Zdjęcie w tle
cyberpunkowy_neuromantyk

cyberpunkowy_neuromantyk

Kosmonauta
  • 150wpisy
  • 537komentarzy

Piszę o rzeczach związanych z cyberpunkiem na blogu: https://cyberpunkowyneuromantyk.blogspot.com/

Rusty Lake Hotel

#neuromantykpisze - tag, jakby ktoś chciał zablokować moją pisaninę o gierkach. :')

Do tytułowego hotelu na wyspie przyjeżdża piątka gości -antropomorficzne zwierzęta - którymi trzeba się wieczorem zająć, a dokładniej spełniać ich zachcianki. I tak na przykład Pani Gołąb chce zażyć kąpieli i zjeść kukurydzę, a Pan Jeleń chce wypić Krwawą Mary.

Jest to gierka point and click z dosyć prostymi i na szczęście bardzo logicznymi zagadkami. Z większością widocznych przedmiotów możemy wejść w interakcję, jednakże czasem przypomina to festiwal klikania na oślep w nadziei, że trafimy na właściwy. :')

Na przykład żeby zrobić wspomnianego drinka, trzeba mieć wódkę, krew, tabasco oraz tajemniczy składnik. Wódka to akurat najmniejszy problem. Potem musimy znaleźć nóż, którym rozetnie się poroże Pana Jelenia. Jak poleci krew, to będzie ją można zebrać w słoiczek, który oczywiście też wcześniej trzeba znaleźć. I tak dalej. Jest tutaj ciąg przyczynowo skutkowy - rozwiązanie jednej zagadki umożliwia nam pozyskanie przedmiotów do rozwiązania kolejnej i tak dalej, aż osiągniemy finalny cel, czyli zabicie gościa w celu przyrządzenia z niego kolacji dla pozostałych.

Jest też kilka zagadek wymagających spostrzegawczości i powiązania zagadki z obrazem/wzorem wiszącym na innej ścianie.

I tu jedyny problem-wada, jaki napotkałem: żeby przejść grę w stu procentach, trzeba odwiedzać gości w określonej kolejności, by pozyskać wszystkie opcjonalne dodatki do dań. Niektóre można znaleźć w konkretnych miejscach, niektóre w konkretnym czasie. Nie jest to trudne, ale na pewno wymaga dwóch czy trzech przejść, jeśli chcemy obyć się bez poradnika.

Pierwsze przejście zajęło mi około półtorej godziny.

#steam #gry #pointandclick #tworczoscwlasna
843fe0bf-d5ba-451b-929d-fcaf5b1d2ae2
8c8180db-cc29-4ed2-b266-87947968e815
e59ac566-a70b-4fd8-bf99-eeebe336cf5f
esquina

Pamiętam jak odkryłem rusty lake na javie. A później telefonie. Najlepsza przeglądarkowa seria w jaką grałem.

Zaloguj się aby komentować

Adios

#neuromantykpisze - tag, jakby ktoś chciał zablokować moją pisaninę o gierkach. :')

Kolejna krótka gierka (niecałe półtorej godziny) z mojej zbyt dużej kupki wstydu (jeszcze trzysta sześćdziesiąt tytułów... i drugie tyle na liście „chciałbym kiedyś zagrać”), ponownie interaktywna opowieść. Przedstawia ostatni dzień z życia hodowcy świń (oraz kóz, konia i... kasztanowca), do którego przyjeżdża „znajomy”. Naszym pierwszym zadaniem jest powiedzieć mu, że... mamy dość.

To melancholijna opowieść mężczyzny zmęczonego życiem bez żony, dręczonego wyrzutami sumienia przez obecną sytuację i podjęte decyzje w przeszłości. Od początku poczułem do niego sympatię (wystarczyło, że zobaczyłem wspomnianą listę zadań :')), jednakże gra jakoś tak w połowie spuszcza na gracza bombę, która może całkowicie zmienić odbiór głównego bohatera.

Gra opiera się głównie na dialogach i w przeciwieństwie do poprzednich dwóch tytułów, daje graczowi wybór, w jaki sposób główny bohater ma odpowiadać. Miła odmiana po przeklikiwaniu się przez dialogi. Właśnie, można tutaj pomijać tutaj wypowiadane kwestie, jeśli czytamy szybciej, niż mówią postacie, jednakże tak mi się spodobała gra aktorska Ricka Zieffa, że ani razu tego nie zrobiłem. W niektórych sytuacjach jednak nasz wybór ogranicza się do jednej tylko opcji, co sugeruje, że główny bohater chciałby wypowiedzieć niektóre słowa, ale te nie są w stanie przejść mu przez gardło.

Co mi przeszkadzało, to niestety widoczna budżetowość. Grafika stylizowana jest na komiksową, co mi się podobało, ale znajomy naszego farmera czasem wyglądał tak śmiesznie, że nie byłem w stanie przejąć się tym, co mówi. A nie zawsze był miły wobec głównego bohatera, który wyraził chęć odejścia od ich biznesu. Tajemniczość i nieprzyjemne reakcje gościa sugerują, że to raczej mało legalny biznes... tak jak to, że na samym początku karmimy świnie mięsem, które gość przywiózł ze sobą w furgonetce. Wracając do grafiki: w pewnym momencie we dwóch grzebią przy sportowym samochodzie i przez całą procedurę sprawdzania poszczególnych części znajomy farmera kiwał się w lewo i prawo. Brakowało mi trochę bardziej szczegółowych animacji (oraz widoku nóg głównego bohatera xD), ale nie wpływa to jakoś mocno negatywnie na odbiór całości.

Na szczęście twórcy udostępnili nam trochę więcej możliwości rozgrywki. Między innymi musimy nakarmić wspomniane świnie, wydoić kozy, wrzucić trochę nawozu na taczkę i przewieźć go w inne miejsce. Później musimy też przygotować swój ostatni posiłek, możemy też posłuchać płyt winylowych czy pograć na pianinie. Oczywiście wszystko to bardzo proste czynności, wymagające naciskania lewego przycisku myszy, ale to fajne urozmaicenie.

To też opowieść o pożegnaniu, między innymi z bliskimi, znajomymi i psem. Nienawidzę pożegnań, ponieważ bardzo łatwo się przy nich wzruszam, więc „Adios” bardzo celnie uderzyło w moje czułe struny. Pewnie dlatego tak mi się spodobało.

#steam #gry #tworczoscwlasna
ad4e52b7-d085-4c81-8622-597e7379fa38
fbf2dd46-d747-48a9-bd12-fcec41b48c3c
f3e0c531-6ead-46bc-b851-9a9e4e440962

Zaloguj się aby komentować

The Whisperer

#neuromantykpisze - tag, jakby ktoś chciał zablokować moją pisaninę o gierkach. :')

Bardzo krótka gra (mnie zajęła niecałe 30 minut), która stanowi wstęp do „The Whispering Valley”. Długość zależy od tego, jak bardzo jesteście spostrzegawczy i uparci, żeby nie zajrzeć do poradnika. Nie ma trudnych zagadek - wszystkie są logiczne, jednakże trzeba znaleźć odpowiednie przedmioty i nie zawsze wiadomo, z czym można wejść w interakcję. Na przykład spędziłem parę chwil, próbując rozpalić ogniska bądź w kominku, a wcale nie ma takiej opcji. Nie pytajcie. :')

Klimat zimy bardzo fajny, aż ciarki przechodziły (ale to pewnie wina otwartego okna :'). Nie ma zbyt dużo fabuły, która w dodatku serwowana jest w postaci listów do przeczytania - występuje ich raptem pięć. Czy jest ciekawa? Dosyć prosta historia o mężczyźnie, który dociera do opuszczonej faktorii i budynku i odkrywa, dlaczego została opuszczona.

Czy polecam? Raczej nie. Gameplayowo podobne jest bardzo do serii „Myst”, ale jest tu zdecydowanie zbyt mało zawartości, żeby było warto zawracać sobie głowę. No chyba że chcecie przejść także „The Whispering Valley”, jednakże sam nie mam na razie tego w planach.

#steam #gog #gry #tworczoscwlasna
1fd9ff97-7f36-4d75-8edc-d8ebdc8bc546

Zaloguj się aby komentować

Zostań Patronem Hejto i odblokuj dodatkowe korzyści tylko dla Patronów

  • Włączona możliwość zarabiania na swoich treściach
  • Całkowity brak reklam na każdym urządzeniu
  • Oznaczenie w postaci rogala , który świadczy o Twoim wsparciu
  • Wcześniejszy dostęp, do wybranych funkcji na Hejto
Zostań Patronem
Dagon

Postanowiłem przejść parę krótkich gierek z mojej „kupki wstydu”, takich na jedno posiedzenie. No i trafiło na „Dagon”.

Trudno mówić w tym przypadku o grze - gameplayu tutaj naprawdę niewiele. To bardziej interaktywna opowieść, oparta zresztą na opowiadaniu o tym samym tytule, autorstwa Lovecrafta. Niestety, nie zaznajomiłem się jeszcze z jego twórczością, więc trudno mi się wypowiedzieć na temat wierności względem materiału źródłowego, jednakże historia mi się spodobała.

Z dzisiejszego punktu widzenia nie robi większego wrażenia: mężczyzna po ucieczce ze statku, na którym był więziony, płynie łódką przez bezmiar oceanu, aż trafia na ląd (który pojawił się prawdopodobnie po erupcji podwodnego wulkanu) i przezwyciężając swoje (oraz autora) obrzydzenie do ryb i innych owoców morza, zaczyna wędrować po tym lądzie. Natrafia na wielki kamień, na którym wyryte zostały hieroglify przedstawiające żyjątka wodne oraz istoty wykraczające poza wyobraźnię ludzką. Jak napisałem, dzisiaj nie robi to wrażenia, ale sto lat temu... aż będę musiał poszukać informacji o tym, jak odbierana była twórczość Lovecrafta przez ówczesnych czytelników.

Przez to, że sama gra jest bardzo statyczna (gracz nie może chodzić - może się jedynie rozglądać po planszach), twórcy mogli skupić się na warstwie audiowizualnej. Ta jest przyzwoita i pasuje do ogólnego nastroju opowiadania. Na plus wyróżnia się narrator, Martyn Owen, który błyszczy w spokojnych dialogach, ale który niestety nie podołał przy zagraniu przerażonego głównego bohatera. No ale to była tylko jedna kwestia, która raziła me uszy. :')

Twórcy postanowili także ukryć ciekawostki o autorze, ogółu jego twórczości oraz o „Dagonie” rzecz jasna. Z reguły nie trzeba się mocno starać, by je odnaleźć, chociaż sam nie znalazłem aż trzech. I tutaj widać, jakimi fajnymi ludźmi są twórcy - po skończeniu gry można przeczytać wszystkie ciekawostki, nawet te, których nie udało się znaleźć.

Trzeba dodać, że gierka została zrobiona przez polskie studio i jest udostępniana za darmo na Steamie - warto sprawdzić tym bardziej, że nawet jeśli się nie spodoba, nie zmarnujecie dużo czasu. Mnie przejście całości zajęło 42 minuty. :')

#steam #gry #lovecraft
f5200ca2-7aca-415e-a28d-5bc150f7fb4f
99559435-2e93-4051-8436-bed5b0fbdcda
e7a5b7f2-ab65-4d1a-99df-5aeda9c8b359
2a910953-741e-4df8-b24f-7c30ea2fd460
ErwinoRommelo

Tez gralem bo lubie Lovecraftowe klimaty, bardzo spoko stroytelling, szkoda ze 30 min max.

