#tworczoscwlasna

43
3222
#naopowiesci

Uff, udało mi się - bałam się, że nie wyrobię się z tym tekstem przed naszym sobotnim kawiarenkowym spędem. Ale szczęśliwie go ukończyłam, choć znów ledwo pomieściłam się w limicie. ( ಠ ͜ʖಠ)

***

Order Męstwa

Życie w Cytadeli nie było szczególnie ciekawe. Jasne, zdarzały się burdy w tawernie czy okazjonalne włamy do magazynu zasobów, z których z niewiadomego powodu znikały garnki, ale były to sytuacje indycentalne. No, jeszcze raz kiedyś jakiś mag z wymiany z Fortecy spadł z drugiego piętra gildii i połamał sobie nogi. Ale do czarowania nie potrzebuje nóg, tylko rąk, prawda?

Ale ja się w sumie nie znam, mieszkam tu od dość niedawna. Przywieźli mnie tu po udanej obławie na mój dom, Bastion, i zamiast użyć mnie jako mięso armatnie, zostawili mnie na murach, żebym broniła tego majdanu. Ja! Miałabym bronić tego miejsca pod czerwoną flagą! Wolne żarty. No, ale przydział to przydział, co poradzisz. Codziennie, od prawie roku, wchodzę na 8 godzin jak złoty smok przykazał, a po godzinach błąkam się po bagnach wraz z moim kumplem, Gnollem. I marzę o tym, żeby jednak wrócić kiedyś do Bastionu. Wtedy jednak przypominam sobie, że Bastionu, jaki pamiętam, zapewne już nie ma. Nie słyszałam później żadnych wieści. Nie wiem, co stało się z moimi braćmi i siostrami.

Gnoll jest wyszczekany jak mało kto, co nawet mnie cieszy, bo dzięki temu nie spędzamy czasu w ciszy. Mówi, że nie urodził się w samej Cytadeli, tylko w siedlisku w okolicy tartaku, ale jako dzieciak często przechodził przez dziury w murach obronnych i zwiedzał tereny. Dzięki temu stał się moim przewodnikiem po tym szambie. A, uwierzcie mi, capi tu równo. I to wcale nie od demigorgon. Tyle dobrego, że tutejszy kowal umie podkuwać i moje kopyta, bo inaczej kompletnie by mi pogniły. Może podkowy nie są takie eleganckie, jak w Bastionie, ale liczy się aspekt praktyczny.

Gnoll również pracuje na murach obronnych. Co prawda jest na pierwszej linii obrony i to najpewniej on dostanie z katapulty, jak dojdzie do walki, bo - jak sam się określa - jest mięsem armatnim. Chociaż, powiem szczerze, groźnie wygląda z tym kiścieniem w rękach. Jeśli miałabym napadać na jakiś zamek, to nie chciałabym się mierzyć z takim kundlem, jak Gnoll.

Nadszedł poniedziałek (astrologowie ogłaszają tydzień Wiwern, w Cytadeli w związku z tym odbywa się festyn), i nic nie zwiastowało, by miał się różnić od innych poniedziałków. Jednak od samego rana czułam, że coś jest nie tak. Początkowo zwalałam to na wstanie lewym kopytem, następnie o zjedzenie nieświeżych liści (z uwagi na niedobór świeżych - ewidentnie mają problem z gospodarką rolną), ale nos podpowiadał mi, że coś tu śmierdzi. I to bynajmniej nie z siedliska jaszczuroludzi. 
Zagadka rozwiązała się, gdy kopytkowałam już na swoje miejsce przy lewej blance - zorientowałam się, że Gnolla nie ma. A zawsze, ale to zawsze przychodził przede mną. Głównie dlatego, że przed pracą zwykł wychodzić na spacer, więc wstawał dość wcześnie rano. 

Zapytałam się Jaszczuroczłeka na wieżyczce, czy widział gdzieś Gnolla. Może biedak znowu się przyblokował w jakiejś wnęce i nie mógł się wydostać, jak to już kiedyś było? Ale jaszczuroczłek tylko pokręcił głową i wrócił do tępego wpatrywania się w horyzont. 
Minęła godzina, za nią kolejna, i nim się zorientowałam, było już po warcie. Zabrałam swoje manele do tobołka, zarzuciłam go na grzbiet i wyszłam przed Cytadelę, by rozpytać okoliczne hordy i watahy, czy nie widziały Gnolla. Niestety, ani Nagi, ani Ifryty, z którymi się kumplowałam, nie miały dla mnie dobrych wieści. Gnoll rozpłynął się, jakby wpadł w portal.

Mocno już zaniepokojona udałam się do Drzewa Wiedzy na konsultację - no bo kto inny miałby coś wiedzieć, jak nie Drzewo Wiedzy? Drzewo, widząc niebohatera, od razu zaśpiewało o opłatę w drewnie. Nie chciałam dopytywać, do czego jest mu ono potrzebne. Niestety, Drzewo potwierdziło moje przeczucia. Swoim trzecim okiem widziało Gnolla, zmierzającego za jakimś bohaterem do monolitu wejścia.

Nikt nie wiedział, dokąd prowadzi monolit wejścia. Kto do niego wszedł, nigdy z niego nie wyszedł. Może dlatego, że nie był monolitem przejścia, ale takie rzeczy wiedzieli tylko bohaterowie. I w zasadzie tylko oni przez niego przechodzili - nie kojarzę żadnego przypadku jednostki, która sama z siebie przeszłaby przez portal. 
Zawahałam się. Nie byłam pewna, co robić. Wejść do portalu? Tylko dokąd trafię? Czy uda mi się przejść w całości? Nie chciałabym skończyć jako pół człowieka, pół konia. Ani pół człowiekokonia i pół człowiekokonia. 
A jednak… czułam pod skórą, że Gnoll mnie potrzebuje. Głównie dlatego, że nie pożegnał się ze mną. Był w końcu moim najlepszym kumplem, wiedział, że mógłby mnie obudzić o dowolnej porze. No i sam z własnej woli nie wszedłby do monolitu, często powtarzał, że się ich obawia. Musiało stać się coś złego, musiał nie mieć wyboru. 
Skończyły mi się jednak punkty ruchu na ten dzień, więc stwierdziłam, że zatrzymam się na noc i odpocznę przy drzewie.

