Zdjęcie w tle
Kawiarnia "Za Firewallem"

Społeczność

Kawiarnia "Za Firewallem"

56

"Mnie to się marzy, żeby ona była miejscem wszelkich swawoli słownych" @George_Stark #naczteryrymy #nasonety #naopowiesci #klubczytelniczy

1040 + 1 = 1041

Tytuł: Rozdroże kruków
Autor: Andrzej Sapkowski
Kategoria: fantasy, science fiction
Ocena: 6/10

#bookmeter

– Klątwę – perorował jeden z mieszczan, ten, który trzymał dziewkę na sznurze – wiadomo, niweczy jedynie śmierć tego, kto klątwę rzucił. Z tamtą dziewką, cośmy ją obwiesili, pomyłka wyszła, bo ona wisi, a klątwa cięgiem działa.

Nie ma Jaskra!

I, choć nie powinno to dziwić, bo przecież ta opowieść dotyczy młodości Geralta, a ten poznaje Jaska dużo później, to i tak pytam: jaki jest sens pisać cokolwiek w świecie wiedźmina bez Jaskra?!

***

A tak poważnie (choć poważnie tego Jaskra tam nie ma, tak jak nie ma ani Yennefer, ani Triss, ani Zoltana, ani Yarpena, ani Ciri – to akurat na szczęście! – a Vesemir i Eskel są tylko wspomnieni) to wyszło całkiem nieźle. Szczególnie zważywszy to, że powieść pisze się chyba inaczej niż rozplanowaną na kilka tomów sagę czy opowiadania.

Bo, w istocie, jest nieźle, ale jest inaczej. Jeśli miałbym porównywać to do wcześniejszych (wydawniczo) tomów ze świata wiedźmina, to z Rozdroża kruków bliżej jest do opowiadań niż do sagi. I nawet nie chodzi o chronologię wydarzeń (opowiadania dzieją się przecież przed sagą), ale o samo to jak ta książka jest napisana. Bo ta powieść jest to kilka oddzielnych wydarzeń (opowiadań?) spiętych jednym wątkiem fabularnym, który gdzieś się tam między nimi pojawia.

Lektura sprawiła mi sporo przyjemności, ale już nie porwała tak jak kiedyś – tutaj w dalszym ciągu odnoszę się do swoich wspomnień związanych z opowiadaniami. Niby jest w tym Rozdrożu kruków wiele z tego co w innych tekstach ze tego świata: są dość wyraźne postaci (co ciekawe, raczej te poboczne; i chyba mniej wyraźne niż gdzie indziej, nie tylko w sadze, ale i w opowiadaniach; ten Preston Holt, mimo dość dramatycznej historii, był dla mnie jednak bardzo nijaki), niby są świetnie wkomponowane obserwacje na temat ludzkiej natury (jak choćby ten cytat otwierający wpis), ale czegoś mi brakowało. I tak zastanawiając się czym mogło być to, czego mi brakowało dochodzę do wniosku, że może brakowało mi humoru? Bo nie znalazłem go wiele, a przecież wcześniej te historie były nim tak wspaniale okraszone (żeby wspomnieć choćby napis wyryty na świętym dębie Bleobherisie). Albo brakowało mi głębi świata? Bo, z tego co pamiętam, nawet w opowiadaniach czuło się (i robiło to ogromne wrażenie) te zależności i napięcia w skomplikowanym świecie skonfliktowanych jednak królestw. Tutaj, takie miałem wrażenie, plan został strasznie zawężony do miejsca akcji i spraw, które tej akcji bezpośrednio tylko dotyczą. Jakby poza tym nic więcej nie istniało.

I tak mogę sobie narzekać „że kiedyś to było”, zastanawiając się jednak, czy to może Geralt jest za młody, czy to pan Sapkowski jednak wyczerpał ten świat, jak sam zresztą kiedyś podobno twierdził, czy to może ja jestem już na to wszystko za stary?

Wydaje mi się, że ta książka to próba (w mojej ocenie dość udana) opowiedzenia o tym dlaczego Geralt był taki, jaki był. Jeśli rzeczywiście miała to być opowieść skupiona wyłącznie na Geralcie, to tak, uważam, że to wyszło. W takim świetle wspaniale wybrzmiewa szczególnie ostatnia scena Rozdroża kruków pięknie spinając nie tę opowieść, ale jej bohatera.

Tylko tego całego świata jakoś trochę żal.
5ecb04e3-8d90-42b4-a28d-ece143145fe8
SirkkaAurinko

I bardzo dobrze, że są nowe twarze w świecie Wiedźmina, i tylko trochę o Nenneke. Rzeczywiście brakuje więcej humoru. Ale jak już pisałem ogólnie bardzo dobre przygody młodego Geralta :)

Zaloguj się aby komentować

1038 + 1 = 1039

Tytuł: Chołod
Autor: Szczepan Twardoch
Kategoria: literatura piękna
Ocena: 6/10

#bookmeter

Ja sam innostraniec, wszędzie, całe życie.

Dokładnie pamiętam moje wrażenia sprzed kilku lat, kiedy to zaczynałem swoją przygodę z twórczością pana Szczepana Twardocha. Kiedy moja fascynacja tym, jak ten autor potrafi pisać, rozkwitała. Stąd pamiętam, i udało mi się odnaleźć, myśl, która przyszła mi do głowy przy okazji wpisu na temat jednej z książek tego autora, Morfiny konkretnie. Uważam że Twardocha to mógłbym czytać nawet gdyby opowiadał mi o odśnieżaniu dachów – napisałem wtedy. I chyba się nieco jednak pomyliłem.

Trochę na ironię (albo na zabawny zbieg okoliczności?) zakrawa fakt, że napisałem wtedy o śniegu, bo z czym jak z czym, ale akurat ze śniegiem to Chołod ma ogromnie wiele wspólnego. Rzecz się dzieje bowiem na dalekiej północy.

Na tę daleką północ wybiera się jeden z bohaterów powieści, bohater nazwiskiem Szczepan Twardoch. Tam, na tej dalekiej północy, na Spitzbergenie, kiedy Szczepan Twardoch ma już wracać do domu, do swoich Pilchowic, spotyka wiekową już Norweżkę nazwiskiem Borghild Moen. Ta wiekowa Norweżka, która twierdzi, że ocean jest jej jedyną ojczyzną składa Szczepanowi Twardochowi propozycję, którą Szczepan Twardoch przyjmuje i w wyniku przyjęcia tej propozycji Szczepan Twardoch odkłada swój powrót do domu i okrętuje się na Isbjørn, gdzie zostaje członkiem dwuosobowej załogi. Na pokładzie Isbjørn, gdzie nie za bardzo jest co robić, bo łódź to nowoczesna i doskonale wyposażona, jaj oprzyrządowanie pokładowe przejmuje większość zadań załogantów, Szczepan Twardoch dostaje do przeczytania od drugiego członka tej dwuosobowej załogi, od Borghild Moen, notes Konrada Widucha. I to właśnie jest (przynajmniej dla mnie) właściwa część tej opowieści. Bo Chołod to opowieść w opowieści. Jest napisany w tej formie, którą całkiem lubię, a którą uważałem za zanikającą (choć nie zanikłą, więc nie do końca się myliłem).

To właśnie Konrad Widuch jest drugim (chronologicznie) głównym bohaterem tej powieści. I, jak to pan Twardocha, zgodnie z jego (chyba) idée fixe, Konrad Widuch nie bardzo wie kim jest. Konrad Widuch ma kłopoty z tożsamością narodową. Bo Konrad Widuch urodzony był na Śląsku, bo Konrad Widuch służył w niemieckiej marynarce, bo Konrad Widuch trafił wreszcie do Ojczyzny Światowego Proletariatu, której służył wiernie aż do momentu, kiedy to nie został uznany za tej Ojczyzny wroga na podstawie paragrafu 58 i zesłany do miejsca, którego nazwy nie chce wymieniać. (Swoją drogą, ciekawie ukazane są rozważania Konrada Widucha o własnym skazaniu, kiedy to rozważa, czy partia nie miała racji skazując go, ponieważ partia przecież zawsze ma rację – to jedna z dygresyjnych części książki, których jest w niej mnóstwo. I dobrze!)

