#przemyslenia

6
1025
Ogólnie nie dziwie się teraz, że Google działa zjebanie.

Stara technika/algorytm ich pozycjonowania nie działa-czyli pozycjonowanie na podstawie linków do strony.

Teraz praktycznie każde forum, każdy portal dodaje do linków zewnętrznych rel="nofollow".

W sumie sprytnie, bo zabezpiecza przed "spamem", ale z drugiej strony... Linki, które w kontekście są ważne, nie są punktowane przez SEO.

Nawet jak zrobisz złoto, i twój link jest cytowany na reddicie, medium, nawet tu - na hejto - to nie pomaga to pozycjonowaniu dobrego kontentu. Nawet linki na githubie mają ten atrybut, który blokuje pozycjonowanie strony projektu.

Więc poprzez nadużywanie tego atrybutu, wyniki wyszikwania są z dupy i często są spamem, bo budżet na SEO spamerzy mają większy niż ktoś, kto napisał coś za friko, ale jest dobry kontent

#przemyslenia #seo #programowanie #google #wyszukiwarki
a55df4cc-7dc1-4dd1-8517-2562631282ba
libertarianin

To nie do końca tak że jak dasz nofollow to nie łapie autorytetu. Sprawa jest bardziej skomplikowana. Dzisiaj jeszcze działa onpage SEO, a bardzo mocna jest klasyfikacja autorytetu domeny - ostatnio w ramach eksperymentu parę specjalistów kupiło domeny i totalnie zmieniając ich kontekst wbijali na pierwsze miejsce, korzystając tylko z historycznego autorytetu bez kontekstu.


To dopiero patologia

John_polack

A jaką wyszukiwarkę polecacie by wyniki były tego co się szuka? Dzisiaj wpisując mediana wynagrodzeń w Polsce pierwsze dziesięć linków to gowno artykuły o średniej wynagrodzeń. Google przestało być wyszukiwarką a stało się jakimś gowno narzędziem do promowania gowno artykułów

Catharsis

@Klopsztanga No tak, miliardowa korporacja zajmująca się między innymi aplikacjami internetowymi nie zauważyła, że wszystkie witryny dają do linków nofollow i na pewno nie uwzględniła tego w swoich algorytmach indexowania i wyszukiwania...


Google działa coraz gorzej ale jednocześnie inne wyszukiwarki też działają słabo. Wiele razy próbowałem innych i za każdym razem odbijałem się bardzo szybko kiedy nie mogłem znaleźć czegoś co wyskakiwało mi zawsze od razu w Google. Przypominam też, że wszystkie Duck Duck Go, Ecosie, Qwanty itp są gówno warte bo one nie indexują samodzielnie sieci tylko używają wyników z Binga a te są bardzo mierne. Nie ma nic lepszego od Googla na ten moment, AI miało to zmienić ale jak widać na przykładzie Binga AI, no nie pykło.

Zaloguj się aby komentować

„Helldivers 2”
Moja opinia o grze.

Po 140 godzinach zdobyłem prawie wszystko, co było możliwe: stratagemy, ulepszenia statku, bronie, zapełniłem też stany magazynowe trzema rodzajami probówek oraz wypełniłem kredytami konto. Zostało mi mozolne wbijanie kolejnych poziomów i odblokowywanie kolejnych tytułów/rang, a także jedna przepustka premium (Polar Patriots), ale z tym mi się nie śpieszy. :') Regularnie grywam na najwyższym poziomie trudności, który przy zgranej ekipie nie stanowi wielkiego wyzwania.

Początkowo nie byłem przekonany, czy na pewno chcę kupić „Helldivers 2”. Zniechęciły mnie problemy techniczne z serwerami oraz fakt istnienia waluty premium możliwej do kupienia za pieniądze - nie jestem zwolennikiem chowania czegokolwiek za paywallem. Między innymi to było powodem, dlaczego przestałem grać w „Killing Floor 2”. Tripwire Interactive postanowiło sprzedawać fajne bronie, a darmowe były reskinami już istniejących. Świetny pomysł na zniechęcenie do grania. Obawiałem się, że w „Helldivers 2” może być podobnie.

Na szczęście moje wątpliwości zostały rozwiane przez kolegę, który powiedział, że walutę premium można na spokojnie zdobywać w trakcie gry. Rzeczywiście tak jest - super kredyty porozrzucane są po mapie w tak zwanych „interesujących miejscach”. Jak ma się pecha, to można w ogóle nie znaleźć kredytów. Normalnie zdobywa się z 10-40 podczas misji, jak ma się wyjątkowe szczęście, to można trafić także na 100 super kredytów - zdarzyło mi się to parę razy. 

Istnieje także w pełni legalny sposób farmienia super kredytów. Wystarczy wejść na misję na najłatwiejszym poziomie trudności i odwiedzić wszystkie interesujące miejsca. Część z nich jest oznaczona takim żółtym laserem skierowanym w niebo, część trzeba znaleźć samemu - to nie jest trudne na tak małych mapach. W pięć minut można zwiedzić całą mapkę, a potem wystarczy polecieć z powrotem na okręt. Jak wspomniałem wcześniej, w ten sposób można zdobyć od 10 do 40 super kredytów.

Czy jest sens farmić? Jeśli komuś zależy na tym, by jak najszybciej zdobyć interesujące go bronie bez wydawania prawdziwych pieniędzy - czemu nie? Ja tak zrobiłem: tu godzinka, tam godzinka i zanim się obejrzałem, a odblokowałem wszystkie przepustki premium (jedna kosztuje 1000 super kredytów - 45 złotych w growym sklepie). Później wcale mi na tym nie zależało, a i tak w miarę szybko uzbierałem na kolejną. Na czerwcową (o ile twórcy utrzymają tempo wydawania przepustek co miesiąc) już mam odłożone miesiąc wcześniej.

Super kredyty można zdobyć także z wspomnianych przepustek. Z darmowych można zdobyć łącznie 750 - niestety, to nie wystarczy nawet na pierwszą płatną. Z płatnych zaś można „odzyskać” po 300 super kredytów. 

Wiadomo, twórcy muszą na czymś zarabiać, chociaż wolałbym, żeby przyjęli strategię podobną do tej od twórców „Deep Rock Galactic” - czyli oferować kosmetyczną zawartość w ramach płatnych DLC. Dodam tylko, że kupiłem wszystkie takie DLC w przypadku „DRG”. :')

Bądź co bądź nie uważam, żeby było warto płacić za przepustki premium i szkoda, że Arrowhead Game Studios jak na razie nie dodaje nowych stron w darmowej przepustce.

Żeby nie było: to na szczęście nie jest gra pay to win. Moja ulubiona broń na roboty pochodzi właśnie z darmowej przepustki.

Skoro już rozwiałem wątpliwości, to czas przejść do meritum: jak się w to gra?

Krótko pisząc: „Helldivers 2” z miejsca stało się moją drugą ulubioną kooperacyjną grą (pierwsze miejsce zajmuje „Deep Rock Galactic”) i wciągnęło mnie tak bardzo, że przez dwa tygodnie siedziałem wieczór w wieczór i łupałem w nią razem z kumplami. Gdy po raz pierwszy wylądowałem na planecie i rzucił się na mnie rój robali, poczułem się, jakbym był Kosmicznym Żołnierzem. Zresztą, premiera „Helldivers 2” spowodowała wzrost zainteresowania filmem, a dzięki temu zapoznałem się także z powieścią. Widać sporo inspiracji ekranizacją książki i to jest na duży plus. 

Robale są różne. Od najprostszych i najłatwiejszych do pokonania, przez bardzo skoczne i jednocześnie irytujące, aż po bardzo twarde i nieustępliwe. Niektóre kamuflują się i zakradają się od pleców, niektóre plują kwasem na odległość, a niektóre są ogromne i również okropnie uparte: podążają za graczem, żeby go zdeptać albo także opluć kwasem. 

