Kolejna trzecia już część mojej opowieści #naopowiesci
Będzie więcej części bo na pewno nie zmieszczę się w czterech, póki co ten sezon będzie miał co najmniej 6 odcinków. Deadline 01.09.24r na pewno zostanie przekroczony, gdyż w mojej opowieści jest zbyt dużo problemów z różnej maści mniejszościową hołotą do rozwiązania. Zresztą w Kawiarence #zafirewallem zasady są luźne.
Część druga tutaj , w niej link do części pierwszej
***
Teddy McPerson wiercił się niespokojnie przy swoim biurku i raz po raz spoglądał na drzwi biura szeryfa. Zbierał się na odwagę i gdy już miał wstać to cała odwaga z niego momentalnie uchodziła. I tak od dwóch godzin.
- Kurwa mać Teddy, czego chcesz?! - ryknął Kowalsky zza drzwi. Szeryf ewidentnie miał szósty zmysł.
Zastępca pojawił się w drzwiach i ze zmęczoną od wysilku intelektualnego twarzą starał się ubrać w słowa plątaninę myśli.
- Szeryfie... Zastanawiam się...
- Nad czym?
- Dlaczego go nie zapytaliśmy o tego dzieciaka?
- A po co?
- No, żeby się przyznał albo co...
- Przecież wiem, że to on - wzruszył ramionami szeryf - mi jego przyznanie niepotrzebne
- A co on mówił o tych trzech którzy się powiesili zanim wtedy uciekł? Że szeryf dobrze wie jak skończyli...
- A kto go wie o co mu chodziło? Coś jeszcze? - zakończył dyskusję Kowalsky
- To wszystko.
Zastępca odwrócił się i pomaszerował do siebie. A Kowalsky zaczął się zastanawiać czy Teddy rzeczywiście jest idiotą za jakiego go miał czy tylko tak dobrze go udaje.
Jeszcze tylko tego brakowało, żeby pilnować tego cymbała - pomysłał - Gdyby się babą urodził byłby dziwką, tak jak jego siostry? Ciekawe jaką babą byłby Teddy? Czy tak grubą jak Rose, kościstą jak Mary czy śliczną jak Amy? Teoretycznie, gdyby nie zbieg okoliczności to za zastępcę mam dziwkę - podsumował w myślach. A dziwkom nie wolno ufać. Wstał i udał się do wyjścia.
- Teddy, wychodzę, wrócę późno, wszyscy mają się trzymać z dala od więźnia, ty też. Jak wrócę to będziesz wolny do jutrzejszego wieczora
- Tak jest szeryfie
Kowalsky skierował się prosto do burdelu. Wziął pokój, zamówił kąpiel i postanowił zabawić się z Amy. Ale co innego zaprzątało mu myśli. To były godziny próby.
Teddy przez trzy kwadranse dzielnie bił się z myślami. Szeryf nic mu nie wyjaśnił, po prostu uciął dyskusję. Nie dawało mu to spokoju. Po czwartym kwadransie postanowił zejść do więźnia i samemu go przepytać. Zamknął starannie drzwi do biura, zaryglował od wewnątrz, a jak szeryf wróci i zacznie się dobijać to powie, że chciał się chwilkę przespać. Uspokojony tym genialnym pomysłem, wziął lampę i zszedł do piwniczki. Nie zapomniał wziąć też dzbanka wody i pajdy chleba której nie dojadł na lunch.
Smoluch tak jak poprzednio siedział skulony w kącie. Jak tylko zobaczył światło to wymamrotał
- Wody...
Teddy stanął przed celą, spojrzał na pełny kubek i spytał zawadiacko
- Dlaczego nie wypiłeś?
- Wody... powtórzył smoluch
- Dam ci czystą wodę i chleb ale odpowiesz na moje pytania
Smoluch kiwnął głową energicznie
Zastępca podniósł kubek, wylał wodę i napełnił świeżą. Podał więźniowi przez kraty. Smoluch wypił duszkiem zawartość.
- Dziękuję. Pytaj więc.
- Zabiłeś tego chłopaka na farmie?
- Tak.
- Dlaczego?
Murzyn cofnął się do głębi celi i zamilkł. Teddy spróbował z innej strony.
- A co z twoimi wspólnikami sprzed lat?
- O to powinieneś zapytać szeryfa.