Konrad Widuch, stary bolszewik, wbrew woli partii ucieka jednak z miejsca, którego nazwy nie chce wymieniać (choć co najmniej raz ją wymienia, ale o tym później) i przedziera się przez syberyjską senduchę aż trafia w końcu do Chołodu. No i o tym jest ta książka, tutaj nie ma co dalej wchodzić w szczegóły, bo lepiej niż pan Twardoch i tak tego wszystkiego nie uda mi się opisać, zresztą nie ma na to tutaj miejsca.

***

Całkiem niedawno na kieleckim dworcu autobusowym miało miejsce spotkanie z panem Twardochem. Zapis tego spotkania można obejrzeć tutaj, jeśli kogoś interesuje (jeśli nie interesuje, to też można; ale nie trzeba). W czasie tej rozmowy autor zdradził co nieco ze swojego warsztatu. Powiedział mianowicie, że, w jego pojmowaniu, każda powieść powinna mieć swoją dominantę. Tą dominantą może być cokolwiek: bohater, scena, świat przedstawiony, język. Po wysłuchaniu tej rozmowy mam wrażenie, że dominantą Chołoda był właśnie język. Nie wiem, co prawda, jaki był zamiar autora, ale w moim odbiorze tak właśnie było. Bo ten język użyty w tej powieści w moim odbiorze był ponad wszystkim. Była to jakaś dziwna mieszanina polskiego opartego na rosyjskiej gramatyce (w założeniu miało to chyba być odwzorowanie języka chołodzkiego – taka kraina poza powieścią nie istnieje – co można wnioskować z jedynego przypisu w tej książce, który zresztą dotyczy li tylko wymowy samogłosek) i z rosyjskimi wstrętami. Czytało mi się to wszystko dość trudno, całkiem nieprzyjemnie, a i tak jestem pod wrażeniem tego, co autor z językiem w Chołodzie zrobił.

Jeszcze większe wrażenie zrobiło na mnie to, w jaki sposób za pomocą języka (na podstawie zbudowanej wcześniej historii Konrada Widucha) pan Twardoch potrafił przekazać emocje. Bo są w tej książce momenty, kiedy Konrad Widuch zaczyna pisać po śląsku. I ta, nagła i chwilowa, zmiana języka pozwala przekazać to jak Konrad Widuch się czuje opisując to, co właśnie w tym momencie opisuje.

W ogóle przekazanie nastroju i emocji wyszło autorowi w tej książce świetnie. Bo Konrad Widuch targany jest emocjami i wątpliwościami i bywa w związku z tym w tej swojej opowieści niekonsekwentny (to niekonsekwencja postaci, nie autora!). Tak jak w kilku momentach kiedy wymienia jednak nazwę miejsca, którego nazwy nie chciałby wymieniać, tak jak popadając w liczne dygresje chwilę po tym, kiedy sam dyscyplinuje się żeby jednak trzymał się tematu i chronologii.

Pozwolę sobie dać tutaj dwie próbki tego języka jakim napisana jest ta powieść, przy okazji prezentując dwie spośród dygresji pojawiających się w książce (zresztą, w linkowanym wyżej wywiadzie o też jest ciekawy fragment o popadaniu w dygresje, tam jednak przez samego autora):

Ale ja nie pewien. Może jednak nie spółkowalimy wtedy, może dała spokój po tem, jak ją pierwszy raz z siebie ściągnął ja, a resztę już dopisała moja pamięć, która przecie nie odtwarza przyszłości, lecz ją tworzy.

Ale może wielki Stalin to nie tylko on sam, może na wielkiego Stalina składa się każdy, kto wykonuje jego wolę, jak cząstki naszego ciała składają się na nasze ciało, może ja był wielkim Stalinem, jego częścią, kiedy jeszcze pracował ja w Murmańsku, ale może i potem, jak mnie wzięli, razem ze wszystkiemi, jak ja siedział i rabotał na wyrębie i w sendusze, może i wtedy ja był wielkim Stalinem i ręce moje, i i palce moje były były rękami i palcami wielkiego Stalina, i dopiero kiedy ja uciekł, to ja samego siebie wielkiemu Stalinowi odebrał i samego siebie odzyskał?

***

A sama historia? Chołd jest czymś co nazwałbym czymś w rodzaju powieści drogi i chyba nie jest to mój ulubiony gatunek. Tym bardziej, że (tak mi się przynajmniej kojarzy, nie jestem pewien czy dobrze) pan Twardoch napisał ją jako eksperyment w którym nic nie planował. Po prostu pisał. Ta historia nie jest zła, ale nie zazębia się tak mocno jak mógłby być do tego przyzwyczajony czytelnik powieści. I sam nie wiem czy jest to jej wada czy zaleta. Jest czymś innym i może z tego powodu jest jakaś taka dziwna? W końcu ponoć przyzwyczajenie drugą naturą czełowieka.

Ale czy ja czełowiek?

***

Jeśli już linkuję tę rozmowę z panem Twardochem, to chciałem jeszcze wrócić do tematu, który poruszałem kiedyś w rozmowie z koleżanką @KatieWee , a rozmowa dotyczyła tego ile w języku literackim jest autora a ile redaktora. Bo może ja się tak zachwycam tym jak któryś z autorów pisze, a powinienem zachwycać się tym jak redaktor zredagował? I w tej rozmowie pan Twardoch daje odpowiedź na to niezwykle istotne pytanie opowiadając o procesie wydawniczym i mówiąc, że, przynajmniej on, większość propozycji redaktora odrzuca.

Nie zmuszam do oglądania wywiadu, nawet nie namawiam. Można mi uwierzyć na słowo.
9ba79c07-54a7-42b8-afb3-5c74d9d81583
DerMirker

No i namówił na wywiad :)

Zaloguj się aby komentować

Nie dość że rzadko piszę aż tak wprost na podstawie własnych doświadczeń jak tutaj, a nie jestem jakoś w stanie nic innego z siebie wykrzesać (to na pewno przez złe rymy!; to na pewno nie moja wina!), to jeszcze nie lubię Małego Księcia. A inny tytuł jakoś mi wcale nie chce przyjść do głowy:

***

Pisze się dobrze tylko sercem

Ponoć mózg trenować można tak jak mięśnie,
ponoć można zwiększać jego możliwości.
I może spróbuję, bo bym chciał, jak wcześniej,
doświadczać tej wspaniałej pisania lekkości.

Póki co: cierpienie!
Wstyd po każdej strofie!
Tęsknię za natchnieniem!
Za mym słowotkiem!

A żeby to słowa znów się układały!
A żebym to znów doznał olśnienia jakiegoś!
A żeby to rymy do głowy wpadały!
A żeby wpleść też trochę humoru. Dobrego?

A może kłopot taki, że utknąłem w błędzie?
Że pisać nie mózgiem, ale sercem prędzej?

#nasonety
#zafirewallem
#diriposta
splash545

@George_Stark no tak można wytrenować, żeby napisać coś na siłę niezależnie czy się chce. Ale, żeby napisać coś dobrego to jakaś minimalna wena musi być. Chyba trzeba nauczyć się to akceptować, że wena jest zdradliwa i choćby się wydawało, że już nas nie opuści to właśnie wtedy robi takiego właśnie psikusa. No ale wróci, prędzej czy później.

