#pieniny

1
22
Siema,
Zapraszam na #piechurwedruje Dziś o świetnej bazie namiotowej
---------
Miejsce: Wysoka (Pieniny)
Data: 27/28 lipca 2024 (sobota/niedziela)
Staty: 10.5km, 550m przewyższeń

Od momentu gdy Mysz po raz pierwszy nocowała ze mną pod namiotami na Lubaniu, co bardzo jej się spodobało, miałem w głowie plan, żeby kiedyś poza nią zabrać na podobną wycieczkę również jej kuzynkę, czyli moją siostrzenicę. Kiedy tylko zaczęło robić się cieplej zarzuciłem temat i sprawdzałem, czy rybki biorą - okazało się, że złapały się obydwie.

Na cel naszej wyprawy wybrałem Wysoką w Pieninach z podejściem przez Wąwóz Homole. Znałem tę trasę i wiedziałem, że dziewczynki spokojnie sobie poradzą. Na dwa tygodnie przed planowanym wyjazdem okazało się, że dołączyć mogłaby również moja siostra, co trochę komplikowało mi plany z racji tego, że namiot miałem trzyosobowy. Na szczęście okazało się, że w studenckiej bazie namiotowej pod Wysoką, w której planowałem się zatrzymać, jest opcja wynajęcia namiotów - należało to zrobić poprzez napisanie maila, a rezerwacja liczyła się w momencie uzyskania pozytywnej odpowiedzi zwrotnej. Nocleg kosztował tyle co nic (bodajże 16 złotych od osoby ze zniżkami dla dzieci do 7 roku życia), a dzięki temu odpadło sporo kilogramów, które w przeciwnym razie trzeba by było nieść.

Wyruszyliśmy z największego parkingu znajdującego się niedaleko wąwozu (strasznie drogi, zapłaciłem 50 zł za dobę, w okolicy były chyba tańsze). Kiedyś już opisywałem tę drogę, dlatego teraz tylko skrótowo powiem, że była idealna: ścieżkę okalały wysokie skały, co i rusz trzeba było omijać wielkie głazy, wzdłuż trasy płynął potok, który w kilku miejscach przekraczało się przechodząc po mostkach, dużo było też wspinania się po metalowych schodkach. Droga była przygotowana świetnie i cieszyła się ogromną popularnością. Trzeba liczyć się z tym, że w sezonie może być tłoczno.

Do bazy namiotowej doszliśmy po ok. 2 godzinach z hakiem. Siostrzenica zasuwała dzielnie i bez większego narzekania, natomiast moja młoda walczyła trochę z muchami w nosie. Na miejscu zameldowaliśmy się do bazowego, który pokazał nam nasz namiot, przedstawił ogólne zasady przebywania w bazie oraz pokazał, co można w niej znaleźć. Według mnie było perfekcyjnie i do tej pory nie byłem w lepszym miejscu (prawda jest też taka, że nie mam dużego porównania). Poza zadaszoną kuchnio-stołówką, w której w olbrzymich garach gotowała się nieustannie woda i można było skorzystać ze sztućców, talerzy i tym podobnych rzeczy, w bazie było miejsce na ognisko, zlew do mycia naczyń oraz prysznic z wodą z płynącego obok potoku, a także źródełko z pyszną, zimną wodą. Namiot, w którym spaliśmy był czteroosobowy z dwoma komorami i półką na rzeczy znajdującą się w przedsionku; miejsca do spania były odizolowane od ziemi paletami wyłożonych materacem i kocem - karimaty, które wziąłem, okazały się niepotrzebne, wystarczyło zabrać śpiwory. Według mnie petarda, polecam gorąco.

Po małym posiłku i przepakowaniu się w mniejsze plecaki ruszyliśmy na szczyt. Droga wznosiła się już znaczniej i przez większość czasu szło się na pełnym słońcu, na szczęście rosły przy niej wysokie drzewa, pod którymi można było się na chwilę schować. Na rozległej polanie można było dostrzec pasące się owce, których dzwoneczki słychać było już z daleka, klimat był iście sielankowy. Wychodząc nasze dziewczyny nawiązały kontakt z dwoma innymi koleżankami w podobnym wieku, które szły ze swoją mamą, dzięki czemu przestały zwracać uwagę na trudy wędrówki. W tym miejscu serdecznie pozdrawiam panią Justynę, która zdecydowała się sama pójść na taką wyprawę ze swoimi dziewczynkami. Brawo!

