834 + 1 = 835
Tytuł: Przestrzeni! Przestrzeni!
Autor: Harry Harrison
Kategoria: fantasy, science fiction
Wydawnictwo: Rebis
ISBN: 9788380626089
Liczba stron: 288
Ocena: 3/10
Nie wiem za bardzo o czym ta książka ma być, co powinna przekazywać, ani nawet po co istnieje. Myślałem, że będzie to po prostu krótka historia o walce ludzkości o zasoby na dosyć dużą skalę, a koniec końców motyw ten przewija się zaledwie parę razy - jako sceny, a nie dłuższe epizody.
Fabuła to też dziwny misz-masz, zwłaszcza pod koniec. Na początku - jak to zwykle bywa - rzeczy mają się dosyć sensownie, a poza tym dopiero zapoznajemy się z sytuacją. Potem wszyscy dostają małpiego rozumu po zobaczeniu laski dzianego hochsztaplera, później naturalnie rodzi się romans między nią a głównym bohaterem i tak jak wstępnie twierdzi, że "zupełnie nie obchodzi mnie twoja sytuacja materialna", tak później zaczyna zachowywać się jak rozwydrzony dzieciak (wg mnie po części tak jest) i nie potrafi przyjąć do wiadomości faktu, że jeżeli nie chce wylądować na ulicy wśród najgorszego elementu, to jej facet musi latać do roboty, nawet jeżeli oznacza to niemal ciągłą jego nieobecność, wytłumaczoną zresztą niepokojami w mieście.
Spotykamy też pewnego pseudo-proroka wierzącego w nadejście armageddonu wraz z nastaniem nowego tysiąclecia. Przedstawia biblijne przepowiednie oraz inne znaki, które nas samych przekonują, żeby w to uwierzyć. Tylko czekałem, aż w nowy rok nastąpi jakieś nagłe załamanie, niespodziewana zapaść, ale nie - "szczęśliwego nowego roku, można się rozejść". I na tym książka się kończy.
Tutaj, podobnie jak w "Obcym w obcym kraju", sytuację może nie ratuje, ale umila dziadek - tym razem Solomon. Energiczny, kąśliwy i dosyć samodzielny weteran, z którym swoją drogą związany jest jeden "ukryty" przekaz tej książki tj. kontrola urodzeń. Przy jednej z rozmów z lalą protagonisty odpala się na ten właśnie temat i ciągnie to dobre kilka stron. Później nawet idzie - pierwszy raz w życiu - na demonstrację, by poprzeć swoje racje.
Dziwna książka, dziwne i nagłe wydarzenia zakrawające o brak pomyślunku i opieranie się na przypadku, dziwne zachowania niektórych osób. Szczerze powiedziawszy nie polecam. I tak zdradziłem trochę fabuły, ale właściwie nic nie tracicie. Przynajmniej dialogi nie są aż tak drewniane.
Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz
#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #papierowywehikulczasu #rebis #harryharrison #ksiazkicerbera
Tytuł: Przestrzeni! Przestrzeni!
Autor: Harry Harrison
Kategoria: fantasy, science fiction
Wydawnictwo: Rebis
ISBN: 9788380626089
Liczba stron: 288
Ocena: 3/10
Nie wiem za bardzo o czym ta książka ma być, co powinna przekazywać, ani nawet po co istnieje. Myślałem, że będzie to po prostu krótka historia o walce ludzkości o zasoby na dosyć dużą skalę, a koniec końców motyw ten przewija się zaledwie parę razy - jako sceny, a nie dłuższe epizody.
Fabuła to też dziwny misz-masz, zwłaszcza pod koniec. Na początku - jak to zwykle bywa - rzeczy mają się dosyć sensownie, a poza tym dopiero zapoznajemy się z sytuacją. Potem wszyscy dostają małpiego rozumu po zobaczeniu laski dzianego hochsztaplera, później naturalnie rodzi się romans między nią a głównym bohaterem i tak jak wstępnie twierdzi, że "zupełnie nie obchodzi mnie twoja sytuacja materialna", tak później zaczyna zachowywać się jak rozwydrzony dzieciak (wg mnie po części tak jest) i nie potrafi przyjąć do wiadomości faktu, że jeżeli nie chce wylądować na ulicy wśród najgorszego elementu, to jej facet musi latać do roboty, nawet jeżeli oznacza to niemal ciągłą jego nieobecność, wytłumaczoną zresztą niepokojami w mieście.
Spotykamy też pewnego pseudo-proroka wierzącego w nadejście armageddonu wraz z nastaniem nowego tysiąclecia. Przedstawia biblijne przepowiednie oraz inne znaki, które nas samych przekonują, żeby w to uwierzyć. Tylko czekałem, aż w nowy rok nastąpi jakieś nagłe załamanie, niespodziewana zapaść, ale nie - "szczęśliwego nowego roku, można się rozejść". I na tym książka się kończy.
Tutaj, podobnie jak w "Obcym w obcym kraju", sytuację może nie ratuje, ale umila dziadek - tym razem Solomon. Energiczny, kąśliwy i dosyć samodzielny weteran, z którym swoją drogą związany jest jeden "ukryty" przekaz tej książki tj. kontrola urodzeń. Przy jednej z rozmów z lalą protagonisty odpala się na ten właśnie temat i ciągnie to dobre kilka stron. Później nawet idzie - pierwszy raz w życiu - na demonstrację, by poprzeć swoje racje.
Dziwna książka, dziwne i nagłe wydarzenia zakrawające o brak pomyślunku i opieranie się na przypadku, dziwne zachowania niektórych osób. Szczerze powiedziawszy nie polecam. I tak zdradziłem trochę fabuły, ale właściwie nic nie tracicie. Przynajmniej dialogi nie są aż tak drewniane.
Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz
#bookmeter #ksiazki #czytajzhejto #papierowywehikulczasu #rebis #harryharrison #ksiazkicerbera
Zaloguj się aby komentować