#bookmeter

134
1792
852 + 1 = 853

Tytuł: Ostatnie życzenie
Autor: Andrzej Sapkowski
Kategoria: fantasy, science fiction
Wydawnictwo: Supernova
Liczba stron: 332
Ocena: 10/10

O tej książce zostało powiedziane chyba wszystko więc nie będę się rozpisywał. Klasyk fantastyki który czytałem z 3-4 razy, a teraz przesłuchałem jako rewelacyjny audiobook. Zdecydowanie każdemu polecam przesłuchanie słuchowiska od Audioteki, jest wykonane PO MISTRZOWSKU. Rewelacyjna robota, dodaje kolejną jakość do świata Wiedźmińskiego. 

Dla mnie osobiście, najlepsze opowiadanie z książki to bezapelacyjnie Mniejsze zło, kawał rewelacyjnej historii. 

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter #ksiazki #czytelnictwo
00ef451d-f592-4a6e-94ce-b768054bcec8
SuperSzturmowiec

dodane. w jakieś kolejności czytać tak jak wydane 1 2 3 4 itp?

Zaloguj się aby komentować

851 + 1 = 852

Tytuł: Król
Autor: Szczepan Twardoch
Kategoria: literatura piękna
Ocena: 9/10

#bookmeter

Nie ma w tym żadnego sensu, tak po prostu było.

Rzecz się stała niesłychana. Serial obejrzałem. Ja, który ostatnie co widziałem w całości, choć nie po kolei, to chyba Czterej pancerni i pies. To oczywiście hiperbola, bo coś tam w międzyczasie jednak obejrzałem, ale naprawdę niezbyt wiele i zwykle z mniejszą przyjemnością niż ta, którą sprawia mi czytanie – żaden w końcu reżyser nie ma lepszej wyobraźni od mojej, przynajmniej z mojego punktu widzenia, a w dodatku reżyserów tych, o skromniejszej niż moja wyobraźni, ograniczają jeszcze rzeczy tak przyziemne, jak budżet czy technika, którymi dysponują.

No ale kiedy dowiedziałem się, że na VOD TVP jest dostępny Król (już go zdejmują powoli, w chwili, kiedy to piszę, pierwsze dwa odcinki już zostały usunięte), to obejrzałem. Pamiętałem, że kilka lat temu czytałem Króla . Pamiętałem, że zrobił na mnie olbrzymie wrażenie. Pamiętałem zarys fabuły, pamiętałem z grubsza bohaterów. Szczegółów nie pamiętałem.

A jednak, choć serial mi się podobał (scenę płaczących w burdelu kurew – powodu płaczu nie podam – byłby spoiler, pewnie zapamiętam na długo) w czasie oglądania pewne rzeczy mi nie pasowały. Coś mi się nie zgadało. Miałem takie wrażenie, graniczące niemal z pewnością, że w książce coś było inaczej. No i obudziła się we mnie ciekawość i postanowiłem sobie tę lekturę odświeżyć.

Rzeczywiście, sporo rzeczy było inaczej. Niektóre wątki, sporo tych wątków nawet, poprowadzone były trochę inaczej. Niektóre postaci – tutaj przede wszystkim Munja Weber, ale też i sam Jakub Szapiro – różniły się od swoich książkowych pierwowzorów. Munja Weber, moim zdaniem, różnił się fundamentalnie, Jakub Szapiro różnił się w szczegółach, ale te szczegóły sprawiały, że, moim zdaniem, był zupełnie inną postacią. W serialu pojawiła się postać Stanisławy Tabaczyńskiej, której w książce nie było, bardzo mocno rozbudowano też wątek doktora Janusza Radziwiłka (tutaj akurat, ta serialowa wersja tej postaci, wydała mi się znacznie ciekawsza niż jej wersja książkowa, ale może to po prostu ze względu na więcej miejsca, które w związku z tym rozbudowaniem jego wątku zajął i związaną z tym lepszą możliwość ekspozycji czy eksploatacji tego bohatera). Być może, tak mi się przynajmniej wydaje, te zmiany w wątkach wynikały ze zmian w charakterach postaci? A może te rzeczy były wzajemnie od siebie zależne? Nie wiem tego, nie mam wglądu w warsztat autorów, tak książki, jak i scenariusza. Mogę sobie tylko przypuszczać i zastanawiać się nad tym, a sprawia mi to przyjemność. Tak jak i przyjemność sprawia mi próba zrozumienia tego, że przy innym przedstawieniu postaci i przy innym poprowadzeniu wątków punkty zwrotne, tak w poszczególnych wątkach, jak i w całej opowieści, pozostały te same. To są dwie różne historie czy może jest to jedna historia w dwóch różnych wersjach? – takie pytanie, również przyjemne w roztrząsaniu, pojawiło mi się w głowie. Nie silę się na znalezienie odpowiedzi, nie bardzo zresztą mi na niej w zasadzie też zależy. Czasami samo roztrząsanie zagadnienia bywa przyjemniejsze niż satysfakcja z tego zadania roztrząśnięcia.

***

Co do samej książki zaś, to lektura sprawiła mi teraz, taki mi się wydaje, jeszcze więcej przyjemności niż wtedy.

W nowej Polsce, dobry człowieku, to się może tak zdarzyć, że o tym, kto jest Żyd, a kto nie jest, decydował będę ja.

Pierdolone, zasrane Żydy – dodał jeszcze Zieliński i splunął i pod nogi.
A tu się mylisz, bo ja jestem Polak – powiedział radośnie Kum i kopnął jeńca w usta.

Jest rok 1937. Jest Warszawa. Trwa idealizowane dziś przez niektórych dwudziestolecie międzywojenne (tutaj na chwilę wrócę do serialu, gdzie ten klimat został oddany fantastycznie, choćby przez wspaniałe wnętrza czy wszechobecny w tle utwór Rebeka; w ogóle jeszcze, tak na marginesie, zwiększając chaos tego wpisu, w serialu podobało mi się też to, jak wiele, o wiele więcej niż w książce, było w nim języka jidysz) i ono rzeczywiście jest w książce obecne. W części Śródmieścia na przykład. W tej części Śródmieścia, po której pan Adolf Dymsza jeździł swoją lancią fariną (uwielbiam to zamiłowanie do szczegółu u pana Twardocha!). Ale jest też i inna część Śródmieścia. Ta bez wyasfaltowanych ulic, za to ze starymi kamienicami, których lokatorzy wpadali do mieszkań na dole przez zmurszałe stropy (cytuję z pamięci). Są więc te dwie różne Warszawy, składające się na jedną Warszawę targaną konfliktami na tle etnicznym i politycznym. W Niemczech władzę sprawuje już Hitler, w Polsce też antysemityzm ma się dobrze, choć nie jest jeszcze prawnie usankcjonowany. Trwają o to starania. Z drugiej strony trwają też starania żeby do tego nie dopuścić. Za tymi staraniami dokonywanymi w tych dwóch przeciwstawnych sobie kierunkach kryją się też motywacje starających się. Zadziwiające, jak do siebie podobne.