Zaloguj się aby komentować

Zostań Patronem Hejto i odblokuj dodatkowe korzyści tylko dla Patronów

  • Włączona możliwość zarabiania na swoich treściach
  • Całkowity brak reklam na każdym urządzeniu
  • Oznaczenie w postaci rogala , który świadczy o Twoim wsparciu
  • Wcześniejszy dostęp, do wybranych funkcji na Hejto
Zostań Patronem
Odpowiadając na oszczerstwa pana @Cybulion skierowane we mnie i w pana @bojowonastawionaowca o tutaj zmuszony zostałem do obrony swojej (wątpliwej jakości) cnoty

Wcielona cnota oszczerstwa nie ujdzie

Oburzył się dzisiaj Cybulion właśnie,
Że w jego edycji same sprośności,
Naraz - eureka! I jak nie klaśnie,
Nie kryjąc tu swojej wielkiej radości.

Dwa z dwoma zestawił prostym działaniem,
Nie bacząc na to, że pięć mu wynikiem,
W sonetach mych zwidział Owcy bekanie,
I rzekł: "Multikonto jest to pewnikiem!"

Lecz chociaż pomysł to iście zuchwały,
I godzien zapewne sprytu owczego,
To z palca wyssane te dyrdymały,
Bo dwóch nas tu macie, a nie jednego.

Więc zamiast uparcie tkwić tutaj w błędzie,
W świątecznym się zanurz - jak my - obłędzie!

#diriposta #nasonety #zafirewallem

Zaloguj się aby komentować

Witajcie, witajcie mieszkańcy kawiarenki #zafirewallem

Mam przyjemność ogłosić kolejną edycję zabawy #naopowiesci poniżej szczegóły wyzwania!

Edycja XIV

Tematyka: Wioska wiecznego dnia

Gatunek: Pamiętnik / wpis dziennikowy

Liczba słów: 600 - 2 500

Termin: 15.12.2024 niedziela

Kryteria oceny: dowolne

Pożeglujcie oceanami wyobraźni przemierzając niezbadane krainy, marznijcie na północy kontynentu podczas przesilenia, a może odtwarzajcie nieskończony Dzień Świstaka!

Dobrze będzie się oderwać od świątecznych przygotowań i puścić wodze wyobraźni powodzenia!
ciszej userbar
0be72a64-9e9c-47b2-be6b-b9882123925b
cb228108-5b9a-4779-8478-127e8ad0070d
b15bdf6f-7ce1-4e4c-8e56-0b561e4cba9c
Dziwen

Hm... Dziwen lubi pamiętnikowy format.

Trochę jak Marsjanin Andiego Weira.

splash545

@ciszej no ciekawy temat, a wpisów dziennikowych trochę już mam na swoim koncie. Zobaczymy co mi się wymyśli

pingWIN

@ciszej Super pomysł na opowieści Myślałem, że po debiucie nie będzie mi się chciało w kolejnej edycji pisać, ale chyba się skuszę I nawet liczba słów znośna! xD

Zaloguj się aby komentować

W związku z nieobecnością koleżanki @Wrzoo pozwalam sobie samodzielnie zarządzić na dziś rymy następujące:

Rymy: miło-piło-pieją-głupieją
Temat: małe miasteczko

Zasady: rymujemy używając powyższych słów i chociaż w miarę na zadany temat.
Wygrywa osoba, która będzie miała najwięcej piorunów do jutra do 20 i to ona będzie miała za zadanie wymyślić rymy na jutro.
Pamiętamy o społeczności.

Rymy i temat dzisiejszy wzięłam z wiersza pana Tuwima "Rzuciłbym to wszystko".

#zafirewallem #naczteryrymy
PaczamTylko

Witajcie w Silent Hill


Kiedyś w miasteczku żyło się miło

aż w kopalni pod miastem coś się rozdupiło

i tak się pali i pali, syreny wciąż pieją

w tej wiecznej mgle ludzie głupieją

lechaim

W powiatowej Polsce wciąż jest miło,

Tutaj byłem, tam zajrzałem, tu się piło,

Kury tak jak kiedyś, nadal pieją,

Ludzie jak glupieli, tak głupieją

Zaloguj się aby komentować

#pasta O serwerowni Hejto, #kawiarenka Style. Wymaga dopracowania xD
ZBIEŻNOŚĆ NICKÓW Z OBECNYMI LUB BYŁYMI UŻYTKOWNIKAMI PRZYPADKOWA!!! (xD)

W podmokłej piwnicy, gdzie serwer stoi
Ciasna komórka, z adminami w niedoli
@ebe , @kris i @bartas , trzej admini dzielni
Aktualizują stronę, kradnąc prąd z rozdzielni

Stworzyli AI, ze znanego kawiarenki członka
Nadzieja że strona ruszy, polali już samogonka
Zgrali Dziwena umysł do swojego komputera
Obyło się nawet bez cyfrowego konwertera
@Dziwen Umysł jest na dyskietce w tekstowym pliku
Plik zawiera jedną literę, więc jest bez mętliku

Próbują to wgrać, co za umiejętności test!
Serwer crashuje, tylko wiatraka został szelest
Admini trzej dzielni, chleją więc z rozpaczy
Kogo tu winić? Nie naszych trzech dzielnych badaczy!

@bojowonastawionaowca , jak zwykle nic nie robi
Najwyżej zaległości w sonetach już nie nadrobi
Gdy strona wciąż w rozsypce, użytkownicy w rozterce,
Czego chcieliście od adminów występujących w "Usterce"?

#tworczoscwlasna
entropy_ userbar

Zaloguj się aby komentować

Dobry wieczór!

Jakem zapowiadał siedemnaście dni temu , takoż dzisiaj czynię i to właśnie dziś, to jest 1. grudnia, zakańczam tym wpisem XIII edycję zabawy #naopowiesci !

***

W tej 13. edycji nie wzięło udziału trzynastu uczestników, ale wzięło ich udział sześcioro, co i tak jest wynikiem wspaniałym. Te sześć osób opublikowało osiem tekstów, bo dwie osoby opublikowały po dwa teksty, choć tę publikację przeprowadziły innymi sposobami. A wykaz wszystkich opublikowanych tekstów poniżej:

@Patkapsychopatka z tekstem Inwazja na kiosk ;

@moderacja_sie_nie_myje z tekstami:
bez tytułu
oraz
s02e03 (?);

@pingWIN z tekstem Niech ktoś mnie oświeci, zanim zgaśnie mi światło ;

@ciszej z tekstem Tajemniczy mężczyzna z Izb: "Pamiętam tylko kiosk i... coś, coś nie z tego świata" ;

@splash545 z tekstem Brudna robota ;

@KatieWee z dwoma tekstami tekstami opublikowanymi w jednym wpisie : Mały kiosk, wielki człowiek oraz Cios w serce osiedla

***

Obrodziło nam w tej edycji debiutantami! I to zarówno debiutantami w ramach zabawy, jak i debiutantami w ramach kawiarenki #zafirewallem ! Postanowiłem więc, bardziej zachęcając marchewką niż zaganiając kijem do tego, żeby tutaj zostać dłużej, przyznać zwycięstwo osobie, która spośród tych debiutantów zadebiutowała najbardziej. Wobec powyższego

zwycięzcą XIII edycji zabawy #naopowiesci w kawiarni #zafirewallem zostaje @ciszej!

Proszę o głośne oklaski!

#podsumowanienaopowieści
#podsumowanienaopowieści - bo nie wiem, który tag jest prawidłowy, ten z "s" czy ten z "ś".
pingWIN

Dzięki za możliwość zadebiutowania i w tej zabawie kawiarenkowej, teraz jestem spełnionym peociną


No i oczywiście gratuluję @ciszej za zwycięstwo i odwagę debiutu z grubej rury!

fonfi

@ciszej standing ovations!!! 👏

Zaloguj się aby komentować

Czas na wybór kolejnej książki!

