#bookmeter

134
1792
872 + 1 = 873

Tytuł: Jak nie zostałem poetą
Autor: Szczepan Twardoch
Kategoria: publicystyka literacka, eseje
Ocena: 7/10

#bookmeter

I zawsze miał przy sobie gotówkę, bo jakaś substancjalna kwota w kieszeni, w każdej chwili i natychmiast dostępna, rozszerza granice naszej wolności. Czyni życie łatwiejszym i bezpieczniejszym. Chroni przed upokorzeniem. Można też w każdej chwili kupić bilet gdzieś daleko. Nigdy się go nie kupuje, ale zawsze można.

Trochę przygotowując się do Niezwykle Istotnego i Pilnego Pytania, które mam zamiar zadać panu Szczepanowi Twardochowi podczas spotkania z nim w czasie zbliżających się krakoskich (żeby było po krakosku) Targów Książki zabrałem się za to wciąż odkładane, już od kilku chyba lat, jego Jak nie zostałem poetą.

Ta książka to jest zbiór felietonów publikowanych przez autora (poza felietonem tytułowym, opublikowanym w Nowych Peryferiach) na łamach miesięcznika Pani. Miesięcznika tego nie znam, w ogóle prasy nie czytam prawie w ogóle, ale tytuł sugerowałby, że miesięcznik Pani skierowany jest raczej do pań. O czym więc mogą chcieć owe panie czytać? Wydawałoby się, że może o panach? I to moje pokrótce tutaj przedstawione rozumowanie zdaje się znajdować potwierdzenie w treści książki Jak nie zostałem poetą, bowiem pan Twardoch pisze w niej o panach. W szczególności zaś o jednym panu, panu Twardochu mianowicie, a więc pisze w niej o sobie.

To oczywiście taki trochę półżart, bo choć można by po lekturze taki wniosek wysnuć, ba, czytałem nawet komentarze, że tak jest, to moim zdaniem pan Twardoch wychodząc od siebie, od jakichś swoich uczuć, jakiegoś zdarzenia, jakiegoś fragmentu swojego życia prowadzi raczej rozważania natury ogólnej. Jest tutaj trochę o jego dzieciach i związanych z nimi lękach, jest sporo Spitzbergenie, jest o pisaniu, jest o tym jak nie został poetą i jak nie został reporterem. Ale są też teksty inne. Pan Twardoch mocno związany jest ze Śląskiem i mocno też wydaje się być zainteresowanym swoim pochodzeniem, stąd i o Śląsku i o historii, a nawet o genetyce w tym, krótkim jednak, zbiorze można przeczytać. Ale nie tylko. Można dowiedzieć się też co nieco o Życiu seksualnym Komanczów – ten felieton zakończony jest świetną konkluzją albo o Wielkim, złym pisarzu – tutaj również konkluzja dająca do myślenia. W ogóle w tym zbiorze świetnych albo dających do myślenia, albo jednocześnie świetnych i dających do myślenia konkluzji jest sporo.

W większości są to teksty dość lekkie, choć nie banalne. To cenna umiejętność z lekkością pisać na przykład o śmierci. Są one oczywiście inne od powieści tego autora, co jest dość zrozumiałe, ale można w nich znaleźć część tego, co w powieściach pana Twardocha bardzo lubię. A lubię w tych powieściach język jakim się pan Twardoch posługuje, lubię jego spostrzeżenia, lubię domykanie najmniejszych nawet wątków, choćby w bardzo zdawkowy, choć nie lekceważący sposób – uwielbiam to tak często powtarzające się u niego zdanie I [...] umarł, i nie było więcej […]. Podziwiam zakres zainteresowań i głębię badań, które autor przeprowadził, ja wiem, że pewnie nie na potrzeby felietonów, one, wydaje mi się, są tych badań i poszukiwań produktem ubocznym, ale liczba nazwisk osób w szerokiej historii nieznanych, zwykłych ludzi, którzy kiedyś gdzieś tam sobie żyli (i umarli, i więcej ich nie było) jest imponująca. Tak samo jak przedstawienie innych spraw, opracowanych co prawda przez historyków, a przez pana Twardocha tylko z tych ich opracowań wyciągniętych – po co mam sam zaglądać do tych nudnych rozpraw, skoro są ludzie, którzy zrobią to za mnie, a przy okazji jeszcze mi to tak ładnie przedstawią?

Nie lubię za to pisać o zbiorach. Jak w każdym zbiorze, tak i w tym, trafiają się rzeczy lepsze i gorsze. Wydawało mi się, że ryzyko napotkania na większą liczbę tych gorszych rośnie przy zbiorach tekstów publikowanych w czasopismach, tekstów które muszą być do pewnego dnia oddane. Tutaj tak nie jest. Tych gorszych jest tutaj zdecydowanie mniej niż lepszych. Takich, które nie przypadły mi do gustu, teraz, przeglądając po lekturze spis treści, znajduję cztery. Z trzydziestu sześciu. Choć to i tak wynika raczej z tego, że niekoniecznie pokrywają się z obszarem moich zainteresowań niż z ich słabości samej w sobie. Z drugiej strony nie ma też tutaj żadnego tekstu, który uznałbym za wybitny czy nawet za jakoś szczególnie wyróżniający się. Na tle innych, ale też w ogóle. Może to tłumaczyć przeznaczenie, z jakim one były pisane, bo, umówmy się, jakkolwiek nie znam miesięcznika Pani, to nie wydaje mi się, żeby był on wydawany przez jakieś wydawnictwo naukowe czy akademickie. No, chyba że może byłoby to jakieś pismo ginekologów?

Wniosek z tego wszystkiego, co powyżej? Jak nie zostałem poetą to przyjemna, całkiem lekka lektura, a zamieszczone w niej felietony (poza tytułowym, ten na szczęście podzielony jest na części) są na tyle krótkie, że można sobie jeden czy dwa strzelić do śniadania. Może nawet będzie wtedy o czym przy kawie po śniadaniu pomyśleć?

***

Aha, bo jak zwykle zapomniałem o czymś napisać. Ubawił mnie ostatni tekst tego zbioru, Da capo al fine, a ubawił mnie w kontekście wierszyka , który dwa dni temu zdarzyło mi się napisać. Ubawił mnie ten tekst dlatego, że trzecie jego zdanie brzmi: Uprawianie literatury wydaje mi się teraz czymś w stylu psychozy maniakalno-depresyjnej. Możecie wierzyć albo i nie, wszystko mi jedno, ale wierszyk napisałem przed lekturą tego felietonu. Wysnuwam z tego wszystkiego wniosek taki, że, skoro udało mi się już ten osiągnąć stan osiągnąć, to może jest dla mnie jakaś nadzieja? Pytanie tylko na co, bo w pierwszym zdaniu pan Twardoch zastanawia się, czy uprawianie literatury jest dla mnie po prostu zawodem, czy może czymś w rodzaju choroby psychicznej.

Na szczęście w czwartym zdaniu autor pisze coś o pieniądzach.
8184f64c-d5e9-4542-80e4-d500cba46eef
George_Stark

O! Nie ta społeczność!

Zaloguj się aby komentować

871 + 1 = 872

Tytuł: Historia naturalna smoków
Autor: Marie Brennan
Kategoria: fantasy, science fiction
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
ISBN: 9788365676603
Liczba stron: 360
Ocena: 5.5/10

Po lekturze autobiografii prawdziwej osoby przyszedł czas na autobiografię postaci fikcyjnej.

W uniwersum, które można opisać hasłem „Newt Scamander spotyka Jonathana Strange’a” żyje lady Izabela Trent, otoczona sławą wybitnego naukowca pionierka badań nad smokami. Po latach owocnej badawczej kariery lady Trent postanowia spisać wspomnienia. Ich pierwsza część poświęcona jest dzieciństwu badaczki i początkach jej fascynacji smokami, małżeństwu oraz pierwszej wyprawie badawczej, w której wzięła udział wraz z mężem.

Pierwszy tom serii jest całkiem spoko, choć trudno nie dostrzec, że targetem Pamiętników Lady Trent są raczej nastolatki z klas 5-8. Dla starszych czytelniczek i czytelników lektura może się momentami okazać nudna i mało emocjonująca.

Świat przedstawiony tak bardzo przypomina nasz świat w XIX wieku pod względem geografii, obyczajów, rozwoju technologicznego, fauny (minus smoki) itd., że w sumie autorka mogła sobie dać siana z wymyślaniem fantastycznych nazw miejsc i miesięcy, tylko wzorem Susanny Clarke opisać alternatywną wersję naszego świata.