Żeby nie było nudno, jest także drugi rodzaj przeciwników: roboty. Podobnie jak w przypadku robali, dzielą się na łatwiejsze do zabicia i trudniejsze do zabicia. Co lepsze, i robale, i roboty wymagają odpowiedniej taktyki. Broń dobrze sprawująca się przeciw robalom może kiepsko radzić sobie z zabijaniem robotów i na odwrót. Dobrze, że twórcy to urozmaicili. W planach jest także trzecia wroga frakcja, ale o tym na razie cicho - Ministerstwo Prawdy dementuje wszystkie plotki. 

Walczymy w zróżnicowanych warunkach. Czasem lądujemy na planetach w części pokrytych śniegiem (można robić śnieżki!), przez który postać brnie z trudem i lodem (postać się ślizga), planetach pustynnych, przemierzamy dżungle et cetera. Czasem musimy stawić czoła burzom piaskowym czy zamieciom śnieżnym albo zmagać się ze znienawidzonymi przez graczy ognistymi tornadami, które wydają się podążać za helldiversami.

Nie mam nic do zarzucenia grafice ani optymalizacji. Gram na średniobudżetowym sprzęcie kupionym dwa lata temu i spokojnie gram na najwyższych ustawieniach graficznych w rozdzielczości Full HD i mój komputer z reguły trzyma stałe sześćdziesiąt klatek na sekundę. Czasem zdarzają się spadki do około czterdziestu, ale nie ma tragedii.

W ręce graczy oddany został spory arsenał. Są shotguny, karabiny automatyczne, snajperki, broń laserowa bądź rażąca prądem. Są także różne warianty tych broni: na przykład karabin, który przebija średni pancerz albo strzelba strzelająca zapalającymi pociskami. Do tego różne rodzaje broni przybocznej. Granaty: zapalające, ogłuszające, kontaktowe, dymne i inne. Jest także sprzęt „pomocniczy”: różnego rodzaju karabiny maszynowe, wyrzutnie rakiet, granatniki, plecaki z amunicją czy dronem, który strzela do wrogów, tarcza osobista, jetpack et cetera.

Żeby tego było mało i gracz nie poczuł się osamotniony, czuwa nad nim wsparcie powietrze (o ile oczywiście je wybierze przed misją) oraz może przyzwać sobie różne wieżyczki. Jest sporo opcji do wyboru, jednakże...

NERFIENIE BRONI

Niestety, odnoszę wrażenie, że twórcy nie grają w swoją grę. Praktycznie wszystkie fajne bronie prędzej czy później są w jakiś sposób nerfione. Problem w tym, że często nie ma jakiegoś sensowniejszego zamiennika. 

Na przykład Quasar: moim zdaniem jest obecnie najlepszą bronią na pancernych przeciwników, nieważne czy to boty czy robale. Co prawda trzeba go „naładować” przed oddaniem strzału, ale tytana potrafi zabić dwoma strzałami w główkę, chargera jednym, hulka także jednym, jak się dobrze wyceluje. Nie zużywa amunicji i nie trzeba go przeładowywać ręcznie - > wystarczy poczekać dłuższą chwilkę i jest gotowy do kolejnego strzału. 

Inne wybory? Tak zwany przez mnie „palestyński RPG” początkowo był zabugowany i potrafił zabić całą drużynę. Z czasem zostało to poprawione, ale ma ograniczoną amunicję. Inna wyrzutnia działa jak Javelin - namierza wrogów. O ile to namierzanie rzeczywiście działa. Inna broń z kolei jest świetna, ale również ma ograniczoną amunicję i żeby ją przeładować, trzeba się zatrzymać. Teoretycznie można ją przeładowywać razem z towarzyszem, za co jest nawet osiągnięcie do zdobycia, ale wtedy to dwie osoby stoją w jednym miejscu. A przy przeważających siłach wrogów stanie w miejscu to najgorsza rzecz, jaką można zrobić.

Twórcy zamiast nerfić dobre bronie, powinni sprawić, by rzadziej wybierany ekwipunek był na tyle atrakcyjny, żeby w ogóle pomyśleć o zmianie.

Dla porównania wspomnę ponownie o „Deep Rock Galactic”, gdzie broni jest o wiele mniej, ale wszystkie wydają się przemyślane, tak samo jak przemyślane są ich ulepszenia i tak zwane „overclocki”, które czasem prawie całkowicie zmieniają działanie broni. I odkąd twórcy udostępnili możliwość losowego wyboru ekwipunku, gram w ten sposób cały czas. Czasem trafia się przekokszony zestaw, czasem taki, że naprawdę trudno się gra, ale przynajmniej próbuję nowych połączeń. Brakuje mi tego w „Helldivers 2”. To jest problematyczne szczególnie na wyższych poziomach trudności, w przypadku których trzeba kierować się ekonomią a nie frajdą. Na szczęście zdecydowana większość sprzętu sprawia radość z korzystania.

NIEDOKOŃCZONA GRA

Czasem odnoszę wrażenie, że twórcy nie do końca panują nad swoją grą i często dodane przez nich nowe rzeczy po prostu nie działają. 

Na przykład pojawiły się ulepszenia statku czwartego poziomu, które oferują nowe bonusy, jak to, że broń z stratagemów ląduje wypełniona amunicją . Oczywiście nie działały na początku, trzeba było czekać na łatkę naprawczą. 

Wydłużyli czas potrzebny do schłodzenia Quasara po oddanym strzale? Oczywiście, że nie poprawili paska na HUDzie, który obrazował, ile czasu zostało do ponownego użycia broni. Przez to wyświetla się, że niby powinna być już schłodzona, mimo to wciąż jest nieaktywna.

Albo to, że udostępniona w ramach nowego warbanda broń nie wyglądała nawet tak, jak na trailerze. 

Lub wspomniany wcześniej palestyński RPG, który miał źle zaprojektowaną detekcję przeciwnika i detonował się na byle czym, najczęściej na towarzyszach. Twórcy zrzucili to na „fazę eksperymentalną”, co niby pasowało do lore. 

Namierzanie Speara do dzisiaj nie zostało naprawione. 

Niektóre inne znane bugi występują do dzisiaj. 

Czasem nie otrzymuje się medali za wykonane przez społeczność Ważne Zadanie albo otrzymuje się je ze sporym opóźnieniem.

Z reguły nie są to jakieś spore rzeczy, ale istnieją i gdzieś tam kłują w bok. 

Prawdopodobnie to wina działania pod szyldem Sony, które być może wymusza na Arrowhed Game Studios comiesięczne wypuszczanie nowych płatnych przepustek, byleby tylko wyciągnąć pieniądze od graczy. I przy ograniczonych mocach przerobowych może im po prostu nie starczać czasu na przetestowanie wszystkiego. 

Przynajmniej taką mam nadzieję, że to spowodowane jest naciskiem wydawcy, a nie nieudolnością czy lenistwem twórców. I chyba poniekąd zostało to potwierdzone: ostatnio ktoś z zespołu twórców zdradził, że hełmy, które obecnie pełnią funkcję wyłącznie estetyczną, miały oferować różne bonusy. Na przykład hełm medyka miał pokazywać stan zdrowia. Ponoć nie wystarczyło im czasu ma zaimplementowanie tego.

CZY WARTO KUPIĆ TĘ GRĘ?

Szczerze: nie wiem.

Z jednej strony bardzo polecam. Niemożebnie mnie wciągnęła i gram praktycznie codziennie: głównie po to, żeby zrobić dzienną misję, w weekendy dłużej, bo z kumplami. Sprawiła mi ogrom radości i nawet zachęciła do tego, żeby włączać nagrywanie, ponieważ często zdarzają się przezabawne sytuacje. Na przykład mój Azorek (taki dron, który strzela wiązką laserową) przez przypadek odpalił wielką bombę, przy której akurat stał kumpel. xD

Bardzo podoba mi się także powiązanie rozgrywki z tworzoną historią. Na przykład gracze otrzymali zadanie: ewakuować dwie planety, na której prowadzone były prace nad nowym sprzętem, palestyńskim RPGiem i minami przeciwpancernymi. I gracze musieli wybrać, ponieważ mogli dostać od razu tylko jedną nową zabawkę. Na przetransportowanie drugiej nie wystarczyło czasu.

