#pasta

35
514
Dzisiaj w moim korpo poruszenie, od rana awaria całego systemu, nic się nie da zrobić a deadline'y cisną mocno. Dział techniczny postawiony na nogi, walczy żeby ogarnąć ten burdel. Ja ( obsługa klienta ) staram się jak mogę, ale klientów przybywa. Przychodzi jakaś szycha z dużym zamówieniem a ja nie mam jak go obsłużyć bo inny dział ma opóźnienia. Patrzę przez ramie manager pokazuje mi żebym grał na czas, no to ja zaproponowałem klientowi kawę. Zgodził się, próbuję zagaić żeby przełamać ciszę, ale gość mnie ignoruje i w ciszy popija naszą zajebistą Arabicę. Ja czekam na te różowe z innego działu, słyszę tylko jak manager wydziera mordę żeby się pośpieszyły. W końcu jest produkt, pakuje cztery BigMaci i dwa McFlurry w torbę, dorzucam 2 puszki coli i podaje klientowi. Bałem się że pójdzie na skargę do szefa ale na szczęście darmowa kawa chyba go uspokoiła i wyszedł bez słowa. Chwilę potem technicy ogarnęli tę awarię dystrybutora do coli i wszystko wróciło do normy. Uff co za dzień, nienawidzę pracy w korpo.

#pasta #pracbaza #heheszki
ErwinoRommelo

Xd widac w mcu nigdy nie robiles, awaria sprzetu i interwencja technika w ten sam dzien xddd panie to nie realne

DexterFromLab

@maximilianan ten piękny wpis zasługuje na tego mema

d0d00839-7965-4406-a054-3ed5ecaf5975
rakokuc

@maximilianan no i kurde dałem się zaskoczyć tym korpo, bo pamiętam, że kiedyś wspominałeś, że dla pieniędzy to walczysz z niedźwiedziami na północy Szwecji ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Zaloguj się aby komentować

-Bądź sobie paladynem w służbie króla.
- Zajebiście strzelasz z kuszy, potrafisz trafić orka ze 100 metrów w jego trzecie oko gdy ten idzie na stronę.
- Gospodarka pada, zostań wysłany w ramach kontyngentu na jedną z wysp aby ogarnąć bajzel.
- W czasie rejsu zrzygaj się na buty dowódcy, już wiesz, że będziesz miał przesrane.
- Na wyspie życie toczy się całkiem przyjemnie, jak nie stoisz na warcie to walisz darmowy browar i podrywasz mieszczanki.
- Skurwol pamięta te buty i wysyła cię do tej mniej fajnej części wyspy aby ogarnąć chaos i wziąć to po co przybyliście.
- Początkowo wszystko jest spoko, polujecie na więźniów, wznawiacie wydobycie w 3 kopalniach, sielanka chociaż strasznie tu brzydko.
- Słyszałeś, że w okolicy są bagna więc zgłaszasz się do oddziału zwiadowczego aby s̶z̶u̶k̶a̶ć̶ ̶z̶i̶o̶ł̶a̶ w porę ostrzec główne siły jakby coś się stało.
- Od teraz dni mijają na modlitwach w błogostanie.
- Pewnego dnia zauważasz dziwne statki na horyzoncie, myślisz sobie, że to tylko wizje spowodowane jaraniem, ale ziomek co nigdy nie palił też je widzi.
- O kurwix! Zapierdalasz do obozu krzycząc: ALARM! ALARM!
- Orkowie wychodzą na brzeg, zaczyna się walka.
- Zioło spowodowało, że masz problemy ze strzelaniem przez co zabijasz kilku towarzyszy.
- Na szczęście nikt nie widział
- Macie za dużo orków a za mało ludzi
- Uciekacie do zamku, zamykacie bramę.
- Uff, teraz trochę spokoju.
- Dzień później orkowie prowadzą pod brame taran.
- No to przejebane
- Słyszysz jak mówią między sobą: Jak my ustawim tem taran od tylca to Mory nie ogarnom że som atakowane
- Orkowi atakują tylną ścianę zamku.
- Po paru uderzeniach taran się blokuje a koła grzęzną w błocie.
- Orkowi próbują wejść po zaklinowanym palu.
- Orkowie nie słyną z finezji toteż pierwszy spada i skręca sobie kark.
- Orkowie się śmieją, ty się śmiejesz. Wargi zaczynają pożerać martwego orka.
- Wargi rzygają i padają martwe.
- Od tego czasu już nikt nie próbuje wchodzić tędy do zamku.
- Zaczyna się oblężenie
- Dni mijają leniwie, kapitan kazał tobie i twojemu kumplowi stać na warcie i strzelać do orków jakby który wchodził. Problem w tym, że żaden nie wchodzi, masz z tej pozycji dobry widok na orków, poznajesz powoli ich zwyczaje i kulturę.
- Pewnej nocy zamek atakują smoki, miałem dobre życie, zaraz spotkam się z mamą, poznam tatę...
- Jednak żyjesz ale po twojej srebrnej zbroi zaczyna płynąć brązowa stróżka.
- Znów stoisz na warcie, widzisz jakąś szybko poruszającą się postać, gonią ją orkowie ale on wymija wszystkich slalomem chociaż ma tylko jakieś śmieszne łachy na sobie.
- Postać zaczyna wspinać się na taran, orkowie zatrzymują się, widocznie musi być to jakiś odruch wyuczony, ciekawe.
- Masz już strzelać ale okazuje się, że to człowiek, kiedy mu o tym mówisz, on kpi z ciebie, cóż tacy jak on żyją aż do śmierci.
- Typ leci do kapitana, za chwile zbiega po taranie i wymija orków, pojebany czy co?
- Za kilka dni wraca w ten sam sposób i znów spierdala przed stadem orków krzyczącym za nim Uga-czaka, Uga-czaka. Gdybyś biegał tak szybko jak on to znów byłbyś przy swoim darmowym piwie i płatnych kobietach.
- Kilkanaście minut później znów go nie ma, na zamku raczej słaby nastrój bo okazało się, że kopalnie tak średnio działają. Tyle dobrego, że chwilowo żarcia więcej bo typ przytargał trochę ze sobą.
- W sumie spoko koleś, szkoda, że się nie przedstawił.
- W okolicy pojawia się więcej orków więc kapitan tobie i twojemu kumplowi każe do nich postrzelać.
- Są też łowcy smoków, nieźli debile, myślą, że jak założą zbroje z kolcami to smok ich nie zje albo nawet go zabiją XD. Kapitan ich przyjął bo ktoś musi być w końcu mięsem armatnim a już kończyli się wam knechci.
- Urządzacie sobie turniej strzelania do orków, po 3 godzinach 20:0 dla Ciebie
- Hurr durr moja kusza jest za słaba na ten dystans, chodź, pokaże Ci jak wejde na taran.
- Typ wchodzi na taran i poślizguje się, na szczęście upada do tyłu na mur.
- Jego kusza leży na ziemi i podnosi ją jakiś ork.
- Ziomek biegnie za nim.
- Zanim ogarniesz co ten debil odpierdolił widzisz go przebiegającego przez środek obozu orków.
- Orkowie nie reagują, nie będąc przyzwyczajeni, że to ich się goni a nie na odwrót.
- Ahh zaprawdę interesujących rzeczy można się o nich dowiedzieć.
- Mija pare dni, kolegi wciąż nie ma, może zaprzyjaźnił się z tym orkiem i razem polują?
- Akurat znów na horyzoncie biegnie jakaś postać. W zbroi paladyna.
- Myślisz sobie, że to twój kumpel wraca, ale nie, to typ od sprintów po taranie.
- Prosisz go aby zobaczył co z twoim kumplem, po chwili wraca i mówi, że nie żyje, no trudno, trzeba będzie pocieszyć jego siostrę jak wszystko się skończy.
- Masz już zapytać go jak ma na imię ale znów wybiega po taranie, widzisz go jak biega wokół obozu orków zbierając jakąś 50 za sobą, no nieźle, szkoda, że nie mam chipsów z rzepy.
- Typ zatrzymuje się na podstawie taranu, już masz ładować kuszę, bo z niego będzie za chwile dźem, a zbroi szkoda bo zawsze można opchnąć na złomie.
- Ale nie, przed taranem zatrzymują się wszyscy orkowie i chowają broń.
- Zaczynają drzeć ryje
- Uga-Czaka Uga-Czaka
- Koleś zaczyna machać mieczem jakby odpędzał się od much. Typ który przed paroma dniami był nikim właśnie rozkurwia pół kompanii orków a one mają to w dupie i nawet się nie bronią tylko non stop drą ryje.
- Uga-Czaka Uga-Czaka
- Orkowie padają od ciosów nawet nie wyciągając broni. do tego grzecznie podchodzą pod taran i czekają na swój cios.
- Uga-Czaka Uga-Czaka
- Po kilku minutach wszyscy orkowie, wargi i co jeszcze się napatoczyło pod taran leży martwe, właśnie jak zacząłeś poznawać leksykę ich języka. A gość jak gdyby nigdy nic wchodzi sobie do zamku.
- Lecisz zameldować kapitanowi, że jeden typ właśnie przerwał oblężenie za pomocą jednego sprytnego sposobu.
- Hosh-pak go nienawidzi!
- Kapitan nie wierzy Ci i pyta czy przypadkiem słońce Ci nie przygrzało i nie dostałeś udaru.
- Skurwol Ci nie wierzy, mówisz każdemu na zamku, że orków już nie ma.
- Nikt nie wierzy i żartują sobie, że masz udar.
- Kapitan każe Ci iść pilnować orków których nie ma, tym razem 24h na dobę bo twój kumpel nie żyje.
- Jesteś Udar strażnik na murze.

#heheszki #pasta #gothic
rakokuc

Polecam podobną pastę, ale czytaną głosem Diego przez AI: https://m.youtube.com/watch?v=dCd5SL_TRKk&pp=ygURR290aGljIHBhc3RhIHVkYXI%3D


Na YT jest tego sporo i niektóre pasty to czyste złoto.

Koloalu

Taktyczny komentarz na potem

GrindFaterAnona

@Jadlem-rogale szkoda, ze nie gralem w gothica, bym sie teraz posmial. A tak depresja.