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter
c0eb8d7e-1c45-4afe-bbd3-41c905073039

Zaloguj się aby komentować

870 + 1 = 871

Tytuł: Upiór Opery
Autor: Gaston Leroux
Kategoria: horror
Wydawnictwo: Vesper
ISBN: 9788377313220
Liczba stron: 420
Ocena: 8/10

Po przeczytaniu blurba obawiałem się stereotypowej, zajeżdżającej deskami teatru historii, ale wychodzi na to, że bezpodstawnie. Książka ta doprawdy nieźle łączy elementy pozornie nadprzyrodzone, psychologiczne tortury postaci, stopniowe odkrywanie fragmentów tajemnicy oraz wywoływanie u czytelnika nie tyle sprzecznych, co skonfliktowanych uczuć.
Równowaga pomiędzy zgłębianiem samej tematyki opery oraz wszystkiego co z nią związane, rozkręcaniem wątku romantycznego, wprowadzeniem, a następniem stopniowym rozwijaniem tytułowego tematu oraz przedstawianiem szerszego kontekstu do wcześniejszych trzech (ale nie tylko) elementów jest sprawnie utrzymana.
Nie chcę za bardzo wchodzić w szczegóły, choć w tym konkretnym wypadku trochę by mi to ułatwiło pisańsko, nie wiem właściwie dlaczego. Tytułową postać spotykamy osobiście zaskakująco późno - do tego momentu obserwujemy jedynie wyniki jej skrytych działań, mające różne cele, zakres oddziaływania oraz stopień niewytłumaczalności. W tle całego zamieszania rozwija się dosyć niemrawo wątek romantyczny tej powieści, dosyć naiwny, dosyć zabawny, czasami też bardzo poważny, ale - co najważniejsze - nie czułem żenady. Później rzeczy zaczynają się mieć niezbyt wesoło, a do akcji wkraczają wspomniane już wcześniej skonfliktowane odczucia, zwłaszcza po zapoznaniu się z relacją innej osoby, przedstawioną w niemal ostatnich rozdziałach.
Generalnie podoba mi się forma przedstawienia historii nie jako zwykłej książki, a raczej fabularyzowanego reportażu, w którym wstęp jest skonstruowany tak, że nie wiemy właściwie, czy mamy go traktować jako twór autora rzeczonego reportażu i tym samym uważać za element ciągłości tekstu (świata przedstawionego), czy też twór autora książki i w tym natomiast przypadku traktować go jako coś odrębnego od reszty książki, jako kontekst - do tego zakotwiczony w rzeczywistym świecie. Poza tym "reportaż" ten opiera się na relacjach kilku osób wplątanych w przedstawiane wydarzenia, a także na ich zapiskach.
Warto również wspomnieć o ponad dwustu przypisach, z których jednakże lwia część zainteresuje chyba jedynie prawdziwych pasjonatów, bo odnoszą się do cytatów z najróżniejszych sztuk przytoczonych w książce; inne tyczą się m.in. miejsc, osób, niecodziennych słów lub niezgodności - ze strony twórcy zamierzonych lub też nie. Do tego mamy również przedstawienie autora (doprawdy ciekawy to był człowiek), posłowie oraz całkiem sporo ilustracji odpowiadających, mniej więcej, wydarzeniom aktualnie na kartach obserwowanym.
Bardzo dobrze mi się to czytało, pomimo obaw, ale mamy po prostu do czynienia z solidną książką. Dialogi są w porządku, humor jest obecny i za każdym razem daje radę, realia - zarówno świata, jak i opery - są przedstawione skrzętnie, a problem tytułowego upiora krótko mówiąc: ma warstwy. Jedyne co może zakrawać o spełnienie się moich obaw, to niektóre interakcje między młodymi zakochanymi, żywcem wyjęte z jakiejś sztuki, ale na szczęście stanowią one bardzo małą część ich wspólnego "czasu ekranowego", a całej książki to już w ogóle promil. Na koniec muszę wspomnieć, że w niektórych fragmentach faktycznie czuć grozę, bardzo dobrze zrealizowaną: nie flakami, a słowem.

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #gastonleroux #vesper #ksiazkicerbera
c099c509-a3ce-470f-904d-94846f9e9cf7

Zaloguj się aby komentować

Zostań Patronem Hejto i odblokuj dodatkowe korzyści tylko dla Patronów

  • Włączona możliwość zarabiania na swoich treściach
  • Całkowity brak reklam na każdym urządzeniu
  • Oznaczenie w postaci rogala , który świadczy o Twoim wsparciu
  • Wcześniejszy dostęp, do wybranych funkcji na Hejto
Zostań Patronem
869 + 1 = 870

Tytuł: Opowieści i przypowieści
Autor: Franz Kafka
Kategoria: literatura piękna
Ocena: 5/10

#bookmeter

Z niewielkiej odległości Lement zawołał jeszcze: – Hej, Edwardzie, słyszysz mnie? Zamknij parasol, od dawna już nie pada. Nie zdążyłem ci tego powiedzieć.

– Uff! – mogę wreszcie odetchnąć. Skończyłem tę książkę, po nie wiem jak długim, ale bardzo długim czasie. W międzyczasie przeczytałem jeszcze kilka innych, w tym i opowieść biograficzną dotyczącą pana Kafki autorstwa pana Maksa Broda, która była… No właśnie. Ciekawsza? Niekoniecznie. Tym bardziej, że opowieści biograficzne są czymś innym niż opowiadania przecież i ciężko je porównywać. Na pewno ta opowieść biograficzna była łatwiejsza i przyjemniejsza w odbiorze. I może na tym w tym niepotrzebnym porównaniu poprzestanę.

Bo zdecydowana większość zawartych w antologii Opowieści i przypowieści tekstów pana Kafki pod tym akurat względem była okropna. Taka, dajmy na to Jama, oparty na wspaniałym pomyśle obraz paranoi (przynajmniej ja ją tak rozumiem), jest napisana tak ciężko, że kilkukrotnie łapałem się na tym, że oczy śledzą tekst, ale myśli gdzieś ze znużenia odpływają i trzeba było te kilka właśnie „przeczytanych” akapitów przeczytać jeszcze raz. To się zdarza, przynajmniej mnie, ale rzadko się zdarza, że dotyczy to kilkukrotnie tego samego fragmentu. Taka właśnie ta twórczość pana Kafki jest, tak pisał. Ściany tekstu występujące na kilku kolejnych stronach, nieprzerwane żadnymi dialogami, nie rozdzielone nawet wcięciami akapitów, bo takie długie akapity ten pan Kafka sobie pisał. Ale potrafił też krótsze. Te krótsze, jak tak sobie przypominam, bo nie chce mi się teraz dokładnie sprawdzać, pochodziły głównie z tekstów, które za życia autora zostały wydane. W tym tomie na pewno jest to nowela Przemiana i cały zbiór Głodomór. Te w odbiorze były łatwiejsze. Być może wpływ na to miał fakt, że przed wydaniem teksty te zostały zredagowane?

Ten zbiór zawiera chronologicznie uporządkowany wybór (bardzo obszerny!) tekstów pana Kafki. Zawiera chronologicznie uporządkowane nowele, opowiadania, szkice, czasami zawiera nawet rzeczy, które mógłbym nazwać rozszerzonymi aforyzmami. O tym uporządkowaniu chronologicznym dowiedziałem się później, kiedy zakończyłem już lekturę, przed chwilą w zasadzie się o nim dowiedziałem, gdy wszedłem na portal lubimyczytac żeby ściągnąć okładkę do tego wpisu i przeczytałem sobie notkę z opisem tej książki. Dowiedziałem się o tym uporządkowaniu chronologicznym przed chwilą, ale podejrzewałem je już wcześniej, już w czasie czytania Te teksty bowiem, i to jest jedna z ciekawszych obserwacji przy tej lekturze, dojrzewają. Z każdym kolejnym można zauważyć, jak styl pana Kafki ewoluował, jak on się zmieniał. Jedyną uwagę, jaką mam do wydawcy, to absolutny brak informacji kiedy który utwór powstał. Zdaję sobie oczywiście sprawę, że akurat w przypadku pana Kafki mogłoby to być trudne do ustalenia, ale – moim zdaniem – taki właśnie zbiór bardzo dużo by zyskał na jakości (ale i na objętości również, a już teraz książka ma ponad sześćset stron), gdyby zebrane teksty opatrzyć jakimś komentarzem.

Zmęczyła mnie ta lektura, trudna była, ale uważam, że warto było ten trud podjąć. Urzekły mnie piękne, oparte na szczegółach opisy (na to zwracał uwagę w swojej książce pan Maks Brod) stosowane przez autora. Przykładem niech będzie zdanie: Pociąg ruszył tak wolno, że można było sobie wyobrazić, jak obracają się poszczególne koła. Świetnie bawiłem się znajdując u pana Kafki źródła inspiracji autorów, którzy nastali po nim. Przykładem niech będzie taki dialog:

[…] Proszę, niech pan cofnie to, co pan powiedział.
Że jest za kwadrans pierwsza? Ależ z przyjemnością, tym bardziej, że teraz jest już znacznie później.

którego oddźwięk znalazłem w przeczytanej niedawno Klinice słowackiego autora, pana Pavla Rankova. Jestem pod ogromnym wrażeniem tego u pana Kafki, co można by nazwać spostrzegawczością. Rzeczy, które zauważał w rzeczywistości i to w jaki sposób przetwarzał je później na literaturę, naprawdę potrafią robić wrażenie. Nieprzypadkowo wybrałem ten właśnie a nie inny cytat żeby otworzyć wpis, bo, kiedy sobie przeglądałem co tam w książce pozaznaczałem (a pozaznaczałem ogrom fragmentów!), to przypomniała mi się moja mama, która, kiedy to w wieku nastoletnim wychodziłem z domu, czasami mówiła: „Kurtkę weź. Deszcz pada, bo ludzie pod parasolami chodzą”. Niby wiadomo o co chodzi, ale sama konstrukcja tego zdania, jeśli potraktować ją oderwaną od intuicji logiką, wskazuje na pewne zaburzenie związku między przyczyną a skutkiem, a to może być świetnym paliwem dla literatury. I takim paliwem u pana Kafki rzeczywiście było. Gdyby tylko autor zdecydował się te teksty wydać, gdyby ktoś je – najlepiej w porozumieniu z nim – zredagował, uczynił je bardziej przystępnymi, to mogłyby one być, a pewnie nawet byłyby, kapitalne. No ale było tak jak było i teraz mamy to co mamy.
82cf8b91-2ba6-4262-bc0c-58e2a08f906e
jonas

Nie dałem rady przebrnąć przez "Proces", mniej więcej w połowie poddałem się, nic nie zrozumiawszy. Tego autora sześćset stron onirycznego słowotoku o niczym brzmi jak kara za zbrodnie niepopełnione. Podsumować moje kulawe próby pojęcia Kafki mogę klasycznym cytatem: "błogosławiony, kto nie mając nic do powiedzenia, nie obleka tego faktu w słowa".