***

Nazajutrz spakowałam swoje rzeczy, ponownie zarzuciłam tobołek na grzbiet i pożegnałam się z Drzewem, układającym od rana zachomikowane drewno na równe stosiki. Wzięłam kilka głębszych oddechów i ruszyłam w stronę monolitu. 

Monolit dziwnie przyciągał. Wirujące w środku niego gwiazdy mamiły mnie swoim blaskiem. Czułam, jak włosy na moim ciele delikatnie wyginają się z jego stronę. “Czy ja naprawdę zamierzam to zrobić?”, zapytałam samą siebie w myślach. A potem pomyślałam o tym, jak Gnoll podszedł do mnie na drugi dzień po moim przybyciu do Cytadeli i wręczył mi Order Męstwa, zadiablikowany jakiemuś pijanemu bohaterowi, leżącemu nieopodal karczmy. Ten nieoczekiwany prezent podniósł moje morale i sprawił, że uwierzyłam, że w tym miejscu mogę znaleźć przyjaciół. 
Łezka spłynęła po mojej twarzy, co wyrwało mnie z zadumy. Być może to wina monolitu, bo nie zdarzało mi się płakać. Otrząsnęłam się, potupałam nerwowo kopytami, ostatni raz obejrzałam się za siebie, po czym powiedziałam do siebie:
– Raz kościejowi śmierć!
…i weszłam w gwiazdy.

***

Obudził mnie szum fal. Przetarłam oczy, do których zdążyło nalecieć trochę piasku. Najwyraźniej leżałam na otwartym słońcu na tyle długo, że prześwietliło mi oczy. Nie do końca widziałam, gdzie jestem, ale byłam pewna, że nie umarłam. A to już stanowiło dobry znak. 

Podniosłam się trochę i oparłam dłonie o podłoże, które wydało się dziwnie niepodłożowe. Leżałam na plaży, ale wokół mnie rozsypane były przedmioty - i to właśnie na jeden z nich trafiła moja ręka. Był to długi drzewiec, zwieńczony seledynową flagą. Tuż obok leżała księga zaklęć, order od Gnolla, oraz… katapulta? 
Mój wzrok powoli wracał do siebie, więc rozejrzałam się po okolicy. Przede mną szumiało otwarte morze, niedaleko majaczyły skały z butwiejącymi resztkami jakiegoś okrętu. Nad nimi pyszniło się poranne letnie słońce - znak, że patrzę na wschód. 
Przypomniałam sobie mapę naszego świata. O ile nie wywiało mnie do podziemi, to znajduję się na krańcu wszystkiego. Ale w podziemiach nie byłoby słońca. A to oznacza… Nie może być! Bastion położony był na północnym wschodzie - czy istnieje więc szansa, że dotrę do domu?

Podniosłam się na kopyta i rozprostowałam kończyny. I wtedy przypomniałam sobie, dlaczego przeszłam przez monolit. Nerwowo zakręciłam się, wypatrując w okolicy Gnolla. Ale nic z tego. Parokrotnie głośno wykrzyknęłam jego imię.
– Nie ma go tu. Ale był! - usłyszałam krzyk od strony morza.
Była to syrena, której początkowo nie zauważyłam. 
– Wiesz może, w którą stronę poszedł? - odkrzyknęłam do niej.
– Na zachód! Szedł z jakimś szemranym bohaterem w brązowym płaszczu. 

Podziękowałam jej, a ona życzyła mi szczęścia. Spojrzałam jeszcze na przedmioty, leżące wokół, i po chwili wahania chwyciłam drzewiec z flagą oraz książkę. “No dobra, co złego się może stać?”, pomyślałam, i ruszyłam wraz ze słońcem.

Po kilkunastu krokach zauważyłam, że katapulta powoli potoczyła się za mną. Gdy się zatrzymałam, ona też stanęła. Najwyraźniej magia monolitu przywiązała ją w jakiś sposób do mnie. Wzruszyłam lekko ramionami i uznałam, że później zastanowię się, jak to odkręcić. Może spotkam jakiegoś maga po drodze, który pomoże mi zdjąć czar.
Okolica wydawała się dość bogata. Nieustannie znajdowałam kufry ze złotem, trafiłam na bibliotekę, akademię wojny… Podjadłam sobie w obozie najemników, napiłam się w fontannie młodości, i z każdym krokiem czułam, że coś we mnie rośnie. Jakby… doświadczenie?

Przyłączały się też do mnie grupy jednostek. Wśród nich było parę meduz, którym nie miałam odwagi spojrzeć w oczy, horda chochlików, które non-stop coś podpalały, a także - co bardzo mnie zdziwiło - grupa aniołów, najwyraźniej wygnanych z zamku. Nie odmawiałam nikomu - wspólnie szliśmy ku zachodowi, każde z nas inne, ale szukające swojego miejsca na świecie. 

W pewnym momencie trawa pod naszymi nogami zrobiła się jakby nieco zieleńsza, a ja poczułam znajomy zapach. Mieszkając w Bastionie nigdy nie wychodziłam poza jego mury. Ale pamiętałam parę kluczowych punktów orientacyjnych, jakie widziałam przez szpary wozu, którym wywieziono mnie po walce: obserwatorium na wysokim drzewie i budzącą lęk smoczą utopię. Wejście na obserwatorium utwierdziło mnie w tym przekonaniu: zobaczyłam w oddali zamglone mury Bastionu.

Serce zabiło mi szybciej. Nie wierzyłam trochę, że widzę swój dom. Choć kopyta chciały mnie pognać wprost do znanych mi murów, musiałam sobie usilnie przypominać, po co tu jestem: żeby odnaleźć Gnolla. Nie było jednak po nim śladu, spotkane po drodze jednostki nie miały dla mnie żadnych wskazówek. 