Zaloguj się aby komentować

Dziś w #sotd Nishane Hacivat. Kolega @Jurek_Kiler swoimi historiami zainspirował mnie do podzielenia się swoją związaną z Hacivatem. Przy okazji pochwalcie się #conaklaciewariacie ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Ze starym wypiliśmy i z wujkiem zero-pięć... Trzy zero-piątki na trzech. Była godzina druga w nocy i mój stary miał nowy flakon Creeda. Mówił mi... Mój stary miał nowy flakon Creeda Aventusa i mówił mi, że jest w porządku. Ja mówię "co ty pierdolisz, ten Creed Cię jebie na kasę". On wstał, stary wstał i mówi "co Ty kurwa gnoju?" i łape do mnie wystawiał, bo chciał mi liścia zajebać. A ja go na pizdę, fast attack, bomba w oko, na brzuch. Oddechu nie mógł złapać. Sweter miał na sobie, na łeb mu sweter założyłem, bomby od dołu mu walę na nos. Ja miałem tę koszulę, co na wąchaniu w House of Merlo byłem, z guzikami i tak mnie szarpał, że mi wszystkie guziki z koszuli wypadły. Ale najebałem mu. Na drugi dzień przychodzę do starego z flachą zero-pięc i odlewką Hacivata, bo resztka pieniędzy została. Patrzę, a stary na kacu leży na łózku, śliwa pod okiem, a ja do niego mówię "porządny zapach i flachę na zgodę przyniosłem". On mówi "cooo? coooo?". Mówię "no flacha na zgodę, wstawaj, pijemy" i siedziałem z nim, piłem wódkę przy stole i patrzyłem na jego pizdę pod okiem, a on mówi "z czego się kurwa śmiejesz". Ja mówię "posiniało mnie hehehe", a tę pizdę pod okiem miał ode mnie. Idę się odlać Panowie. ZW.
#perfumy #pasta
CheemsFBI userbar
5a5e67a0-140b-446b-9490-30993fc84cd2
Pablo_Pablito_Santo_Subito

@CheemsFBI jak dziś siedzę na wolnym, to można użyć czegoś, co w pracy by pozabijało. Postawiłem na Jacques Bogart Silver Scent, wyborne pachnidło. Jest owocowo, jest chemicznie (ale na mój nos w przyjemny sposób), jest projekcja niczym przy testach nuklearnych, także jest zajebiście ( ͡° ͜ʖ ͡°)

RumClapton

@CheemsFBI Dziś do pracy Eau Sauvahe edt, w lato to wesołe cytrusy w stylu kolońskim a zimą wychodzi z niego taki charakterny retro cytrusiak, odkrywam go na nowo z dejantu, żałuję sprzedania połowy flaszki.

Zaloguj się aby komentować

Zostań Patronem Hejto i odblokuj dodatkowe korzyści tylko dla Patronów

  • Włączona możliwość zarabiania na swoich treściach
  • Całkowity brak reklam na każdym urządzeniu
  • Oznaczenie w postaci rogala , który świadczy o Twoim wsparciu
  • Wcześniejszy dostęp, do wybranych funkcji na Hejto
Zostań Patronem
Po zapoznaniu się z historią Teda, opowiem wam o naszym koledze Julianie. Tak jak Tadek i Heniek, Julek też był z naszej starej, dobrej szkoły. Mówię dobrej, bo była tam zawsze fajna atmosfera i dużo się działo, a ludzie byli charakterni. Była też wysoko w rankingach nauczania, ale odkąd ją przenieśli do nowego budynku poziom podobno spadł, a jej uczniowie to przeważnie jakieś bezpłciowe ciepłe kluchy.

Julian był w porządku, choć nie wszyscy go lubili. Co prawda latem był bardzo wkurwiający, chodził w sandałach i był jakiś taki natrętny. Za to zimą był do zniesienia, tym bardziej że cały czas ssał landrynki więc nie gadał za wiele. Jego cechą charakterystyczną było to, że zawsze miał na sobie coś różowego. Julek dobrze się uczył i był wesołym gościem. Raz byłem nawet u niego w mieszkaniu, ale tylko w kuchni. Miał bardzo czystą kuchenkę, chyba dopiero co sprzątał, bo dało się wyczuć jakiś detergent o zapachu cytrusów. Na stole stały kwiaty białe i niebieskie czy tam fioletowe, nie znam się na nich. Jako, że czasem lubił zapalić papieroska, to na parapecie leżała popielniczka. Chyba sprzątał wtedy po robieniu jakiegoś deseru, bo na blacie szafki leżały laski wanilii, otwarta saszetka z cynamonem, a na podłodze ziarenko kardamonu. Pamiętam, że te wszystkie zapachy które unosiły się wtedy w jego kuchni, przypominały mi zapach landrynek, które tak namiętnie ssał. Ssał je jak się później okazało, nie bez powodu.
Pewnego dnia w okolicy dworca spotkałem Tedzia, pewnie wracał z wypadu na hawajską. W gębie miał jak zwykle śmierdzącego papierosa bez filtra. Przywitał się ze mną, a jego ręka kleiła się od miodu. Miał dziwny wyraz twarzy. Pomyślałem, że znowu zmarło się jednej z jego partnerek, ale jak się okazało - nie o to chodziło. Przekazał mi informację, że widział jak Ciocia Kasia zalecała się do Julka, podobno chciała go zaciągnąć do siebie na numerek. Wtedy Julek miał jej powiedzieć, że nie pójdzie z nią i choć może się jej wydawać inaczej, to on jest stworzony dla mężczyzn. Zapierałem się, że Ciocia Kasia nigdy by czegoś takiego nie zrobiła. Ponieważ Ted był bardzo bezpośredni powiedział, że on też maczał w niej palce i pochwalił mi się, co z nią wyprawiał. Znając go Ciocia Kasia miała szczęście, że przeżyła. W głowie mi się to nie mieściło. Ciocia Kasia jest, żeby jej nie obrazić, dość łatwa i doświadczona. Podobno wszyscy o tym wiedzieli. Przypomniałem sobie wtedy, jak przed laty mówiła o tym, jak to przyłapała siostrzenice z chłopakiem. Co się wtedy działo widzą tylko oni ( ͡~ ͜ʖ ͡°). Nawet nie chcę o tym myśleć. Tedek potrząsnął mną i powtórzył jest stworzony dla mężczyzn rozumiesz? To dlatego chodzi w różowym, on jest HOMO! Odpowiedziałem, że trzeba to sprawdzić, a nie oceniać na podstawie jednej usłyszanej rozmowy i koloru jego ubrań. Dobrze się składało, bo właśnie szedł Heniu. To był po prostu klasa facet. Elegancki z dobrymi manierami i ciętym humorem. Dziwiłem się trochę, że kiedyś podniósł notes Tedka z oszczanej podłogi w kolejowym kiblu. Chociaż pewnie sam bym to zrobił. Ciekawość była wielka i opłaciła się, poznaliśmy w końcu „inne przyjemności” Teda. Myślę, że bez poznania tej tajemnicy nie uwierzyłbym w opowieści o Cioci Kasi, a Heniek na pewno podnosił notes przez chusteczkę, bo zawsze jakąś przy sobie miał. Heniek przywitał się z nami, po czym wyciągnął nawilżaną chusteczkę i wytarł rękę z miodu, który przekazał mu Ted przy podaniu dłoni. Wiedziałeś, że Julian jest homosiem? Zapytał Ted. Nie, a co? Ruchałeś się z nim? Odpowiedział uśmiechnięty Heniek. Na co trochę zdenerwowany Tadziu powiedział, że on tylko dziewczynki i żebym ja mu wszystko wyjaśnił, bo on musi lecieć.
Łapiduch znowu musiał dopisać krzyżyk przy którejś dupie, że on taki nerwowy dzisiaj? Rzucił pytaniem Henryk. Odpowiedziałem, że z Tedkiem nigdy nie wiadomo. Przecież sam dobrze wie, że w notesie miał więcej dup niż pizz. Wtedy ktoś klepnął mnie w plecy. Odwróciłem się i zobaczyłem Krzysztofa z jego kolegą Dawidem Z. Krzysiek też chodził do starej szkoły. Ten to był dopiero charakterny. Macho zadymiarz, twardziel jakich mało. Wysoki, dobrze zbudowany zawsze z zagadkowym uśmieszkiem. Znał wszystkich trzymał się nawet z żulami. Jako jedyny poza Tedem potrafił iść na dwójkę do dworskiego kibla, nawet jeśli zdążyłby do domu, a mieszkał blisko. Przywitaliśmy się wszyscy, a jego kolega Dawid Z. od razu powiedział, że się spieszy i sobie poszedł. Nie znałem go, ale kojarzyłem, że też chodził do naszej szkoły póki jej nie przenieśli. Opowiedziałem chłopakom historię odmowy Julka. Obaj nie mógł uwierzyć, że ktoś oparł się Cioci Kasi. Rozmawialiśmy tak chwilę, aż nagle Krzyś dostrzegł idącego Juliana. Poznaliśmy go z daleka. Różowa kurtka i charakterystyczny krok. Szedł na przystanek. Jaka to szkoda, że Krzysiek nie miał wtedy kluczyków przy sobie, bo tylko jego samochód był na tyle blisko, że moglibyśmy do niego zdążyć przed przyjazdem autobusu, na który szedł Julek. Heniek powiedział, że trudno trzeba odpuścić i lepiej żebyśmy zobaczyli jaki fajny złoty Rolls Royce jedzie. Gdy Krzysiek go zobaczył od razu jak poparzony wyciągnął telefon i zaczął dzwonić machając drugą ręką. Halo, Abdul jestem z kolegami pod dworcem widzisz mnie? Podwieziesz nas gdzieś? Wiem, że masz czas. Zanim Rolls do nas podjechał, Krzysiek powiedział tylko, że to jego kolega Abdul. Podobno pochodzi z bliskiego wschodu, a na jego podwórku znaleźli ropę, dlatego teraz ma dużo kasy i całymi dniami wozi się po mieście. Abdul podjechał, zsunął szybę, powiedział salam alejkum i żebyśmy wsiadali to nas podwiezie gdzie będziemy chcieli. Gdy tylko otworzyliśmy drzwi zajebało tak, jak byśmy gównem po twarzach dostali. Niby Rolls Royce, a śmierdziało jak by podjechał na obsranym wielbłądzie. Podczas wsiadania naprawdę myślałem, że wdepnąłem w gówno, a to były super miękkie dywaniki. O jak wygodnie. Fajnie też, że robiło się już ciemno, bo podsufitka wspaniale się prezentowała. Dokąd was zawieźć bracia? Zapytał Abdul, który był cały obwieszony złotem, przez co wyglądał trochę kiczowato, ale to inna kultura i inny styl. Powiedzieliśmy, żeby jechał za autobusem. Śmialiśmy się, że mamy świetny samochód na taką akcję, w ogóle nie rzucaliśmy się w oczy. Muszę przyznać, że po drugim przystanku zacząłem się przyzwyczajać do zapachu panującego w środku, a z czasem zaczął mi się nawet podobać. W końcu widzimy pętle autobusową, tam Julek już musiał wysiąść. Poprosiliśmy Abdula, żeby nie podjeżdżał za blisko i zapytaliśmy, czy idzie z nami. Odpowiedział, że on nie rusza się z fury i życzył nam miłego wieczoru. I tak szliśmy w bezpiecznym odstępie za Julkiem przez dobre pół godziny, zastanawiając się co my w ogóle robimy. Trudno jak już tyle przeszliśmy, to idziemy dalej. I tak nie mieliśmy nic ważnego do roboty. Po drodze spotkaliśmy jeszcze Marcina, który chętnie do nas dołączył. (Jak się domyślacie, było to jeszcze przed tym całym zajściem z alternatywą Fahrenheita). Julek wreszcie doszedł do celu. Był to klub, nad którym świecił neonowy napis „Błękitna Ostryga”. Szybko ustaliliśmy, że nikt z nas nie zna tego miejsca, ale nie poddajemy się – wbijamy za nim. Przy wejściu stało dwóch rosłych ochroniarzy zapytali nas o wejściówki. Krzysztof bardzo szybko wytłumaczył im, że nie należy go pytać o takie rzeczy. Pierwszemu wyjechał z bani, a drugiego strzelił w mordę. Powiedział w swoim stylu „Widzicie? Myśleli, że są twardzi, ale nie ze mną takie numery, to jakieś cieniasy pewnie chodzili już do nowej szkoły”. Jak już wcześniej wspominałem, Krzyś to był zadymiarz zawsze gotowy do walki i bez wątpienia był najsilniejszy z nas wszystkich. Wchodzimy. W klubie panował straszny zaduch. Pamiętam, że w tle leciała piosenka Glorii Gaynor „I Will Survive”. Strasznie waliło tam stęchlizną, przez którą wyraźnie przebijał się zapach landryn Julka. Rozglądamy się w poszukiwaniu kolegi. Ludzie byli dziwnie poubierani, i widzieliśmy tylko facetów. Facetów tańczących z innymi facetami. Dobrze, że Abdul z nami nie wszedł, bo by krzyczał to swoje HARAM! Marcin był obsrany powiedział, że te homosie na pewno nas wyruchają. Dziwne to było, bo z niego zawsze taki fifarafa był. Na środku parkietu zobaczyliśmy znajomą twarz. To był Michał zwany Miśkiem, ubrany w skórzane ciuchy z winylową czapką w stylu Sado-Maso, a w zębach trzymał różę. Okazało się, że choć dziewczyny bardzo go lubiły on był homo. Dobra, ale gdzie jest Julian? To przecież o niego tu chodzi. Weszliśmy głębiej i w poszukiwaniach zawędrowaliśmy do jakiejś ciemnej kanciapy. Krzysiek zapalił światło i na ścianach zobaczyliśmy zagadkowe tabele. Pierwsza była z napisem WYTRWAŁOŚĆ, a na drugiej napisane było PROJEKCJA. W każdej z nich na pierwszym miejscu wpisany był „Joopek Sexy Doopek”, to pewnie był nasz Julek. Heniek doczytał, że na pierwszej tablicy dopisane było w nawiasie „długość utrzymywania się na drążku”, a przy tym drążku narysowany był penis. To wiele wyjaśniało. Julian zawsze był zawzięty. Ale co to PROJEKCJA? Wtedy już trochę uspokojony, że go jeszcze nikt nie wydymał, Marcin wypalił po swojemu „hehe pewnie najdalej strzela, no wiecie hehe”. Zrozumiałem, ale nigdy bym nie wpadł na coś takiego, a oni wpadli i zrobili z tego zawody. Nagle ktoś naciska klamkę drzwi do kanciapy. Krzysiek choć miał ręce opuszczone, to zawsze stał z lewą nogą lekko wysuniętą do przodu, aby utrzymywać balans i móc szybko przejść do ataku. Drzwi otworzyły się i naszym oczom ukazał się Misiek. Całe szczęście, że to on więc nikt nie dostał po ryju. Zdziwił się gdy nas zobaczył i zaczął tłumaczyć się, że to tylko taka ZABAWA. Gdy zapytaliśmy, kto to jest „Joopek Sexy Doopek” przyznał, że to Julian. Na którego tutaj mówią właśnie Joopek, a niektórzy z poważaniem Joop. Podobno, choć niepozorny to jest naprawdę hardy. A jak się przyssie, to nie da się go pozbyć. Wyjaśniło nam to, dlaczego Julek tak namiętnie całymi dniami ssał te landryny. Po poznaniu prawdy o koledze szybko czmychnęliśmy z Błękitnej Ostrygi, bo właśnie zaczynało się jakieś przedstawienie, którego główną atrakcją miały być popisy Julka. To było dla nas za wiele, nie chcieliśmy na to patrzeć. Od tego czasu na Julka mówimy Joop Homo, a Misiek zyskał przydomek Zabawka.
Zdjęcie oczywiście niepowiązane.