George_Stark

@jonas


Ale pan Kafka, moim zdaniem, miał wiele do powiedzenia. Jego spostrzegawczość i pomysły na ujęcie spostrzeżeń były fantastyczne. Tylko forma trudna, ten poplątany natłok myśli.


Zauważ, że Proces też nie został ukończony i zredagowany. To są tak naprawdę notatki, fragmenty, jakaś wizja autora. Dopiero dużo później, przy współpracy z redaktorem, takie coś się przekuwa na gotowy do publikacji tekst, przeznaczony dla czytelnika. A przynajmniej dziś się tak robi.

jonas

@George_Stark Po połowie jednej książki trudno mi stwierdzić, co i jak dużo miał do powiedzenia. Nic z niej nie pojąłem, a książek przeczytałem w życiu nie wiem, kilka tysięcy? Były też takie, których nie skończyłem albo podobniej jak z Kafką nic nie rozumiałem, choć wielu reklamowało je jako pozycje obowiązkowe. Daleko nie trzeba szukać, Gombrowicz też miał podobno niemało do powiedzenia i wiele pomysłów, ale przedstawiał je w kompletnie niestrawnej formie jakiegoś przeintelektualizowanego bełkotu. Oczywiście można takie utwory lubić, każdemu jego własne hobby, ja jednak się w tę grupę nie wpisuję.


Bułhakow też miał natłok myśli, poplątanie i jego najlepszą książkę wydano pośmiertnie bez jego zgody. Ale umiał to zaprezentować tak, żeby dało się zrozumieć bez katorgi umysłowej.

Zaloguj się aby komentować

868 + 1 = 869

Tytuł: Bogowie są ukryci 
Autor: Tomasz Mazur 
Kategoria: Filozofia 
Wydawnictwo: BookPlan.pl
ISBN: 9788394248147
Liczba stron: 278
Ocena: 8/10

Prywatny licznik: 20/24

Jestem przyzwyczajony do przyjmowania informacji na temat różnego rodzaju filozofii całkowicie wprost. Tu natomiast dostałem powieść o zabarwieniu filozoficznym, z tego też powodu początkowo byłem do niej dosyć sceptycznie nastawiony.
Początek jest dosyć tajemniczy, dowiadujemy się w nim, że w naszych rękach znajdują się zapiski osoby, która zgłębiała sekretny kult bóstw ukrytych. Autor dosyć zręcznie podkręca ciekawość i można się od razu wkręcić w tę historię.

Całość fabuły jest dosyć prosta, ukazuje ona bohatera, który poprzez zgłębianie tajemniczego kultu doznaje różnego rodzaju przemian swojej osoby. Jest tu pokazany miks stoicyzmu i aksjologii i to jak może wyglądać rozwój wewnętrzny osoby, która pracuje nad sobą poprzez przyjęcie tego typu filozofii. Widzimy tu bohatera na kilku etapach rozwoju, który staje przed różnego rodzaju wyzwaniami dotyczącymi np. relacji z żoną, szefem lub współpracownikami. Podjęte są tu tematy typu wytyczanie granic, czy nie obarczanie się winą za rzeczy od nas niezależne przez sytuacje, które są charakterystyczne dla świata współczesnego.

Ostatecznie książka zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie. Dzięki temu, że zawiera konkretne przykłady wyzwań współczesnego świata można sobie zobaczyć siłę filozofii 'w akcji'. Możemy na spokojnie prześledzić plusy i minusy stoickiego podejścia do życia. A dzięki fabule książka jest łatwiejsza w odbiorze i można ją polecić komuś nieprzekonanemu do czytania filozoficznych tekstów. 
Pomimo tej łatwości książka jest bardzo głęboka i oprócz wymienionego wcześniej stoicyzmu i aksjologii zawiera odniesienia do innych filozofii i filozofów, czy to starożytnych, czy bliższych współczesności jak Spinoza, czy Kant. Na pewno jeszcze do niej wrócę.

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter #dwanascieksiazek
265184ee-b187-40a1-8503-0cf628da5b77

Zaloguj się aby komentować

867 + 1 = 868

Tytuł: Zerwa
Autor: Remigiusz Mróz
Kategoria: kryminał, sensacja, thriller
Wydawnictwo: Wydawnictwo Filia
ISBN: 9788382809268
Liczba stron: 338
Ocena: 6/10

W przeciwieństwie do poprzedniej jest to już solidna część, w której sporo się dzieje, ponadto Forst na początku budzi się w lesie pod Krokwią z amnezją i to co działo się z nim przez ostatnie kilka tygodni poznajemy retrospektywnie, co bardzo dobrze wypadło w tej części. To tak zgrubnie, bo jak się odsłuchuje to drugi raz to wypada to trochę gorzej, bo wiemy o pewnym fakcie, przez co niektóre wydarzenia/działania są oczywistym myleniem czytelnika i niespecjalnie trzymają się logiki.

Pewna decyzja Forsta dokonana na Kazalnicy za pierwszym razem wydawała mi się bardzo kiepskim wyjściem warsztatowym Mroza, ale potem w kontekście nabrała wyrazu, w Wiśle przesłuchałem tą książkę ponownie i tym razem nie miałem zastrzeżeń.

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter
Zielczan userbar
931720f3-d4d6-4809-a096-bbd5d4fefc41
Mr.Mars

To przed tobą jeszcze 4 tomy Forsta i 18 tomów Chyłki.


Nie ma szans na nudę.

Zielczan

@Mr.Mars Forsta już skonczylem w zeszlym roku, teraz tylko dorzucam na bookmeter

Hilalum

@Mr.Mars zanim to przeczyta to fabryka copywriterów Mroza napisze z 10 kolejnych

Zaloguj się aby komentować

866 + 1 = 867

Tytuł: Ty, krwawe dzieciństwo
Autor: Michele Mari
Kategoria: literatura piękna
Wydawnictwo: Czarne
ISBN: 978-83-8191-963-0
Liczba stron: 144
Ocena: 9/10

Ta momentami oniryczna, a momentami brutalna opowieść o dorastaniu zostawiła mnie z dziurą w sercu.

Bohater przypominając sobie dzieciństwo opowiada o tak wielu wydarzeniach i wrażeniach, które były również moim udziałem, że poczułam się jakbym miała brata bliźniaka, tylko urodzonego trzydzieści lat wcześniej i we Włoszech.

Mierzy się z różnorodnymi strachami i niepokojami – nie tylko tymi wynikającymi z samego dorastania, ale także z otaczającego go dziwnego świata. Bohater (autor?) zanurzony jest w świecie przedmiotów. Ludzie oprócz najbliższych, rodziców i dziadków, pojawiają się jako źródło obrzydzenia i niechęci. Nawet jednak z bliskimi łączą go bardziej niedopowiedzenia i niezrozumienie. Nieustannie analizuje zachowanie swoje i innych tworząc drugi świat, w którym nic nie znaczące dla innych wydarzenia urastają do rangi problemu czy traumy zmieniającej całe życie.

Wiele miejsca w tej opowieści zajmuje stosunek autora do książek - zarówno jako źródeł historii jak i przedmiotów. Oba te rodzaje postrzegania są dla niego chyba równie ważne. Oniryczny opis pożegnania z ukochanymi autorami z dzieciństwa i związanego z tym wstydu i poczucia zdrady był jak odbicie moich własnych pożegnań z drogimi i ważnymi osobami współtworzącymi moje dzieciństwo.

Ważna jest tu też pamięć, jej niezawodność i zawodność. Wspomnienia zderzają się z rzeczywistością, a granice między tym, co rzeczywiste, a tym, co wyobrażone, zacierają się. Przeszłość wpływa na teraźniejszość i tożsamość, która jest kształtowana przez zdolność do zapamiętywania i zapominania.

Z jednej strony mamy tu obraz dzieciństwa jako krainy niewinności, w której godziny całe zajmuje zabawa na placu zabaw czy układanie puzzli z matką, z drugiej jest to miejsce pełne mroku, lęków i nieprzepracowanych traum.

Boże, jakie to było dobre!

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto
f3317dfd-3ee1-4d95-9bf2-371f08545f24
George_Stark

Kurde, trzeba zawinąć się z tego tagu, bo nie nadążam książek zdobywać, a co dopiero czytać!

KatieWee

@George_Stark ładnie proszę w imieniu swoim i - jak podejrzewam - innych, żeby jednak nie

KatieWee

@George_Stark jest na legimi jakby co

Zaloguj się aby komentować

865 + 1 = 866

Tytuł: Franz Kafka: opowieść biograficzna
Autor: Maks Brod
Kategoria: biografia, autobiografia, pamiętnik
Ocena: 9/10

#bookmeter

Tam, gdzie jest pan uczuciowo zaangażowany, jest Pan autentyczny i jasnowidzący. I wtedy to, co Pan mówi, jest bardzo, bardzo piękne.

