13 315,1 + 11,72 = 13 326,82
HM Plan - W16D4 - Finał Planu
Jak widać po dystansie, plan nie został uwieńczony sukcesem.
Wstałem rano, gdzieś po 6. Zjadłem na śniadanie chlebki z PB oraz banana. O 8:14 pociąg Gdańsk - Gdynia i już wtedy wiedziałem, że zimno mi dzisiaj nie będzie W Gdyni czekanie na pociąg Helski, bo miał łącznie opóźnienia 32 minuty. Sporo turystów rowerowych, bo piękna pogoda. W końcu jedziemy i w Swarzewie jestem ze sporym opóźnieniem. Jeszcze teraz dojście do początku trasy pieszo-rowerowej i można zacząć bieg.
Zaczęło się spoko, w tempie, ale coś czuję, że jest mi dość szybko ciężko. Ostatnio śmigałem 4:45/k i było git, teraz 4:55 nie napawa mnie pewnością. Nogi jakoś powłóczą, brak energii... Mówiłem, że z góry piecze słońce (po 10 rano), a temperatura sporo powyżej 20 stopni?
Zrobiłem dychę jeszcze w dobrym tempie (49:36) i czuję, jak słabnę. Damage control? Nie, jebać, w ten sposób za kilka kilometrów będę musiał przejść na tempo easy, a tego naprawdę nie chcę. Zatrzymuje się, ogarniam co się stało, rzucam soczystym "kurwa!" i zaczynam iść do Kuźnic.
Gdybym miał szukać dziur w całym, oprócz temperatury, to byłoby to:
- urlop w Polsce: brak systematyczności w jedzeniu, spaniu, często w drodze, mało odpoczynku
- choroba w 10. tygodniu planu (musiałem półtora tygodnia odpuścić)
- wybór miejscówki (fajna, ale daleko, mało pociągów rano)
- słaby taper (przez zmiany w planie i ostatni easy run, który był za długi)
A może po prostu chujowo wyszło, że finał planu wypadł w praktycznie pierwszy dzień lata
No nic, czasu nie cofnę. Mam teraz przynajmniej pierwszy jasny cel na 2024 Przede mną dwa tygodnie odpoczynku (aktywnego), a potem zabieram się za plan na 10K - 47 albo 46 minut.
Pozdrawiam wszystkich, którzy śledzili cały ten proces - chciałem mocno dowieźć dobre wieści, ale się nie udało. Zdjęcie to widok, gdzie nacisnąłem stop (a sama trasa bardzo spoko).
#ziomanbiega #sztafeta