#piechurwedruje

31
118
Siema,
Nocne tuptanie w #piechurwedruje
---------
Miejsce: Lubogoszcz (Beskid Wyspowy)
Data: 19/20 października 2024 (sobota/niedziela)
Staty: 14.5km, 4h, 650m przewyższeń

Na Lubogoszcz można wejść czterema dostępnymi szlakami: czarnym, zielonym oraz czerwonym od Mszany Dolnej, lub czerwonym od Kasiny Wielkiej. Tym razem zdecydowaliśmy się z tatą na czarny i w godzinach wieczornych wyruszyliśmy w drogę spod stacji benzynowej, przy której zostawiliśmy samochód.

Początkowo trasa prowadziła przy ulicy, a następnie wznosiła się między osiedle domków jednorodzinnych. Wkrótce kroczyliśmy już w ciemnym lesie po ścieżce usianej opadłymi z drzew liśćmi. Mimo, że droga była typowo leśna, to co jakiś czas widać było studzienki kanalizacyjne, a niebawem wyjaśniło się, skąd się tam wzięły - naszym oczom ukazała się dość duża baza, nazywana Bazą Lubogoszcz, należąca do Krakowskiego Szkolnego Ośrodka Sportowego. Z ciekawostek, jej historia sięga trzeciej dekady XX wieku, a została założona przez Amerykanów jako miejsce wyjazdowe dla Young Men's Christian Association. Tak, chodzi o sławne YMCA znane z przekornej piosenki Village People.

Minęliśmy bazę i kontynuowaliśmy wspinaczkę na Lubogoszcz Zachodni. Droga nie wyróżniała się niczym szczególnym i może dlatego w pewnym momencie zaczęła mi się dłużyć. Ostatecznie dotarliśmy na pierwszy ze szczytów, który znajdował się dosłownie kilka kroków od głównej ścieżki. Przy tabliczce z nazwą szczytu była pojedyncza ławka, na której przez chwilę przycupnęliśmy.

Od tamtego miejsca trasa na Lubogoszcz była już czysto spacerowa, z niewielką ilością przewyższeń. Po północnej stronie słychać było uciekające stada spłoszonych przez nas saren, które swoimi kopytami roztrącały na boki zeschnięte, szeleszczące liście.

Na Lubogoszcz dotarliśmy na kilka minut przed północą. Poza wieloma ławkami i ławami oraz miejscem na ognisko, znajdował się tam sporych rozmiarów krzyż. Polana, jeśli tak można to nazwać, była otoczona lasem, więc poza skrzącymi się nad nami gwiazdami niewiele mogliśmy zobaczyć. Szkoda, że nie było tam wieży widokowej - miejsca na takową było dość, w bliskiej okolicy żadnej nie ma, myślę, że byłoby to coś fajnego.

Po przerwie na gorącą herbatę i bułkę ruszyliśmy w drogę powrotną. Wracaliśmy dla odmiany czerwonym szlakiem, jednak gdybym miał iść tą trasą znowu, to zdecydowanie wybrałbym ponownie czarny, a to z względu na końcówkę. O ile przez las, a następnie przez rozległe pola oferujące widok na sąsiednie szczyty szło się przyjemnie, to po ich opuszczeniu czekała nas (na mój gust) zbyt długa droga powrotna asfaltem - jakieś 2 km marszu.

Ogólnie jednak wyprawa się udała i na ten moment podejście czarnym szlakiem wydaje mi się najlepszym z tych, które są dostępne z Mszany Dolnej (zielony jest najgorszy, bo najdłużej prowadzi asfaltem). Jeśli czerwony z Kasiny Wielkiej okaże się lepszy, to na pewno dam znać.

Trasa dla zainteresowanych.

#gory #wedrujzhejto #wycieczka #beskidwyspowy #fotografia
b4047fef-9222-470b-8019-af53fccbaaba
f2a88ae0-62f4-4dbd-bd98-3370952e6357
47bcd4aa-9cc6-4adf-91e6-06d9a6453346
e31bdc3f-957e-4f7b-a888-3643c444fef5
f014b715-48bd-44a5-89b1-1ef6c732c0eb
LondoMollari

@Piechur Kurcze, marzy mi się kiedyś wybrać w góry w nocy. Najlepiej tak wyjść na Babią, aby się na wschód albo zachód słońca załapać.

Piechur

@LondoMollari Na Babiej zawsze tłoczno i pizga złem, więc dobrze mieć coś ekstra ciepłego, żeby na szczycie założyć podczas czekania. Możesz sobie obczajać warunki na mountain-forecast, żeby była dobra przejrzystość i stosunkowo małe podmuchy (najlepiej sprawdzać na dwa dni do przodu, dłuższe prognozy zwykle zawodzą).

LondoMollari

@Piechur Na Babiej już byłem chyba z 7 razy w dzień, więc mam wyobrażenie - w miarę znam szlaki, i dlatego jakbym miał gdzieś iść w nocy, to bym właśnie tam się wybrał.


Raczej bym szedł latem, bo jednak aż takim hardcorem aby iść nocą w śniegu nie jestem. ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Zaloguj się aby komentować

Siema,
Pedantyzm zmusza mnie do zrobienia 16 podsumowanie wpisów z #piechurwedruje w ramach #poradnikpiechura

---------
91. Wpis: Dolina Racławki
Wnioski:

  • Bardzo fajna, zalesiona dolinka z dostępnym darmowym parkingiem.
  • W bliskiej okolicy kilka pstrągarni.

92. Wpis: Dolina Aleksandrowicka
Wnioski:

  • Punkt widokowy i duży, darmowy parking na plus.
  • Brak ciągłości jeśli chodzi o spacer (wychodzi się z lasu i trzeba iść asfaltem) i hałas samolotów na lekki minus.

93. Wpis: Dolina Kluczwody
Wnioski:

  • Bez szału. Parking darmowy.

94. Wpis: Dolina Będkowska
Wnioski:

  • Cała trasa prowadzi asfaltową drogą, po której co jakiś czas jeżdżą samochody.
  • Wysokie skały i wodospad na plus. Dodatkowo dostępna karczma.
  • Parking płatny na prywatnej posesji.

95. Wpis: Dolina Kobylańska
Wnioski:

  • Jedna z fajniejszych dolinek z rozległą polaną otoczoną skałami, w których ukryta jest kapliczka.
  • Latem można spotkać zwierzęta, które są tam wypasane.
  • Parking darmowy, dostępny w dwóch miejscach.

96. Wpis: Dolina Bolechowicka
Wnioski:

  • Bardzo sympatyczna dolinka na krótki spacer. Parking darmowy.
  • Po drodze mały wodospad i kameralna polana między skałami.
  • Przy parkingu placyk zabaw.

-------
W następnych wpisach wracamy w góry

#spacer #wycieczka #wedrujzhejto #pasja
1d14e6e5-9281-47cd-b69c-bbea6debf2f3

Zaloguj się aby komentować

Siema,
W #piechurwedruje ostatnia (na jakiś czas) i zarazem jedna z fajniejszych dolinek. Zapraszam
---------
Miejsce: Dolina Bolechowicka (Wyżyna Olkuska)
Data: 20 października 2024 (niedziela)
Staty: 4.5km, 2h, 135m przewyższeń

Dolina Bolechowicka oferuje przyjemny, choć nieco krótki spacer - na małe nóżki w sam raz. Wziąłem tam swoje dwie pociechy na szybką trasę w pewien ciepły, jesienny dzień, gdy liście złościły się jeszcze pięknie na gałęziach.

Samochód zostawiłem na parkingu przy Klubie Sportowym Zelków, spod którego ruszyliśmy wydeptaną ścieżką, żeby dołączyć do żółtego szlaku. Obok parkingu znajdował się również plac zabaw, zadaszona wiata z ławami i stołami, a także betonowy grill, także było to zdecydowanie miejsce z potencjałem.

Ścieżka prowadziła cudnym, złocistym lasem, raz wznosząc się, raz opadając. Po kilku chwilach doszliśmy do potoku Bolechówka, który w pewnym momencie tworzył mały wodospad. Zatrzymywaliśmy się dość często, bo Mysz nie mogła powstrzymać się od zbierania żółtych i pomarańczowych liści leżących gęsto na drodze.

W końcu doszliśmy na polanę położoną w wąwozie pomiędzy wysokimi skałami, na których oczywiście zobaczyliśmy wiele wspinających się osób. Znajdowała się tam wiata, przy której zrobiliśmy przerwę na mały posiłek i zmianę pieluchy u Robalka. Spacerujących było sporo, głównie rodzin z dziećmi, emerytów oraz osób z psami - pogoda na jakąkolwiek formę aktywności była wyśmienita i każdy chciał z tej okazji skorzystać.

Tą samą trasą wróciliśmy na parking, po drodze zatrzymując się na placyku zabaw. Obydwie dziewczynki zniosły spacer wyśmienicie, obyło się bez większego marudzenia i jojczenia, także byłem zadowolony. Polecam tę dolinkę na krótki wypad poza miasto, muszę jednak ostrzec, że na wózek się nie nadaje.

Trasa dla zainteresowanych.

#spacer #wycieczka #dolinkikrakowskie #wyzynaolkuska #fotografia
cdef1ac2-be96-4271-8eca-31aa6e3235d2
3961b561-77d6-43a3-8a70-fc47e9435d3b
b1386945-94ed-44b6-8478-85132e5385b6
b5a3a45e-eb3e-4788-a744-7e242b1e8207
fd8d4c60-26b4-48af-8ec8-53ebcf3dec64
DonBorubar

@Piechur byłem tam rok temu, fajne miejsce, a obok jest druga dolina też warta zobaczenia

Piechur

@DonBorubar Pewnie chodzi o Kobylańską, która jest już dłuższa. To jest właśnie duży plus tych dolinek, że jak już się dojedzie do jednej, to kolejna jest całkiem niedaleko i można sobie zmienić lokalizację

Byk

Bardzo lubię Twoje zdjęcia ze szlaków. Masz oko do tych pejzaży.


A propos tych dziwnych zbiegów podobeństw.

Mam w bloku sąsiada. Kiedyś lubiłem się z nim załapać na piwo, pomagamy sobie przy różnych okazjach. Od słowa do słowa.

Jego kobieta ma urodziny w tym samym dniu co moja żona, moja młodsza córka ma urodziny w tym samym dniu co jego ojciec, a jego przyszły, niedoszły teść w tym samym dnibco moja starsza córka

Piechur

@Byk Zaraz się z tego zrobi scenariusz do czwartego sezonu Dark Dzięki za miłe słowo, dużo znaczy z ust profesjonalisty, ale poza wyjęciem z kieszeni telefonu, to nie ma w tym mojej większej zasługi

Half_NEET_Half_Amazing

@Piechur

psze pana a skąd pan ma czas na takie częste piechurowanie?