Albo inna sytuacja, kiedy środek owadobójczy, który w założeniach miał redukować społeczność robali na planetach, sprawił, że niektóre stały się odporne i zaczęły się mnożyć na potęgę, co przełożyło się na znaczne zwiększenie ich liczebności podczas misji. Ten stan utrzymywał się, dopóki gracze nie wykonali Ważnego Zadania, w którym mieli wyłączyć wieże rozprzestrzeniające ten środek.

Najfajniejsze jest to, że tak zwany Mistrz Gry (albo Joel) trzyma pieczę nad rozwojem historii i bierze pod uwagę zwycięstwa graczy, jak i ich porażki. Na przykład niedawno ponownie otrzymali szansę zdobycia min przeciwpancernych, tylko musieli przerobić 2 biliony robotów na materiały produkcyjne. Nie udało się to im, więc produkcja min ponownie się opóźniła. Super sprawa!

Rozgrywka także jest miodna. Bronie mają kopa, wybuchy wyglądają na potężne, w grze pojawia się także licznik zabójstw w serii (mnie udało się zabić z 60, kumpel miał wynik powyżej 100!), robale i roboty fajnie się rozpadają, wybuchają. Postacie też wydają się czerpać radochę z eksterminacji wrogów. Na przykład jak strzelałem ciągłą serią z karabinu maszynowego, to moja postać zaczęła się śmiać jak psychopata. : D Ogółem postacie często krzyczą różne kwestie albo po prostu z bólu.

Helldiverzy giną często i gęsto, równie szybko wracają z powrotem do bitwy. Według oficjalnych danych Ministerstwa Prawdy średnia przeżywalność wynosi od minuty do godziny, ale z doświadczenia mogę powiedzieć, że zdarza się nawet kilka sekund. :') Przeciwnicy, przypadkowo spuszczone naloty na głowy, przyjacielski ogień zupełnie przypadkowy lub zamierzony, nieprzyjazne otoczenie - zagrożeń jest sporo, ale tym lepiej. :')

Da się też grać z losowymi ludźmi, jednakże polecam hostować misje. Gra potrafi czasem wywalić do pulpitu albo zgubić połączenie z serwerem - raz miałem tak, że wyrzuciło mnie kilkadziesiąt sekund przed przylotem wahadłowca. Czterdzieści minut oraz wszystkie zebrane próbki poszły w piach.

Zdarzają się też narwani gracze albo tacy, którzy nie potrafią grać. Jestem bardzo wyrozumiały, jeśli chodzi o brak umiejętności: ostatnio graliśmy z kumplem i losowym graczem, który ciągle umierał na najwyższym poziomie trudności, mocno nadwyrężając nasze zapasy uzupełnień. Czy go wyrzuciliśmy? Oczywiście, że nie.

Innym razem zaś trafiłem na niby doświadczonego gracza (sądząc po poziomie), który grał tak, jakby do jego komputera dorwał się młodszy brat - przez piętnaście minut walczył w jednym miejscu, zamiast zerwać kontakt z wrogami i pójść w stronę celu misji. Praktycznie całą misję wykonałem sam.

Oczywiście to pojedyncze przypadki - większość misji z losowymi ludźmi odbyła się bez problemów. Z niektórymi można nawet pogadać (gra oferuje wbudowany czat głosowy, niestety domyślnie otwarty), ale wiadomo, o wiele lepiej gra się z kumplami, z którymi można pośmieszkować. I którzy nie obrażą się, jeśli „przez przypadek” dostaną półtonówką w twarz. :')

Z drugiej strony niedopracowanie gry, czasem dziwne decyzje twórców odnośnie nerfienia broni - nie udało mi się dotrzeć do wybuchowej kuszy, zanim ta została znerfiona i prawie że nie nadaje się do użytku na najwyższym poziomie trudności, nacisk na comiesięczne wydawanie nowych przepustek i niedostateczne (albo wręcz brak) testowanie nowych rzeczy (z najnowszej przepustki interesuje mnie tylko jedna broń z oferowanych czterech...), ostatnia afera z PSN i Sony, które wycofało „Helldivers 2” z sprzedaży w wielu krajach. Populacja graczy dość mocno spadła po początkowym sporym zainteresowaniu - z 274k i 458k w peaku na Steamie w lutym do 88k miesięcznie i 200k w peaku.

Dlatego trudno powiedzieć, czy jestem w stanie polecić grę z czystym sercem. Nie ukrywam, że trochę mi się przejadła po tych 140 godzinach i podejrzewam, że nie jestem w tym odosobniony - pewnie stąd spadek w liczbie graczy.

Jednakże jestem podekscytowany rozwojem historii w grze. Ostatnio twórcy ogłosili rozpoczęcie Drugiej Galaktycznej Wojny, co napawa mnie nadzieją na ciekawsze misje, niż mieliśmy do tej pory. Mam również nadzieję, że posłuchają graczy narzekających na nerfy i skupią się na dopracowaniu gry zamiast na dostarczaniu nowej zawartości.

#gry #steam #helldivers2 #przemyslenia
45973597-c68e-4f4a-b7a8-50854d7e4086
032f2c5a-37d4-4e97-8b90-1898c8d4c80f
banan-smietana

@cyberpunkowy_neuromantyk w DRG mam 1600 godzin i koło helldivers 2 chodziłem dość długo. W końcu kupiłem pograłem chwilę (fakt mniej niż 2 h) i zwróciłem. Idea bardzo mi się podoba ale mapy wydają się płaskie. Najbardziej razi brak współpracy. Przez te niecale dwie godziny nie trafiłem na nikogo kto odpowiedzialby na chacie czy przez mikrofon. Może kiedyś jak będzie na promoce znów podejdę.

MohammeT

Z update na update jest pula nowych nerfów i bugów. Osobiście polecam exploit na nieskończone granaty. Klikasz 4 i wyrzucasz 3 granaty w powietrze jak zostanie ostatni bez przybliżenia/celowania PPM. Spamujesz menu strategemów(w moim przypadku zmieniłem na klawisz C) klikasz w to jak najęty z ostatnim granatem w ręce, w międzyczasie dołączasz LPM jakbyś chciał rzucić granat ale menu strategemów blokuje. Przestajesz klikać c/ctrl klikając dalej rzut, w momencie gdy aktywuje się animacja rzucania granatu(postać w miedzyczasie rzeczywiscie rzuci ten ostatni granat) przestajesz klikać rzut i spamujesz chwilkę menu strategemów. W tym momencie w twojej kieszeni pojawia się 4 294 967 295 granatów.

c79059f1-8902-42de-a795-27ff4d043ff6
d_kris

@cyberpunkowy_neuromantyk Nie mam ekipy do grania, ostatnio udało mi się w końcu dołączyć do ogarniętych ludzi i zrobić misje na poziomie 7. W końcu wpadły jakieś ultra rzadkie sample.

Mam te same odczucia w stosunku do Deep Rock Galactic, rewelacyjny coop, świetnie zbilansowana gra. Plus społeczność na luzie.

Zaloguj się aby komentować

Zostań Patronem Hejto i odblokuj dodatkowe korzyści tylko dla Patronów

  • Włączona możliwość zarabiania na swoich treściach
  • Całkowity brak reklam na każdym urządzeniu
  • Oznaczenie w postaci rogala , który świadczy o Twoim wsparciu
  • Wcześniejszy dostęp, do wybranych funkcji na Hejto
Zostań Patronem
The Forest Quartet

Od czasów, kiedy czasopismo CD-Action było jeszcze moim głównym źródłem oryginalnych gier, zawsze dziwiłem się narzekaniom dotyczących dodawanych pełniaków. Obecnie tak samo się dziwię, gdy gracze narzekają na gierki z darmowych rozdawnictw (w czym króluje Epic Games Store). „Dlaczego nie dali tego i tamtego?”, „Ale bieda w tym tygodniu/miesiącu” et cetera.

Pełniaki z CDA czy gierki rozdawane za darmo traktuję jako taki bonus: w końcu interesujące mnie tytuły mogę kupić sobie sam, więc tym bardziej się cieszę, gdy w ofercie pojawi się „indyk” - ogółem coś, czego normalnie raczej nigdy bym nie kupił, ale za darmo chętnie sprawdzę. W ten właśnie sposób poznałem między innymi przygodówki point and click, w których się zakochałem, czy skradanki (seria „Thief”, „Dishonored” i tym podobne).

