłem bardzo mocne herbaty, paliłem papierosy. A żeby wyłączyć ADHD na wieczór nierzadko piłem alkohol (a gdzieś od 32 roku życia doszedł Thiocodin, jednocześnie piłem coraz więcej. Nie radziłem sobie w pracy. Gigantyczne problemy ze skupieniem ratował czasem tzw. "hiperfokus". Zbawieniem była praca zdalna, bo mogłem palić przy biurku (wtedy konsumowałem nikotynę głównie z użyciem podgrzewacza GLO z wkładami NEO, więc pokój nie jebał, a mniej czy bardziej nieprzyjemny zapach szybko znikał. Miałem aż 3 GLO, bo gdy skupiałem się na zadaniu, a hiperfokus nie przychodził, to waliłem jeden wkład za drugim, by stymulacyjny efekt nikotyny stale się utrzymywał.

A potem wróciłem do zwykłych fajek...

Wydawało mi się, już po otrzymaniu leków na ADHD, że rzucę papierosy (słowo "papierosy" jest tu ogólną definicją wszelakich wynalazków służących jej dostarczeniu do organizmu) tak samo skutecznie jak rzuciłem alkohol. O jak się kuźwa myliłem... Najgorsze jest to, że mam obecnie bardzo ciężką sytuację finansową i wciąż nie znalazłem pracy, co nie sprzyja rzucaniu palenia. Jak wyjdę na prostą to chyba przetestuję tę całą cytozynę (sprzedawaną pod nazwą Tabex, czy innych reklamowanych w TV i radiu gówien). Wśród znajomych skuteczność cytozyny wynosi jak na dziś równe 50%

Conclusio: Nienawidzę papierosów.

#papierosy #nikotyna #adhd #adhddoroslych #uzaleznienie #depresja
San

Tez podejrzewam u siebie adhd i widze roznice jak pije yerbe caly dzień ale mozs to jakies placebo

Zaloguj się aby komentować

Najgorsze czego w życiu doświadczyłem to była depresja. Nigdy w życiu nie doświadczyłem czegoś gorszego od tego paskudnego uczucia. To jak dopierdoli to już jest chuj. Nie istnieje nic, co miałoby sens, gdy człowiek jest na to gówno chory. Jak teraz o tym myślę z perspekrywy czasu to jest to aż nieprawdopodobne, że można się tak czuć i tak bardzo nieracjonalnie odbierać wszystko co otacza, łącznie z samym sobą.

#przemyslenia #depresja
Dudleus

@evilonep jak zachorowałeś, czym się leczyłeś i jak długo?

Budo

@evilonep depresja to suka, zgadzam się absolutnie

Erebus

@evilonep

i tak bardzo nieracjonalnie odbierać wszystko co otacza

błąd. właśnie wtedy jest racjonalnie bo faktycznie nic nie ma sensu.

Zaloguj się aby komentować

30 lat zajęło mi uświadomienie sobie, czemu od zawsze czułam się rozumiana i wspierana przez zwierzęta, a przez ludzi nie.

Sytuacja w skrócie: po kilku latach odważyłam się powiedzieć rodzinie, że w moim życiu jest problem. Oczywiście bez łez się nie obyło. Reakcje: '"oj tam przesadzasz", "a już przestań", "no ale przecież (tu tłumaczenie, czemu mój problem nie ma sensu), po czym po kilku zdaniach temat skończony, powrót do własnych spraw. Zostałam sama, usiadłam na podłodze, trzęsąc się z emocji. Podszedł do mnie pies i po prostu położył się obok mnie. I tego właśnie potrzebowałam. Po prostu żeby ktoś ze mną pobył, i nawet jeśli nie uważa moich problemów i z nimi związanych emocji za logiczne, zaakceptował istnienie moich uczuć i po prostu mnie przytulił. Nic więcej.

Różne zwierzęta całe życie to dla mnie robiły. Nie były w stanie zrozumieć, o co mi chodzi, ale czuły emocje i po prostu dla mnie były. Ludzie, których spotykałam (za wyjątkiem terapeutów), starali się te emocje jak najszybciej unieważnić. To samo zresztą robią z swoimi własnymi, a potem topią wszystko w alkoholu.