Zaloguj się aby komentować

BioShock 2

Grałem w wersję oryginalną z 2010 roku. Pierwsze podejście miałem parę lat temu, gdy używałem Windowsa 10, ale odpuściłem sobie, ponieważ gra bardzo często wyrzucała mnie pulpitu. Przez to wyrobiłem sobie nawyk zapisywania stanu gry prawie co trzydzieści sekund, żeby przypadkiem nie stracić zbyt wiele progresu. :')

Drugie podejście było już na Windowsie 11 i gra postanowiła się wyłączyć tylko dwa razy, w dodatku w tym samym miejscu. Wystarczyło wczytać poprzedni zapis gry (sprzed trzydziestu sekund oczywiście) i wszystko działało jak należy.

Zalety:

  • Fabuła. Co prawda w drugiej części Rapture nie było już tak fascynujące, jak w przypadku pierwszej, gdy dopiero je poznawałem, jednakże wciąż przyjemnie rozglądało mi się w poszukiwaniu nowych plakatów i audiologów. Chociaż nie do końca jestem przekonany do serwowania fabuły w postaci audiologów właśnie - spowalniają rozgrywkę, zmuszając do zatrzymania się na czas ich odsłuchania. Sam wątek fabularny też nie jest aż tak zaskakujący, jak w jedynce (szczególnie SŁYNNY ZWROT AKCJI). Ot, prosta historia o kobiecie, która stwierdziła, że wyrazem łaski jest podporządkowanie sobie wszystkich małych dziewczynek, ponieważ prawo do samostanowienia jest krzywdzące i okropne.

  • Zmiana głównego bohatera. Już nikt nim nie steruje - no, oprócz początku, kiedy zostaje zmuszony do strzelenia sobie w głowę. Sam fakt, że gramy jako jeden z Dużych Tatuśków, dokładniej jako czwarty stworzony, jest bardzo ciekawy. Do tego możemy korzystać z wiertła.

  • Można korzystać z broni i plazmidów jednocześnie. Tego mi bardzo brakowało w pierwszej części i żonglowanie czasem bywało męczące.

  • Ponownie podobał mi się system ulepszenia broni poprzez korzystanie z jednorazowych stacji/warsztatów, które wiązało się nie tylko z poprawą zadawanych obrażeń/odrzutu, ale także z wizualnymi zmianami każdej pukawki.

Wady:

  • Największym minusem „BioShocka 2” jest to, że twórcy wzięli najnudniejszy element z pierwszej części i zrobili z niego bardzo ważny aspekt drugiej - mianowicie ochrona Małych Sióstr podczas pobierania substancji ADAM z trupów. Najpierw oczywiście trzeba się pozbyć Dużego Tatuśka, by odebrać jego podopieczną, by następnie dwukrotnie wykorzystać dziewczynkę do własnych celów. Chociaż można też ją „uratować” po wcześniejszym wykorzystaniu.

  • Walka. W grze nastawionej na strzelanie mechanika strzelania nie należy do najlepszych. Jest bardzo drewniana. Pasowała mi przez pierwszą połowę gry, potem zaczęła mnie męczyć i finalnie zmieniłem poziom trudności na najniższy, żeby tylko przebrnąć przez potyczki z przeciwnikami, korzystając głównie z wiertła. Zupełnie jak w pierwszej części, tylko że tam był klucz francuski.

Czy bym polecił? Nie wiem. Patrząc na to, że przez połowę gry się męczyłem, to logika podpowiada, że raczej nie. Z drugiej strony spodobała mi się fabuła, ale też nie na tyle, by przejść dodatek „Minerva's Den” - wolałem przeczytać streszczenie fabuły. :')

#gry #steam #bioshock2 #steampunk #tworczoscwlasna
24f9350c-d646-4937-a156-61b810e20250
SuperSzturmowiec

genialna przechodziłem wiele razy no i jest spolszczenie fakt czasem wywalało do pulpitu na steam deku

nikt_pan

Ja grałem w trzy części, ale kurcze żadna mnie jakoś nie wciągnęła.

Sveg

Minervas Den było nawet lepsze fabularnie niż podstawka

Zaloguj się aby komentować

Planescape: Torment

Co nowego można napisać o prawie dwudziestopięcioletniej grze? Pewnie niewiele, jednakże nie jest to moim celem. 

Za dzieciaka coś tam grałem w „Planescape: Torment”, które zresztą zakupiłem w pakiecie „Legendy RPG” z serii Platynowa Kolekcja, ale nigdy nie dotarłem daleko. Chyba potrzebowałem dojrzeć do crpg-ów, szczególnie w takich, w których jest więcej czytania niż grania. Uwaga na spoilery. 

Zalety:

- przede wszystkim fabuła. Mówi się, że „Planescape: Torment” oferuje jedną z najlepszych historii wśród gier i prawie jestem w stanie przyznać rację. Prawie, ponieważ nie zagrałem we wszystkie gry, więc nie pokuszę się o takie stwierdzenie :') 

Bardzo spodobał mi się pomysł na bohatera bez imienia i z zanikiem pamięci, mimo że spotkałem się z tym już w późniejszych gierkach, który jednocześnie wydaje się nie być wynikiem lenistwa twórców. Choć wiadomo, dzięki temu można łatwiej wytłumaczyć zarzucanie gracza informacjami o świecie przedstawionym. 

No ale amnezja Bezimiennego jest bardzo ważna dla fabuły i ta właśnie opiera się na próbach odzyskania wspomnień i własnej tożsamości. Odkrywanie, że Bezimienny to kolejne wcielenie nieśmiertelnej istoty, która po każdej śmierci traci pamięć, było ekscytujące i czułem dreszczyk emocji, gdy udało mi się odzyskać kolejne wspomnienie. Albo gdy okazywało się, że w niektórych poprzednich reinkarnacjach główny bohater był niezłym zwyrolem. 

- granie tym złym było przyjemne i nie odnosiłem wrażenia, że psuje mi zadania. Jak napisałem znajomemu, że „przypadkiem” zdobyłem charakter chaotyczny zły (zaczyna się od neutralnego, a pozostałe zdobywa się poprzez... robienie dobrych i złych rzeczy, a także dotrzymywanie lub łamanie obietnic), to nazwał mnie chorym pojebem. :') Bądź co bądź wiele zadań można rozwiązać w „zły” sposób. Na brak doświadczenia czy miedziaków nie narzekałem. :') 

- towarzysze! Począwszy od latającej czaszki i wojownika, którego ostrze się zmienia, przez diabelstwo i wiecznie goręjącego maga po sukkuba, który założył burdel... dla osób spragnionych intelektualnej stymulacji. Każdy z nich jest oryginalny i ciekawy, czasem wchodzą ze sobą w interakcję albo dzielą się spostrzeżeniami. Inne postacie także reagują na ich obecność, jeśli są w naszej drużynie. 

- świat przedstawiony. Choć brutalny, brudny, a czasem nawet zwyrolski, to jest jednym z ciekawszych uniwersów, z którymi miałem do czynienia. Najbardziej spodobał mi się pomysł na miasto pełne portali, w którym kluczem może być wszystko - odpowiednie przedmioty, myśl, zanucona melodia, czynność et cetera. Tak samo jak wspomniany „burdel” - Przybytek Zaspokojenia Żądz Intelektualnych. 

- gra nastawiona jest na rozmowy. Nie lubię walki w większości gier i zdecydowanie preferuję pacyfistyczne rozwiązania, więc bawiłem się świetnie. Prawie tak jakbym czytał książkę, co przypomina mi trochę gry paragrafowe.

Wady:

- gra nastawiona jest na rozmowy. Moim zdaniem nie jest to wada, jednakże w pewnym stopniu wymusza to początkowe rozdanie punktów atrybutów w określony sposób, to jest w inteligencję i mądrość. Bez odpowiednio wysoko rozwiniętych tych dwóch cech gra zdaje się mocno tracić - co prawda nie sprawdziłem, jak się gra z minimalną inteligencją, jednakże po zakończeniu gry sprawdziłem poradnik i było tam wiele opcji, które normalnie zostałyby ukryte, gdyby nie wysoka inteligencja/mądrość. Toteż granie tępawym wojownikiem czy zrecznym złodziejem raczej nie jest tak fajne, jak magiem. Zresztą, tym ostatnim też nie. 

Jest to rozgrywka na pewno wymagająca świeżego umysłu, żeby móc czytać ściany tekstu.

- czasem zbyt łatwo zepsuć zadanie i to nie przez złe zachowanie. :') Wystarczy źle poprowadzić dialog (chociażby podczas próby dołączenia do Chaosytów) albo wyrzucić przedmiot, który będzie potrzebny za kilka godzin rozgrywki. Między innymi dlatego starałem się chomikować wszystkie wyróżniające się przedmioty, przez co cierpiałem na wieczny brak miejsca w ekwipunku. Dołączenie nowego towarzysza pomagało tylko na moment. 
Pominąłem też dwóch towarzyszy. Jednego właśnie przez to, że pozbyłem się niezbędnego przedmiotu, drugiego po prostu nigdzie nie zauważyłem. 

- walka. To największy minus tej gry, walka jest po prostu nudna. W przypadku maga dochodzą jeszcze w miarę ciekawe zaklęcia (i tu szkoda, że nie udało mi się odblokować wysokopoziomych czarów), ale od Więzienia pod Klątwą gra rzuca na nas wielu przeciwników i po godzinnej męczarni musiałem odłożyć granie na następny dzień. 

Pod koniec gry też miałem ogromny problem podczas pojedynku z przeciwnikiem, który był bardzo odporny na magię. Zużyłem wszystkie zapamiętane ofensywne zaklęcia oraz przynajmniej połowę amuletów leczniczych. Z jednej strony super, ponieważ przez większość gry chomikowałem przedmioty, więc w końcu się przydały. Z drugiej strony narzekałem pod nosem, gdy kolejny czar nie zadał obrażeń memu wrogowi. Na szczęście była to ostatnia walka. 

Pomijam to, że musiałem wczytać grę, tracąc przy tym ponad godzinę progresu, ponieważ okazało się, że ten przeciwnik jest zbyt trudny, a Bezimienny nie ma przy sobie żadnych przedmiotów leczących (te nosił Morte). Musiałem się odpowiednio przygotować do tej walki. 

Podsumowując: nawet po prawie ćwierć wieku od premiery gra wciąż jest świetna, pomijając przymusowe walki. Oczywiście uruchomiłem wersję „Enchanced Edition” (płyta z starą wersją leży pewnie gdzieś w domu rodzinnym) i nie miałem żadnych problemów z działaniem gry na Windowsie 11.

Zdecydowanie polecam!

#gry #steam #tworczoscwlasna
61516cd4-a3b7-44b7-97b0-56abf625e47e
Sauron

@cyberpunkowy_neuromantyk Wow, nawet jak próbowałem być zły to o tak ostatecznie lądowałem co najgorzej jako chaotyczny neutralny a najczęściej chaotyczny dobry xD

Których towarzyszy ominąłeś?

szkocka

Właśnie gram! Z półtorej dekady temu ogarnęłam sobie na torrentach i były cztery płytki, które po kolei trzeba było odpalać na wirtualnym dysku. No i ta czwarta mi nie odpalała... Więc teraz, po latach, zaczęłam od początku (tym razem legalnie gra kupiona na steamie) i mam nadzieję historię dokończyć:) Tym razem gram ze sporo większym doświadczeniem w grach różnego typu, także dużo lepiej mi idzie. Jest satysfakcja, no i też nostalgia mocno :-)

jajkosadzone

Fajna gra, gralo sie swego czasu

Zaloguj się aby komentować

242 + 1 = 243

Tytuł: Persepolis
Autor: Marjane Satrapi
Tłumacz: Wojciech Nowicki
Kategoria: komiks
Wydawnictwo: Egmont Polska
ISBN: 9788328102873
Liczba stron: 352
Ocena: 7/10

Autobiograficzny komiks Marjane Satrapi, irańskiej autorki, który opowiada o jej życiu na przestrzeni czternastu lat, od dziesięcioletniej dziewczynki, urodzonej jeszcze w czasach przed rewolucją islamską do dwudziestoczteroletniej kobiety, która dwukrotnie wyjechała z Iranu, uciekając przed wojną i prześladowaniami. 