Ogólnie trasa na Wysoką nie była wymagająca do momentu, w którym kończyła się polana. Później jednak nastąpił fragment, którego niezbyt lubię - zrobiło się stromo, a pod nogami była ziemia, której wierzchnia warstwa była dość sypka i łatwo było się poślizgnąć. Wchodziło się bardzo kiepsko, ale mimo to mijaliśmy kilka osób z nosidłami, w których były małe dzieci. Cóż, ja bym się jednak nie zdecydował iść tam z dzieckiem w nosidle wiedząc, jak wygląda droga.

Od skrzyżowania szlaków pod Wysoką trasa również prowadziła stromym podejściem, jednak tam było już skaliście, więc noga trzymała się podłoża pewniej. Przez większość czasu musiałem asekurować Mysz przy wchodzeniu, jednak nowo poznane koleżanki śmigały samodzielnie. Po pokonaniu, mimo wszystko, wymagającego podejścia, wspinaczce po głazach i zainstalowanych metalowych stopniach, dotarliśmy na szczyt. Od bazy zajęło nam to półtorej godziny. Zrobiliśmy dłuższą przerwę ciesząc się widokami i karmiąc dzieciaki zasłużonymi czekoladkami, po czym udaliśmy się w drogę powrotną.

Na miejscu nazbieraliśmy gałęzi i rozpaliliśmy ognisko, do którego po krótkim czasie zaczęły dołączać również inne osoby. Poza naszymi pociechami było sporo dzieci, także siostrzenica szybko znalazła sobie towarzystwo do zabawy. Niestety moja młoda jest bardzo nieśmiała, więc skończyło się na tym, że prawie cały czas musiałam być w jej pobliżu. Gdy nastał zmrok umyłem się pod lodowatym prysznicem i poszliśmy spać do naszego namiotu.

Obudziłem się wypoczęty i zadowolony. Obok mnie słodko spała Mysz, więc poleżałem jeszcze kilka chwil rozkoszując się tym, co upichciło dla mnie życie. Gdy reszta również powstawała, ogarnęliśmy z siostrą dzieciaki, zjedliśmy niespiesznie śniadanie wzbogacone kubkiem solidnej kawy, a następnie po uregulowaniu płatności za nocleg udaliśmy się z powrotem na parking. Dzieciakom bardzo się podobało (chociaż co innego niż nam, dorosłym), jednak siostrzenica, w przeciwieństwie do mojej Myszy, chyba nie zapałała miłością do namiotów. Zresztą zobaczymy: gdy tylko zacznie robić się cieplej spróbuję znowu zarzucić temat wypadu, a nuż znowu złowię jakieś rybki.

Trasa dla zainteresowanych.

#gory #wycieczka #wedrujzhejto #fotografia #pieniny
0e61f6c3-e8f0-4734-9686-f4c404d99952
09a8ce5c-cfff-4d22-8562-c99c4343e1bf
ad36878d-2cce-4eec-bad4-4cb9c1a1f5ad
27ea1de0-65e6-4ec9-90a4-8b2144041281
7ad1a817-eab6-4480-9c5d-7f36cc5cef79

Zaloguj się aby komentować

Cicho i pusto jeszcze, nieśmiało przebija się słoneczko

Dzień dobry hejto, dobrej niedzieli!

#gory #pieniny #jesien
ciszej userbar
dd7571b7-3f17-4f4e-97f1-5cedd4ab5138
ciszej

W Homolu grasuje Janosik xd

fa702b9a-1525-4b24-aa9b-6dc010efd778
winet

Hej ho, hej ho, do lasu by się szło!

lubieplackijohn

@ciszej "Zawsze mówię dzień zamiast dzień dobry, bo gdyby był dobry, to byłbym na szlaku w Bieszczadach."


Także dzień!