Nasza grupa, pod moim nieformalnym przywództwem, pokierowała się w stronę Bastionu. Gdy się zbliżaliśmy zobaczyłam, że u wejścia dalej widnieją znienawidzone przeze mnie czerwone flagi. Łudziłam się, że może coś się zmieniło, że nasi bohaterowie wrócili, ale wyglądało na to, że moje nadzieje były płonne. Jako że większości skończyły się punkty ruchu, postanowiliśmy rozbić obóz pod lasem i zaczekać do rana.
– Zamierzasz poprowadzić atak? Jeśli tak, to polecam na początku rzucić spowolnienie, to nam pomoże się ogarnąć na polu walki - powiedział jeden z aniołów zaciągając się, gdy ifryt pomógł mu odpalić fajkę.
Nie brałam tego wcześniej pod uwagę. Nagle dotarło do mnie, kogo mogą we mnie widzieć istoty, które towarzyszyły mi w tej podróży.
– Hej, sekunda. Spokojnie. Przecież ja nie jestem bohaterem! - zawołałam, a wszystkie oczy zwróciły się ku mnie.
– Jak to nie? Przecież masz flagę, katapultę i księgę czarów - powiedziała z pewną pretensją w głosie królewska naga. - Tej ostatniej niektórzy bohaterowie wręcz nie mają, więc już jesteś w tym obszarze do przodu.
– Ale… ale… Ja jestem tylko centaurką? - zapytałam niepewnie, rozglądając się po twarzach otaczających mnie jednostek.
– Jesteś AŻ centaurką. - usłyszałam zza pleców. Gdy się odwróciłam, moim oczom ukazał się… Gnoll.

Nogi się pode mną ugięły, gdy zobaczyłam, że to faktycznie mój przyjaciel z Cytadeli. Gdy już wypadł z moich objęć (pokasłując nieznacznie, bo chyba przesadziłam z siłą) i ogólne okrzyki radości ucichły, Gnoll poprosił do kręgu zakapturzoną postać w brązowej szacie, która wyszła z mroku lasu. Spięłam się, zaalarmowana. Czy to był porywacz Gnolla? O co tu chodziło? Próbowałam dojrzeć jego twarz pod kapturem, ale… nic pod nim nie było.
– To Mnich - przedstawił nas sobie Gnoll, a ja dalej nie mogłam zrozumieć, co się dzieje. Gnoll pospieszył jednak z wyjaśnieniem. - Mnich pojawił się kilka dni temu na naszym zamku jako bohater, z flagą i w ogóle. I powiedział mi, że jego bohater zginął w walce, a on został sam został porzucony przez najeźdźcę na polu. Tułał się trochę, aż przeszedł przez monolit, który doprowadził go do naszej Cytadeli. Najwyraźniej gdy jednostka bez bohatera przechodzi przez monolit, jego magia zmienia tę jednostkę w bohatera!
Jego słowa powoli zaczęły układać się w całość w mojej głowie. Czy to oznaczało, że…
– I najwyraźniej ty też stałaś się bohaterem! I to z jaką armią! - powiedział z uśmiechem Gnoll. 
– Ale… dlaczego zniknąłeś bez słowa? Martwiłam się o ciebie, ziom! Szukałam cię wszędzie, myślałam, że zostałeś porwany!
Gnoll wyszczerzył kły. 
– Widzisz, postanowiliśmy z Mnichem zobaczyć, co stało się z Bastionem. Można powiedzieć, że… poszliśmy na rekonesans. Bo wiesz, zbliża się twoja rocznica pobytu na Cytadeli, i pomyślałem sobie, że fajnie byłoby zrobić ci jakiś prezent. No, i nie uwierzysz! Ci debile zostawili zaledwie grupę jakichś goblinów i parę orków na murach. 
Gnoll przestał mówić, a ja dalej stałam i się na niego patrzyłam. Wszyscy inni też zamilkli i najwyraźniej czekali na moją reakcję. A ja nie wiedziałam, co powiedzieć. Ale czułam, że do oczu napływają mi łzy.
– Gnoll, Ty dupku - wypadło ze mnie w końcu, i na dobre się rozbeczałam. - Nigdy więcej tak nie uciekaj bez słowa!
Moi towarzysze roześmiali się i zaczęli klepać mnie po bokach. Wstąpiła we mnie radość, jaką czuje się chyba tylko wtedy, gdy ma się poczucie przynależności do grupy. Ot, ludzie, których poznało się w drodze, stali się moimi przyjaciółmi.
– To co? - Gnoll podparł ręce na bokach i szczerząc się, zapytał: - Idziemy odbić nasz zamek? 

#tworczoscwlasna #zafirewallem
Wrzoo userbar
a7bcf669-3124-4ad8-9c4a-94c659ac281b
splash545

@Wrzoo Uuu ale bym teraz pograł w hirołsiki Takiego uniwersum się nie spodziewałem, bardzo oryginalne opowiadanie A tak swoją drogą wyobrażam sobie jak dziwnie musi się je czytać komuś kto nigdy nie grał xd


Widzę, że nie tylko ja miałem motywację oddać opowiadanie przed spędem ( ͡° ͜ʖ ͡°)

sireplama

Spęd to impreza zamknięta?

George_Stark

Gnoll jest wyszczekany jak mało kto


Ale się zaśmiałem! Wspaniały smaczek, bestialsko idiomatyczny wręcz!


no bo kto inny miałby coś wiedzieć, jak nie Drzewo Wiedzy?


Ja dziś mam dzień chwalenia, a Ty jesteś mistrzynią oczywisto-nieoczywistych trafnych spostrzeżeń. To pamiętam też z poprzednich opowiadań.


Skończyły mi się jednak punkty ruchu na ten dzień, więc stwierdziłam, że zatrzymam się na noc i odpocznę przy drzewie.


Mnie się za to skończyły punkty pochwał, więc zostawię ten cytat bez komentarza. Uśmiechnę się tylko z jego powodu:


i z każdym krokiem czułam, że coś we mnie rośnie. Jakby… doświadczenie?