#perfumy #pasta #perfumowapasta
4de747fe-9508-496e-a05d-9e822c35df52
dziadekmarian

Zamówiłem winylową czapkę.

Zaloguj się aby komentować

Z drugiej strony, możemy być jak konie, omawiające swoją przyszłość kiedy wynaleziono samochód.
"No, oczywiście, ludzie będą używać tych nowych maszyn, ale ciągle znajdzie się ktoś kto będzie potrzebować konia."
"No, Te metalowe pudła z powodzeniem zastąpią wozy pasażerskie, ale przecież ktoś musi ciągnąć pługi i sanie?"
"Ciekawe jak ci cwani ludzie będą polować na lisy! Nie można tego przecież robić z samochodu XD"
Populacja koni stale zmniejsza się od roku 1920'tego.
Wiele zawodów zostanie zastąpionych przez AI, ale bezdyskusyjnie pozostanie jeden.
Zawód dla rodziny.
#pasta #heheszki #sztucznainteligencja
e1565943-7b50-478c-b578-63d906f04bbc
dsol17

Zauważ,że konie jednak nie wymarły.Owszem,zostały wyparte z wielu dziedzin życia a ich populacja znacząco spadła - ale nie wymarły a życie tych koni które to przetrwały jest najczęściej statystycznie lepsze.

5tgbnhy6

Tak jak konie zostaniemy jako zwierzątka domowe dla AI do zabawy i prowadzenia na nas eksperymentów społecznych.


https://m.youtube.com/watch?v=7Pq-S557XQU&pp=ygUVaHVtYW5zIG5lZWQgbm90IGFwcGx5

VanQuish

Dzieci będą zawodzić swoich rodziców cały czas to fakt.

Zaloguj się aby komentować

Tym razem zainspirowany komentarzem urzytkownika @Krystyna337 opowiem wam historię o koledze Tadeuszu v2.

Ten to był dopiero wariat. Fan pizzy hawajskiej i nałogowy palacz tanich fajek.
Tadeusz, który postawił sobie wyzwanie, że sprawdzi, w którym mieście jest najlepsza hawajska nie wydając na podróże ani złotówki.
I tak jezdził z miasta do miasta po naszym pięknym kraju. Czasami nie było go nawet kilka dni ale mówił, że i tak nie wydawał kasy na hotele, bo sypiał u koleżanek, które podobno jak to określił pukał.
Podróże w pogoni za najlepszą pizzą spędzał siedząc w tych oszczanych kiblach, żeby nie płacić za bilety i w jednej ręce fajka a w drugiej kawałek hawajskiej. Wtedy też skrzętnie oceniał pizze, a wszystkie wyniki zapisywał w swoim notesie z napisem "rankingi pizz hawajskich oraz inne przyjemności". Notes zawsze miał przy sobie i nigdy nie chciał go nikomu pokazać.
Tadziu był dziwny mówił, że odkrył jak dopracować jego ulubioną pizze. Jebany nie dość, że ananas na pizzy to ten gamoń polewał ją jeszcze miodem.
Nie mogłem go rozgryźć. Jadł po kiblach pizzę z ananasem rękoma klejącymi się od miodu, paląc do tego te śmierdzące fajki a i tak miał powodzenie u kobiet.
Często mówiliśmy mu, że jest dziwakiem, ale jego to w ogóle nie obchodziło. Mówił, że jest jaki jest a przez to, że jest sobą laski go uwielbiają.
Wspominał, że one same proponują mu nocleg a on nie musi ich do niczego namawiać, same wskakują z nim chętnie do łóżka.
Było mu z tym dobrze, bo lubił oszczędzać i nigdy nie wybrzydzał w przypadku kobiet.
Z tymi dupami to w ogóle dziwna sprawa. Często widywałem go z fajnymi niuniami, ale krążyły plotki, że spotyka się też z naprawdę starymi babami.
Pewnego razu kolega Heniek przybiegł do mnie i Marcina z niewiarygodną informacją.
Mówił ciesząc ryja, że jechał pośpiesznym z Krakowa i kiedy poszedł do kibla się odlać zobaczył na oszczanej podłodze UWAGA notes Tadeusza. Niewiarygodne prawda?
Mało obchodziło go to, że notes leżał w takim syfie, bo zawsze interesowało nas co to są te "inne przyjemności".
Heniu otworzył tę małą księgę i dowiedzieliśmy się, że najlepsza hawajska jest w Koszalinie a najgorsza w Starym Sączu. Przyznaliśmy zgodnie ze Tadziu miał zasieg i sumiennie podszedł do sprawy swojego rankingu.
Ale nie to nas interesowało najbardziej, ciekawiły nas te "inne przyjemności". Kurła gdzie one są? Henryk odwrócił notes i zaczął przeglądać go od drugiej strony.
Były tam imiona dziewczyn przy nich nazwy miast, numery telefonów i jakieś numerki. Na początku myśleliśmy, że to znowu ranking tym razem dup.
Szukaliśmy miejsca pierwszego ale nie było. Najniższym numerem było 19 a najwyższym 94, wiele też się powtarzało, a przy niektórych były tajemnicze plusiki. Heniek zauważył, ze plusiki są najczęściej przy tych wysokich numerach.
O co chodzi? Co to za numerki? Co to za plusiki? Wtem Marcin ryknął "pewnie to są krzyże a Tedek je zaruchał na śmierć".
Patrzyliśmy na siebie i w jednym momencie zrozumieliśmy, że te numerki to były lata partnerek Tedka, a krzyżyki to na prawde informacja o zakończeniu ich żywota.
Śmialiśmy się, że te stare prukwy chciały jeszcze przeżyć swój ostatni raz przed śmiercią i akurat trafiały na Tedka, a on zawsze łapał okazję. Od tego czasu nazywamy go Ted Łapiduch.
Zdjęcie niepowiązane( ͡° ͜ʖ ͡°) .
#perfumy #pasta #perfumowapasta
806247b6-5ca4-4c7b-ae11-4ba016c09054
Lodnip

Korzystając z dzisiejszego flow kolegi, to chciałem powiedzieć, że mam prawie całego tedka na wydanie Kupiłem dla beki, ale po kilku podejściach wymiękłem psychicznie, bo za każdym psiknięciem mam przed oczami obraz pana Janka, kierownika z postPGRu, w pobliżu którego pracowałem. Pan Janek z wielkim bębnem obficie się nim oblewał żeby zamaskować popijane w ciągu dnia seteczki (prawdę mówiąc skuteczna metoda)