I gdyby nie darmowe rozdawnictwo, to pewnie nigdy nie trafiłbym na „The Forest Quartet”, krótką, ale bardzo ładną gierkę logiczną.

Opowiada historię tytułowego kwartetu składającego się z trzech muzyków i wokalistki. Każdy z mężczyzn zmaga się z dużym problemem: jednego dręczy depresja, drugi cierpi na stany lękowe, a trzeci nie potrafi radzić sobie z agresją. W przeszłości wokalistka Nina zebrała ich w zespół i zabrała do lasu (stąd ich nazwa), gdzie pomogła im się uporać z demonami. Tylko że umarła i zabrakło czynnika spajającego muzyków.

Nina wraca zza grobu i jako duch ponownie stara się pomóc swojemu zespołowi, by zebrali się w celu zagrania ostatniego, pożegnalnego koncertu. Sama rozgrywka jest bardzo prosta: latamy jako duszek i rozwiązujemy nieskomplikowane zagadki logiczne. Podzielone są na trzy zestawy (po jednym dla każdego muzyka). Moim ulubionym było łączenie kabelków w odpowiedniej kolejności, żeby przeszedł przez nie prąd, który sprawi, że zapali się żarówka albo pojawi się most. :')

„The Forest Quartet” nie należy do długich gier. Przejście zajęło mi niecałe półtorej godziny i był to czas dobrze spędzony. Grafika jest bardzo ładna, udźwiękowienie również mi się spodobało. Tym bardziej, że to w końcu projekt bardzo małego zespołu.

Z strony na Steamie można wyczytać:

„The Forest Quartet to projekt osobisty i rodzinny. Kompozytorem oryginalnej muzyki jazzowej jest tato Madsa, głosu Ninie udzieliła jego siostra, a ścieżkę dźwiękową nagrali muzycy należący do Danish Radio Big Band z Kopenhagi w Danii.”

Niemniej na pewno nie zapłaciłbym pełnej ceny (45,99 PLN) za ten tytuł - na szczęście można go kupić za grosze. Tylko że jak wspomniałem wcześniej, sam raczej bym się nie zainteresował tą gierką.

https://store.steampowered.com/app/1620720/The_Forest_Quartet/

Ile zostało gier w backlogu: 362

#gry #steam #neuromantykpisze #przemyslenia
33d3a75a-b6b7-4fc4-bb35-b1247612d892

Zaloguj się aby komentować

Za chuja bym nie poszedł drugi raz do IT. Gdybym mógł się cofnąć w czasie to teraz poszedłbym na medycynę, zrobił specjalizację z radiologii. Siedziałbym sobie w chacie i opisywał rezonanse magnetyczne. Kasa lepsza, zawód bardziej potrzebny, ludziom się pomaga w najważniejszej dla nich sprawie i jeszcze ciekawe to, bo się ogląda przypadki.

#przemyslenia
f173922e-8ca3-41bb-9018-12a0e07ee8fd
Jajco

@evilonep kasa lepsza dopiero po wielu latach, to nie IT gdzie łebki wciągają po 25k. Poza tym dobrze zarabiający lekarze robią w opór godzin. No i ten mit radiologa z laptopem na plaży to bujda xD

Logytaze

@evilonep Jak ja ciebie rozumiem. Wczoraj robiłem pantomogram i tak patrzyłem jak w pokoju siedzi sobie 50-letni chłop, strzela zdjęcia i niczym się nie martwi. Radiolog to praca życia.

Zaloguj się aby komentować

Wczoraj podczas pytań od cioci na #sejm padło coś, co przeszło prawie niezauważone.

Otóż ciocia zapytała pinokia, czy zgadza się z poglądem, że wola ludu stoi ponad prawem. Jest to pogląd jego ojca, który m.in. stanął po stronie Rosji w kwestii aneksji Krymu i ogólnie łatwo zrobiłby karierę w ruskiej TV.

A pierwotnie jest to pogląd wylansowany przez niemieckiego teoretyka prawa Carla Schmitta, czołowego jurysty Hitlera do czasu, aż w latach 40-tych popadł w niełaskę w III Rzeszy.

Generalnie pogląd ten jest narzędziem do wprowadzania autorytaryzmu i totalitaryzmu.

Zagarniamy jak najwięcej zasobów dla partii, wcześniej oczywiście unieszkodliwiając mechanizmy mające temu zapobiegać.

Potem angażujemy zgromadzone ogromne zasoby w propagandę w celu zbudowania przekonania, że chociaż prawo, konstytucja, traktaty itd. coś tam mówią, to jednak ewidentnie lud w tej chwili chce, żeby np. lider naszej partii został dyktatorem.

A wola ludu stoi ponad prawem. Kto staje przeciw woli ludu, tego można nawet przemocą unieszkodliwić, prawo jest tutaj drugorzędne.

Dziwne, że mało kogo szokuje niedawny premier dużego państwa członkowskiego UE w r. 2024 mówiący na komisji śledczej do protokołu, że “wola ludu stoi ponad prawem”.

#polityka #bekazpisu #faszyzm #historia #politologia #filozofia #prawo #przemyslenia
52760278-e611-41c4-885d-89d1ef6ee69a
vredo

Mogła go zapytać, czy jeśli wolą ludu byłoby ogołocenie moradzieckich z majątku czy by się zgodził.

zachlapany_szczypior

@internauta szok to żaden, bo Morawiecki przed śmiercią lizał rowa rosji oż huczało. Młody niczym sie od niego nie różni, tylko jeszcze ma na tyle świadomości żeby nie kłapać jęzorem. Jak będzie w wieku starego, to tak samo będzie pierdolił.


https://youtu.be/5nQ6YJtnxXQ?si=gQlyI63_O4CoDtb7

GrindFaterAnona

@internauta nie wiem co w tym szokujacego - cala ich polityka to "cel uświęca środki".

Zaloguj się aby komentować

Nie macie wrażenia, że nagła ilość pożarów może być powiązana ze służbami BY i RU?

Tak, wiem, że w poprzednich latach ten okres roku to był początek sezonu na grillowane wysypiska ale teraz doszła Marywilska i 10 autobusów w Bytomiu.

#przemyslenia #rosja #wydarzenia
Nemrod

@jarezz Marywilska (i wysypiska) to chyba jest po prostu efekt pewnego specyficznego (i bezkarnego) podejścia do rozwiązywania problemów. Tam były protesty, albo najemcy rozwiązali problem nierozwiązywalnych umów, albo inwestor przygotował grunt pod ciekawszą inwestycję. Byłyby to bardzo dziwne cele dla obcych służb, myślę, że mamy sporo ciekawszych obiektów, składów, magazynów.

666

Oczywiscie ze nie. Co lato plana wysypiska


Kolejna sprawa ze takie podsycanie strachu "to pewnie ruscy podpalaja" to jest dokladnie taka sama taktyka jaka ruscy zastosowali na Ukr malujac jakies znaczki itp a potem piszac o tym w sieci https://www.youtube.com/watch?v=NWopOCOPfik

kotos

@jarezz no na pewno. Zapalanie centrum handlowego w nocy gdzie nie ma ludzi to na pewno terroryzm żeby kupować ruskie i białoruskie ciuchy. Rusz mózgiem heheh.

Zaloguj się aby komentować

Problem incelstwa można by znacząco zmniejszyć gdyby mężczyźni nauczyli się nie nabijać ego kobiet dawaniem im nadmiernej atencji.

#przegryw #zwiazki #przemyslenia
fbed312d-bb3a-4956-a63a-af8ca3c59ae1
pokeminatour

@Al-3_x przy takiej popularności social mediów i tinderów tak się nie da.


Wynika to z łatwosci interakcji jaka dają te portale i chęci zwiększenia swoich szans pisząc do wielu osób.