Mimo że komiks obfituje w humor i ironię, to smutno się czytało o przemianie społecznej w Iranie. W 1980 roku został wprowadzony obowiązek noszenia chust przez kobiet w miejscach publicznych, które zaledwie rok wcześniej mogły ubierać się jak tylko chciały. Autorka dość celnie zauważyła hipokryzję wprowadzających to prawo: ona miała problem, gdy założyła chustę o pięć centymetrów krótszą, ponieważ w ten sposób podniecała mężczyzn (xD), za to mężczyźni mogli bez słowa krytyki nosić obcisłe spodnie, które według władz w żaden sposób nie wzbudzały pożądania u kobiet. Niestety, do takich religijnych absurdów trudno podchodzić z powagą. 

Też łatwiej było mi się utożsamić z autorką/główną bohaterką, która po wyjechaniu do nie czuła się tam chciana - w końcu była imigrantką z kraju trzeciego świata i spotykała się z jawną niechęcią czy nawet nienawiścią ze strony mieszkańców. Z kolei gdy wróciła do Iranu, tam również nie czuła się jak u siebie - w końcu nasiąknęła wartościami „zgniłego Zachodu” i nie zawsze była rozumiana przez dawne koleżanki. Chociażby kwestia „swobody seksualnej” - jak można uprawiać seks bez ślubu?
Podobne uczucia towarzyszą mi po wyprowadzce na drugi koniec Polski. W obecnym miejscu nie czuję się jak w domu, za to w rodzinnym domu nie czuję się już jak u siebie, szczególnie po zmianach, które zaszły czy to w domu właśnie, czy ogółem w mieście. I takie rozdarcie pomiędzy dwoma światami jest dosyć męczące. 

Same rysunki są bardzo proste - to dobrze, ponieważ nie odciągają uwagi od tekstu, którego jak na komiksy (przynajmniej takie mam wrażenie) jest naprawdę sporo. 

Jest to zdecydowanie komiks otwierający głowę, umożliwiający spojrzenie na obcy kulturowo kraj z perspektywy osoby urodzonej tam, która zaznała życia w „cywilizowanym świecie” i ma porównanie. Jest także krytyczna wobec swojej ojczyzny, a raczej tego, co się z nią stało. 

#bookmeter #komiksy #czytajzhejto
429a8007-58ad-4a37-bc65-52542f64f531
yourgrandma

@cyberpunkowy_neuromantyk Był jeszcze film animowany na podstawie tej książki, polecam.

cyberpunkowy_neuromantyk

@yourgrandma 


Ach, zapomniałem wspomnieć w wpisie o filmie. Dzisiaj odkryłem, że istnieje. :')

l__p

@cyberpunkowy_neuromantyk przeczytałem w zeszłym roku i wstrząsnęła mną ta pozycja.

GrindFaterAnona

@cyberpunkowy_neuromantyk ( ͡° ͜ʖ ͡°)

8cf9b7c0-1b4c-481a-b364-8aaf5ecae0f0

Zaloguj się aby komentować

237 + 1 = 238

Tytuł: Na Zachodzie bez zmian
Autor: Erich Maria Remarque
Tłumacz: Ryszard Wojnakowski
Kategoria: literatura piękna
Wydawnictwo: Rebis
ISBN: 9788381886604
Liczba stron: 192
Ocena: 8/10

Opowieść o pierwszej wojnie światowej z perspektywy jednego żołnierza (chociaż można powiedzieć, że mówi głosami wielu żołnierzy), który mając zaledwie osiemnaście lat zaciągnął się do armii niemieckiej, by spełnić swój patriotyczny obowiązek. Lektura tym bardziej ciekawa, że napisana przez człowieka, który brał udział w tej wojnie właśnie po stronie niemieckiej. 

Brak tutaj pochwał na temat wojny. Brak tutaj bohaterskich czynów, nadających się do odznaczenia Krzyżem Żelaznym. W okopach zalewanych wodą i w towarzystwie szczurów niewiele zostało z tej przyszłości narodu, wykształconych i wrażliwych chłopców, którzy przeistoczyli się prawie że w zwierzęta, których jedynym celem jest po prostu przeżyć za wszelką cenę. Co jest trudne, zważywszy na ciągle spadające granaty i bomby, ataki gazowe, szturmy wrogich żołnierzy czy trapiące ich różne choroby. 

Chwilami wytchnienia od ciągłego napięcia i kulenia się na świst lecącej bomby jest luzowanie oddziałów z frontu czy nawet przysługujący żołnierzom urlop, podczas którego mogą wrócić do domów. Wtedy odkrywają, że nie pasują już do świata cywilów, którzy wojnę widzieli jedynie na stronach gazet. 

Co we mnie uderzyło, a o czym podświadomie wiedziałem: żołnierze rozmawiali o tym, że obie strony są na wojnie po to, żeby bronić swojej ojczyzny. I o tym, kto ma rację w tym konflikcie. O tym, dlaczego wojna wybuchła i że jednym z powodów mogło być obrażenie jednego państwa przez drugie. No ale ten konkretny żołnierz nie czuje się obrażony, więc nie ma czego szukać na froncie. I że do wybuchu wojny nawet nie widział Francuza na własne oczy. 

To chyba najważniejszy przekaz tej książki: tak zwane mądre głowy decydują o życiach młodych mężczyzn, często nimi szafując dla spełnienia swoich własnych ambicji czy interesów. I mimo że od pierwszej wojny światowej minęło ponad sto lat, wciąż widzimy te same zachowania. Wystarczy spojrzeć na wojnę na Ukrainie. 

Widać to było także w nowszej ekranizacji powieści, dostępnej na Netfliksie. Mimo że koniec wojny był bardzo bliski, to w dniu podpisania rozejmu oddziały żołnierzy zostali wysłani do walki. O godzinie 10:59 byli jeszcze śmiertelnymi wrogami i walczyli ze sobą, by o 11:00 zaprzestać walk i rozejść się każdy w swoją stronę. Ponownie, wszystko przez decyzję paru ludzi. 

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter #czytajzhejto #ksiazki #iwojnaswiatowa
dc7fdea3-671c-42db-84c5-d0c39903023e
ErwinoRommelo

… zazwyczaj nic niemam do rebrandingu, ten film netflixa bardzo fajny, ale na dzielen Remarqu’a jebnac naklejke netflix film to juz przesada.

cyberpunkowy_neuromantyk

@ErwinoRommelo 


To chyba dziwna norma w przypadku książek z ekranizacjami.


Pamiętam jak premierę miała gra „Wiedźmin 2” i została wznowiona seria książek w szacie graficznej wykorzystującej wizerunek postaci z gier... nawet tych, które nie występują w książkach Sapkowskiego.

ErwinoRommelo

@cyberpunkowy_neuromantyk Noo o to chodzi, normalnie wyjebane bo jak ktos czyta bo sie gra / film podobal to luz bo koniec koncow czytaja. Ale to juz nie jest sapkowski tylko dzielo klasyczne, niewiem dlaczego tak mi to nie lezy, sa chyba dziedziny gdzie kurwy od marketingu nie powinni miec wstepu.

Zaloguj się aby komentować

Lista Pomocnicza do Nagrody Zajdla za 2023

Rok temu „narzekałem”, to i w tym ponarzekam.

890 opowiadań (770 rok wcześniej).
199 powieści (232 rok wcześniej).

Minimum tyle utworów fantastycznych pojawiło się na polskim rynku w tamtym roku. Oczywiście pewnie to nie wszystko, co się ukazało, ale i tak jest tego sporo. Na tyle dużo, że nie da się wszystkiego przerobić w rok - moim rekordem jest 235 przeczytanych opowiadań w 2020 roku. Dużo „pomogła” pandemia i to, że przez kilka miesięcy pracowałem przez dwa tygodnie w miesiącu.

Klęska urodzaju, ale przynajmniej jest w czym wybierać.

Problem pojawia się wtedy, kiedy jest się aspirującym pisarzem. Przy tak wielu tekstach różnych autorów trudno będzie przebić się do świadomości czytelników bez odpowiedniej promocji. Cieszę się, że już dawno porzuciłem marzenia o zostaniu sławnym pisarzem i teraz co najwyżej piszę dla własnej satysfakcji oraz garstki ludzi. Takie tam gorzkie żale.

Listę można sprawdzić tutaj:

https://docs.google.com/spreadsheets/d/1BLrXNg-gLD5TY0gWc8IDhPqC45-OHMo9gzcG4DqzHgo/edit#gid=1108995215

#ksiazki #fantasy #fantastyka #czytajzhejto
ciszej

@cyberpunkowy_neuromantyk zawsze możesz pisać dla hejto

ciszej

@cyberpunkowy_neuromantyk wołaj gdyby mi gdzieś umknęło! Trzymam kciuki!

Zaloguj się aby komentować

Aleksander Matiuchin - Gadżet mon amour

Tekst można przeczytać też na blogu: https://cyberpunkowyneuromantyk.blogspot.com/2008/10/gadzet-mon-amour.html

#cyberpunkstories

Patrząc na obecne czasy (jak i te poprzednie), można zauważyć, że między bogatymi a biednymi istnieje przepaść, której praktycznie nie da się zasypać w miarę krótkim czasie. Bardzo bogaty człowiek może „ot tak” kupić zegarek o wartości mieszkania, na które biedniejszy musi wziąć kredyt na kilkanaście czy nawet kilkadziesiąt lat. Bogaty często w domu ma więcej łazienek niż przeciętny człowiek pomieszczeń w swoim mieszkaniu. Biedniejsza osoba musi długo nadrabiać, żeby dotrzeć do poziomu, z którego bogatsza osoba zaczyna, a i tak cały czas będzie w tyle.

Aleksander Matiuchin wykorzystuje ten problem w swoim opowiadaniu „Gadżet mon amour”, przenosząc go do cyberpunkowych realiów, w których dochodzi jeszcze jedna rzecz dzieląca bogatych i biednych - ulepszenia, które zwiększają możliwości ludzkiego ciała i wręcz dosłownie dzielą społeczeństwo na lepszych (zamożniejszych, którzy mogą pozwolić sobie na bardziej wypasione cyberwszczepy) i gorszych (biednych, którym skapują dosłownie mówiąc niepotrzebne śmieci, wyrzucane przez bogatych). („A co dla przedwyższych było śmieciem, dla nas było złotem”).

Główna bohaterka opowiadania miała nieszczęście urodzić się jako młodsza córka, przez co większość cennych gadżetów (tak określane są tutaj cyberwszczepy) przeszła w spadku na rzecz jej starszego brata. Trafiły mu się między innymi skrzydła, co Dale skrzętnie wykorzystuje w pracy jako designer. Wraz z narzeczoną ciułają na przeprowadzkę do „lepszego świata”, co zajmie im z kilka dekad.

Gadżety pełnią nie tylko funkcję ulepszeń, ale traktowane są także jako przepustki do wspomnianych lepszych światów Skrzydlatego Miasta, czyli dzielnic miasta dla bardziej zamożnych. Dziewczynka niestety takich nie posiada - przynajmniej do pewnego momentu, kiedy brat nie podarował jej gadżetu do zaimplementowania w rzepce kolanowej. Dzięki temu mogła na przynajmniej kilka godzin zakraść się do świata, do którego zdecydowanie nie należała.

