#naopowiesci

16
112
Pomysł na opowiadanie do konkursu #naopowiesci , a w zasadzie na bajkę, przyszedł mi dwa dni temu, gdy o 6:00 rano próbowałam z powrotem zasnąć. Napisałam ją z myślą o dużych i małych, więc a nuż nada się na wieczorną czytankę dla Waszych pociech. Tylko końcówkę trzebaby było wyrzucić - ale bez spoilerów

***

To, co utracone

Za siedmioma lasami, za siedmioma morzami, w krainie, w której ludzie witali się, pocierając się nosami, żyła-była piękna, lecz surowa królowa. Rządziła ona tymi stronami od kilku lat, od śmierci swojego męża i córeczki. Wszyscy poddani szanowali królową, lecz odczuwali lęk, gdy musieli przed nią stanąć. Królowa świdrowała każdego swoimi lodowatymi oczami i nie znosiła użalania się nad sobą. Gdy któryś z petentów zaczynał ronić łzy nad swym losem, natychmiast fukała ze złości i ostentacyjnie poprawiała pelerynę.

Poddani próbowali udobruchać królową podarunkami. Przynosili kosze zbieranych w pocie czoła owoców, przyprowadzali najlepsze krowy, kładli przed nią udziergane swetry i wyrzeźbione z drewna ptaszki… Królowa machała na te wszystkie dary ręką.

Pewnego dnia do pałacu przybył kupiec, wioząc za sobą wielką skrzynię, przykrytą burgundowym atłasem. Podniosła się ona nieco na swoim tronie i wbiła lodowate oczy w kupca.
- Czego tu szukasz, handlarzu?, - przemówiła cichym, acz stanowczym głosem królowa. 
- Witaj, królowo, - odpowiedział kupiec. - Przybywam do ciebie po podróży, która zajęła mi dziesięć lat, a w którą wyprawił mnie król.
Dworzanie przestali szeptać, zamurowani, i wbili oczy w swoją władczynię. Królowa nerwowo poprawiła się w fotelu, nie dając po sobie poznać, jak bardzo poruszyła ją odpowiedź kupca. Wnet przemówiła:
- Dokąd to, powiedz, wysłał cię mój mąż? 
- Jaśnie pani, wysłał mnie po prezent dla ciebie.
Dworzanie zaczęli nerwowo szeptać. Cóż za podarek kazał sprowadzić ich świętej pamięci król, że zdobycie go zajęło aż dziesięć lat? Czy była to skrzynia pełna złota? Najdroższe klejnoty? Tkaniny mieniące się jak gwiazdy?
- No dobrze, - powiedziała skonsternowana królowa. - Pokaż, co przywiozłeś.
Kupiec pokłonił się, a następnie jednym płynnym ruchem ściągnął atłas. 
Po sali rozległo się głośne “Ooooch!”. Dworzanie patrzyli z przerażeniem na kreaturę, która łypała na nich oczami z wielkiego akwarium. Leniwe ruchy jej zielonkawego ciała budziły jeszcze większą grozę w poddanych. Nigdy wcześniej nie widzieli takiego dziwa.
Z przerażeniem w oczach spojrzeli na królową, gotowi zobaczyć jej furię. Kto przyprowadza przed lico władczyni tak plugawą istotę?
Lecz królowa wpatrywała się w zwierzę jak urzeczona. Z otwartymi w uśmiechu ustami przyglądała się swojemu prezentowi.
- Jak nazywa się to stworzenie? - jej oczy błysnęły.
- Z uwagi na osiem ramion tej kreatury rybacy nazwali ją ośmiornicą. Wybacz im brak kreatywności, to prości ludzie…
- Ależ nie, pasuje do niej idealnie! - klasnęła w dłonie. - Ośmiornico, witaj w pałacu!
Dworzanie popatrzeli po sobie, lekko skonsternowani. Niektórzy z nich krzywili się, inni zaczęli szeptać o tym, że królowa postradała zmysły. Ona jednak, jakby nie słysząc głosów zaniepokojenia, przemówiła:
- Pragnę, by łowczy uszykował dla niej akwarium i ulokował w mojej sypialni!
Pojawiły się głośniejsze protesty, ale królowa wstała i stanowczo przemówiła:
- Cisza! Zostało postanowione, i tak ma być!