Dalej nie mam punktów pochwał, więc znów:


Całości również nie mogę niestety pochwalić. Ale to wyłącznie dlatego, że mi się punkty jeszcze nie zregenerowały.

Zaloguj się aby komentować

#naopowiesci edycja V

Potępieni - śladami wiedźmina

- Kurt! Podaj mi młotek! Obcęgami nie idzie!
I już po chwili dzierżąc młotek w mojej prawicy zadałem cios w żuchwę. Następny - niecelny wybił dziurę w kości policzkowej trupa. Trzeci z kolei odłamał fragment żuchwy z interesującym mnie złotym zębem. Teraz tylko szybkie nacięcie, szarpnięcie i kawałek kości dolnej szczęki ze strzępkiem mięsa wylądował w skórzanej sakiewce a następnie w moim plecaku.
- Jakub! Masz coś jeszcze?!
- Tylko ten wgnieciony szyszak!
- Dobra, bierz go i wypieprzamy z tego trupowiska! Strasznie tu śmierdzi!
Poza kwestiami powonienia i ogólnej estetyki jest ważniejszy powód, żeby zbytnio nie pieścić się ze zwłokami na miejscu rzezi. Bo to, że pierwsze trupojady zostały ubite przez wiedźmina wcale nie oznacza, że za chwilę nie nadciągną kolejne, a wręcz powiedziałbym, że jest to pewnik. Pozostaje tylko kwestia czasu czy będzie to za chwilę, czy za kilka godzin, a może dni? Nie zamierzałem tego sprawdzać. Złotego zęba wydłubie się na spokojnie przy ognisku, albo i wrzuci się tę żuchwę w ogień a później rano kruszec sam wyleci? Zobaczymy. W tym momencie trzeba ruszyć w dalszą drogę śladami wiedźmina, który podąża pogorzeliskiem, które zostawia za sobą nilfgaardzka armia. Czy czyści gościniec z trupojadów na ich zlecenie? Nie wiem i mało mnie to obchodzi. Ważniejsze jest to, że podążając za nim mamy trochę większą szansę, żeby nie zostać rozszarpanymi przez bandę ghouli.
Po chwili Kurt i Jakub zrównali się ze mną i szybkim krokiem ruszyliśmy w stronę ocalałej bramy małego soddeńskiego miasteczka, czy raczej tego co z niego zostało - czyli tlących się zgliszcz. Wszędzie w okół walały się nadpalone i zmasakrowane zwłoki, większość była obgryziona przez trupojady. Chyba wszystkie były Soddeńczyków, pewnie jakieś pojedyncze najeźdźców a może nie leżał tam żaden Nilfgaardczyk. Po obu stronach bramy wjazdowej wisiały sine trupy, zapewne włodarzy miasta. Minęliśmy ją czym prędzej i po kilkudziesięciu metrach weszliśmy w puszczę. Trzymaliśmy się leśnych ścieżek, które ciągnęły się równolegle do traktu a przynajmniej taką mieliśmy nadzieję.
Nie odezwaliśmy się do siebie nawet słowem, bo i o czym tu gadać? Druga sprawa, że w jakimś stopniu czułem obrzydzenie do moich towarzyszy.
Z każdym krokiem w głąb lasu smród pogorzeliska słabł. Chyba już bardziej śmierdziało od naszych okopconych ubrań.
Wiatr poruszył liśćmi drzew i zapachniało lasem. Panował tu taki spokój jakby nic się nie stało. Jakby masakra za nami wcale nie miała miejsca. Jakbyśmy wylądowali w jakiejś innej rzeczywistości. Skupiłem się na szumie liści i dalszy marsz przebiegł mi w zdecydowanie lepszym nastroju.

Leżąc przy ognisku tylko kręciłem się z boku na bok. Spojrzałem na czuwającego Jakuba, który wyraźnie zaczynał już przysypiać. Wstałem i klepnąłem go w ramię.
- Idź spać, ja posiedzę.
- Dzięki. - mruknął zaspany i położył się, a już po chwili usłyszałem jego chrapanie. Najwyraźniej tylko ja miałem tu problemy ze snem.
Patrzyłem w ogień i znów myślałem o tym jakie to życie jest dziwne. Jeszcze do niedawna byliśmy normalni, byliśmy ludźmi pracy - drwalami, rolnikami. A teraz? No właśnie... jak nazwałbym kogoś podobnego do nas? Po prostu chcieliśmy przetrwać i w taki a nie inny sposób odnaleźliśmy się w wojennej zawierusze. Czy dało się inaczej? Pewnie tak, ale nie mam pomysłu jak w inny sposób mielibyśmy przeżyć na tej wypalonej ziemi. Nie wiadomo też kiedy następne fale wojsk nilfgaardzkich natrafiłyby na nas gdybyśmy nie szli podążając za tą pierwszą. Iść w odpowiedniej odległości ich śladem wydawało się rozsądne. Początkowo na pobojowiskach znajdowaliśmy sporo wyposażenia, które można było spieniężyć. Czy to w jakimś cudem ocalałym soddeńskim miasteczku, czy to samym Nilfgardczykom. Później maruderzy ciągnący za armią czyścili pola coraz dokładniej. A teraz podążający za nimi wiedźmin też pewnie zabierał co lepsze części ekwipunku. Nam zostawało już coraz mniej i musieliśmy być coraz bardziej kreatywni w poszukiwaniu funduszy na przetrwanie. W sumie to nie mam wyrzutów sumienia - źli są ci, którzy powodują te masakry. Ale jednak to co robimy jest obrzydliwe i granica zaczęła się przesuwać coraz dalej. Tak wyszło i co zrobić? Lepiej za dużo nie gadać, za dużo nie myśleć i zazwyczaj mi się to udaje, lecz bezsenne noce takie jak ta podczas których nie mam jak uciec przed swoimi myślami są coraz częstsze.