Zaloguj się aby komentować

Zostań Patronem Hejto i odblokuj dodatkowe korzyści tylko dla Patronów

  • Włączona możliwość zarabiania na swoich treściach
  • Całkowity brak reklam na każdym urządzeniu
  • Oznaczenie w postaci rogala , który świadczy o Twoim wsparciu
  • Wcześniejszy dostęp, do wybranych funkcji na Hejto
Zostań Patronem
Pozdrowienia ze szlaku

#piechurnatrasie

#gory #wycieczka #pieniny
2c1d8769-0ca2-477f-a534-4095a334949e
ruhypnol

Schodzicie z Wysokiej?

Piechur

@ruhypnol Dobre oko Na szlaku tłumy

ruhypnol

@Piechur jadłem pod tym drzewem z jedną dziewczyną gulasz angielski kilkanaście lat temu. Dziś jest moją żoną

VonTrupka

Nie ugotowałeś się po drodze?

Tak z 3 razy co najmniej

Piechur

@VonTrupka Nawet nie było tak tragicznie

pluszowy_zergling

Głupio nie korzystać, udanych przygód, samych dobrych

Zaloguj się aby komentować

Siema,
Dziś powrót do zimowych klimatów i zarazem ostatni wpis dotyczący 2021 roku. Zapraszam na #piechurwedruje
---------
Szczyty: Durbaszka, Borsuczyny, Wysoka (Pieniny)
Data: 28 grudnia 2021 (wtorek)
Staty: 15km, 6h50, 650m przewyżyszeń

Ach, jak lepiej zakończyć rok, niż wyprawą w góry? Pod koniec grudnia, ponownie dzięki życzliwość mojej mamy, nadarzyła się okazja, żebyśmy wraz z żoną mogli skoczyć gdzieś wspólnie, a że zima ładnie trzymała, chciałem, żeby była to wycieczka z ładnymi widokami. Dość szybko nasunął mi się pomysł, żeby odwiedzić ponownie Wysoką, dzięki czemu żona miałaby kolejny szczyt do kolekcji w ramach #koronagorpolski . Wyznaczyłem trasę, dałem znać komu trzeba i już wczesnym rankiem jechaliśmy na dwa samochody do Jaworek wraz z żoną, tatą oraz dwoma moimi kolegami.

Po dojechaniu na parking szybko ubraliśmy stuptuty, rozdysponowaliśmy kijki i kwadrans po 7 ruszyliśmy w drogę. Mróz był okrutny, dwucyfrowy, i trzeba było szybko rozgrzać się marszem; minęło dobre 10 minut, zanim poczułem, że zrobiło mi się względnie ciepło.

Pierwszą część drogi musieliśmy przebyć chodnikiem wzdłuż drogi prowadzącej do Szczawnicy i dopiero w miejscowości Szlachtowa odbiliśmy na żółty szlak. Szliśmy zacienionym zboczem, ale słońce powoli zaczynało oświetlać białe zbocza leżące naprzeciw nas. Widać już było, że decyzja o przyjeździe w to miejsce była strzałem w dziesiątkę, klimacik był iście magiczny. Powietrze było bardzo mroźne, ale suche. Śniegu było po połowę łydki, był sypki i w ogóle nie przyklejał się do ubrań.

O 8:30 znaleźliśmy się pod Huściawą, gdzie szlak żółty łączył się z niebieskim. Co to był za widok. Wchodząc na grań naszym oczom ukazały się tatrzańskie szczyty skąpane w promieniach słońca, otoczone niczym ramką górami Magury Spiskiej. Musieliśmy zatrzymać się tam na dłużej, bo widoki po prostu były warte marznięcia.

Po dłuższej chwili ruszyliśmy dalej, krocząc w górę zbocza, znad którego wyłaniało się już słońce. Od tamtej pory zrobiło się już nieco cieplej (choć nadal było mroźno). Marsz sprawiał wszystkim bardzo dużo radości, często zbaczyliśmy z wydeptanej ścieżki tylko po to, by móc przebiec się po głębszym śniegu, który rozsypywał się na boki. Dzięki temu, że szlak prowadził odsłoniętą granią, cały czas mogliśmy podziwiać zachwycający ośnieżony krajobraz górski.