***

Królowa każdego dnia siadała przed akwarium i wpatrywała się w ciemne oczy ośmiornicy. Przestała wychodzić do ludu, nie dojadała, zarzuciła nawet codzienny zwyczaj zanoszenia kwiatów na grób króla i księżniczki. Jej służba prosiła ją, błagała, aby powróciła do swoich obowiązków. Wszystko na marne. Nie pomógł nawet pałacowy błazen, który po godzinie wyszedł całkiem załamany, mnąc w dłoniach czapkę z dzwoneczkami i łkając:
- Kimże jestem, jeśli pani nie chce obdarzyć mnie nawet spojrzeniem?

Gdy nadchodził wieczór, pozostawiona w samotności królowa zaczynała nucić ośmiornicy kołysankę, którą wcześniej usypiała swoją ukochaną córeczkę. Ośmiornica mrużyła wówczas oczy i usypiała, a po chwili zasypiała też władczyni.

Gdy któregoś razu królowa zanuciła inną niż zwykle melodię, usłyszała w swojej głowie donośny głos:
- Dlaczego śpiewasz mi inną pieśń?
Królowa natychmiast przerwała i podniosła głowę. Po chwili, wpatrując się w ośmiornicę, zapytała:
- Nie podoba ci się?
- Jest inna, - odpowiedział głos. - Nie lubię innego.
- Ja również nie lubię zmian, - wyszeptała królowa. - A jednak świat się zmienia. Spójrz, kiedyś byłam szczęśliwa. Miałam męża i dziecko, których kochałam. Ale teraz… teraz jest inaczej, świat się zmienił.
- Mogę pomóc ci odzyskać to, co utracone. - rozbrzmiał głos.
Królowa wyprostowała się na fotelu.
- Naprawdę możesz mi pomóc? W jaki sposób? Jesteś przecież tylko ośmiornicą. - zwątpiła królowa. 
- Potrafię trochę więcej. Ale musisz coś zrobić.
- I odzyskam wtedy bliskich? - spytała władczyni, by się upewnić.
- Odzyskasz to, co utraciłaś.
Królowa wstała z fotela i zaczęła krążyć po pokoju, zastanawiając się. Myśl o tym, że mogła odzyskać męża i córkę, powodowała szybsze bicie jej serca. 
Po chwili odrzekła:
- Zgadzam się. Co mam robić?
Ośmiornica podpłynęła do szyby i wbiła wzrok w królową.
- Będziesz musiała przejść trzy próby. Jeśli je spełnisz, odzyskasz utracone. - rozbrzmiał głos.
- Próby? - zapytała zaniepokojona.
- Twoją pierwszą próbą będzie spędzenie siedmiu dni na pustyni. Musisz pojechać na nią w samotności. Możesz powiedzieć dworzanom, że wyruszasz. Ze swej podróży przywieź mi kwiat pustyni.
Królowa zawahała się, lecz pokiwała głową.
- A dwie pozostałe próby?
- Dowiesz się, gdy wrócisz z kwiatem pustyni.

***

Królowa spakowała najpotrzebniejsze rzeczy i ruszyła w podróż. Dworzanie patrzeli oniemiali, gdy odjeżdżała mówiąc, że wkrótce do nich wróci. 
Po tygodniach podróży dotarła na pustynię. Słońce prażyło niemiłosiernie, lecz była na to przygotowana. Poprawiła kapelusz i ruszyła do przodu.
Jej myśli kierowały się ku mężowi i córce. Każdego dnia zastanawiała się, jak wyglądałaby ta podróż, gdyby mogli przeżyć ją razem. Wciąż rozglądała się za kwiatem pustyni, nie mogąc znaleźć wśród piasku nic, co by go przypominało. 
Szóstego dnia, gdy słońce chyliło się ku zachodowi, natrafiła na człowieka, który odpoczywał w cieniu akacji. Podeszła do niego i zapytała, czy może mu towarzyszyć. Gdy na nią spojrzał, zmroziło ją. Miał zupełnie takie oczy, jak jej zmarły mąż. 
Nieznajomy poklepał piach obok siebie, zachęcając do tego, by się przysiadła.
- Napijesz się herbaty? - zapytał nieznajomy.
Zaskoczona królowa pokiwała głową i otuliła dłońmi mały metalowy kubeczek. W środku wirował mały, kulisty kształt.
- Co znajduje się w środku? - spytała zaskoczona królowa.
- To kwiat pustyni. Z niego przyrządzam napar, który orzeźwia i koi myśli.
Królowa uśmiechnęła się, zadowolona. Zapytała nieznajomego, czy może zachować kwiat po wypiciu herbaty. Zgodził się.
- Powiedz, co cię tu sprowadza. - z uśmiechem spytał nieznajomy.
- Pewna ośmiornica kazała mi udać się na pustynię, by przywieźć kwiat pustyni. Dzięki niemu odzyskam męża i córkę.
- Zaginęli? - zapytał obcy. 
- Stracili życie, wracając do domu. Ich statek rozbił się o klif, gdy byli tuż przy królewskim porcie. Widziałam z okna, jak fale znoszą go na skały… a potem znajdowaliśmy już tylko deski.
Uświadomiła sobie, że był to pierwszy raz, gdy powiedziała komuś o tej tragedii. Zaskoczona zauważyła, że nieznajomy chwycił ją za dłoń i lekko ją ścisnął.
- Dziękuję, że mi o tym opowiedziałaś. Na pewno patrzą na ciebie z góry.
Królowa spojrzała na niego i pokiwała głową, uśmiechając się lekko.