Trzeciego czerwca tego roku minęło sto lat od śmierci pana Franza Kafki, tego niemal nieznanego za życia autora, po śmierci uznanego za jednego z najwybitniejszych twórców w dziejach historii literatury. Mimo, że za twórczością tego pana nieszczególnie przepadam, to od czasu do czasu wpadały mi w jego ręce artykuły na jego temat. Wokół pana Kafki przez te sto lat zdążyło narosnąć mnóstwo mitów, legend, domysłów i przeinaczeń. Objawiało się to między innymi w tym, że te artykuły, które czytałem czasami wzajemnie sobie przeczyły. Cała ta tajemniczość pociągnęła mnie w jakiś sposób i postanowiłem bliżej zapoznać się z jego postacią. Póki co, ta postać wydaje mi się ciekawsza niż sama tej postaci twórczość.

Celowo sięgnąłem na początek po książkę autorstwa pana Maksa Broda, który był przyjacielem pana Kafki. Był tym przyjacielem, któremu pan Frazn Kafka polecił zaopiekować się pozostawioną przez niego twórczością poprzez jej zniszczenie za pomocą spalenia (sam pan Kafka zresztą, jeszcze za życia, część swojej twórczości spalił – czy to rękami własnymi, czy cudzymi, którym wydał jednak polecenie). Z tego co wcześniej wyczytałem w tych czasami przeczących sobie nawzajem artykułach, to właśnie pana Broda oskarża się o zafałszowanie wizerunku pana Kafki, o przedstawienie go jako mrocznego, depresyjnego, zamkniętego w sobie samotnika. To nie jest prawda. Owszem, tych zachowań i stanów pana Kafki jest w książce przedstawione mnóstwo, tak samo jak przykładów tej mroczności w jego literaturze, ale pan Brod dostrzega, tak w życiu pana Kafki, jak i w jego twórczości, ten pierwiastek światła, tę nadzieję, która się za tym wszystkim kryje. Zauważa, że mimo mało jednak pogodnego usposobienia swojego przyjaciela, jego obecność w towarzystwie korzystnie wpływała na ogólny nastrój. Wyciąga z opowiadań szczegóły, które mają w sobie chociażby fragment tego, co pan Kafka uważał za niezniszczalne w człowieku.

W ogóle pan Brod dużo w tej książce interpretuje. Przed bezkrytycznym przyjęciem tej, bardzo osobistej, interpretacji ostrzega czytelnika pan Marek Wydmuch, autor wstępu do polskiego wydania książki. Radzi on czytelnikowi traktować tę książkę jako dokument literackiej przyjaźni, i myślę, że ma w tym zupełną rację. Z jednej strony widać w tekście ogromy podziw pana Broda, jakim obdarzał pana Kafkę – jak twórcę i jako człowieka – z drugiej zaś jakąś tęsknotę za przedwcześnie zmarłym przyjacielem. Sam zresztą piszę o tym, że był w stanie zabrać się za tworzenie tej biografii dopiero po trzynastu latach od śmierci jej bohatera.

Zachwyca mnie tytuł polskiego wydania tej książki, ta zawarta w nim opowieść biograficzna. Jest on, moim zdaniem, dużo bardziej oddający to, co w tej książce się znajduje niż oryginalne, niemieckie, suche Franz Kafka. Eine Biographie. Bo tak naprawdę, czymś, co jest w niej ściśle biograficznego, jest tylko pierwszy rozdział, zrekonstruowane przez pana Broda dzieciństwo Kafki oraz zarysowanie jego pochodzenia – czas przed poznaniem się obu panów. Później, w kolejnych rozdziałach, zaczyna się właśnie owa piękna opowieść, snuta mniej więcej chronologicznie, z licznymi jednak odwołaniami i dygresjami.

Książka zawiera obszerne fragmenty pochodzące z dzienników pana Kafki i jeszcze obszerniejsze (czasami nawet przytaczane w całości) listy, jakie wymieniano w gronie osób z panem Kafką w jakiś sposób powiązanym. Dopiero w tych fragmentach dzienników, być może wspomaganych wykładnią pana Broda, znalazłem coś, co mnie w tym Kafce mocno zainteresowało, to jego szczególne spojrzenie na świat, którego do tej pory nie znalazłem w jego utworach.

Ten cytat na początku wpisu pochodzi z przytoczonego w książce listu Mileny Pollak (z domu Jesenká), tłumaczki dzieł pana Kafki na język czeski (pan Kafka był mieszkającym w c. k. jeszcze wówczas Pradze, na co dzień posługującym się językiem niemieckim). Wybrałem je dlatego, że, po lekturze książki, zgadzam się z ich autorką zupełnie. Ta książka jest napisana wspaniale, być może właśnie dlatego, że czuć w niej silne zaangażowanie jej autora w przyjaźń z jaj bohaterem. W ogóle sama historia tej Eine Biographie już jest ciekawa. Pierwsze wydanie, z roku 1937, zawierało siedem rozdziałów. O ósmy autor zdecydował się uzupełnić je dopiero w roku 1952, kiedy wyszły na jaw nowe fakty o jej bohaterze. Dotyczą one rzekomego syna pana Kafki, którego ponoć miał z panią Gretą Bloch, o którym nie wiedział i który zmarł w wieku siedmiu lat w roku 1928. Nie ma tutaj szczegółów, w momencie kiedy pan Brod pisał te słowa również matka chłopca już nie żyła, pan Brod natomiast zostawił informację, że ciągle próbuje podążać tym tropem po nielicznych śladach, jakie udaje mu się znaleźć. Ten dopisany później ósmy rozdział zawiera jeszcze jedną istotną rzecz. Zawiera cały wątek związku pana Kafki z panią Mileną Jesenką, pominięty wcześniej z powodu powściągliwości, którą autor tłumaczy tym, że bohaterka tego wątku w chwili publikacji pierwszego wydania jeszcze żyła (zmarła w roku 1944).

To taki mój początek „studiów nad Kafką”, które sobie z jakiegoś powodu wymyśliłem. Od jakiegoś miesiąca, próbując znaleźć ten zachwyt nad jego prozą, czytam już Opowieści i przypowieści – zbiór jego nowel i miniatur wydanych przez Państwowy Instytut Wydawniczy. Idzie mi to ciężko, gdyż nie jestem w stanie przyswoić sobie na raz więcej niż dwóch-trzech zawartych w nich tekstów, choć czasami te teksty zajmują tylko niecałą jedną stronę. Dużo większą nadzieję wiążę z czekającą już na półce, opartą ponoć bardziej na faktach niż, jak u pana Broda, osobistych emocjach, biografią pana Kafki autorstwa pana Ernsta Pawla wydaną w Polsce pod tytułem Franz Kafka: koszmar rozumu. Ostrzę sobie również zęby na wspomniane wcześniej listy i dzienniki, zebrane i wydane w formie książkowej, choć, przynajmniej w przypadku tych drugich, zdążyłem wyczytać, że oprócz obcowania ze wspaniałymi ponoć błyskami intelektu, przyjdzie mi przebijać się przez chaotyczne, fragmentaryczne i ponoć nużące opisy codzienności. Cóż – pozostaje tylko mieć nadzieję, że i w tym przypadku, tak jak i w przypadku opisu książki pana Broda, artykuły, które czytałem, mogą się również mylić.
7b558e43-dbad-404b-a614-324ba5b3bf6b
ErwinoRommelo

Ha tfu na Bonda, jeśli mój najlepszy kumpel na łożu śmierci poprosiłbym mnie o zniszczenie wszystkich jego listow i niedokończonych prac to bym tak zrobił i nawet na torturach nie zmienił zdania. Tyle słyszałem dobrego o procesie kawki ale z szacunku dla zmarłego nigdy nie tknolem. Raz jeszcze ha tfu, zaufanie przyjaciela jest ważniejsze niż « intelektualne dobro ludzkości »

George_Stark

@ErwinoRommelo


A właśnie, miałem też i o tym napisać, ale mi uleciało.


W tej książce pan Brod tłumaczy również, dlaczego zdecydował się postąpić tak, a nie inaczej. Kiedyś, w liceum, kiedy się dowiedziałem o okolicznościach wydania dzieł pana Kafki, pomyślałem tak samo jak Ty. Błędnym w tym myśleniu jest jednak to, że "na łożu śmierci poprosiłbym mnie o zniszczenie wszystkich jego listow i niedokończonych prac". Otóż, to nie była prośba przekazana na łożu śmierci. A przynajmniej pan Brod tak te okoliczności przedstawia.

UmytaPacha

@ErwinoRommelo nic straconego, zawsze możesz przeczytać "Kafka's motorbike" - one of the top 30 books of our time!

.

ErwinoRommelo

Też czytałem ze niby depresja, słaby stan zdrowia, ale to niema znaczenia. Mowę Kafka nie był wtedy sobą. Czyli jakby umierając z ta sama depresja kazał swój majątek przekazać na biednych a ja bym przejebal na alkochol i panienki to było by to coś innego? Po prostu złe się czół z ta zdrada i dorobił usprawiedliwienie żeby spać spokojnie. Może okradłby ludzkość z arcydzieł literatury ale raz jeszcze słowo dane przyjacielowi jest według mnie więcej warte.

George_Stark

@ErwinoRommelo


Też czytałem ze niby depresja, słaby stan zdrowia


Prawdę pisałem, że artykuły i opracowania kłamią.