Piechur

@Half_NEET_Half_Amazing Wydaje się, że często, bo wrzucam relacje, ale to niestety nędzne ilości, którymi muszę się póki co żywić Do koleżanek i kolegów z #ksiezycowyspacer nie mam startu

Zaloguj się aby komentować

Zostań Patronem Hejto i odblokuj dodatkowe korzyści tylko dla Patronów

  • Włączona możliwość zarabiania na swoich treściach
  • Całkowity brak reklam na każdym urządzeniu
  • Oznaczenie w postaci rogala , który świadczy o Twoim wsparciu
  • Wcześniejszy dostęp, do wybranych funkcji na Hejto
Zostań Patronem
Siema,
Zapraszam na #piechurwedruje do kolejnej dolinki.
---------
Miejsce: Dolina Kobylańska (Wyżyna Olkuska)
Data: 1 września 2024 (niedziela)
Staty: 6km, 2h25, 125m przewyższeń

Kolejna bardzo fajna dolinka, do której wziąłem moje dziewczynki. Samochód zostawiłem w Kobylanach na małym parkingu znajdującym się niedaleko budynku OSP, skąd ruszyliśmy na spacer. Dojście do dolinki prowadziło asfaltową drogą, jednak minęło całkiem sprawnie.

Praktycznie od początku wzdłuż drogi płynął potok Kobylanka, który towarzyszył nam później przez większą część trasy. Wejście do doliny było bardzo ładne, z kilkoma ławami do siedzenia i zadaszoną wiatą, otoczone wapiennymi skałami. W jednej z nich zrobiona była kapliczka, do której można było wejść po schodach. Ostatnie stopnie prowadzące do niej były dość wysokie, więc musiałem cały czas asekurować Myszora.

Następnie udaliśmy się wzdłuż żółtego szlaku, żeby popodziwiać trochę inne skały, na których było kilka wspinających się osób. Zobaczyliśmy też stado kóz - to coś, co wyróżnia tę dolinkę, ponieważ w okresie letnim jest tam prowadzony wypas zwierząt hodowlanych.

Przejście całego szlaku było z moimi dziewuszkami oczywiście niemożliwe, więc w pewnym momencie postanowiłem zawrócić, żeby czasowo zmieścić się w maksymalnie trzech godzinach. Na polance znajdującej się na początku doliny zrobiliśmy przerwę na jedzenie, a następnie ruszyliśmy w drogę powrotną na parking.

Wracaliśmy jednak inną trasą, bo chciałem dojść do punktu widokowego oznaczonego na mapie przy Sikorniku. Podejście, mimo że krótkie, było bardzo strome i ciężko szło mi się z jedną młodą na plecach, a drugą trzymając za rękę. Widok był jednak przyjemny i nie żałuję, że tam weszliśmy.

Jako, że schodzenie tą samą drogą nie wchodziło w grę, poszliśmy dalej nieco zarośniętą ścieżką, która ostatecznie wyprowadziła nas na rozległe pole. Wkrótce doszliśmy do ulicy, którą wróciliśmy do auta.

Ogólnie polecam to miejsce. Dolina Kobylańska okazała się być wartą odwiedzenia, można śmiało wybrać się tam na rodzinny piknik połączony z ogniskiem. Z informacji praktycznych: auto można też zostawić na innym, większym parkingu, który znajduje się na zachód od wspomnianej wcześniej polany.

Trasa dla zainteresowanych.

#spacer #wycieczka #dolinkikrakowskie #wyzynaolkuska #fotografia
e03504fb-d9bd-408a-81c2-1acfe51e3310
04b7e3c3-53f6-4cd6-bd61-21937a2f9d6d
3b0b0912-190c-4b98-bcfb-2c5df09bfd3c
30a4686b-d5ba-4850-ba37-634c89096bc4
8561dcd4-6927-496e-9ba2-cfe019cf0949

Zaloguj się aby komentować

Siema,
Dzisiaj o miejscu, które wyglądało na mekkę amatorów wspinaczki skałkowej. Zapraszam na #piechurwedruje
---------
Miejsce: Dolina Będkowska (Wyżyna Olkuska)
Data: 10 sierpnia 2024 (sobota)
Staty: 8.5km, 1h55, 95m przewyższeń

Mysz była na wakacjach z dziadkami, więc do kolejnej Dolinki wybrałem się z żoną i Robalkiem, także czas przejścia uwzględnia tempo dwóch dorosłych osób pchających wózek oraz jedną dłuższą przerwę. Auto zostawiliśmy na płatnym parkingu (10 zł, prywatna posesja) i ruszyliśmy niebieskim szlakiem wzdłuż asfaltowej drogi, która ciągnęła się praktycznie całą doliną. Plusem było to, że wygodnie jechało się po niej wózkiem, minusem natomiast, że jeździło po niej zaskakująco dużo aut.

Spacer był przyjemny, jednak nie jakiś szałowy jeśli chodzi o widoki. Dopiero niedaleko Sokolicy zaczęliśmy dostrzegać wysokie wapienne skały, które górowały nad okolicą. Pod samą Sokolicą znajdowało się pole kempingowe z mnóstwem samochodów, kamperów i namiotów, ludzi była cała masa - zarówno na ziemi, jak i na skałach. W pobliżu była też karczma, jednak nie zdecydowaliśmy się do niej wchodzić ze względu na tłumy.

Kawałek dalej był wodospad Szum, do którego oczywiście podeszliśmy, podobnie zresztą jak uczyniła to większość spacerowiczów. Zaglądnąłem również na znajdującą się niedaleko Brandysową Polanę, gdzie znajdowały się skały o uroczych nazwach, takich jak Dupeczka, czy Dupa Słonia (widoczna na pierwszym zdjęciu). Tam również było dużo ludzi, jednak już stricte zainteresowanych wspinaczką, a także akrobatyką na szarfie. Pozytywnie zaskoczyła mnie grupa dzieciaków, która pod okiem instruktorów rozpoczynała swoją przygodę z uprzężami i linami - chyba zapiszę na coś podobnego moje dziewczyny.

Poszliśmy jeszcze trochę wzdłuż ulicy, aż do rozwidlenia szlaków, jednak poza wyłaniającymi się co jakiś czas spomiędzy drzew skałami nie było tam nic specjalnie interesującego. Do samochodu wróciliśmy tą samą drogą, po uprzednim nakarmieniu młodej. Ogólnie spacer był ok, wydaje mi się jednak, że to miejsce byłoby lepsze na rowerową wycieczkę.

Trasa dla zainteresowanych.

#spacer #wycieczka #wyzynaolkuska #dolinkikrakowskie
abfb2177-83bc-427b-8ebd-f55093670f22
09b40e3e-84b6-481f-9e84-a17bfd488f6f
b1bd2b2b-7c26-406b-a487-5ef586435abb
d04d7d90-7fe3-4387-bb2d-cf1fe4a086fb
CzosnkowySmok

Tam nie byłem... A oprócz wodospadów to wygląda jak wszędzie w jurze xd

Piechur

@CzosnkowySmok Tak na prawdę to chyba najbardziej skomercjalizowana z dolinek przez to pole kempingowe i dużą karczmę, przy której jest też miejsce na festyny - akurat tego miejsca nie mam na zdjęciach

CzosnkowySmok

@Piechur a myślałem po 1 zdjęciu, że to Kobylańska.

Zaloguj się aby komentować

Siema,
Szybki wpis o - moim zdaniem - najsłabszej z dolinek, które odwiedziłem z dzieciakami. Zapraszam na #piechurwedruje
---------
Miejsce: Dolina Kluczwody (Wyżyna Olkuska)
Data: 30 lipca 2024 (wtorek)
Staty: 4.5km, 1h45, 90m przewyższeń

Dolina Kluczwody, do której zabrałem swoje dziewuszki, znajduje się przy miejscowość Biały Kościół, niedaleko Ojcowskiego Parku Narodowego. W momencie, gdy ją odwiedzałem, parking był remontowany, a i początkowa część trasy wyglądała na rozkopaną, także może jest realizowane jakieś lepsze zagospodarowanie tego terenu.

Przy samym początku znajdowały się zrekonstruowane słupy graniczne Austrii i Rosji wraz z tablicą informacyjną, że wzdłuż potoku Kluczwoda przebiegała granica tych państw podczas zaborów z okresu 1815-1914. To co niestety w głównej mierze przykuło moją uwagę, to śmieci, które znajdowały się zarówno tam, jak i w dalszej części potoku.

Sama trasa nie była specjalnie ciekawa. W jednym miejscu widać było spomiędzy drzew wapienne skałki i to by było na tyle. Zrobiliśmy też kółko w lesie po oznakowanej ścieżce spacerowej - las jak las, spoko, ale nie było nic, co by go jakoś wyróżniało. I tak skończyła się wycieczka. Jeśli ktoś mieszka w okolicy, to ma fajne miejsce, żeby pochodzić i wyprowadzić psa, jednak uważam, że jechanie tam specjalnie kilkadziesiąt minut nie jest warte dostępnych wrażeń.

Trasa dla zainteresowanych.

#spacer #wycieczka #wyzynaolkuska #dolinkikrakowskie
5bcb597a-8ea3-4bbd-ae7c-f977fa05e094
abe2cd32-92ba-4ed9-97ec-dbe05ccdf20a
b21469c0-8956-49da-a43e-ff6ec92564a1
0c5312f7-1a0f-4016-b9a4-7d8d16617143
Mr.Mars

@Piechur


Sama trasa nie była specjalnie ciekawa. W jednym miejscu widać było spomiędzy drzew wapienne skałki i to by było na tyle.


Widać, że Mysza ma inne zdanie na ten temat.

Piechur

@Mr.Mars Na zdjęciach nie słychać "JA CHCĘ DO DOMUUUU"

Zaloguj się aby komentować

Siema,
W #piechurwedruje kontynuacja opisów Dolinek Krakowskich
---------
Miejsce: Dolina Aleksandrowicka (Garb Tenczyński)
Data: 14 lipca 2024 (niedziela)
Staty: 3km, 1h10, 125m przewyższeń

To był pierwszy spacer solo z moimi dziewczynkami - szukałem czegoś krótkiego, na wypadek, gdyby były problemy i trzeba było szybciej wracać. Dolina Aleksandrowicka, która znajduje się niedaleko Balic, okazała się być do tego idealna.

Dookoła niej prowadzi ścieżka spacerowo-edukacyjna, którą można zacząć ze sporego parkingu, na którym dostępne są dodatkowo wiaty z ławami i stołami. My rozpoczęliśmy marsz od strony wschodniej. Ścieżka prowadziła obok stadionu Klubu Sportowego Topór i jej początkowy fragment był słabo widoczny i zarośnięty, także oprócz jednej młodej na plecach drugą miałem na rękach, żeby nie poparzyły ją pokrzywy.

W lesie dróżka była już dobrze widoczna. Okazało się, że była to droga krzyżowa, także na tym niedługim fragmencie minęliśmy krzyż i chyba jeszcze jakieś małe kapliczki nadrzewne. Dość szybko wyszliśmy z lasku i przechodząc przez drogę udaliśmy się wzdłuż niezbyt ładnie wyglądającego zbiornika wodnego do kolejnego wejścia do lasu, przy którym było niestety trochę śmieci.

Ostatecznie spacer był jednak przyjemny - zobaczyliśmy oznaczone na mapach mrowisko, małą polankę, a także clou programu, czyli skałę Krzywy Sąd, na której znajdował się punkt widokowy.