Ja jedyną szansę na uzdrowienie obecnej sytuacji widzę w

- spadającym poziomie testosteronu w populacji mężczyzn, może kiedyś spadnie na tyle że potrzeby seksualne spadną na o wiele dalsze miejsce niż obecnie

- nasileniu autyzmu cyfrowego połaczonego z jakimiś uzależnieniami od pornografii itp

Zaloguj się aby komentować

Wolfenstein: The New Order

#neuromantykpisze

Ostatnio naszła mnie ochota na krótsze i po brzegi wypełnione akcją gry, tak dla odpoczynku od dłuższych i spokojniejszych gier (najpierw „Planescape: Torment”, obecnie „Baldur's Gate”). Padło na kolejną serię gier, obok której przeszedłem obojętnie - wyjątkiem jest multiplayerowy „Wolfenstein: Enemy Territory”.

A że „The New Order” zgarnąłem kiedyś za darmo w ramach rozdawnictwo w Epic Games Store, to postanowiłem zacząć od tego właśnie tytułu.

Tradycyjnie zacznę od rzeczy, które mi się spodobały:

  • System rozwoju umiejętności. Nie jestem fanem wrzucania elementów rpg do gier, które ich nie potrzebują, jak strzelanki właśnie, ale tutaj nie było to inwazyjne. Są cztery kategorie umiejętności pasywnych: stealth, tactical, assault oraz demolition. Jak nazwy wskazują, odnoszą się one do czterech różnych stylów rozgrywki, o których napiszę za chwilkę. Spodobało mi się to, że kolejne umiejętności odblokowujemy poprzez spełnienie określonych warunków. Na przykład żeby odblokować możliwość eliminowania przeciwników rzucając w nich nożami, musimy po cichu zabić nożem pięciu z nich. Chcemy więcej pocisków w magazynku? Musimy zabić określoną liczbę przeciwników zza osłony. I tak dalej. Wolę to o wiele bardziej od tradycyjnego zdobywania punktów doświadczenia i levelowania postaci, by po awansie móc rozdać otrzymane punkty umiejętności.

  • Różne podejścia. Uwielbiam immersive simy, uwielbiam swobodę w przechodzeniu poziomów. Co prawda „Wolfenstein: The New Order” trudno zaliczyć do tego gatunku, ale doceniam, że twórcy umożliwili przejście części gry po cichu - większość przeciwników można zabić z bliska/daleka nożem czy z pistoletem wyposażonym w tłumik, a tych, których się nie da (ponieważ na przykład mają na sobie grube pancerze), można ominąć, na przykład przekradając się szybami wentylacyjnymi. Jednakże równie często

  • Polski wątek. W pewnym momencie bardzo zaskoczyłem się, kiedy usłyszałem język polski w oryginalnym dubbingu. W trakcie rozgrywki główny bohater trafia do Polski i zaprzyjaźnia się między innymi z Polką właśnie. Miłe urozmaicenie.

  • Realia. Spodobała mi się alternatywna historia, w której to Trzecia Rzesza wygrała drugą wojnę światową i to naziści spuścili bombę atomową na terenie USA. Historia dzieje się głównie w 1960 roku - technologia także poszła do przodu.

  • Easter egg, w którym możemy zagrać w poziom z „Wolfenstein 3D”.

  • Znajdźki. Spodobało mi się to, że w trakcie rozgrywki można znaleźć mapy poziomów i lokalizację znajdziek. Co oczywiście nie przeszkodziło mi w nieznalezieniu niektórych. xD Najfajniejszy był pamiętnik Ramony (albo Ani, wybranki głównego bohatera), w którym opisywała swoje losy i kolejne zabójstwa nazistów.

  • Dwie linie fabularne uzależnione od wyboru dokonanego na końcu pierwszego rozdziału. Z powodu ogromnego backlogu przeszedłem grę tylko raz, więc nie wiem, jak wygląda druga linia fabularna, jednakże spodobało mi się takie rozwiązanie. Dzięki temu gra dodatkowo zachęca do powtórnego przejścia gry, jednocześnie drugie przejście pewnie nie będzie identyczne. Fajna sprawa.

Co mi się nie podobało?

  • Fabuła. Początkowo nie było tak źle, z czasem jednak poziom absurdu stawał się coraz wyższy. Włamanie do bardzo dobrze strzeżonego ośrodka badawczego i kradzież trzech prototypów helikopterów, które potem ukryto praktycznie w kryjówce w centrum miasta? Że też nikt ich nie śledził przez całą tą podróż, nikt nie zobaczył, dokąd lecą et cetera? Włamanie się do bardzo dobrze strzeżonego więzienia i ucieczka z niego, przy okazji uwalniając bardzo niebezpiecznych dla reżimu więźniów? Kradzież U-Boata? Wiadomo, to strzelanka, więc historia nie jest tutaj najważniejsza, jednakże przeszkadzała mi przesada i „plot armor”, który nosiło wielu bohaterów opowieści.

  • Rozbawiła mnie też kwestia eksperymentalnej broni laserowej, a raczej ulepszeń do nich, które... można znaleźć porozrzucane tu i ówdzie. Na przykład w kanałach. xD

  • Bossowie. To chyba mój stały punkt programu w przypadku narzekań na gry komputerowe. Naprawdę trudno jest mi natrafić na tytuł, w którym bossowie są bardzo dobrze zrealizowani. Z reguły są frustrujący albo po prostu nudni. Podobnie było w tym przypadku - wszyscy trzej bossowie byli nudni. A grałem na 4 z 5 poziomów trudności.

Podsumowując: jeśli zignorować głupotki fabularne, to gra się naprawdę dobrze. Model strzelania został dobrze zrealizowany, czuć „kopa” każdej z broni. Oceniam tę grę też trochę przychylniej, ponieważ nie zapłaciłem za nią. :')

#steam #gry #przemyslenia #wolfenstein
41db0c99-adbc-4af1-a732-19d681729189
Bigos

@cyberpunkowy_neuromantyk Polecam iść za ciosem i ograć The First Blood i The New Colossus. I nawet nie myśl o tym żeby zagrać w Youngblood.

Zaloguj się aby komentować

Jest siódmy maja, więc czas na kolejne podsumowanie z kategorii #rainsieogarnia. Heh, już 5 miesięcy jak robię te wpisy i progresu nie widać. Poprawię się do następnego. Z pozytywów: napisałam poprzednio, że pojadę w tym miesiącu choć na krótką wycieczkę - udało się, byłam w jednym całkiem fajnym muzeum motoryzacji gdzie zresztą
doznałam pewnego drobnego olśnienia (będzie ono zresztą pretekstem do następnego wpisu o designie) i zobaczyłam coś totalnie odpalonego. Stay tuned, bo mam zdjęcia.;)
Napisałam też poprzednio, że zabiorę się wreszcie za organizację wycieczki do Wiednia, o ktorej myślę już chyba od 2 lat (gdybym tak sprawdziła swoje "postanowienia noworoczne" od 2022 pewnie tak właśnie by się okazało). Termin zaklepany, bilety kupione, nie ma odwrotu. XD
Z innych pozytywów: dalej regularnie ćwiczę, nawet bez siłowni (czego nie lubię i zwykle nie umiem się do tego zmusić), niech się ten trend utrzyma.
Nie wiem, co mogę jeszcze zaliczyć na plus - ogólnie mam się dobrze, mam całkiem dobry nastrój, a to zawsze należy docenić. W tym miesiącu bowiem udało się nie zaliczyć żadnego zjazdu samopoczucia.
No to teraz ta bardziej obszerna część wpisu, czyli negatywy. Wstyd się przyznać ale zdałam sobie sprawę, że jestem "toksyczna". Rychło wczas, w końcu mam tylko 39,5 roku.xD Ale niestety łatwo swą dupokowatość "przeoczyć" gdy niemal cały czas spędza się samotnie. Nic łatwiejszego niż być dupkiem, gdy nosi się w sobie mieszankę różnych resentymentów, niskiego poczucie własnej wartości, arogancji, ale też świadomości, że w pewnym sensie wykroczyło się poza poziom swojego otoczenia. Zodiagnozowanie dupkowatości to jedno, ale jak ją w sobie zwalczyć? Jakieś pomysły?
Mój drugi niestety nadal nieprzezwyciężony problem to brak samodyscypliny i uleganie chwilowym impulsom - postawcie przede mną jakieś ciastka, a zawsze ze mną wygrają. To się musi skończyć.
Nie przedłużając: zadaniem na następne 30 dni jest robienie jak największej liczby rzeczy, które są trudne i których robić nie lubię, np. nie znoszę pracować w czytelni bibliotecznej, wolę we własnym domu. No więc czytelnio uniwersytecka szykuj się - będziemy się teraz często widywać. I tym podobne rzeczy. Amerykańscy guru motywacji mówią, że rozwój tkwi w robieniu rzeczy, które są dla nas niekomfortowe. Lepiej by mieli rację.
Gdy podejmowałam się spisywania tych miesięcznych raportów ogarniania się miałam nadzieję, że będę miała coś innego do napisania niż tylko relacje o swoich failach, stanowczo muszę się bardziej przyłożyć i wziąć sprawę bardziej na poważnie. To jest moje zobowiązanie do 7 czerwca.
Ogólnie - czuję, że potrzebuję kogoś, kto mógłby być dla mnie wzorem do naśladowania, ale nie potrafię kogoś takiego znaleźć, może pomogło by mi to w tej próbie stania się lepszym człowiekiem i sprawieniu, że moje życie będzie dla mnie samej bardziej satysfakcjonujące. Przecież to właśnie o to chodzi w tej całej próbie ogarnięcia się.
Kończąc: kiedy będę do Was pisać za miesiąc już będę chyba po wielkim rozstrzygnięciu tego czy dostanę historyczny awans, czy nie. W obu przypadkach, paradoksalnie, odetchnę z ulgą, bo nie wiem, czy udźwignę wiążące się z tym obowiązki. No zobaczymy.
#przemyslenia
Pan_Buk