Po drodze zahaczyliśmy o schronisko pod Durbaszką, do którego trzeba było odbić ze szlaku i zejść kawałek niżej. Z jego dachu zwisały olbrzymie sople lodu i wyglądało bardzo przytulnie. W środku posililiśmy się i napiliśmy gorącej herbaty, po czym wróciliśmy na trasę. Przeszliśmy przez dwa znajdujące się po drodze szczyty - Durbaszkę i Borsuczyny - i znaleźliśmy się pod Wysoką.

Ten kawałek drogi był już bardzo stromy i równie bardzo oblodzony. Dałem swoje raczki koledze, reszta również założyła swoje nakładki, a ja asekurując się kijkami starałem się iść ostrożnie i nie zjechać na dół. Był to odcinek wymagający, ale na szczęście niezbyt długi, i wkrótce znaleźliśmy się na skalistym szczycie pokrytym grubą warstwą śniegu.

Widok zapierał dech w piersiach bardziej, niż lodowate powietrze, i do tej pory znajduje się pierwszej dziesiątce najładniejszych panoram, jakie było mi dane oglądać z różnych miejsc. Przejrzystość była idealna, sceneria bajkowa. Tatry wyglądały, jakby można było na nie wskoczyć (czego zdjęcia niestety nie oddają). W oddali widać było sterczący cycek Babiej Góry. Takie widoki można było tylko chłonąć i to też robiliśmy, starając się zapamiętać wrażenia i nastrój, jaki nastał. Zrobiliśmy sobie kilka pamiątkowych zdjęć, żona przybiła pieczątkę do #koronagorpolski , po czym zaczęliśmy schodzić jeszcze ostrożniej, niż wchodziliśmy.

Gdzieś przy skrzyżowaniu szlaku niebieskiego z zielonym poprosiłem towarzystwo, żeby na chwilę się zatrzymało, po czym wyjąłem kuchenkę turystyczną, garnek i przygotowałem nieprowadzącej części ekipy grzańca, bo taki fajny ze mnie gość. Po opróżnieniu butelki zaczęliśmy schodzić zielonym szlakiem przez rozległą polanę, która skryta była jeszcze w cieniu góry. Minęliśmy bazę namiotową, przekroczyliśmy zamarzniętą Kamionkę i zaczęliśmy zbliżać się do rezerwatu Wąwóz Homole.

I tu ponownie okazało się, że lepiej nie można było tej trasy zaplanować. Wąwóz przykryty grubą warstwą białego puchu wyglądał po prostu cudownie. Klimacik był bajkowy, jak z opowieści z Narnii: strzeliste drzewa iglaste posypane obficie śniegiem jak cukrem pudrem, wystające z ziemi skały i prowadzące między nimi schodki, małe mostki nad zamarzniętym potokiem, wysokie ściany skalne okalające to wszystko. Magia.

W końcu doszliśmy do wejścia na teren rezerwatu, które znajdowało się w Jaworkach. Parking był kilka kroków dalej, ale nie mogliśmy odmówić sobie z tatą i żoną tego, żeby tradycyjnie po wycieczce zanurzyć stopy w potoku. Był lodowaty, ale nie aż tak bardzo, jednak koledzy nie dali się namówić na ten zabieg.

Tym akcentem zakończyliśmy bardzo udaną wyprawę, z której mam wiele fajnych wspomnień. Polecam wszystkim tę trasę na zimę - bez sprzętu w postaci stuptutów i raczków się nie obejdzie, ale na prawdę warto.

Trasa dla zainteresowanych.

#gory #podroze #wycieczka #wedrujzhejto #fotografia #pieniny
2d69bc56-b422-4711-9f89-15d9ea60ad08
a7e63140-bf2c-4f1a-b46a-8a513e8c09b7
cb245d2b-f976-46ad-8384-77750d2f5d98
949c2fb4-4767-423f-acd5-e6874b37dac7
9bf3c90c-1219-44d8-8f9b-c736e64625e5
CzosnkowySmok