W wersji pana Broda było tak, że ta dyspozycja została wydana owszem, w okresie kiedy pan Kafka nie czuł się najlepiej, długo zresztą przed śmiercią. Ale później poznał i związał się z panią Dorą Diamant, z którą spędził niemal cały ostatni rok życia. Wtedy też zmieniło się nie tylko jego podejście do życia, ale też do własnej twórczości. Pan Brod twierdzi, że w tym okresie życia pan Kafka był wręcz szczęśliwy. Nosił się na przykład wtedy z zamiarem wydania tekstów, których wcześniej wydawać nie chciał. Fakt, dyspozycji wydanej panu Brodowi, przynajmniej wprost, nigdy nie cofnął, ale stąd właśnie wzięła się decyzja pana Broda o ich opublikowaniu.


Ja nie zajmuję stanowiska czy ta decyzja była dobra czy zła, żeby nie było. Nie znam też do końca okoliczności, przeczytałem tylko relację jednej strony, w dodatku zaangażowanej w sprawę. Wniosek jednak, jaki z tego wyciągnąłem, jest taki, żeby nie spieszyć się z ocenami, bo można się grubo pomylić.

ErwinoRommelo

@George_Stark no ale problem taki ze Franz już nie żyje i sie nigdy nie dowiemy. Wiadomo ze teraz się bliscy będą bili o to tło wiedział lepiej. Ja jestem zdania ze jakby chciał to wyłaby te prace przed śmiercią albo zostawił wytyczne jak ma to być zrobione. Może mi kiedyś Kafka wyśle znak z za groby ze sobie mogę przeczytać, a jak nie to szkoda.

Wrzoo

@George_Stark Będziesz sięgał po listy Kafki do Mileny? Pytam, bo po ich lekturze wyrobiłam sobie o Kafce dość niepochlebną opinię. Brod jakoś tak patrzył na Kafkę przez różowe okulary, dlatego ciężko mi zaufać jego słowom.

George_Stark

@Wrzoo


Wiesz co, nie mam jeszcze pojęcia. Jest taki pomysł. Na razie mam na półce tę biografię autorstwa pana Pawla, mam też Zakochany Kafka, ale to nie wiem w zasadzie po co z biblioteki wziąłem.


W planach mam skończyć te Opowieści i przypowieści, później Ameryka i Zamek na pewno. Dzienniki być może pobieżnie, być może w całości, to się okaże po tym jak pozostałe przeczytam i zobaczę, w którym kierunku mnie pociągnie. O ile w ogóle pociągnie. Tak wygląda wstępnie zarysowany plan, ale plany nigdy mi się nie sprawdzają.


Nie jest też moim celem wyrobić sobie opinii o panu Kafce jako o człowieku, raczej poznać bardziej i być może w jakiś sposób spróbować zrozumieć. Potraktować tego Kafkę nie jako żyjącego kiedyś człowieka, ale bardziej jako bohatera literackiego oglądanego, być może, z różnych stron. I, jeszcze może trochę, poczuć tamten czas i tamto miejsce.


A właśnie, bo Ty kiedyś pisałaś, że Kafka był w Czechosłowacji zakazany (chyba, że coś źle pamiętam). Kojarzysz może jakąś książkę o losach jego utworów? Bo to, co znalazłem, choć, przyznaję, szukałem pobieżnie, to to, że III Rzesza go zakazywała. No i pan że pan Roman Giertych próbował.


EDIT: A, i ja w swojej ocenie też nie kierowałem się wcale tym, czy ta książka jest prawdziwa czy też nieprawdziwa, ani tym, jakie wrażenie zrobił na mnie czy to pan Brod czy pan Kafka. Ją mi się po prostu bardzo, ale to bardzo przyjemnie czytało.

Wrzoo

@George_Stark kompletnie nie kojarzę… wydaje mi się, że gdzieś mi w którejś książce pana Szczygła coś przemknęło, ale za Chiny sobie nie przypomnę

Zaloguj się aby komentować

864 + 1 = 865
prywatny licznik: 36/?

Tytuł: Lewiatan
Autor: Scott Westerfeld
Kategoria: fantasy, science fiction
Wydawnictwo: Rebis
ISBN: 9788375105896
Liczba stron: 420 (xD)
Ocena: 6/10

Sądząc z opisu na okładce, miał to być steampunk. Podczas lektury okazało się że i owszem - tyle, że dla młodzieży

Alternatywna historia, której akcja rozpoczyna się w przededniu I Wojny Światowej. Poznajemy młodego księcia Aleksandra Habsburga, który w Sarajewie traci ojca, Franciszka Ferdynanda. Jak i w naszym świecie uruchamia to tryby machiny wojennej. Geopolityka podobna jak i u nas, ale nauka i rozwój poszły zupełnie innym torem. Mamy tutaj "Chrzęstów" czyli Niemcy i Austro-Węgry, zwolenników techniki i maszyny. Budują oni wielkie kroczące machiny bojowe, mechy, sterowce - te sprawy. Po drugiej stronie są Darwiniści, czyli Wielka Brytania, którzy postawili na biologię. W świecie tym bowiem, Karol Darwin odkrył DNA i zgłębił jego tajniki do tworzenia nowych gatunków zwierząt. Przykładem osiągnięć darwinistów jest tytułowy Lewiatan, gigantyczny, latający okręt-wieloryb. W zasadzie nie tyle statek powietrzny sam w sobie, ale rodzaj zespołu rozmaitych sztucznie "podrasowanych" organizmów, które żyją ze sobą w symbiozie. Od najmniejszych stworzonek we wnętrznościach, które wytwarzają wodór czy oświetlają pomieszczenia, przez bojowe nietoperze i podrasowane drapieżne ptaki a kończąc na samym Lewiatanie. Tenże w tej sytuacji jest swego rodzaju karoserią (oczywiście również żywą) statku, w kształcie olbrzymiego, kilkusetmetrowego wieloryba. Prawdziwy ekosystem w małej skali. Czego jak czego, ale wyobraźni autorowi nie można odmówić.

Na statku owym podróżuje młody kadet Sharp, który tak naprawdę jest dziewczyną w przebraniu, ale o tym cicho sza. Jest on(a) drugą główną bohaterką, której losy splatają się z młodym księciem Alkiem, który również zmuszony jest się ukrywać. Fabularnie jest nieźle, tyle że widać że jest to książka dla młodzieży, w formie "nastolatki ratują świat". Serio, czasem pod koniec lektury ma się wrażenie, że bez dwójki głównych bohaterów wszystko by się zawaliło i nikt by sobie z niczym nie poradził.

Poza tym, patrząc ogólnie, jest całkiem spoko; akcja posuwa się szybko a wyobraźnia autora szaleje. Na plus należy też wspomnieć o świetnych ilustracjach, przedstawiających opisywany świat. W posłowiu mamy wyjaśnienie co jest fikcją a co prawdą historyczną na wypadek gdyby ktoś się pogubił. Z tego co widzę seria liczy trzy tomy, ale słabo z dostępnością pozostałych.

#bookmeter
09e30320-fa7f-49d6-89e0-aa4ef6bc6a80

Zaloguj się aby komentować

863 + 1 = 864

Tytuł: Czysta Ameryka. Przemilczana historia eugeniki
Autor: Elizabeth Catte
Kategoria: reportaż
Wydawnictwo: Czarne
ISBN: 978-83-8191-962-3
Liczba stron: 184
Ocena: 6/10

Gdy widzę w jakiejś reklamie "musisz spróbować", "wypróbuj koniecznie" czy "zamów jeszcze dziś" to natychmiast włącza mi się w głowie tryb "po moim trupie, biedamarketingowcu z bożej łaski!" lub jeżeli widzę taki napis na ulotkach porozrzucanych na mojej klatce schodowej "chyba cię porąbało!".
To samo uczucie towarzyszyło mi przy czytaniu tej książki. No nie lubię po prostu jak ktoś mówi mi co mam myśleć, a jeżeli udaje przy tym, że pisze książkę historyczną lub reportaż, to wkurza mnie to jeszcze bardziej.

Autorka kilkakrotnie podkreśla, że jest historyczką. Nie wiem jak uprawia się historię w Ameryce, ale u nas odrobina chociaż obiektywizmu jest raczej zalecana. Tutaj obiektywizmu i szerszego spojrzenia nie było wcale. Eugenicy, czyli osoby, które starały się poprzez izolację i sterylizację osób uznawanych za niepełnosprawne czy chore umysłowo poprawić życie innych, tutaj pokazywane są jako potwory. Zabrakło mi tylko informacji, że wysysają krew i zjadają małe dzieci.

Im bardziej autorka wciskała mi, że eugenicy byli okrutni i źli, deweloperzy, którzy tworzyli mieszkania i hotele w opuszczonych szpitalach i przytułkach to okrutni krwiopijcy bogacący się na krzywdzie innych, a władze miast, które pozwalają na to, żeby nie upamiętniać wszystkich ofiar to istoty bez sumienia, tym bardziej miałam ochotę wziąć ich wszystkich w obronę. Przede wszystkim eugeników, którzy pragnęli lepszej przyszłości i wierzyli, że dzięki temu co robią zostawią lepszy świat dla swoich wnuków.
Argh.

No nie polecam.