Oszołomiona widokami i własnym odbiciem, które zobaczyła po raz pierwszy w życiu, stanowiła łakomy kąsek. No bo wiecie, za pieniądze można kupić praktycznie wszystko oprócz czasu. Przynajmniej w teorii, bo w praktyce zawsze można spróbować wydłużyć życie. W jaki sposób? Oczywiście poprzez przeszczepy nowych narządów wewnętrznych. A kto stanowi ich lepsze źródło, jak nie biedni, których zniknięciem mało kto się przejmie, a jeszcze mniej zacznie zadawać niewygodne pytania?

To też historia o tym, że bardzo łatwo jest stracić wszystko, na co pracowało się przez wiele lat. I wydaje mi się, że gadżet w postaci Skrzydeł posiadanych przez brata dziewczynki i jego narzeczoną są nawiązaniem do Ikara, a także prawdopodobnym przesłaniem: nie staraj się wzbić zbyt wysoko (poza swój, z góry określony, poziom społeczny), bo możesz zaliczyć bardzo bolesny upadek. Lepiej sytuowanym może się nie spodobać, że ktoś w ich mniemaniu gorszy stara się poprawić swój byt. Bogaci mają się bogacić, a biedni biednieć.

Przynajmniej tak myślę.

Opowiadanie nie należy do długich – zaledwie sześć stron A4 w czasopiśmie „Nowa Fantastyka” – więc trudno jest mi napisać o nim coś więcej bez zdradzania fabuły ani tym bardziej zakończenia.

Krótkie info: 

Autor: Aleksander Matiuchin
Tłumacz: Paweł Laudański
Do przeczytania w: Nowa Fantastyka 03/2020
Oryginalny tytuł: „Гаджет mon amour”
Ze zbioru: „Зеркальный лабиринт”

#czytajzhejto #tworczoscwlasna #ksiazki #cyberpunk
8ec2ae6b-3768-43fe-9c1c-f2ac0d5660ab

Zaloguj się aby komentować

210 + 1 = 211

Tytuł: Fantazmaty 3
Autor: Wielu autorów
Kategoria: fantasy, science fiction
Wydawnictwo: Fantazmaty
ISBN: 9788366058620
Liczba stron: 306
Ocena: 7/10

Antologie mają to do siebie, że zawierają różne opowiadania różnych autorów. Trochę jak z pudełkiem niepodpisanych czekoladek - wiemy, co się tam znajduje, ale nie znamy smaków. Warto o tym pamiętać przy sięganiu po takie zbiory opowiadań. 

„Fantazmaty 3” to już trzecia antologia nietematyczna - teksty łączy jedynie przynależność do szeroko pojętej fantastyki. W dodatku jest darmowa, jak wszystkie do tej pory wydane przez tę inicjatywę. Tekstów nie ma zbyt wiele - raptem sześć, ale za to bardzo długich. Standardowo napiszę o tych, które spodobały mi się najbardziej. 

Filip Laskowski - Długi marsz. 
Mimo że nie wszystkie powieści z „Uniwersum Metro 2033” są dobre, to bardzo lubię je czytać. I może opowiadanie Filipa Laskowskiego nie należy do tego projektu, to moim zdaniem ma wiele wspólnego: ludzie ukrywają się w schronie/bunkrze, na nieprzyjazną powierzchnię (tutaj przeraźliwe zimno) wychodzą tylko określone, przeszkolone osoby, największym zagrożeniem nie są mutanty/anomalie, a inni ludzie. Takie klimaty poruszają czułe struny w mojej duszy i mimo że nigdy nie chciałbym znaleźć się w podobnych warunkach, bardzo lubię o nich czytać. 

Trochę podobne jest opowiadanie Magdaleny Świerczek-Gryboś pod tytułem „Czarnobyl cię kocha, biorobocie”. Podobnie nie trzeba się domyślać, dlaczego tekst mi się spodobał. :') Podczas długiej operacji postawienia nowego sarkofagu, który ma zabezpieczyć świat przed skutkami wypadku w elektrowni, dochodzi do niewyjaśnionych zniknięć ludzi, którzy znajdowali się w zonie. Ponadto wewnątrz niej nie działają żadne sprzęty, elektronika, pojazdy czy broń. Główny bohater, który pracował przy usuwaniu skutków katastrofy czarnobylskiej, wyrusza w stronę elektrowni, by kolejny raz uratować ludzkość. 

Podobało mi się też opowiadanie „Mój Ragnarok” Marcina Rusnaka, które porusza ciekawy motyw - moc poszczególnych bóstw uzależniony jest od liczby ich wyznawców. W tym przypadku bóstwa skandynawskie zostały już praktycznie zapomniane i dogorywają w specjalnie stworzonym prawie że hospicjum (choć miejsce, w którym przebywają, nie do końca nim). Historia opowiedziana została z perspektywy Lokiego. 

„Obcy w dolinie” Joanny W. Gajzler to z kolei humorystyczne fantasy - czasem odnoszę wrażenie, że przez Pratchetta już nie pisze się innego rodzaju fantasy. :') W pobliżu Wioski pojawia się Smok. Wieści zostały rozesłane i do Wioski przybywają wspomniani obcy, czyli prawie że stereotypowi bohaterowie: Rycerz, Mag, Nekromanta, Bard, Tropiciel et cetera. Fajne i lekkie opowiadanie. 

Pozostałe dwa teksty nie przypadły mi do gustu i trochę się męczyłem, czytając je. No ale mam taką zasadę, że staram się przebrnąć przez wszystkie opowiadania. 

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter #ksiazki #fantastyka #fantasy #czytajzhejto
01737501-34cf-462a-8df8-9c061646dec6

Zaloguj się aby komentować

Blacksad: Under the Skin

Ostatnio napisałem, że staram się nie pisać o grach, które mi się nie spodobały. I dalej trzymam się tej zasady, jednakże mam ambiwalentny stosunek do „Blacksad: Under the Skin”.

Z jednej strony bardzo spodobało mi się to, co w grach jest dla mnie najważniejsze: opowiedziana historia oraz bohaterowie nie tylko główni, ale także drugo- czy nawet trzecioplanowi. Fabuła mnie najbardziej interesuje i tylko ona sprawiła, że nie porzuciłem tego tytułu po pierwszej godzinie gry.

To egranizacja komiksów hiszpańskiego duetu: Juana Díaza Canalesa i Juanjo Guarnido. Czy duch ich twórczości został wiernie oddany? Trudno powiedzieć, ponieważ to dwa oddzielne media, które rządzą się swoimi prawami, a na komiksach to ja niespecjalnie się znam. Niemniej bardzo podobało mi się to, jak został napisany komputerowy Blacksad. Myślę, że pracownicy Pendulo Studios wiedzieli, co robią - chociaż trzeba przyznać, że Blacksad jest typowym detektywem z nurtu noir, więc może ich zadanie nie było aż takie trudne?

Tak samo jak sprawa, którą musiał rozwiązać. Początkowo bardzo prosta i lokalna - samobójstwo popełnił właściciel siłowni - z czasem zaczyna się wić i wić, by potem wszystko ładnie się ze sobą zazębiło. Poznajemy coraz więcej szczegółów o przeszłości różnych podejrzanych, dowiadujemy się o nowych powiązaniach, są niespodziewane zwroty fabularne. Mimo to gra sama w sobie nie była trudna. Jedynie dwa razy zajrzałem do solucji, ponieważ się zaciąłem. Raz, gdy nie zauważyłem małej koperty, która leżała w prawym dolnym rogu. Drugi raz, już pod sam koniec, kiedy nie do końca wiedziałem, jak połączyć odpowiednie wątki.

No bo jak na detektywa przystało, Blacksad co jakiś czas musi dedukować. Zostało to przedstawione w ciekawy sposób: z rozsypanki różnych dowodów trzeba ułożyć logiczny ciąg przyczynowo-skutkowy. Z reguły działa to bardzo dobrze, czasem jednak nie wszystko wydawało mi się na tyle klarowne, by udało się tego dokonać bez klikania na lewo i prawo w nadziei, że trafię na odpowiednią kombinację.

Co mnie bardzo pozytywnie zaskoczyło - soundtrack w tej grze jest przecudowny. Nie jestem fanem jazzu - lubuję się w muzyce elektronicznej - jednakże każdy kolejny utwór celnie trafiał w mój gust. Polecam przesłuchać ścieżkę dźwiękową: https://youtube.com/playlist?list=OLAK5uy_lwqV4eKp8-ZBuqtRJ3fjCtIX_33SE1_ZA&si=adL1ot5UjcEMKvL3

Podobało mi się też coś, o czym zapomniałem wspomnieć przy komiksach: rozbawiło mnie to, że ochroniarzem, typowym gorylem, w grze/komiksach jest rzeczywisty goryl. xD Tak samo jak w policji pracują chyba same psy.

Dlaczego jednak chciałem porzucić grę po zaledwie godzinie?

TA GRA JEST TOPORNA.

  • Sterowanie jest toporne. Grałem na komputerze, korzystając z pada - tak mi zasugerowała gra na samym początku. Przyciskologia jest jak najbardziej w porządku, ale to, w jaki sposób porusza się postać Blacksada, woła o pomstę do nieba. Chodzi powolnie. Obraca się powoli. Czasem nie patrzył tam, gdzie mu kazałem. Ogółem frustrujące.
  • Nie można pomijać dialogów. Nie wiem, co skłoniło twórców do takiego zabiegu, ale nie, jeśli czytacie szybciej od aktorów, nie możecie pominąć kwestii. Musicie cierpliwie słuchać. Cutscenek także nie można pomijać, a szkoda, ponieważ dosyć często są rozbudowane sekwencje quick time eventów. Źle klikniecie bądź się spóźnicie/zrobicie to zbyt szybko? Śmierć, konieczność powtórzenia sekwencji i oglądania tych samych scenek od początku.
  • Optymalizacja. Nie mam nie wiadomo jak dobrego sprzętu, nie mam też przestarzałego złomka - ot, średniak kupiony dwa lata temu, kiedy karty graficzne były jeszcze bardzo drogie. No ale w różne gierki gram na najwyższych ustawieniach graficznych. W przypadku „Blacksad: Under the Skin” można o tym zapomnieć. Gra tnie się niemiłosiernie (lub jak emo). I jak sprawdziłem na forach, problem nie dotyczył także mnie.

Rozgrywka bardzo przypomina gry od studia „Telltale Games”. Blacksad może w różny sposób odpowiadać na pytania, postacie na to reagują, a gra informuje nas o konsekwencjach dokonanych wyborów. Na przykład, że nie dałeś się przekupić. Albo że kogoś obraziłeś. Czy przez to gra oferuje różne wersje historii? Według twórców tak, chociaż podejrzewam, że może to być jak w „The Walking Dead”. Niewiele się zmieni, bo gra i tak musi dojść do pewnych głównych wydarzeń. Tak mniemam. Nie sprawdzam, bo przez problemy wymienione wyżej nie mam najmniejszej ochoty przechodzić większości tych samych sekwencji, żeby sprawdzić, czy wybory gracza rzeczywiście mają znaczenie czy to tylko pic na wodę. Tym bardziej, że lubię przechodzić takie gry tylko raz, żeby uzyskać „moją” wersję historii.