Przyszła pierwsza niedziela miesiąca, a to oznacza, że ruszamy z głosowaniem na książkę na nasze drugie spotkanie Kawiarenkowego Dyskusyjnego Klubu Czytelniczego, które odbędzie się 16 lutego!

Przypomnienie:
Podczas pierwszego spotkania, zaplanowanego na 19 stycznia, będziemy rozmawiać o książce:
Franz Kafka – Przemiana

Zasady wyboru kolejnej lektury:
- Książka powinna być łatwo dostępna, także w formie ebooka. Najlepiej pozycje, które można znaleźć na platformach takich jak Legimi, Wolne Lektury, Wikiźródła itp.
- Wybieramy książki krótsze niż 200 stron, aby każdy miał czas na przeczytanie.
- Każdy klubowicz może zaproponować jedną książkę – wpisujcie swoje propozycje w komentarzach!
- Wygrywa propozycja, która zdobędzie najwięcej piorunów.
- Ogłoszenie zwycięskiej książki nastąpi w kolejnym wpisie organizacyjnym, czyli pierwszego stycznia

Lista zaplanowanych/przedyskutowanych książek:
Styczeń: Franz Kafka – Przemiana

Nie mogę się doczekać Waszych propozycji! Wybierzmy coś ciekawego!

#ksiazki #klubczytelniczy #zafirewallem

P.S. jeżeli ktoś chce być wołany, proszę o informację! Przyppominajki będą od kolejnego wpisu
ef5817bc-27af-46c0-8213-65f52b973d89
moll

@l__p Nocny lot Antoine de Saint-Exupéry (80 stron)

Piechur

Z kwestii technicznych: nie będziemy tego wpisywać do bookmeter? Czy wliczamy?

adamec

@l__p poproszę wołać

Zaloguj się aby komentować

Wybaczcie opóźnienie!

Rymy: siwe / siedzą / leniwe / wiedzą
Temat: emeryci

Zasady: rymujemy używając powyższych słów i chociaż w miarę na zadany temat.
Wygrywa osoba, która będzie miała najwięcej piorunów do jutra do 20 i to ona będzie miała za zadanie wymyślić rymy na jutro.
Pamiętamy o społeczności.

#naczteryrymy  #zafirewallem
fonfi

Aż do śmierci…


Nad chatką kłęby dymu siwe,

A przed nią babcia z dziadkiem siedzą,

Przez drobne czułości leniwe,

Że się kochają - bez słów wiedzą…

PaczamTylko

Kraczą te wrony siwe

na parapecie razem siedzą

więcej nie zrobią buły leniwe

za to, co się dzieje zawsze wiedzą

Zaloguj się aby komentować

Podobno pojawiła się książka o młodości Geralta, to i pojawiło się opowiadanie o młodości Szeryfa Kowalskyego

Link do poprzedniej części

***

s02e03

10 letni Walt kręcił się niespokojnie na werandzie. Nie mógł się doczekać aż wuj Stan wreszcie przyjedzie. Tymczasem siedział już drugą godzinę a jego ani widu ani słychu.

- Tato! Nadal go nie ma!
- Jak przyjedzie to będzie - uciął krótko ojciec

Więc Kowalsky Jr. nadal czekał. I późnym wieczorem się doczekał. W oddali widać było coraz to większy tuman kurzu. Do uszu Walta dobiegał donośniejszy z każdą chwilą tętent końskich kopyt. Wuj Stan na wierzchowcu wyglądał jak prawdziwy kawalerzysta. Zatrzymał konia kilkumetrowym ślizgiem co wprawiło chłopca w prawdziwy zachwyt. Niewielu tak umiało.

- Jak dorosnę to będę taki jak ty wujku!
- Będziesz jeszcze lepszy, Walt - odpowiedział Stan

Poczochrał chłopca po czuprynie i wszedł do środka. Walt słyszał tylko urywki rozmowy: 'Nie znalazłem jej...' i krzyki ojca: ' Nie rozpłynęła się w powietrzu kurwa mać!'. Znów o matce, to już się robi nudne - pomyślał mały Walt. Odeszła to odeszła, po co jej szukać?

Wuj wyszedł na werandę i zapalił papierosa.

- Chcesz? - mrugnął do chłopca podając paczkę
- Stan, do kurwy, przestań! - krzyknął ojciec z głębi domu
- Żartowałem przecież...
- Słyszałem jak rozmawialiście. Dlaczego jej szukasz? - zagadnął po chwili chłopiec
- Bo to twoja matka, młody
- A może nie chce być znaleziona?
- Może... - Stan zaciągnął się papierosem - Jutro jadę do miasteczka, masz ochotę się wybrać?
- Pewnie! Straszne tu nudy...
- Bądz gotów o świcie bo budzić cię nie będę.

Walt uwielbiał wyprawy z wujkiem Stanem. Niczego mu nie bronił, na wszystko pozwalał, traktował go jak dorosłego, nie to co ojciec. Grubo przed świtem to Stan zastał Walta gotowego do wyprawy, krzątającego się po obejściu koło swojego konia. Nie minęło parę chwil i razem z wolna ruszyli na wschód.

- Zanim pojedziemy do miasteczka musimy pewną sprawę załatwić... - odezwał się Stan

Chłopiec w milczeniu skinął głową.

- Musisz mi jednak obiecać, że nie piśniesz słowa ojcu. To dobry człowiek ale to robota dla twardzieli, rozumiesz? A mój brat do nich nie należy.

Walt aż pokraśniał, wujek go doceniał przynajmniej. Na 'robotę' zabrał i to taką dla twardzieli. A ojciec to by mu kazał konia czyścić i wiadra szorować cały dzień.

- Masz robić co powiem, bez żadnego ale.

Po kilku milach dojechali pod bród. Po drugiej stronie rzeki był las i obozowisko na plaży. Stało kilka wozów, namiot i krzątało się przy nim kilka postaci.

- Nie śpią już... Widzisz Walt, mądrzy ludzie mówią, że kto śpi ten nie grzeszy. A teraz popatrz na nich. Sami grzesznicy...
- Oto koń trupio blady a imię siedzącego na nim Śmierć. I Otchłań mu towarzyszyła - powiedział po chwili do Walta grobowym głosem klepiąc konia

Zdjął z pleców strzelbę i podał chłopcu.

- To twoja chwila Walther. To plemię zabiło ci matkę. Bądz bez litości. Bo oni ci jej nie okażą.

Z wuja Stana dziwny był kaznodzieja. Brat ojca ale zupełnie inny człowiek. Walt zastanawiał się często dlaczego ojciec nie jest taki choćby w części jak Stan.

Przekroczyli bród i dwóch barczystych murzynów zastąpiło im drogę.

- Czego tu? - zapytali groźnie
- Ze słowem bożym jedziemy, dobrzy ludzie, przepuście nas - pojednawczo powiedział Stan
- Nic tu po was, wypierdalać!
- I Otchłań ich pochłonęła... - teatralnie wręcz zawiesił głos

Walt w mig zrozumiał, przyłożył strzelbę do ramienia i spokojnie nacisnął spust. Murzyn padł jak rażony na ziemię a drugiemu głowę przestrzelił kulą z colta Stan. I rozpętało się piekło, pod jednym z wozów wybuchła celnie rzucona laska dynamitu, namiot zajął się ogniem, zaskoczeni czarni padali jak muchy. Walt jak zahipnotyzowany patrzył na ten taniec Śmierci i Zniszczenia. Kogo nie dosięgła kula to dosięgnęła kolba. Po paru minutach rzezi cisza spowiła całą plażę. Przerwał ją dochodzący z niedaleka tłumiony płacz.

- Widzisz Walt jak świnki beczą? Znajdz je! - rozkazał Stan

Chłopiec bez słowa wykonał rozkaz, nieopodal za grubym konarem chowała się murzynka z paruletnią płaczącą córeczką. Kowalsky Jr. przystanął nie wiedząc co robić. Te z przerażeniem patrzyły na strzelbę łkając na zmianę. Za plecami chłopca pojawił się Stan.