@rain Kojarzę Cię z wątku o siłowniach, zamieniliśmy o tym kilka słów, podziwiam Twoją systematyczność wpisów. Niestety nie dotrzymałaś jednej ze swoich obietnic, to znaczy wpisów o architekturze.

Ja o tym czytam sporo na Facebooku, ciągle dostaję propozycje dołączenia do różnych grup na ten temat, pewnie dlatego, że prowadzę grupę o miastach.

nobodys

@rain


Ogólnie - czuję, że potrzebuję kogoś, kto mógłby być dla mnie wzorem do naśladowania

W teorii to właśnie rodzice powinni być takim wzorem do naśladowania, ale w praktyce.. niestety bywa różnie


Udanej wycieczki w Wiedniu

Zaloguj się aby komentować

Czy podwójne nazwiska u kobiet to moda czy może konieczność? Co myślicie?

Od kilkudziesięciu lat widzę narastającą modę u kobiet na zachowywanie swojego nazwiska panieńskiego i łączenie go z nazwiskiem męża. Nie do końca rozumiem po co jest to robione.

Dawniej kiedy kobiety rzadko obejmowały ważne stanowiska (doktor medycyny, profesor prawa, itp.) oraz / lub kiedy przodkowie słynęli ze swoich wcześniejszych dokonań w równie istotnych dziedzinach, zachowywały one swoje nazwisko panieńskie żeby utrzymać jego prestiż. Kompletnie to rozumiem.

W dzisiejszych czasach nazwisko panieńskie po ślubie utrzymuje ponad 10% kobiet zawierających małżeństwo rocznie. Oczywiście prestiż w wykonywanych przez nie zawodach nie zawsze jest duży. I owszem, robią to bo mogą. Czy jest jednak tego głębszy sens mając na uwadze powody dla jakich było to robione w przeszłości?

Pracując w międzynarodowym środowisku od 10 lat w żadnym innym kraju nie zauważyłem tej tendencji na tak wysokim poziomie jak u polskich kobiet. Z moich obserwacji podwójne nazwiska w Europie są wręcz rzadkością przy ilości polskich przypadków.

Wydaje mi się, że niesie to więcej komplikacji i trudności w prozaicznych sytuacjach typu wypełnianie formularzy, wzywanie kogoś po imieniu i nazwisku przez osobę obcojęzyczną lub nadawanie nazwiska dziecku a potem tłumaczenie dlaczego mama nazywa się inaczej. Dodatkowo kolejne komplikacje przy częstych w Polsce rozwodach, kolejne zmiany dowodów, druki, etc.

Czy chodzi tu o podreperowanie swojego ego i podkreślenie swojej wyjątkowości? Podejrzewam, że tak. Jest to po prostu modne i kobiety starają się być jak najbardziej jak mężczyźni, nawet kosztem śmieszności. Często bowiem są to zlepki dwóch, można powiedzieć śmiesznych, nazwisk typu Garwinek-Bryłka albo Kukułka-Leszczyna. Jak dla mnie efekt takiego nazwiska jest odwrotny od zamierzonego, uśmiecham się z politowaniem nad korpo-sarenką klepiącą tabelki w Excelu i mająca wrażenie brzmiącej poważnie jak niegdyś wyemancypowane lekarki czy prawniczki.

A może jednak mają one powody do zachowania swoich nazwisk (poza bo mogę)? Co myślicie?

#przemyslenia #dyskusje #kobiety #malzenstwo

Czy podwójne nazwiska u kobiet to moda czy konieczność/jest ku temu ważny powód?

317 Głosów
BajerOp

@bishop no moja babcia w 1948 siedziała za dużo w korpo i na tiktoku dlatego ma dwa nazwiska.

Wido

Chodzisz sobie po świecie jako Anna Kowalska załóżmy 28 lat, tak cię wszyscy znają, tak o sobie myślisz przez całe życie i nagle masz zmienić nazwisko na Nowak bo tak, tradycja. A jak się rozwiedziesz to co, znowu Kowalska, a jak ponownie wyjdziesz za mąż to Wiśniewska? A jak masz dzieci z tych dwóch związków to co wtedy? Według mnie każdy może zostać przy swoim nazwisku, a dziecko dostać podwójne i sprawa załatwiona jeżeli chodzi o praktyczne podejście do tematu. Tylko op nie patrzy na praktyczność, tylko jest niechętny na zmianę tradycji, więc najlepiej każdą zmianę nazwać modą, bo to umniejsza i ośmiesza

Bojowy_Agrest

Imo zmiana nazwiska po ślubie to jakiś archaizm. A dwuczłonowe nazwisko elegancko ten "problem" rozwiązuje.

Zaloguj się aby komentować

Dziwne rzeczy się tu dzieją, ludzie znikają w niewyjaśnionych okolicznościach...

Gdyby coś mi się stało, to powiedzcie mojej babci, że jej TOPinka postował tak, jak trzeba.

#gownowpis #przemyslenia
Gepard_z_Libii

Błazen do Inki się porównał

masakra

vredo

O jejku, bardzo mi z tego powodu wszystko jedno.

Zaloguj się aby komentować

Widziałem narodziny i upadek sharing economy. Pamiętam jak na studiach jeździłem po Europie, z Krakowa do Wenecji blablacar kosztował chyba 60 zł, co prawda jechaliśmy przez Bratysławę, a za paliwo służył olej rzepakowy no ale było tanio xD
Potem po wloszech też blablacarem jeździłem za grosze. Nocleg w wenecji z couchsurfingu, gość miał potem wpaść do mnie do Krk ale jakoś się nie udało dograc terminu. W Wiedniu spałem w pięknym mieszkaniu z tarasem na dachu z airbnb, dziewczyna, która tam mieszkała zostawiła nam nawet rzeczy do zjedzenia bo wyjeżdżała do rodziny. Wszędzie były jej ciuchy, więc trzymaliśmy ubrania w torbach. Świetny to był model, można było poznać fajnych ludzi i podróżować za pół darmo. Teraz wszystkie te usługi się skomercjalizowaly, na airbnb głównie apartamenty na wynajem, blabla car stal sue platforma dla przewoźników, a coachsurfing ledwo zipie. Są grupy na fb ale to trzeba się naszukac i nie są globalne. Szkoda, fajne to były rozwiązania.