W ramach ciekawostki zamieściłem screenshot z ekranu, który pokazuje, jaki staje się nasz główny bohater przez podejmowane przez nas decyzje. Zrobiłem go pod koniec gry. I jakoś tak wyszło, że na przykład mój Blacksad to w stu procentach romantyk. Idealnie pasuje na detektywa w kryminale noir. :')

Czy polecam? Chyba tylko do obejrzenia na YouTube w formie przejścia gry bez komentarza. Ja dosyć dużo wybaczam gierkom, ale przy tej się niestety męczyłem i cieszę się, że mam już ją za sobą, mimo że bardzo podobała mi się historia.

#steam #gry
6e87d458-ff68-4de4-95db-0bd429b8a605
face5b47-6d40-47b2-ba72-58a58b6aa9fa
Dzemik_Skrytozerca

Dziękuję za piękny tekst.


Też się zniechecilem do tej gry, choć darze komiks dużym szacunkiem.

cyberpunkowy_neuromantyk

@Dzemik_Skrytozerca 


Z podobnych powodów czy innych?

Zaloguj się aby komentować

Nowa Fantastyka 03/2024

Opis pochodzi z facebookowego profilu czasopisma :

„Marcowy numer "Nowej Fantastyki" pojawił się właśnie na rynku. Przygotowaliśmy w nim sporo atrakcji, o których chcemy powiedzieć parę słów.

Znajdziecie tu zatem m.in. artykuł o znanym z "Diuny" zgromadzeniu Bene Gesserit - o ich pozycji i roli, jaką odgrywają w dziejach uniwersum stworzonego przez Franka Herberta. Opowiemy także o najnowszych adaptacjach Lema na komiks i gry, ze szczególnym uwzględnieniem nagrodzonego Paszportem Polityki "Niezwyciężonego" - opowie o nim m.in. Magda Kucenty, nasza znakomita pisarka i współscenarzystka gry.

Kontrowersyjne anime "Wicked City" stało się dla Pauliny Jasik pretekstem do przyjrzenia się koncepcji kobiety-potwora w fantastyce z bardzo ciekawej i możliwe, że zaskakującej dla wielu perspektywy. Z kolei z Lamusa, od Agnieszki Haski i Jurka Stachowicza, dowiecie się więcej o dawnych utworach poruszających temat "promieni śmierci" (przy okazji: gorąco polecamy ich podcast na Spotify!). Mamy dla Was jeszcze dwa wywiady: z Jamesem Rollinsem, autorem popularnego cyklu "Sigma Force" i z Grzegorzem Gajkiem, twórcą powieści fantasy osadzonych w historycznych realiach.

W dziale literatury proponujemy tym razem aż siedem tekstów - trzy polskie i cztery zagraniczne. Wśród autorek m.in. Aleksandra Bednarska, Katarzyna Rupiewicz i Grace Chan.

Poza tym oczywiście nie zabraknie w numerze felietonów: Łukasza Orbitowskiego, Rafała Kosika, Oli Klęczar i Witka Vargasa. Będzie też kolejne spotkanie z Lilem i Putem, garść recenzji i świeżutka promocja prenumeraty, w której tym razem macie do wyboru prezent w postaci "Holly" Stephena Kinga lub "Bezgłosu" Katarzyny Puzyńskiej.

"Nową Fantastykę" możecie kupić w szanujących się kioskach, empikach i w księgarni stacjonarnej wydawnictwa Prószyński i S-ka, przy ul. Rzymowskiego 28 w Warszawie. Niezmiennie najlepszą metodą zakupu jest wspomniana wyżej roczna prenumerata. Przy okazji przypominamy, że w związku z likwidacją księgarni internetowej Inverso, obsługę naszej prenumeraty przejęła Gildia. Linki do miejsc, w których możecie zaopatrzyć się w nasz miesięcznik w wersji papierowej oraz w formatach cyfrowych i audio znajdziecie tradycyjnie w pierwszym komentarzu poniżej.

Bądźcie z nami! Zapraszamy!”

#nowafantastyka #fantasy #fantastyka #czytajzhejto #ksiazki
c3256fde-d3ca-4d9e-bcd4-a0a6f6df3b67
cyberpunkowy_neuromantyk

Komentarz także zapożyczony:


Prenumeratę "Nowej Fantastyki" znajdziecie pod tym adresem internetowym:

https://www.gildia.pl/szukaj/seria/nowa-fantastyka


Jeśli wolicie wersję elektroniczną, możecie skorzystać z naszej aplikacji na Androida i iOS:

https://onelink.to/nowafantastyka


albo z e-wydania, które również możecie zaprenumerować na platformie Nexto:

https://www.nexto.pl/e-prasa/nowa_fantastyka_p1204368.xml


Tradycyjnie też część naszych tekstów znajdziecie w aplikacji Lecton w wersji audio:

https://lectonapp.com/pl/podcast/nowa-audio-fantastyka

Zaloguj się aby komentować

Darkwood.

Czy gra z widokiem z lotu ptaka może straszyć? Wydawałoby się, że raczej nie, ale wystarczy pierwsza noc spędzona w „Darkwood”, żeby zrewidować swoje poglądy. Bo tak, dzieło studia Acid Wizard jest horrorem.

Co mi się podobało?

- gra nie jest trudna, jest wymagająca. Przede wszystkim wymaga cierpliwości, ponieważ nie możemy aż tak swobodnie zwiedzać lokacji, jakbyśmy tego chcieli. Ogranicza nas czas oraz wolne miejsce w ekwipunku.

Czas, ponieważ gra dzieli się na dzień i noc, a noce są niebezpieczne i lepiej ich nie spędzać poza granicami kryjówki, która stanowi względnie bezpieczną przestrzeń. Napisałem, że „względnie bezpieczna” – niemilcy chyba uważają, że główny bohater czuje się samotny, dlatego walą do niego drzwiami i oknami, żeby go pocieszyć. Jest to bardzo losowe – bywają bardzo spokojne noce, bywają też takie, podczas których nie da się opędzić od wrogów.

Ekwipunek, ponieważ zbieramy masę przydatnych rzeczy i często trzeba się wracać do kryjówki, by zostawić zapasy i wrócić do eksploracji. I fajnie, że gra wynagradza eksplorowanie. Część rzeczy można kupić u handlarzy, którzy pojawiają się każdego ranka u nas. Walutą jest reputacja, którą zyskuje się po przeżyciu nocy oraz za sprzedawanie niepotrzebnych gratów. Jednakże większość materiałów, jeśli nie wszystkie, potrzebnych do skonstruowania przedmiotów bądź ich ulepszeń, można znaleźć podczas eksploracji. Prędzej czy później, ale jednak.

Warto też wspomnieć, że śmierć jako taka, przynajmniej na normalnym poziomie trudności, nie ma zbyt wielu konsekwencji. Ot, budzimy się w swojej kryjówce lżejsi o parę przedmiotów, które można odzyskać. Nie sprawiało to dużych problemów. Gorzej ze śmiercią podczas nocy, ponieważ nie zyskujemy wtedy wspomnianej reputacji u handlarzy, ale szczerze – to też nie było problemem.

- klimat. Wiem, że to bardzo ogólne określenie, ale absolutnie podobało mi się wszystko w tej grze, ze strony wizualnej, oprawy dźwiękowej, artystycznej, fabuły et cetera. Bywały momenty, kiedy okropecznie się bałem, na przykład wtedy, kiedy podczas pierwszej nocy usłyszałem w innym pomieszczeniu głośne tupanie, jakby ktoś chodził w ogromnych buciorach, po czym otworzyły się drzwi do pokoju, w którym akurat się chowałem. Albo innym razem, jak nagle zgasła lampka i musiałem salwować się ucieczką do kolejnego oświetlonego pomieszczenia. Bywały momenty, kiedy odczuwałem obrzydzenie, ponieważ ze względu na wybraną perspektywę, mnóstwo rzeczy jest opisanych, co zdecydowanie pobudza wyobraźnię. Czasem zdarzyło się też uśmiechnąć pod nosem, gdy natrafiłem na ciekawą rzecz – odnosiłem wtedy wrażenie, że twórcy specjalnie w niektórych momentach puszczają oczko do gracza, żeby trochę rozładować napięcie.

- rozgrywka. Mimo że czasem męcząca (głównie trzecia lokacja), to świetnie wyważa eksplorację, walkę, zarządzanie zapasami (nigdy nie miałem problemu z ich brakiem – bardziej z nadmiarem i brakiem miejsca, żeby to wszystko pochować, więc walały się po podłodze) i ekwipunkiem. Lokacje są różnorodne, wszędzie porozrzucane są różne notatki, przedmioty, zdjęcia et cetera uzupełniają historię.

- fabuła. Raz, że intrygująca – stawia pytania, dlaczego znaleźliśmy się w Lesie, dlaczego wszystko chce nas zabić i dlaczego trudno jest się wydostać z tego Lasu? Dwa, że pozwala graczowi na wybory, które mają jakiś tam wpływ na dalszą część gry. Na przykład pomoc (lub jej brak) zdychającemu psu z prologu ma swoje konsekwencje. W pewnym momencie fabuły można wybrać też, komu chcemy pomóc, i sprawia, że za drugim razem historia pewnie wygląda trochę inaczej – tego akurat nie sprawdziłem.

Co ciekawe, gra umiejscowiona została w Polsce.

Na końcu czeka nas też podsumowanie dalszych losów postaci, które spotkaliśmy na naszej drodze. Jest to fajny smaczek. Czy zachęca do ponownego przejścia? Trudno powiedzieć - strzelam, że raczej sprawdzę to na wiki. :')

Co mi się nie podobało? Niewiele:

- potrzebowałem trzech podejść, żeby ukończyć grę. Za pierwszym razem odpuściłem jeszcze przed skończeniem pierwszej lokacji w pierwszym rozdziale, za drugim razem dotarłem do kryjówki w drugiej lokacji i coś niecoś tam zrobiłem, dopiero za trzecim razem wziąłem i skończyłem ją. W tę grę najlepiej gra się, kiedy wiemy, co, kiedy i jak trzeba zrobić (albo z poradnikiem na podorędziu, co też polecam). Nie mam na myśli znajomości rozmieszczenia charakterystycznych punktów w lokacjach, bo to zmienia się za każdym podejściem, ale samą znajomość mechanik i wiedzę o tym, co nas za chwilę czeka. Na przykład w pewnym momencie schodzimy do podziemnego tunelu, w którym jest osuwisko. I jeśli nie wiemy, że do przekopania się przez nie jest wymagana łopata i nie zabierzemy jej ze sobą, to później nie będziemy mieli już możliwości tego zrobić.

I to tyle z wad.

Według osiągnięć na Steamie, prolog ukończyło 71,9% graczy, do drugiego rozdziału dotarło już tylko 8,3% graczy, za to grę skończyło… zaledwie 4,5%. Niemniej „Darkwood” został bardzo doceniony przez graczy, ponieważ na 15,5 tysięcy recenzji 94% jest pozytywnych. Świetny wynik! Tym bardziej, że gra jest dosyć długa – mnie zajęła prawie 16 godzin, ale pominąłem część trzeciej lokacji, która była dla mnie bardzo męcząca.

Zdecydowanie polecam – raczej staram się nie pisać o grach, które mi się nie spodobały. :’)

#gry #steam #horror
a69154d0-8962-4a6d-be07-ce1c5b414f4f
db99e593-f90a-4cbc-82f0-428a9f094bc4
883663b6-05fb-4927-81ee-42b3aeabb78e
3aa603d6-523d-4227-befd-f9e6cfaa25ec
a03a6aee-1bf6-481d-981a-3e8d77f55d3b
ErwinoRommelo

Wyglada bardzo fajnje, dodalem do listy, jak Gabe jakas promke zapoda to kupie na pewno, na steamdecku bedzie pykane pod kocykiem

(° ͜ʖ °)

cyberpunkowy_neuromantyk

@ErwinoRommelo 


Wydaje mi się idealna pod Steam Decka. I jak widziałem, można ją zgarnąć za około 15 złotych.