Zaloguj się aby komentować

Opowiem wam historię jak straciłem najlepszego kumpla.
Marcina poznałem w podstawówce, od pierwszego dnia się polubiliśmy. Siedzieliśmy razem przy jednej ławce, a po szkole chodziliśmy do niego grać w gry na pegasusie. To były stare dobre czasy.
Pamiętam, że gdy tak graliśmy mama zawsze robiła mu napar z rumianku bo miał jakieś problemy zdrowotne.
Marcin mieszkał w domu niedaleko stacji benzynowej, na dole był sklep ze skórzanymi torbami i butami a on mieszkał na piętrze. Bardzo lubiłem tego gościa, miał świetne poczucie humoru i super się dogadywaliśmy.
Był z nim tylko jeden problem, ciężko było go wyciągnąć z domu, zawsze mówił: "po to mam dom, żeby w nim mieszkać, tu mi dobrze".
To było jego dziwactwo, ale tolerowałem je. Też miałem swoje, które Marcin chcąc nie chcąc tolerował.
Moją pasją były perfumy.
Pamiętam jak dziś, kiedy przyjechała Ciocia z zagranicy, i jak dawała mi prezent na urodziny mówiąc, że jestem niezłym przystojniakiem to przy buziaczku poczułem wspaniały zapach, ale do dziś nie wiem co to było. Byłem zbyt nieśmiały, żeby zapytać a po tylu latach pewnie nawet ona nie wie co to było.
Pamiętam tylko, że Mama powiedziała wtedy "ale Kasiu pięknie pachniesz fiołkami, pewnie chłopy się zlatują do Ciebie".
Ciocia odpowiedziała, że na brak chłopów nie narzeka i to nie o perfumy chodzi, a propos perfum to raz nakryła siostrzenice wypachnioną z jakims chłopakiem, ale nie będzie teraz tego opowiadać.
Od tego czasu jestem fanem perfum i poszukuję swojego fiołka idealnego.
Marcin nie podzielał mojej pasji, a ja zawsze chciałem mu pokazać całą moją kolekcję perfum i chodziłem do niego z kieszeniami wypchanymi dekantami, które podtykałem mu pod noś pytając "a ten jak?", Marcin zawsze odpowiadał "no spoko, pachnie" kończąc temat. 
Gdy byliśmy w trzeciej klasie technikum Marcin wraz z rodzicami przeprowadził się do bloku na nowym osiedlu, od tego czasu zaczął wychodzić częściej z domu, lecz coraz gorzej się dogadywaliśmy.
Był jakis inny i z czasem nasza przyjaźń wygasła. Pewnego dnia, ktoś zapukał do mych drzwi, otwieram a tu Marcin rzuca do mnie tekstem "Cześć Jorguś, pamiętasz mnie jeszcze? Może przyda się w końcu to twoje hehe pedalskie hobby, poratowałbyś mnie jakąś perfumą".
Troche zdenerwowany tym tekstem od razu poprawiłem go, że to są PERFUMY a nie perfuma i zapytałem po co mu to.
Odpowiedział, że idzie spotkać się z Mariolą. Też ją znałem, nawet fajną dżaga z niej była.
Pomyślalem, że za to "hehe pedalskie hobby" polece mu Kourosa bo wiem, że Mariole ciągnie na wymioty gdy go czuje(bo sie nie zna), ale przez wzgląd na stare czasy powiedziałem, żeby wszedł do środka i sobie coś wybrał z mojej kolekcji.
Marcin ucieszył się, wszedł za mną do pokoju i pyta "gdzie ta twoja hehe kolekcja? Bo troche tu burdel i nie widzę".
Wtedy przesunąłem drzwi szafy i naszym oczom ukazała się moja wspaniała (jeszcze nie pełna) kolekcja. Od razu usłyszałem: "Kurwa stary Ty jesteś pojebany, podorabiałeś półki i Ci się to nie mieści, już wiem dlaczego trzymasz ciuchy na krzesłach".
Dopytywał jeszcze dlaczego sobie nie poukładam tych dekantów na parapetach i gdzieś w łazience. Powiedziałem tylko, żeby zamknął mordę jak sie nie zna i nie wie co słońce i zmiany temperatury robią z perfumami.
Zaczął sprawdzać od flakonów i kręcił nosem, pytał ile to kosztowało a jak słyszał odpowiedzi to sie smiał, że to nienormalne płacić tyle za pachnącą wodę.
Powiedział, że może znajdzie coś dobrego w tych śmiesznych małych buteleczkach. Poprawiłem go, że to są dekanty, a z butelki to on piwo chleje.
Testował jeden dekant po drugim, aż nagle zaświeciły mu się oczy i pyta co to jest, bo napis był rozmazany na taśmie izolacyjnej. Wącham i mówię, że to fafik. Marcin dopytuje jaki fafik? Co to dokładnie jest?
Odpowiedziałem no Dior Fahrenheit, a co podoba się? Na co Marcin no pewnie bracie to poezja jakaś, wspaniały jest, mogę się psiuknąć? Odpowiedziałem no pewnie wal śmiało. Wypsykał na siepie z pół dekantu 20ml. Tak się zachwycł, że od razu chiał pobiec do sklepu kupić sobie flakon. Gdy powiedziałem, żeby tego nie robił bo znam sklepy internetowe gdzie można kupić taniej oryginalne poprosił mnie, żebym mu zamówił dwa flakony tego cuda.
Od tego czasu wrócił stary dobry Marcin. Znowu spędzaliśmy dużo czasu razem z tym, że nie siedzieliśmy tylko u niego w domu jak kiedyś.
Marcin zawsze i wszędzie używał fafika i mniej więcej co trzy miesiące prosił mnie, żebym zamówił mu flakon 200ml bo najbardziej się opłacał i zlewał się nim jak opętany czy to w lecie, czy w zimie. Nie przeszkadzało mi to bo lubię szukać promocji na perfumy a samego fafika też bardzo lubię.
Pewnego dnia Marcin powiedział, że coś jest nie tak z zapachem. Przeglądając forum perfumowe naczytał się, że fafik miał reformulację, i że to już nie to samo. Był w strasznej rozpaczy. Powiedziałem, żeby się nie martwił bo są różne alternatywy, mniej lub bardziej zbliżone do oryginału.
Poprosił mnie wtedy, żebym znalazł mu taką alternatywę. Nawet się ucieszyłem, że mogę się wykazać i przeglądając fragrantice oraz różne fora trafiłem na The Merchant of Venice La Fenice Pour Homme. Przejrzałem komentarze(w większości przychylne) oraz ceny i akurat była promocja z ponad 7 stów na lekko ponad 300zł. Powiedziałem kumplowi, że jeśli jest w nastroju przygodowym, to może zaryzykować blinda dla odmiany zamiast Diora. Dobrze się składało bo zbliżały się ciepłe dni a to miała być lżejsza, letnia wersja Fahrenheita.
Poprosił mnie zebym to ja zamówił bo nie miał czasu on poda mi blika. Z przyzwyczajenia zamówiłem na siebie z dostawą do paczkomatu gdy zobaczyłem, że paczka już jest gotowa do odbioru w aplikacji, udostępniłem paczkę Marcinowi pisząc smsa
"Siema byczq, w paczkomacie czeka na Ciebie nowa lepsza wersja fafika".
Wieczorem przeglądając tag perfumowy słyszę łomot do drzwi. Pamiętam tylko, że otworzyłem i zobaczyłem wkurwionego Marcina, który w ręce trzymał tulipana z flakonu La Fenice.
Dźgnął mnie wtedy nim kilka razy krzycząc, że co za gówno porównuję do fafika, i że mogłem mu kurwa jeszcze Sauvagea zamówićalbo innego Aventusa.
Tak straciłem mojego najlepszego kumpla, pamiętajcie żeby nie zamawiać perfum w ciemno.
#perfumy #pasta
dziadekmarian

Na takie okazje zawsze mam pod ręką Amirka Drugiego, żeby odpowiednio ukarać agresora bez bicia Ciocia Kasia zajebista. Ale historia tego flakonu... dość niska cena, by poznać człowieka

Krystyna337

@Jurek_Kiler ciekawe czy był taki kolega co zamiast rumianku, skórzanych toreb i stacji benzynowej jeździł pkp i chodził się odlać albo lubił palić najtańsze fajki jedząc hawajską w kiblu xd Propsuje historie i czekam na kolejne

Jurek_Kiler

Cholera nie dopisałem na początku, że ta historia powstała po przeczytaniu komentarza urzytkownika @tango wplotłem tam też część jego komentarza mam nadzieje, że sie nie obrazi.

Zaloguj się aby komentować

>Chodząc kiedyś do licbazy znałem taką Benie.
>Typiara ważyła więcej niż miała wzrostu, także łatwiej było przeskoczyć niż obejść.
>Na jej widok nawet Chodakowska porzuciłaby wszelaką nadzieje na zrobienie z niej fit dupeczki
>Z resztą Benia opierdoliła ją jak kebsa zanim by spróbowała XD
>Pewnego razu stałem se w sklepie po bakłażany i kuskus do kremówek
>i przede mną w kolejce stała ona
>jej potężna masa sprawiała zakrzywianie czasoprzestrzeni
>serio kurwa czułem jak czas gwałtownie zwolnił
>ale jebać
>przede mną była tylko ona i jakiś gówniak
>na oko 10lvl
>bandzioch Berni kołysal się majestatycznie jak rozszalały Bałtyk
>klepnąłbyś a zrobiłby meksykańską fale
>Benia wykłada na lade 10kg cielęciny i kanister oleju rzepakowego
>pewnie będzie robić przekąski na wieczór
>gówniak obczaja Bernie
>widze jak z zaciekawieniem dźga jej fałdy
>nie rób tego młody, myślę sobie
>nie rób bo cie wciągnie
>nagle Berni dzwoni telefon
>rozlega się donośne piiiiiiip piiiiiiiip
>dzieciak odskoczył w tył jak ksiundz przyłapany na stosunku z ministrantem
>zaczyna drzeć ryja:
>,,o kurwa ona cofa”
>śmiechłem
>a potem nie, bo zdziwiona Benia odwróciła się w naszą strone
>pole grawitacyjne przyspieszyło sprawiając że końcówki moich włosów pokryły się lekką siwizną
>popatrzyła na gówniaka
>gówniak uciekł wzrokiem w bok
>chuja to dało bo zajmowała cały kadr
>,,ty mały chujku” rzekła
>sroga lepa na kark spadla na gówniaka niespodziewanie jak kontrola sanepidu w budce z kebsem na rogu
>gówniak w płacz
>fałdy na rękach Berni skaczą wesoło
>za dużo
>musisz interweniować
>,,dlaczego go bijesz” pytam
>,,na pewno uważa że jestem gruba”
>,,i myślisz ze od bicia go schudniesz?” – rzekłem i to był błąd
>Berni ruszyła cwałem w moim kierunku
>podłoga zadrżała jak ministrant wchodzący samotnie na plebanię
>pewnie gdzieś na drugiej półkuli zapadła się ziemia
>Berni szła ku mnie
>dzielące nas 50cm zdawało się nie mieć końca
>pewnie dlatego że sunęła wolniej niż ja do tablicy w szkole
>odwróciłem się
>uciekłem
>kątem opka dostrzegłem gówniaka jak stoi na jej drodze
>jego cienki pisk uwiązł nagle
>do dziś mam wyrzuty sumienia że go zostawiłem
>mieszkam kilometr od tego sklepu
>działo się to 3 dni temu
>teraz gdy wyjrze przez okno widze berni jak się zbliża
>powoli lecz nieubłaganie
>sunie jak pierdolony ślimak na koksie
>chce mnie dopaść
>taki chuj
>pewnie byłaby szybciej ale co jakiś czas rzucam jej zza okna świeży ochłap miesa z promocji
>opierdala go razem z opakowaniem
>wiem że jestem bezpieczny
>mieszkam na 3 pietrze
>rozjebałem winde wczoraj
>nie dostanie mnie
#pasta #heheszki
34f87f34-9977-48c2-847a-c4e4567dff3b

Zaloguj się aby komentować

  • idziesz do hotelu na jedną noc, przydzielają ci pokój nr 3
  • rozkładasz rzeczy i idziesz spać
  • w środku nocy cie budzą, że musisz sie przenieść do pokoju nr 4, ponieważ do hotelu przyjechał nowy gość
  • mówisz że chyba ich pojebało, ale wyrzucają cie z pokoju siłą.
  • Na korytarzu widzisz od gości, każdy wywalony z własnego pokoju.
  • no dobra, idziesz do nowego pokoju bo co masz zrobić. Idziesz spać
  • po 15 minutach cie budzą żebyś wrócił, bo inny gość sie wymeldował
  • Nic dziwnego, sam o tym myślałeś 15 minut temu
  • przenosisz się z powrotem do pokoju nr 3
  • przez okno widzisz że podjeżdża autobus. Jakaś wycieczka szkolna
  • autobus jest wyjątkowo długi. Jedzie i jedzie. Przez okno wygląda jakby pociąg towarowy jechał
  • nagle przychodzi obsługa hotelowa, i każe się przenieść to pokoju z numerem 2 razy większym
  • bo podjechał właśnie autobus z nieskończoną liczbą nowych gości
  • no dobra, pokój nr 6 to zaraz obok.
  • Tracisz nadzieję że się wyśpisz
  • nagle słyszysz ryk jakby co najmniej ruskie czołgami wjechali
  • widzisz nieskończenie wiele nieskończenie wielkich autobusów
  • pukanie do drzwi
  • każą iść do pokoju 2^6
  • jedynie 5 pięter wyżej
  • musisz iść schodami, bo windą ciągle jeżdżą goście
  • jedna z nieskończonych kolejek dostanie pokoje o numerach 2137^1, 2137^2...
  • masz dość, idziesz do właściciela tego pojebanego hotelu
  • widzisz osobę jak na zdjęciu

#heheszki #pasjonaciubogiegozartu #matematyka i może lekko #pasta
e8d02d14-ec54-40de-a69d-66a1c522f2f0
ataxbras

... i o co im chodzi z tymi tabliczkami z hebrajskim alefem i cyferką?