#przemyslenia trochę #podroze
NiebieskiSzpadelNihilizmu

ABnB od kiedy zostął skomercjalizowany, to stał się rakiem wyniszczającym centra miast. Jak ze wszystkim- póki to były nieformalne usługi oparte o luźne relacje to to zajebiście działało, bo polegało po prostu na dogadaniu się z drugą osobą. No ale oczywiście musiał na tym położyć łapy gównobiznes, który stwierdził, że skoro tak to zajebiście działa, to to jest od tego momentu ich strata, bo na tym nie zarabiają i tak nie może być. Więc oni sobie to wezmą, tylko jeszcze przy okazji dojebią korpobullshitu pod korek, regulamin z 5736205802 paragrafami i podpunktami i inne wymysły typu esg, które sami sobie stworzyli, żeby się brandzlować przed innymi jacy to są zajebiści. I wielkie zdziwienie, że fajny pomysł pada.

rith

@edantes chyba ze 3 długie wyjazdy ogarnąłem prawie za free przez couchsurfing, reddita, Wypok i skype (napisałem do przypadkowych osób z danego miasta czy mnie nie przenocują xD). Piękne to były studenckie czasy jak nocleg za butelkę taniej wódki się załatwiało ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Orzech

@edantes Też trochę tego zaluje, ale w niektórych miejscach (USA np.) Airbnb w tym stylu ma się jeszcze dobrze. Niektóre stany mają wymogi dotyczące tego, żeby właściciel mieszkania mieszkał naprawdę w danym miejscu, jeśli chce je podnajmować na Airbnb.

Zaloguj się aby komentować

Całkowita biomasa planety wynosi około 550 miliardów ton węgla. Blisko 82% całkowitej biomasy stanowią rośliny (450 miliardów ton). Drugą grupę stanowią bakterie – 70 miliardów ton (13%). Udział ten może być wyższy, gdyż bakterie prawdopodobnie w sporej ilości występują głęboko pod ziemią, w skałach litosfery.

A co, jeśli - biorąc pod uwagę, że jelita 'są drugim mózgiem', w sporej części decydują o naszych emocjach, decyzjach i ogólnym samopoczuciu emocjonalnym i psychicznym (a to wynika z odpowiedniej flory bakteryjnej) - co jeśli jesteśmy jakąś tam iteracją ewolucyjną bakterii? Co jeśli jesteśmy kurwa BAKTERIAMI?

#rozkminy #przemyslenia #nauka #biologia
dzangyl

@Michumi nic, nasze istnienie nadal pozostaje bez jakiegokolwiek znaczenia i sensu.

m-q

Nie jesteśmy bakteriami, tylko bio-mechami sterowanymi przez bakterie

VonTrupka

My bakteriami?


Prędzej pasożytami (´・ᴗ・ ` )

Zaloguj się aby komentować

#jakzyc #przemyslenia

Byłem dziś u rodziców. Trochę mnie momentami nudziło siedzenie z nimi w pokoju więc wychodziłem na balkon.
Mam takie przemyślenia, że świat jest piękny i niesamowity. Te drzewa wyrastają i inne krzaki i wszystko się zieleni albo kwitnie na różne kolory i chmury na niebie i ptaki itp, itd.
Ludzie mi psują wygląd świata. Nie piszę w tym gimbusowatogniewnym sensie, że gatunek niszczy planetę i lepiej, gdyby wyginęli i co tam jeszcze niektórzy piszą - wiecie o jakie zjawisko i wpisy mi chodzi
Moje przemyślania tyczą się estetyki. Kręci się po świecie pełno pokracznych, dysplastycznych ludzi. Są też oczywiście piękni ludzie, ale z balkonu nie dojrzałem ani sztuki

Mam jeszcze drugie przemyślenie. Jeśli codziennie nauczę się nowej rzeczy, to pod koniec tygodnia będę umiał znacznie więcej niż na jego początku. Czy jest to możliwe? To już zależy od tego, jak rozumieć "nauczę się nowej rzeczy". Generalnie jest. Nic tak nie motywuje jak sukces i nic tak nie demotywuje jak porażka. Hint: nauczenie się nowej rzeczy to nie tylko opanowanie jej w stu procentach, ale również przejście z 30 do 70. W przeszłości byłem dla siebie zbyt surowy
Polecam wydrukować i w antyramę

Zaloguj się aby komentować

Jest to długi wpis, ale ważny dla mnie wpis bo zdałem sobie sprawę jak utożsamiam się z fragmentami bo w środku jestem edgy 13 latką.Nie wiedziałem też czy pisać linijka po linijce dla lepszej przejrzystości jednak zostałem przy całym zwrotkach.

Siema misie malinowe,
katuję w kółko jeden album i chciałbym wam przybliżyć "I hate it here" https://www.youtube.com/watch?v=BpkmUfv1I4Q&list=PLINj2JJM1jxOxE-4mVaEJCEzO1CiR0Cwm&index=23&pp=iAQB8AUB o najbardziej podoba mi się ze względu na ilość motywów i podmiot liryczny jest tutaj najlepiej przedstawiony. Chodzi mi o to,że najwięcej się o nim można dowiedzieć.

1.zwrotka:
Quick, quick, tell me something awful
Like you are a poet trapped inside the body of a finance guy
Tell me all your secrets, all you'll ever be is
My eternal consolation prize
You see, I was a debutante in another life, but
Now I seem to be scared to go outside
If comfort is a construct, I don't believe in good luck
Now that I know what's what
Tutaj podmiot liryczny wskazuje na to, że człowiek nie jest jedynie tym na kogo się prezentuje jak np. sztywny finansista lecz też ma wrażliwe wnętrze.Chce dowiedzieć się o sekretach drugiego człowieka traktując ich poznanie jako nagrodę pocieszenia jeśli nie uda się nawiązać głębszej relacji.Co pokazuje otwartość na ludzi i chęć poznawania ich jednak z obawami, że nie uda się.Podmiot nie jest zwykłym człowiekiem bo sam mówi wprost o innym życiu mając z niego widzi jak teraz się boi, oraz neguje komfort i szczęście bo to tylko zbędne konstrukcje dla nieświadomych.

2.zwrotka
I hate it here so I will go to secret gardens in my mind
People need a key to get to, the only one is mine
I read about it in a book when I was a precocious child
No mid-sized city hopes and small-town fears
I'm there most of the year 'cause I hate it here
I hate it here
Pokazuje niemoc odnalezienia się we współczesnym świecie, kompleksy spowodowane byciem z małej miejscowości przez co większość roku musi chować się w swoim umyśle wizualizując ogród gdyż wśród natury znajduje ukojenie. Będąc zagubionym dzieckiem czytał też książki by zrozumieć co jest z nim nie tak(ale jeszcze o tym, że nie pasuje do ludzi będzie w następnej zwrotce).

2.zwrotka:
My friends used to play a game where
We would pick a decade
We wished we could live in instead of this
I'd say the 1830s but without all the racists
And getting married off for the highest bid
Everyone would look down 'cause it wasn't fun now
Seems like it was never even fun back then
Nostalgia is a mind's trick
If I'd been there, I'd hate it
It was freezing in the palace
Tutaj moja ulubiona zwrotka , w której eksplorujemy wrażliwość i pragnienia bohaterki. Niechęć do rasizmu wskazuje wrażliwość na krzywdę innych ludzi, oraz równe ich traktowanie. Od dziecka potrzeba miłości i myślenie o ślubie. Wracamy też do zagubienia ponieważ nie potrafi się odnaleźć wśród rówieśników i mówiąc szczerze o swoich potrzebach podczas zabawy rujnuje ją, traktuję to bardzo osobiście ponieważ mam dokładnie to samo. Nie lubi nostalgii lekceważąc ją traktując jako sztuczkę umysłu, która ją mrozi.

przejście:
I hate it here so I will go to lunar valleys in my mind
When they found a better planet, only the gentle survived
I dreamed about it in the dark, the night I felt like I might die
Zjazdy psychiczny czując śmierć więc ucieczka w głębie umysłu też nie jest ogrodem lecz ciemną doliną i jedynie księżyc daje światło, pojawiają się myśli o szukaniu innej planety, na której mogliby żyć tylko rzetelni ludzie. Prawdopodobnie podmiot liryczny został przez kogoś też skrzywdzony i myśli o tym.