Chciałabym, żeby chociaż najbliżsi akceptowali mnie w całości, nie tylko kiedy jestem wesoła i zadowolona z biegu wydarzeń. Jestem tak bardzo zmęczona udawaniem, że u mnie wszystko w porządku.

Nie wiem, po co to piszę. Chyba potrzebuję się wygadać. Siedzi obok mnie pies i zero ludzi.

#zalesie #depresja
DexterFromLab

@WhiteBelle nie jest lekko w życiu. Jestem pewien że źle na to wszystko patrzymy, i stąd tyle problemów.

Jaskolka96

@WhiteBelle Jak ja Cię rozumiem. Moja rodzina jest podobna. Sami skrywają swoje emocje za alkoholem lub kamienną zbroją i nie tolerują okazywania uczuć, co dla mnie jako osoby wysoko wrażliwej od dziecka było niezwykle trudne. Do dziś czuję się nieakceptowana. Rozumie mnie siostra, która sama ma podobny problem. Dobrze, że ją mam. Jakbyś chciała pogadać, to dawaj znać. Nie zastąpię rodziny, ale zrobię co w mojej mocy

Szuszuszu

@WhiteBelle u Muminków było spoko podejście do inności. Pozytywne milczenie. To duża sztuka, bo uważam że mozna przemilczeć wiele spraw które powinny być głośno przedyskutowane. Jak np ryjka który kradnie żarcie

Zaloguj się aby komentować

Powiedzenie komuś "nie stosuj używki X" to najgłupsze co możecie zrobić.

A nie, sorki, możecie jeszcze na początku dodać "po prostu "

Wy serio myślicie że gruby nie wie że od jedzenia się tyje?

#narkotykizawszespoko #dieta #filozofia #depresja #psychologia #psychiatria #przemysleniazdupy #gownowpis

Czy myślisz, że osoba gruba nie zdaje sobie sprawy z tego że jedzenie tuczy?

66 Głosów
BoJaProszePaniMamTuPrimaSorta

Wy serio myślicie że gruby nie wie że od jedzenia się tyje?


@wombatDaiquiri myslę, że niektórzy mogą wierzyć w naprawdę srogie debilizmy. Była dziewczyna mojego brata wierzyła w to, że od którychś ciastek zbożowych, chyba bellvity, się nie tyje xD. Jest też część ketoświrów wierzących, że na keto nie da się przytyć.

mordaJakZiemniaczek

Głodny sytego nie zrozumie ༼ ͡° ͜ʖ ͡° ༽ ja już nikogo ani nie pouczam ani nie informuję ani nie staram się edukować, bo jak komuś na prawdę zależy, żeby coś zmienić, to dowie się tego wszystkiego sam

Skylark

@wombatDaiquiri Myślę, że z jedzeniem jest w sumie jeszcze trudniej niż z alkoholem. Alkohol, rzeczywiście, można przestać pić; czy jest to proste - zależy od osoby. Ale wiele programów walki z alkoholizmem ma w sobie punkt „jeden kieliszek to o jeden za dużo”. Spróbuj zrobić program typu „jeden posiłek to o jeden za dużo”, tak po 2 tygodniach zacznie Ci się grupa kurczyć.

Zaloguj się aby komentować

#fafasiezaburza #depresja #mania #psychologia #psychiatria #rozkminy #iinnetakietakie

TLDR: Psychiatryk to mój nowy dom, i o tym jak moja jedna historia znajdzie się w komiksie.

40.
To mój kolejny okrągły post, a będzie tak nudny. Spada mi motywacja do pisania, a właściwie nie wiem co mogłabym więcej Wam napisać. Nadal jestem tutaj gdzie byłam. Już minął mi 6 tydzień. Niepokoję się, bo zaczynam się tutaj zadamawiać. Mam już ogarnięte aktywności, kontakty z pacjentami i personelem, sympatię i antypatie. Rzeczy coraz więcej, zamiast odwrotnie. Jednym słowem niedobrze. Pamiętam, że jak przybyłam to była taka pacjentka, która już prawie 2 miesiąc w szpitalu odhaczała. Miała masę rzeczy, ciuszki, ręczniki, mydełka, gąbeczki do mycia naczyń i milion innych szpargałów, które wtedy wydały mi się niepotrzebne i na wyrost. Teraz ja nią jestem, dla nowych osób w sali, pomimo tego że staram się to wszystko trzymać we względnym porządku.

