Iran jest dokladnie taki, jak go sobie wyobrazalam. Wszystko ma bardzo beżowy kolor, jest egoztycznie-orientalnie. Nie umiem znalezc odpowiedniego slowa, ale jest... calkiem inaczej, niz u nas. Bardzo inaczej.
Poczucie innosci potęguje brak znanych logotypów. Nie ma samochodów bmw, renault itp, - są odpowiedniki na licencji, z inną nazwą i znaczkami. Nie ma szyldów mcdonalds, starbucksa, apple, LV, Diora i wszystkiego innego co widuje sie wszedzie w trakcie podrozy czy to po Europie, czy do Turcji, Egiptu, Serbii i tak dalej.
Na lotnisku w kantorze kurs wymiany to 500 000 riali (50 tomanów) za 1 euro. U cinkciarzy, ktorzy od razu nas wylapali po przejsciu przez bramki kurs wynosil 550 000 riali. Nie udalo sie kupic lokalnych kart sim bo paniom na lotnisku skonczyl się limit kart, ktore mogą wydac na 1 godzinę, a my nue mielismy czasu czekac 40minut + 20minut na łebka potrzebne na zarejestrowanie karty u operatora.
Jest tanio - w stolicy butelka wody 1zł, mrozony sok (? picie w formie zmrozonego, acz prawie plynnego zblendowanego puree) 100% mango 7zl, lokalny duzy obiad z zupą i napojem 10zl. Litr paliwa to 40 groszy. Karta sim z 30gb internetu i vpn w cenie miala kosztowac 10 dolarów.
W samym Teheranie ruch drogowy to dzungla. Ludzie przechodzą miedzy autami, zadne zasady ruchu nie mają zastosowania. Sygnalizacja swietlna nie jest W OGOLE respektowana.
Na autostradzie pustynia jest poboczem, a wyznaczony na asfalcie pas pobocza wedlug kierowcow stanowi pelnoprawny pas ruchu.
Wcale nie jest tak gorąco, jak sie spodziewalam. Termometr pokazuje 37 stopni. Jednak ubrana w zwiewne spodnie do kostek, bluzkę, tunikę z dlugim rękawem i chustę szczelnie owinietą na glowie (zgodnie z ich dress codem) odczuwam jakies 25 naszych stopni.
Masa budynków jest w brutalistycznym stylu. Tego też sie nie spodziewalam.
Jako turysci stanowimy małą sensację. Na lotnisku ludzie się gapili, ale z ciekawością, nie wrogością. Na miescie przechodnie, osoby zwiedzajace zabytki razem z nami czy kierowcy skuterów na przejsciach wolali "welcome to Iran", pytali skad jestesmy i bardzo czesto po informacji, ześmy z Lahestanu (Polska w ich języku) odpowiadali, ze dziękują nam za odwiedzenie ich kraju ("thank you for visiting Iran"). W ciagu 6 godzin zaczepilo nas gdzies z 40 osob. Nikt nie chcial nam nic sprzedac, na nic namówic, nikt nie byl nachalny (poza cinkciarzami na lotnisku). W ogole nie ma problemu z angielskim, ani wsrod mlodych, ani starszych osob.
Chodząc po Teheranie napotkalismy pojedyncze stragany, z których dudniła religijna muzyka, a na blatach rozstawione byly kubeczki z zimną lemoniadą czy kompotem. Panowie ze straganów widząc nasżą konsternację mowili, zeby sie czestowac, ze to za darmo. Podeszlismy do tego z mocną niepewnoscią, ale przewodnik wytłumaczył zasade działania - z tego co zrozumiałam jesli są w zalobie, to zgodnie z religią mogą pomoc zmarlemu na zasadzie "glodnych nakarmic, spragnionych napoic', stąd te stragany z darmowym piciu.
Na miescie czasami widac kobiety z chustą zsuniętą na szyję. Tak gdzies z 10% albo ma zsuniętą, albo nie ma chusty wcale. Widziałam nawet dwie młode dziewczyny z odsloniętymi brzuchami.
Jednak duza czesc kobiet nosi czadory, czyli wielkie wory zaslaniające wszystko, od kostek po czubek glowy. Prawie wszyscy panowie chodzą w dlugich jeansach, reszta w luznych spodniach do kostek.
Zagraniczne wycieczki zorganizowane sa zobowiazane do rejestracji w ichniejszym Ministerstwie Turystyki. Łacznie z tym, gdzie i kiedy będą. Iran jest duzym krajem, odleglosci są spore. Sprawia to, ze w trasie musimy zjezdzac i "potwierdzac' na przydroznych posterunkach policji co jakis czas fakt zgodności deklarowanej trasy ze stanem faktycznym. Policja czasem wchodzi do autobusu i na szybko sprawdza, czy kobiety mają na glowach chusty.
Podsumowujac po pierwszym dniu irańskiej wyprawy: jest w pytę!! Tylko autem balabym sie tutaj jezdzic. Neapol przy tym to pestka.
Jak ktos ma ochote komentowac to odpisze w miare mozliwosci kiedys - sima lokalnego brak, wifi w hotelach bywa i dziala jak chce
#podroze