Obydwie dziewczynki zniosły tę trasę bez problemu. Było krótko, po drodze znajdowały się atrakcje do pokazania, także obyło się bez większych narzekań. Minusem tej Dolinki jest wspomniana wcześniej bliskość Balic, bo słychać każdy przelatujący samolot. Na szybki spacer jest jednak jak znalazł.

Trasa dla zainteresowanych.

#wycieczka #spacer #garbtenczynski #fotografia
#dolinkikrakowskie
9d075cdd-f4a3-4e15-9caf-26274bb51766
fac8aacb-069f-44f1-83fc-ff73e7d9cd79
60f740c4-a738-4565-84b4-cf1ffe173481
3cc338bc-7dcf-49dc-a2ad-3addb2864c5b
d1442260-ab6f-4eb3-84d0-1ff337432d3a

Zaloguj się aby komentować

Siema,
Nikt nie czekał, ale i tak wracamy: #piechurwedruje wznawia nieregularne nadawanie. W tej edycji krótkie notki dotyczące kilku Dolinek Krakowskich - zapraszam
---------
Miejsce: Dolina Racławki (Wyżyna Olkuska)
Data: 13 lipca 2024 (sobota)
Staty: 5km, 2h10, 115m przewyższeń

Na północ od Krakowa znajduje się kilka wąwozów otoczonych wapiennymi skałami, przez które poprowadzone są ścieżki, często znakowane szlakami turystycznymi. Razem tworzą one Park Krajobrazowy Dolinek Krakowskich. Poza tym, że są to bardzo przyjemne miejsca do spacerowania, to w wiele z nich oferuje fajne warunki dla amatorów wspinaczki skałkowej.

Do Doliny Racławki wchodziliśmy od miejscowości Dubie. Na miejscu był średniej wielkości darmowy parking, także nie było problemu z zostawieniem samochodu. Plan był taki, żeby iść tak długo, aż narzekanie Myszy stanie się nie do wytrzymania - aby stało się to jak najpóźniej, w pogotowiu mieliśmy przygotowane żelki.

Jeśli chodzi o wrażenia z tego spaceru, to mi podobało się bardzo. Idąc z parkingu szybko weszliśmy w piękny, gęsty, zielony las. Wzdłuż ścieżki płynął potok Racławka, którego przekroczyliśmy w dwóch miejscach przechodząc przez drewniane mostki. Ilość przewyższeń była minimalna, także na spacer z małym dzieckiem trasa nadawała się idealnie.

W pewnym momencie ścieżka zaczęła się bardziej wznosić, a pomiędzy drzewami można było dostrzec wysokie wapienne skały. W wielu miejscach trzeba było przekraczać zwalone drzewa, ponieważ w dniach poprzedzających naszą małą wycieczkę szalały burze. I tu okazało się, że na trasie pracowali już panowie zajmujący się usuwaniem powalonych pni - jak inni spacerowicze musieliśmy zawrócić i nie doszliśmy nawet do źródła Bażanta.

W drodze powrotnej postanowiłem jeszcze pójść do oznaczonego na mapie Łomu Pisarskiego, czyli nieczynnego kamieniołomu, w którym - według informacji z Wikipedii - można zaobserwować uskok hercyński. Podejście było krótkie, ale strome i śliskie; z jedną młodą na brzuchu, a drugą trzymając za rękę, szło mi się kiepsko. Łom Pisarski widać na czwartym z zamieszczonych zdjęć - nic szałowego, ale można podejść, bo droga nie jest.

Dolinę Racławki polecam gorąco, na ten moment jest w mojej Top 3 Dolinek Krakowskich. Zwłaszcza teraz, w jesiennej szacie, musi wyglądać niesamowicie, więc jeśli ktoś tylko ma blisko, a jeszcze nie był - warto się wybrać.

Trasa dla zainteresowanych.

#spacer #dolinkikrakowskie #krakow #wyzynaolkuska
26e609b4-c68d-4e39-bff7-480ba583dfa5
7d114f88-68d4-48b1-b823-41b0c8a9b4a6
fb404ef0-2e8e-406c-b672-1d7ccd227c4e
1750bbb5-81bb-4a8e-8d66-431ee9111783
126a27f1-1443-465a-861e-50acf907be6d
jakibytulogin

byłem (szlak niebieski i czerwony) i polecam

Barcol

@Piechur a co z Doliną Szklarki? byłeś?

Piechur

@Barcol Tam jeszcze nie, ale mam na liście Na ten moment za długa ta pętla wychodzi na moje dziewczyny.

Zaloguj się aby komentować

Siema,
Zapraszam na 15 podsumowanie wpisów z #piechurwedruje w ramach #poradnikpiechura

Nie sądziłem, że to się uda, ale opisałem wszystkie wycieczki, jakie odbyłem do maja 2024, z których miałem jakieś zdjęcia. Niniejszym robię dłuższą przerwę na tagu, po której będę wrzucał opisy tras robionych już nieco bardziej na bieżąco. Dziękuję wszystkim obserwującym i piorunującym za motywację
---------
85. Wpis: Lubań, Turbacz
Wnioski:

  • Na długich trasach dobrze pamiętać o zrobieniu przerwy na posiłek, nawet jeśli nie czujemy się godni - nagły zjazd energetyczny potrafi być bardzo nieprzyjemny.
  • Sowy naprawdę latają bezszelestnie.

86. Wpis: Grodzisko, Borek
Wnioski:

  • Na niektórych szczytach mniejszych gór można zobaczyć pozostałości po zamkach, grodziskach lub warowniach. Wiedza o nich sprawi, że wycieczka będzie jeszcze przyjemniejsza.
  • Bywa, że nieoznakowana dróżka, która jest uwzględniona na mapie, w rzeczywistości okaże się całkowicie zarośnięta i całkiem niewidoczna.

87. Wpis: Lubań
Wnioski:

  • Planując pierwsze nocowanie pod namiotami z dziećmi dobrze je wcześniej odpowiednio oswoić z tematem. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, to sprawi im to ogromną frajdę.
  • Warto jednak poczytać opinie o szlaku zanim weźmie się na niego dziecko, żeby nie wybrać zbyt trudnego podejścia.
  • Drugi dzień wyprawy z małym dzieckiem może być dla niego już zbyt męczący - osobiście proponował bym, żeby odcinek potworny był jak najkrótszy (do 3 km), żeby nie zajechać pociechy.

88. Wpis: Szpilówka
Wnioski:

  • Piękne trasy można znaleźć wtedy, gdy najmniej ich się spodziewa, dlatego warto próbować wędrówek w nowe miejsca, lub odwiedzać nowymi ścieżkami te już znane.

89. Wpis: Kondracka Kopa, Małołączniak, Krzesanica, Ciemniak, Chuda Turnia
Wnioski:

  • Na zimową wyprawę w Tatry obowiązkowo należy iść przynajmniej w parze, a najlepiej z kimś doświadczonym. Raki, czekan i kask to podstawowe wyposażenie, jakie powinniśmy mieć, a najlepiej jeszcze lawinowe ABC.
  • Trasy w Tatrach już latem i w dobrych warunkach potrafią być wymagające, natomiast zimą ich trudność wzrasta drastycznie, a czas przejścia zwiększa się znacząco.
  • Planując wyprawę zimą należy do ostatniej chwili sprawdzać prognozy pogody oraz ostrzeżenia lawinowe.
  • Kto pyta - nie błądzi. Przy planowaniu trasy warto zasięgnąć o niej opinii od innych doświadczonych grotołazów, np. na forach lub grupach górskich.
  • Zimą część tras w Tatrach się zmienia i nie idzie się dokładnie tak, jak prowadzi szlak, ze względu na ryzyko lawinowe.

90. Wpis: Błyszcz, Koziarz, Suchy Groń
Wnioski:

  • Chcąc obejrzeć wschód słońca dobrze mieć czasowy bufor bezpieczeństwa, na wypadek gdyby po drodze chciało się gdzieś dłużej zatrzymać, lub odwiedzić inne miejsce.
  • Niedaleko popularnych szczytów górskich można natrafić na istne perełki, których duża część osób może nawet nie uwzględniać w swoich planach.

-------
TBC...?

#gory #podroze #wedrujzhejto #pasja
e94de934-c201-4fae-bc69-d422922d5c8c

Zaloguj się aby komentować

Siema,
Dziś w #piechurwedruje przyjemna górka z jeszcze przyjemniejszymi widokami. Zapraszam
---------
Szczyty: Błyszcz, Koziarz, Suchy Groń (Beskid Sądecki)
Data: 28 kwietnia 2024 (niedziela)
Staty: 12km, 4h25, 610m przewyższeń

Koziarz przykuł moją uwagę w roku 2023, gdy jadąc do Krościenka zobaczyłem na nim wieżę widokową - na początku myślałem, że to Lubań, ale nie pasowała mi lokalizacja. Postanowiłem wtedy, że pasowałoby go w końcu odwiedzić i pomimo, że podejść było kilka, to zawsze w ostatniej chwili plany się zmieniały i szczyt ten był spychany na dalszy plan. Aż w końcu pod koniec kwietnia udało się wygospodarować trochę czasu i pojechać na wycieczkę z kuzynką i tatą. Niedzielnym rankiem, o 3:20, zostawiliśmy auto na parkingu i ruszyliśmy w trasę zielonym szlakiem.

Pierwsze kilkaset metrów prowadziło asfaltem pomiędzy domami, po czym wkroczyliśmy w las. Droga była ok, choć pierwsze 20 minut musiałem tradycyjnie przesapać próbując znaleźć odpowiedni rytm. Kilkukrotnie szliśmy w miejscach, w których drzewa się przerzedzały, i można było coś zobaczyć: a to wieżę na Koziarzu, a to kawałek Tatr z ośnieżonymi wierzchołkami i unoszącym się nad nimi księżycem. Było bardzo przyjemnie.

Przy Kolebisku zatrzymaliśmy się na chwilę przy drewnianej chacie, przy której było miejsce na ognisko, a nawet huśtawka dla dzieci. Ze znajdującej się tam polany rozpościerał się ponownie wspaniały widok na Tatry. Niebo zaczynało się już żarzyć, więc pospieszyłem towarzystwo i niebawem dotarliśmy do Jaworzynki, gdzie szlak zielony się kończył. Stwierdziliśmy, że mamy jeszcze czas i poszliśmy na znajdujący się obok Błyszcz, na którym znajdował się ołtarz polowy. Widoki z niego były fantastyczne - bardzo spodobało mi się to miejsce i myślę, że warto o nie zahaczyć, zwłaszcza, że nie znajduje się daleko od głównego szlaku.

Popatrzyłem na zegarek i okazało się, że czasu nie było jednak aż tak dużo, jak mi się wydawało, więc szybko skierowaliśmy się na Koziarz. Żółty szlak prowadził fragmentami przez las, pola, pomiędzy krzakami pełnymi borówek i drewnianymi płotkami. Przez większość czasu można było z niego podziwiać okoliczne szczyty. Byliśmy już zaraz obok wieży, gdy w oddali zobaczyłem wyłaniającą się zza horyzontu pomarańczową tarczę słońca. Ruszyliśmy biegiem na szczyt, do którego ostatnie metry prowadziły ostro nachyloną ścieżką, i jakimś cudem udało nam się dostać na wieżę na tyle wcześnie, że nie straciliśmy całego spektaklu. Zabawiliśmy na niej zresztą dość długo, bo przejrzystość powietrza była perfekcyjna, a krajobraz kojący i ciężko było się od niego oderwać.

