Udało się! Jest oto i moje opowiadanie w bieżącej edycji #naopowiesci !
Konan Bibliotekarz i przetrzymany rękopis
Do pracy w Bibliotece uniwersum (zwanej przez wszystkich BIBLIOTEKĄ) powołani zostają nieliczni - dostają się do niej na listowne zaproszenie, wtapiają się się przez regały, niekiedy porywa ich wir ksiąg. On jednak drogę do BIBLIOTEKI wyciął sobie mieczem w jednym z plądrowanych pałaców w bajkowych krainach Wschodu, dokąd zagnały go żądza przygód, krwi i skarbów.
Każdy z pracowników zajmuje ściśle określone miejsce, o którym decyduje Starszy Kustosz. Każdy, od magazyniera bibliotecznego, przez bibliotekarzy, po pozostałych, podległych mu, kustoszy, zajmuje właściwe sobie miejsce w hierarchii i poszczególnych działach. Jednak wraz z pojawieniem się Konana, BIBLIOTEKA utworzyła całkiem nowy dział, którego w swojej historii dotychczas nie posiadała. Pomieszczenie Wydziału Windykacji Terenowej (WWT) pojawiło się wraz z nowym pracownikiem, wkomponowując się niemal niezauważalnie w krajobraz BIBLIOTEKI. Co prawa wywołało niespotykane poruszenie wśród załogi, lecz stojący na czele BIBLIOTEKI od prawie 200 lat starszy kustosz Joachim przyjął taki obrót wydarzeń ze stoickim spokojem, pamiętając, gdy w początkach jego kariery podobne zamieszanie wywołało powstanie Sali Książek Prawie Wydanych - wraz z sąsiednim pomieszczeniem Książek Nigdy Nienapisanych bardzo szybko zostały okrzyknięte Szufladą. Wiedział więc, że i tym razem ludzie się przyzwyczają, a BIBLIOTEKA wróci do swojego zwykłego rytmu.
Windykacja Terenowa okazała się w niedługim czasie sprawnie działającą komórką BIBLIOTEKI. Pokaźna kupka monitów, do tej pory zalegająca smętnie w wypożyczalni, topniała sukcesywnie. Konan sam lub z pomocą innych bibliotekarzy sprawnie odzyskiwał zawieruszone przez czytelników pozycje.
Ta sprawa wydawała się równie prosta, jak wszystkie pozostałe. Od bagatela 20 lat alchemik Alojz przetrzymywał biblioteczny egzemplarz rękopisu Contra saevam pestem regimen autorstwa Macieja Miechowity, który wraz z innymi dziełami słynnego krakowskiego kanonika trafił swoimi drogami do BIBLIOTEKI. By potwierdzić autentyczność księgi, Konanowi miała towarzyszyć Irmina - starszy bibliotekarz Księgozbioru Alchemicznego.
Irmina nie lubiła opuszczać swojego zakamarka BIBLIOTEKI. Choć pracowała tutaj ledwie 33 lata, nie potrafiła już funkcjonować poza jej murami. Delikatne brzęczenie przepełnionych na równi magią, co w niektórych przypadkach bzdurami, tomów wibrowało również w niej i przy dłuższej nieobecności zaczynała czuć się co najmniej nieswojo w innym otoczeniu. Niektórzy uważali, że urządziła sobie sypialnię w jednym z zakamarków sali zabiorów alchemicznych, ale były to tylko niepotwierdzone plotki.
Standardowa procedura windykacyjna nie była skomplikowana. Monit sam odnajdywał książkę. Wystarczyło przyłożyć go do czytnika i przejść przez drzwi, które znajdowały się w kącie biura WWT.
Teleportacja nie należała do najprzyjemniejszych. Konan zdążył się już przyzwyczaić do jej skutków, jednak dla Irminy była czymś nowym i kobieta lekko zachwiała się, gdy krótka podróż dobiegła końca.
Znaleźli się w ciemnym i pachnącym stęchlizną pomieszczeniu. Szybki rzut okiem po otoczeniu upewnił ich, że znajdują się w pracowni alchemicznej. Alojz, a właściwie jego zmumifikowane zwłoki, tkwiły wciąż na krześle, oparte korpusem o roboczy stół zastawiony szklanymi naczyniami, na których dnie majaczyły resztki dawno zwietrzałych ingrediencji i kilka otwartych ksiąg.
-To Contra - Irmina szybko zlokalizowała księgę na stole i wyciągnęła rękę w kierunku woluminu leżącego obok głowy denata, jednak nim udało jej się chwycić tom, usłyszała:
-Nie tak prędko, ten DZIENNIK trafi do archiwum.
Mężczyzna, który bezszelestnie właśnie wszedł do pomieszczenia, został szybko zablokowany przez Konana, zanim zdążył podejść do Irminy.
-Tobiasz, znowu się spotykamy - wyglądało na to, że Konan zna nieznajomego.
-Konan, - przybysz rzucił z przekąsem - i ty tutaj…
-Marzy ci się powtórka z Rocznika świętokrzyskiego? - bibliotekarz uśmiechnął się szeroko na samo wspomnienie tamtej udanej windykacji tomu.