Podeszliśmy cicho do skraju lasu i nasłuchiwaliśmy. Wyraźnie było słychać walkę, ale to już nie była bitewna wrzawa. Co jakiś czas między szczękiem klingi przebijał się nieludzki skowyt.
Przeszedłem kawałek dalej trzymając się skraju drzew i podczołgałem do szczytu pobliskiego nasypu. Wyjrzałem i moim oczom ukazał się czarnowłosy wiedźmin - wyglądał na młodego. Było widać wiele zadrapań na jego ciele i wyraźnie utykał. Dookoła niego leżała góra ubitych ghouli, było ich przynajmniej kilkanaście albo i więcej. Natomiast w tym momencie walczył z dwoma wielkimi graveirami. Chodzące truposze wielkości niedźwiedzia. Wielkie masywne lecz poruszające się nad wyraz szybko i zwinnie. Patrzyłem z osłupieniem na te chore abominacje krążące wokół mutanta.
Kurt i Jan dołączyli do mnie i razem patrzyliśmy jak wiedźmin swoim srebrnym mieczem odbija ciosy, raz jednego, raz drugiego graveira. Trzymały się na dystans i doskakiwały zadać cios prawie, że jednocześnie. Tylko nieludzki refleks zabójcy potworów trzymał go przy życiu. Choć coś mówiło mi, że długo tak nie wytrzyma.
Wiedźmin też musiał zdawać sobie z tego sprawę bo po chwili zdecydował się na szarżę na bliższego nam trupojada. Zrobił młynek mieczem i udało mu się zmylić potwora - ciał go w ramię, prawie je odrąbując. Stwór zamachnął się z wściekłością i tym potężnym ciosem zrzuciłby głowę z ramion wiedźmina, lecz wiedźmin złożył dziwnie palce i fala uderzeniowa odrzuciła potwora na dobre 10 metrów tuż pod nasz nasyp. Walczący odwrócił się minimalnie za wolno i doskakująca zza jego pleców druga bestia rozorała mu bark ostrymi pazurami.
Niewiele myśląc rzuciłem siatkę na leżącego przy nasypie rannego potwora i zbiegając ryknąłem:
- Teraz chłopy! Razem!
Kurt i Jan nie zawahali się i dołączyli do mnie, trzymaliśmy w dłoniach małe toporki do rzucania. Ruszyliśmy pędem w stronę wiedźmina zwartego w walce z potworem. Młody wojownik dzielnie odbijał ciosy ale widać było, że przez rany jest już wolniejszy i sprawia mu to coraz większą trudność.
Byliśmy już w zasięgu rzutu i rzuciliśmy - najpierw Kurt, potem ja i Jan. Topór Kurta chybił i przeleciał obok głowy graveira. Natomiast mój dosięgnął celu perfekcyjnie - wbił się głęboko w plecy walczącego wiedźmina, a topór Jana trafił go w łydkę. Graveir nie zmarnował tej okazji i rozorał twarz ciężko rannego i zaskoczonego zabójcy. Po chwili zaskoczył też Jana - na którego rzucił się błyskawicznie. Mnie udało się rzucić drugą siatkę, która splątała graveira. Niestety splątała z nim też Jana, który darł się wniebogłosy kiedy obrzydliwe kły potwora rozrywały jego ciało.
Wraz z Kurtem dopadliśmy do kotłującej się plątaniny i zaczęliśmy tłuc gdzie popadnie - ja młotkiem, Kurt siekierą. Skóra bestii była jednak bardzo gruba i widząc, że nasze wysiłki na niewiele się zdadzą podbiegłem do zwłok wiedźmina i wyszarpałem z jego zesztywniałych palców srebrny miecz.
- Kurt! Spierdalamy! - krzyknąłem i nie oglądając się za siebie wbiegłem w pobliską gęstwinę. Po krótkiej chwili Kurt zrównał się ze mną. Jeszcze jakiś czas podążały za nami krzyki zjadanego żywcem Jana - nie miał dla nas litości.

Siedziałem przy ognisku i patrzyłem jak płomienie odbijają się w wypolerowanym przeze mnie na błysk srebrnym, wiedźmińskim mieczu - był bezcenny. Więc w czasie wojny powinniśmy dostać za niego dosyć, żeby garstce osób ocalałych z masakry naszej wioski udało się przeżyć zimę. Trzeba tylko go teraz wymienić na zapasy a potem dostarczyć je do chat drwali głęboko w lesie. Byli tam ukryci: żona Jana, rodzice Kurta i moja córeczka Anrietta oraz kilku innych.
Odpoczniemy tam przez dzień lub dwa i wyruszymy z Kurtem w dalszą podróż - więcej pieniędzy zawsze się przyda. Druga rzecz, że nie chciałbym, żeby moja córka przebywała w towarzystwie osób takich jak my.

Liczba słów: 1257

#zafirewallem #tworczoscwlasna
85ab4340-b614-4b0e-910c-843a2ba4f64c
DiscoKhan

@splash545 buuu! W sążniach albo w łokciach jednostki miary powinny być, ewentualnie po amerykańsku, relatywnie do czegoś znanego, końskie długości może? Mnie żeś immersje pan popsuł tymi metrami.


Ale ogólnie bardzo spoko opowiadanie, ja to bym w takiej akcji widząc graveira raczej wydygał xd

George_Stark

ŚWIETNE!!!


Nie dość że jesteś chyba mistrzem odwracania kota ogonem (to znaczy budowania nastroju i zaskakiwania nieoczywistym rozwiązaniem, tak tutaj, jak i w Narcos - czy to w ogóle jest ten słynny plot twist?), to jeszcze to budowanie Ci wychodzi rewelacyjnie. Tak jak i masz świetne opanowanie narracji - równe, to co wprost, to wprost, ale też sporo obrazowo.


No i jeszcze te targające bohaterem wątpliwości zestawione z brakiem wyboru. To to już mi się wyjątkowo podobało.

CzosnkowySmok

@splash545 no jak zaczęła się rozkręcać ta historia to dokładnie liczyłem na takie zakończenie. Dobra robota, historia taka jaka być powinna, pełna krwi i cierpienia. Łajdactwa i przyziemności.

Życie to nie je bajka.