Zaloguj się aby komentować

-wchodzi cejrowski do murzyna
-DZIEŃ DOBRY
-DZIEŃ DOBRY KURWA PO POLSKU NIE ROZUMIESZ?
-DAJ MI TO CO MASZ W RĘCE
-NO DAJ
-PROSZĘ PAŃSTWA TO JEST MURZYN
-HEHE PATRZCIE JAKI GŁUPI xD
-DOBRA IDZIEMY DALEJ
- O! A TU MAMY ŚCIANĘ. KOJARZĄ PAŃSTWO NA PEWNO ŚCIANY POLSKICH DOMÓW? GRUBE, SOLIDNE CEGLANE.
- A TU ŚCIANA Z GUWNA. SRAJĄ DO WIADRA, PROSZĘ PAŃSTWA, WSZYSCY Z WIOSKI DO JEDNEGO I POTEM, PAN SIĘ PRZESUNIE, RĘKAMI TO NABIERAJĄ, MIESZAJĄ ZE SŁOMĄ I, UWAGA STOPIEŃ, I LEPIĄ ŚCIANY.
- I TO SIĘ PROSZĘ PAŃSTWA TRZYMA. JEST SOLIDNE, TANIE W BUDOWIE I CO NAJWAŻNIEJSZE! SPEŁNIA SWOJĄ FUNKCJĘ. A W POLSCE? NO W POLSCE JAK W LESIE.
#pasta #heheszki #cejrowski
0cf7d5ec-3dcc-42b1-b635-b66c65f4da9c
strzepan

@Sloik2078 @FulTun BMW? Czyli Niemcy. Niemcy, proszę pana, Niemcy. Pierwsze skojarzenie: Auschwitz!

a39b5059-93b5-47ff-b6e1-8b9860456dc4
moderacja_sie_nie_myje

@Sloik2078 Mimo, że gościa nie trawie to jego programy to było szczere złoto, nawet jak w nich zmyślał 90% zwyczajów i faktów na bieżąco.

wonsz

@Sloik2078 ronsia, ronsia, hehehe, ronsia...

Zaloguj się aby komentować

Klasyczny Paradoks Bliźniąt wygląda następująco: bierzemy bliźniaków, dajmy na to braci Pierdolec. Załóżmy, że Łukasz Pierdolec nas wkurwił, wysyłamy go więc w kosmos z prędkością bliskiej świetlnej na jakieś pięć lat. Gdy Łukasz wróci na Ziemię, okazuje się, że jego bliźniak jest od niego starszy - Łukasz zapierdalał tak szybko, że doszło do dylatacji czasu. Dla niego podróż trwała parę dni-tygodni, na Ziemi minęło zaś pięć lat.

Paradoks? Gówno, nie paradoks. Co w tym paradoksalnego? W końcu to zwykła, doskonale opisana i zbadana fizyka. Można lepiej. Nie potrzebujemy prędkości światła i dylatacji czasu, aby otrzymać prawdziwie paradoksalane paradoksy bliźniąt. Wystarczy seks, hehe, beniz do baginy XDXDXDXD haha

Paradoks pierwszy
Bracia Pierdolec idą sobie na dziwki. Łukaszowi pęka gumka i jego dziwka zaszła w ciążę. Dziwka serduszko miała złote, ciążę postanowiła donieść, dziewięć miesięcy później urodziła się jej piękna córeczka.
Matka postanowiła pozwać ojca dziecka o alimenty. Żaden z braci nie przyznał się do ojcostwa, dziwka nie była w stanie ich rozróżnić, sąd nakazał więc wykonanie testów genetycznych. I tu sytuacja się nam trochę komplikuje.
Bracia Pierdolec są bliźniętami jednojajowymi. Możemy założyć, że nawet mimo paru spontanicznych mutacji, ich genomy są właściwie identyczne. Obaj bracia kombinują więc w następujący sposób: "jeśli mój brat pierwszy podda się badaniu - test wykaże, że to on jest ojcem, sąd wlepi więc alimenty właśnie jemu, a ja będę czysty". I mieliby rację, odwlekają więc badania jak tylko się da. Sędzia się wkurwił, nakazał zbadanie obu naraz. Wyszło, że obaj są ojcami dziecka z prawdopodobieństwem 99,9%. Jak jest naprawdę - wiedzą tylko Bracia Pierdolec.
I co teraz? Wlepić alimenty losowemu bratu, wlepić obu czy wypierdolić w kosmos braci, dziwkę i dziecko, aby przestali wkurwiać sąd? Paradoks możemy jeszcze bardziej skomplikować: wystarczyłoby, że obu bliźniaków uprawiało w tym samym dniu seks z tą samą dziwką. W takim przypadku Bóg jeden wie, czyje jest dziecko. Jak ustalić ojcostwo? No to chuj wie.
To jest prawdziwy paradoks bliźniąt.

Ale to nie koniec.
Weźmy przypadek Lecha i Jarosława Kaczyńskich. Też jednojajowe bliźniaki, też zakładamy, że mają identyczne genotypy. Lech uprawiał beniz do baginy XDXDXDXDXDXD regularnie, jak to żonaty, nawet doczekał się córki. Jarosław nigdy nie zamoczył. Lechowi i jego małżonce Marii zmarło się w katastrofie/zamachu (niepotrzebne skreślić), Marta Kaczyńska została osierocona. Ale czy na pewno?
Jeśli wykonalibyśmy Jarkowi test na ojcostwo, okazałoby się, że jest ojcem Marty Kaczyńskiej. Fakt, że nigdy nie zamoczył nie przeszkodził mu w tym, by technicznie/genetycznie stał się ojcem dziecka Marii Kaczyńskiej.
Ojciec, który nigdy nie zamoczył i kobieta, która jest osierocona tylko w dwóch trzecich. Paradoksalne?

Ale to jeszcze nie wszystko!
Wyobraźmy sobie braci bliźniaków, którzy biorą sobie za żony siostry bliźniaczki. W obu związkach rodzą się dzieci, jednemu z braci urodziła się córka, drugiemu - syn. Teraz pytanie: czy dziewczynka i chłopczyk są kuzynostwem - czy rodzeństwem? Znów, badania genetyczne jednoznacznie powiedzą, że to rodzeństwo. No ale kurwa, mają przecież zupełnie innych rodziców!
Kuzyni - czy rodzeństwo? Pytanie wbrew pozorom bardzo ważne, jak wiadomo: kto kuzynki nie jebie, ten nigdy nie znajdzie się w niebie, no ale beniz do baginy XDXDXDXDXD siostry, no to trochę nie ten, no.
Pojebana akcja.

I jak tu w ogóle mówić o dylatacji czasu jako paradoksie? To są prawdziwe paradoksy bliźniąt. W ten oto sposób udowodniliśmy wyższość paradoksogenną seksu nad prędkością światła i fizyką relatywistyczną.

Albert Einstein gwałcił małe dzieci.
#pasta #heheszki
mrmydlo

@Sloik2078 No gdzie ten paradoks?