Tak, Ryfka. Nie każdemu można wpierdolić i urżnąć chuja, niestety.

W tym wszystkim jest i Jakub Szapiro. Żydowskiego pochodzenia bokser, członek żydowskiego klubu Makabi. A przy okazji bandyta i rekieter, jak raczył o nim napisać redaktor jednej z narodowych gazet, zwanych w kręgach PPS-u, zorganizowanych wokół Kuma Kaplicy, w których to kręgach Jakub Szapiro się obracał „antysemickimi szmatami”. Ciekawa to postać ten Szapiro, zaprezentowana fantastycznie. Szczegóły w scenach, które tak mocno go budują, takie jak na przykład sposób na przełamanie swojego wahania przed uderzeniem weterana wojny bolszewickiej, czy potraktowanie Blocha i Madame de Poniatowski, którzy byli mu potrzebni do realizacji zadania, a później już nie byli mu potrzebni, to, moim zdaniem, mistrzostwo narracyjne pozwalające uzyskać niejednoznaczność i złożoność postaci.

Kazimierz Bobiński zaczął myśleć intensywnie o smaku ust pewnego chłopca, z którym spędził upojne dwa tygodnie w Rzymie zeszłego lata, smaku wina i makaronu w małej restauracyjce na Trastevere, o widoku Alp z okien samolotu i o miękkości dłoni matki Kazimierza Bobińskiego, Aurelii Bobińskiej, z domu Rataj, potem bardzo cierpiał, a potem umarł, a potem jego ciało spoczęło w Wiśle i tam już pozostało.

Zagipsują mu potem te ręce poskręcają prawą śrubami i przez osiem tygodni tyłek będzie mu musiała podcierać matka, jak za dawnych lat.

Tak są zresztą zbudowane chyba wszystkie chyba postaci w Królu. Nie ma tutaj sensu się nad nimi tutaj rozwodzić, jedna tylko uwaga, którą chciałem się podzielić, to wspomniane wcześniej zamiłowanie do szczegółu. Nie dotyczy ono tylko broni czy aut, gdzie jest mocno widoczne, ale też bohaterów. Każdy chyba, kto w książce pojawia się choćby na chwilę ma jakąś swoją historię, choćby przedstawioną w kilku zdaniach, jak te przytoczone wyżej. Nie ma przy lekturze Króla uczucia pustki związanej z niedokończonym, choćby najmniejszym, wątkiem.

Nazywam się Mojsze Bernsztajn, mam siedemnaście lat i nie istnieję.

Sama konstrukcja tej opowieści, sam jej bohater-narrator ,napisany przez pana Twardocha już zasługują na uwagę. Ten powyższy cytat to zdanie otwierające książkę, gdzie, już od samego początku, wiadomo, że coś jest nie tak, przykuwa uwagę. Można się zdziwić, albo można się domyślić o co chodzi, gdyż autor zostawia ślady pozwalające wpaść na rozwiązanie zagadki, zanim sam ją wyjaśni. Ale ta konstrukcja, ten pomysł, sprawia, moim zdaniem, że Król jest książką, którą warto przeczytać co najmniej dwa razy. Za pierwszym razem można zachwycić się samą opowieścią i dać porwać tej wykreowanej (a może bardziej „odtworzonej”?) przez autora Warszawie, za drugim natomiast, wiedząc już o co w tym wszystkim chodzi, można docenić jego kunszt narracyjny.

Jest jeszcze kilka rzeczy, na które chciałem zwrócić uwagę, mam w oknie obok kilka jeszcze wynotowanych cytatów, które chciałem rozwinąć i, odnosząc się do nich, poruszyć kilka innych rzeczy, które uważam w tej powieści za niezwykle interesujące, ale mi się ten wpis niebezpiecznie rozrasta. Przechodząc więc już do jego zakończenia, wrócę jeszcze na chwilę do serialu. Współautorem scenariusza jest autor powieści, pan Szczepan Twardoch. To jeden z dwóch pisarzy, obok pana Andrzeja Stasiuka (przynajmniej z pisarzy żyjących, bo tak to spotkałby się chętnie i z panem Hugo, i z panem Pilchem na przykład) z którymi chciałbym się spotkać, pójść na jakieś spotkanie autorskie, co zdarza mi się równie często jak oglądanie seriali. Zapytałbym wówczas na takim spotkaniu pana Twardocha o te różnice między książką a scenariuszem. Nie po to, żeby je wyjaśnić, wypunktować czy przedyskutować – że dlaczego tu jest tak, a tu jest tak?, że gdzie, tutaj czy tutaj, jest lepiej?, ale po to, żeby zapytać o stosunek autora do opowiedzianej przez niego przed laty historii. Zapytałbym, czy zdarza mu się wracać myślą do poprzednich powieści, czy zastanawia się – a może takie myśli same przychodzą mu do głowy? – że można było , może nie lepiej, ale inaczej?

***

Aha, bo zawsze zapominam o tym. Ogromnie podoba mi się też okładka pierwszego wydania, ta ilustrująca ten wpis. Tak mi się podoba, że jak już będę duży i będę miał własny dom, to kupię sobie papierowe wydanie Króla tylko po to, żeby postawić je sobie na półce. Choć, pewnie do tego czasu minie kilka lat, to może wtedy przeczytam Króla jeszcze raz?
da5a6065-2fbb-4e87-901f-6b2a90928950
GrindFaterAnona

@George_Stark a mnie niezwykle cieszy, że Pan Szczepan jest ambasadorem Śląska i prostuje wszystkich, którzy nazywają go Polakiem tylko dlatego, że pisze po polsku. Jak już dostanie Nobla to cały świat się dowie o naszym istnieniu!

Zaloguj się aby komentować

850 + 1 = 851

Tytuł: Amunicja wojsk lądowych : podręcznik
Autor: Zbigniew Biernacki
Kategoria: militaria
Ocena: 7/10

To, co tygryski lubią najbardziej. Książka techniczna, akademicka. Są wykresy, rysunki techniczne, tabele i opisy. Masa opisów rzeczonej, tematycznej amunicji. Strzeleckiej, do granatnika, rakietowej czy tam oświetlającej. Podobnie jak z jej składowymi, czyli zapalnikami, łuskami. Również jak to wszystko, gdzie i jak składować, rozbrajać, czy utylizować. Ciężko to się czyta, ale nie jest lektura dla wszystkich.