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz\\
#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto
eac8d2e4-0cfe-4287-a6cb-6b5149c47b05
moll

@KatieWee brzmi jak uprawianie historii po hamerykańsku, to jak oni traktują relacje ofiar holokaustu dobrze to pokazuje

NiebieskiSzpadelNihilizmu

@moll co tu dużo mówić- historię piszą zwycięzcy ¯\_(ツ)_/¯ Jakby Niemcy wygrały 2 wojnę światową, to dziś byśmy najpewniej się uczyli, że komory gazowe to był słuszny ruch. A tak? A tak nazizm jest uznawany powszechnie na system totalitarny i jest prawny zakaz jego propagowania, ale już komunizm, który przyniosły nam kacapy na bagnetach za taki uważany nie jest, mimo że tym w istocie jest. I to nie jest przypadek

moll

@NiebieskiSzpadelNihilizmu wiem o tym. I o tym, że politycznie zaraz po wojnie niedobrze było mówić niedobrze o "sojuszniku". Poza tym komunizm trochę był przez Zachód bagatelizowany

Wrzoo

@KatieWee Kurczę, a temat tak interesujący

KatieWee

@Wrzoo może jeżeli ktoś nie ma alergii na wciskanie dowolnie wybranego poglądu to może się spodobać, bo sporo źródeł jest i autorka już od dłuższego czasu się zajmuje tym tematem, więc wiedzę ma. Stąd też moja ocena 6 - gdy autorka powstrzymywała się od komentarza było całkiem ok.

RogerThat

Eugenika górom. Masz chore geny i chcesz uprawiać seks? Uprawiaj, ale się nie rozmnażaj. Chcesz dziecko? Adoptuj se kurwa. Masz downa i chcesz dziecko? Się kurde zastanów xd itp

Sweet_acc_pr0sa

@RogerThat w pewnym sensie popieram poglad xD wyczyscmy pule genetyczna za 3 pokolenia polowa chorob zostanie wyeliminowana

RogerThat

@Sweet_acc_pr0sa pewnie nie, bo skądś te choroby się kiedyś wzięły. Mutacje pewnie będą występować nadal. No ale przynajmniej będzie tego mniej. I może zaszczepiłoby to jakąś odpowiedzialność społeczną i miłosierdzie (bo skazywać dziecko na to samo to trzeba być nienawistnikiem).

Zaloguj się aby komentować

862 + 1 = 863

Tytuł: Wielka wojna o chipy. Jak USA i Chiny walczą o technologiczną dominację nad światem
Autor: Chris Miller
Kategoria: reportaż
Wydawnictwo: Prześwity
ISBN: 9788381754828
Liczba stron: 531
Ocena: 10/10

Wielka wojna o chipy. Jak USA i Chiny walczą o technologiczną dominację nad światem to fascynująca książka, która w niezwykle przystępny sposób opisuje jedną z najważniejszych współczesnych wojen technologicznych – walkę o dominację w branży półprzewodników, kluczowych dla współczesnej gospodarki i bezpieczeństwa narodowego.

Chris Miller w Wielkiej wojnie o chipy rozpoczyna od historycznego wprowadzenia, które pokazuje, jak powstanie i rozwój branży półprzewodników zmieniło świat. Sięga do lat 50. i 60., kiedy to pierwsze wynalazki w dziedzinie tranzystorów i układów scalonych położyły fundamenty pod rewolucję technologiczną. Ukazuje rolę amerykańskich firm, takich jak Intel i Fairchild Semiconductor, które były pionierami w tej branży, oraz w jaki sposób USA, dzięki swojemu zaawansowaniu technologicznemu, zyskało przewagę gospodarczą i militarną w okresie zimnej wojny. Jednocześnie Miller przedstawia wschodzące potęgi technologiczne, w tym Japonię i później Tajwan, które zaczęły wchodzić na rynek półprzewodników w latach 80. XX wieku. To wprowadzenie pozwala zrozumieć, jak kluczową rolę chipy odgrywały w kształtowaniu globalnej władzy przez dekady, przygotowując grunt pod dzisiejszą rywalizację między USA a Chinami.

Miller ukazuje, jak rywalizacja o dominację nad rynkiem półprzewodników staje się nową formą geopolitycznego starcia między USA a Chinami. Autor w szczegółowy sposób analizuje, w jaki sposób te dwa mocarstwa technologiczne próbują kontrolować produkcję i dostęp do najbardziej zaawansowanych technologii, od których zależą takie sektory jak sztuczna inteligencja, obrona narodowa, motoryzacja, czy elektronika konsumencka. Wzbogaca tę analizę o kontekst historyczny oraz opis roli tajwańskiego giganta, TSMC, który jest jednym z liderów w produkcji chipów.

Książka zasługuje na najwyższą ocenę ze względu na swoją aktualność, klarowność i bogactwo informacji. Stanowi ona nie tylko doskonałe wprowadzenie do tematyki technologicznej rywalizacji między USA a Chinami, ale również dogłębne studium tej kwestii.

Wyjątkowo polecam!

Prywatny licznik: 29/12137 ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter
Piesek userbar
fdc7f3ff-0f8f-4200-b32a-c7577a5f0eb3
smierdakow

Prześwity to świetne wydawnictwo się zrobiło, zbliża się taka premiera, która może być dobrym uzupełnieniem tematu rywalizacji między potęgami

55c7c43e-c63e-4fc3-8af0-70ecf102672b
Piesek

@smierdakow To prawda, ja teraz zamowilem to, ale Twoja tez dodam do watchlisty, bo wyglada na ciekawa.

ab402d42-fe41-4e88-826f-c4f551db31ab

Zaloguj się aby komentować

861 + 1 = 862

Tytuł: Rysa
Autor: Igor Brejdygant
Kategoria: kryminał, sensacja, thriller
Wydawnictwo: W.A.B.
ISBN: 9788328087644
Liczba stron: 384
Ocena: 5/10

Komisarz Monika Brzozowska prowadzi śledztwo w sprawie zabójstwa w brutalny sposób bezdomnego mężczyzny, który przed śmiercią został nafaszerowany koktajlem z narkotyków. Za chwilę mają miejsce kolejne morderstwa z tym samym modus operandi ale dziwne rzeczy zaczynają się dziać wokół samej komisarz Brzozowskiej. Rzeczy sugerujące jej związek czy wręcz udział w całej sprawie. 
No i tutaj mnie autor powieści nie przekonał - główna bohaterka, policjantka jest byłą narkomanką, ma duże ubytki pamięci jeśli chodzi o własną przeszłość, teraz chociaż już nie używa narkotyków też zaczyna mieć zaniki pamięci, i nawet nie od razu zaczyna ja to dziwić. Jakieś to wszystko naciągane i za bardzo wydumane. Brakuje tej książce takiego realizmu jaki zachwycił mnie w "Świętym z Centralnego" Ćwieka. Tam książka wciągała mimo nie za bardzo zagmatwanej akcji ale dzięki prawdziwym psychologicznie postaciom i temu że fabuła była dosyć prawdopodobna. Tutaj wszystko się gmatwa a pod tą całą nieprawdopodobną gmatwaniną niewiele zostaje. W ogóle nie jestem fanką motywu utraty pamięci a już szczególnie takiego jak tu że niby bohaterka normalnie sobie żyje, jakby nie zdawała sobie sprawy z dziury w swoim życiorysie aż przeszłość ją dopada. To nie jest typ sensacji jaki lubię, za mało w tym realizmu.

#bookmeter #ksiazki #literatura #czytajzhejto #hejtoczyta
d3918ba0-e706-4fe0-910e-f19679ad0481
Mr.Mars

@serotonin_enjoyer Bardzo krytyczna byłaś dla tej książki.


Moja ocena byłaby 7 albo 8.


Ale każdy ma swoje gusta.

serotonin_enjoyer

@Mr.Mars Sorry, wiem że mi polecałeś ale to nie mój typ sensacji. Trochę mnie rażą nagromadzenia takich niesamowitości w książkach kryminalnych. Wole śledztwa oparte na dowodach, dedukcji i tego typu sprawach i bardziej prawdopodobne fabuły. Te zaniki pamieci i dziura w życiorysie głównej bohaterki mi mocno nie zagrały.

Zaloguj się aby komentować

860 + 1 = 861

Tytuł: Piramida
Autor: Henning Mankell
Kategoria: kryminał, sensacja, thriller
Wydawnictwo: W.A.B.
ISBN: 9788377476000
Liczba stron: 560
Ocena: 6/10

Kolejne spotkanie z Wallanderem - tym razem zbiór opowiadań, w którym poznajemy przeszłość Kurta Wallandera od momentu jak był młodym policjantem, który dopiero przenosił się do policji kryminalnej poprzez kolejne 20 lat do czasów tuż sprzed pierwszego tomu cyklu. Książkę dobrze się czyta niemniej jednak jest to bardziej smaczek dla miłośników cyklu i komisarza.

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter #ksiazki i #literatura #czytajzhejto #hejtoczyta
4f69faa2-d2e3-4d86-9209-38f61c531db6
Rmbajlo

@serotonin_enjoyer również przeczytałem. Jedna z ciekawszych pozycji od Mankella.