Zaloguj się aby komentować

Anony, co się u mnie ostatnio odjebało to ja nie. Jak co roku chciałem zjeść sobie tę słynną kanapkę drwala. Jednak, jako że nie zarabiam zbyt wiele w swojej gównopracy, a do tego, mimo 29 levelu mieszkam w gównopokoju w gównomieszkaniu z pięcioma obcymi ludźmi, jakimiś studentami itp. to na taką fanaberię musiałem zacząć oszczędzać już od września. Ostatecznie, za cenę żywienia się przez ostatnie dwa tygodnie suchymi bułkami i rezygnacji z konta premium na portalu z małpą z logo udało mi się uzbierać te 28 zł na drwala i 5 zł na colę z Biedronki do zapicia. Poszedłem do McD, a jako że akurat przyjechała wycieczka z podbazy i wszystkie miejsca siedzące były zajęte, wziąłem na wynos. Spieszyłem do swojej wynajmowanej piwnicy, tak, aby burger mi nie wystygł, na szczęście miałem blisko. Byłem już niedaleko bloku w osiedlowej uliczce, gdy zza rogu wyszedł nie kto inny, jak sam lider demokratycznej opozycji, były premier i były przewodniczący Rady Europejskiej, i pewnie wkrótce znowu premier Donald Franciszek Tusk.
Popatrzył się na mnie, na moją torbę z maka i zagaduje, czy przypadkiem nie kupiłem sobie drwala na wynos.
Ja mu zadowolony mówię, że tak panie premierze, czasami trzeba coś mieć od życia i że mi miło, że pan zauważył.
Tusk powiedział mi tylko:
>ŚMIEĆ BĘDZIE JADŁ ŚMIECIE
Mi szczęka opadła i nie wiem o co chodzi. Tusk pyta, której części jego wypowiedzi nie rozumiem, „śmieć”, czy „będzie jadł śmiecie”. No to ja mówię, że wszystko rozumiem tylko nie wiem dlaczego tak mówi. Tusk mówi, że dlatego, że tylko śmieć może jeść takie chujowe, biedackie jedzenie. Że on jako premier i prezydent Europy do dzikich krajów jeździł i jak chcieli tam w ramach pomocy humanitarnej dawać polskie burgery, jakieś drwale czy inne bigmaki to nawet murzyni tego jeść nie chcieli tylko wyrzucali, a ambasady Burkina Faso i Gambii pisały noty protestacyjne, że ich śmieciami chce Europa karmić, więc to wszystko odesłali z powrotem do Polski.
Przechodnie na ulicy już się śmieją pod nosami i patrzą na moją torbę ze stygnącym drwalem, ja już gula w gardle i staram się jakoś jeden za drugim schować ale to nic nie daje. Ale jednak pomyślałem, że nie dam sobą pomiatać nawet znanemu człowiekowi i krzyczę na Tuska, że on sam przecież w kampanii wyborczej chwalił się, że do Tuskobusa swoim ludziom jakieś fastfoody zamawiał, pizze czy burgery, sam widziałem na facebooku bo obserwuję profil Koalicji Obywatelskiej.
Tusk w śmiech i mówi że fast foody to on specjalnie najbliżej w Berlinie albo w Brukseli, w eleganckich zachodnich stolicach zamawia, i mu helikopterem dostarczają w ogrzewaczu na energię atomową, a nie polskie fastfoody gdzie dają do tego chuj wie co, mięso najgorszej jakości i czerstwe pieczywo, i że w Polsce to on jada tylko ekskluzywne potrawy i wyciąga ze skórzanej aktówki ozdobionej biało-czerwonym serduszkiem jakieś eleganckie pudełko na lunch z jakimiś złoceniami, i pokazuje mi swoje jedzenie, o którym nawet nie wiedziałem, jak to się nazywa i mówi że to jest taka jakość tego jedzenia, że jak go lawina w górach zasypie to i przez tydzień mógłby tym się spokojnie żywić.Ja nie daję za wygraną i krzyczę, że przecież on jest liberałem i powinien docenić że ja za własne zarobione pieniądze kupuję sobie na co mam ochotę, choćby i to by było popularne, więc dlaczego on obraża mnie za mój wolny wybór. Tusk na to, że z tym swobodnym kierowaniem się upodobaniami to lewacka propaganda socjalliberałów, której on co prawda musi czasami schlebiać, żeby mieć poparcie tych komuchów od Czarzastego i Zandberga przy powoływaniu rządu, ale to się skończy jak już znowu zostanie premierem, i jakbym czytał np. „Źródło” Ayn Rand to bym wiedział, że prawdziwy liberał nie kieruje się gustami tłumu i nie je czegoś tylko dlatego, że motłoch to wpierdala, chyba że sam jest motłochem, i jakby taka Ayn Rand teraz wstała z grobu i zobaczyła mnie z drwalem to by mi w mordę przypierdoliła, co on wie najlepiej jako twórca Kongresu Liberalno-Demokratycznego.
Ja cały czerwony, nie wiem co powiedzieć, ludzie ryczą ze śmiechu a Tusk mówi mi, żebym się zachował jak zachodni Europejczyk i wypierdolił to gówniane jedzenie. No to biorę torbę z zimnym już drwalem i chcę wyrzucić do kosza na śmieci, ale Tusk mówi, że on dobrze wie, że nie mam silnej woli prawdziwego liberała i nie jestem jak Howard Roark i na pewno jak on pójdzie to ja tego drwala wyciągnę z kosza i zjem. Miałem istotnie taki zamiar, ale Tusk mi kazał oddać sobie torbę z drwalem i mówi, że sam to wypierdoli tak, że tego nie znajdę.
Zapłakany odszedłem, ale niedaleko i schowałem się za altanką śmietnikową, żeby zobaczyć, gdzie Tusk to wyrzuci, żeby gdy odejdzie odzyskać swoją własność. Ale on wyciągnął mojego drwala z torby i zaczął jeść tak łapczywe, że aż roztopiony ser ściekał mu po brodzie. Wychyliłem się trochę zza altany i uchwyciłem jego spojrzenie, a on, patrząc się na mnie i zajadając się drwalem z uśmiechem powiedział „für Deutschland”. Potem jeszcze widziałem, jak sobie robił selfie z tym drwalem, które potem zobaczyłem na profilu KO na fb otagowane #sezonnadrwala.

#pasta #humor
#polityka
bojowonastawionaowca

@az5tcxo4-niekibicujepilkarzom Dodaję tag #polityka

Zaloguj się aby komentować

Twórczość S.Kinga?

-hehe to główny bohater, jest pisarzem/artystą tak jak ja
-se mieszka w dupogrzmotach małych W STANIE MAINE, gdzie wszyscy są pojebanymi wieśniakami, oprócz głównego bohatera i jego rodzinki/pszyjaciół
-każdy pojebany wieśniak jest ważny, więc musimy czytać przez 50 stron o traumie dżona korniszona z dzieciństwa, kiedy był świadkiem jak jego pradziadek utonął w gnojówce po pijaku
-uuuuu uuuuu zaraz się stanie coś strasznego, a nie, jeszcze 30 stron opisu jak dwa stare pierdziele kupujo wóde i płaczo że za eisenhowera było lepij
-UGA BUGA SKURWYSYNU inba się zaczyna, wieśniaki zdychajo szybciej niż twój stary cię robił
-a i jeszcze 60 stron opisu jak dżon korniszon zdycha i widzi swojego pradziadka trenującego nurkowanie w gnojówce
-główny bohater stara się wykurwić z dupogrzmotów ze swoją rodzinką tudzież losową lochą i losowym guwniakiem
-spotyka WIELKIE ZUO, które siało rozpierdol wśród wieśniaków i je załatwia (rzadko) albo przed nim spierdala (często)
-co to właściwie jest i skąd się wzięło? NIGDY SIĘ KURWA NIE DOWIESZ, bo pan autor na tym etapie pisania spada pod biurko napierdolony jak ruski szpadel
-ale w końcu trzeźwieje i pisze obligatoryjny hepi end, gdzie główny bohater i jego przydupasy weseli i uśmiechnięci odjeżdżają w kierunku zachodzącego słonia
-KONIEC

#pasta #heheszki #ksiazki
Hate

Dlatego od Kinga to tylko Dark Tower, bo te thrillery i inne horrorki to flaki z olejem.

Frog

Ekranizacje Kinga są dobre, pod warunkiem, że nie są wierne oryginałowi. A do Kinga szacunek straciłem, jak obejrzałem remake duńskiego "Szpitala Królestwo". Kij w oko.

UnknownSoldier

Tak jak piszą powyżej "Dallas '63" wydaje się wyłamywać z tego schematu. Czytałem też "Baśniową Opowieść" i bardzo mi się spodobała, i również nieco inna - to jednak nie horror, a bardziej powieść, z tym że było to moja pierwsza książka Kinga.

Dzisiaj skończyłem "Smętarz Zwieżąt" i bardziej pasuje pod post

Zaloguj się aby komentować

Ale akcja była wczoraj w McDonald's. Normalnie tam nie jem bo to syf ale podjechalem sobie na kawke z trasy. Wchodze do srodka i kupuje a facet obok mnie zamawia Kanapkę Drwala. No i zagajam do niego, mówię że drogo teraz. On burknał że trochę. Ja mowie, że nie troche tylko 40% procent w porownaniu do zeszłego roku a on przytakuje. No to ja dalej tlumacze mu, że niech popatrzy sobie jak wyglada na obrazku a jak to co dostaje. On cos przytaknał i mowi, że mu smakuje. Ja już na maksa zgrzany, mówię to syf i z paści robiony. Koleś mówi ze wie, i odbiera zamowienie. Wkurwiony wyrywam mu tą kanapke a raczej próbuję bo gosć sie ze mną szarpie. Pytam sie go czy nie rozumie co do niego mówię. Że McDonald to korporacja co go dyma na kasę. Wkurwiony krzyczę na cały glos, że gość zamowił Drwala. Podbiega do mnie jeszcze jakiś facet z kobitą i dwójka dzieci, wszyscy próbujemy ją wyrwać ale on juz wpakował ją sobie do mordy. Ja krzyczę, że tego ni da się jesc, zeby chociaż udawał l, że mu nie smakuje. Jakiś gość wyrywa mu z gardła jeszcze kawałek bułki i wyrzuca do kosza, mnie się jeszcze salaty kawalek udało mu wyjąć zanim polknał, jebany nie odpuszcza. Wpada ochrona i policja, rzucają nas na glebę i kują. Krzyczę jeszcze ze dał sie wydymać systemowi i jest frajerem bez honoru. On tylko usmiecha sie, wyciąga z kosza resztkę bułki i dojada. Na moich oczach. Mowi mi, ze za tydzień tez tu wroci i zamowi to samo. Jak mnie wypuszczą będę tu na nieho czekał. Ja pier... ludzie ogarnijcie sie troche i włączcie myślenie.

#heheszki #mcdonalds #pasta #dzisiajjeszczeniebylo
VikingKing

@mejwen Jprd ale zjeba trafiłeś…

lukmar

Niby mamy 2023 rok, a to co kto lubi jeść nadal potrafi być tematem dyskusji w social-media xd

941a0ac4-c6f6-4fb0-a6fc-7dbcde5ea7fb
MrBean

Nawet dobra ta pasta.

Zaloguj się aby komentować

Ej,
Mieliście tak, że graliscie sobie w grę strategiczną najlepszą frakcją jaka jest do wyboru, która jest w chuj niezbalansowana?
Mapa taka powiedzmy level normal.
Wywołujecie sobie bez problemu dowolne eventy specjalne mające wpływ na wszystkich graczy na planszy. Sami ustalacie ich zasady.
Kontrolujecie większość możliwych do zdobycia przez Was i oponentów budynków "neutralnych".
Do tego macie możliwość przewidywania ruchów przeciwnika za pomocą konsoli.
I jeszcze jedziecie na cheatach na hajs i na zasoby.
I mimo to nagle przegrywacie z dupy XD
Ciągle jesteście top w rankingu, ale nieodwracalnie wasza pozycja spada.
Próbujecie ratować co się da, ale przeciwnicy połączyli się w odpowiedniej chwili i uzbierali siłę wystarczajacą by was pokonać.
Więc dosrywacie im jeszcze ile się da, bo jebać już tego save'a. Ew. próbujecie rozjebac mapę, żeby nikt nie wygrał.

Mieliście tak?XD
Bo ja znak kogoś kto tak miał XDDDD

#gry #pasta
VanQuish

Ja zawsze grając  Dalai Lama w Cywilizacji kończę grę wojną nuklearną i globalną dominacją. Hitlerem zwycięstwem kulturowym i światywym pokojem, a grając Korwinem Mikke zawsze daję dupy na epoce kamienia łupanego, bo to pieprzone komuchy chcą kooperować i nie uznają zasad wolnego rynku.

Zaloguj się aby komentować

#pasta #ambasadorjeja
Pamiętam w jak liceum byłem wielkim fanem Jarka Jakimowicza. Oglądałem młode wilki chyba ze sto razy. Cały pokój miałem w jego plakatach. Chciałem być taki jak on, wyglądać jak on i mówić jak on.
Pewnego dnia zobaczyłem go jak jadł hamburgera w jednym z warszawskich maków. Wyrwałem kartkę z zeszytu i podszedłem do niego. Dukając poprosiłem o autograf, a on odwrócił się, popatrzył na mnie i żując bułkę odpowiedział tylko: "a weś spierdalaj".

W tym momencie coś we mnie pękło. Wróciłem do domu, porwałem wszystkie plakaty tego zjeba i usunąłem konta na wszystkich forach jakimonators. Zacząłem czytać biznesforum, bo moim jedynym celem było ujebanie go. Chciałem, żeby każdy się śmiał z niego, żeby stracił cały szacunek, a do tego potrzebowałem pieniędzy, dużych pieniędzy.

