Lata 90., piracka telewizja ze studiem w szopie. I to ogląda cały Gdańsk i okolice. Co to w ogóle jest za historia?
No, tak się mówiło, "szopa". W rzeczywistości Sky Orunia nadawała własne programy z przystosowanego pomieszczenia gospodarczego na posesji swojego założyciela. Antena znajdowała się na dachu domu, a potem na iglicy, która chroniła linie energetyczne. Przy dobrych wiatrach – dosłownie, bo to zależało od pogody – dzielnicowa telewizja docierała nawet do Elbląga.
Myślisz, że ta historia musiała się tak skończyć?
Myślę, że mogło się to w ogóle wydarzyć tylko w latach 90. i tylko na Oruni, gdzie mieszkańcy wszystko robili po swojemu. To działało na szalonych, dziwacznych zasadach dlatego, że zebrała się grupa entuzjastów, którym bardzo się chciało. W 1995–1996 ten zapał się skończył. TVN, Polsat robiły własne seriale, pojawiła się naprawdę poważna telewizja. Myślę, że ludzie z pierwszych lat Sky Oruni poczuli, że na samej pasji się daleko nie zajedzie. W kapitalizmie nie wygrywa fajniejszy pomysł, tylko lepszy biznesplan. A oni chcieli w końcu wyremontować mieszkanie, kupić samochód, a nie siedzieć za pół darmo po nocach w studiu telewizyjnym. Lata 90. robiły się mniej szalone. Chyba już wszyscy oczekiwaliśmy po prostu normalności.https://weekend.gazeta.pl/weekend/7,177333,30784536,to-byla-bardzo-rozrywkowa-telewizja-mozna-bylo-puszczac-disco.html#s=BoxWeekSl-4-1
#prl #historia #telewizja #gdansk #ciekawostki #gruparatowaniapoziomu
Zaloguj się aby komentować