***

Po powrocie z pustyni królowa natychmiast popędziła do swojej sypialni. Triumfalnie wystawiła rękę przed ośmiornicą i zawołała:
- Zdobyłam kwiat pustyni!
- Gratuluję, - rozbrzmiał głos w jej głowie. - Jesteś gotowa na drugą próbę? 
- Jestem! Co chcesz, bym zrobiła?
- Musisz udać się samotnie na przeciwległy kraniec swojego królestwa i przynieść zeń pukiel wełny ze złotej owcy. Nie możesz nikomu zdradzić, kim jesteś.
Królowa pokiwała głową z poważną miną. Natychmiast posłała po służkę, by przygotowała jej przebranie, i sama zaczęła się pakować.

***

Po kilku dniach podróży przybyła na skraj dominium. Otaczały ją liche chaty, marne ogródki warzywne i dzieci w podartych ubrankach. Na polu pasły się wychudzone krowy. Nigdzie nie było widać owiec.
Królowa zeszła z konia, i prowadząc go, ruszyła pomiędzy chaty. 
Po chwili spaceru, gdy już miała zawracać, poczuła ciągnięcie za brzeg spódnicy. Obróciła się. Stała przed nią dziewczynka.
- Kim jesteś? - zapytało dziecko, uśmiechając się szeroko. 
Serce królowej zabiło mocniej, bo dziewczynka miała taki sam głos, jak jej zmarła córka. Po chwili, drżącym głosem, odpowiedziała:
- Jestem nietutejsza, szukam… - przerwała i zapytała z walącym sercem: - Gdzie są twoi rodzice? 
- Tata pojechał na wojnę. A mama poszła na pole, - powiedziała dziewczynka. Serce królowej uspokoiło się nieco, choć poczuła ukłucie żalu. - Wracasz z wojny, Nietuszesza?
Królowa wspomniała czasy, gdy jej mąż ruszał na bitwy. Modliła się wtedy, by wrócił cały i zdrowy, choć zawsze była przekonana, że widzi go ostatni raz. Wspomniała, że gdy wyruszał z córką w podróż, nie przeszło jej to przez myśl. Poczuła wstyd, bo nagle zrozumiała, że wojna, którą rozpoczął jej mąż, wciąż trwa i zbiera żniwo. 
- Nigdy nie byłam na wojnie, - powiedziała dziewczynce. - Ale myślę, że twój tata wróci cały i zdrowy, - dodała, postanowiwszy doprowadzić do pokoju, gdy tylko wróci. Po chwili spytała dziewczynkę: - Tęsknisz za nim?
- Trochę. Ale tata powiedział, że nawet, gdy go nie ma obok mnie, to zawsze jest, o, tu! - z uśmiechem powiedziała dziewczynka i pokazała palcem na środek swojej chudej klatki piersiowej.
Królowej zaszkliły się oczy. Otarła łzę, myśląc o tym, że i jej męża oraz córeczkę nosi ciągle w swoim sercu. Wciąż są z nią i jej towarzyszą.
Dziewczynka spojrzała na królową, przygryzła dolną wargę i wbiegła do chaty. Po chwili wróciła i włożyła w dłoń królowej coś miękkiego. Okazało, się, że jest to drewniana owieczka z runem wykonanym z kłosów złotego żyta.
- Weź Dolly. Gdy jest mi smutno, wystarczy, że na nią spojrzę, i jest mi lepiej.
Królowa z zaskoczeniem spojrzała na owieczkę i uśmiechnęła się. Po chwili zastanowienia wyciągnęła najmniejszy kłosek z grzbietu owieczki i odrzekła:
- Dziękuję. Zachowam ten kłosek, by pamiętać o Dolly i o tobie. Niech zostanie z tobą - ja już nie jestem smutna. 