Po tym dłuższym pobycie na wieży rozpoczęliśmy drogę powrotną do Tylmanowej. Szliśmy dalej żółtym szlakiem między pięknie rozświetlonymi drzewami, łaskotanymi przez złote promienie słońca. Kawałek za Suchym Groniem zrobiliśmy sobie przerwę na kawę, po której udaliśmy się nieoznakowaną ścieżką na Sobel Tylmanowski. Wybrałem tę trasę, bo zaintrygowało mnie oznaczenie terenu na mapach turystycznych, które wskazywało na to, że prowadzić miała ona jakimś garbem. Wyobrażałem sobie przez to różne rzeczy, a skończyło się na naprawdę przyjemnej i ciekawej trasie prowadzącej skalistym i kamienistym grzbietem. Mi się to podobało. Dodatkowo zauważyliśmy, że na drzewach porozwieszane były tabliczki znakujące szlak niebieski, więc być może niedługo pojawi się on oficjalnie na mapach (jeżeli już go nie ma).

Reszta trasy minęła bez większych zaskoczeń. Szło się przyjemnie, las co jakiś czas zmieniał charakter, zobaczyliśmy sarny, posłuchaliśmy świergotania ptaków - perfekcyjne warunki do tego, żeby się wyciszyć i nabrać nieco dystansu do swoich codziennych zmartwień i zmagań. W końcu dotarliśmy do samochodu i z zadowoleniem, że wycieczka się udała, pomieszanym ze smutkiem, że już się skończyła, pojechaliśmy do domu.

Polecam tę trasę, lub ogólnie Koziarza, wszystkim odwiedzającym Szczawnicę, Krościenko czy też okolice tych miejscowości. Warto mieć tę górkę w pamięci i uwzględnić ją w planie wycieczki oprócz Lubania, Trzech Koron czy Wysokiej, na które to szczyty zazwyczaj ciągnie największa ilość turystów. Jeśli chodzi o jej poziom trudności, to nie powinien sprawić nikomu problemów - dość powiedzieć, że identyczną drogą przeszły tydzień po mnie moja babcia i mama.

Trasa dla zainteresowanych.

#gory #podroze #wedrujzhejto #fotografia #beskidsadecki
cc00990e-5e84-4535-b6bb-9473c678e450
443a62ac-35b1-4f53-bd8a-c2cad3e95646
be2026c6-7658-4528-8d14-270137599dff
443df6ba-f61f-44fa-9a47-e21e0e0b919a
705917aa-f9d1-4a34-9242-528b5b20e883

Zaloguj się aby komentować

Siema,
Zapraszam na #piechurwedruje i ostatnią trasę z 2023.
---------
Szczyty: Kondracka Kopa, Małołączniak, Krzesanica, Ciemniak, Chuda Turnia (Tatry)
Data: 28 stycznia 2023 (sobota)
Staty: 21km, 10h, 1.800m przewyższeń

Zimowy wypad w Tatry planowałem od listopada 2022 roku, ale ciężko było mi znaleźć luźny termin, który odpowiadałby zarówno mi, jak i mojemu bratu, z którym chciałem pójść ze względu na jego doświadczenie - ukończył kurs zimowej wspinaczki wysokogórskiej i miał zdecydowanie więcej doświadczenia w tym temacie ode mnie. W końcu udało się znaleźć dzień, który odpowiadał nam obydwojgu, i który jednocześnie zapowiadał się obiecująco jeśli chodzi o pogodę, jak też względnie niskie zagrożenie lawinowe (co monitorowałem do ostatniej chwili przed wyjazdem).

Zdecydowaliśmy się na trasę przez Czerwone Wierchy, bo obydwoje szliśmy już nią w okresie niezimowym, więc była nam jako tako znajoma. Początkowo planowałem, żeby wejść niebieskim szlakiem na Małołączniak, ale zostało mi to odradzane na jedynym z forów ze względu na ukształtowanie terenu zwiększające ryzyko zejścia lawiny (Kobylarzowy Żleb).

Z parkingu w Groniku wyruszyliśmy o 4:40, a więc sporo przed świtem. Zależało nam na czasie, bo nie widzieliśmy, jak bardzo spowolnią nas warunki. W Dolinie Małej Łąki byliśmy już po 40 minutach. Śniegu było sporo, ale nie na tyle, żeby był problem z chodzeniem. Żółtym szlakiem rozpoczęliśmy wspinaczkę na Kondracką Przełęcz. Na tym etapie na nogach mieliśmy jeszcze tylko raczki, ale w każdej chwili byliśmy gotowi zmienić je na raki. Kijki pomagały we wspinaczce, a gdy tylko wyszliśmy z lasu, na naszych głowach pojawiły się kaski.

Wspinaczka była bardzo wymagająca i męcząca, ale kondycyjnie byliśmy nieźle przygotowani. W pewnym momencie zagalopowaliśmy się i szliśmy chwilę poza szlakiem, kierując się na Wyżnią Kondracką Przełęcz. Mimo, że droga wydawała się być wydeptana przez innych turystów, bratu coś się nie spodobało i zdecydowaliśmy się zawrócić. Nie wiem, na ile była to dobra decyzja, bo wychodząc dokładnie tak, jak prowadził żółty szlak, brodziliśmy cały czas w śniegu sięgającym po uda i zdobycie 175 metrów wysokości na odcinku 600 metrów zajęło nam jakieś półtorej godziny. Było to chyba najcięższe, najbardziej wykańczające kilkaset metrów, jakie było mi dane przejść.

W końcu jednak dotarliśmy do Kondrackiej Przełęczy, z której rozpościerały się już przepiękne zimowe widoki. Sprawdziliśmy sprzęt, poprawiliśmy raki i ruszyliśmy na Kondracką Kopę. Brat szedł, jakby dopiero zaczął się rozgrzewać, ale ja byłem już bardzo zmęczony i ledwo włóczyłem nogami. Kilka miesięcy wcześniej schodziłem tym samym odcinkiem, jednak wtedy wydawał mi się krótki i liczyłem, że szybko dojdę na szczyt. Niestety, pod górkę i w zimowych warunkach szło się bardzo powoli i długo.

Na wierzchołku przywitaliśmy się z narciarzami, dla których właśnie miała zacząć się przyjemna część ich wyprawy. Przez garb łączący Kopę i Małołączniak przewalały się chmury, ale i tak udało się nam wypatrzyć w oddali dwie kozice. Dalsza część drogi mijała jak przy każdym z moich wyjść z bratem: skurczybyk szedł jakby był na spacerze, a ja walczyłem o życie.

Chwilę przed Małołączniakiem chmury ustąpiły i mogliśmy rozkoszować się niesamowitym pejzażem, jaki namalowała tego dnia zima w Tatrach. Minęliśmy Litworową przełęcz i już byliśmy na Krzesanicy. Na południu utworzył się piękny kociołek, w którym unosiły się chmury. Byliśmy nimi przykryci od góry i od dołu, elekt był wspaniały.

Schodząc z Krzesanicy musieliśmy uważać na zapadliny śnieżne, dlatego szliśmy dokładnie po pozostawionych przez innych śladach, sprawdzając też kijkami, czy nagle się nie zapadają zanadto. Minęliśmy Ciemniaka i wkrótce dotarliśmy do Chudej Przełączki. W zimie trasa nie prowadzi tam tak samo jak latem i należy o tym pamiętać, żeby uniknąć ryzyka. Zamiast schodzić północnym zboczem Chudej Turni, idzie się po jej grzbiecie. Na początku wygląda to nieco przytłaczająco, ale ostatecznie nie powinno sprawić trudności. Później, jeszcze przed Piecem, trasy się łączą.

Gdy znowu weszliśmy w las, postanowiliśmy pożegnać się zarówno z kaskami, jak i z rakami, dzięki czemu komfort schodzenia znacznie się poprawił. Po drodze mijaliśmy turystów, którzy dopiero zaczynali swoją wspinaczkę na Czerwone Wierchy - w mojej opinii trochę za późno, bo była już wtedy 13. Co się zaś tyczy mnie i brata, doszliśmy do Kir, z których drogą pod Reglami wróciliśmy na parking w Groniku. W taki też sposób zakończyła się nasza dziesięciogodzinna wyprawa, z której pozostało nam wiele pięknych zdjęć i jeszcze więcej wspomnień.

Trasa dla zainteresowanych.

#gory #pozdroze #wedrujzhejto #fotografia #tatry
3bbddb3c-4aad-48d0-a15e-29e1d5bafe6b
d2f6ee06-1076-47e7-9663-42ba658d87c3
e659c576-7fe3-40fb-bbbc-0ae0fe4e6a7b
0972c719-a2d8-4ad1-85b5-7973ab3a386d
0ae8ae2a-9060-458e-804a-a37322384ead
em-te

@Piechur rakiety śnieżne się nie sprawdzają w takich warunkach?

Piechur

@em-te Szczerze to nie wiem, czy by się w nich wygodniej wchodziło po takiej stromiźnie, czy raczej utrudniałyby wspinaczkę. W rakietach szło mi się świetnie po lżejszym wzniesieniu i podczas schodzenia. Nie pozostaje nic innego jak sprawdzić empirycznie przy którymś z wyjść - dam wtedy znać

Piechur

A tu kozice i szyszki.

90c9a870-2a8b-4013-a7dc-1081c7ccfbd5
bd698f78-65d8-419c-9319-e434102deda6
Rozpierpapierduchacz

@Piechur ale góry, ale śniegu... Ja to bym poszedł przez kopalnię XD

58801d54-11d4-48bb-921c-491269b0a358

Zaloguj się aby komentować

Siema,
Dziś o bardzo fajnym miejscu na całodniową rodzinną wycieczkę. Kilka dodatkowych fotek zamieszczę w komentarzu. Zapraszam na #piechurwedruje
---------
Szczyt: Szpilówka (Pogórze Rożnowskie)
Data: 2 lipca 2023 (niedziela)
Staty: 13.5km, 3h25, 350m przewyższeń

Cynk o tej górce sprzedał mi tata, który zabrał na nią moją mamę i babcię - z relacji wynikało, że trasa jest ładna, przyjemna i ciekawa. Postanowiłem to sprawdzić i nocą którejś niedzieli pojechałem do Lipnicy Murowanej, z której planowałem wyruszyć na szczyt.

Niebieski szlak, którym szedłem, aż do samego lasu (jakieś 1.5km) prowadził asfaltem, więc zamiast niego polecam wybrać szlak czarny. Kontynuowałem drogę wspomagając się światłem latarki, dzięki któremu mogłem omijać liczne kałuże. Póki co nic niezwykłego się nie działo, no, może poza wyciem wilka, które rozległo się gdzieś w oddali.