Jestem nadal na etapie górek i dołków. Cykle zmieniają mi się z podobną dynamiką co rozprzestrzeniający się ogień w centrum handlowym na Marywilskiej. Nie idzie tego ogarnąć. Teraz jestem na górce, ale jak to jest nie będę już po raz kolejny pisać, tańczę, śpiewam, robię fikołki. Próbują ogarnąć to lekarze jak i ja sama. Już chciałabym we względnym spokoju wrócić do domu, do tego szykującego się nudnego życia bez używek, wariactw, czy zmian. Rutyna, rutyna i jeszcze raz nuda. Nie wiem czy to uniosę, ale może to przez hipomanie wydaje mi się to mało atrakcyjne. Jestem przecie królową życia. Zresztą juz sama nie wiem czy to jest to, co mi dolega. Tak, właśnie kwestionuję diagnozę. Może ja jestem zwyczajnie mocno pierdolnięta.

Widzę moc leków gdy patrzę na progres innych ludzi. Pamiętacie babeczkę, co mnie pytała o to na jakiej planecie żyjemy? Teraz jest osobą, która miluje dokształcanie się w zakresie psychologii i jest w tym dobra. Sama nie dowierza, że takie maniany odwalała jak tutaj przyjechała. Gdy jej to opowiadałam, kazała mi przysiądz że nie kłamie. Baa nawet jakbym chciała, nie dałabym rady wymyślić takich barwnych i szalonych kłamstw. Albo Pani Alina - wcześniej bawiła się swoim kałem, ale po paru sesjach elektrowstrząsów opowiada na ogródku o swoim gospodarstwie rolnym i wnukach. Z wieloma pacjentami tak jest, że się wyciągają z czasem. Może i ja jestem jedną z nich. Chciałabym, ale aby to wszystko szybciej przebiegało, to miejsce nie ma być moim domem.

Z ciekawostek dodam, że moja historia z zakresu autoagresji zostanie użyta w komiksowej antologii na temat tego problemu. Rok temu na festiwalu komiksu w Łodzi po prelekcji nt. pierwszego komiksu z cyklu "Przerysowani" dotyczącym problemu narkomanii, po usłyszeniu informacji że kolejny ma być o wyżej wspomnianym temacie podeszłam na luzie do inicjatora akcji mówiąc że mogłabym chyba coś dodać od siebie w tym temacie. Taki życiowy spontan. Wymieniliśmy się kontaktami i byłam pewna że temat umarł śmiercią naturalną. O dziwo nie. Jakiś czas temu osoba z fundacji Gildia Superbohaterów odezwała się, pytając czy jestem nadal zainteresowana uczestnictwem w projekcie. Powiedziałam, że no ba, kurde, jaha ziom. Znam to piekło od podszewki. Dałam mu link do mojego wpisu pod fafatagiem gdzie opisuje wszystko z własnej perspektywy. Możecie jego poszukać, to 13 wpis, ale ostrzegam delikatniejsze osoby, że jest mocny. Pan Michał zapoznał się z tym wpisem i krótko napisał, że jest jest on dosadny, poruszający i właśnie takich historii poszukują. Później już umówiliśmy się na wywiad, bardzo ciężki bo trzęsłam się z samego powodu powrotu do tego wszystkiego. Usłyszałam że jestem bardzo dzielna w tym wszystkim i w ogóle często to słyszę ostatnio, to dodaje mi skrzydeł chociaż i to kwestionuje. Syndrom oszusta alert! No dobra, podsumowując, za niedługo będę mogła poszerzyć fafalowe uniwersum o komiksową historię z życia wzietą. Dam Wam znać jak już będzie gotowa. Z chęcią się pochwalę. :)

W sumie nie najgorszy ten wpis. Dziękuję że jesteście ze mną już tak długo i trzymajcie kciuki abym pisała dalej, bo kocham to bardzo. Zarówno sam proces, jak i to co się dzieje po publikacji. Jesteście najlepsi!
3357568d-022b-4b62-a92e-d3aec6a4bdbe
Opornik

@Fafalala


progres

Postęp!