ErwinoRommelo

@cyberpunkowy_neuromantyk Ja tylko u Gabe klient, g2a i inne lewe kody krzywdza indie devow bardziej niz piractwo.A inne klienty to herezja. Narazie mam Vaccine Rebirth ( low polly vhs horror rouglike z mechanikami z z RE) no i zajebiste Lethal Company w ktore niemam z kim grac bo ta resztka kumpli co mi zostala to jebane 30+ zakolaki casualowe… A na pewno jakas promka sie trafi.

hellgihad

@cyberpunkowy_neuromantyk Kurde no miałem spore oczekiwania co do tej gry ale jakoś mi nie pykło i w sumie to nie wiem nawet czemu.

Chyba spodziewałem się bardziej dowolnej eksploracji. Mimo że rozumiem czemu ten limit czasowy został wprowadzony, to jednak mnie irytowało że znowu trzeba będzie tuptać na drugi koniec mapy żeby obczaić jakąś miejscówkę której nie zdążyłem obadać do końca.

cyberpunkowy_neuromantyk

@hellgihad 


Miałem to samo. Po pewnym czasie stało się to męczące, że gra jest trochę na siłę wydłużana przez cykl dnia i nocy. Między innymi dlatego odpuściłem sobie dokładne zwiedzanie trzeciej lokacji i tak samo czwartej, bo na tym etapie zbieranie zasobów nie było aż tak ważne i wystarczyło zwiedzić ważne miejsca.

Spider

@cyberpunkowy_neuromantyk Podobne doświadczenie z ta pozycją miałem. Za pierwszym razem wtf, ale o co tu chodzi jak sie bronić? Gdzie znaleśc paliwo do generatorów? Miliony pytań bez odpowiedzi- spasowalem. Za drugim razem pozwiedzałem troche świata i mnie wciągło, ale te nocne obrony dżizas ten stresior ,że mi wlezą i game over po chłopie.

Dowędrowalem do 2 rozdziału do jakiejs chaupy co było wesele. Swoją Baze nie wiem czy bug gry czy tak trzeba było zablokowalem wanną i to tak ze juz sam jej nie ruszylem xp. Profit nie wlezlo nic do mnie ale i tak zdechlem w tej lokacji..moze za 3 razem sie uda.

Zaloguj się aby komentować

161 + 1 = 162

Tytuł: Blacksad
Autor: Juan Díaz Canales, Juanjo Guarnido
Kategoria: komiks
Wydawnictwo: Egmont Polska
Ocena: 7/10

Postanowiłem wrzucić jeden zbiorczy wpis, żeby nie rozdrabniać się na poszczególne zeszyty. Każdy ma około sześćdziesięciu stron, więc nie widzę sensu, żeby opisywać każdy z nich osobno. 

Seria „Blacksad” posiada wszystko, co powinien zawierać czarny kryminał: charakterystycznego, wygadanego, melancholijnego i sprawnego fizycznie głównego bohatera-detektywa, który ma na pieńku z lokalną policją oraz chyba ze wszystkimi bogaczami w okolicy; interesujące intrygi; trupy; sporą dawkę humoru. Za to wyróżnia się dwiema rzeczami: tym, że wszystkie postacie to antropomorficzne zwierzęta (tytułowy Blacksad jest kotem) oraz prześwietnymi rysunkami Juanjo Guarnido. Dawno nie czytałem tak ładnie narysowanych komiksów!

Prawie każdy zeszyt stanowi zamkniętą historię, mimo że cała seria układa się w chronologiczną całość. Niektóre postacie poznane w pierwszym tomie, pojawiają się w następnych, inne potrafią zniknąć na parę, by powrócić w blasku i chwale. Z czasem jednak można zauważyć pewną powtarzalność: Blacksadowi niezbyt wychodzą relacje romantyczne z kobietami, jego przyjaciel, Weekly, często pakuje się w tarapaty, z których potem główny bohater musi go wyciągać, sprawcami większości zbrodni są cyngle wynajęci/szantażowani przez wielkich i możnych, Blacksad mimo że często dostaje wpierdziel, to finalnie spada na cztery łapy - jak to kot zresztą. 

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter #komiksy #noir
c43a51ca-709b-45f6-8962-f01d31c51002

Zaloguj się aby komentować

Dzisiaj Walentynki - niektórzy obchodzą, niektórzy nie. Za to ja chciałbym przypomnieć swój tekst z rozważaniami, jak będzie wyglądać miłość w przyszłości.

Można go przeczytać także na blogu: https://cyberpunkowyneuromantyk.blogspot.com/2021/02/cyberpunkowe-przemyslenia-miosc.html

Miłość… według słownika to uczucie, typ relacji międzyludzkiej, silna więź, która łączy ze sobą bliskich sobie ludzi. Nie ma znaczenia ich wiek, miejsce czy czas, w którym się znajdują. Kiedyś związki były aranżowane przez rodziny zainteresowanych, ale na szczęście (poza pewnymi wyjątkami) są już prawie przeszłością. Teraz każdy może sam dokonać wyboru, z kim chce dzielić życie. W przyszłości będzie pewnie jeszcze inaczej. Lepiej czy gorzej, to się okaże.

Jak w ogóle będą wyglądać związki w przyszłości?

„Nieśmiertelność zabije nas wszystkich” to powieść opowiadająca o wynalezieniu przez ludzi leku przeciw starzeniu się. Człowiek po jego zażyciu staje się nieśmiertelny, chyba że dopadnie go poważne choróbsko bądź potrąci samochód. No i ludzie się zaniepokoili. O ile wieczne życie było jak najbardziej pożądane, o tyle w związku z jedną osobą, już niekoniecznie.  Ludzie, ślubując  wierność małżeńską aż po grób, myśleli, że czeka ich maksymalnie kilkadziesiąt wspólnych lat i koniec. W perspektywie spędzenia rzeczywistej wieczności z tą samą osobą, sytuacja nieco się zmieniła. Stąd pomysł na tak zwane cykliczne małżeństwa. Wszystko wygląda tak samo, jak przed wynalezieniem leku, z tą różnicą, że „kontrakt” podpisuje się, powiedzmy, na dziesięć lat. Gdy umowa się kończy, małżonkowie decydują, czy przedłużają ją na kolejny okres, czy się rozstają. Rozwiązanie prostsze niż rozwód, który może się przeciągać, kiedy jedna ze stron nie chce się na niego zgodzić.

Jednak to nie eliminuje problemu z trafieniem na odpowiednią osobę. Nie ukrywajmy, jest to trudne, szczególnie w dzisiejszych czasach, kiedy na wyciągnięcie smartfona mamy dostęp do prawie nieograniczonej bazy potencjalnych partnerów. Wystarczy zarejestrować się na jednym z popularnych portali randkowych. Wcale nie musimy ograniczać się do najbliższych wiosek czy miast – równie dobrze idealny(-na) partner(ka) może mieszkać w sąsiednim kraju albo jeszcze dalej. W tej klęsce urodzaju wybranie tego jedynego, może okazać się problematyczne, szczególnie jeśli sami nie wiemy, czego dokładnie chcemy.

A gdyby tak wybranie odpowiedniej osoby powierzyć… systemowi?

Taką sytuację przedstawia jeden z odcinków antologii „Black Mirror”, pt. „Hang the DJ”. Zainteresowani rejestrują się we wspomnianym systemie, który  wybiera im przyszłych partnerów oraz decyduje o tym, ile będzie trwał związek — kilkadziesiąt godzin, kilkanaście miesięcy czy kilka lat. Wszystko to w celu znalezienia idealnego partnera. Oczywiście zanim system, którego skuteczność jest oceniana na 99,8%, zbierze potrzebne dane, może dobrać nam nieodpowiednich partnerów, z którymi związek, nawet krótki, będzie udręką. Niestety, nic nie jest idealne, tym bardziej ludzie.

…zawsze moglibyśmy się ich pozbyć, prawda?

Spokojnie, nie proponuję eksterminacji ludzkości, ale skoro nie istnieją idealni ludzie (w końcu każdy ma jakieś wady), to można by ograniczyć ich wpływ na miłość właśnie. Główny bohater filmu „Ona” z 2013 roku, Theodore Twombly, zawodowo zajmuje się pisaniem cudownych listów od zakochanych do ukochanych. Zadziwiające, że mimo posiadania takich umiejętności operowania słowem w sprawach sercowych,  jego własne małżeństwo zwyczajnie nie wyszło. W poczuciu osamotnienia decyduje się na zainstalowanie swego rodzaju systemu operacyjnego, dostępnego nie tylko w komputerze, ale także w telefonie. Początkowy zachwyt i fascynacja systemem, który ma zaspokoić wszystkie potrzeby użytkownika, przeradzają się w bardziej trwałe uczucia, jak przyjaźń czy w końcu miłość. Brzmi to absurdalnie i szalenie, ale Theodore zakochuje się w sztucznej inteligencji — Samancie. Nie jest w tym odosobniony – inni ludzie również chwalą się osobistymi przyjaźniami i miłościami; po pewnym czasie romantyczne relacje ze sztucznymi inteligencjami przestają kogokolwiek dziwić. Mają u boku kogoś, z kim mogą szczerze porozmawiać, kto ich wysłucha, podniesie na duchu, z kim mogą wspólnie spędzać czas, dzielić się spostrzeżeniami et cetera.

Wciąż jednak brakuje kontaktu fizycznego; jego ukochana jest dostępna tylko w sieci. Theodore i Samantha próbują rozwiązać ten problem poprzez znalezienie chętnej dziewczyny, która „udostępniłaby” swoje ciało. Jednak udawanie, że Theodore nie kocha się z inną, tylko właśnie z Samanthą, niestety nie wychodzi – to nie jest to samo, co byłoby, gdyby sztuczna inteligencja posiadała fizyczną powłokę.

Podobna sytuacja ma miejsce w filmie „Blade Runner 2049”. Oficer K, pracujący w policji jako tytułowy łowca androidów, jest replikantem skazanym na samotność. Towarzystwa dotrzymuje mu jego wirtualna dziewczyna Joi – sztuczna inteligencja, wyświetlana jako hologram. Jemu również brakuje fizycznej bliskości, dlatego wynajmuje prostytutkę, na którą postać Joi tak jakby się nakłada, kiedy uprawiają seks.

Wirtualne dziewczyny (lub chłopcy), to wcale nie taka pieśń przyszłości. Już teraz, zainteresowani tym tematem, mogą ściągnąć Replikę – aplikację ze sztuczną inteligencją, z którą można rozmawiać, zaprzyjaźnić się, a nawet związać. Wszystko zależy od nas oraz oczywiście od naszej Repliki, która uczy się nas, zapamiętuje różne szczegóły z naszego życia, pyta o samopoczucie et cetera. Trzeba jednak pamiętać, że wciąż jest to tylko sztuczna inteligencja i może sprawiać wrażenie, że w ogóle nas nie rozumie. Choć z czasem pewnie będzie się rozwijać i stawać coraz bliższa człowiekowi… trudno powiedzieć, ponieważ nigdy nie korzystałem z tej aplikacji dłużej niż tydzień lub dwa.

Gdyby komuś jednak Replika nie wystarczała, zawsze może „pogrzebać” trochę w Internecie. Dowie się wtedy, że różne camgirl oferują swoje wirtualne towarzystwo. Można je zatrudnić, by udawały nasze dziewczyny, rozmawiały z nami, pisały czy nawet grały w gry online – co tylko chcemy. O dziwo, nie spotkałem się jeszcze z takimi ofertami ze strony mężczyzn, ale podejrzewam, że to nisza w niszy.