Zaloguj się aby komentować

859 + 1 = 860

Tytuł: Nim nadejdzie mróz
Autor: Henning Mankell
Kategoria: kryminał, sensacja, thriller
Wydawnictwo: W.A.B.
ISBN: 9788377476482
Liczba stron: 544
Ocena: 6/10

Właśnie dodając wpis zorientowałam się że to już dziewiąty tom serii o komisarzu Wallanderze. Trochę się zdziwiłam bo nie sądziłam że już tak daleko dotarłam. No ale proszę, jak lektura ciekawa to 9 tomów zleci nie wiadomo kiedy a jak nie to nad jednym ślęczy się dwa miesiące (vide "Dzieci Diuny"). Ten tom jak zawsze trzyma poziom. Widać w kolejnych tomach jak zmienia się sytuacja w Szwecji jeśli chodzi o przestępczość a wraz z tym zmienia się sam komisarz. Coraz bardziej brutalne i wymyślne morderstwa już go nie dziwią, nie szokują. Z prostego policjanta sztywno trzymającego się przepisów coraz bardziej przemienia się w starego wygę, którego niewiele rzeczy może zaskoczyć i który nie ma problemu z naginaniem procedur żeby rozwiązać śledztwo. W tym tomie do gry włącza się też córka Wallandera - Linda, która właśnie skończyła szkołę policyjną i za kilka dni ma podjąć pracę. W tym czasie dochodzi w okolicy do kilku przypadków podpaleń żywych zwierząt oraz traci życie starsza kobieta, która zajmowała się badaniem leśnych ścieżek. Podczas gdy jej ojciec prowadzi tę sprawę, Linda odnawia kontakt z koleżankami z dzieciństwa i jedna z nich ginie niedługo po tym jak opowie Lindzie że widziała swojego ojca, który zniknął gdy była dzieckiem. Jako że komisarz niezbyt dużą wagę przykłada do niepokoju córki o jej przyjaciółkę Linda podejmuje własne śledztwo. I jak to zwykle u tego autora bywa wkrótce okaże się że obie te sprawy są ze sobą powiązane.

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #hejtoczyta #literatura
0c429eb5-8edc-4af0-92b4-5614da03a851

Zaloguj się aby komentować

858 + 1 = 859

Tytuł: Dzieci Diuny
Autor: Frank Herbert
Kategoria: fantasy, science fiction
Wydawnictwo: Dom Wydawniczy Rebis
ISBN: 978-83-8188-474-7
Liczba stron: 554
Ocena: 5/10

Mam problem z tą książką - utknęłam na niej na ponad miesiąc (dwa?) i w zasadzie nie mogę powiedzieć żeby mnie jakoś rozczarowała jeśli chodzi o treść ale też mnie nie porwała. Za dużo w niej tych rozkmnin filozoficznych bohaterów, nie przekonały mnie tym razem opisy jak taka wszechwiedza związana z jasnowidzeniem i doświadzeniem nieskończonej ilości żyć swoich przodków wpływa na jednostkę ludzką. Wydawało mi się to takie jednak naiwne. Może nie jestem też do końca obiektywna bo przez duże przerwy w czytaniu w zasadzie nie miałam możliwości wczuć się w książkę i przeżycia bohaterów ale też chyba sama książka tego nie ułatwiała. Na pewno nie jest to lektura obowiązkowa dla wszystkich tylko raczej dla takich jak ja ludzi z OCD którzy jak już zaczną czytać cykl to muszą go skończyć

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #hejtoczyta #literatura
5a57953b-5bee-4b6a-a4ac-6e18e9980efa
SuperSzturmowiec

Aż strach mam by to otworzyć i zacząć czytać . Ogólnie na hejto średnie oceny tych Diun

49f56c81-4e2f-4743-8f7a-db80397598de
serotonin_enjoyer

@SuperSzturmowiec Sprzedaj i kup sobie sam pierwszy tom. Jedynka to rewelacja jak dla mnie. Wytrzymuje upływ czasu, jest ciekawa, bohaterowie są do polubienia albo znienawidzenia a reszta trochę trąci myszą. Za dużo w nich przemyśleń, które dzisiejszemu czytelnikowi nie koniecznie wydadzą się istotne, za mało bohaterów, których losów będziemy ciekawi.

Zaloguj się aby komentować

857 + 1 = 858

Tytuł: Kundle
Autor: Katarzyna Groniec
Kategoria: literatura piękna
Ocena: 5/10

#bookmeter

Ojciec był chudy, bo już w Łomży zrezygnował z życia, chociaż wszyscy woleli myśleć, że to przez wojnę tak zmarniał.

Panią Groniec kojarzyłem jako wokalistkę, bardzo nawet lubię jej wspólne z panem Robertem Janowskim wykonanie utworu Na strunach szyn pochodzące z musicalu Metro, którego nie widziałem na żywo, a który na żywo bardzo chciałbym zobaczyć, choć najbardziej to w jego pierwszej obsadzie, co wydaje się już, niestety, niemożliwe.

Pani Groniec nie kojarzyłem w ogóle z literaturą, w czym miałem rację, bo wydana w zeszłym roku nakładem wydawnictwa Nisza książka Kundle to jej literacki debiut. Z piszących wokalistek kojarzę panią Kasię Nosowską, jedną z jej książek nawet zdarzyło mi się przekartkować, ale jakoś po tym przekartkowaniu przeczytać nie miałem ochoty. Książkę pani Groniec przeczytałem. Przeczytałem wczoraj, bo książka pani Groniec jest krótka, a wczoraj była niedziela i to w dodatku ta wczorajsza niedziela była jedną z tych niedziel, które absolutnie nie zachęcają do podjęcia jakichkolwiek innych aktywności poza czytaniem. Chciałem sobie, jak to pan Stasiuk gdzieś ładnie napisał (chyba w Dziewięć?) skrócić sobie nią czas, ale jakoś całkiem długo mi z nią jednak zeszło.

Ta książka to taka mozaika osadzona na Górnym Śląsku. Historia powiedziana za pomocą różnych bohaterów, z których każdy ma jakąś swoją historię, a następnie historie te splatają się ze sobą tworząc na końcu coś w rodzaju jednej historii, która dodatkowo rozgrywa się w kilku planach czasowych. Taki mały kawałek świata przedstawiony za pomocą jeszcze mniejszych kawałków, jak to mozaika. Taki sam zabieg znam choćby z Domów i innych duchów pani Marty Bijan czy też Opowieści galicyjskich wspomnianego wcześniej pana Andrzeja Stasiuka. Zabieg to ciekawy, choć wydaje mi się trudny w realizacji, a przynajmniej w realizacji takiej, żeby uwagę czytelnika skutecznie przykuć, żeby tym czytelnikiem zawładnąć, wciągnąć go do świata opowieści, zwłaszcza kiedy tym czytelnikiem jestem ja. Z tej trójki najlepiej udało się to pani Bijan, która, o czym ostatnio dowiedziałem się niedawno, z pewnym nawet zaskoczeniem, jest podobno przedstawicielką tego nurtu, który to nie bardzo mnie interesuje, a który nazywany jest young adults. Pozwoliłbym się sobie z tym nie zgodzić, przynajmniej na podstawie posiadanej przeze mnie wiedzy, ale nie o tym jest ten wpis, więc nie będę myśli rozwijał.

Co do samych Kundli, to oprócz tego, że historia rzeczywiście się w tych Kundlach splata, to nie mogę powiedzieć żeby była dla mnie jakoś szczególnie pasjonująca. Ot, kilka, może nie specjalnie zwykłych, ale też nie specjalnie szczególnych migawek z życiorysów. Żaden też z bohaterów, może poza Gorylem, raczej nie pozostanie mi na dłużej w pamięci, jakoś nie byli dla mnie ani w żaden sposób bliscy, ani szczególnie ciekawi. I tak czytałem sobie w pochlebnych recenzjach tej książki, że to nie o historię w niej chodzi, a o coś innego. O narrację na przykład, jaką pani Groniec posługuje się ze sprawnością literackiego ucha i języka, jakiej zazdrości się nie tylko debiutantom. Takie właśnie słowa można przeczytać na okładce, a podpisała się pod nimi pani Eliza Kącka. Cóż, ja się pod nimi nie podpisuję. Ten język, jakim posługuje się pani Groniec, był, rzeczywiście, momentami dla mnie fascynujący, ale żeby w całości zachwycił, to jednak nie. Daleko było mu do tego, czym zachwycałem się na przykład przy lekturze pana Schulza, tak w szczegółach, jak i w całości. Podobały mi się niektóre zdania, niektóre nawet bardzo, podobały mi się niektóre opisy, podobały mi się spostrzeżenia i sposób ich prezentacji, jak choćby szyta na miarę historia, której uczyła dyrektorka PRL-owskiej szkoły. Podobało mi się też, co zwykle mnie razi, połączenie języka polskiego z językiem śląskim – nie że akurat ta konkretna mieszanka mnie razi, ale takie mieszanki w ogóle; zwykle wydają mi się nieudane. No ale to wszystko to jednak trochę za mało dla mnie do tego, żebym mógł powiedzieć, że mi się ta książka podobała. Z drugiej strony nie mogę też powiedzieć, że mi się nie podobała. Taka sobie była. W sam raz na nudną, szarą niedzielę, którą można było, co prawda, spędzić lepiej. Ale równie dobrze można było ją też spędzić gorzej.
b32e9265-922a-4685-a17f-bccf73fbb1fd

Zaloguj się aby komentować

856 + 1 = 857

Tytuł: Autobiografia. Wieczna młodość. Aneks do wszystkich pozostałych
Autor: Joanna Chmielewska
Kategoria: biografia, autobiografia, pamiętnik
Wydawnictwo: Vers
ISBN: 8371270054
Liczba stron: 235
Ocena: 5/10

Piąta część Autobiografii Chmielewskiej, w 2006 wznowiona pod tytułem Wtórna młodość.