(sorry musiałem )


Niech to motyla kolonoskopia, aż musiałem sprawdzić czy nie ściemniasz i nadal stosuje się elektrowstrząsy.


https://pl.m.wikipedia.org/wiki/Terapia_elektrowstrz%C4%85sowa

daa59d8e-599e-47e3-aea6-1c0c0a54844e
dsol17

@Fafalala No i oczywiście w komiksie.... papieros


po staremu życzę zdrowia i żebyś się tam trzymała.


Jak człowiek się czymś zajmie to trochę to odwraca uwagę od sytuacji. No dopóki nie problemy nie wracają i nie walą sierpowego między oczy... U mnie deprecha złagodzona pracą. Co prawda na czarno,ale nie mam czasu myśleć - ot przerobie,szukam w międzyczasie i choć nie mam czasu zauważyć że nie znajduję i że nadal jest jednak do dupy... No dopóki koledzy z roboty nie włączą radia z tymi cholernymi radosnymi piosenkami o tych cholernych szczęśliwych ludziach żyjących normalniejszym życiem. Wtedy trzeba się mobilizować by mimo wszystko działać dalej.

Ja powoli zaczynam sobie uświadamiać, że być może właśnie nadmierne ciśnienie na rozwiązanie każdego problemu może mi bardziej utrudniać życie nić pomagać.

@LondoMollari : Zaraz zaraz, to można nauczyć się tak nie robić ?

Mr.Mars

@Fafalala Próbowałaś już chodzić z lekarzami na obchód i diagnozować pacjentów?


Podpowiem jeszcze tylko, że na korytarzu można grać w badmintona.


Trzymaj się tam!

Zaloguj się aby komentować

#fafasiezaburza #depresja #mania #psychologia #psychiatria #rozkminy #iinnetakietakie

TLDR: Przeprowadzka... znowu, więcej pierdololo o depresji, moje filozoficzne wybory i brzemię traumy.

39.
Po obserwacji na oddziale B, wróciłam na oddział C. Dzięki bogu, a właściwie dzięki mojej lekarz prowadzącej która wyprosiła to na lekarce specjalistce. Na tym oddziale odwalały się takie maniany, że wprost mówiłam, że ja w tym środowisku czuje się znacznie gorzej i nie ma opcji abym miała tutaj zdrowieć. No wyobraźcie sobie funkcjonowanie ze współlokatorką schizofreniczką która napierdzielała jakieś pasjonujące rozmowy z bogiem po nocy i która zadawała mi pytania stojąc nade mną typu: na jakiej planecie żyjemy? To pierwszy raz kiedy ktoś mnie o coś takiego nieironicznie pytał. Czy mogę to sobie oznaczyć jako achievement?

Nie jestem stabilna, czuje się jakbym nigdy miała już nie być szczęśliwa. Otacza mnie pustka zewnętrzna, a wszystko wewnatrz mnie jest jałowe, płaskie i złużyte. Nie mam na tak wiele rzeczy siły, zwłaszcza biorąc pod uwagę ilość wolnego czasu. To wpędza mnie w większy dół. Na pocieszenie swoje i Wasze czuje ze robię małe kroczki ku lepszemu, przykładowo mogę się skupić na czytaniu chwilę dłużej, albo zasypiam bez potrzeby dodatkowego leku nasennego. Relanium wystarcza. Myśli o zrobieniu sobie krzywdy mam prawie codziennie. Nie mogę od żałować, że kiedy miałam okazję to mocniej nie przeciągnęłam tą żyletką. Samo patrzenie na nowo powstałe blizny generuje we mnie osobliwą mieszankę frustracji i ekscytacji. To nie jest normalne, bo przecież mam i chcę dla kogo żyć.

Czuję też wielkie poczucie winy wobec rodziny i partnera, którzy dwoją się i troją aby mi dogodzić i aby mnie uszczęśliwiać. W tym miejscu czuje, że stoję przed wyborem najwyższego rzędu i muszę zadać sobie zajebiscie, ale to zajebiscie ważne pytanie: czy wybieram drogę życia, czy śmierci? Czy chce dążyć do zdrowienia, czy unicetwienia? To bardzo trudny wybór dla osoby w moim położeniu, ale jest na tyle fundamentalny i kluczowy, że jak najszybciej muszę sobie na to odpowiedzieć. Czy ja chce żyć tak sama dla siebie, czy wybieram powolną (albo nie) drogę zniszczenia lokując wolę istnienia w innych. Mam tak dobre życie, tak wspaniałych ludzi wokół, sama w sobie mam ogromny potencjał, ale z drugiej strony skrywam w sobie kosmiczne pokłady bólu i tyle ran nie tylko na ciele od których chciałbym uciec, których nie umiem zaakceptować, unieść z godnością. Słyszę od tak wielu osób, że jestem dzielna, ale ja tego w ogóle nie czuje, wręcz przeciwnie czuje się słaba i niewystarczająca. Jakbym zawalała jedną rzecz po drugiej.