Dość szybko dotarłem do skrzyżowania ze szlakiem zielonym, gdzie znajdował się krzyż powstańców i wiata z ławą. Od tego momentu teren zrobił się praktycznie płaski, aż do samej Szpilówki. Po drodze było kilka okazałych mrowisk, po których uwijały się z zapałem duże mrówki. Zaczęło się przejaśniać i między gałęziami dostrzegałem już pomarańczowy kolor zwiastujący mający niebawem nadejść świt.

Na szycie znajdowała się ogromna wieża, robiąca spore wrażenie. Pod nią było kilka ław, część których była ukryta pod wiatami, a także miejsce na ognisko - świetna miejscówka na rodzinny piknik. Wszedłem na wieżę, której wierzchołek znajdował się ponad czubkami okalających ją drzew, oferując widok na wszystkie strony świata. W dolinach unosiła się jeszcze mgła, a przez niektóre z okolicznych szczytów przewalały się niespiesznie chmury. Było bardzo przyjemnie, a po kilku chwilach zrobiło się jeszcze milej, bo zza horyzontu wyłoniło się słońce - niestety, niezbyt dobrze widoczne przez zachmurzone niebo.

Zszedłem z wieży i udałem się zielonym szlakiem w stronę doliny Piekarskiego Potoku. Tu zaczęła się część trasy, która po prostu mnie zauroczyła. Las w pierwszych promieniach słońca wyglądał przepięknie. Cieple światło co i rusz przebijało się przez liście tworząc na ziemi żarzące się intensywnie żółte plamy. Dookoła rozbrzmiewał jedynie śpiew ptaków, które plotkowały już od jakiegoś czasu w najlepsze.

Z doliny do Lipnicy wróciłem czarnym szlakiem i on również mnie zachwycił. W tamtym miejscu drzewa były jeszcze spowite delikatną mgiełką, nadającą lasowi odrobinę magicznej atmosfery. Część trasy prowadziła wzdłuż potoku, który w kilku miejscach ją przecinał, także trzeba było przez niego przeskakiwać. Poza tym było bardzo zielono, a tylu liści łopianu nie widziałem już od dawna.

Wychodząc spomiędzy drzew zakładałem, że miłe widoki już się skończyły, ale zostałem pozytywnie zaskoczony: otaczały mnie piękne pola pełne wysokich zbóż, za którymi widać było okoliczne szczyty, w tym i Szpilówkę z ledwo widoczną wieżą widokową. Dalsza część drogi prowadziła starą, zarośniętą drogą, z której było widać białą wieżę kościelną. Oprócz dźwięku kościelnych dzwonów słychać było jedynie pianie koguta i dobiegające gdzieś z dala szczekanie psa. Pierwszy raz w życiu doświadczyłem uczucia, które mógłbym nazwać jedynie wiejską sielanką. Było cudownie.

Wróciłem do domu szczęśliwy i naładowany pozytywnym humorem. Polecam Szpilówkę wszystkim na spokojny spacer w przyjemnym otoczeniu przyrody. Można na nią wejść z różnych stron i chyba z każdej jest ciekawie, a z przewyższeniami i długością trasy spokojnie poradzą sobie zarówno dzieciaki, jak i osoby nierozruszane.

Trasa dla zainteresowanych.

#gory #podroze #wedrujzhejto #wschodslonca #fotografia #pogorzeroznowskie
e95e11af-c87e-4586-925d-b9defc9fc9df
cbb99e6c-8644-4c9d-9202-b549fdf08d30
a7f49959-5c75-4e99-aa01-c3f91dc385e6
acb1cb34-bc3b-4799-927e-88cc77541683
bfd96d5f-05b1-4fa9-85d8-da5e34bf278c
Siema,
Trochę zaspałem, więc dzisiejszy #piechurwedruje z opóźnieniem
---------
Szczyty: Lubań (Gorce)
Data: 15/16 lipca 2023 (sobota/niedziela)
Staty: dzień 1: 7km, 5h45, 920m przewyższeń,
dzień 2: 7km, 4h, 90m przewyższeń

Jednym z moich marzeń, od kiedy zostałem tatą, była wspólna wyprawa pod namioty z moją kochaną Myszą. Od jakiegoś czasu urabiałem ją już, zasiewając ideę noclegu w górach i budując atmosferę przygody - pokazywałem zdjęcia z wypadów z żoną, bawiliśmy się w namiot w domu, także była bardzo chętna, żeby na takie wyjście pójść. Ja w międzyczasie szukałem jakiegoś fajnego miejsca, takiego, żeby oprócz namiotu było coś ekstra. Mój wybór padł na Lubań, na którym znajduje się wieża widokowa, i z którego można podziwiać leżące nieopodal Tatry.

Do wyprawy dołączył kolega, dla którego miało być to pierwsze wyjście w góry od długiego czasu. W ekipie miałem więc małe, trzyletnie dziecko oraz nierozruszanego programistę, także oczywistym stało się, że planowana trasa powinna być raczej łagodna. Niestety, jestem idiotą, więc wybrałem najgorszą z możliwych opcji, a więc podejście z Tylmanowej.

Na miejsce dojechaliśmy o 13, gdy słońce było już wysoko i grzało bezlitośnie. Na tę wycieczkę pożyczyłem od taty jego oldschoolowy, PRLowski plecak z aluminiowym stelażem, do którego przyczepiłem namiot, śpiwory, karimaty, oraz zapakowałem prowiant. Dodatkowo na brzuchu niosłem mniejszy plecak z jedzeniem, które mieliśmy uskuteczniać na bieżąco. Łączenie wyszło tego trochę ponad 30kg, co niestety odczuwałem na barkach.

Już na początku trasy ustaliliśmy z kolegą, że będzie szedł swoim tempem i spotkamy się na górze. Mysz, jak to zwykle bywa na początku każdej wyprawy, narzekała, chciała się co chwila zatrzymywać i ogólnie średnio współpracowała. Przy każdym postoju musiałem ściągać, a później zakładać ciężki, nieporęczny plecak, co stało się moją zmorą. Dodatkowo, pas biodrowy był zwykłym plecionym paskiem bez jakichkolwiek gąbek i dość dotkliwie wbijał się w moje obrośnięte tłuszczem boczki. Cały czas zastanawiałem się, na co ja się właściwie zdecydowałem.

Podejście było bardzo strome i przez większość czasu musiałem trzymać Mysz za łapkę i ją asekurować, ale mimo wszystko szła sama. Ścieżka była usiana kamieniami, rzadko się wypłaszczała i wchodzenie nią było istną katorgą. Każdą kałużę i błotnisty fragment witałem z radością, bo przy nich udawało mi się podkręcić tempo Myszora i odwrócić jej uwagę od ciężkich warunków. Na ostatnim fragmencie, na chwilę przed Średnim Groniem, droga składała się już z samych drobnych kamieni, co znacznie utrudniało młodej wchodzenie. Na szczęście rosły tam też borówki, więc znowu coś, na czym udało mi się skupić jej uwagę.

W końcu, po prawie sześciu godzinach wspinaczki, doszliśmy do miejsca, z którego widać już było wieżę na Lubaniu. Wpadłem w euforię, bo moja męka miała się niebawem skończyć. Poza tym rozpierała mnie duma z Myszy, która mimo wszystko poradziła sobie świetnie i ani razu nie płakała. Dotarliśmy do bazy, gdzie czekał na nas kolega, i zaczęliśmy rozbijać namioty. To był etap, który mojej córze podobał się najbardziej i była mega podekscytowana - pomagała rozciągać materiał, wbijała śledzie, układała w środku karimaty i śpiwory. Później kupiliśmy też dla niej książeczkę GOT PTTK, do której z radością wbiła swoje pierwsze pieczątki.

Nadchodził zachód słońca, więc wraz z innymi turystami udaliśmy się na wieżę. Widoki były bajkowe. Słońce mrugnęło do nas na pomarańczowo po raz ostatni i poszliśmy do bazy, żeby w końcu usmażyć sobie kiełbaski i coś zjeść. W międzyczasie położyłem młodą spać, co nie zajęło zbyt długo, bo była wykończona. Po kiełbie sam poszedłem spać starając się nie myśleć o tym, co czeka mnie następnego dnia.

A czekało nas schodzenie tą samą trasą. Zwinęliśmy obozowisko i znów wrzuciłem plecak na grzbiet - zarówno ramiona jak i biodra bolały mnie jak sam skurczybyk po poprzednim dniu, więc zapowiadała się ciężka droga. Dodatkowo Mysz nie miała już najmniejszej ochoty na schodzenie, było to już dla jej małych nóżek stanowczo za wiele. Kilka razy płakała po drodze, że bolą ją stópki i musiałem ją nieść, co było już z kolej też ponad moje siły. Niestety, w kilku momentach straciłem cierpliwość i podniosłem na nią głos. Ostatecznie powrót zajął 4 godziny w średnio przyjemnej atmosferze, ale ostatecznie udało się nam dojść na parking. W samochodzie wystarczyło 5 minut, żeby moja wykończona dziewczynka odleciała i ostatecznie przespała całą drogę powrotną.

Z całej wyprawy wyciągnąłem kilka wniosków, do których też w późniejszym czasie się stosowałem. Na szczęście Mysz nie zraziła się nią zupełnie i w późniejszym czasie sama pytała, czy gdzieś pójdziemy, za każdym razem z jednym tylko zastrzeżeniem - żeby nie było już tak stromo jak na Lubaniu.

Trasa dla zainteresowanych.

#gory #podroze #wedrujzhejto #fotografia #gorce
3d84c2bf-8faa-449a-b544-97cbdf14845c
e592d817-2e4d-40e4-8202-c946cca41b52
7a5e0b87-43c4-4419-82dc-646e76418055
c8375bfe-447b-4a3e-a75d-ac08e62d7db1
329fd0ce-c0ea-4e38-b4b9-34b1063a5341
Piechur

Death Stranding i Thor.

4413094d-cb09-45ff-a17f-d5004c0b2774
3f6cd792-27d2-4d6b-8e3b-65a8bc04a2a7
roadie

@Piechur miło wspominam Lubań, też tam kiedyś spałem. Na pocieszenie powiem Ci, że od strony Kluszkowców też jest cholernie stromo xD jest w ogóle jakaś łatwiejsza trasa na ten szczyt?

Piechur

@roadie Wydaje mi się, że jak szedłem z Krościenka to nie było aż takiej tragedii, bo się te wysokości trochę rozłożyły na dłuższym dystansie. Były też bardziej strome fragmenty, ale nie tak, żeby cała trasa taka była

globalbus

@roadie Grzbietem od strony przełęczy Knurowskiej? Tam się rowerem jedzie.

Zaloguj się aby komentować

Siema,
Poprzednio była długa wyprawa, to dziś dla równowagi krótki spacerek Zapraszam na #piechurwedruje
---------
Szczyty: Grodzisko, Borek (Beskid Wyspowy)
Data: 31 maja 2024 (piątek)
Staty: 6km, 1h50, 435m przewyższeń

Na tę krótką wycieczkę wybrałem się ze swoim małym Robalkiem. W punkcie oznaczonym jako start zostawiłem samochód, ale nie wiem czy można było to zrobić, w każdym razie żadnego zakazu nie widziałem. Czarny szlak prowadzący do skrzyżowania pod Grodziskiem wyglądał na rzadko uczęszczany: był pełen gałęzi, liści i ogólnie sprawiał wrażenie raczej opuszczonego. Z kolei niebieski prowadzący od skrzyżowania był już elegancką leśną drogą.

