Siema,
Zapraszam na najdłuższy spacer w #piechurwedruje
---------
Szczyty: Lubań, Turbacz (Gorce)
Data: 16/17 czerwca 2023 (piątek/sobota)
Staty: 51.5km, 12h20, 1.900m przewyższeń
Trasę zacząłem z Krościenka, do którego przyjechałem busem o godzinie 20:40, kiedy jeszcze było trochę widno. Zjadłem banana, przygotowałem camelbaga i ruszyłem czerwonym szlakiem na Lubań. Niebo było ładnie zaróżowione po niedawnym zachodzie i przez dłuższy czas utrzymywało jeszcze przyjemną paletę barw.
Szło się w miarę przyjemnie, pogoda dopisywała, a co najważniejsze kondycyjnie czułem się dobrze. Po drodze minąłem kilka zadaszonych wiat w kształcie grzybów, które według mnie wyglądały raczej średnio i były mało praktyczne. O 21:30 zrobiło się już na tyle ciemno, że zdecydowałem się włączyć latarkę i reszta drogi na Lubań minęła mi na autopilocie.
Na szczyt dotarłem o 23. Przeszedłem obok obozu namiotowego, na którym nocowała niewielka grupa turystów, po czym dotarłem do wieży widokowej, na którą wszedłem po pieczątkę. Kolejnym etapem na mojej drodze była przełęcz Knurowska, do której zacząłem schodzić dość stromą, pełną luźnych kamieni ścieżką. Z tego etapu zapamiętałem dużą sowę, która dosłownie bezszelestnie przeleciała nad moją głową i zniknęła w lesie, oraz ciekawą płaskorzeźbę w drzewie, której zdjęcie dodam w komentarzu.
Dochodząc do osiedla Studzionki byłem już mocno zmęczony i głodny - do tej pory nie robiłem sobie jeszcze przerwy na posiłek. Stwierdziłem, że zjem coś dopiero w przełęczy i było to błędem, bo gdy tam dotarłem było mi już wręcz niedobrze z głodu. Na siłę wcisnąłem w siebie bułkę i batona energetycznego, popiłem dużą ilością wody, po czym ruszyłem dalej.
Podejście na Kiczorę dało mi trochę w kość i na tamtym etapie raczej włóczyłem nogami niż szedłem, ale z pozytywów niebo zaczynało się przejaśniać i niebawem mogłem zdjąć czołówkę. Liczyłem na to, że na Kiczorze zobaczę wschód, niestety pogoda postanowiła się zepsuć: zrobiło się mgliście i zaczęło nieprzyjemnie wiać, także po kilku minutach marszu musiałem założyć kurtkę.
Droga do schroniska minęła mi szybko i zanim się obejrzałem, już siedziałem w jego sieni. Zrobiłem sobie w nim dłuższą przerwę regeneracyjną, którą wykorzystałem też na naładowanie telefonu. Była już 5 i niektórzy z nocujących w nim turystów powoli zaczęli się przebudzać. Ja natomiast po 20 minutach odpoczynku ruszyłem dalej.
Na Turbaczu również przywitała mnie gęsta mgła, także nawet się nie zatrzymywałem, bo nie było po co. Schodziłem czerwonym szlakiem i ponownie, już któryś raz, ten krótki odcinek zapamiętałem jako najciekawszy, bo ścieżka była gęsto otulona drzewami, a mgła dodawała ciekawej atmosfery. Poszedłem do schroniska na Starych Wierchach i dopiero chwilę przed nim, gdzieś koło polany Pudziska, ciepłe promienie słońca zaczęły przebijać przez gałęzie. Na Starych Wierchach mgły już w ogóle nie było.
Szedłem sobie w miarę żwawo i już o 7:45 byłem w urokliwym schronisku na Maciejowej. Było zlokalizowane na wzgórzu, z którego rozciągał się piękny widok na intensywnie zieloną łąkę i znajdujące się za nią pasma górskie. Bardzo mi się tam spodobało i planuję wrócić tam z młodą.
Reszta drogi do Rabki-Zdrój prowadziła głównie otwartym terenem i nic nie chroniło przed słońcem. Całe szczęście szedłem rankiem, ale i tak czułem jak mocne promienie szybko mnie nagrzewają. Krajobrazy były w każdym razie bardzo przyjemne dla oka.
Wkrótce polna droga zmieniła się w mój ukochany asfalt prowadzący do centrum Rabki. Docierając na dworzec liczyłem się z tym, że będę musiał trochę poczekać na jakiś bus do domu, ale tego dnia los był dla mnie łaskawy i już po 5 minutach od przybycia na miejsce siedziałem w autokarze jadącym do Krakowa. Gdyby nie to, że musiałem wracać do domu, pewnie poszedłbym gdzieś jeszcze dalej, ale i tak byłem usatysfakcjonowany. Teraz liczę tylko na to, że może za jakiś rok uda mi się znów wyrwać na coś podobnego.
Trasa dla zainteresowanych.
#gory #podroze #wedrujzhejto #fotografia #gorce