@Piechur nigdy nie byłem na szlaku w zimie

Piechur

@CzosnkowySmok Wrzuć to do bucket list na ten rok

CzosnkowySmok

@Piechur ja nie mam bucket list ¯\_(ツ)_/¯

Zaloguj się aby komentować

Siema,
Zapraszam wszystkich na kolejny wpis z serii #piechurwedruje - dziś o wycieczce zmieniającej życie.
---------
Szczyty: Sokolica, Trzy Korony (Pieniny)
Data: 28 września 2014 (niedziela)
Staty: 14km, 7h30, 1.020m przewyżyszeń

Na kilkudniowy wypad do Szczawnicy wybrałem się ze swoją ówczesną dziewczyną - był to nasz pierwszy wspólny wyjazd od początku 3 miesięcznej znajomości. Do tamtej pory spędzaliśmy razem jedynie po kilka godzin dziennie, a więc traktowaliśmy to chyba obydwoje jako wstępny test naszej relacji. Oprócz nas pojechała także para znajomych mojej dziewczyny, z którymi wyjechaliśmy wspólnie z Katowic.

Szczawnica i jej okolice oferują bardzo wiele fajnych tras górskich. Przy sprzyjającej pogodzie nie sposób się tam nudzić i zawsze znajdzie się coś do roboty. W taki właśnie sposób spędzaliśmy tam wspólny czas: tu spacer do Czerwonego Klasztoru, tam Zamek w Czorsztynie, zapora i Zamek Dunajec, wyjazd kolejką na Palenicę i tak dalej. W menu nie mogło oczywiście zabraknąć zdobycia Trzech Koron, co zaplanowane mieliśmy na niedzielę.

Na wycieczkę zebraliśmy się dosyć późno, ale nie mieliśmy ciśnienia, żeby wstawać wcześniej - było już po sezonie, turystów było mniej, także nie martwiliśmy się o tłumy na szlaku. Z punktu zakwaterowania ruszyliśmy biegnącą nad Grajcarkiem promenadą w stronę Schroniska Orlica. Pogoda nie nastrajała optymistycznie: było pochmurno, chłodno, w powietrzu wisiała groźba deszczu.

Minęliśmy schronisko i udaliśmy się do miejsca, w którym dostępna była flisacka przeprawa na drugą stronę Dunajca - jest to fajna opcja na szlaku, należy jednak pamiętać, że zależy od pogody, a w sezonie zimowym jest zamykana. Po uiszczeniu drobnej opłaty wsiedliśmy do tratwy i zostaliśmy przetransportowani na przeciwległy brzeg. Pamiętam, że nad rzeką leciała wtedy ogromna czapla i przed wylądowaniem na upatrzonym przez siebie drzewie wydała głośny dźwięk, czym wypłoszyła z niego całe mniejsze ptactwo i ostatecznie miała go na wyłączność.

Rozpoczęliśmy wspinaczkę na Sokolicę niebieskim szlakiem, osobno w parach, ustalając, że spotkamy się na górze. Moja dziewczyna, która zapewniała wcześniej, że kocha góry, miała jednak kiepską kondycję i dość szybko zaczęła sapać na - bądź co bądź - dość stromym podejściu. Nie spieszyło nam się jednak, więc wchodziliśmy powoli nadanym przez nią tempem. Sprzyjało to zresztą podziwianiu przyrody - las był okryty rosą, spowity jeszcze delikatną mgiełką; co jakiś czas na gałęziach widać było piękne naszyjniki z sieci pajęczych pokrytych drobnymi kroplami wody. Trasa była fajnie przygotowana, co jakiś czas były zamontowane drewniane poręcze do trzymania się.

W końcu dowlekliśmy się na szczyt i dziewczyna mogła wreszcie dłużej odpocząć. W trakcie wchodzenia całkiem fajnie się wypogodziło i na górze przywitały nas promienie słońca, niebieskie niebo oraz fantastyczne widoki. Posiedzieliśmy tam dłużej, robiąc przerwę na zasłużony posiłek. Zrobiłem zdjęcie sławnej sośnie, którą kojarzyłem ze zdjęcia na okładce książki, chyba do geografii, którą miałem w gimnazjum. Niestety, sosna ta została uszkodzona w 2018 roku podczas akcji ratunkowej (podmuch wiatru ze śmigłowca złamał jej gałąź), więc był to ostatni raz, gdy widziałem ją w dobrym zdrowiu.