- Weź tą małą i utop. Tak jak cię uczyłem z Rustym, pamiętasz?

Chłopiec dobrze pamiętał swojego ukochanego psa. Wtedy wujek powiedział, że nauka z tamtego dnia mu się przyda w przyszłości. 
Wyrwali więc dziecko z rąk matki, Stan za włosy przytrzymywał murzynkę patrzącą na to jak dziesięciolatek spokojnie zanurza głowę dziewczynki w nurcie rzeki. Pośród spazmów płaczu matki przytrzymywanej silną ręką wielebnego z każdą sekundą z małej uchodziło życie. Po parunastu wierzgnięciach małe ciałko stało się bezwładne. Walt popatrzył na wpół otwarte martwe oczy.

- Nawet nie walczyła. Nie to co Rusty. - powiedział z pogardą
- Świetnie się spisałeś młody - z uznaniem pokiwał głową Stan
- Bądzcie przeklęci! - wykrzyknęła murzynka - A ty gnoju, skończysz na szubienicy! - zwróciła nienawistne oczy do chłopca
- Dziecko mi straszysz?! - oburzył się nie na żarty Stan i poczęstował ją solidnym kopniakiem

Dwaj jeźdzcy w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku wracali na drugi brzeg rzeki gdy wiszące na gałęzi ciało charczało i próbowało dobyć ostatniego oddechu.

- Wujku, to na pewno byli oni?
- Nie, ale podobni. Jeszcze wielu ich zostało.

cdn.

***

Aaha i wprowadzam osobny tag do śledzenia przygód Szeryfa #szeryfkowalsky gdyż zamierzam rozszerzyć markę i chyba zrezygnuję z publikowania pod tagiem #naopowiesci

#naopowiesci
#zafirewallem

Zaloguj się aby komentować

#naopowiesci

Mały kiosk, wielki człowiek

Każdego ranka, często jeszcze przed świtem Jeremi Kalski otwiera żelazne sztaby, które opasują kiosk na osiedlu Piaski. Samo osiedle budzi się dopiero około szóstej - wtedy pierwsi przechodnie przemykają obok jasno oświetlonego kiosku, gdzie Jeremi układa nową dostawę gazet. Najlepiej schodzi Gazeta Lubuska - często już koło dziesiątej nie ma już ani jednego egzemplarza. Niektórzy wybierają Ziemię Gorzowską, ale narzekają, że jakość artykułów i papieru spada na łeb na szyję. Bo klienci często wyrażają swoje opinie wsadzając głowę do okienka kiosku. Mają wiele do opowiedzenie - o tym, że to skandal, bo ławka obok stoi połamana od kilku już miesięcy, że w następnym numerze Pani Domu będzie dołączony jakiś prezent, ale nie wiadomo jeszcze jaki, może naklejki jak na Wielkanoc, i proszę pana, niech mi pan odłoży numer Twojego Stylu, na pewno po wypłacie po niego przyjdę, i że te cukierki co je wczoraj kupiłam to dobre były, ale lepsze by były czekoladowe, może pan ma? - i tak dalej przez cały dzień. Jeremi uśmiecha się i żartuje ze stałymi klientami. Śmieje się, że część starszych pań traktuje go jak wnuczka:
- Nie widują swoich dzieci, wnuków tym bardziej. Kiosk jest na trasie od bloków do kościoła, więc często zachodzą, przynoszą ciastka albo chrusty, a ostatnio jedna z pań przyniosła mi obiad - mielone, buraczki, kartofelki, wszystko zawinięte w trzy warstwy folii aluminiowej i jeszcze ciepłe.
-One potrzebują kogoś kto z nimi porozmawia - ciągnie Jeremi - Brakuje im kontaktów z młodymi ludźmi, uśmiechu, żartu, jakiegoś komplementu. Kiedy już przyzwyczaiły się do moich dredów, zaczęły ze mną plotkować, tak jak wcześniej przez pół życia plotkowały z panią Jadwigą, która pracowała w tym kiosku przez trzydzieści lat. Nie ma dnia, żeby ktoś nie wspomniał o pani Jadzi, bo to naprawdę była niezwykła osoba. Dla każdego miała dobre słowo i zawsze znalazło się u niej coś spod lady. Ludzie mają swoje teczki na gazety, a pani Jadzia zawsze pamiętała co dla kogo i kiedy. Dzisiaj teczek jest o wiele mniej, a ja i tak muszę mieć listę - śmieje się Jeremi.
-Pani Jadzia zawsze żartowała, ale nie tak, żeby się śmiała z kogo - mówi nam pani w jasnofioletowym berecie, która zajrzała po pastę do zębów - była wesoła, chyba że deszcz padał, deszczu to nigdy nie lubiła. Cały czas coś układała, przekładała i gadała - mówi nasza rozmówczyni. - Wydawało się wypełnia całkowicie ten kiosk. Ale nie tak jak pan Jeremi - uśmiecha się i szybko żegna.
Rzeczywiście - Jeremi jest wysoki, ale bardzo szczupły, jego kościste palce jednak bardzo często też coś poprawiają - gazety muszą leżeć równo i porządnie, żeby każdy mógł się zorientować jakie tytuły można dostać w kiosku.
-Pani Jadwiga jest ciocią mojego najlepszego kolegi, tak dostałem tę pracę. Niektórym może wydawać się nudna, ale mnie przynosi dużo radości. Są takie momenty w ciągu dnia, że jest spokój, czasem tylko jakiś dzieciak przybiegnie po pudełko zapałek. Słucham sobie wtedy muzyki z mojej empetrójki, czas jakoś mija, nie mogę się skarżyć. No, może zarobki mogłyby być wyższe, ale jakoś sobie daję radę, nie narzekam. Najważniejsze, że mam pracę i że ludzie mnie lubią. Czasem tylko kiedy zamykam i jest ciemno to trochę strach, bo chociaż w kasie nie ma pieniędzy, to jednak mamy papierosy. Są tacy, co za papierosy są gotowi zrobić wiele, słyszy się przecież o napadach na kioski i terroryzowaniu pań w okienku. Zastanawiałem się czy nie kupić sobie telefonu komórkowego, ale to duży wydatek. Staram się więc o tym wszystkim po prostu nie myśleć. Po pracy chodzę pograć w piłkę z chłopakami z osiedla. Ogarnęliśmy stare boisko za szkołą, wyrównaliśmy teren, pani z kwiaciarni podrzuciła nam worek nasion trawy takiej specjalnej na boiska. Szkolę też dzieciaki z podstawówki, po co mają siedzieć na klatkach schodowych i palić papierosy, jak mogą sobie pobiegać za piłką. Założyliśmy też zespół, ja śpiewam i trochę gram na gitarze, piszę też nam piosenki, chociaż gramy też covery.
-Co bym chciał robić w przyszłości? Hm, myślę, że warto byłoby, żeby szef rozbudował trochę ten kiosk, wtedy mógłbym mieć miejsce na sprzedawanie rękodzieła, które robimy ze znajomymi - kubków, koszulek, drewnianej biżuterii… Tak, w przyszłości marzy mi się większy kiosk!

***

Cios w serce osiedla

Plan był prosty: wyłamać żelazne sztaby i zamek w drzwiach, dostać się do środka, wziąć wszystko co wartościowe (papierosy i to co pod ladą), uciec i nie dać się złapać. Spieniężyć większość towaru u znajomego, oczywiście oprócz tego spod lady. Żyć bez zmartwień przez najbliższe pół roku wypełnione dobrą zabawą.

Nie wszystko jednak poszło według tego planu.