Cała trasa była raczej normalna, za to szczyt wyglądał mega ciekawie ze względu na to, że - zgodnie z nazwą - znajdowało się tam kiedyś grodzisko, a nawet zamek. Widać było pozostałości po fosie, cały teren był pofadowany i pełen pięknych, powykręcanych, starych drzew. Mój Robaczek spał dalej, więc nie robiłem przerwy tylko poszedłem dalej niebieskim szlakiem, schodząc z góry aż do asfaltowej drogi. Ostatni fragment prowadził stromym korytem złożonym z ułożonych w warstwy skał, także kijki do asekuracji poszły w ruch.

Dalszą część trasy szedłem nieoznakowanymi dróżkami leśnymi. Podejście na Borek było dość mocno nachylone i przy wchodzeniu sapałem jak parowóz, ale był to na szczęście krótki i ostatni fragment wspinaczki. Do miejsca, w którym zostawiłem samochód, zszedłem czymś, co na mapach było oznaczone jako ścieżka, ale w rzeczywistości w ogóle nie było jej widać. Liści było po kostki i szło się raczej wolno, ale akurat lubię taki klimat o włos od skręcenia kostki. Niedaleko płynął również potoczek, który wyrzeźbił całkiem ładny i głęboki wąwóz.

Wycieczka skończyła się zgodnie z planem po ok. 2 godzinach. Ostatnie 15 minut musiałem już śpiewać, bo młoda się obudziła, ale na szczęście była spokojna. Ogólnie trasa raczej na plus jako coś na szybkiego strzała, szkoda tylko, że brak było jakiegoś konkretnego miejsca parkingowego.

Trasa dla zainteresowanych.

#gory #podroze #wedrujzhejto #fotografia #beskidwyspowy
fd52ea50-fb4b-4e2c-9d98-cf595f529204
092a3d18-ba88-4aec-95f7-a07371195dad
730c9a77-f984-4182-bd0f-d2e303816556
ede70921-02d7-4c09-b6c0-42ad87dd96f6
0f5a504e-f79b-4a0f-b1b1-ba0bb2944652
HolenderskiWafel

ech, na zdjęciach to zawsze ładnie wygląda, ale na zdjęciach nie widać komarów

Zaloguj się aby komentować

Siema,
Zapraszam na najdłuższy spacer w #piechurwedruje
---------
Szczyty: Lubań, Turbacz (Gorce)
Data: 16/17 czerwca 2023 (piątek/sobota)
Staty: 51.5km, 12h20, 1.900m przewyższeń

Trasę zacząłem z Krościenka, do którego przyjechałem busem o godzinie 20:40, kiedy jeszcze było trochę widno. Zjadłem banana, przygotowałem camelbaga i ruszyłem czerwonym szlakiem na Lubań. Niebo było ładnie zaróżowione po niedawnym zachodzie i przez dłuższy czas utrzymywało jeszcze przyjemną paletę barw.

Szło się w miarę przyjemnie, pogoda dopisywała, a co najważniejsze kondycyjnie czułem się dobrze. Po drodze minąłem kilka zadaszonych wiat w kształcie grzybów, które według mnie wyglądały raczej średnio i były mało praktyczne. O 21:30 zrobiło się już na tyle ciemno, że zdecydowałem się włączyć latarkę i reszta drogi na Lubań minęła mi na autopilocie.

Na szczyt dotarłem o 23. Przeszedłem obok obozu namiotowego, na którym nocowała niewielka grupa turystów, po czym dotarłem do wieży widokowej, na którą wszedłem po pieczątkę. Kolejnym etapem na mojej drodze była przełęcz Knurowska, do której zacząłem schodzić dość stromą, pełną luźnych kamieni ścieżką. Z tego etapu zapamiętałem dużą sowę, która dosłownie bezszelestnie przeleciała nad moją głową i zniknęła w lesie, oraz ciekawą płaskorzeźbę w drzewie, której zdjęcie dodam w komentarzu.

Dochodząc do osiedla Studzionki byłem już mocno zmęczony i głodny - do tej pory nie robiłem sobie jeszcze przerwy na posiłek. Stwierdziłem, że zjem coś dopiero w przełęczy i było to błędem, bo gdy tam dotarłem było mi już wręcz niedobrze z głodu. Na siłę wcisnąłem w siebie bułkę i batona energetycznego, popiłem dużą ilością wody, po czym ruszyłem dalej.

Podejście na Kiczorę dało mi trochę w kość i na tamtym etapie raczej włóczyłem nogami niż szedłem, ale z pozytywów niebo zaczynało się przejaśniać i niebawem mogłem zdjąć czołówkę. Liczyłem na to, że na Kiczorze zobaczę wschód, niestety pogoda postanowiła się zepsuć: zrobiło się mgliście i zaczęło nieprzyjemnie wiać, także po kilku minutach marszu musiałem założyć kurtkę.

Droga do schroniska minęła mi szybko i zanim się obejrzałem, już siedziałem w jego sieni. Zrobiłem sobie w nim dłuższą przerwę regeneracyjną, którą wykorzystałem też na naładowanie telefonu. Była już 5 i niektórzy z nocujących w nim turystów powoli zaczęli się przebudzać. Ja natomiast po 20 minutach odpoczynku ruszyłem dalej.

Na Turbaczu również przywitała mnie gęsta mgła, także nawet się nie zatrzymywałem, bo nie było po co. Schodziłem czerwonym szlakiem i ponownie, już któryś raz, ten krótki odcinek zapamiętałem jako najciekawszy, bo ścieżka była gęsto otulona drzewami, a mgła dodawała ciekawej atmosfery. Poszedłem do schroniska na Starych Wierchach i dopiero chwilę przed nim, gdzieś koło polany Pudziska, ciepłe promienie słońca zaczęły przebijać przez gałęzie. Na Starych Wierchach mgły już w ogóle nie było.

Szedłem sobie w miarę żwawo i już o 7:45 byłem w urokliwym schronisku na Maciejowej. Było zlokalizowane na wzgórzu, z którego rozciągał się piękny widok na intensywnie zieloną łąkę i znajdujące się za nią pasma górskie. Bardzo mi się tam spodobało i planuję wrócić tam z młodą.

Reszta drogi do Rabki-Zdrój prowadziła głównie otwartym terenem i nic nie chroniło przed słońcem. Całe szczęście szedłem rankiem, ale i tak czułem jak mocne promienie szybko mnie nagrzewają. Krajobrazy były w każdym razie bardzo przyjemne dla oka.

Wkrótce polna droga zmieniła się w mój ukochany asfalt prowadzący do centrum Rabki. Docierając na dworzec liczyłem się z tym, że będę musiał trochę poczekać na jakiś bus do domu, ale tego dnia los był dla mnie łaskawy i już po 5 minutach od przybycia na miejsce siedziałem w autokarze jadącym do Krakowa. Gdyby nie to, że musiałem wracać do domu, pewnie poszedłbym gdzieś jeszcze dalej, ale i tak byłem usatysfakcjonowany. Teraz liczę tylko na to, że może za jakiś rok uda mi się znów wyrwać na coś podobnego.

Trasa dla zainteresowanych.

#gory #podroze #wedrujzhejto #fotografia #gorce
b4a236b0-d254-4cdc-87d1-ede0eb673af4
d0c9f2b3-22f6-44a0-81fa-7f5335d0284f
acf1779c-8797-4361-aebd-359a9f382282
1fa9226a-f540-4f67-a983-7c2f9e25dfe1
93c81176-f87c-4ad6-ab04-13a42363d21c
Enzo

@Piechur Niektóre foty jak z filmu albo gry rpg

Piechur

@Enzo Mgła robi robotę

fiszu

@Piechur ciekawostka: sowy latają praktycznie bezszelestnie, więc nic dziwnego 🙂. A to przez stosunek skrzydeł do reszty ciała jak i to, jak skonstruowane są ich pióra, które tłumią wibracje powietrza.

Piechur

@fiszu Ja pierwszy raz widziałem lecącą sowę w naturalnym środowisku W dodatku nadleciała zza moich pleców i przeleciała nad moją głową, także zobaczyć nagle coś takiego o 1 w nocy w ciemnym lesie to było coś

Piechur

Zapomniałem o focie - z dedykacją dla @ICD10F20

90605c3a-e3e5-46ef-8843-f34f5683a136

Zaloguj się aby komentować

Siema,
Poniżej 14 podsumowanie wpisów z #piechurwedruje w ramach #poradnikpiechura
---------
79. Wpis: Ciemniak, Krzesanica, Małołączniak, Kopa Kondracka, Giewont
Wnioski:

  • Jeśli tylko ma się siły i czas, warto być elastycznym i trochę przedłużyć sobie oryginalnie planowaną trasę.
  • Na Czerwonych Wierchach dość często można spotkać kozice tatrzańskie - nie wolno do nich podchodzić ani ich dokarmiać.
  • Giewont jest jednym z najbardziej obleganych szczytów w Tatrach. Aby uniknąć stania w wielogodzinnych kolejkach, dobrze wybrać się na niego poza sezonem.
  • Żółty szlak na Giewont prowadzi drogą po wyślizganych kamieniach, które w przypadku dużej wilgotności i/lub deszczu robią się jeszcze bardziej niebezpieczne do wchodzenia i schodzenia.

80. Wpis: Żar
Wnioski:

  • Fajnym pomysłem na urozmaicenie wycieczki dzieciom jest zabawa w poszukiwanie skarbów, np. poprzez przygotowanie mapy lub skorzystanie z gotowych pomysłów z internetu lub aplikacji. Trzeba jednak liczyć się z tym, że podróż i tak będzie dużo dłuższa, niż zakładają to mapy.
  • W przypadku mojego Robalka (8 miesięcy) maksymalny czas spokojnego przebywania w nosidle wynosi jakieś 2 godziny.

81. Wpis: Modyń
Wnioski:

  • Chodzenie poza szlakiem jest możliwe, jeśli nie jest się na terenie parku narodowego lub krajobrazowego, czy też innego rezerwatu. Mi najwięcej frajdy sprawia to zimą.
  • Jeśli nie chce się chodzić zbyt dużo asfaltową drogą, dobrze wcześniej dokładnie przyjrzeć się planowanej trasie.

82. Wpis: Gorc
Wnioski:

  • Po długim okresie bezruchu nawet łatwa z pozoru trasa może dać się we znaki, więc dobrze mierzyć siły na zamiary.
  • Idąc na wschód słońca trzeba liczyć się z tym, że dojdzie się na miejsce długo przed czasem, co zwłaszcza w zimie może być kłopotliwe. Dobrze jest mieć po drodze jakieś miejsce, gdzie można się schować i poczekać w cieplejszych warunkach (np. chata, schronisko).