Zaloguj się aby komentować

Zostań Patronem Hejto i odblokuj dodatkowe korzyści tylko dla Patronów

  • Włączona możliwość zarabiania na swoich treściach
  • Całkowity brak reklam na każdym urządzeniu
  • Oznaczenie w postaci rogala , który świadczy o Twoim wsparciu
  • Wcześniejszy dostęp, do wybranych funkcji na Hejto
Zostań Patronem
Kiedyś zastanawiałem się jak zrobić abordaże w swojej grze o piratach. Wymyśliłem to tak, żeby po przejściu do ekranu abordażu, pojawił się bardziej szczegółowy wygląd statku, a na nim załoga, no i dalej bitwa, tak w skrócie.

Wtedy pojawiła mi się też diabelska myśl, skoro zrobię coś takiego, to właściwie dlaczego załoga nie mogłaby by być widoczna cały czas podczas żeglowania? Tak żeby coś sobie robili na okręcie. I w ogólnie, żeby można było sobie w dowolnym momencie przełączyć sterowanie na kapitana, wejść pod podkład, albo zeskoczyć do wody i zejść na ląd, który można by zwiedzać.

Dlaczego to mógłby być zły pomysł?

  • trzeba by zorganizować bardziej szczegółowe grafiki, szczególnie wysp
  • to wszystko żarłoby więcej pamięci

Dlaczego to dobry pomysł?

  • większa immersja
  • i tak bym musiał zaimplementować coś podobnego, chociażby w bitwie (gra o piratach bez abordaży to lipa)

No więc kupiłem parę byle jakich pixelartowych tilesetów, nawet znalazłem statek który można sobie składać.
Wjebałem to wszystko do gry, trochę kodowania i cyk, działa. Wygląda średnio, ale optymalizacyjnie działa super.
Efekt widać na screenshocie, załogę dodałem już w programie graficznym, żeby zaprezentować o co mi mniej więcej chodzi.

Dajcie znać koniecznie co myślicie o takiej wizji. Grafiki są obecnie lipne, ale to tylko na potrzeby prototypu.
W komentarzu filmik jak przed zmianami wyglądała gra.

Postępy prac nad prototypem można obserwować tutaj -> Społeczność Indyki - Hejto.pl
#tworczoscwlasna #gamedev  #gry  #indiedev  #piraci #programowanie #brickfiction
4cec9860-35b1-4aa0-a94a-32761be88e46
Swbd

Wygląda nieźle! Trzymam kciuki!

NaczelnyRusofob

@rybeusz Weź ty tę łajbe przebuduj to to wygląda jakbyś do tratwy dołożył maszty żaglowe. Chała straszna.

Zaloguj się aby komentować

Dobry.

Nie przedłużając: były-zmyły-zera-bajera

Tematyka: Seriale

#zafirewallem #naczteryrymy #poezja #tworczoscwlasna
Tapporauta

“Z fabułą Zagubieni”


Na tajemniczej wyspie dziwne wydarzenia były,

przez kilka sezonów cliffhangery i zmyły.

Lecz musieli to zakończyć w stylu totalnego zera,

a była to z początku niezła bajera.

splash545

W telewizji na serialach to emocje były

Serwisy VOD jakoś je rozmyły

Nie ma, że się spóźnisz - możesz zacząć od zera

Chyba, że żona jest w połowie to pomoże bajera

PaczamTylko

Na froncie to emocje były

Grigorij robił rudym zmyły

Janek kasował Tygrysy jak zera

na potańcówce z Marusią leciała bajera

Zaloguj się aby komentować

Siema,
Propozycja na dziś:

Rymy: miś - dziś - poda - szkoda
Temat: Azja

#naczteryrymy , czyli #poezja i #tworczoscwlasna w kawiarence #zafirewallem
grv

Z Aliexpress idzie miś

Będzie jutro, może dziś

Kurier paczkę wnet mi poda

Lub ją zgubi - misia szkoda

wombatDaiquiri

@Piechur Z dedykacją dla @bojowonastawionaowca


Puchatek to w książkach jest przemiły miś

Prawdziwy - w Pekinie obudzi się dziś.

On do misia tylko fizycznie się poda

Moralność ma kurwy i wielka to szkoda

George_Stark

Proszę państwa, pewien miś

podał rymy nam tu dziś.

Kiedy jednak swoje poda?

Bo te ukradł. A to szkoda!


897f7904-ee85-4664-8a6d-2d2204054df5

Zaloguj się aby komentować

Łzy piskląt z NSFW

Odleciał nasz Jaszczomp w siną dal,
Nie chodziło mu o chwałe czy o szmal,
Za darmo od serca dla oka !
Radował on codziennie każdego zboka.

I leci przez niebo bo tam jego dom,
W błękicie skąpany drapieżny ptak,
Wstawiał duże, i małe taki to ziom!
Co rano spragniony czekałem na znak.

Bez niego samotnie siedzi moje pragnienie,
Zwiędłe umarłe bez szans na zbawienie,
Co pustkę wypełni ta dziurę w mej piersi?

A może skarbem nie były te cycki wspaniałe?
Lecz przyjaciele co ze mną grzmocili, ci bracia mniejsi.
Dla nas to wszystko, a dla was porno skretyniałe.

#zafirewallem #tworczoscwlasna #zadentagniewyraziogromumojegosmutku #jaszczompwroc
ErwinoRommelo userbar
ErwinoRommelo

@Tylko-Seweryn ehh pamiętasz jak wstawił taka ruda ze cie zmiotło z planszy szybciej niż bosy z elder ringowego dlc ?

swrscyk

Nie no ludzie. Dawać mi tu Małysza i kręcimy go. Przecież ten gość był tak cudownie czuły na kobiece piękno że aż szkoda. Człowiek płakał że wzruszenie jak wrzucał coś na tag. Kurde mam nadzieję że wróci.