Prywatny licznik: 59/200

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter
b4dd944d-4809-4de1-9546-3cee67c650c8

Zaloguj się aby komentować

Zostań Patronem Hejto i odblokuj dodatkowe korzyści tylko dla Patronów

  • Włączona możliwość zarabiania na swoich treściach
  • Całkowity brak reklam na każdym urządzeniu
  • Oznaczenie w postaci rogala , który świadczy o Twoim wsparciu
  • Wcześniejszy dostęp, do wybranych funkcji na Hejto
Zostań Patronem
849 + 1 = 850

Tytuł: Wielka czystka
Autor: Leonid Mleczin
Kategoria: historia
Ocena: 5/10

Każdy wie, jaka jest Rosja. Podobnie jak z jej historią. A ta w osobie postaci ludowych komisarzy spraw bezpieczeństwa to już totalny kosmos. Jednak żeby chociaż trochę ogarnąć ten temat to czyta się książki. Logiczne jest założenie, czytanie rosyjskich autorów da trochę lepsze założenie, no bo tam "siedzą". Logiczne może i jest, ale czy prawdziwe? Raczej nie, bo polska kadra naukowa zajmująca się Rosja poleca tom II Mleczina to z marszu dodaje, że należy patrzeć przez palce na to co tam jest. Jeśli jeden z drugim interesujesz się takimi rzeczami to nie masz wyjścia. Jak trzeba czytać to trzeba.

Prywatny licznik: 58/200

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter
300e90ef-7b46-43c9-8aec-2cd576fe6013

Zaloguj się aby komentować

848 + 1 = 849

Tytuł: Gorlice 1915
Autor: Michał Klimecki
Kategoria: historia
Ocena: 5/10

"Hbeki" mają pewną strukturę, gdzie jest zgrabne wprowadzenie, opis uzbrojenia, czy tam taktyki, następnie ogólny teatr wojenny, gdzie ma miejsce tytułowa bitwa. Tu jest to pierwsze, przy czym nie jest ono zgrabne, bo ciągnie się od początku do końca. Tak jakbyś czytał zwykły podręcznik historyczny.

Prywatny licznik: 57/200

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter
fc47ff38-af54-4faf-93fe-b1789c490f5b

Zaloguj się aby komentować

847 + 1 = 848

Tytuł: Lód
Autor: Jacek Dukaj
Kategoria: fantasy, science fiction
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Liczba stron: 1045
Ocena: 4/10

Monumentalna cegła.

Mamy lata 20 XXwieku. 1WŚ nigdy nie wybuchła. Wybuchł za to meteor Tunguski całkowicie zmieniając świat. Europa pogrążyła się w epoce lodowcowej przez tajemnicze Lute. W środku całej tej historii znajduje się Benedykt Gierosławski, student matematyki który udaje się na głęboki Sybir żeby odkryć prawdę o ojcu.

Nie można Dukajowi odmówić talentu, umiejętności światotwórstwa. Został on stworzony w sposób wręcz koronkowy, z dbałością o wszystkie szczegóły. W książce spotykamy wiele historycznych postaci zarówno ze świata jak i z Polski. Po prostu da się wsiąknąć w ten świat. 
Jednak niestety dla mnie Dukaj przesadził zdziebkę. Uwielbia on wprost filozoficzne monologi, dysputy, które ciągną się całymi stronami. Stworzył on świat głęboko polityczny, w którym każda osoba się musi postawić po którejś ze stron która walczy o władzę nad światem i historią. Dla mnie było to niesamowicie irytujące i nużące. 
Zakończenie również jakoś mnie nie porwało. Zapowiadało się na wybuch podobny do wybuchu wulkanu, a skończyło się.... dziwnie. Ostanie dziesiątki stron to kiepski wątek romantyczny o którym już zdążyłem zapomnieć. Cóż, chyba po prostu jestem za głupi na tą książkę. Może to że konsumowałem tą książkę w formie audiobooka trochę na to wpłynęło, ale po raz pierwszy i na razie ostatni miałem takie problemy ze zrozumieniem co się dzieje na kartach powieści. 

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter #ksiazki #czytelnictwo
0091aa8d-ee46-41e1-8a47-9eea21cb7400
Yossarian

No dobra, to ja się przyznam: przeczytałem z przyjemnością. 8/10 na pewno.

Orzech

@Endrevoir Kocham książki, ale ta jest jedną z niewielu, jakie zacząłem, ale nie skończyłem

Jarasznikos

@Endrevoir Dotrwałeś do końca? Ja wymiękłem jakoś na początku. Zwyczajnie mnie ta książka wynudziła. Nie czułem się nic mądrzejszy przedzierając się przez kolejne strony.

Endrevoir

@Jarasznikos Tak, dotrwałem. Jak pisałem wyżej, było ciężko. Nie powiedziałbym że nudno, tylko nużąco. Mi Dukaja na kilka lat wystarczy xD

Zaloguj się aby komentować

846 + 1 = 847

Tytuł: Łuk triumfalny
Autor: Erich Maria Remarque
Kategoria: literatura piękna
Wydawnictwo: Rebis
ISBN: 9788381886239
Liczba stron: 496
Ocena: 8/10

Na Łuk triumfalny natknąłem się zupełnie przypadkiem, buszując wśród empikowych regałów. Jako że autora kojarzyłem z Na Zachodzie bez zmian i początek powieści wydawał się całkiem intrygujący, zdecydowałem się zabrać z nią do domu.

Książka dzieje się krótko przed wybuchem II wojny światowej i przedstawia historię niemieckiego chirurga Ravica, który po ucieczce z Niemiec przebywa nielegalnie w Paryżu i przeprowadza operacje na czarno. Na samym początku poznaje kobietę i od tego momentu w jego życie wkrada się pierwiastek chaosu, miłości i dużej ilości calvadosu. Prócz jego historii ukazane jest także życie codzienne zwykłych ludzi, zarówno mieszkańców Paryża, jak i uchodźców ukrywających się w mieście.

Śledząc losy Ravica – jego pracy z pacjentami, miłosnych perypetii z Joan, czy rozmów przy szklance wraz ze starym Morozowem – nie mogłem, nie odczuć ciężaru i napięcia tamtych czasów, swego rodzaju marności i bezsensowności, z którego wyłania się dekadencki obraz społeczeństwa. Społeczeństwa, które zdaje się zawieszone w czasie, zmuszone żyć w ciągłej niepewności, strachu, samotności i szukającego pocieszenia w szybkich, tanich i niezdrowych rozrywkach. Jednocześnie pokazane są różne reakcje (wyparcie, przerażenie, obojętność) na widmo zbliżającej się wojny.

Powieść urzekła mnie i wciągnęła, tak że ją pochłonąłem w kilka dni. Bardzo klimatyczna, szara i ponura, urozmaicona różnymi wątkami czy to zabiegami operacyjnymi, związkiem Joan czy mrocznej przeszłości Ravica. Co do samych bohaterów, to muszę tutaj pochwalić autora za wykreowanie naprawdę autentycznych, prawdziwych postaci (zwłaszcza ich głębokich przemyśleń, wypowiedzi czy reakcji na to, co się dzieje dookoła nich), ale także za umiejętne przeplatanie ich losów (tak, że nie ma przesytu w jakimś momencie).