83. Wpis: Diabelski Kamień
Wnioski:

  • Nie trzeba jechać bardzo daleko, żeby przejść się fajną trasą. Często blisko znajdujące się miejsca mogą pozytywnie zaskoczyć.
  • Ponownie, 2 godziny to raczej maksymalny czas, jakie niemowlę może spędzić w nosidle.

84. Wpis: Kotarnica, Romanka, Trzy Kopce, Pilsko
Wnioski:

  • Wybierając się zimą na dłuższą trasę, zwłaszcza nocą, lepiej mieć zapakowane dodatkowe okrycie oraz koc termiczny, termos z gorącą herbatą, power banki, dodatkowe baterie do latarki, optymalnie piankę do siedzenia.
  • Trasa zimą może zająć zarówno więcej czasu, niż się planuje, jak i mniej. Jeśli idzie się w takich warunkach na wschód słońca, trzeba liczyć się z tym, że będzie trzeba czekać na niego na mrozie przez długi czas, a będąc w bezruchu bardzo szybko traci się ciepło. Warto planować trasę tak, aby na miejscu było miejsce, w którym można chwilę przeczekać (chata, schronisko).
  • W poszukiwaniu kameralnych warunków do oglądania wschodu warto rozejrzeć się za mniej popularnymi szczytami oraz rozważyć wybranie się w środku tygodnia. Babia Góra w weekend przypomina dworzec.
  • Widoki, które oferuje zimowy szczyt przy wschodzie rekompensują wszystkie trudy wycieczki, i to z nawiązką.

-------
W kolejnej części wyprawy małe i duże. Stay tuned

#gory #podroze #wedrujzhejto #pasja
4b687fa8-cfbd-4554-888e-bb8009eaaaa0

Zaloguj się aby komentować

Siema,
Na poprawę poniedziałkowego humoru chciałbym Wam pokazać zdjęcia z najładniejszego wschodu, jaki do tej pory widziałem. Zapraszam i zachęcam do obserwowania #piechurwedruje
---------
Szczyty: Kotarnica, Romanka, Trzy Kopce, Pilsko (Beskid Żywiecki)
Data: 16/17 marca 2023 (czwartek/piątek)
Staty: 27km, 8h15, 1.500m przewyższeń

Miałem zaplanowane to wyjście od dłuższego czasu jako kontrę do obleganej Babiej Góry, na której wschód oglądałem dwa razy i zawsze było gęsto od ludzi. Śniegu w mieście dawno nie było, ale kamera ze schroniska na Rysiance pokazywała piękny, biały krajobraz, więc wiedziałem, że jest po co jechać. W końcu trafiły się również perfekcyjne warunki pogodowe, także stwierdziłem, że nie ma co czekać i około 22 wyjechałem do Sopotni Wielkiej, z której planowałem startować.

Na miejscu również nie było śniegu, ale za to widziałem spore stado saren pasących się leniwie na jednej z dużych polan (a może pól?) znajdujących się przed miejscowością. Włączyłem latarkę i spojrzałem na zegarek: za 20 minut miała wybić północ. Ruszyłem w drogę obawiając się trochę, że mogę nie zdążyć na wschód, nie wiedziałem bowiem, na ile spowolnią mnie warunki na trasie.

Czarnym szlakiem wszedłem na Kotarnicę. Podejście dawało trochę w kość, zwłaszcza na początku, na szczęście kondycyjnie byłem nieźle przygotowany i po 20 minutach czułem się już fajnie. Gdzieś na początku widziałem między drzewami świecące oczy saren i był to ostatni raz, gdy na trasie zobaczyłem jakieś zwierzę (co nie znaczy, że zwierzęta nie widziały mnie). Jakoś na 950 metrach wysokości pojawił się też śnieg, którego przybywało z każdą chwilą, także byłem bardzo zadowolony. Niebo było bezchmurne, dzięki czemu mogłem podziwiać jarzące się na nim piękne gwiazdy.

Była 1:30 kiedy doszedłem na Romankę. Las, który przemierzałem, był piękny: biały, surowy, nieprzenikniony. Niestety, nie byłem w stanie się długo zachwycać tymi warunkami, bo w głowie rozbrzmiewała mi melodia jednej z piosenek, które namiętnie słuchała w tamtym czasie moja Mysza - nie byłem w stanie jej wyłączyć przez kolejną godzinę marszu. Zszedłem do Hali Łyśniowskiej, a następnie zacząłem wchodzić wzdłuż Hali Pawlusiej kierując się do schroniska na Rysiance, gdzie zaplanowałem swój pierwszy postój. Warunki sprzyjały temu, żeby zobaczyć ze szlaku, co też zrobiłem i musiałem chwilę szukać właściwej drogi.

Ostatnie kilkadziesiąt metrów do schroniska szedłem już bardzo powoli: byłem zmęczony i głodny, czułem, że muszę odpocząć. Sień była na szczęście otwarta, więc rozebrałem się z kurtki, skorzystałem z toalety i sprawdziłem, jak stoję z czasem. Okazało się, że tempo miałem aż nazbyt dobre, i żeby nie marznąć niepotrzebnie na szczycie w oczekiwaniu na wschód musiałem przeczekać w schronisku kolejną godzinę, po której poszedłem na Halę Cebulową.

Po drodze musiałem przejść przez kilka szczytów (Trzy Kopce, Palenicę, Munczolik), ale nic z tego nie pamiętam, mój mózg musiał przejść chyba w tryb uśpienia, skupiając się tylko na tym, żeby iść dalej. Dotarłem do punktu widokowego pod Kopcem, z którego rozpościerała się przepiękna panorama na Beskid Żywiecki. Niebo zaczęło się już rozjaśniać, żarząc się pasem czerwieni i pomarańczy na wschodzie.

Zacząłem wspinać się na Pilsko. Podejście było strome, śliskie i ciężkie, jednak zdecydowałem się nie zakładać raczków, bo miałem dużo czasu na powolne zdobywanie wysokości, a będąc w ruchu nie czułem zimna. Widoki zapierały dech w piersiach, a ja cieszyłem się jak dziecko, nie mogąc uwierzyć swojemu szczęściu. Księżyc, którego wypatrywałem na niebie od początku wycieczki, pojawił się w końcu, wychodząc zza szczytu spomiędzy oblepionych śniegiem drzewek. Po lewej stronie towarzyszył mi ośnieżony cycek Babiej, a po kilku chwilach moim oczom ukazały się Tatry. Widoki iście niebiańskie.

Śnieg skrzypiał pod butami, a ja szedłem dalej, czując się jak w bajce. Doszedłem do ołtarza znajdującego się na Pilsku i szybko ubrałem dodatkową bluzę, ponieważ do wschodu miałem jeszcze jakieś pół godziny. Wystarczyło 5 minut bezruchu, żeby zimno wkradło się pod ubranie, więc zacząłem krążyć po szczycie. Poza mną był tylko jeden turysta, a później dołączyły jeszcze trzy osoby, także warunki były kameralne. Wreszcie pojawiło się oczekiwane słońce, wschodząc między Babią a Tatrami, rozlewając się po okolicy ciepłym światłem, które nadawało śniegowi różowego odcienia. Widok był niesamowity, nie zapomnę go nigdy. Na kilka chwil udało mi się zupełnie zapomnieć o wszystkich stresach, o tym, że muszę coś robić, że muszę gdzieś pędzić. Zamiast tego trwałem w tamtym momencie, rozkoszowałem się nim, czując cudowny spokój.

Poza spokojem zacząłem też niestety coraz dotkliwej czuć zimno, więc założyłem na nogi raczki i rozpocząłem drogę powrotną. Komfort chodzenia poprawił się momentalnie i nie wyobrażam sobie schodzenia w tamtych warunkach bez nich. Idąc zerkałem jeszcze w prawo, odwzajemniając słońcu promienne uśmiechy i ciesząc się z tego, że zdecydowałem się tam przyjechać.

Dość szybko znalazłem się przy schronisku na Hali Miziowej, jednak było zamknięte. Zdjąłem raczki i kontynuowałem schodzenie zielonym szlakiem. Na tej wysokości śniegu dalej było sporo i las wyglądał fantastycznie. Doceniałem jego kolory tym bardziej, bo jeszcze kilka godzin wcześniej szedłem nim w ciemnościach rozświetlanych jedynie czołówką.

Z przełęczy Buczynka poszedłem czarnym szlakiem przez Halę Uszczawne. Słońce grzało już bardzo mocno, więc kurtka i dodatkowa bluza wylądowały w plecaku, podobnie jak rękawiczki i czapka. Droga robiła się coraz bardziej błotnista, a śnieg leżał tylko gdzieniegdzie rozległymi plackami. W pewnym momencie poczułem w uszach zmianę ciśnienia i próbowałem się jej pozbyć ziewając mocno. Okazało się to bardzo złym pomysłem - w uchu coś strzeliło i zaczęło bardzo boleć, zwłaszcza przy przełykaniu. Niestety, dokuczało mi jeszcze przez kolejny tydzień, a apogeum bólu przypadło na kolejny dzień, ale cóż, widocznie taka musiała być cena tej wyprawy.

W końcu doszedłem do przełęczy Przysłopy, z której żółtym szlakiem zszedłem do samochodu. Wróciłem do domu około godziny 10, wypiłem podwójną kawę i podpiąłem się do pracy. Czytając maile i odpisując na pytania czułem się jakbym wrócił z innej planety. W pewnym momencie zacząłem się zastanawiać, czy nocne wydarzenia i wschód, który widziałem, były realne. Na szczęście miałem i mam piękne zdjęcia, które były dla mnie potwierdzeniem, że wszystko wydarzyło się na prawdę. Bardzo lubię wracać pamięcią do tej wycieczki, do tej pory uważam ją za jedną z najlepszych, na jakich byłem i gorąco polecam wszystkim przejście tej trasy.

Trasa dla zainteresowanych.

#gory #podroze #wedrujzhejto #fotografia #beskidzywiecki #wschodslonca
ab6e9695-10f9-4d91-9149-75db8cb757a2
0ab9b3a1-fe86-4bf0-908f-b2463f63c27b
5604a46e-3679-4676-9ecf-9bb41d1d6dd6
21549e2c-c0b1-476c-9a1a-b4e4bdc4ad71
9f34a55a-ce51-4bd6-833f-43c3bfc09352
Piechur

Tu nagranie ze szczytu: link.

Byk

,,Cukierek" ten podzielny wschód z księżycem między drzewami, coś pięknego!

Zaloguj się aby komentować

Siema,
#piechurwedruje prezentuje: kamień.
---------
Miejsce: Diabelski Kamień (Pogórze Wielickie)
Data: 3 maja 2024 (piątek)
Staty: 9km, 2h30, 390m przewyżyszeń

Miałem duże ciśnienie, żeby przetestować, czy mój dziewięciomiesięczny Robalek wytrzyma ze mną trasę w góry solo, bez mamy, a tak na prawdę: czy wytrzymam ja. Pogoda była świetna, więc szybko spakowałem do plecaka niezbędne rzeczy dla młodej i ruszyłem w stronę Sułkowic, do których miałem 30 minut jazdy, co było optymalną odległością na taki wypad.