łącznik:
I'm lonely, but I'm good
I'm bitter, but I swear I'm fine
I'll save all my romanticism for my inner life and I'll get lost on purpose
This place made me feel worthless
Lucid dreams like electricity, the current flies through me
And in my fantasies, I rise above it
And way up there, I actually love it
Oszukiwane samego siebie z bezradności. Nie mogąc spełnić pragnienia o miłości będąc samotnym wmawia sobie, że jest wszystko w porządku chociaż też widzie swoje: zgorzknie, zagubienie, stracenie poczucia własnej wartości, co skutkuje schowaniem swoich uczuć głęboko w sobie na inne lepsze życie.Teraz zostaje jedynie fantazjowanie we snach, które sprawia przyjemność. Podoba mi się ta nadzieja na lepsze życie bo ja jej nie posiadam.

Pisząc to zdałem sobie sprawę, że nad 2 zwrotką i łącznikiem mogę się w pełni podpisać z wyjątkiem kompleksów małomiasteczkowych. Z refrenem to jedynie nie mam bezpiecznej strefy w umyśle a zakładam słuchawki i staram się ignorować to co się dzieje dookoła.Serio ten kto to pisał ma łeb i podoba mi się bardzo.

#muzyka #przemyslenia

Zaloguj się aby komentować

Obejrzałam właśnie na kanale Prostracji film o dramie między Blanką Lipińską a aktorką, która zagrała Laurę w 365 dni (link: https://www.youtube.com/watch?v=g3qDpMWV_ho ) i ło Jezu, ale obie baby odkleiło xDD

DW: pod koniec kwietnia Anna Maria Sieklucka (filmowa Laura) udzieliła wywiadu dla Wprost, który, z braku większych osiągnięć w karierze aktorki, kręcił się wokół 365 dni (wywiad dostępny jest tutaj https://rozrywka.wprost.pl/11658898/gwiazda-365-dni-odcina-sie-filmu-nie-zgadzam-sie-z-jego-wartosciami.html niestety za paywallem). Sieklucka pojechała po filmie, że patriarchat i seksizm i że teraz to w ogóle by w czymś takim nie zagrała, no ale że była młoda i głupia, to zagrała.

xDD

Zacznijmy od tego, że kiedy Sieklucka przyjmowała angaż do 365 dni, książka była już, niestety, bestsellerem na polskim rynku. I była już od dawna krytykowana za romantyzowanie przemocy w związku i zachowań patologicznych. Np. na blogu Niezatapialna Armada Kolonasa Waazona pojawiła się analiza całej trylogii, z dość licznymi komentarzami, dlaczego 365 dni to dzieło kiepskie i szkodliwe.
To nie był żaden scenariusz oryginalny, który wcześniej czytali jedynie scenarzysta, reżyser i producent.
Wątpliwe jest też, że aktorka dostała do ręki scenariusz, który w ciągu kręcenia filmu tak bardzo się zmieniał, że wersja ostateczna w niczym nie przypominała tej pierwotnej.
Więc no sorry, ale jakoś nie chce mi się wierzyć, że nie wiedziała, na co się pisze. Bujać to my, ale nie nas.

I te zasłanianie się wiekiem, że była zbyt młoda, żeby zrozumieć, czemu nie warto grać w tym filmie. Sieklucka sama przyznaje w wywiadzie, że w momencie otrzymania propozycji miała 26 lat. Według polskiego prawa, była więc od 8 lat jednostką w pełni zdolną do podejmowania samodzielnych decyzji. I co, naprawdę nie wiedziała, o czym ten film będzie opowiadał i na co się pisze, przyjmując role? Wychowała się w klasztorze i wyszła z niego tuż przed tym, jak dostała angaż i dlatego była taka nieświadoma świata?

Z tym, że nie wiedziała, że nagle stanie się tak popularna, to też bujanie. O ile światowy fenomen tego filmu po wrzuceniu go na Netflixa rzeczywiście był zaskoczeniem, tak w Polsce wiadome było, że 365 dni odniesie kasowy sukces, bo na seans szykowali się i fanki, i hejterzy. Więc popularność nad Wisłą była gwarantowana.
I też niech tak nie narzeka, jak bardzo jest jej źle, bo ludzie utożsamiają ją z Laurą. No wiadomo, to kiepska sytuacja, ale podobne doświadczenia ma każdy aktor, który zagrał głośną rolę.

O ile narzekania Siekluckiej idzie zrozumieć, bo mimo wszystko po występie w tych gniotach została zaszufladkowana, tak odcinanie się Blanki Lipińskiej od złej sławy 365 dni to jakiś glitch w Matrixie xDD Co to się stanęło, to ja nawet nie xDD Przecież zawsze w wywiadach tak broniła tego szitu, że tego chcą czytelniczki, że Massimo to ideał męskości, że tak wygląda prawdziwa miłość itd. Co zaszło, że jej się nagle odwidziało? Przeżyła duchowe oświecenie jak Gonciarz? Bo jeśli to reakcja na krytykę w stylu „nie no, co wy, ja przecież żartowałam, przecież to jest thriller o toksycznej relacji, to nie było na poważnie”, no to się spóźniła o ładnych parę lat.

Generalnie zachowanie obu pań przypomina mi zachowanie gwiazdek filmów przyrodniczych, które, jak już wypadną z branży, nagle doznają religijnego oświecenia i zaczynają potępiać środowisko, w którym zyskały sławę. Tylko w takie szczere spowiedzi i deklaracje post factum i tak nikt wierzy.

#przemyslenia #przemysleniazdupy #filmy #ksiazki #patologia #logikarozowychpaskow
e4388309-25f8-41bc-8063-513b90079735
jajkosadzone

Typowe robienie wokol siebie szumu,byle istniec w mediach.

Przeciez trgo typu celebryci z tego zyja xD

Dzisiaj mowia to,jutro tamto

jajkosadzone

@AndzelaBomba

Jej tez zalezy na robieniw szumu wokol siebie,bo na tym zarabia.

365 dni najlepsze dni(xD) ma juz za soba,zarobilo ile trzeba wiec warto odgrzac tego kotleta,mpze znowu cos wpadnie

Whoresbane

@AndzelaBomba No ale taguj #makulatura a nie #ksiazki

Zaloguj się aby komentować

żyję życiem, które dla niektórych może być marzeniem

#przemyslenia #zycie
def

To mały krok dla człowieka, ale dla karła normalny.

cotidiemorior

@Skipper1231 przeciętny Polak, który jęczy i narzeka na wszystko żyje życiem, które jest marzeniem dla większości ludzi z tej planety ¯\_(ツ)_/¯

Zaloguj się aby komentować

#przemyslenia #motywacja #przyniedzieli

Już dość dawno temu przyszła mi do głowy taka myśl, że mój dzień trwa tyle samo, ile trwał dzień takiego Leonarda da Vinci. On był "artysta i uczony: malarz, rzeźbiarz, architekt, inżynier, a także odkrywca, matematyk, anatom, wynalazca, geolog, filozof, muzyk, pisarz", a ja jestem Fenomen na Hejto. Różnica niby niewielka, ale dla mnie jednak znacząca

Teraz se rozpisałem dobę na kartce. Po odliczeniu 8 h na sen, zostaje 16. Leonardo nie musiał spędzać ośmiu godzin w robocie, ale lo and behold ja też nie muszę Leonardo jednak utrzymywał się z tych swoich wymienionych wyżej rzeczy, a ja niestety nie utrzymuję się z wynajdowania machin latających (bądźmy szczerzy - głównie dlatego, że już zostały wynalezione ). W każdym razie jak odliczę od 16 godziny poświęcone na zdobywanie pożywienia, to tak naprawdę zostaje jeszcze dużo czasu.
Dlaczego ten czas marnuję? Bo marnuję - to nie podlega dyskusji. Zamierzam to zmienić, tak że ten..

Jest jeszcze taki mały problemik, że ja bym bardzo chciał te 8 godzin spać. Ale nie śpię. Bynajmniej nie zwiększa to mojej produktywności. Ale to jest rzecz drobna. Żadna wymówka. Tak tylko informacyjnie.

Udanej niedzieli wszystkim!
35edfc56-03f9-4a23-9ba2-ca86c7f4ecbb
Sahelantrop

@KLH2 Ten cały Leonarda da Vinci to nawet konta na Hejto nie miał, więc do Ciebie nie ma podejścia.

Zaloguj się aby komentować