Łuk triumfalny to opowieść o zwykłych ludziach i ich decyzjach, skazanych na życie w nieustannym stresie oraz niepewności w obliczu zbliżającej się wojny, ale jest to przede wszystkim opowieść o ulotności chwili, trudnej miłości oraz samotności.

Nikt nie wydaje się bardziej obcy niż ktoś, kogo się kiedyś kochało

#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz
9f081cee-f51a-4c71-bd39-2d4526ea631e
marcin-3-0

Dzięki za rekomendację, przypomniały mi się "Szkice piórkiem" Bobkowskiego - czytałeś?

Zaloguj się aby komentować

845 + 1 = 846

Tytuł: Autobiografia. Trzecia młodość
Autor: Joanna Chmielewska
Kategoria: biografia, autobiografia, pamiętnik
Wydawnictwo: Vers
ISBN: 8371270046
Liczba stron: 344
Ocena: 6/10

Czwarty tom autobiografii Joanny Chmielewskiej, obejmujący okres od lat 70. do początków demokracji w Polsce.

Z Autobiografią jest trochę tak, jak z twórczością Chmielewskiej w ogóle – pierwsze tomy świetne, wciągające i pełne absurdalnego humoru, który potem gdzieś się jednak ulatnia i wychodzi utwór co najwyżej letni. A potencjał na heheszki był w tej części spory, bo pisarka opisała głównie swoje podróże po świecie i porównywała wrażenia z komunistycznego raju i zgniłego Zachodu. Ale fakt faktem, komunistyczny mental oddany rzetelnie, obrazki z podróży po ZSRR żywo przypominały mi filmiki Andromedy (i za nie ostatecznie daję książce 6/10).

Mam jeszcze w domu piąty tom Autobiografii i podejrzewam, że na nim moja lektura cyklu się skończy.

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter
2a9f8f45-3f76-46c2-9224-0fa104116539

Zaloguj się aby komentować

844 + 1 = 845

Tytuł: Deniwelacja
Autor: Remigiusz Mróz
Kategoria: kryminał, sensacja, thriller
Wydawnictwo: Wydawnictwo Filia
ISBN: 9788382809251
Liczba stron: 341
Ocena: 5/10

Zalepiłem trochę z dodawaniem, bo mam z 10+ książek do wrzucenia, a samą serię Forsta skończyłem już w czerwcu tamtego roku. xD

O tej częsci krótko, bo jest najsłabsza w cyklu - kiepski główny zły, zakończenie jest uNetflixowane (serio, rozwiązanie tego, kto jest zły i dlaczego wstawki pomiędzy rozdziałami wyglądają jak wyglądają to jest wielkie XD), Forst w jakimś dziwnym setupie. Co wyszło fajnie to niejednorodność miejsca i czasu i standardowo postać Osicy.

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter
Zielczan userbar
e945d108-1499-4003-b790-2aac940305a8
AmAd

@Zielczan ta część jest tak zła że zapomniałem jak się kończy

Zaloguj się aby komentować

843 + 1 = 844

Tytuł: Tygrysy w błocie
Autor: Otto Carius
Kategoria: Powieść historyczna
Wydawnictwo: Maszoperia Literacka
ISBN: 9788362129409
Liczba stron: 373
Ocena: 6/10

"TYGRYSY W BŁOCIE to wspomnienia z frontu wschodniego, gdzie Carius musiał walczyć nie tylko z nieprzyjacielem i jego czołgami, ale także z wszechobecnym błotem, bagnami, mrozem. Opisuje bohaterstwo żołnierzy z pierwszej linii frontu, ale nie stroni od krytycznych ocen wielu dowódców różnego szczebla, ich braku wiedzy i asekuranctwa, a czasem nawet tchórzostwa." 

PS.
Napisana prostym językiem. - także nie ma co liczyć na poruszające opisy wydarzeń - z jeden strony plus a z drugiej minus bo nie wciąga zbytnio. Dopiero pod koniec jest dosyć ciekawie
Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter
#czytajzhejto
#tygrysy
c70c36bb-a100-4496-b6c5-2950a029557b
GazelkaFarelka

@SuperSzturmowiec Przeczytałam "Tygrysy w occie", za dużo tych przetworów chyba

SuperSzturmowiec

@GazelkaFarelka ciekawe jakby smakowały?

Zaloguj się aby komentować

842 + 1 = 843

Tytuł: Opowieści o pilocie Pirxie
Autor: Stanisław Lem
Kategoria: fantasy, science fiction
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
ISBN: 9788308083994
Liczba stron: 520
Ocena: 8/10

Kupiłem niedawno praktycznie całego Lema dostepnego w kolorowym wydaniu od WL, a na pierwszą jego ksiażkę wybrałem coś grubszego. Interesująca pozycja, przedstawiająca pięcie się tytułowego Pirxa po stopniach kariery, doświadczającego przy tym niecodziennych sytuacji.
Poznajemy go jako świeżaka na uczelni, dosyć niezdarnego, ale poczciwego (jak zresztą nie lubi być nazywanym), potem śledzimy szlifowanie przezeń rzemiosła i faktyczną pracę w zawodzie, aż wreszcie - po gromadzeniu doświadczenia zawodowego i życiowego przez kawałek czasu - osiąga stopień komandora, co wiąże się z nowymi możliwościami, ale i powinnościami.
Nie będę rozwodził się nad każdym utworem, bo choć jest ich niewiele, to są jednak bogate treścią, więc popiszę trochę o tych, który wyszły, jak dla mnie, przed szereg. Wystarczy powiedzieć, że bohater działa na swój nieszablonowy, czasami przypadkowy sposób, dzieli się z czytelnikiem swoimi przemyśleniami związanymi z rzeczami, które - jak można się domyślić - aktualnie go zajmują, a sam styl autora jest zupełnie unikatowy: zdania są doprawdy wielokrotnie złożone, nierzadko na pół strony; z takim użyciem myślników jeszcze się nie spotkałem - zupełnie zmieniają one dynamikę lektury, przybliżając obcowanie z nią do słuchania kogoś, kto bardzo wczuwa się w opowiadanie historii, z podziałem na role i zamierzone pauzy. Poza formą, Lem ciekawie operuje też słowem - z jednej strony mamy poczucie klimatu staromodnego scifi, z drugiej całokształt książki jest o tyle zgrabny, że nie sposób zgadnąć jej wieku.
No i przechodząc do opowiadań, u mnie na pierwszym miejscu ląduje "Rozprawa". Historia nie zaczyna się ani na początku, ani nawet w kluczowym miejscu. Sam tytułowy aspekt nie jest wstępem, a zakończeniem historii, choć bez kontekstu nie daje nam absolutnie nic. Gdy poznajemy już tenże, to wszystko wskakuje na swoje miejsce, ale nie to jest w tym fragmencie najistotniejsze. To głowienie się Pirxa nad tożsamością towarzyszy podróży, zastanawianie nad ich pobudkami i szczerością, dumanie nad coraz to rosnącą ilością implikacji, komplikacji i możliwości rozwiązania (lub też nie) problemu. Następne są "Patrol" i "Opowiadanie Pirxa", które łączą próby kontaktu z obcą cywilizacją oraz nagromadzenie przypadków. Pomimo tych elementów wspólnych opowiadania te są zgoła inne, ale więcej nie będę o nich pisał. Podobał mi się też "Odruch warunkowy" - zaczyna się niepozornie, ale faktyczny rdzeń historii rozkręca się dopiero gdzieś w połowie. Tutaj z kolei obserwujemy starania Pirxa w rozwiązaniu zagadki na małej stacji. Co mu pomaga? To co zwykle: intuicja i przypadek. Z kolei tekst, który podobał mi się najmniej to "Ananke", w głównej mierze przez strumień świadomości pod koniec, który w mojej opinii niczemu nie służył. A szkoda, bo wyjaśnienie głównego motywu opowiadania było całkiem sprawnie złożone, a jednocześnie trochę przygnębiające.
Podsumowując: solidna książka, z tym samym bohaterem, ale zupełnie różnymi zdarzeniami, przypadkami i motywami, poprowadzona niecodziennym stylem, doprawiona całkiem ciekawymi fragmentami dumania (i powie mi ktoś, czemu "nie" z przymiotnikami notorycznie było pisane oddzielnie?).