Cierpię bardzo, tak wiele złego wydarzyło się w moim życiu, a ja nie mogę tego przetrawić jakoś należycie. Miotam się w tym wszystkim jak komar złapany w pajęczą sieć. Dzisiaj po rozmowie z mamą, która totalnie nieświadomie użyła słowa klucza do aktywacji traumy doprowadziłam się do skrajnej histerii. Wyparcie przestało w tamtym momencie działać. Ale nie nie nie, nie mogę o tym pisać, myśleć, wszystko na raz w mojej głowie, sceny jedna za drugą. To się nie wydarzyło, to się nie wydarzyło. Nie nie nie. Nie wytrzymam tego.

Chwała, że są silne leki które są w stanie położyć mnie raz za razem na łopatki, tak abym mogła zapomnieć i stucznie się wyciszyć. Nadal walczę, ale na wspomaganiu.

Wołam @ZygoteNeverborn, bo dopytywał co tam u mnie, więc proszę. :)
8db39da8-4542-41b2-a4ff-56576310b937
moderacja_sie_nie_myje

@Fafalala Trzymaj się cieplutko wśród tych wariatów, a my tu trzymamy kciuki żebyś wyzdrowiała

ErwinoRommelo

Ehh szkoda ze tak ci zle ostatnio, te blizny w glowie sa najgorsze bo nigdy nie przestaja bolec, a drapac je mozna kazda mysla. Zchowaj sie pod kocyk tam gdzie nikt i nic cie nie znajdzie, ta faza przeminie, trzeba ja przespac, czy oczy otwarte czy szeroko zamkniete trzeba przeczekac az wszystko stanie sie znosne. Wiem o co biega, blizcy by wszystko zrobili ale wszystko to i tak za malo, oni nie wiedza ze do szklanki bez dna nie wlejesz nic mimo staran. Badz silna trzymaj sie tam, patrz sie na wschod, nadzieja wroci 5ego dnia o swicie.


« Niewolnicy na bazarach namiętności

Pełno sznyt na nadgarstkach

Najmniejszych wątpliwości

Chyba mnie rozumiesz źle

Przecież nie winię Cię o rzeczy

Na które nie masz wpływu

Pomyśl nim zaprzeczysz »

dsol17

Tak jakoś przeoczyłem twój wpis bo tyle się działo. Nieodmiennie zdrowia życzę.