Trzydziestoletni Adam N. wraz z młodszym bratem Piotrem P. do późnego wieczora rozmawiali o planowanym na środek nocy napadzie na kiosk i dopracowywali ostatnie szczegóły. Poważnym rozmowom towarzyszyło kilka butelek wódki, które młodszy brat donosił co jakiś czas z pobliskiego sklepu o wdzięcznej nazwie "Żwirek", specjalizującego się w wyrobach monopolowych. Jest to jeden z niewielu sklepów, które utrzymują się na Piaskach w tym trudnym czasie. Zamknął się nawet lumpeks, który działał na tym osiedlu nieprzerwanie od 1989 roku, kartka "zamknięte" wisi także na drzwiach sklepu papierniczego. Po ten zeszyt czy długopis mieszkańcy zachodzą do kiosku dumnie stojącego przy skrzyżowaniu dwóch najbardziej ruchliwych ulic. W dzień otwarte okienko zaprasza przechodniów, jednak w nocy dostępu do kiosku bronią metalowe kraty i solidne sztaby na drzwiach.

Adam N. i Piotr P. na złodziejską rajzę zabrali ze sobą narzędzia - z plecaka starszego wystawał łom, młodszy dźwigał torbę z latarkami, torbami, dwiema piłami i wielkim młotem. Przyświecał im cienki sierp księżyca, gdy rozejrzawszy się dookoła stanęli pod kioskiem i z narzędziami w rękach. Kraty nie chciały się poddać, więc Adam zagrzewał do walki Piotra tłumacząc mu w bardzo obrazowy sposób co z nim zrobi, jeżeli ten się nie pospieszy. Minęły ich dwa czy trzy samochody, nie robiło to na nich zbyt dużego wrażenia, za bardzo skupieni byli na próbie dostania się do upragnionych papierosów. W końcu kilka szarpnięć i głośno wyrażonych przekleństw później kraty puściły. Uśmiechy zakwitły na twarzach braci. Adam chwycił łom i jednym eleganckim gestem wyłamał drzwi do sezamu, który stanął przed nimi otworem.
Piotr rzucił się w stronę błyszczących czasopism, które zwykle schowane były trochę z tyłu, żeby nie wywoływać zgorszenia w starszych paniach odwiedzających kiosk, Adam zaś od razu chwycił karty telefoniczne i kilka innych drobiazgów leżących pod ladą i wcisnął je do kieszeni kangurki.
Pakowali sztangi papierosów do wielkich kraciastych toreb, gdy nagle w oknie błysnęło niebieskie światło. Bracia spojrzeli po sobie i zostawiając łupy rzucili się do ucieczki.
Nie uciekli daleko. Piotr oglądając się czy policjanci go gonią, nie zauważył latarni. Policjanci mogli podziwiać widowiskowe uderzenie w słup -
-Aż zadzwoniło - powiedział później jeden z nich.
Adam zagapił się na brata, zawadził o krawężnik i z głośnym, niecenzuralnym okrzykiem upadł wprost na betonowy śmietnik. Z kieszeni wypadła mu skrzyneczka, z której na trawnik rozsypał się roślinny susz i wygniecione banknoty. Zszokowany Adam gapił się na zawartość skrzyneczki, policjanci zaś, którzy dotąd z politowaniem patrzyli na wyczyny znanych im doskonale braci, nagle odczuli niepohamowane zainteresowanie.
Wrzeszczących i obolałych po spotkaniu z elementami małej architektury Adama N. i Piotra P. zawieziono na przesłuchanie, miejsce kradzieży zaś zabezpieczono.
Grozi im do 8 lat więzienia.

#zafirewallem

1168 słów
ca0cecd7-3bb8-4140-b8ef-786a2156f97c
splash545

Następne asy! Fajne opowiadanko.

Zaloguj się aby komentować

Reportaż z napadu na kiosk #naopowiesci .
Liczba słów: 612

Brudna robota

Do włamania do kiosku, który znajdował się przy ulicy Piaskowej w Grudziądzu doszło w nocy z 28 na 29 listopada bieżącego roku. Tak właśnie znajdował się, bo kiosku już nie ma. Sprawcy rabunku dokonali włamu w sposób tak brutalny, że można mówić tu o kompletnym zdewastowaniu, czy wręcz anihilacji punktu handlowego.

Trzech niezidentyfikowanych sprawców, którzy zostali nagrani przez kamery monitoringu miejskiego, aby włamać się do kiosku użyli w tym celu prawdopodobnie pięciokilogramowych młotów wyburzeniowych. Cienkie ścianki małego kiosku nie stanowiły dla nich żadnego oporu. Na nagraniu widać jak zakapturzene postacie podbiegają do jednej ze ścian i po zaledwie dwóch minutach rozbijają w drobny mak jedną ze ścian kiosku. Po dostaniu się do środka wychodzą z wielką skrzynią, po czym zatrzymują się i dopełniają dzieła destrucji kilkunastoma ciosami młotów. Kolejne dwie ściany runęły, a kiosk zawalił się. Sprawców z wielkim trudem niosących skradzioną skrzynię monitoring miejski nagrywa do ulicy Kalinkowej. Po jej przekroczeniu sprawcy schodzą w stronę terenów nadwiślańskich. 

Oficer Prasowy Komendanta Miejskiego Policji w Grudziądzu aspirant Łukasz Kowalczyk zaistniałe zdarzenie komentuje krótko: 

"Śledztwo jest w toku i posiada duży priorytet. Poza rabunkiem doszło tu do dewastacji mienia na niespotykaną skalę. Zrobimy co w naszej mocy, żeby sprawcy tego zdarzenia zostali znalezieni i odpowiednio ukarani."

Kiosk przy ulicy Piaskowej znajdował się tam od 23 lat i należał do Pana Mariana Kani, emeryta mieszkającego w jego pobliżu. Nasz reporter porozmawiał z nim tuż przy zgliszczach jego dobytku:

- "Szedłem jak każdego ranka do pobliskiej piekarni po chleb i drożdżówkę. Gdy wyszedłem zza rogu i spojrzałem na moje niegdysiejsze miejsce pracy nie mogłem uwierzyć w to co widzę. Pomyślałem, o mój Boże, Putin najechał Polskę i zaczął bombardować nasze tereny właśnie od mojego kiosku! Myślałem, że dostanę zawału!" - opowiada zbulwersowany Pan Kania.

Po chwili jednak uśmiecha się i opowiada o bardziej groteskowym aspekcie napadu i dewastacji jego własności:

- "Gdy opadły emocje i dotarło do mnie jak niedorzeczne były moje pierwsze myśli. Poszedłem porozmawiać z policjantami kręcącymi się obok zgliszcz mojej budy. Wyjaśnili mi po krótce co się stało, a ja po chwili nie mogłem opanować śmiechu. 
Kiosk był już nieczynny i stał pusty!
 Dwa miesiące temu przeszedłem na emeryturę i czekałem na wywóz konteneru handlowego na wysypisko śmieci. Próbowałem go sprzedać, ale jego stan pozostawiał wiele do życzenia. Poza tym kto w dzisiejszych czasach chciałby prowadzić tak mały punkcik handlowy? Wszystko przejęły markety i sieciówki. Ostatnie dwa lata pomimo niewielkich kosztów prowadzenia działalności ledwo wiązałem koniec z końcem. Musiałem jednak jakoś dociągnąć do emerytury i udało mi się to jedynie dzięki oszczędnościom z dawnych lat, pomocy dzieci i moim niewielkim potrzebom. 
Tak naprawdę to powinienem podziękować tym panom, bo nie muszę już płacić za wywóz budy i byłem ubezpieczony. Zawsze to wpadnie trochę grosza do mojego skromnego emeryckiego budżetu."