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #stanislawlem #ksiazkicerbera
73fd1f2c-3452-4b57-8d21-69267d0b4222
Opornik

Czemu książki Lema muszą mieć tak obrzydliwe okładki...

Ananake było spoko, klimatyczne i trochę inne.


Har har dzisiaj trochę inaczej wygląda machine learning, ale przynajmniej Lem poruszył temat, kiedy pierwszy raz czytałem trochę się śmiałem z tego "tresowania" komputera, teraz widzę że jednak trochę wizjonerskie to było.

dejmiel

Mam pytanie do czytelników Lema, czy również rzuciło wam się w oczy jak pisarz często korzysta ze słowa “jakby”? Wczytując się w Solaris, po pewnym czasie zaczęło mnie to mierzić. Szukałem czy to tylko mnie kłuje, czy ktoś może rozpracował ten temat?

Cerber108

@dejmiel nie zauważyłem.

Dzemik_Skrytozerca

Do Lema mam pretensje o Fiasko.


To książka błąd. Intelektualna prowokacja na wielu poziomach.


W tym także i o to, co zrobił w niej Pirxowi.

Cerber108

@Dzemik_Skrytozerca na "szczęście" autor posłowia zaspoilerował w nim jego los. Po ki uj? Nie wiem.

Dzemik_Skrytozerca

@Cerber108


Po prostu załóż, że się nie wydarzyła.


Fiasko, wśród swoich niedoskonałości, ma np. skomplikowane działania podejmowane bez przyjmowania marginesu błędu.


Zarządzanie projektowe bez zabezpieczeń.


Czy wreszcie ryzykowanie życiem przy bardzo ograniczonym zachowaniu kontroli.


Jak na takiego niesamowitego erudytę jak Lem, tego rodzaju niedociągnięcia bolą.


A juz ludobójstwo to coś, czego nie rozumiem. Gdyby na pokładzie statku byli jacyś faszyści, suprematysci, no to może. Ale żeby dla jednego ambasadora dokonywać holocaustu... To tak, jakby Lem twierdził, że faszyzm to przyszłość. Strugaccy wprost się sprzeciwili w swoich powieściach, ba, w Żuku w Mrowisku uznali, że poświęcenie jednostek dla cywilizacji jest warunkowo dopuszczalne.


Ale Lem? I holocaust? Au.

Zaloguj się aby komentować

841 + 1 = 842

Tytuł: Informacja zwrotna 
Autor: Jakub Żulczyk 
Kategoria: kryminał, sensacja, thriller
Wydawnictwo: Świat Książ­ki
ISBN: 978-83-813-9962-3
Liczba stron: 516
Ocena: 8/10

Prywatny licznik: 19/24

Osią fabuły powieści Jakuba Żulczyka jest poszukiwanie zaginionego syna przez zdesperowanego ojca. - Ojca, który jest alkoholikiem po terapii. Ojca, który całe życie zaniedbywał i krzywdził własną rodziną i wie bardzo niewiele o swoim dorosłym synu. Ojca, w którego umyśle jest odpowiedź na zagadkę lecz upił się w trakcie ostatniego spotkania z synem i nie pamięta nic poza początkiem spotkania. Jednak nie tak łatwo przypomnieć sobie coś bolesnego jeśli przez całe życie uciekałeś od siebie i swoich wspomnień w alkohol.

Książka mocna, ukazująca szaleństwo umysłu osoby uzależnionej od alkoholu. Dziwne schematy myślowe, mnożenie krzywd, oszukiwanie siebie i innych, przebłyski trudnych wspomnień. Wszystko to z perspektywy pierwszej osoby dzięki czemu można to poczuć, a jest to przedstawione w nadzywyczaj realny sposób. 
Podobały mi się też opisy spotkań grup AA, można sobie zobaczyć jak to wygląda od środka. Od razu widać, że autor ma doświadczenie w takich sprawach.

Przez 400 stron książki byłem zachwycony i myślałem, że moją oceną będzie 9. Jednak pod koniec zauważyłem pewne nieścisłości logiczne, które były podyktowane tym, żeby zakończenie było jasne i pełne. Osobiście wolałbym pewne niedopowiedzenia i żeby książka zakończyła się w sposób bardziej realny. Nie jest to nic wielkiego i po części jest to po prostu moje czepialstwo, ale jestem wyczulony na tego typu rzeczy.
Za to sama końcówka zdecydowanie na plus i dałem się zaskoczyć. Autorowi udało się też wykreować bohatera, z którym mocno się nie polubiłem i to również na plus. Biorąc pod uwagę to wszystko moja ocena to mocna 8. 

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter #dwanascieksiazek
ec9b5ecd-b6a1-4246-ae82-18b6afcabbd5
sleep-devir

Na podstawie książki powstał całkiem niezły serial.

splash545

@sleep-devir planuje obejrzeć go z żoną

sleep-devir

@splash545 nie czytałem książki i serial oceniam na 7/10.

Ciekawe jak bardzo różni się od wersji papierowej.

michal-g-1

Wszystkie książki Żulczyka są mega dobre. Warto czytać go więcej.