Zaloguj się aby komentować

Jestem u dziadków, mieszkają w miasteczku powiatowym. Kiedyś miałem taki dziwny sen, którego akcja dzieje się właśnie w tym mieście powiatowym, gdzie oni mieszkają, był wtedy jakoś maj albo czerwiec. Nie było tam telefonów ani niczego takiego, co za chwilę będzie miało znaczenie. W rzeczywistości, jakieś dwadzieścia albo trzydzieści metrów od domu dziadków jest miejsce gdzie stoi piekarnia a w tym śnie stały tam takie trochę szeregówki trochę bloki. W innym miejscu stoją (w rzeczywistości) czteropiętrowe wielkopłytowce a koło nich idzie linia kolejowa.we śnie był tam generalnie pusty, wysypany żwirem plac a na nim były ruiny jakiegoś małego domku nie ogrodzone żadnym płotem ani niczym. No i generalnie to w tym śnie mieszkałem u dziadków i poznałem dziewczynę. Była fajna, bardzo miła, ładna, miała blond włosy i ogólnie to się zaprzyjaźniliśmy. Spędzaliśmy razem czas jeżdżąc na rowerach, siedząc w słońcu na ławeczce, która stała na przeciwko tych szeregówko-bloków. Ta ławeczka istnieje w rzeczywistości w tym samym miejscu w którym stała we śnie (czyli z rzeczywistości została przeniesiona do tego snu). No i po jakimś czasie (bliżej nieokreślonym) pocałowaliśmy się z tą dziewczyną. Dajmy jej na imię "Ania". W ten sposób zostaliśmy parą. Bardzo ją kochałem, jej towarzystwo dawało mi poczucie bezpieczeństwa. Po tym naszym pocałunku nie zmieniło się jakoś dużo. Ciągle spędzaliśmy czas że sobą spacerując po okolicy, leżąc razem na trawie, przytulając się. Nie pamiętam żebyśmy się seksili. Generalnie to byłem z Anią bardzo szczęśliwy, kochaliśmy się, dawała mi dużo bliskości i poczucia bezpieczeństwa. Spotykaliśmy się ze sobą codziennie i całe dnie mijały nam na wspólnym spędzaniu czasu. Była zawsze pogodna i ślicznie wyglądała ale jak się uśmiechała to po prostu no czułem takie ogromne szczęście... Było mi z Anią bardzo, bardzo dobrze, ponieważ darzyła mnie bezinteresowną miłością i dawała to poczucie bezpieczeństwa. W końcu któregoś dnia wyszedłem rano z domu i poszedłem do tej ławeczki przed tą szeregówkę w której mieszkała Ania i usiadłem na tej ławeczce, czekając aż z domu wyjdzie moja ukochana. Długo czekałem, ale Ania się nie pojawiała. Zapadł wieczór, ja cały dzień spędziłam na ławeczce oczekując na ujrzenie twarzy dziewczyny, którą tak bardzo kochałem, jednak bezskutecznie. Noc nadeszła, ulicę oświetlało pomarańczowe światło lamp ulicznych, jednak Ani nie było. Następnego dnia znowu czekałem na tej samej ławeczce na moją ukochaną, ale znowu się zawiodłem. Przez następne kilka dni siedziałem naprzeciwko drzwi przez które Ania wychodziła z domu lecz to oczekiwanie nie przyniosło rezultatów. W końcu wszedłem na klatkę tego "bloku" i po kolei pukałem do wszystkich drzwi pytając o Anię. Nie miałem pojęcia pod którym numerem ona mieszkała, dlatego właśnie tak robiłem. W końcu na trzecim, ostatnim piętrze otworzył mi facet koło czterdziestki. Wszyscy ludzie których wcześniej nachodziłem nie znali żadnej Ani. A gdy spytałem gościa czy zna Anię, powiedział mi że tak, że jest jej ojcem. Powiedziałem mu że jestem przyjacielem Ani i jakiś tydzień temu mieliśmy się spotkać, ale nie przyszła i się martwiłem. Facet odpowiedział że domyśla się że jestem chłopakiem jego córki i że od jakiegoś czasu spotykała się ze mną codziennie. Skoro miał tego świadomość to nie było co zaprzeczać, więc potwierdziłem. I wtedy gość powiedział "Ania już tutaj nie mieszka". Nie zrozumiałem tego wydawałoby się prostego komunikatu. Więc próbowałem się dowiedzieć więcej, że jak to, gdzie w takim razie teraz mieszka albo gdzie mógłbym ją znaleźć. Już nie pamiętam co mi odpowiedział, wydaje mi się że powiedział że albo Ania mieszka ze swoją matką w jakimś innym mieście albo nic nie powiedział. Bałem się że coś złego się jej stało albo że może miała jakiś wypadek i umarła. Jezu, tak strasznie się bałem, że faktycznie mogła umrzeć. Teraz mi przyszło do głowy, że może była na coś chora, tylko że w ogóle nie było niej widać jakiejkolwiek choroby. Ale prawie na pewno umarła, tylko nie miałem pojęcia z jakiej przyczyny. Byłem załamany, naprawdę czułem się strasznie, dużo płakałem. Pierwsza dziewczyna (mamy i sióstr nie liczę z oczywistych powodów) w moim życiu, która tak bardzo podniosła mnie na duchu (pamiętam, że w tamtym okresie miałem potworne samopoczucie i moje życie było bardziej taką przepełnioną smutkiem i rozpaczą wegetacją), sprawiła, że chciałem żyć, chciałem z nią i dla niej żyć... Nagle straciłem ją na zawsze i nawet nie miałem za bardzo pojęcia dlaczego. Dni mijały mi na przypominaniu sobie wspólnych chwil z moją kochaną Anią, przypominałem sobie jak bardzo z nią byłem szczęśliwy, czułem się wtedy bezpieczny, kochany, zaopiekowany. W ostatnim dniu, w którym ją widziałem i z nią byłem nie miałem przecież pojęcia, że to ostatni taki dzień. Zresztą skąd mogłem o tym wtedy wiedzieć? Tak więc no dni po rozmowie z ojcem Ani mijały pod znakiem nawrotu depresji (na dodatek takiego jakby wziął pięciokilowy młot i nim pierdolnął mi w głowę), płaczu i potwornego żalu. Aż w końcu się obudziłem. Cała opisana wcześniej historia była wytworem mojego okrutnego śniącego mózgu. A ja dalej czułem rozpacz i żal.