Tej samej nocy poszedłem na osiedlowy parking strzeżony, cieć jak zwykle spał. Dzięki poradnikom z ruskich stron potrafiłem wyciąć katalizator w pięć minut. Byłem w tym coraz lepszy, nawet miałem specjalną piłkę do wycinania. Z czasem zacząłem werbować osiedlowych sebków, którzy wycinali je dla mnie. W końcu kupiłem kawałek placu i otworzyłem skup. Dzięki temu pół województwa wycinało katalizatory sąsiadom dla mnie, ja im płaciłem po kilka stów i byłem kryty. Obroty rosły, aż w końcu generowaliśmy trzy miliony zysku przy czterdziestu milionach obrotów.

Wtedy stwierdziłem, że to już pora. Wynająłem detektywa, który namierzył Jakimowicza. Po kliku dniach wiedziałem, że wynajmuje ludziom mieszkania bez płacenia podatków. Krótki donos do urzędu skarbowego wystarczył, żeby po kilku tygodniach zaczęło się konkretne trzepanko finansów tego buca. Wychodziło coraz więcej spraw i pan Jarek miał zapłacić ponad pół dużej bańki zaległych podatków, do tego kary i odsetki. Jednym słowem był w niezłej dupie.

Wtedy w jego życiu pojawiam się ja. Proponuję mu 500 tys. zł za zostanie twarzą mojej firmy. Odmawia, "bo on jest wielkim aktorem, a to jest uwłaczające". Jeszcze, kurwa, zobaczymy. Wychodzę ze spotkania. Kolejny donos opisujący łamanie ugody z fiskusem sprawia, że rozłożenie na raty przestało obowiązywać. Chuj bombki strzelił. Następnego dnia Jarek dzwoni, że jednak on to bardzo chce zostać twarzą skupu katalizatorów. Tylko, że teraz oferta to marne 200 tys., Jarek rzuca słuchawką. Po chwili telefon dzwoni, aż trzy minuty zajęło mu zdanie sobie sprawy w jak głębokiej dupie się znajduje. Kolejnego dnia podpisujemy umowę. W ciągu trzech miesięcy jego morda znajduje na co trzecim autobusie i co czwartym bilbordzie w Polsce polecając SKUP KATALIZATORÓW.
Ludzie się z niego śmieją i wytykają palcami. Skupu nie mam już od ponad trzech lat, a mimo to cały czas przedłużam umowy reklamowe. Ten gamoń podpisał umowę na pięćdziesiąt lat z możliwością aktualizacji wizerunku.

Właśnie siedzę w maku przy krajowej siódemce i patrzę na bilbord skupu katalizatorów z Jarkiem Jakimowiczem. Aktor ma wymalowanego kutasa na czole. Jestem szczęśliwy, jedyne czego żałuję to, że nie otworzyłem kliniki aborcyjnej albo innego zakładu utylizacji martwych psów.
Okrupnik userbar
69e2bcda-2637-4518-8e97-8bd0fd896d93
jajkosadzone

Pilem kiedys wodke z jakimowiczem ama

Zaloguj się aby komentować

Dziatwy siadajcie to wam opowiem legendę o tym jak w nocy tagów nie używano. Za górami, za lasami były baby z ku...

Ała! Gdzie mnie ścierą babo wstrętna! Taki mi się zarymowało przypadkiem. Khem... Na czym ja to... Za górami, za lasami, za polami pszenicznymi? Czy to żyto było albo pszenżyto? Mniejsza z tym; było królestwo złego króla Białasa. Powiadali że zły się zrobił kiedy mieszkańcy jego królestwa w żartach wpadli do jego kurnika i mu jajka poniszczyli. Na domiar złego w piwnicach jego zamczyska przyłapał nadwornego skrybę jak pucował jego berło, wszystkiemu się jego oblubienica przyglądała, o niej zresztą za chwilę. Zły król Białas tak był rozeźlony od tych wydarzeń, że zaczął lud swój gnębić. Wielu poddanych zostało wygnanych, ci co zostali musieli przestrzegać nowych praw których herold żaden nigdy nie ogłosił. Wiele żartów zakazano, król to był fan jednego faceta z wąsem krótkim to za żarty o tym jegomościu wielu skończyło w lochach. Zas od widoku skryby, oblubienicy I berła zmysły mu się tak pomieszały, że ktokolwiek na widok tęczy się nie uśmiechał to nakazywał za karę rózgą po plecach dziesięć razy wymierzyć. Później to jeszcze kury wypędził i tak oszalał, że w kurniku kaczkę zaczął hodować i nakazywał się jej kłaniać.

Lud zaczął się buntować w czasach kiedy wszystkim zaczęto przybijać tabliczki tagiem zwane modą amerykańską, to tam gdzie Murzynów w kajdanach kazano bawełnę do koszulek zbierać, okrutne królestwo strasznie. Komboje się tam strzelają teraz z elgiebetami - upiorami Slaneusza, bóstwa zmysłów poplątanych które i króla Białasa do popadanie najpewniej doprowadziło i do tego, że tagi wszędzie kazał nosić, pomysł który dojrzał w czarodziejskej krainie, Ćwirklandii.

Woli króla wykonywały sługi jego oblubienicy, wiedźma elfia która była trzydziestą drugą córką swojego ojca, ten z rozpaczy rzucił się w przepaść zresztą z tego nieszczęścia. Sługi jej to były chochliki złośliwe i nad wyraz głupie, z ust im ślina cięgiem ciekła i paskudne miały oblicza tak że nikt ich nawet w Księdze Oblicz nie mógł dojrzeć. Zwały się mordyryjtorami, bo im się mordy w ryje wykrzywiały i pilnowały co by każdy przykładnie tagi swoje nosił i żeby porządek był pod tym względem ale też niesprawiedliwe prawa króla też na niewinnych podanych wymuszały.
Wiedźma z usłużnymi jednak byli leniwi strasznie, oczy też mieli do niczegi i pomimo, że król chciał by tagi noszono zawsze to w nocy krnąbrni mieszkańcy rozzłoszczeni zachowaniem monarchy na przekór prawom okrutnym.
Nic to jednak, na nic takie protesty! Zły Białas Bezjajeczny tylko jeszcze bardziej się pieklił i coraz to surowsze prawa wymuszał. Za noszenie papaji o złej porze która to pora była inna każdego innego dnia i nikt nie wiedział jaka jest odpowiednia zamieniał poddanych w banany! Całusy tylko ich mogły odczarować ale banan musiał być umyty, czysty banan to podstawa!

Kiedy indziej co inszego wyprawiał Białas bowiem zgubił swoje berło i chciał kupić nowe, nie wiedząc że to nie berło jest ważne ale osoba je niosąca! Nazaprszał hultajstwa najgorszego z okolicznych krain, wszyscy oni też zresztą kurnikową kaczkę czcili i ci złoczyńcy króla złotem obdarowywali co by nie musieć prawa tagów przestrzegać jak i wszystkich innych, teraz oprócz króla, elfiej wiedźmy, mordyryjtorów jeszcze kaczkowi bandyci męczyli mieszkańców przeraźliwie! Mianowicie brali kacze łajno i pod nos innym podstawiali pod nos, czy to się komu podobało czy nie...

No, dziateczki moje złote nawystarcza wam tych opowieści na teraz. Nauka z tego taka wypłynęła, że co rozsądniejsi poddani opuścili królestwo straszliwego Białasa, rozeszli się po okolicy szukając lepszego miejsca do życia. Tedy sami spamiętajcie co by tortur nie znosić nadaremnie.

- Dziadku, dziadku! Ale do jakiego królestwa najwięcej zbiegło mieszkańców?!

- Chuj to...

Dziadek nie dokończył, baba go wałkiem przez łeb zdzieliła, że aż mu przed oczyma gwiazdy wyskoczyły. Od tej pory wszyscy żyli jakotako i może mogłoby być lepiej ale na pewno mogłoby być znacznie dla nich gorzej. I ja tam byłem, miód i wino piłem. Jeszcze wam powiem, żebyśta mordyryjatorów z bardziej moderatywnymi ludźmi nie pomylili w inszych krajach.

#heheszki #literatura co prawda to nie jest #pasta ale żeście się ostatnio prosili o to niech wam będzie ale żeby to była pasta to pamiętajcie, że to całe, do tagów, przeklejać trzeba, bo inaczej się nie liczy!

Zaloguj się aby komentować

Byłem sobie ostatnio w Tesco i zdałem sobie sprawę z tego, że chyba z dziesięć lat nie jadłem żelków. Stoi facet, lat trzydzieści pięć, łysina się zaznacza zakolami większymi niż ma Amazonka w górnym biegu, i ogląda żelki jak mały knyp. No i upatrzyłem sobie - Haribo sugar free. No spoko, bez cukru to może mi dziąseł nie wypali bo słodyczy to nie jadłem w hooy długo. Kupiłem sobie taką paczkę 2kg i szczęśliwy podbijam do kasy. Za mną jakiś starszy pan. Stuka mnie w ramię i mówi:
-Tylko pan ich nie jedz za dużo, bo jak wnuczce kupiłem to dwa dni z kibla nie wychodziła.
Nie dałem o to najmniejszego jebania(od kiedy mój bratanek zjadł całego szluga i wysrał kiepa nic mnie już nie zdziwi, ale to temat na osobną historię), zapłaciłem za wszytko i wychodzę. Ale po jakimś czasie dałem jebanie. I pomyślałem sobie "a hooy, spróbuję."

Wbijam do domu(oczywiście nie mówię dzień dobry bo mieszkam sam, żadna nie odważy się spojrzeć na moje piękne, kuliste ciało), jem sobie obiadek, i coraz bardziej myślę o żelkach. Szybko wpieprzyłem mielone(sprzed 4 dni, ale tbw) i otwieram paczkę. Te misie, matko, jakie piękne! Żebyście wy to widzieli. To nie jakieś tam zwykłe żelki pizdryki ze sklepu, tylko dosłownie każdy miś patrzy na ciebie i się uśmiecha. Pragnie, żebyś go wchłonął. No i zacząłem je wchłaniać. W międzyczasie zadzwonił dzwonek do drzwi - jak się okazało, brat wpadł z ww. bratankiem. No i tak siedzimy sobie, my z bratem po kawce, młody prawilnie spija soczek z wysokiej szklanki jak browara. Ojebaliśmy może ze trzy czwarte tej paczki(tak z półtora kilo), kiedy usłyszałem bulgotanie. Ale to nie takie bulgotanie jak bączek w wannie, tylko takie jak to wyśpiewują mnisi z Tybetu czy innego zapizdowa. Młody czerwony, spuścił łeb, zdążyłby nawet szklankę po tym soku umyć zanim to bulgotanie ustało.
-Tata, kupa.
-No słyszę
No i jak brat wstawał, to tylko spojrzał na mnie oczami jak 5 złotych i jak nie pierdolnął bączura, to myślałem że mu spodnie rozerwie. Brzmiał dosłownie jak stary Wartburg, i to przez dobre 10 sekund.
-Coś ty nam kurwa dał?
-No zwykłe że... - i nagle jakbym dostał pięścią w brzuch. Tak mnie skręciło, że się zjebałem z krzesła. No i zjebałem.