***

Gdy królowa wróciła do pałacu, natychmiast pobiegła schodami do swojej komnaty. Stanęła przed ośmiornicą, otworzyła dłoń i pokazała ośmiornicy kłosek.
- Oto pukiel złotego runa owieczki Dolly.
Ośmiornica poruszyła swoimi mackami.
- Bardzo dobrze. Czy chcesz wyruszyć na trzecią próbę? - zapytał głos.
- Tak. Nie ma co zwlekać.
- Udasz się więc w podróż statkiem. Nie zatrzymasz się w żadnym porcie. Z podróży przyniesiesz pieśń morza. Gdy mi ją zaśpiewasz, odzyskasz to, co utracone.
Królowa stanęła jak wryta. Chciała już do końca życia unikać statków, przez które straciła swoją rodzinę. Zacisnęła jednak zęby i pokiwała głową. Obróciła się na pięcie i wyszła, by wyruszyć w trzecią podróż.

***

- Moja pani, - zagaił kapitan, - może zawrócimy do królewskiego portu? Przepłynęliśmy już tyle mil, minęło tyle dni, i dalej nie mamy celu…
Patrząc w morze, królowa odrzekła:
- Nie. Czekamy.
- Ale, królowo! Nadciąga sztorm, powinniśmy wrócić!
- Powiedziałam, nie! Jak będzie trzeba, to przetrwamy i sztorm!
Wkrótce zaczął wiać wiatr. A potem nadciągnął deszcz. Marynarze dwoili się i troili przy linach, ich krzyki stały się coraz głośniejsze. Zaczęły jednak tonąć w szumie ulewy i brzmieniu grzmotów.
Królowa trzymała się burty, nasłuchując morza. Nic! Żadnej pieśni!
Jej myśli wróciły do męża i córki. Czy tak się czuli w swoich ostatnich chwilach na statku? 
Łzy zaczęły płynąć jej po policzkach, ugięły jej się kolana. Nie ma ich! Zginęli! Została sama! 
Potrząsnęła głową i z przerażeniem rozejrzała się na boki. Ci wszyscy marynarze! Zaufali jej, swojej władczyni, a ona wystawiła ich na pewną śmierć… I po co? Żeby odwrócić los? Tylko dlatego, że nie umiała poradzić sobie ze stratą najbliższych, i samolubnie chciała ich odzyskać?

Podniosła się i zakrzyknęła do załogi:
- Nie damy się! Walczmy do końca! - i chwyciła za liny, podciągając żagiel.

***

Na morzu trwała flauta, gdy królowa otworzyła oczy. Leżała na pokładzie z obtartymi rękami i w podartej sukni, lecz cała i zdrowa. 
Po chwili zaczęła śmiać się i płakać naraz. Inni marynarze podchwycili jej radość, i również zaczęli śmiać się z poczucia ulgi. Poczuła z nimi niezwykłą więź, jaką czują tylko ci, którzy przetrwali sztorm na morzu.
Gdy się podniosła, zobaczyła, że przed ich statkiem górował klif, na którym rozbił się statek z jej najbliższymi. Królowa wpatrywała się w niego w zamyśleniu. Nagle usłyszała śpiew jednego z marynarzy:

Rozwiane włosy, Twa smutna twarz,
W mych dłoniach Twoja dłoń -
Wciąż widzę ten obraz w swoich snach,
Wciąż słyszę głośny szloch.

Królowa zastygła, słuchając pieśni o stracie, która poruszyła jej serce. 

Jeszcze czuję Twój dotyk, zapach Twój,
I słodkie usta Twe.
Do cna przemoczony, zmarznięty na kość
Na wachcie teraz tkwię.

Gdy marynarz skończył pieśń, zrozumiała.

***

Gdy skończyła śpiewać pieśń ośmiornicy, ta wpatrywała się w nią z milczeniem. Królowa usiadła na fotelu i po chwili uśmiechnęła się w zadumie.
- Nigdy nie miałam ich odzyskać, prawda?
- Miałaś odzyskać to, co utracone. - rzekł głos.
Królowa pokiwała głową.
- Odzyskałam siebie. Wyrwałeś mnie z rąk żałoby.
- Sama się wyrwałaś.
Władczyni uśmiechnęła się, wstała i pełna nadziei ruszyła w stronę drzwi, by wrócić do spraw królestwa. Przed wyjściem odwróciła się jeszcze i powiedziała:
- Nigdy nie spytałam cię o twe imię. Jak się nazywasz?
- Cthulhu. - odrzekł głos w jej głowie.