***

Mam właśnie tak, że część (i to całkiem duża, bo co najmniej 30 a może nawet 60 procent) moich snów bywa strasznie realna. Czasem nawet tak, że potem nie jestem w stanie powiedzieć, czy jakieś moje wspomnienie faktycznie wydarzyło się w rzeczywistości (tej, w której mamy telefony, hejto i robiącego swoją grę @MrGerwant), czy jest to jeden z moich snów (jak właśnie historia z Anią albo inne rzeczy) czy może jest to atak lęków/stresu (w którym doświadczam deja vu, nawrotu wspomnień z rzeczywistości, snów lub innych wytworów mojego mózgu). Więc no możecie to wszystko podsumować zdaniem "wiesz Zjedzonku, wydaje mi się, że jest to problem".

Dzisiaj byłem u dziadków i jak siedziałem sobie na tej ławeczce, która też pojawiła się w "Śnie o Ani", przypomniałem sobie tą historię i zrobiło mi się smutno. W tej chwili siedzę na peronie dworca kolejowego i przy pisaniu tego posta i opisywaniu tego snu zaczęły wracać kolejne kawałki tego snu (które już są opisane) i naprawdę poczułem ten smutek i żal, które poczułem wtedy po wybudzeniu się i powrocie do rzeczywistości. Tej rzeczywistości. #pdk
Ehhh akurat w tej chwili (16:38 dnia bożego 14.05.2024) dostałem kolejnego przebłysku deja vu, ale na szczęście lęk nie jest jeszcze duży. W każdym razie, kochani, osobom, które myślały że nie żyję albo coś pokazuję, że żyję. Chciałem się z Wami podzielić jakoś tym snem i tym jak zareagowałem gdy sobie ten sen dzisiaj przypomniałem. Pozdrawiam.

#zjedzonwszpitalu #psychologia #psychiatria #depresja #rozkminy #smierc i trochę też #przegryw
Wołam @ICD10F20, może Ci się spodoba.
MrGerwant

Ło panie, dłuższe niż Pan Tadeusz

VonTrupka

Żebyś ty tak na maturze pisał (☞ ゚ ∀ ゚)☞

Zjedzon

@maximilianan jeśli zapomniałem o tagu polityka to przepraszam ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Zaloguj się aby komentować

#fafasiezaburza #depresja #mania #psychologia #psychiatria #rozkminy #iinnetakietakie

TLDR: Koniec zabawy, czas na depresję.

38.
Zdegradowali mnie z odcinka C na odcinek B, tak zwany obserwacyjny. Mój stan się znacząco pogorszył, więc ograniczyli mi wolność i zabrali większość rzeczy, łącznie z ubraniami. Siedzę tutaj sama i zamulam. Nawet pobrali mi mocz aby sprawdzić, czy przypadkiem nie biorę narkotyków - taką świruską jestem. Myśli samobójcze i autoagresywne wywołały silny przymus zrobienia sobie krzywdy, co w dalszej kolejności doprowadziło do myślenia tunelowego. Zupełnie jakby nic innego nie mogło się już wydarzyć poza zranieniem się. Teraz żałuję tylko ze nie odważyłam mocniej się zranić. To jest kurwa chore, bo mam dla kogo żyć poza sobą. Nie daje już sobie rady, znów spadłam w dół i wyjebałam się na ten swój głupi ryj. Nie mam już sił do siebie i tych paskudnych zmian nastroju. Już tracę nadzieję.
b7067881-39a2-40cb-80c1-7f95380d817f
Sofie