UmytaPacha

@ErwinoRommelo pięnka poezja zrodzona ze szczerego bólu

myślę że się wakacjuje po prostu

Zaloguj się aby komentować

Wrzucam kolejnego mockup-a do mojej gry, z czasów kiedy testowałem co mi się podoba a co nie.
W pewnym momencie myślałem, że może postawić na same voxele, a niekoniecznie pixelart.
Efekt był nawet ładny, ale serce wtedy zdecydowało, tylko pixelart.

Postępy prac nad moją grą można obserwować tutaj -> Społeczność Indyki - Hejto.pl
#tworczoscwlasna #gamedev  #gry  #indiedev  #piraci #programowanie #brickfiction
7ed214f0-2511-4cf9-be91-6c0a4dcfccc7

Zaloguj się aby komentować

#nasonety #diriposta

Porcelana

Wikłają znów głowy szykany
W srebrze wróg odbija się marnie
Zanika twarz, błądzą oczy sarnie
Żyrandol z kości jak filigrany

Dieta, głodówka, post przerywany
"Wyglądasz pięknie, wyglądasz marnie"
Uwagę na tacę przyjmuje ofiarnie
Udo, centymetr, waga, kilogramy

Detoks z warzywnej cieczy
Cierpienie połykacza mieczy
Czerwony sok na kolanie

Wspomnienie pięknej, żywotnej
Pewnej nocy sobotniej
Żywych dla zmarłej czuwanie

#poezja #tworczoscwlasna w kawiarni #zafirewallem
Wrzoo userbar
moll

@Wrzoo poruszający... mam nadzieję że utwór nie jest oparty o własne doświadczenia

Wrzoo

@moll szczęśliwie nie. 💛

Zaloguj się aby komentować

Doznawanie przyczyn

"Nowe miejsce, nowy projekt
nowy czas.
Stary schemat, stary kod
białka ruch.
Mięsień spiął, impuls poszedł
jest i odczyt.

Siedząc i czekając przed tym dniem, czuję jak w mięsień moc wstąpiła
jak w zimną kłodę część mnie przemieniła się
w napięte stalowe struny.

Te momenty niczym zew, wołają myśli me
wszystkie te wychodzą z nor by ułożyć w szereg się
prawy do prawego, lewy do lewego, w jeden logiczny ciąg
co słyszy ładnie się gdy prędkością to obsypać.

Ciąg jak myśl przepala stal, wytraca ilość ją,
lecz męczy też, bo rzadko kończy się.

Niestety sen przynosi pech, wyłącza myśl (lub nie),
olewa stal gdy ta w potędze ciągle jest.

Teraz sami z nią, w pustce tej tu w nas,
ze stresem minionych dni, czystym emocji poznaniem."

#glosotchlani #zafirewallem #tworczoscwlasna
ErwinoRommelo

Ładne ale zapomniałeś o społeczności 🙀

Dziwen

@ErwinoRommelo dużo słyszałem, że jak się zapomni, to ktoś się rozjuszy, a tu cicho sza.

06023180-aea4-4492-883c-c06382b2a573
ErwinoRommelo

@Dziwen śpi pewnie dalej wstanie to będzie się działo.

Zaloguj się aby komentować

Raz się przegrywa, raz się wygrywa — tym razem wygrana, więc i poniżej rozpisana zabawa:

temat: życie w zakonnym celibacie
rymy: dziewczyna - święto - rozpinał - miętą

Podziękowania dla Wojciecha Młynarskiego za inspirację, a Wam życzę ciekawych pomysłów i przyjemnego początku tygodnia

***

Zasady:
- Układamy cztery wersy, lub wielokrotność jeśli ktoś ma ochotę.
- Każdy wers musi kończyć słowem zadanym przez OPa dokładnie w tej kolejności, która jest we wpisie.
- Rymowanka powinna, przynajmniej luźno, nawiązywać do tematu zadanego przez OPa.
- Zwycięża osoba, która kolejnego dnia do godziny 20 zdobędzie najwięcej piorunów.
- W nagrodę wymyśla nowe zadanie, czyli temat oraz rymy i publikuje do godz. 21 nowy wpis.
- Trzeba pamiętać w nowym wpisie o społeczności albo zawołać @bojowonastawionaowca , jeśli się o niej zapomni.

#naczteryrymy #zafirewallem #poezja #tworczoscwlasna
#owcacontent <- dla zablokowania moich wpisów
splash545

Nas tu nie skusi żadna dziewczyna

Nie widzimy żadnych no chyba że w święto

Brat Antonii nas zapinał i poły rozpinał

Jego pot pachnie słodko kawą i miętą

Pan_Buk

Co noc, mnie bezbożnikowi śni się dziewczyna

Czy to w dzień powszedni, zapustny, postny czy święto,

Ach, jakbym ją rzucił na siennik i suknię jej rozpinał!

Oddał się swoim żądzom, sponiewierał ją i wychłostał miętą!

b57f8cc1-ec18-4de7-964f-c17db0d7123a
koszotorobur

@bojowonastawionaowca


Zakonna dziewczyna,

Namiętności święto.

Zmysłowo rozpinał,

Upajała miętą.

Zaloguj się aby komentować

Bry wieczór:)

Nikt nie pytał, nikt nie chciał, wiec napiszę.

Mercedes i wspomniany rano (chyba?) przez @entropy_ i @moll system APS! (Błędnie nazwany AOP)

Mało kto wie jak tak naprawdę zaczęła sie historia mercedesa i co pozwoliło marce odnieść tak ogromny sukces.
Był to proszę Państwa system APS - automatyczne omijanie plebsu.
System ten ma swoje korzenie jeszcze przed powstaniem samej marki. W czasach zaprzęgów konnych, kiedy jeszcze nazwy mercedes nikt nie znał, problemem na drogach jak zwykle okazywał się nikt inny niz - plebs. Wtedy jeszcze podchodzono do spraw mniej cywilizowanie niż obecnie. Nagminne były przypadki tratowania ludzi przez dorożki właśnie. Jak można się łatwo domyśleć zrodziło to problem potrąceń wśród mieszczan. Jak wiemy medycyna tamtych czasów pozostawiała wiele do życzenia, tak więc wysunięto pomysł jakoby zaprojektować system zintegrowany w latarni woźnicy, który miał za zadanie wyszukiwać plebs do przejechania w przypadku korków i/lub innych niedogodności na drodze jaśnie Panicza. Zasada działania była bardzo przyjazna dla użytkownika (woźnicy) i wskazywała drogę charakterystycznym trójramiennym celownikiem (którego wzór zachował sie po dziś dzień). Ciekawostką jest, że początkowo system miał nosić nazwę APES - anti plebs evasion system. Zamysł był podobny tylko tam plebs omijano, a to klientom nie przypadło do gustu. Dodatkowo zbyt mocno identyfikowali sie z nazwą i w tłumie było słychać "apes strong together".