(Tylko "instytut" jest słaby, reszta złoto)

marcin-3-0

Ja zauważyłem, że to częściej trzeźwi ludzie się oszukują, a pijacy nie mają co do siebie złudzeń

splash545

@marcin-3-0 różni są ludzie i nie ma co generalizować. Podaje tu przykład bohatera książki, który definitywnie miał z tym problemy.

Wydaje mi się też, że typowy pijak faktycznie może nie mieć złudzeń co do siebie, a taki wysoko funkcjonujący alkoholik to jednak jest mur kłamstw, przemilczeń lub przeinaczeń rzeczywistości, bo bez tego nie dałby rady funkcjonować w społeczeństwie.

Zaloguj się aby komentować

840 + 1 = 841
prywatny licznik: 35/?

Tytuł: Przylądek Delfinów
Autor: Anatol Moszkowski
Kategoria: literatura młodzieżowa
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Liczba stron: 193
Ocena: 5/10

Radziecka literatura młodzieżowa z lat 70
Mały Odek (zdrobnienie od Odeysuesza) wraz z siostrą i rodzicami udaje się na wakacje z Moskwy do małego miasteczka Skaliste nad Morzem Czarnym. Na miejscu zawiera znajomość z paczką "tubylców", którzy nurkując w morzu szukają staorgreckich skarbów a wolny czas spędzają na Przylądku Delfinów, wielkiej i stromej skale wychodzącej w morze.

Jest to słodko-gorzka opowieść, niby powieść dla dzieci, ale jednak z perspektywy dziecka ukazuje świat dorosłych z całym jego brudem, machlojkami i ciemnymi stronami. Świetnie odmalowana jest nierówność społeczna - dyrektor domu wypoczynkowego "Zorza Polarna" opływa w dostatek. Mieszka w pięknej willi otoczonej ogrodami i sadami, jego synek chwali się przybyłemu, że brakuje im tylko pawi w ogrodzie, ale "tatuś obiecał że kupi". Natomiast przyjezdna rodzina musiała sprzedać cenny obraz, który był od dawna w rodzinie, żeby móc w ogóle tam przyjechać. Była to wyższa konieczność, zdecydowali się na wyjazd aby córka mogła się podleczyć jest bowiem słabego zdrowia. Jednocześnie są zdani na łaskę jaśniepana dyrektora, a miejsce jest załatwiane "po znajomości". Książka stara się ukazać, że jednak nie ten kto ma wszystko jest bogaty. W tle mamy także aferę kryminalną w którą wplątał się lokalny nauczyciel (bez puenty czy nawet rozwinięcia). Generalnie cała książka sprawia wrażenie chaotycznej, wątki zaczynają się i nigdy nie kończą. Zakończenie też jest zupełnie nijakie i pozostawia pewien niedosyt.

Ciekawostka, dobra na raz.

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter
469ccec6-047e-42bf-81d9-544dce236d43
George_Stark

Lubię takie książki i zawsze się uśmiecham, jak ktoś też je czyta.

Zaloguj się aby komentować

839 + 1 = 840

Tytuł: Wrota Abaddona
Autor: James S.A. Corey
Kategoria: fantasy, science fiction
Wydawnictwo: MAG
ISBN: 9788366065505
Ocena: 7/10

Trzeci tom serii "Expanse".
Fabuła toczy się wokół tajemniczego pierścienia stworzonego przez protomolekułę za orbitą Urana. Standardowo mamy już walkę o wpływy toczoną przez Ziemię, Marsa i SPZ z załogą Rosynanta pomiędzy tym wszystkim. Oprócz znanych postaci mamy też rozdziały pisane z punktu widzenia nowych bohaterów i tu jest dla mnie największa wada tej książki. Nie lubiłem rozdziałów z punktu widzenia kapłanki Anny - nudziły mnie. Szczególnie razi to w kontraście do świetnych rozdziałów Avasarali z 2 tomu, a której niestety w tym tomie nie ma. No ale pozostałe 3 nowe postacie są całkiem spoko. Ogólnie kontynuacja serii na niezłym poziomie.

#bookmeter #czytajzhejto #ksiazki
48d59a27-5385-4808-8dc9-1be3dc2074cb
binarna_mlockarnia

Na okładce jest Janusz Kowalski w skafandrze kosmicznym, a ksiazka bardzo dobra, polecam, jak i cały cykl

Vakarian

@binarna_mlockarnia teraz tego nie odzobaczę xD

Zaloguj się aby komentować

838 + 1 = 839

Tytuł: Autobiografia: Druga młodość
Autor: Joanna Chmielewska
Kategoria: biografia, autobiografia, pamiętnik
Wydawnictwo: Vers
ISBN: 8371270038
Liczba stron: 318
Ocena: 6/10

Trzeci tom autobiografii Chmielewskiej, obejmujący lata 60. i początek 70., kiedy pisarka była po trzydziestce.

Poprzednie tomy oceniłam na 7, ale trzecią część ciężko mi określić mianem „bardzo dobra”. Czemu? W pierwszej i drugiej części najbardziej ujęło mnie doskonale oddane tło historyczne, czyli opisy codziennego życia w czasie wojny i w okresie stalinizmu, bez wszechobecnego w polskiej prozie i kinematografii propagandowego nadęcia (w obydwie strony). W trzecim tomie tło historyczne staje się już rzeczywiście tłem, a na pierwszy plan wybijają się mniej interesujące wątki uczuciowo-osobiste pisarki (dużo tu #logikarozowychpaskow , od której ciężko nie wywracać oczami). Nawet publikacje pierwszych powieści i ekranizację Klina pisarka potraktowała trochę po łebkach. Zdecydowanie lepszy jest wątek krótkiej emigracji autorki do Danii, ale w nim też, w moim odczuciu, czasem brak humoru Chmielewskiej.

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter
63f83097-de29-49ae-b9f6-8fc889b32830
marcin-3-0

@AndzelaBomba Przejdźmy do rzeczy - ile miało chłopów ta Chmielewska i który najfajnieszy?

AndzelaBomba

@marcin-3-0 do tego tomu, to tak na stałe tylko dwóch, adoratorów więcej xD a najciekawszą postacią był zdecydowanie pierwszy mąż

marcin-3-0

@AndzelaBomba Co trzeba było wtedy zrobić, żeby dostać łatkę "adoratora"? Poprosić do tańca na balu?

I co ciekawego ten pierwszy mąż wyczyniał?