- Pytam ciebie.
- Czyżby szeryf się nie chwalił? - zdziwił się smoluch
- Nie chrzań tylko odpowiadaj.
- Obecny szeryf a wtedy zastępca był w mojej celi tylko raz. Powiedział, że mnie uroczyście powiesi a reszta tutaj skończy.
- Wiedziałem, że nie kłamie. Jego ojciec był człowiekiem honoru a on to diabeł wcielony - dodał po chwili
- Dlaczego szeryf pozwolił ci uciec?
- To długa historia
- Nie spieszy mi się... - rzekł Teddy i oparł się o ścianę
- Personowie cieszyli się złą sławą w całym stanie. Każdy miał krewnych którzy dostali się w ich krwawe łapy
- Więc postanowiłeś wymordować całą rodzinę?
- Nie musiałem nawet szukać pomocników, sami do mnie przyszli, wybrałem trzech najbardziej zawiętych. Przysięgliśmy sobie, że jak nam się nie uda to spróbują następni.
- Ale się udało.
- Nie do końca.
- Jak to? - zdziwił się mcPenny
Smoluch głęboko westchnął. Pamiętał każdą sekundę tamtej nocy. Bardzo długiej nocy, najdłuższej w jego życiu.
Farma Personów była okazalsza niż inne. NIezliczone ilości akrów ziemi które niegdyś uprawiali niewolnicy teraz służył za pastwiska. Przyczajone przy stajni czarnuchy dyskutowali przyciszonymi głosami
- Pamiętajcie, nie krzywdzić nikogo ze służby - przypomniał najczarniejszy z nich
- Jasne - pokiwała głowami trójka pozostałych
- Uwe mówię poważnie, tej nocy umrzeć mają tylko Personowie...
- Zaczynamy, po cichutku...
Przyczajone postacie skradały się w stronę posiadłości właścicieli. Zgodnie z planem, weszli do środka od ogrodu, Kal wdrapał się na dach oranżerii i jednym susem znalazł się na balkonie na piętrze. Smoluch po chichutku poradził sobie z zamkiem w bocznych drzwiach i razem z Abe jak duchy wsunęli się do środka. Uwe miał czekać na zewnątrz w pogotowiu.
Abe skradał się korytarzem w stronę holu aż jego uszu dobiegły dzwięki ożywionej rozmowy w jednym z gabinetów. Teraz albo nigdy - pomyślał. Wyciągnął nóż i Z impetem wparował do środka. Dwie kobiety zamarły w bezruchu, poznał je od razu. Z fotografii które mógli obejrzeć w gazetach. Personowie nie stronili od prasy, wręcz przeciwnie, wszędzie było ich pełno. To była stara Personowa i jej synowa. Palcem nakazał milczenie i pokazał na pierścionki na dłoniach. Te zaczęły je pospiesznie zdejmować i wtedy Abe zaatakował. Na młodszą wystarczyły dwa ciosy w piersi, upadła bez słowa, stara zaczęła się drzeć więc podciął jej gardło. Porzęzij sobie kurwo - powiedział lodowatym głosem
W tym czasie Kal na górze szukał sypialni dziecięcych. Krzyki starej Personowej obudziły seniora który czym prędzej wybiegł z dwururką ale Smoluch przyczajony do ściany zaatakował go jak żmija. Jeden szybki ruch i Theodore Person pada na wznak jak rażony gromem. Teraz to będzie zabawa - powiedział murzyn biorąc do ręki strzelbę.
Wtem w jednym z pokojów przed nim rozbrzmiewa płacz przechodzący w szloch i gorączkowe uspokajanie. Czarnuch wparowuje do środka i widzi przed sobą murzynkę tulącą małą blondyneczkę która patrzy na niego wielkimi, przerażonymi oczami.
- Odłóż ją i wynoś się! - krzyczy
- Nie - odpowiada spokojnie niańka
- Bo i ciebie zapierdolę! - strzela w sufit
- Boga się boję a nie ciebie szubrawcu!