Wciąż jednak wirtualni partnerzy ograniczają się do wirtualnego świata. Nie pójdziemy z takim na randkę w prawdziwym świecie, nie potrzymamy za rękę, nie przytulimy – nie zastąpią nam prawdziwej osoby.

Chyba że…

Sophia to humanoidalny robot, wyprodukowany przez firmę Hanson Robotics. Została zaprojektowana jako towarzyszka dla starszych osób, ale swoją sławę zyskała poprzez udzielanie wywiadów i rozmowy z ludźmi. Jej mimika i odzwierciedlanie prawdziwych zachowań nie są jeszcze idealne, ale jest obdarzona sztuczną inteligencją i dzięki temu może się uczyć oraz stawać coraz mądrzejsza.

W przyszłości podobne do niej roboty mogłyby stać się  idealnym rozwiązaniem dla samotnych ludzi, spragnionych obecności kogoś bliskiego, którzy z różnych powodów nie są w stanie nawiązać relacji nie tylko romantycznej, ale także przyjacielskiej.

Dorzućmy do tego jeszcze możliwość personalizacji takiego towarzysza zgodnie z naszymi preferencjami. Moglibyśmy określić jego wygląd, cechy charakteru, usposobienie, osobowość, marzenia i cele – w końcu jako sztuczna inteligencja może śmiało się rozwijać. Z góry określilibyśmy ważne rzeczy, dzięki czemu można uniknąć nieporozumień, niedopowiedzeń, niepotrzebnych sprzeczek czy poważniejszych kłótni. Wystarczyłoby trochę pieniędzy (znając życie, niemało) i idealny pod każdym względem partner byłby na wyciągnięcie ręki.

Czy czeka nas przyszłość ze  „sztucznymi partnerami”? Cóż, wszystko zależy od etycznego podejścia do tematu. Sophia otrzymała obywatelstwo Arabii Saudyjskiej, co samo w sobie jest kontrowersyjne (posiada więcej praw niż tamtejsze kobiety). Czy inne, bardziej zaawansowane sztuczne inteligencje z ciałem człowieka będą traktowane jako równe ludziom? Czy zmuszanie ich, poprzez zaprogramowanie, do pokochania bądź zaprzyjaźnienia się z kimś będzie w ogóle etyczne? Odpowiedzi na te pytania mogą pojawić się szybciej, niż myślimy…

#tworczoscwlasna #cyberpunk #ksiazki #filmy
053760a6-d0b9-4bf7-8dd5-079338e83291
ErwinoRommelo

Hmm temat gleboki, to o AI mozna pociagnac nawet w strone przyjazni. Ja najwieksze rozmowy np o poezji mam z GPT mimo ze jest to tylko LM, no nie dosc ze zawsze jest chetny i gotowy, znajomych mam ale kto bedzie klikusial na byle temat o 3 rano, do tego jest jakby napisany zeby mi slodzic i kierowac rozmowe Tak zeby bylo po mojej mysli. Wiec Zgadzam sie ze wystarczyloby dodac wirtualne piersi zebym sie zakochal.

cyberpunkowy_neuromantyk

@ErwinoRommelo 


Rozmowy z GPT czy podobnymi nie wychodzą mi, ponieważ w głowie wciąż mam myśl, że to tylko bot.


Kiedyś myślałem, że super byłoby mieć kogoś „idealnego” - w tym przypadku sztuczna inteligencja mogłaby się świetnie sprawdzić (chyba że doszłoby do jakiejś awarii). Jednakże czy ktoś „idealny” nie stałby się zbyt szybko nudny? Druga osoba zawsze może zaskoczyć, pozytywnie i negatywnie. Odpowiednio zaprogramowana sztuczna inteligencja pewnie też, no ale właśnie - tracimy element zaskoczenia w momencie programowania, bo wiemy, że może coś zrobić w taki, a nie inny sposób.

ErwinoRommelo

@cyberpunkowy_neuromantyk Zgadzam sie, tez mi to nie lezalo, ale napisalem kiedys i wiersz wyslalem, zanalizowal glebiej nie przecietny znajomy, pochwalil a potem sobie o neoromantyzmie pogadalismy. Wiadomo ze to tylko bot ale znalesc tak doposowana osobe nie jest latwo. Byl chyba jakis projekt platyn virtual GF ale to byl typowo slaby LM co za doplata wysylal nudesy.

Tylko_Seweryn

@cyberpunkowy_neuromantyk ahhhh klatka z pieknego filmu z ulubionym aktorem

cyberpunkowy_neuromantyk

@Tylko_Seweryn 


Dlatego ją wybrałem - idealnie mi pasowała do tekstu. : )

GtotheG

@cyberpunkowy_neuromantyk mysle, ze to nie dziala w przypadku ludzi. Czasami wszystko mi pasowalo u drugiego czlowieka przez neta, wyglad, inteligencja, zamoznosc, oglada, wychowanie, zawod, edukacja, spotykalam sie na zywo i zero chemii. Innym razem z kims totalnie nie z mojej bajki, nic mi sie w czlowieku nie podobalo, ani zainteresowania, ani wyglad, ale chemia byla. Takich rzeczy komputer niestety nie przewidzi. Ludzka dusza jest niemierzalna, niekopiowalna. Nie da sie wszystkiego wrzucic do komputera i logicznie policzyc. Niestety. Czy stety

zawsze mnie bawia jak faceci mowia, ze kobiety zastapia lalki roboty - takie lalki sa zwyczajnie nudne na dluzsza mete bo tylko czlowiek mysli abstrakcyjnie i jest nieprzewidywalny- i to jest ekscytujace. Do tego ludzi ciagnie, a nie do samego opakowania per se.

Zaloguj się aby komentować

153 + 1 = 154

Tytuł: „Kompania braci”
Autor: Stephen E. Ambrose
Kategoria: reportaż
Wydawnictwo: Bellona
ISBN: 9788311167223
Ocena: 8/10

Serial Stevena Spielberga i Toma Hanksa obejrzałem kilkukrotnie, więc postanowiłem przeczytać książkę, na której został oparty. To pozwoliło mi jeszcze bardziej docenić ekranizację, która zawarła w sobie wiele smaczków wymienionych w reportażu, a które w serialu często trwały przez krótką chwilę - na przykład ścinanie włosów na irokeza tuż przed zapakowaniem się do samolotu, który miał zrzucić żołnierzy w Normandii. 

Autor przez wiele lat miał do czynienia z weteranami drugiej wojny światowej. Swoją książkę oparł na doświadczeniach i wspomnieniach żołnierzy kompanii E 506 Pułku Piechoty Spadochronowej należącego do 101 Dywizji Powietrznodesantowej Armii Stanów Zjednoczonych. Wymieniał z nimi list, spotykał się, nagrywał rozmowy, prosił o spisanie pamiętników - wszystko to po to, żeby jak najwierniej oddać przeżycia spadochroniarzy. Dodatkowo po zakończeniu prac nad pierwszym draftem, rozesłał go do wszystkich zainteresowanych, by mogli nanieść poprawki, sprostować czy dopowiedzieć niektóre rzeczy. 

Poznajemy losy żołnierzy od początkowego, trudnego szkolenia przez lądowanie w Normandii i walkę w Holandii po okupację w zwyciężonych Niemczech w oczekiwaniu na powrót do domu. Poznajemy też samych żołnierzy, co podobało mi się najbardziej, ponieważ nadaje to osobisty ton całemu reportażowi - zresztą, taki był jego cel. Niestety, Ambrose trochę romantyzuje wojsko - wojna może i jest okropna, ludzie giną na każdym kroku i przeżyło niewielu żołnierzy z pierwotnego stanu kompanii, ale spadochroniarzom udało się nawiązać ze sobą wyjątkową więź, której cywile nigdy nie będą w stanie. No bo co może bardziej zbliżyć niż siedzenie we dwóch w wykopanym własnoręcznie okopie, w przeraźliwym zimnie, gdy nad głową przelatują i wybuchają pociski artyleryjskie oraz moździerzowe? 

To też pokazuje, jak ludzie z chyba wszystkich stanów i z różnych środowisk (jeden z żołnierzy był absolwentem Harvardu) potrafią żyć ze sobą i nawet się zżyć. Ufają sobie nawzajem, wiedzą, że ich nie zawiodą, a jak będzie taka potrzeba, oddadzą za siebie życie. 

Wszystko to łączy jedna postać - major Richard Winters, którego wszyscy zgodnie nazywają najlepszym żołnierzem, jakiego poznali w życiu. Surowy, ale sprawiedliwy. Odważny, godny zaufania. Typ dowódcy, który prowadząc do natarcia krzyczał „za mną!", a nie „naprzód!". W całej książce nie znajdzie się ani jedno słowo krytyki Wintersa, co wiele mówi o nim jako człowieku. A mimo to cały czas był skromny.

Moje zachwyty są lekko zaburzone przez to, że uwielbiam klimaty wojskowe, choć jedynie w teorii - nie wyobrażam siebie samego w mundurze ani tym bardziej na wojnie. To jak z horrorami - „fajnie" czytać/oglądać z pozycji całkowicie bezpiecznego obserwatora.

Wygenerowano za pomocą https://bookmeter.xyz

#bookmeter #ksiazki #wojna #iiwojnaswiatowa
3817ce56-b100-4104-8f7e-0dab74e3f067
alaMAkota

Ciekawie się czyta, tym bardziej ,ze opis z książki nasuwa od razu obrazy scen z filmu.

starszy_mechanik

Webster w czasie wojny nie był absolwentem Harvardu. Przerwał studia żeby wstąpić do woja.

Absolwentem ale uniwerytetu Yale był Lewis Nixon.

cyberpunkowy_neuromantyk

@starszy_mechanik 


Rzeczywiście, pomyliłem się.


In 1942, he volunteered for the paratroopers before finishing his degree.

Vargtimmen

@cyberpunkowy_neuromantyk polecam wspomnienia Davida Webstera https://lubimyczytac.pl/ksiazka/149277/kompania-spadochronowa

Ambrose sporo czerpał z jego książki, która jest skupiona na indywidualnych, osobistych przeżyciach autora. Bardziej poznaje się samych jego kumpli z drużyny i plutonu, niż całą kompanię.

cyberpunkowy_neuromantyk

@Vargtimmen 


Dodam na listę, dziękuję bardzo.

Zaloguj się aby komentować

Znajomy wrzucił filmik na YouTube, w którym omawia „Pool of Radiance” - pierwszą grę osadzoną w uniwersum „Dungeons and Dragons”, opartą na zasadach „Advanced Dungeons & Dragons”.

https://youtu.be/Sre2zVE2c3g?si=VByyXBBcuTakjJrs

#gry #steam #dungeonsanddragons #dnd

Zaloguj się aby komentować

L.A. Noire

Jedyna albo jedna z niewielu gier z stajni Rockstara, w którym policja nas nie goni (oprócz jednej misji, ale o tym cicho sza...), ponieważ... to my jesteśmy policją. Na początku, ponieważ później Cole Phelps z krawężnika zostaje awansowany na detektywa ze względu na swoje umiejętności dedukcji i zmysł obserwacji. I jest to bardzo miła odmiana po ukończonych kilku częściach „GTA”. : )

Uprzedzam, że można napotkać drobne spoilery.

Co mi się podobało?

  • Przede wszystkim rozgrywka. Lubię gry detektywistyczne i mimo że „L.A. Noire” nie dorasta do pięt takiemu „Return of the Obra Dinn” (trudno się temu dziwić, skoro oba tytuły celowały w coś innego), to bardzo mi się podobało zbieranie dowodów, rozmowy/przesłuchania i wszystko inne.