Co potem się działo to była fekaliopokalipsa. Młody oczywiście nie doszedł do kibla, zasrał próg w kuchni i kawałek przedpokoju. Brat w ostatniej chwili podłożył sobie garnek, fajny taki nowy, pięciolitrowy, i w trzy sekundy się z niego wylało. Kurwa nie dość, że garnek zasrany, to jeszcze brat się patrzy na mnie jakbym nie wiem co mu zrobił. A ja sram na podłogę i krzyczę z bólu, bo mnie skręca jakby mnie zombie gryzły. Brat wtóruje, młody wyje sopranem. No istny performance, oprócz wrażeń wizualnych mamy jeszcze śpiew i breakdance w konwulsjach.

Po pięciu minutach pierwsza fala ustąpiła. Co za debil wymyślił żelki-misie, które w jelitach zmieniają się w niedźwiedzie polarne? Brat patrzy na mnie, ja na brata, młody patrzy tępym wzrokiem przed siebie. Nawet on czegoś takiego z siebie nie wyrzucił, a oprócz wcześniej wspomnianego szluga ma na swoim koncie więcej podobnych wyczynów. Już zacząłem iść po wiadro, i to był dobry odruch. Druga fala przyszła tak niespodziewanie, że ledwo zdążyłem kucnąć nad wiadrem. Młody popuszcza jakieś mokre bąki, a ja kurczowo trzymam się drzwi od łazienki podczas gdy furia szatana niszczy wiadro. Brat siedzi wyczerpany na krześle i mówi:
-O, dobra. Ten będzie suchy.
Po jego twarzy wywnioskowałem, że nie bardzo. Zaraz zaczął się zwijać i spadł z tego krzesła, prosto we wcześniej pozostawione przez niego gówno. Ta fala trwała jakieś dwadzieścia minut, i czułem że jak przyjdzie jeszcze jedna to wysram materię pozakosmiczną, bo gówna to tam już nie będzie. W międzyczasie słyszę stukanie w rury. Jakby ta stara raszpla z piętra niżej wiedziała przez co przechodziliśmy, to już by co najwyżej w wieko trumny mogła pukać.

Do czwartej fali byliśmy już przygotowani niemal strategicznie - młody zajął kibel bo najwygodniej, a my z bratem siedzimy oparci dłońmi o brzeg wanny. I czekamy. Nagle jak lecącego Apache wroga słyszę takie łopotanie. I zaczyna się desant, który trwa kolejne czterdzieści minut. To już był rekord. Nie wiedziałem, że mam w sobie tyle czegokolwiek - myślałem w pewnej chwili, że jelitom już się popierdoliło do reszty i zaczęły się wywijać na lewą stronę. Nagle walenie do drzwi.
-Spierdalać!
-Panie Gównalski, otwierać! Policja!
-Sram!
-Gówno mnie to obchodzi! Otwierać!
-Pięć minut!
Jelita pozwoliły mi wstać po dwunastu. Otworzyłem drzwi, i nie zdążyłem nawet przyjrzeć się policjantowi, bo pierdolnął na glebę jak kawka XD raszpla szepnęła tylko "o boże" i zaczęła zbiegać po schodach. Dała radę zejść po dwóch zanim zgasły jej światła. Zamknąłem drzwi(przy okazji wychlapując trochę niedźwiedziego łupu na klatkę schodową), i zdążyłem dojść do drzwi od łazienki, kiedy się znowu zaczęło. Czułem, jak gorąca magma opuszcza mój wulkan i tworzy nowe połacie lądu na podłodze mojego przedpokoju. Było tam wszystko - rzeki, małe pagórki i dolinki, nawet coś na kształt naszej komendy policji. Zrezygnowany brat z tępym wzrokiem osunął się dupą do wanny i tak już siedział w środku, stopniowo robiąc coraz głębszą błotną kąpiel. Mówię wam, wyglądało gorzej niż te kible w "Trainspotting."

Koniec końców, spędziliśmy jakieś sześć godzin walcząc z tymi niedźwiedziami. Młody miał mniej w sobie więc po czterech godzinach tylko siedział w rogu kibla i cichutko płakał. Mieszkanie było wynajęte, więc trochę przyps, bo posprzątać trzeba. Po czterech dniach było w miarę ok(poza smrodem), a worki wyjebałem do lokalnej oczyszczalni ścieków bo po godzinie spuszczania w kiblu zapchałem i zrobił się mały wylew. Myślałem, żeby zacząć to gówno ściągać z podłogi jak wodę z akwarium (wiecie, gumowa rurka, zasysanie i lecimy), ale w ostatniej chwili brat mi wyrwał węża z ręki i pierdolnął nim w głowę. Jak znosiłem worki po klatce schodowej to wylewałem trochę pod wycieraczkę tej starej psiochy, niech ma to zdarzenie w pamięci do końca swojego życia XD

Epilog: zgubiłem tego dnia 12 kilo. DWANAŚCIE. Niech mi żadna Ewa Koniakowska czy inna Mela B nie pierdoli, że jej dieta jest skuteczniejsza. Po tym, jak tydzień nie było mnie w pracy wyjebali mnie z firmy ochroniarskiej. Zatrudniłem się w restauracji. I jak przychodzą jakieś gnojki które są za głośno to daję im miseczkę żelków "dla szanownych klientów." Przecież się gówniarze (hehe) nie przyznają rodzicom, że wpieprzały słodycze. A ja mam ubaw, widząc ich skręcone małe ryje XD brat dalej się do mnie nie odzywa, ale myślę że mu niedługo przejdzie.
#pasta #heheszki
sraty-pierdaty

W całej paście odrzuca mnie to że w Polsce nie ma już Tesco

ivanar

Bo ta pasta ma tyle.lat co tesxo

con987

Chciałbym zobaczyć ekranizacje tej pasty w wykonaniu Walaszka...xD

Gracz_Komputerowy

@Sloik2078 świetna pasta ale proszę mi wytłumaczyć słowo jebanie, w tym kontekście:

a7cadaaf-1eac-4f6a-912d-6669b4ec1cc3
5tgbnhy6

@Gracz_Komputerowy not giving a fuck, kalka językowa

Gracz_Komputerowy

No ale jak to sparafrazować? Nie przejąć się? Nie zwrócić uwagi?

Zaloguj się aby komentować

Co za inba, anony. Wychodzę sobie do kuchni, robię sobie kawę, jajecznicę... chciałem zrobić sobie śniadanie. Wiadomo, kawę trzeba zaprawić cukrem, bo jaki człowiek by to pił. Wszystko sobie już naszykowałem, kiedy ogarnąłem, że zapomniałem właśnie o cukrze, pozdro slowpoke. No to otwieram szafkę, patrzę, a mój współlokator z Kaszub zostawił tam swoją tabakierkę. Nigdy nie wciągałem tabaki, a tu nagle tak złapałem taką chętkę, to pomyślałem sobie, czeeeemu by nie spróbować. Kiedy posłodziłem, a potem wypiłem kawę, nasypałem sobie tabaki koło kciuka, tak jak trzeba, wziąłem porządnego niucha... i nagle zrobiło sã jakbë czórno-mòdro. A wszãdze widzã jantarë.
ŁOOOO MATIZERNOGA CO ŻEM JEM ÙZDRZÔŁ, CHÙTKÒ JEM ÒSTAŁ OBARKŁI. WTIM ÙKAZUJE SÃ PÒCZESTNY PÒÉTA ALEKSANDER MAJKÒWSCZI, I LENO MIE GÔDÔ COS O REMÙSE Ë JACZI KARZE CO JÃ TOCZIŁ JAK PÒ KASZËBACH JAKNO JACZI RIDOWNIK Ë ŻE KASZËBI ZNÔWÙ BÃDĄ WIÔLDŻI Ë PIÃKNI. STARI Ë PÒRWISTI, MIE SO WIDZY JAKBË ÒN NI MIÔŁ DAWNO NA SMÃTÔRZU LEŻEC! I TERÔ JÔ NICK Z KASZËBSCZÉGÒ JÃZËKA NIE ROZMIEJA. ZDAJE MIE SO, AŻE TA TABAKE BËŁA JAKA SPIEKLONA.
#pasta #heheszki #kaszuby
Sweet_acc_pr0sa

@Sloik2078 z gorzka kawa jest tak, ze jak przez 2 tygodnie bedziesz pic gorzka, to juz nigdy slodzonej nie tkniesz

MrBean

Za długi tekst po kaszubsku.

dolchus

@Sloik2078 translator gogle nie ma kaszubskiego, tym razem się nie pośmieję z puenty.

Zaloguj się aby komentować

To jest Witek (ten widoczny na obrazku). Witek to połączenie człowieka z cyborgiem-jest nieśmiertelny. Historia miała miejcie na jednym z wielu wesel gdzie mamy przyjemność poznać bardzo wielu ludzi-lecz Witek długo zostanie nam w pamieci. Więc moze przybliże jego postać w postaci harmonogramu:-)
godz. 17.40 Witek zjawia sie na weselu niczym dźin z magicznej lampy
17.45 Witek otwiera pierwsza butelke wódki
18.00 ciepłe danie-Witek nakłada każdemu 18.20 Witek kończy rozlewac 3-cią butelke wódki
18.30 Po co mi ta marynarka?
19.00 Jego towarzysze kieliszka zaczynają odmawiać picia-on sie nie poddaje
19.30 Pierwszy taniec-ale zaraz, gdzie sie podział Witek?!?
19.35 Nasz cyborg wychodzi z kuchni- pił tam już ze wszystkimi
20.00 Huczna zabawa-król parkietu obraca wszystkie ciocie
21.00 A teraz idziemy na jednego- mocno widoczne znaki dzialania alkoholu, ale nie poddaje sie
21.45 Witek wypił juz z kazdym gosciem obecnym na weselu
22.30 Witek tanczy na krześle
22.32 o przepraszam-zaczyna wchodzić na stół
23.00 jego kompani sasiedzi przy stole mówią ze maja juz dość
23.10 Witek zaczyna pić na drugą nogę z każdym gościem po kolei
00.00 OCZEPINY!!! Witek gwiazdą wieczoru-zespół nie może wyjść z podziwu
00.50 Witek pomaga roznosić tort---polejcie jak juz u Was jestem
01.30 Witek przekroczył "DAWKĘ ŚMIERTELNĄ" trzykrotnie
02.00 Nieśmiertelnego przyprowadzaja do naszego baru;-) Co Ci podac?- www.... wwyyy.... wóóód....-czystej mi polejcie! ale nie w kieliszek-w ta dużą szklanke. - nasz klient nasz Pan! Prosze bardzo Panie Witku, tu są jeszcze owoce na zakąske. (ilość wódki widoczna na zdjeciu-poszło wszystko)
02.30 miło bylo z Wami ale musze iść jeszcze napić sie z zespołem-tak przynajmniej sobie to przetlumaczyłem z jezyka marsjańskiego
03.00 wszyscy kompani Witka śpią juz od 2 godzin w samochodach
03.20 Witek ponownie wkracza na parkiet-prawa fizyki zostały obalone
04.30 zaczynamy sie powoli zbierać z barem- Witek osusza stół wiejski
05.10 Koniec wesela-Witek pomaga obsłudze sprzątać... Na moje oko 13 promili... Nie wiem-nie umiem wytłumaczyć jak jest to możliwe, ale jednak- Witek przepił wódke;-)

#pasta
#heheszki
18b8413a-3a96-4af0-96c0-b1c58c7295e0

Zaloguj się aby komentować