Nie jest to dzieło autobiograficzne sensu stricto, słowo „aneks” też do tego tomu średnio pasuje, bardziej robi on wrażenie próby wskrzeszenia staropolskich sylw W tym tomie można znaleźć niemal wszystko: niezrealizowane scenariusze radiowe, przepis na wcierkę rycynową, anegdoty z życia pisarki, refleksje na temat życia, wszechświata i całej reszty (niektóre wciąż aktualne, inne rodem z uniwersytetu chłopskiego rozumu). O ile poprzednie części Autobiografii można jeszcze polecić osobom, które z twórczością Chmielewskiej niewiele miały do czynienia, tak Aneks to pozycja tylko dla ultrafanów pisarki.

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter
eae4ce64-267c-4afa-86e8-92d7c89cdec4
marcin-3-0

@AndzelaBomba Jakiś dzień świstaka z tą Chmielewską. Ona się nie kończy, jak Stefania Forrester

AndzelaBomba

@marcin-3-0 teraz to już koniec akurat, bo dwóch ostatnich tomów Autobiografii już nie posiadam i mi się nie chce ich ani wypożyczać, ani czytać 😛

marcin-3-0

@AndzelaBomba Toś se wybrała misję życiową

Zaloguj się aby komentować

855 + 1 = 856

Tytuł: Pani Jeziora
Autor: Andrzej Sapkowski
Kategoria: fantasy, science fiction
Wydawnictwo: Supernowa
ISBN: 9788375780697
Liczba stron: 596
Ocena: 8/10

Pani Jeziora to ostatnia część sagi o Wiedźminie, która zamyka epicką opowieść o losach Geralta z Rivii, Ciri, Yennefer oraz licznych postaci drugoplanowych. Książka, pełna magii, politycznych intryg, dramatycznych wydarzeń i refleksji nad ludzką naturą, staje się zwieńczeniem nie tylko przygód bohaterów, ale także głębszej narracji o losie, przeznaczeniu i cenie, jaką się za nie płaci.

Powieść jest wyjątkowo wielowątkowa, łącząc różne linie czasowe i miejsca akcji. Ciri, bohaterka, wokół której skupia się fabuła, musi stawić czoła swoim przeznaczeniom i trudnym wyborom, a Geralt, wierny swym zasadom, wyrusza na ostateczną misję, próbując ją uratować. Sapkowski zręcznie prowadzi narrację, przeplatając wątki polityczne, magiczne i osobiste dramaty postaci.

Jednym z największych atutów książki jest jej melancholijny, wręcz mityczny ton. Choć świat Sapkowskiego zawsze był brutalny i surowy, tutaj do głosu dochodzi jeszcze głębsza refleksja nad sensem życia, miłości, wojny i śmierci. Pisarz nie boi się ukazywać gorzkich zakończeń ani niejednoznacznych rozwiązań, które często pozostawiają więcej pytań niż odpowiedzi.

Pani Jeziora to powieść, która momentami może wydawać się wymagająca – szczególnie przez liczne zmiany perspektyw i przeskoki czasowe. Niektóre wątki mogą również sprawiać wrażenie zbyt rozwlekłych, a finał może nie zadowolić wszystkich czytelników, szczególnie tych, którzy oczekują bardziej klasycznego zakończenia. Mimo to jest to epickie i emocjonujące zamknięcie historii, które na długo zostaje w pamięci. Mi przy drugim podejsciu po latach podobalo sie zdecydowanie bardziej niz za pierwszym razem.

Podsumowując, Pani Jeziora jak i caly cykl, to książki pełne emocji, głębi i trudnych tematów. Sapkowski zamyka sagę z rozmachem, ale nie ułatwia życia czytelnikom, zmuszając ich do refleksji nad losami bohaterów.

Prywatny licznik: 28/11606

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter
Piesek userbar
b6b44ba7-19e8-4ed9-a7a6-e4de27e9e390
fortix

Ja jakoś z miesiąc temu zakończyłem sage. Piękna przygoda, nie zapomnę jej nigdy. Poczułem aż pustkę jak się to juz skończyło. Może jakieś sugestie, co poczytać dalej?

Vakarian

@fortix jeśli nie czytałeś Trylogii husyckiej od Sapka to gorąco polecam

Piesek

@fortix Sapkowskiego Trylogia Husycka jest fantastyczna, ale ma troche podobnych motywow. Z science fiction bardzo mi sie w tym roku podobała trylogia Problemu Trzech Ciał.

Zaloguj się aby komentować

854 + 1 = 855

Tytuł: Cylinder van Troffa
Autor: Janusz A. Zajdel
Kategoria: fantasy, science fiction
Wydawnictwo: superNOWA
ISBN: 9788375780031
Liczba stron: 232
Ocena: 8/10

Po Lemie poszedłem za ciosem i sięgnąłem po innego polskiego staroszkolnego twórcę scifi. Zamiast jednak zabrać się za najczęściej wymieniane książki tj. "Paradyzję" lub "Limes Inferior", to z półki wyjąłem "Cylinder van Troffa". Powiem tyle: szkoda, że facet tak wcześnie zszedł z tego łez padołu, bo dużo nie napisał, a po tej książce jestem bardzo pozytywnie nastawiony co do reszty jego twórczości.
Nie wiedziałem za bardzo czego się tu spodziewać, a jednak już od pierwszych stron solidnie się wciągnąłem. Mamy tutaj do czynienia z wielowarstwową tajemnicą: narrator przytacza nam krótko losy swojego kolegi, który przy przeszukiwaniu opuszczonego miasta znika w niewyjaśnionych okolicznościach, zostawiając po sobie jedynie przetłumaczony dziennik zawierający z kolei opis przeżyć dawnego kosmonauty, który po niepozbawionym komplikacji powrocie do Układu Słonecznego zastaje ludzkość w niezbyt podnoszącym na duchu stanie.
Kolejny raz mam do czynienia z książką, która pomimo mikrej objętości zawiera mnośtwo treści. Jest tu dłuższy epizod na Księżycu, krótkie wtrącenie co do przygód na odległych planetach - niepozbawione jednak swojej wagi, oraz część na Ziemi, którą to podzieliłbym na 4 podrozdziały nastawione na konkretne działania bohatera.
A ile tu poruszono wątków, tematów i motywów, ło matko bosko: honor wobec członków ekspedycji, wierność - tu już wobec różnych rzeczy, poświęcenie, wytrwałość w swoich działaniach - przeplatana jednakże wątpliwosciami i wyrzutami sumienia, odpowiedzialność - znowu za różne rzeczy. Znalazł sie tu również problem kontroli urodzeń, ale w przeciwieństwie do "Przestrzeni! Przestrzeni!", gdzie szło to mniej więcej jak "chlip, ludzie nie chcą się zgodzić", to tutaj ludzkość, o dziwo, zrozumiała problem i zaczęła współpracować, by jakoś temu zaradzić, ale nic nigdy nie jest takie łatwe, a wchodzenie w szczegóły to już terytorium spoilerowe.
Tak jak czytało mi się to świetnie, tak ciekawie byłoby zobaczyć trochę rozszerzoną w pewnych miejscach wersję tej książki np. w odniesieniu do obcych światów (jako kolejne niewielkie, acz może istotne wtrącenie), choć z drugiej strony grzebanie w takiej przeszłości Ziemi mogłoby zmniejszyć odczucie utraconych bezpowrotnie tajemnic. Czasami jednak niektóre rzeczy zostały zaledwie liźnięte, a ciut więcej kontekstu bywa mile widziane.
Zakończenie też jest niezłe - nie wiem czy ma sens, musiałbym się nad nim mocno pochylić i dłużej pomyśleć, ale zalicza się do tych, które na spokojnie można nazwać niecodziennymi.
Książka świetna, napisana łatwo przyswajalnym językiem, prezentująca na niewielu stronach dużo różnorodnej zawartości, pokazująca też, że nawet pomimo dobrych chęci nie zawsze musi być kolorowo.

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #zajdel #supernowa #ksiazkicerbera
9956a035-f0dd-412e-ad18-d9754d4d00c7
Pstronk

To jak cylinder ci siadł to resztą z pewnością się nie rozczarujesz. Ja jak wsiąkłem to chyba w miesiąc przeczytałem wszystkie jego książki :)

Cerber108

@Pstronk kiedyś tak miałem, że ciągiem czytałem wszystko, co od danego autora miałem na półce, ale teraz robię sobie przeplatankę.

Marchew

Dzięki, dorzucam do listy

Zaloguj się aby komentować

853 + 1 = 854

Tytuł: Sztuka celnego strzelania
Autor: Bolesław Wasilewski
Kategoria: poradniki
Ocena: 7/10

Niedawno była Olimpiada w Paryżu. Większość pewnie już o niej zapomniała. Gdzieniegdzie jeszcze przewijają się memy o niej. Zwłaszcza o tureckim strzelcu, który zdobył srebrny medal. Naturalnie zaczęły pojawiać się informacje, że my takowe strzelca mieliśmy i jest, co wspominać. Mowa o Bolesławie Wasilewskim, który też miał sukcesy i co najważniejsze spis, co i jak należy robić, aby zdobywać chwałę w strzelectwie cywilno-sportowym.

Prywatny licznik: 60/200

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter
d3a211f8-e076-4a91-93e6-ff5c2375a5fd

Zaloguj się aby komentować