#zafirewallem #tworczoscwlasna
Wrzoo userbar
c1700d27-95e8-46a2-bbfc-b1d22aa81681
moll

@Wrzoo bardzo ładna bajka! I imię zwierzątka szczególne

kwiecik

Świetna bajka i nawet zakończenie zmusza do zastanowienia się głębiej nad treścią i istotą rzeczy

splash545

@Wrzoo bardzo fajna bajka, dobrze się czytało i podobał mi się morał i zakończenie

A teraz kwestia formalna: gdzie to sci-fi?

Zaloguj się aby komentować

Powłoka

- Nie rozumiem czym się martwisz. To tylko powłoka.
Od razu po przebudzeniu te właśnie słowa dźwięczały w mojej głowie. Kolejny raz to słyszę, tym razem głosem mojej żony. Innym razem jest to głos moich myśli, a jeszcze innym głos prezentera telewizyjnego. 

- Tylko powłoka. - powtarzam to szeptem. Próbuje to zrozumieć i sam siebie przekonać o tym, że faktycznie tak jest, że to tylko powłoka i nie mam się czym przejmować. Lecz im usilniej próbuje to sobie wmówić, tym większe mam wrażenie, że to... no właśnie wmawianie. Próba wepchnięcia do własnej głowy kłamstwa! Oszukiwanie samego siebie, do kurwy nędzy! Nie godzę się na to! 

- Ja pierdole!!! 

Krew skapuje z mojej dłoni na podłogę. Efekt uderzenia w ścianę raz, drugi i trzeci. Ręka mi drży i czuję w niej pulsujący ból. Ale to dobrze, mogę czymś zająć myśli, chociaż na chwilę.
Idę do łazienki, wsadzam dłoń pod strumień lodowatej wody i patrzę jak jasnoczerwona ciecz wpada do odpływu, po drodze tworząc kontrast dla białej umywalki. Zaklejać czymś ranę? Po co? To tylko powłoka. 

Wyszedłem więc z mieszkania i ruszyłem przed siebie. Ręce trzymam w kieszeniach bluzy. A krew niech wsiąka w tkaninę. Co za różnica? Skoro powłoka nie będzie mi do niczego potrzebna to ubrania tym bardziej.
Hah, powłoka! Cóż za eleganckie słowo. Nie wskazujące na żadnego rodzaju przywiązanie. Nie nacechowane też ani negatywnie ani pozytywnie. Ot takie o, obojętne. Jeszcze do niedawna każdy miał ciało. Ciało, o które dbał, ćwiczył, leczył jeśli było chore. A teraz? To tylko powłoka. Od teraz, od miesiąca.

To było trzecie lub czwarte wydanie informacji, kiedy było już pewne, że asteroida uderzy w Ziemię. To znaczy nie pewne, lecz prawdopodobieństwo, które wyliczyło ai wynosiło od 97,43% do 97,68% i późniejsze wielokrotne wyliczenia różnego rodzaju ai zawsze mieściły się w tych widełkach. Nie pozostawiało to złudzeń.
 Oczywiście było kilku szaleńców, którzy próbowali sami to liczyć i wychodziły im wyniki dające Ziemi nawet 20% szans na uniknięcie kolizji. Lecz każde takie wyliczenia oczywiście okazywały się błędne i bardzo szybko były podważane przez ai. Nic w tym zaskakującego bo błędy te były podświadomie popełniane przez ludzi kierujących się emocjami i myśleniem życzeniowym. Nie ich wina, ale szkoda energii na ludzkie wyliczenia, które wprowadzają jedynie zamęt i niepotrzebnie robią nadzieję. 

Ja również przez chwilę byłem ogłupiały przez tę nadzieję, bo według najlepszych ludzkich wyliczeń mieliśmy wspomniane 20% szans. Gdybyśmy jednak wykorzystali do tego technikę ablacji jądrowej, która polega na odparowaniu części asteroidy poprzez odpowiednio duży wybuch bomby termojądrowej na jej powierzchni. To w taki prosty sposób możnaby zmienić trajektorię jej lotu, a wtedy nasze szanse wzrosłyby do 60%. Tyle ponoć wynosiła szansa, że po takim działaniu asteroida ominie naszą planetę całkowicie. Oczywiście odłamki powstałe w wyniku wybuchu zabiłyby jakieś 10% - 20% ludzkości, ale reszta by żyła i to żyła jak do tej pory, mając ciało i na Ziemi.