Rozpoczęliśmy dalszą wędrówkę niebieskim szlakiem, podczas której trzebiotaliśmy z dziewczyną jak dwa podrostki. Skupiliśmy się wtedy głównie na sobie, także z trasy pamiętam jedynie tyle, że w pewnym momencie był całkiem ładny punkt widokowy wyglądający jak okno w skale. Doszliśmy do polany Wyrobek. Tam (a może jednak wcześniej?) pewna starsza pani sprzedawała turystom przepyszny kompot - oczywiście kupiliśmy sobie po kubku.

Od tego momentu pamięć mnie zawodzi, ale wydaje mi się, że nie wchodziliśmy na Górę Zamkową, a zamiast tego poszliśmy na przełęcz Szopka, z której skierowaliśmy się już na szczyt. Ten odcinek był już dla mojej dziewczyny na prawdę wykańczający. Była zziajana, zasapana, nogi jej dygotały ze zmęczenia, przez co musieliśmy robić częste przerwy. Ale poruszaliśmy się cały czas do przodu, co było pozytywne. W końcu, w wielkich bólach, doszliśmy do kasy punktu widokowego, gdzie po dłuższej chwili na złapanie oddechu uiściliśmy stosowną opłatę (chyba, nie pamiętam czy kasa była otwarta) i po specjalnym rusztowaniu zaczęliśmy wychodzić na Trzy Korony.

Szczyt przywitał nas wspaniałym widokiem na Tatry, które wydawały się być na wyciągnięcie ręki. Poranna aura w ogóle nie zapowiadała pięknych warunków pogodowych, których doświadczyliśmy będąc na samej górze. Nacieszyliśmy oczy krajobrazem, porobilośmy trochę zdjęć (żadne nie wyszło jednak ciekawie), po czym udaliśmy się w drogę powrotną do kasy. Powróciliśmy do przełęczy Szopka, z której żółtym szlakiem zeszliśmy do Krościenka, a tam albo złapaliśmy bus do Szczawnicy, albo poszliśmy do niej na piechotę - pozostanie to dla mnie zagadką.

Teraz przestroga: zarówno przed takimi wyprawami, jak i pierwszymi wyjazdami z nową partnerką czy nowym partnerem. Chodzisz sobie z kimś takim po górach, spędzacie miło czas, jest całkiem niezobowiązująco, a 10 lat później jesteście małżeństwem z dwójką cudownych dzieci. Nigdy nie wiadomo, co los ma dla nas w zanadrzu. Ja w każdym razie liczę, że w tym roku uda mi się z żoną uczcić ten pierwszy wspólnie spędzony urlop i powtórzyć tę samą trasę, by zaspokoić moją sentymentalną naturę - jeśli do tego dojdzie, na pewno dam Wam znać.

Trasa dla zainteresowanych.

#gory #podroze #wedrujzhejto #fotografia #pieniny
9c1a7960-ebf7-4460-aefa-c445db5a5d15
896d4349-9946-4054-a4d4-88c15458de81
ebb6ee07-81f4-4651-85b6-20934226dd4e
c3739e31-2c1d-4fbb-9b3b-320f2ebad882
138d5584-782a-4347-8caa-b1186ee8108d
Opornik

@Piechur Ano tak to bywa.

Lemmy

Wspaniale gratuluję wspomnień

Odczuwam_Dysonans

@Piechur czekałem na jakiś zwrot akcji odnośnie tego wspinania się dziewczyny, jak w tej paście o rowerzyście xD

Fajne wspomnienie i symbol dla waszego związku powodzenia w powtórce!

Piechur

@Odczuwam_Dysonans Tutaj było raczej jak w kawale o buldogu Dzięki!

Zaloguj się aby komentować

Już na Trzech Koronach, szybko poszło - 1:38 z Sokolicy wliczając w to z 10 minut na ruiny zamku

#zielczanwgorach #gory #pieniny
Zielczan userbar
70534919-9484-4a6a-8e17-4a4ff5f17b5b
eb560518-3071-4d26-b6ca-0efb474278cf
a0e882e6-f685-4abe-bcaa-0f5cc866ff2c
alaMAkota

Dużo ludzi na szlaku? Ostatnio Pieniny coraz bardziej tłoczne :(

Zielczan

@alaMAkota raczej nie, ale w sumie chyba że dwie czy 3 wycieczki szkolne widziałem, one największy tłok robiły

powodzenia

@alaMAkota też byłem ostatnio i mało ludzi. Na szczytach luz, można stać na nich ile się tylko chce.

powodzenia

@Zielczan mnie ten zamek (ruiny) zupełnie zaskoczył, bardzo fajne miejsce.