Zaloguj się aby komentować

837 + 1 = 838

Tytuł: Hyperion
Autor: Dan Simmons
Kategoria: fantasy, science fiction
Wydawnictwo: Wydawnictwo Mag
ISBN: 9788374800747
Liczba stron: 616
Ocena: 7/10

Na plus zarys fabularny, choć trzeba przyznać jest to bardziej "zbiór opowiadań". Niektóre z nich bardziej mnie wciągnęły, niektóre mniej. Była to moja pierwsza pozycja sci fi, wiele zwrotów, zagadnień jest niezrozumiała a autor niestety ich nie wyjaśnia co czasem było "cięższe" dla mnie do przebrnięcia.
Dużo niedomówień, niedopowiedzeń, niewyjaśnionych spraw - możliwe, że pozostałe informacje są w kolejnych częściach, ale patrząc i oceniając jedynie tom pierwszy mam mieszane uczucia.
Jeszcze się zastanawiam czy sięgnę po kolejny tom.

#bookmeter
5dc8ba42-19d1-4550-bb74-8a4f0ac39a4b
hellgihad

@Trypsyna Mnie się bardzo podobał, niby zbiór opowiadań, ale fajnie się to pod koniec wszystko łączy. Dość srogo poleciałeś jak na pierwszą pozycje Sci Fi

Trypsyna

@hellgihad Kojarzyłam, że jest to jeden z bardziej znanych tytułów w tym gatunku. Jak zobaczyłam tą pozycję w bibliotece to mówię why not 😁 poleciłbyś mi coś innego, lżejszego z Sci Fi?

hellgihad

@Trypsyna Spróbuj od klasyków - Dune, Autostopem przez galatykę, Gra Endera, może Fundacja Asimova jako hard sci fi albo trochę retro z polskiego podwórka jak Limes Inferior Andrzeja Zajdla.

Greenzoll

@Trypsyna ciekawe ze tak nisko to oceniles, Simmons w tej (i kolejnych czesciach Cantos) wklecil tyle nawiazan kulturowych i polaczyl to wszystko w calosc tak pieknie ze ta seria przebila prawie wszystko co czytalem do tej pory (a czytam duzo i od dawna). Z wlasnego doswiadczenia pamietam ze musialem dac tej serii “plynac”, bo mialem na poczatku tez wiele momentow gdzie wkurw mnie lapal ze nie ma cos sensu.

slynny_skorpion

@Greenzoll dobrze to ująłeś, to jest brawie baśń - trzeba dać się porwać tym wszystkim historiom.

Trypsyna

@Greenzoll Ile ludzi tyle opinii 😃 nie uważam aby ocena 7/10 była niska. Być może kolejne tomy by zmieniły moją perspektywę 😉

malodobry

Moim zdaniem warto przeczytać też koleją część aby zamknąć historię, co do Endymionów mnie nie przekonały.

Greenzoll

@malodobry no endymiony przez zasisniete zęby czytalem, ale wierzylem do konca ze ta moja pieta sie oplaci 😉 no i sie opłacila

Zaloguj się aby komentować

836 + 1 = 837
prywatny licznik: 34/?

Tytuł: Nowa Planeta
Autor: Wiktor Saparin
Kategoria: fantasy, science fiction
Wydawnictwo: Iskry
Liczba stron: 146
Ocena: 6/10

"Nowa Planeta" to zbiorek kilku opowiadań o tematyce fantastyczno-naukowej, z naciskiem na to drugie. Tylko że jest to rzecz radziecka, w PL wydana w roku 1953.
Historyjki koncentrują się na opisie przodującej nauki i techniki radzieckiej, opowiadają o tym jak to cudownie żyje się człowiekowi radzieckiemu w jego ojczyźnie, mlekiem i miodem płynącej. Najciekawsze według mnie opowiadanie to "Dzień Zoi Winogradowej", w którym dziennikarka, tytułowa Zoja ma przeprowadzić wywiad z przodownikiem pracy, wielkim wynalazcą, inżynierem Bobrowem. W tymże celu odwiedza willę inżyniera, gdzie okazuje się że ma do czynienia z czymś co dzisiaj nazwalibyśmy inteligentnym domem - przy wejściu wideodomofon, rozpoznawanie twarzy, drzwi same się otwierają, a na telefony odpowiada "mechaniczny sekretarz". Ale to jeszcze nie wszystko! Po chwili zwiedzania pod willę zajeżdża limuzyna bez kierowcy - dziś powiedzielibyśmy - samochód autonomiczny, nawet trafnie autor przewidział mechanizmy sterowania tegoż. Tytułowa bohaterka udaje się w podróż do ZEA, zespołu elektrowni automatycznych, gdzie podziwia dalsze cuda - systemy nadzoru z automatyzacją pewnych działań, dzięki czemu do obsługi kilku elektrowni wystarczy jeden człowiek...
Poza tym mamy historie jak to dzielny człowiek radziecki wyzyskał energię pływów budując stosowne elektrownie na północnym wybrzeżu (tu ciekawy pomysł płożącej się odmiany jabłoni posadzonej w ziemi ogrzewanej rurami z ciepłą wodą), czy na poły fantastyczną, na poły naukową opowiastkę o poszukiwaniach rudy niklu na Syberii, w czym wybitnie pomogły gołębie pocztowe.

Uroczy tomik, laurka dla czasów słusznie minionych. Czytać małymi partiami bo może zemdlić Pomyśleć że ma już 70 lat, ja jestem #hejto40+ a gdy książka się ukazała to nawet moich rodziców nie było jeszcze na świecie...
Kilka kwiatków w komentarzach.

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz\\\ #bookmeter
3aba2cef-72dd-46b3-85c9-92203af6953e
3531fe16-fa06-49cb-af99-eaf082553296
993a8084-7a92-41b9-88e9-fbb0b0cac61b
09fcd4b6-4331-47b8-961c-92e5ec964951
400af842-eac2-4106-961c-6d2df097b470

Zaloguj się aby komentować

836 + 1 = 837

Tytuł: Narzeczona księcia
Autor: William Goldman
Kategoria: fantasy, science fiction
Wydawnictwo: Jaguar
Liczba stron: 480
Ocena: 8/10
\
Witaj. Nazywam się Inigo Montoya. Zabiłeś mego ojca. Gotuj się na śmierć.

Zawsze darzyłem sentymentem film "Narzeczona księcia", więc gdy zobaczyłem na Legimi wersję książkowa natychmiast wrzuciłem ją na stosik do przeczytania.

Film, który powstał po książce jest jej dosyć wierny, więc jeśli dobrze pamiętacie film to nic was nie zaskoczy. Śledzimy tu więc losy Westley'a, jego ukochanej Buttercup, olbrzyma Fezzika i mojego ulubieńca Inigo Montoi. Mimo wszystko warto zapoznać się z książką, bo lepiej zarysowuje charaktery naszych bohaterów, niektórych na plus (jak Fezzika i Inigo), a niektórych na minus (Buttercup, która jest jeszcze bardziej irytujaca niż w filmie i właściwie jej jedynymi cechami jest to, że jest piękna i kocha Westley'a. Po prostu widać tu staroszkolny opis żeńskiej bohaterki, która istnieje tylko po to by bohater mógł ją ratować).