W miejscu, z którego zaczynała się trasa, był duży parking, na którym zostawiłem samochód. Zapakowałem Robaczka do nosidła i ruszyłem żółtym szlakiem, narzucając sobie szybkie tempo, żeby wycieczka trwała możliwie najkrócej. Początkowy etap prowadził odsłoniętą drogą, a że słońce grzało mocno, nie mogłem się doczekać, żeby wejść do lasu.

Od momentu, gdy wkroczyłem między drzewa, zaczęło się zaskakująco ostre podejście. W pewnym momencie trzeba było się wręcz prawie wspinać po wystających głazach i korzeniach. Tempo, które sobie na początku ustawiłem, szybko zmalało. Czułem, że opadłem z sił, sapałem jak lokomotywa, ale parłem naprzód. Brak kondycji mścił się strasznie.

Po tym fragmencie było już łagodniej i zrobiło się mega przyjemnie. Bardzo podobał mi się las, którym szedłem: intensywnie zielony, z liśćmi rozświetlanymi przez słońce, przyjemny i spokojny. Robak spał w najlepsze ukołysany rytmicznym krokiem, wszystko szło zgodnie z planem.

Doszedłem do skrzyżowania, przy którym trzeba było odbić na Diabelski Kamień. Trasa zaczęła gwałtownie opadać, droga była usiana kamieniami, więc na wszelki wypadek asekurowałem się kijkami. Wkrótce doszedłem do wspomnianego kamienia, który był znacznie większy i ciekawszy niż się spodziewałem. Las wokół niego był jakby trochę inny, niż ten, którym szedłem: przypomniał mi trochę lasy nadmorskie i spodziewałem się, że zaraz zobaczę wydmy i usłyszę szum fal.

Na miejscu przebrałem i nakarmiłem córę, po czym rozpocząłem drogę powrotną, a więc ponownie czekała mnie wspinaczka, a później już zejście do samochodu. Młoda zaczęła się wiercić i kwękać, więc przez cały czas musiałem śpiewać jej piosenki. Po drodze minąłem sporą grupę emerytów, która dopiero zaczynała wspinaczkę, czym byłem pozytywnie zaskoczony, ale też trochę im współczułem, bo wiedziałem, co jeszcze przed nimi.

Ostatni fragment musiałem już nieść młodą na rękach, bo zaczęła w sposób bardzo wokalny wyrażać swoje niezadowolenie. Po raz któryś okazało się, że jej limit czasowy na taką wycieczkę w nosidle wynosi 2 godziny. Do domu wracałem bardzo zadowolony, ponieważ misja zakończyła się sukcesem, otwierając nowe możliwości na spędzenie wspólnie czasu i danie żonie chwili na oddech. Wiem, że kiedyś wrócę w tamte rejony, bo oprócz tego, że mam blisko, to jest tam zwyczajnie ładnie.

Trasa dla zainteresowanych.

#gory #podroze #wedrujzhejto #fotografia #pogorzewielickie
40cc6ab5-6395-4bd4-b2ef-0df97b64542b
456a39f1-e450-4867-a734-12c7bfd50d67
15ce6df2-e0fe-4be0-a91d-8a033c281e01
b57276e7-8f59-4ee9-be8e-4b3b94d1eac0
115368fe-236f-4873-a822-4ea4e4f410ff
madderdin

Jak młoda będzie starsza, to możesz tam wybrać się jeszcze raz korzystając z tej stronki, mają zadania które dzieciaki wykonują po drodze (przy czym tutaj startuje się z Rudnika ale jak dojechałeś do Sułkowic to praktycznie wszystko jedno) a na koniec znajdują skarb ukryty na Diabelskim Kamieniu 😁 https://questy.org.pl/quest/legendy-diabelskiego-kamienia

A no i od Rudnika podejście jest dużo lżejsze, u mnie 3 i 6 ogarnęły wyjście na spokojnie samodzielnie

Piechur

@madderdin Słyszałem już o tych questach, brzmi na super sprawę Wezmę starszą, na pewno będzie zadowolona

madderdin

Z dzieciakami bardzo polecam przejść się na Magurki przez Dolinę potoku Jaszcze 😁

Zaloguj się aby komentować

Siema,
W #piechurwedruje po raz trzeci wracamy na Gorc. To już setny wpis na tagu, więc małe święto
---------
Szczyt: Gorc (Gorce)
Data: 29 grudnia 2023 (piątek)
Staty: 10km, 3h30, 640m przewyżyszeń

Na ten krótki wypad na wschód dał się namówić jeden z moich kolegów, z którym znam się jeszcze z podstawówki. Plan był prosty: szybko wejść, szybko zejść i wracać do żony i dzieciaków. Trasę rozpoczęliśmy z miejscowości Zasadne o 5:20 kierując się na Gorc Kamienicki. Było ciemno, mroźno, a ja już po pięciu minutach marszu wiedziałem, że to będzie ciężkie wejście - szybko złapałem zadyszkę, uda miałem jak z waty i ogólnie było do kitu.

Szlak prowadził cały czas dość stromo pod górę, w połowie wypłaszczając się na krótkim odcinku. Kolega zasuwał bez kłopotu, a ja wlekłem noga za nogą próbując nie umrzeć. Niestety, ostatni konkretny wypad zaliczyłem kilka miesięcy wcześniej i brak rozruszania okrutnie się mścił.

Po godzinie wspinaczki byliśmy na polanie przy Gorcu Troszackim, z którego widać już było wieżę widokową. Znaleźliśmy się tam trochę za szybko, bo wschód miał być dopiero za kolejną godzinę, dlatego postanowiliśmy przeczekać ten czas w znajdującej się niedaleko chacie. Okazało się, że nocowało w niej dwóch innych wędrowców, których chyba obudziliśmy naszym przybyciem. Zaparzyłem sobie kawę na kuchence, posiedzieliśmy jeszcze chwilę i wkrótce ruszyliśmy dalej.

Na wspomnianej polanie leżały spore placki śniegu, pod wieżą również było go sporo. Było ślisko, ale nie opłacało się zakładać raczków ani nakładek ze względu na krótki odcinek, jaki dzielił nas od szczytu. Weszliśmy na wieżę, z której rozpościerał się piękny widok na Tatry. Niestety, było pochmurno i wschodzącego słońca nie było nam dane zobaczyć.

Do samochodu zeszliśmy idąc przez Wierch Bystrzaniec. Mimo chmur czuć było, że słońce fajnie przygrzewa. Ścieżka była błotnista i w wielu miejscach pokryta lodem - kilka razy niewiele brakowało, żebyśmy wywinęli orła. Wkrótce dotarliśmy do Zasadnego i znajdującego się tam auta.

Mimo tego, że przez kiepską formę wchodziło mi się beznadziejnie, byłem bardzo zadowolony z wycieczki. Trasa była spoko, chociaż jednak można było się na niej zasapać nawet przy dobrej kondycji: w 5km zdobywa się tam 640m. W każdym razie, rok 2023 został ładnie domknięty, czym przyszło mi się żywić przez kolejne 3 miesiące górskiej abstynencji.

Trasa dla zainteresowanych.

#gory #podroze #wedrujzhejto #fotografia #gorce
8c15e405-2a51-493b-b472-9c1d903a734c
4a013d53-e668-42bc-b692-654679490511
899ffb7e-6188-46b1-8d3a-a033ae7fad1d
b0dad52c-2907-4af6-872d-59b9b9b62902
Piechur

Tatry, których zapomniałem wrzucić.

a16be03d-148f-486e-9569-e88d0457e18c

Zaloguj się aby komentować

Siema,
Zapraszam na nocnego #piechurwedruje
---------
Szczyt: Modyń (Beskid Wyspowy)
Data: 28 lutego/1 marca 2023 (wtorek/środa)
Staty: 9.5km, 3h45, 530m przewyżyszeń

W jednym z wcześniejszych wpisów wspominałem podejście na Modyń od strony miejscowości Młyńczyska, które nie zrobiło na mnie wrażenia, bo większa część trasy prowadziła asfaltem. Tym razem postanowiliśmy z tatą zdobyć tę górkę z drugiej strony wychodząc z miejscowości Zbludza.

Początek trasy nie zapowiadał się ciekawie: znów trzeba było iść asfaltową, a później utwardzoną osiedlową drogą (poza krótkim fragmentem prowadzącym między drzewami). Dopiero po 2 kilometrach, a więc w połowie drogi na szczyt, weszliśmy w las. Ziemia była twarda, grudowata i kamienista, na szczęście im wyżej wchodziliśmy, tym więcej było dookoła śniegu, aż w końcu sięgał nam momentami po kostki.

Las był przyjemny, zimny i cichy. Przedzierając się przez powalone drzewa blokujące ścieżkę oraz klucząc chwilę w poszukiwaniu szlaku dotarliśmy na szczyt. Śnieg rozkosznie skrzypiał pod butami, gdy zbliżaliśmy się do wieży. Weszliśmy na jej szczyt, ale rzecz jasna w ciemności nie było wiele widać, poza zarysami okolicznych szczytów widocznych w świetle księżyca. Po krótkiej przerwie na herbatę udaliśmy się do Małej Modyni.

Podczas schodzenia znienacka zaatakowało nas zimno - obydwoje poczuliśmy, jak w jednej chwili temperatura spadła o kilka stopni. Dziwne to było wrażenie, bo byliśmy w ruchu. W każdym razie minęliśmy Małą Modyń i po kilkuset metrach zeszliśmy ze znakowanego szlaku, żeby pobuszować trochę na dziko po ośnieżonym lesie. Trasa, którą zamieszczam, jest przybliżona, bo mapy nie pozwalają prowadzić jej przez miejsca, które nie są oznaczone jako drogi.

W oryginale poszliśmy kawałek dalej utwardzoną nawierzchnią i skręciliśmy w las dopiero przy wierzchołku o wysokości 765m. Nie było to wygodne zejście: trzeba było przedzierać się przez gęste krzaki, a potem schodzić dość stromym zboczem aż do Zbludzkiej Rzeki, która miejscami dalej była skuta lodem. Z tamtego miejsca do samochodu było już kilkanaście minut. Dla taty nie był to koniec wędrówek na tę noc, bo chciał koniecznie pójść jeszcze na Lubań, więc podrzuciłem go do Przełęczy Knurowskiej, a sam z lekkim niedosytem wróciłem do domu by urwać trochę snu przed czekającą mnie za kilka godzin pracą.

Podsumowując, podejście niebieskim szlakiem ze Zbludzy było fajniejsze niż z Młyńczyska, ale nadal za dużo było w nim asfaltu. Jeśli miałbym jeszcze kiedyś odwiedzać ten szczyt, to raczej zdecydowałbym się na szlak żółty, który według map cały czas prowadzi lasem.

Trasa dla zainteresowanych.

#gory #podroze #wedrujzhejto #fotografia #beskidwyspowy
22870d82-1b1b-4e24-b4b7-f7fa8e2757ed
91749115-8023-47ee-a1d9-e69a46e03704
f195b80f-abb9-4ade-871c-440bbdf5dbec
b95cb45b-86f2-41ab-8035-346ff7c6958d
b19519ea-1f76-41d1-95c5-704e322c1f7d
ElegantiaGallia

Pierwsze foto spoko na koszulkę

Zaloguj się aby komentować

Następna