Co jednak znajdowało się w wielkiej skrzyni, którą sprawcy z niemałym trudem targali przez kolejne ulice Grudziądza? Okazuje się, że właśnie tu zaczyna się największy absurd tego włamania:

- "Gówno!" - krzyczy Pan Marian, śmiejąc się i wycierając łzy z oczu. - "Moja kupa i siki z ostatnich dwóch tygodni przed emeryturą! 
Kiosk był stary i oczywiście nie miał podłączenia do kanalizacji miejskiej. Nie mieszkam daleko i przez większość czasu prowadzenia działalności chodziłem za potrzebą po prostu do domu. Jednak w ostatnim roku zacząłem mieć problemy z poruszaniem się i zamiast latać cztery razy dziennie na siku na 3 piętro bloku, zainwestowałem w turystyczną toaletę chemiczną. Jedyną rzeczą, która została w kiosku gdy przeszedłem na emeryturę była kaseta z tejże toalety, którą zamknąłem w skrzyni, w której niegdyś trzymałem papierosy.
Normalnie nie mogę w to uwierzyć, że ktoś zadał sobie tyle trudu i wpadł w takie tarapaty, żeby ukraść moje ekskrementy. Gang Olsena normalnie! - kończy ubawiony Pan Marian.

#zafirewallem #tworczoscwlasna
pingWIN

@splash545 Wiedziałem, że ta liczba wymaganych słów to podpucha... ehhh a ja głupi w swoich z 600 rozwinąłem opisy, żeby 1000 było xDDD


Piorun z góry i przeczytam w nocy

ciszej

@splash545 Z Ł O T O ale śmiechłam z zakończenia - przypomina trochę pastę o trupie psa w walizce i złodzieju w tramwaju

Zaloguj się aby komentować

@splash545 sorry - musiałem

Bo Splash to tryskać z angielska…

Był Splash już pewien, że gdy tak wcześnie,
Z rymami wczoraj się tu rozgościł,
Publicznie spuścił się tak obleśnie,
To będzie z niego już pan na włościach.

Chlapnięcie wkoło swoim nasieniem,
Nazwał lirycznie "miłości sokiem",
Tym romantyzmem swoje zboczenie,
Ukryć przed naszym chciał czujnym okiem.

I chociaż rymy Ci się udały,
Przyznać to muszę drogi kolego,
Swój lukier jednak zatrzymaj cały,
Do ciasta nada się drożdżowego.

A serio to życzę niech wciąż Ci staje,
Bo piękne - choć sprośne - rymy podajesz!

#diriposta #nasonety #zafirewallem
splash545

No mi to ciągle stoi, jak to stoikowi ¯\_(ツ)_/¯

entropy_

@fonfi jak mam wybrać które lepsze, Twoje czy splasha to odpowiadam:

TAK

Jak za to nie będzie literackiego nobla to nikt nie zasługuje xD

Zaloguj się aby komentować

"Wersja dla leniwych"

Czy drobnych krętactw to tajna cecha
Nie podejrzewam, tylko sprawdziłem,
Wierząc głęboko że pomyliłem,
lecz marna przyszła z tego pociecha.

Chat GPT, współczesnym uciecha:
Myślałem, że klina pytaniem zabiłem,
Widząc wyniki się, cóż, zaskoczyłem,
Gdy odpowiedzi poczułem echa.

Na cztery rymy rozwiązać kazałem,
A on - pstryk! - strzelił, kiepsko, lecz celnie!
Na wiersz gotowy sekundy czekałem.

Czy ktoś z nas czasem rymuje biernie?
Olewa myślenie krzemowym zapałem?
Rym cudzy za swój podsuwa bezczelnie?

#tworczoscwlasna #sonet

W ramach uzupełnienia: nie, nie podejrzewam nikogo, to chyba nie jest celem zabawy. Ale popchnęła mnie ciekawość badawcza, żeby sprawdzić jak na tle całości wyjdzie próba zmuszenia GPT do zarymowania na cztery. No kurczę, chłopak daje radę. Co prawda wymuszenie zgodności sylab i akcentów to droga przez mękę (poddałem się), ale spokojnie mógłby udawać człowieka.

A potem stwierdziłem, że napiszę posta o tym, ale glupio tak w Kawiarence bez zarymowania, więc poleciałem sonetem
fonfi

@Statyczny_Stefek Owszem, dla zabawy zdarzyło mi się "próbować" jak taki LLM sobie radzi z rymowaniem, ale nigdy nie wypluł nic takiego co by się, w mojej opinii, nadawało do publikacji. Zresztą nawet jakby wypluł to klauzula sumienia nie pozwoliłaby mi tego opublikować, chyba że właśnie jako jakiś eksperyment społeczny.


Najważniejsze jest jednak, tak jak napisałeś, że nie o to chodzi w poezji, zresztą w jakiejkolwiek sztuce, żeby automaty ją za nas tworzyły. Sztuka jest po to, żeby wyrażać jakieś uczucia, stan umysłu (przelotny, czy też jakiś bardziej trwały) i są jakimś osobistym zapisem/obrazem wewnętrznego "ja" autora. Jak zaczynamy używać do tego AI to nie jest już sztuka, tylko fucha na zlecenie.


Ja w ogóle, pomimo że na co dzień z racji zawodu mam bezpośredni kontakt z technologiami IT, mam strasznie mieszany stosunek do tego całego AI.


Zaczynamy żyć w świecie, gdzie coraz więcej treści jest generowanych przez AI, mam wrażenie tylko po to, żeby kolejne AI/boty, etc. je. "konsumowały", lajkowały, promowały. Serio, ludzie wrzucają kontent AI na przeróżne socjale (których destrukcyjny wpływ w ogóle jest osobnym tematem do dyskusji), po czym kupują sobie "doładowania", gdzie farmy botów "lajkują" im te posty, a gdzieś w tle kolejne algorytmy analizują je też tylko po to by zadecydować gdzie i w jaki sposób je promować - gdzie sens, gdzie logika? A na końcu ta "praca" i tak trafia do garstki realnych ludzi na nie dłużej niż 5 minut w trakcie posiedzenia na klopie. Zdecydowanie wolę jak na hejto mój grafomański wrzut polubi 5 osób, niż miałbym mieć 1000 piorunów od jakiś chińskich botów...


Mówi się, że AI usprawnia pracę (dziennikarzy, copywriterów, etc.). Może i tak, może to co człowiek robi w kilka godzin LLM ogarnia w kilka sekund/minut. Tylko przyjrzyjmy się jakiej jakości są wyniki tej "pracy". Zobaczcie jak wyglądają "artykuły" na najpopularniejszych portalach, ile tam jest błędów, czasami aż ciężko zrozumieć sens zdania. O merytoryce już nie mówiąc przywołując chociażby całe serie treści w stylu "kiedy handlowa niedziela", "piłam mocz kota przez tydzień - oto co się ze mną stało", etc. I usprawiedliwiamy ten tragiczny poziom faktem, że przecież AI dopiero się rozwija, dopiero się uczy, to dopiero początek rewolucji. I tak racjonalizujemy sobie ten gówno-kontent i dalej go konsumujemy. I mam wrażenie, że coraz bardziej panoszy się przyzwolenie na dziadostwo, bylejakość - byle więcej, byle szybciej, byle bardziej populistycznie, czyli więcej kasy za nasze kliki, nasze dane i nasz zmarnowany czas... Smutne.


Dochodzi jeszcze to całe IT i klepanie kodu za pomocą AI. Tu sprawa ma się podobnie Oczywiście AI może pomóc. Oczywiście pewnie w dużej mierze zautomatyzuje i uprości wiele procesów, ale umówmy się - programowanie, w przeciwieństwie do działalności twórczej (pisanie, malowanie, rymowanie, komponowanie) to mocno ustrukturyzowany proces, który zdecydowanie łatwiej zamknąć algorytmem. Jednak dalej twierdzę, że nadaje się to do rozwiązywania bardzo wąskich problemów, tworzenia prostych kawałków kodu (skryptów, programików, etc). Jeśli w grę wchodzi jakieś większe, bardziej skomplikowane, specjalistyczne oprogramowanie to uważam, że dobre analityczne myślenie zawsze będzie w cenie. Zwłaszcza, że programy często muszą być odzwierciedleniem skomplikowanych procesów biznesowych, z wieloma wyjątkami, dostosowanych do "szczególnych przypadków i potrzeb".


