Piechur
★Autorytet
Siema,
Kolejne nocne łażenie w #piechurwedruje
---------
Miejsce: Kotoń Zachodni, Kotoń (Beskid Makowski)
Data: 26/27 października 2024 (sobota/niedziela)
Staty: 12.5km, 3h50, 640m przewyższeń
To była kolejna z nocnych trasek, które zrobiliśmy z tatą, żeby choć na kilka chwil wyrwać się z miasta i pochodzić po górach, co w ciągu dnia jest zwykle poza naszym zasięgiem. Na Kotoniu Zachodnim już kiedyś byłem (żółty szlak z Pcimia) i wiedziałem, że nie ma tam nic ciekawego, no ale nie o to chodziło. Chwilę przed 22 dojechaliśmy do Trzebuni i spod kapliczki, przy której zostawiliśmy samochód, ruszyliśmy na szczyt.
Wchodziliśmy zielonym szlakiem, który moim zdaniem niczym szczególnym się nie wyróżniał. Może był trochę bardziej stromy, niż się spodziewaliśmy. Podczas wchodzenia słyszeliśmy spłoszone stada saren, a także dziki albo dzika, co mimo wszystko często się nie zdarza. Dość szybko znaleźliśmy się przy tabliczce z nazwą szczytu, pogadaliśmy chwilę z quadowcami, których również przywiało tam tej nocy, a następnie czarnym szlakiem zeszliśmy do miejscowości Zawadka.
Głównym powodem, dla którego chciałem iść tą trasą było to, że na mapach dało się wyznaczyć krótką pętlę z tej miejscowości, idealną na wycieczkę z moimi dziewczynkami lub babcią. Niestety okazało się, że jest tam stanowczo za dużo asfaltu jak na nasze gusta, także drugi raz raczej się tam nie wybiorę. Przeszliśmy przez tę małą miejscowość i czarnym szlakiem, który większość czasu prowadził ulicą, doszliśmy w okolice Kotonia.
Aby na niego dojść trzeba było zejść z żółtego szlaku - w pewnym momencie na drzewie można było dostrzec strzałkę z napisem "szczyt". Sugeruję używać tam jednak GPS i map, bo dalej oznaczenia są już niewystarczające, a dostępnych ścieżek jest kilka. Znakiem, że trafiło się na Kotoń, była tabliczka z nazwą szczytu zawieszona na drzewie. W tamtym miejscu zrobiliśmy sobie przerwę na gorącą herbatę i posiłek, po czym zdecydowaliśmy się schodzić.
Uparłem się, żeby nie wracać na zielony szlak, którym wchodziliśmy, i zamiast tego wyznaczyłem nam trasę wzdłuż leśnych ścieżek oznaczonych na mapach. Nie polecam tego zejścia. Początek był bardzo stromy, szło się przez chaszcze, a później po błocie wzdłuż ciurczącego strumyka. Tymi dróżkami także nie planuję ponownie iść.
Po wyjściu z lasu do samochodu również musieliśmy dojść asfaltem i ostatecznie wyszło mi, że stanowił on 30% naszej trasy, więc raczej średnio. Ogólnie, poza tym, że trochę podchodziliśmy, byliśmy z tatą zgodni, że tym razem było trochę byle jak.
Trasa dla zainteresowanych.
#gory #wycieczka #wedrujzhejto #fotografia #beskidmakowski
Kolejne nocne łażenie w #piechurwedruje
---------
Miejsce: Kotoń Zachodni, Kotoń (Beskid Makowski)
Data: 26/27 października 2024 (sobota/niedziela)
Staty: 12.5km, 3h50, 640m przewyższeń
To była kolejna z nocnych trasek, które zrobiliśmy z tatą, żeby choć na kilka chwil wyrwać się z miasta i pochodzić po górach, co w ciągu dnia jest zwykle poza naszym zasięgiem. Na Kotoniu Zachodnim już kiedyś byłem (żółty szlak z Pcimia) i wiedziałem, że nie ma tam nic ciekawego, no ale nie o to chodziło. Chwilę przed 22 dojechaliśmy do Trzebuni i spod kapliczki, przy której zostawiliśmy samochód, ruszyliśmy na szczyt.
Wchodziliśmy zielonym szlakiem, który moim zdaniem niczym szczególnym się nie wyróżniał. Może był trochę bardziej stromy, niż się spodziewaliśmy. Podczas wchodzenia słyszeliśmy spłoszone stada saren, a także dziki albo dzika, co mimo wszystko często się nie zdarza. Dość szybko znaleźliśmy się przy tabliczce z nazwą szczytu, pogadaliśmy chwilę z quadowcami, których również przywiało tam tej nocy, a następnie czarnym szlakiem zeszliśmy do miejscowości Zawadka.
Głównym powodem, dla którego chciałem iść tą trasą było to, że na mapach dało się wyznaczyć krótką pętlę z tej miejscowości, idealną na wycieczkę z moimi dziewczynkami lub babcią. Niestety okazało się, że jest tam stanowczo za dużo asfaltu jak na nasze gusta, także drugi raz raczej się tam nie wybiorę. Przeszliśmy przez tę małą miejscowość i czarnym szlakiem, który większość czasu prowadził ulicą, doszliśmy w okolice Kotonia.
Aby na niego dojść trzeba było zejść z żółtego szlaku - w pewnym momencie na drzewie można było dostrzec strzałkę z napisem "szczyt". Sugeruję używać tam jednak GPS i map, bo dalej oznaczenia są już niewystarczające, a dostępnych ścieżek jest kilka. Znakiem, że trafiło się na Kotoń, była tabliczka z nazwą szczytu zawieszona na drzewie. W tamtym miejscu zrobiliśmy sobie przerwę na gorącą herbatę i posiłek, po czym zdecydowaliśmy się schodzić.
Uparłem się, żeby nie wracać na zielony szlak, którym wchodziliśmy, i zamiast tego wyznaczyłem nam trasę wzdłuż leśnych ścieżek oznaczonych na mapach. Nie polecam tego zejścia. Początek był bardzo stromy, szło się przez chaszcze, a później po błocie wzdłuż ciurczącego strumyka. Tymi dróżkami także nie planuję ponownie iść.
Po wyjściu z lasu do samochodu również musieliśmy dojść asfaltem i ostatecznie wyszło mi, że stanowił on 30% naszej trasy, więc raczej średnio. Ogólnie, poza tym, że trochę podchodziliśmy, byliśmy z tatą zgodni, że tym razem było trochę byle jak.
Trasa dla zainteresowanych.
#gory #wycieczka #wedrujzhejto #fotografia #beskidmakowski
Zaloguj się aby komentować