Smoluch strzela, zdobiona drewnem ściana w ułamku sekundy staje się mozaiką czerwieni, różu, fragmentów kul, tkanek i kości. Bezgłowe ciało wciąż trzymające dziecko pada na dywan. Mała Betsy płacze, jest cała we krwi ale nawet nie draśnięta. Murzyn strzela ponownie. I rozlega się tylko głuchy dzwięk iglicy. Noż kurwa! - krzyczy. I tłucze dziecko kolbą jak oszalały, aż małe ciałko staje się wiotkie jak worek szmat i cichnie na wieki. W tej samej chwili ktoś zrywa się spod łóżka i wybiega z pokoju. Malec kieruje się w stronę schodów na dół.
Uwe słysząc strzały i krzyki wparowuje do środka. Najmłodszy z Personów od razu zobaczył go z góry i przezornie jego bieg przeszedł w skradanie. Murzyn wbiegł na górę, nie dostrzegając malca ukrytego za solidnym krzesłem, który teraz przed sobą ma tylko schody i otwarte na oścież drzwi, tylko tam dobiec...
A Smoluch już krąży po parterze, spodziewa się tu zastać jeszcze braciszków Personów, wiecznie pijanego Roba i inteligencika Eddyego. Roba znajduje w jadalni. Leży na krześle i stole zarazem wśród pustych butelek.
- Ktoś ty? - bełkocze
- Śmierć - odpowiada Smoluch
- A to Pani... heep... nie do mnie... ojciec... trzeci... heeep... pokój po lewej... heep... na górze
Czarnuch wbija mu nóż aż po samą rękojeść. I jeszcze raz. I ponownie. Jakie to było łatwe - pomyślał Smoluch.
Eddyego znajduje skulonego w spiżarni.
- Wyłaź!
- Niee... - odpowiada struchlały szukając okularów na podłodze
- To ci pomogę - smoluch wyciąga go za włosy i rzuca na podłogę jadalni.
Eddy widząc niewyraźnego trupa wie, że to już koniec.
- Naukowo udowodniono, że czarnuchy są bardziej skłonne do agre...
Murzyn nie dał mu skończyć, dzgając go bez pamięci. Napluł na zwłoki i udał się wolnym krokiem do holu, gdzie czekali już kompani.
- Wszyscy?
Odpowiedziała mu cisza.
- Kurwa, wszyscy?
- Wnuczka nie żyje - zaczęli wyliczać
- Stary Person też nie
- Stara, synowa i dwóch synalków też już w piekle
- Smarkacz uciekł... - powiedział ze smutkiem Smoluch
Przetrząsnęli całą rezydencję a po malcu ani śladu.
- Nie znajdziemy go, może uciekł w pola?
- Kurwa mać! Kurwa mać! - Smolucha już diabli brali ze wściekłości
- Podpalmy chatynkę, jak tu gdzieś jest to się usmaży - wtrącił Uwe
- Dobra myśl - przytaknął szybko Kal
Po paru chwilach pożar był widziany już z miasteczka, w oddali rozlegały się strzały.
- Nic tu po nas, zmywamy się - zarekomendował Smoluch
- I po tym wszystkim szeryf ci pozwolił uciec z celi? - przerwał mcPenny
- Stwierdził, że jeśli na tym się wszystko zakończy to uzna, że Personów dopadła sprawiedliwość.
- Musiałem przysiąc, że nigdy tutaj nie wrócę i powiem swoim, że sprawa zakończona, Personowie nie żyją.
- A co z tym dzieciakiem?
- Szeryf się tym miał zająć.
- Ale wróciłeś.
- Przypadkiem, cyrkowcy mnie przygarnęli. Ledwo tu przyjechaliśmy to go zobaczyłem i poznałem od razu...
- Jak to? Po tylu latach? - niedowierzał Teddy
- Miał znamie na lewej ręce. Jak go tylko przy cyrku zobaczyłem... Krew mnie zalała, wiedziałem, że to on, blondynek, odpowiedni wiek i znamie. No i stało się.
- Złamałeś przysięgę. Z tego się już nie wywiniesz.
- Jestem już na stryczku, wiem o tym. Ale co ty na nim robisz?
Teddiego przeszedł dreszcz, właśnie zdał sobie sprawę, że przyjście tutaj to był bardzo głupi pomysł. Lepiej było nie wiedzieć. Zabrał smoluchowi kubek, napełnił i postawił koło krat.
- Nie było mnie tu! - rzucił murzynowi kawałek chleba i szybko wyszedł z piwniczki.
***
cdn.
Zaloguj się aby komentować