Jednak obliczenia ai diametralnie się różniły co do tego scenariusza. Przy jego wyliczeniach szansa na zmianę trajektorii wynosiła 29,21% - 30,01% przy czym śmiertelność od odłamków przekroczyłaby te magiczne 30%, na które żaden z przywódców państw nie mógł się zgodzić.
Zresztą żaden też nie zgodziłby się na 1/3 szansy na przetrwanie Ziemi. W przeciągu 2 dni wydano dekrety zakazujące jakiekolwiek publikacje wyliczeń innych niż stworzonych przez ai. Była za to przewidziana kara 3 miesięcy w areszcie. W sytuacji gdy za miesiąc asteroida miała uderzyć w Ziemię.

Oczywiście również ai wygenerowało optymalne rozwiązanie zaistniałej sytuacji, biorąc pod uwagę możliwości przerobowe i technologiczne ludzkości. Odpowiedzią był wprowadzony kilkanaście lat wcześniej program XStillMe, który pozwalał na przeniesienie ludzkiej świadomości z umysłu do pamięci komputera. Lecz tak właściwie to nie była ona zapisana w pamięci komputera, a na tytanowym pendrivie. Który to dopiero włożony do komputera kwantowego z odpowiednim oprogramowaniem włączał świadomość człowieka. Natomiast ten moment gdy świadomość była na pendrivie nie podłączona do komputera ją aktywującego, był tłumaczony jakby był to sen albo po prostu nicość - czyli to co było przed naszymi narodzinami. 

Początkowo było stać na to tylko bogaczy. Jednak po kilku latach technologia rozwinęła się a usługa ta stała się tańsza i bardziej powszechna, choć i tak nie każdy mógł sobie na nią pozwolić.
Sam nie miałem z tym do czynienia, ale widziałem w telewizji rozmowy przez telefon albo na wyświetlającym się hologramie z osobami, których świadomość została przeniesiona i później włączona w komputerze. Były to w większości osoby, które zdecydowały się na to, na chwilę przed swoją spodziewaną śmiercią najczęściej z powodu choroby.

Nigdy do końca nie byłem przekonany, że to jest naprawdę ta sama osoba. Nieraz się zastanawiałem kiedy kończy się człowieczeństwo? Czy jest to wtedy gdy wymienią Ci rękę na bioniczną? No nie. Tak samo biodro, nogę czy zęby, przecież dalej jesteś tą samą osobą. Podobnie serce. No ale mózg? Czy to jesteś dalej ty, czy już program, może to nie ty lecz zaawansowane ai? Te pytania się mnożyły, bo przecież ai też bez problemu potrafi udawać prawdziwą osobę, potrafi się też uczyć i rozwijać na wzór czyichś doświadczeń z przeszłości. 
Niby udało się rozwiązać się problem z tendencją ai do kłamstwa przy programach nowej generacji. Ale czy na pewno? Zawsze pozostaje to ziarno wątpliwości.

Jednak w tej chwili jakie miało to znaczenie? Wszyscy światowi przywódcy widząc wyliczenia ai o możliwym optymalnym rozwiązaniu pozwalającym na uratowanie 92,33% - 92,84% ludzkości, czy może raczej nie ludzkości ale taką ilość procentową świadomości ludzi żyjących na świecie, nie zastanawiali się ani dnia dłużej. Jednogłośnie podjęli decyzję o skierowaniu wszelakich zasobów ludzkich i energetycznych, żeby w przeciągu miesiąca udało się zgrać świadomości prawie całej ludzkości - tym razem zbiorowo na większe dyski twarde. 

Plan był taki, że te same rakiety, które mogłyby wysłać ładunki termojądrowe na asteroidę, miały być użyte do transportu dysków ze świadomością ludzkości do istniejącej tymczasowej bazy na Marsie.
10 rakiet, każda z nich posiadająca 20 osobową załogę, miała zasilić marsjańską bazę. Następnie przy pomocy sprzętów, które uda się tam przetransportować, a także materiałów pozyskanych z samych rakiet przerobić bazę na bazę stałą, która pozwoli na przeżycie tych 250 osób oraz ich potomków. Lecz przede wszystkim ta garstka ludzi miała za zadanie zapewnić stały dostęp energetyczny dla komputerów kwantowych i podłączonych do nich dysków ze świadomością reszty ludzkości. 

Komputery zaś miały wgrane oprogramowanie potrafiące odtworzyć Ziemię, a w sumie to jej poprawioną wersję. Wszystko było zrobione, żeby ta zbiorowa ludzka świadomość mogła mieć wygenerowane warunki bytowe jak najbardziej zbliżone do tych do jakich przyzwyczaili się żyjąc w ciałach na Ziemi. Wtedy to też powstał termin powłoka, i od razu cały zwrot przyklejony do niego - to tylko powłoka. Bo po co ci ciało? Będzie nawet lepiej, czeka cię życie wieczne ze swoimi bliskimi bez chorób, wojen i kataklizmów. 