Książkę czytało mi się bardzo dobrze, ale myślę, że sporą zasługę mają tu świetne kreacje aktorów z filmu, których widziałem oczami wyobraźni czytając kolejne rozdziały. Samą książkę określić można baśnią ze współczesnymi wstawkami humorystycznymi, przez co czyta się ją bardzo przyjemnie.

Jako wadę podałbym strukturę książki, otóż autor w książce opisuje historię Westley'a i Buttercup jako napisaną przez sławnego Morgensterna z Florenu, a on sam ma jedynie ją zredagować usuwając zbędne fragmenty lub skrócić je. Czasami jest to nawet zabawne, ale czasami też niepotrzebnie wybija z historii, w moim wydaniu znalazła się też przedmowa autora, która jest według mnie zupełnie niepotrzebna, bo autor opisuje tam jak zapoznawał się z dziennikami Morgensterna, swoją wycieczkę do Florenu, powstawanie filmu itp.
Na końcu dodano też "pierwszy rozdział" "Dziecka Buttercup", czyli dalszej historii naszych bohaterów. Fragment o przeszłości Iniga był całkiem fajny, ale całość zostawia nas z cliffhangerem, co tylko potwierdziło moje zdanie o autorze wyciągnięte z przedmowy, że jest dupkiem trollujacym swoich fanów, a rozdział dopisał tylko po to żeby strollować fanów i zostawić ich z kolejnymi pytaniami :D

Tak czy inaczej polecam książkę, zwłaszcza fanom filmu.

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter
b750ef97-76e2-4cc6-810d-b9a4e2b2ce27
Hilalum

@Oberon film to złoto więc i książkę sprawdzę

Zaloguj się aby komentować

835 + 1 = 836

Tytuł: Mesjasz Diuny
Autor: Frank Herbert
Kategoria: fantasy, science fiction
Wydawnictwo: Rebis
ISBN: 9788381884112
Liczba stron: 304
Ocena: 5/10

Zauważyłem u siebie problem z cyklami - z reguły pierwsza część bardzo mi się podoba, druga natomiast już niekoniecznie. Do tego stopnia, że powieść o połowę krótszą czytałem dwa razy dłużej. 

Uważam, że niestety „Mesjasz Diuny” stracił urok, który mnie zaczarował w „Diunie”. Ponownie autor skorzystał z możliwości zdradzenia czytelnikowi na samym początku, jak zakończy się historia, co ponownie można odbierać za ogromną wadę. W pierwszej części nie przeszkadzało mi to aż tak bardzo - wtedy z przyjemnością obserwowałem przemianę Paula Atrydy z obiecującego potomka w przyszłego Imperatora. W drugiej części już jest tym Imperatorem i czar prysł, dlatego nie śledziłem intryg z tak dużym zaangażowaniem, co wcześniej. 

Czy sięgnę po kolejne tomy? Nie wiem. Zacząłem czytać „Dzieci Diuny”, jednakże początek nie zachwycił mnie, przez co zrobiłem przerwę na inne książki. Kiedyś spróbuję wrócić, ale kiedy to nastąpi, trudno powiedzieć.

#bookmeter #diuna #sciencefiction #fantastyka #ksiazki #czytajzhejto
47079728-d6ca-4cd2-9ab6-f10795a270e0
Kuba0788

Co... Co... Co to się stanęło? Proszę @administrator administrację o uprzątnięcie tego mojego balaganu powyżej. Nie wiem jak to się stało - "ja tylko pociagnął"....

Mr.Mars

@Kuba0788 Jeszcze sam możesz chyba usunąć powtórzone wpisy.

ErwinoRommelo

@Kuba0788 usuń sam, czasami jak masz niestabilne połączenie jak dodajesz komentarz to spami kilka razy.

Zaloguj się aby komentować

834 + 1 = 835

Tytuł: Przestrzeni! Przestrzeni!
Autor: Harry Harrison
Kategoria: fantasy, science fiction
Wydawnictwo: Rebis
ISBN: 9788380626089
Liczba stron: 288
Ocena: 3/10

Nie wiem za bardzo o czym ta książka ma być, co powinna przekazywać, ani nawet po co istnieje. Myślałem, że będzie to po prostu krótka historia o walce ludzkości o zasoby na dosyć dużą skalę, a koniec końców motyw ten przewija się zaledwie parę razy - jako sceny, a nie dłuższe epizody.
Fabuła to też dziwny misz-masz, zwłaszcza pod koniec. Na początku - jak to zwykle bywa - rzeczy mają się dosyć sensownie, a poza tym dopiero zapoznajemy się z sytuacją. Potem wszyscy dostają małpiego rozumu po zobaczeniu laski dzianego hochsztaplera, później naturalnie rodzi się romans między nią a głównym bohaterem i tak jak wstępnie twierdzi, że "zupełnie nie obchodzi mnie twoja sytuacja materialna", tak później zaczyna zachowywać się jak rozwydrzony dzieciak (wg mnie po części tak jest) i nie potrafi przyjąć do wiadomości faktu, że jeżeli nie chce wylądować na ulicy wśród najgorszego elementu, to jej facet musi latać do roboty, nawet jeżeli oznacza to niemal ciągłą jego nieobecność, wytłumaczoną zresztą niepokojami w mieście.
Spotykamy też pewnego pseudo-proroka wierzącego w nadejście armageddonu wraz z nastaniem nowego tysiąclecia. Przedstawia biblijne przepowiednie oraz inne znaki, które nas samych przekonują, żeby w to uwierzyć. Tylko czekałem, aż w nowy rok nastąpi jakieś nagłe załamanie, niespodziewana zapaść, ale nie - "szczęśliwego nowego roku, można się rozejść". I na tym książka się kończy.
Tutaj, podobnie jak w "Obcym w obcym kraju", sytuację może nie ratuje, ale umila dziadek - tym razem Solomon. Energiczny, kąśliwy i dosyć samodzielny weteran, z którym swoją drogą związany jest jeden "ukryty" przekaz tej książki tj. kontrola urodzeń. Przy jednej z rozmów z lalą protagonisty odpala się na ten właśnie temat i ciągnie to dobre kilka stron. Później nawet idzie - pierwszy raz w życiu - na demonstrację, by poprzeć swoje racje.
Dziwna książka, dziwne i nagłe wydarzenia zakrawające o brak pomyślunku i opieranie się na przypadku, dziwne zachowania niektórych osób. Szczerze powiedziawszy nie polecam. I tak zdradziłem trochę fabuły, ale właściwie nic nie tracicie. Przynajmniej dialogi nie są aż tak drewniane.

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #papierowywehikulczasu #rebis #harryharrison #ksiazkicerbera
67073426-233f-4513-8e72-74d2892b8e67

Zaloguj się aby komentować