@Fafalala trzymaj się tam, jesteśmy z Tobą! Spróbuj się nie poddawać. Wierzę w Ciebie i wiem, że wygrasz ta nie równą walkę z umysłem. Pamiętaj, że wzloty i upadki będą mniejsze bądź większe grunt żeby się nie poddawać

GrindFaterAnona

@Fafalala dajesz rade w tym szpitalu! Pozdrawiam

dsol17

Sorki za brak kontaktu - działo się (i znów się na ryj wyjebało ech...) 3maj się tam. Życie jest jak papier toaletowy ale ta #depresja to i tak wredna kurwa. Trzeba ciągnąć do przodu,kiedyś i tak umrzemy więc póki jesteśmy głupi musimy wierzyć,że skoro nadzieja jest naszą matką to może jednak ta zdzira kocha swe dzieci i że może ma to jakiś głębszy sens

Zaloguj się aby komentować

Hej, anony. Muszę być z Wami dzisiaj szczery, bo nie mogę...

Życie mi się wali na własne życzenie, co widać przy każdej mojej zbiórce, którą organizuję. Mógłbym obwiniać złe osoby, którym zaufałem, jak mój brat czy znajomy, który w ramach wdzięczności oferował mi pomoc w spłacie zobowiązań, ale tak naprawdę to moja wina.

W październiku 2023 r. wylądowałem na ulicy, bo polegałem na tym, że brat pójdzie do pracy zamiast sam się za poszukiwanie pracy wziąć bardziej niż wysyłanie CV na OLXie i liczenie, że ktoś oddzwoni a potem zamiast ruszyć się po pomoc czy w końcu złożyć papiery o rentę, do której prawo wygrałem sądownie w 2021 r. liczyłem na szybkie znalezienie zatrudnienia i ratowałem się zbiórkami, które były chwilowym zastrzykiem pieniędzy.

Tak samo potem, po znalezieniu pracy w listopadzie straciłem ją miesiąc później, bo nie mogłem się powstrzymać z rasistowskimi żartami, nawet jeśli miały być po prostu situation jokes, a nie żartami z koloru skóry

W styczniu za pieniądze z jedynej wypłaty, jaką uzyskałem, wynająłem pokój, na którego utrzymanie już w lutym robiłem zbiórkę, a w połowie miesiąca znalazłem zatrudnienie początkowo na 3/4 etatu, a następnie na 2/5, które mnie nie ratowało ani trochę.

Zamiast opłacać rachunki "ratowałem" wcześniej wspomnianego znajomego licząc na wdzięczność, w czego efekcie mam 1420 zł długu za czynsz, a ja do teraz nie poszedłem do żadnego z urzędów po pomoc.

W połowie marca w końcu znalazłem jakkolwiek pozwalające mi żyć zatrudnienie na 1/2 etatu przy sprzątaniu w kuratorium oświaty, jednak dla właścicieli wynajmowanego pokoju 3 miesiące dokładania "do interesu" to za dużo.

Do jutra (15.05) muszę zapłacić dług wraz z czynszem za maj, który wynosi 930 zł. Sam mam na koncie 1170 zł plus kuzyn mi pożyczy 300. Postaram się jeszcze popytać ludzi o pożyczki, ale nie liczę na zbyt wiele...

https://zrzutka.pl/2by7y4

#przegryw #depresja #pomocy #pomoc #poznan #mieszkanie #bezrobocie #ratunku
pol-scot

Zrzutka 'na ratowanie życia '... Brak słów i niestety dwóch dało się nabrać na 500zl...

MementoMori

Ok wysłałem już 1000 zł.

Zlasu

@JuanPablito_Segundo wiesz, nie rozumiem pewnych rzeczy. Jak samemu ma się ciężka sytuację finansową, i to graniczną, to nie pożycza się innym znaczącej kasy. Jak się w końcu złapało pracę, to się nie smieszkuje. Trzyma z boku, jest milym, robi swoje i spada. Po prostu, przeżycie i uniknięcie braku pracy i mieszkania jest najważniejsze. Bo to jest absolutna podstawa i nie można sobie pozwolić na błędy, które temu zagrożą

Zaloguj się aby komentować