Ale jak dla mnie wyglądało to po pierwsze za dobrze. A po drugie jakoś tak, bezdusznie?
Jednak jakie to miało teraz znaczenie? W momencie jak decyzje zostały już podjęte i były już w trakcie realizacji? 
W momencie jak moja żona została już pozbawiona powłoki? Było to trzy dni temu i jednym z ostatnich jej słów było właśnie przeklęte: "Nie przejmuj się to tylko powłoka." Ten pieprzony slogan wbił się w moją pamięć i przez to nie byłem w stanie przypomnieć sobie żadnych innych słów, które do mnie wtedy powiedziała. Byłem oszołomiony i zdruzgotany. 

Czy nie chciałem wcześniej uciec? Pewnie, że chciałem! Ale jak miałem to zrobić kiedy ona była od samego początku przekonana i pozytywnie nastawiona do tego pomysłu? Miałem wyrwać ją siłą? Czy może zacząć jej perswadować jak jakiś szaleniec? Jak? Może miałem powiedzieć: 

"Hej ucieknijmy gdzieś do lasu, bo co jeśli nasza skopiowana świadomość nie będzie tak naprawdę nami? Skąd to wiem? No tak czuję po prostu. Ucieknijmy i będziemy mieli wtedy jakieś 2,5% szansy, że asteroida jakimś cudem ominie Ziemię. Zostaniemy wtedy na pustej planecie i zaludnimy ją od nowa. Zróbmy to, będzie fajnie!"

Jakich bym słów nie użył to miałoby taki lub podobny wydźwięk. Taki jakbym był szaleńcem, bo i może nim jestem? Może to faktycznie tylko powłoka i będzie nam jeszcze lepiej niż było do tej pory? Tego nie wiem, ale jaki mam teraz wybór? Jedynie mogę spróbować do niej dołączyć i liczyć na to, że się uda, że to będziemy my. Naprawdę my. 

Już od jakiegoś czasu stałem przy ścianie budynku pochłonięty tymi myślami. Nie zastanawiając się dłużej wszedłem do środka i powiedziałem:
- Jestem gotowy.

#zafirewallem #naopowiesci
Wrzoo

@splash545 Ha, mi z kolei się kojarzy z którymś z odcinków Black Mirror, zmiksowanym z Altered Carbon Wciągnęło mnie! Czytałabym dalej.

Wczułam się zwłaszcza w końcówkę, w tę bezsilność wobec działania żony. Ciekawa obserwacja z tym utrwaleniem hasła "To tylko powłoka", jakby cała machina propagandowa została zaprzęgnięta, żeby ludzie się zgrali na pendrive'a i nie protestowali.

DiscoKhan

@splash545 fajnie ci wyszło, a z tym powtarzaniem cudzych pomysłów na nieświadomce, oj aż za dobrze to znam xD


Ilość pomysłów do wykorzystania jest niestety ograniczona xd

Cinkciarz

@splash545 Dukaj w "Starości Aksolotla" zrobił myk z transferem umysłu. Jakieś promieniowanie sterylizowalo ziemię wraz z jej obrotem. Przetrwali tylko ci co się zdążyli uploadować do sieci.

Jest to o tyle bardziej "realistyczne" że w realu połowa ludzi nie chciała nawet szczepionki, a co dopiero zrzucenie powłoki

Zaloguj się aby komentować

Psycha mi siada to uznałem, że spróbuję swoich sił pisząc coś na temat. Nie dałem rady wypełnić limitu słów. Zupełnie inaczej się pisze gdy próbuje się z siebie wyrzucić myśli a trzymając się wytycznych.
#zafirewallem #naopowiesci