-Tym razem jestem lepiej przygotowany - nim dokończył zdanie, szybkich chwytem powalił Konana, wyminął go i ruszył w kierunku Irminy, która z opasłym tomem przyciśniętym do piersi stała w miejscu, gdzie się pierwotnie zmaterializowali z Konanem.
Nim archiwista zdążył wyrwać bibliotekarce księgę, jej towarzysz zdążył go podciąć i przetoczyć się w stronę leżącego na zakurzonej podłodze napastnika. Szamotanina, w której szanse obu mężczyzn przez dłuższy czas były wyrównane, oddawali sobie cios za ciosem, jednocześnie próbując uniknąć pięści i kopniaków przeciwnika. W międzyczasie zdążyły ucierpieć regały, kilka szklanych konstrukcji alchemicznych, a sam Alojz spadł ze swojego krzesła nie wiedzieć kiedy, tracą przy okazji jedną z rąk i kawałek żuchwy. Obaj panowie byli już obszarpani i pokiereszowani, gdy Tobiasz zyskał chwilową przewagę i przycisnął Konana do wolnego fragmentu ściany.
-Oddajcie księgę - wydyszał ciężko w kierunku coraz bardziej purpurowej twarzy Konana.
Na taki moment właśnie czekała Irmina, który jakiś czas temu odłożyła księgę w bezpiecznym zakątku pracowni, stojąc nieopodal nieruchomo i dzierżąc w dłoniach od kilku minut mosiężne popiersie Paracelsusa. I nareszcie mogła go użyć. Nie tracąc czasu na niepotrzebne zwracanie na siebie uwagi, zaszła skupionego na Konanie Tobiasza i z rozmachem uderzyła podobizną ojca nowożytnej medycyny w tył głowy archiwisty. Ten nie zdążył się zorientować w sytuacji, gdy padł jak długi, wzbijając kolejny tuman kurzu.
-Dzięki - zaskoczony Konan rozmasowywał obolałą szyję. - A teraz się zbierajmy, nie dostał zbyt mocno, za chwilę się obudzi.
Irminie nie trzeba było dwa razy powtarzać, chwyciła księgę i już stała obok niego.
-Jak wrócimy? - zapytała lekko drżącym głosem. Słyszała już wcześniej o tym, że Konan od czasu do czasu napotykał na archiwistów, ale nie sądziła, że sama będzie uczestniczyła w czymś takim.
-Tak samo, jak tu dotarliśmy - Konan zaczął przeszukiwać kieszenie - szlag, monit musiał mi wypaść w trakcie szarpaniny.
Oboje zaczęli przeszukiwać podłogę pracowni.
-Mam! - Irmina z triumfem chwyciła za fragment blankietu, wystający spod komody. - O nie, jest porwany, co teraz zrobimy?
-Poszukamy biblioteki. - jej towarzysz był całkowcie spokojny. To nie była pierwsza akcja, podczas której najszybsza droga powrotu do BIBLIOTEKI okazała się niemożliwa.
Szybko opuścili budynek. Pracownia Alojza mieściłą się w suterenie starej kamienicy.
-Jak znajdziemy bibliotekę? Co to za miasto? - do tej pory opanowana Irmina wyglądała, jakby za moment miała siąść i się rozpłakać.
-Za pomocą kompasu - Konan wyciągnął niewielkie, polerowane puzderko, którego wnętrze stanowiła igła “magnetyczna” otoczona pierścieniem symboli w trudnym do zidentyfikowania na pierwszy rzut oka języku. - Igła wskazuje kierunek, w jakim znajdziemy najbliższą bibliotekę.
Chwycił Irminę za rękę i prowadząc jak małą dziewczynkę, po 20 minutach szybkiego marszu dotarli do budynku, którego wejście zdobiła czerwona tablica z napisem “Miejska Biblioteka Publiczna”.
Jak się okazało, zdążyli na jakiś kwadrans przed zamknięciem - tego dnia placówka miała krótsze godziny pracy.
Nim siedząca za biurkiem wolnego dostępu bibliotekarka zdążyła im cokolwiek powiedzieć, weszli pomiędzy regały… i wyszli w wypożyczalni BIBLIOTEKI.
-Monit trochę ucierpiał - Irmina wyciągnęła zmaltretowany skrawek papieru spomiędzy stron księgi i podała wraz z nią bibliotekarzowi siedzącemu za kontuarem wypożyczalni - ale książka odzyskana.
Teodor odebrał od niej na moment tom, odnalazł kartę biblioteczną Alojza i zapisał na niej datę zwrotu księgi.
Irmina z tomiszczem pod pachą udała się odstawić ją obok innych dzieł Miechowity. Konan zaszył się u siebie, przygotowując raport z windykacji, a pani Renia jeszcze długo zachodziła w głowę, czy ta dziwna par, która wparowała do biblioteki tuż przed zamknięciem tylko jej się przywidziała, czy jednak ktoś szybko wszedł i jakimś cudem niepostrzeżenie zdążył opuścić wolny dostęp przed zamknięciem biblioteki.
1110 słów
#zafirewallem #tworczoscwlasna