Na koniec jest jeszcze, cały czas niesprecyzowana, kwestia prawna. W szczególności odpowiedzialności prawnej. I to zarówno w przypadku oprogramowania jak i "twórczości artystycznej". Pamiętajcie, że LLM to nie jest inteligencja, która sama coś wymyśla - ona odtwarza i miesza to czym została nakarmiona. Zatem w przypadku tworzenia treści to zawsze będzie w jakimś zakresie plagiat. A w przypadku oprogramowania jest dodatkowo kwestia odpowiedzialności za potencjalne szkody (powiedzmy, że jakiś program AI do wspomagania pracy lekarza źle podpowie leki/dawkowanie, a leniwy z natury człowiek nie zwróci na to uwagi). Kto za to odpowiada? Użytkownik? Twórca LLM? Oczywiście nie twierdzę, że nie da się tego ogarnąć i unormować ale jak na razie nasze (i nie tylko nasze) prawodawstwo średnio nadąża za technologią.


Dlatego chciałbym wierzyć, że AI i LLMy będą swojego rodzaju narzędziem, które odpowiednio używane będzie nas WSPIERAĆ, ale cały czas pozostanie TYLKO narzędziem, jak młotek (którym też można zrobić przecież krzywdę) czy arkusz kalkulacyjny. Mam rację - prawda? PRAWDA?!


Na koniec, bo mnie zaciekawiłeś, wrzuciłem właśnie polecenie dla GPT: "daj mnie haiku o gofrach" (bo właśnie jem gofra na śniadanie) i też przeżyłem szok, że to wyszło tak dobrze (no może poza techniczną czystością bo haiku to 5-7-5), chociaż mając na uwadze to co sam napisałem wyżej to nie powinienem się dziwić - bo to jednak praca ODTWÓRCZA:


Złote gofry w słońcu,

Pudrowy cukier jak śnieg,

Lato na języku

Zaloguj się aby komentować

@Dziwen
Zna ktoś jakiś dobry szampon przeciwłupieżowy...?

Zdziwiona sowa

Świąteczne światła wnet będą jaśnieć,
Przy stole mnóstwo zasiądzie gości,
I znów rodzinne powrócą waśnie,
Zetrą się różne miary wartości.

I solą w oku nawet jedzenie,
Bo zamiast podać deskę z indykiem,
Na stole stoi sowa z nadzieniem,
I zdziwionymi oczami łypie.

Tak w gospodynię wlepia swe gały,
Powiedzieć chciała coś złośliwego,
Lecz kuchty jabłkiem dziób jej zatkały,
W trakcie pieczenia w piecu wolnego.

Tak więc uważaj z kim się zadajesz,
Bo zjeść cię mogą, nim sam się najesz...

#diriposta #nasonety #zafirewallem
Limil8

Nizoral w saszetkach. Zurzyjesz 1 max 2szt.

splash545

@fonfi daj znać czy klątwa działa?

argonauta

WSZYSTKO CO MA DZIEGIEĆ W SKŁADZIE. Nie zapraszam do dyskusji.

Zaloguj się aby komentować

No i jak tu nie stanąć w obronie pana @bojowonastawionaowca ... No jak?!

O owcowaniu słów kilka

O! - bando wierszokletów, co tu bezlitośnie
Na Owcę się rzucacie niczym psy na kości,
Prawicie krotochwile i kalumnie sprośne,
Za grosz u was empatii, nic a nic litości!

Tak! - do Was właśnie mówię, nieznośne gamonie,
Dziweny, Cybuliony i Splashe ze Smokiem,
Na razie palcem grożę i staję okoniem,
Lecz zaraz Moll poproszę - niech rzuci urokiem!

Zostawcie więc - ostrzegam - jagnięce specjały,
Gdyż nie jagnię mamy, lecz tryka rasowego,
Co może podgrzewany zsurowieć nam cały,
I niestrawności dostać możemy od niego.

Powyższe moje słowa miejcie więc na względzie,
Gdy do kolejnych rymów każdy z Was zasiędzie.

#diriposta #nasonety #zafirewallem
splash545

Jej ale czuję, że jeszcze będzie się działo w tej edycji. xd

Dziwen

@fonfi ale co ja, przecież mój sonet jest o obronie, współczuciu i gusłach. XD

Zaloguj się aby komentować

Lubicie poezję bitników?

Boże, oh, panie.
Ohmy Budda.
Kusisz mnie biedo, słodka kusicielko.
Ale wiem, że to ty, konsumcjoniźmie w owczej skórze.
Melancholia? To nie czas na melancholię.
Jak nie teraz, to kiedy, skoro to nigdy nie jest jej czas.
23 grudnia 1956. Śmierć świata.
Śmierć światła.
Jezus płacze.
A nawet jeszcze nie żyje.

#poezja #zafirewallem

Zaloguj się aby komentować

KLĄTWA i ZBOCZENIE

Obudziły nas jęki – na jawie, nie we śnie
Mówią, że to tylko wyraz nowej wolności
Bo teraz legalne jest ostre zwierzy ruchanie
I gros skrywanych fetyszy wreszcie się ziści

Dla niektórych to było odległym marzeniem
Spotkanie bliskie z pewnym brązowym okiem
Splash długo nie czekał, już zajęty waleniem
Krzyczy – Jazda na sucho! - Teraz on jest łosiem

Początek dopiero, czy moda zad jeszcze cały?
O! Cybulion dołączył i używa sztucznego!
Entropy już czeka, oby przetrwały wały!

Pas cnoty na miejscu, nie tkną dupska sowiego
Tera klątwę rzucam piekielną - kurde no żesz!
Sowę rypać spróbujesz, to dostaniesz łupież!

Nie żartuję. xD
#diriposta #nasonety #zafirewallem #samozyciekawiarenkowe
636f5307-b62e-487f-b27f-0dc1c9e9da81
splash545

@Dziwen haha jakie czary xd

CzosnkowySmok

@Dziwen pięknie! Naprawdę dobry!


@splash545 nie przypomina ci to pewniej edycji?

ErwinoRommelo

Xdd nie zawołało ehhh

Zaloguj się aby komentować

Natchniona przez mojego starszego braciszka polecam Państwa uwadze rymy następujące:

Rymy: zdrowy-łowy-nowy-pleśniowy
Temat: sowy

Zasady: rymujemy używając powyższych słów i chociaż w miarę na zadany temat.
Wygrywa osoba, która będzie miała najwięcej piorunów do jutra do 20 i to ona będzie miała za zadanie wymyślić rymy na jutro.
Pamiętamy o społeczności.

#naczteryrymy #zafirewallem
Maciek

@KatieWee


Pamiętam, gdy byłem jeszcze zdrowy

Do cukierni Sowa chodziłem na łowy

Jednak wnet mnie wzięło na smak nowy

Wziąłem się tedy za ser pleśniowy

crs333

@KatieWee


Ktoś tam krzyczy - "jestem ZDROWY"

Inny woła - "chodź na ŁOWY"

Jeszcze inny, jakiś "NOWY"

Coś tu śmierdzi... ser PLEŚNIOWY!

CzosnkowySmok

Padł w kawiarence pomysł niezdrowy

Ułóż kolego nie sonet, lecz na zwierzaków łowy

Przepychanek słownych - pomysł nie jest nowy!

A tu Sowien na zaś rzuca klątwę - łupież pleśniowy


#nakolanie

Zaloguj się aby komentować