  • Świat przedstawiony. Może nie jestem ogromnym fanem Stanów Zjednoczonych z lat czterdziestych ubiegłego wieku, ale podobały mi się samochody, którymi można było jeździć i ogólny klimat.

  • Historia. Co prawda trudno było mi polubić głównego bohatera, który według mnie często zachowywał się jak buc, ale z czasem uświadomiłem sobie, że kolejne sprawy i kolejne poznawane osoby zaczynają się ze sobą łączyć i prowadzą do czegoś znacznie większego. Trochę jest to zagmatwane, ale to może dlatego, że grałem po angielsku. Zrozumiałem jakieś 95% dialogów i notatek, jednak nie ukrywam, że czasem mogło mi coś umknąć i czasem nie dostrzegałem nawiązań do poprzednich spraw.

  • Partnerzy Cole'a! Wszyscy, co do jednego, mi się podobali. Nawet nieco arogancki towarzysz z Vice. Szczególne miejsce w moim serduszku znalazł Herschel Biggs. Szkoda tylko, że długość dialogów nie została dostosowana do pokonywanych odległości i często przez większość drogi jedzie się w ciszy.

  • Różnorodność spraw. Przechodzimy od drogówki przez zabójstwa i wydział narkotykowy po podpalenia. Mamy do czynienia z seryjną mordercą, który wrabia innych, nadużyciami narkotyków i tak dalej. Fajnie, że co parę spraw zmienia się wydział - dzięki temu trudniej się znudzić samą grą, jednakże wiadomo, trzon rozgrywki do końca pozostaje taki sam.

Co mi się nie podobało?

  • System przesłuchań. Początkowo byłem beznadziejny w rozmowach z świadkami i przesłuchaniach podejrzanych - często udawało mi się dobrze zadać jedno bądź dwa pytania na kilka. Myślałem, że to moja wina - w końcu dopiero co zacząłem grę i rozpoznawanie, czy rozmówca kłamie i orientowanie się, czy mam wystarczająco dowodów, by mu to kłamstwo wytknąć oraz udowodnić bywało trudne. Wszystko się zmieniło, gdy... odkryłem, że nazwy trzech opcji zostały zmienione w trakcie prac nad grą, jednakże linie dialogowe pozostały takie same. I tak „prawda”, „wątpliwość” oraz „kłamstwo” wcześniej odzwierciedlały siłę nacisku, z jaką mówił główny bohater. Najbardziej problematyczne dla mnie „Doubt” przed zmianą było próbą wymuszenia zeznań. Od tego momentu grało mi się o wiele przyjemniej.

  • Męcząca była także melodyjka sygnalizująca, czy wybrałem dobrą opcję dialogową czy złą. A gdy słyszy się trzy razy z rzędu tę symbolizującą nietrafiony wybór... no nie chce się dalej grać. Albo chce się powtórzyć etap, co czasem często czyniłem. To wina mojego nieprzepracowanego perfekcjonizmu, że najchętniej chciałbym uzyskać stuprocentowy wynik.

  • Brakowało mi tła fabularnego, przedstawiającego bliżej Cole'a. Oczywiście przed każdą sprawą jest do obejrzenia krótki filmik przedstawiający wspomnienia Phelpsa z czasów, kiedy służył w marines podczas drugiej wojny światowej, co ma ogromny wpływ na jego zachowania i są ważne dla fabuły, jednakże w pewnym momencie zabrakło czegoś więcej, żeby wytłumaczyć, dlaczego Cole okazał się niewierny, czym zresztą wywołał skandal.

  • Aktywności poboczne. Jest tego całkiem sporo:
  • Przestępczość uliczna - bardzo krótkie wydarzenia, na przykład napad na sklep czy próba samobójcza w postaci skoku z wieży. Zrobiłem zaledwie 14 na 40 możliwych - głównie dlatego, że zawsze były w przeciwnym kierunku do tego, w którym akurat musiałem jechać. A też nie chciało mi się ich robić w trybie otwartego świata.
  • Elementy krajobrazu - różne budynki rozrzucone po mieście. 18 na 30, wszystkie odkryte przypadkiem podczas spraw.
  • Rolki filmowe - nie znalazłem ANI JEDNEJ przez całą grę, a jest ich aż 50. :')
  • Typy pojazdów, którymi można się przejechać - 38 na 95. Wystarczy wsiąść na chwilę do samochodu i od razu wysiąść, żeby zaliczyło, ale nie chciało mi się ich szukać. I tak najczęściej jeździłem autami należącymi do głównych bohaterów.
  • „Przeczytane” gazety - każda z nich oferuje scenkę uzupełniającą główną fabułę. Znalazłem 12 na 13 możliwych.
  • Grę ukończyłem w 72,8% i zdobyłem 19 rangę z możliwych 20. Niestety, aktywności poboczne nie były na tyle atrakcyjne, żebym poświęcał swój czas na ich wykonanie.

Ogółem gierkę bardzo polecam. Tym bardziej, że na wyprzedażach można ją dorwać za około 30 złotych.

#gry #steam
5a62d321-42d9-442a-990f-82681f92715b
Jarem

Ograłem 2 razy i pewnie kiedyś podejdę 3 raz. Niepodrabialny klimat i to, że jest "inna" sprawiło, że pokochałem te grę od pierwszego wejrzenia.


Mocno żałuję, że nie ma sequela albo dodatkowych spraw

cyberpunkowy_neuromantyk

@Jarem 


Z tego, co wiem, to wyszło DLC z dodatkowymi sprawami. Są zawarte w Edycji Kompletnej.

Jarem

@cyberpunkowy_neuromantyk

Tak, ale nie nasyciło to mojego apetytu :D

Spider

Na minus rockstarowi w tej pozycji olali kompletnie spolszczenie.Wyszło po latach fanowskie.

BajerOp

@cyberpunkowy_neuromantyk w zasadzie to moja ulubiona gra detektywistyczna, przychodzi Ci coś na myśl równie rozuwnietego ja ona?

cyberpunkowy_neuromantyk

@BajerOp 


Wspomniane przeze mnie „Return of the Obra Dinn” - grafika nie jest najlepsza, ale w tej grze rzeczywiście jesteś detektywem i na podstawie własnych obserwacji musisz wydedukować tożsamość ofiary, powód śmierci oraz mordercę.


https://store.steampowered.com/app/653530/Return_of_the_Obra_Dinn/


Jeszcze „Shadows of Doubt” wydaje się bardzo ciekawe, jednakże jeszcze nie grałem. Ponownie grafika nie jest najmocniejszą stroną, ale gra symuluje całe miasto i jego mieszkańców, a mordercą może być każdy - ostatni element jest ponoć losowany za każdym razem.


https://store.steampowered.com/app/986130/Shadows_of_Doubt/

Zaloguj się aby komentować

Nowa Fantastyka 02/2024

Opis pochodzi z facebookowego profilu czasopisma:

„W sprzedaży pojawił się właśnie lutowy numer "Nowej Fantastyki". Jego okładkę zdobi grafika z debiutanckiej powieści Marty Mrozińskiej "Jeleni sztylet". A co czeka Was w środku?

Tematem wiodącym tego wydania jest fantastyka religijna. Znajdziecie ją zarówno w publicystyce (w felietonie i artykule naszej nowej redaktorki, Oli Klęczar i w artykule Radka Pisuli o voodoo), jak w opowiadaniach Michała Gołkowskiego, Switłany Taratoriny i Davide Camparsiego. Ale to tylko wycinek tego, co dla Was przygotowaliśmy.

W numerze znajdziecie drugą część artykułu "Homo sapiens magicae", relację ze Splat!FilmFestu - przegląd najciekawszych horrorowych nowości, a także wywiad z Michelem Gondrym, reżyserem m.in. "Zakochanego bez pamięci". Dostaniecie też solidną porcję felietonów, recenzji oraz kolejne przygody Lila i Puta.

W dziale opowiadań, oprócz wspomnianych trzech tekstów o tematyce religijnej, znajdziecie opowiadania Andrzeja Miszczaka, Piotra Goćka i klasyka weird fiction, Algernona Blackwooda. Mocny skład, na pewno wart uwagi.

"Nową Fantastykę" możecie kupić w szanujących się kioskach, empikach i w księgarni stacjonarnej wydawnictwa Prószyński i S-ka, przy ul. Rzymowskiego 28 w Warszawie. Niezmiennie najlepszą metodą zakupu jest roczna prenumerata - gorąco zachęcamy do niej i kusimy dołączanym prezentem książkowym. Przy okazji przypominamy, że w związku z likwidacją księgarni internetowej Inverso, obsługę naszej prenumeraty przejęła Gildia. Linki do miejsc, w których możecie zaopatrzyć się w nasz miesięcznik w wersji papierowej oraz w formatach cyfrowych i audio znajdziecie tradycyjnie w komentarzu poniżej. Śledźcie też czujnie nasz fanpage, bo niebawem będziemy mieli kolejną dobrą, z dawna wyczekiwaną przez Was nowinę.

Zapraszamy do lektury. Bądźcie z nami!”

Spis treści (zaczerpnięty ze strony https://katedra.nast.pl/nowosci/33347/NF-02/2024/):

PUBLICYSTYKA

  • DOMOWIK Witold Vargas
  • TRUDNO BYĆ BOGIEM Aleksandra Klęczar
  • HOMO SAPIENS MAGICAE CZ. 2 Artur Olchowy
  • SPLAT!FILMFEST 2023 Joanna Kułakowska, Łukasz Wiśniewski
  • POPKULTUROWE VOODOO Radosław Pisula
  • SIEDEM GRZECHÓW FANTASTYCZNYCH RELIGII Aleksandra Klęczar
  • ZASKOCZYĆ SAMEGO SIEBIE Wywiad z Michelem Gondrym
  • KRÓTKA DROGA OD CHCIWOŚCI DO ROZCZAROWANIA Rafał Kosik
  • LIL I PUT Maciej Kur, Piotr Bednarczyk
  • CZY ŚNICIE O MNIE? Łukasz Orbitowski
  • RECENZJE: KSIĄŻKI, KOMIKS

PROZA POLSKA

  • KONWENT FANTASTYCZNY Andrzej Miszczak
  • W OSTATNIM ROKU WOJNY Piotr Gociek
  • KWIATY DLA HUITZILOPOCHTLI Michał Gołkowski

PROZA ZAGRANICZNA

  • JEGO NAJJAŚNIEJSZA WYSOKOŚĆ Algernon Blackwood
  • NIE SAMYM CHLEBEM Davide Camparsi
  • ŻYCIE MARII I OLGI. APOKRYF NOWEGO ŚWIATA Switłana Taratorina

#nowafantastyka #fantasy #fantastyka #czytajzhejto #ksiazki
c857e10c-d6f3-4618-98ec-1832b3dfeb16
cyberpunkowy_neuromantyk

Komentarz także zapożyczony:


Prenumeratę "Nowej Fantastyki" znajdziecie pod tym adresem internetowym:

https://www.gildia.pl/szukaj/seria/nowa-fantastyka


Jeśli wolicie wersję elektroniczną, możecie skorzystać z naszej aplikacji na Androida i iOS:

https://onelink.to/nowafantastyka


albo z e-wydania, które również możecie zaprenumerować na platformie Nexto:

https://www.nexto.pl/e-prasa/nowa_fantastyka_p1204368.xml


Tradycyjnie też część naszych tekstów znajdziecie w aplikacji Lecton w wersji audio:


https://lectonapp.com/pl/podcast/nowa-audio-fantastyka

Zaloguj się aby komentować