Obecnie system ten po wielu iteracjach - między innymi bardzo chwalone miotacze ognia w latach 37-44 oraz automatyczne kusze z pierwszych wypustów, został dość mocno okrojony oraz jest limitowany tylko do najbogatszej wersji. TAK! Mowa o AMG-S - anti migrante gange systeme. Wspaniały system pokazując najkrótszą drogę ucieczki oraz dodający natychmiast 200 koni memicznych.

W następnym odcinku opiszemy sobie okoliczności powstania jakiegoś innego spaniałego systemu lub marki motoryzacyjnej.

Pozdro

#tworczoscwlasna #mechanikasamochodowa
#dzielalamozorda
#heheszki

Bardzo przepraszam za ilość powtórzeń:/ Słaby jestem w pisaniu:D
moll

@LaMo.zord łer obrazek poglądowy?


A sam wpis przyjemny, dziękuję za wołanie!

LaMo.zord

@moll przepraszam jestem bardzo słaby into paint:(

Zaloguj się aby komentować

Patrząc na liczbę ostatnich wpisów, wydaje mi się że, zupełnie jednak niecelowo, przejąłem kawiarenkę. Dziś więc oddaję Wam do dyspozycji zadanie, a sam milczę jak dziecko albo ryba – bo one przecież głosu nie mają.

temat: wędkarstwo
rymy: jaśniej – leci – właśnie – kabarecik

Wesołej zabawy w ten sobotni wieczór tym, którzy, jak i ja, marnują go przed komputerem!

***

Zasady:

- Układamy cztery wersy, lub wielokrotność jeśli ktoś ma ochotę.
- Każdy wers musi kończyć słowem zadanym przez OPa dokładnie w tej kolejności, która jest we wpisie.
- Rymowanka powinna, przynajmniej luźno, nawiązywać do tematu zadanego przez OPa.
- Zwycięża osoba, która kolejnego dnia do godziny 20 zdobędzie najwięcej piorunów.
- W nagrodę wymyśla nowe zadanie, czyli temat oraz rymy i publikuje do godz. 21 nowy wpis.
- Trzeba pamiętać w nowym wpisie o społeczności albo zawołać @bojowonastawionaowca , jeśli się o niej zapomni.

#naczteryrymy #zafirewallem #poezja #tworczoscwlasna
Wrzoo

Wstanę co świt, nie musi być jaśniej

Przy wędce dzień oraz wieczór mi zleci

Co żona mówiła? Ach, przecież, no właśnie!

„Nie musisz wracać”. Istny kabarecik!

sireplama

W głowie się klaruje, myślę coraz jaśniej,

Dokąd zmierzam ze sobą, gdzie czas tak leci?

Zmienię coś w swym życiu, to ten moment właśnie!

Spławik drga, popijam wódkę, a...! Walić kabarecik.

crs333

Sobie świecisz? Zrób że jaśniej!

Co?! Latarka z rąk ci leci?!

Tu na spławik świeć! O właśnie!

Z synem ryby… Kabarecik.

Zaloguj się aby komentować

Z pamiętnika
Strona 134

"Co dały mi te 3 lata tutaj? [W Holandii]
Czy faktycznie warto było przyjeżdżać?

Bo niby bardzo się zmieniłem, na plus
lecz trochę i na minus.

I to mam nieodparte wrażenie że straciłem ten czas nie mniej niż w Trójmieście (mieszkałem tam 4 lata), a nawet bardziej - bo stopień zagubienia jest niedużo mniejszy.

Może to przez to że wciąż jestem niezdyscyplinowany dostatecznie?
Tylko jaki poziom tej (samodyscypliny) musiałbym osiągnąć by faktycznie uznać siebie za takowego?

Bo fakt, ciągnie się za mną smrodów kilka, tak nietrudno przyznać że jestem obowiązkowy i jakościowy...

Czy może to po prostu kolejna z fundamentalnych właściwości życia?
Tak jak owa trudność w dojściu do czegoś, posiadaniu.

Prawdopodobnie to czas po prostu zapierdala jak głupi a ja pomimo chęci nie jestem wstanie partycypować w nim w stopniu w jakim chciał?

Być może moja jedyna możliwość bycia w pełni kryje się w walce o teraz?
W końcu ten moment kiedy całym swym światłem przeważam nad utartym w strukturze białka losem jest dla mnie niczym mikrozwyciestwo - wygrana bycia mego."

Mam nadzieję że kto dotarł do tego miejsca to nie usnął.
To co widzisz to jedna ze stron mojego notatnika i tak jak mam różne wzloty i upadki jakościowe tak uważam że z tych słów wynika coś ciekawszego dla wielu z was.

#glosotchlani #tworczoscwlasna #filozofia #przemyslenia
96589877-8ab7-49ab-b158-313702886acd

Zaloguj się aby komentować

Katorga jutra

"Urywa wszystko mi,
Rozdrapuje nerwy na strzępy,
Ciało kruszeje, myśl flaczeje,
Emocja rozpływa się.

Wola kieruje,
Chęci zyskuje,
I o to kolejny wykrzyw, ściana do wdrapania,
Od dawna nie liczę, choć dumny z siebie jestem.

Co ranka się budzę, trochę nowy buduję
ze snem, co głowę aktualizuje."

#glosotchlani #zafirewallem #tworczoscwlasna

Zaloguj się aby komentować