Giban

@Zielczan Byłem tam rok temu, mieszkałem w tym schronisku u podnóża Trzech Koron. Widzę, ze podobne trasy robimy :p U mnie jeszcze buro

923f41fe-fe73-4235-ac6a-9dffb8ed89e7
7ffad7f2-0129-47b2-a8c4-60b77b71f397

Zaloguj się aby komentować

Mówią że nie można pić kawy po 18.

Można tylko trzeba wstawać rano, na tym polega odpowiedzialność.

Pogoda dzisiaj absolutnie rozpieszcza, a Pieniny nadal przepiękne

#gory #aktywnehejto #pieniny
ciszej userbar
f12d74e9-9507-411f-bb3a-c8ff23590dc1
d0b81e63-c383-42da-b918-5629745b20b2
9a840aea-7a19-48e3-a1ff-23b26459fe8b
Lubiepatrzec

@ciszej Przepięknie tam jest, do tego kawusia. Nienawidzę Cię!

ciszej

@Lubiepatrzec  istne niebo! Proszę się jutro wyrwać z wielkiego miasta do lasu, pogoda ma być równie dobra!

Lubiepatrzec

@ciszej Powiem Ci, że jak mam jechać nie wiem ile samochodem to mi się odechciewa. Jakikolwiek lasek w okolicy miasta to tłumy ludzi a prawdziwe lasy są daleko.

ICD10F20

udanej wyprawy życzę.

myjourneytojahh

@ciszej weź kurde, nie dobijaj dobrego chodzenia!

Zaloguj się aby komentować

W jakim terminie wyjechać w Pieniny, żeby zobaczyć jesienna szatę na drzewach (na drzewach, nie na ziemi)? #gory #pieniny

@ciszej może Ty poradzisz, bo to niedaleko
Zielczan userbar
ZdrowyStolec

Ciężko powiedzieć, zależy mocno od pogody.

Zazwyczaj w górach takich niższych (~1000 m) robi się jesiennie w drugiej połowie września, a najlepszy moment to początek października.


Ja jesienny wyjazd z reguły robię w pierwszy albo drugi tydzień października.

ciszej

@Zielczan tak jak powyżej w odpowiedziach, przełom września i października.


Mam fotki dokładnie z 02.10.2021 na telefonie i wtedy było przepięknie. Będę może dzisiaj to wrzucę jak to wygląda aktualnie

314b1730-d5b7-4e35-94ad-6eef2af0d9f0
0a788527-9ea0-4100-94c9-b4539a41096a
6f846aa4-8984-4b38-957a-fddb762ca96a

Zaloguj się aby komentować

2/28 - Turbacz (1310 m n.p.m.) - Gorce
Na Turbaczu byłem we wrześniu zeszłego roku, kwaterowałem w Zakopcu, ale plan był taki, zeby zrpbic kilka szczytow KGP, poza tym w Zakopcu wtedy było nieciekawie pogodowyo, więc i tak nic nie traciłem. Opłaciło się, bo w Gorcach było słonecznie, trafiły się mega wioki, schronisko na Turbaczu świetne. Na Turbaczu znalazłem kamień z akcji #kamyczki, zostawiłem go potem na Wysokiej.
#zielczanwgorach #gory #pieniny #koronagorpolski #wycieczki
Zielczan userbar
56dc4cfb-a28b-4042-b731-c17a868fec3a
2ca75532-9650-4670-9757-7e399f58cd2d
73f73981-f03e-4384-a252-a6d8a60cc480
d60c5976-6450-4ce5-adbb-f7fb600cb89f
b5c3a2b0-9ec9-4fa6-8d85-6bb7bc1215ed

Zaloguj się aby komentować

Następna