kosmiczna przygoda

To był chłodny dzień na ognistej planecie bo było tylko 700 stopni. Alfred mający 6 macek, 3m, koloru fioletowego z gatunku xyzz mechanik maszyn górniczych nie miał za dużo do roboty to strzelał sobie z lasera na strzelnicy. Tak podczas relaksu z bronią wyskoczył mu hologram jak dzwoni kolega Alojzy tego samego gatunku, który jest dyrektorem banku międzyplanetarnego. 
Siema byku, mam problem w pracy i potrzebuję kogoś zaufanego do pomocy. - mówi Alojzy
Co się stało? Wiesz, że damy radę- odpowiedział Alfred
Prawdopodobnie konkurencja z innego układu ukradła dane ważnego klienta z banku, mam namierzone gdzie to jest, ale no potrzebuję pomocy. - z strachem w głosie mówił Alojzy 
Dobra wezmę broń i przylecę do ciebie, do zo. - z entuzjazmem Alfred
Alfred spakował magnetyczne ładunki przylepne, działko laserowe mają tyle energii, że ja pierdole, przekąski w tubkach na drogę jakby było dalej niż 10 lat na ziemski czas. Przyleciał do kolegi swoim pionowzlotem z laserami prędkością przekraczającą 10 prędkość kosmiczną. Alojzy się ucieszył z giwery, którą przyniósł Alfred i wyjaśnił, że złodziej ma być gdzieś w sąsiednim układzie a tym pionowzlotem to będzie chwilka, ale boi się bo nie wiadomo kto to może być i jeśli wszystko się wyda to będzie straszna afera, akcje zaczną pikować, klienci się wycofają z banku i na ich planecie się to odbije bo bank ma tam centralę.
Alfred przyjął to na luzie, weszli do pojazdu potem na kosmiczną autostradkę i fruu. Niestety złapała ich kosmiczna drogówka z nudów jako rutynową kontrolę, ale papiery były w porządku, chociaż Alfred wiedział, że może mieć delikatny wyciek plazmy bo nie chciało mu się tego robić, ale policjanci byli innego gatunku, który nie był w stanie wyczuć plazmy. W międzyczasie Alojzy namierzał lokalizację danych i były one w metropolii dupex, specjalizującej się w handlu międzyplanetarnym, rozwiązywaniu konfliktów i była dobrym neutralnym gruntem dla biznesu legalnego i tego mniej. Po zaparkowaniu i zapłaceniu 1000 kredytów błąkali się po mieście pełnym dziwaków, najemników, biznesmenów z ochroniarzami. Z wariatów zaczepił ich robot oferujący im sprzedaż działki na ziemi za 100zł, jednak panowie go olali bo mieli ważniejsze rzeczy do roboty. W syfie miasta, masy nadajników było trudno coś namierzyć a lepiej nie było się kręcić po podejrzanych dzielnicach nawet mając potężny laser to poszli przemyśleć sprawę do apartamentu, który ma Alojzy. Z wysokiego piętra był piękny widok na panoramę miasta pełną neonów, hologramów, wieżowców. Usiedli przy komputerze super duper kwantowym i szukali poszlak gdzie może być dysk z danymi, w dzielnicy biznesowej o dziwo nie było żadnych śladów co by mogło wykluczać konkurencję. Próbowali się konsultować z ważnymi postaciami w mieście jak Xerox prezes firmy telekomunikacyjnej, Niras szef jednej z grup najemników, kilkoma handlowcami między innymi Januszem pochodzącym z Ziemi, jednak wszyscy nie mieli pożytecznych informacji, panowie trochę się załamali napili się wódki z polski dla odurzenia i rozjaśnienia myśli jednak za dużo to nie pomogło. Wyruszyli w miasto aby zastraszać młodych gangsterów, by im wyśpiewali wszystko co wiedzą, zgrywają twardzieli do słabszych osób jednak jak zobaczyli potężny laser to narobili w gacie. Tylko znowu nic to nie dało i chłopaki wrócili do apartamentu na wódkę. Zaczęła się sprzeczka, że to bez sensu trzeba było iść na policję a nie szukać we dwóch, zaczęła się bójka, poturbowali się trochę jednak po daniu sobie w mordy ochłonęli i usiedli do komputera próbując rozszyfrować sygnały, które dawały dane jednak były przez coś zakłócane. Po ciężkiej kreatywnej pracy pełnej 0 i 1 okazało się, że dane były na zwyczajnym osiedlu z klasy średniej i nawet dostali się do komputera, który miał dane, dzięki czemu skontaktowali się z obecnym właścicielem dysku. Umówili się na pustym placu w nocy tak aby nikt ich nie zobaczył. Wszyscy przyszli na miejsce i okazało się, że złodziejem był młody chłopak 2m, 5 rękami żółtego koloru, z aspergerem z gatunku kurwwwwaaaa, który charakteryzował się wysokimi zdolnościami do łamania zabezpieczeń. Chłopiec był przestraszony i tak z nudów po prostu wykradł dane bo widział, że na spokojnie da radę to zrobić. Dysk oddał bez żadnych problemów. Alojzy bardzo się przestraszył i zdał sprawę z tego jak beznadziejne zabezpieczenia, oraz zaoferował chłopakowi pracę u siebie w banku w dziale cyberbezpieczeństwa, która została przyjęta z entuzjazmem. Alfred był trochę smutny, że nie postrzelał, jednak był zadowolony bo wyrwał się z chaty. Wszyscy wrócili bezpiecznie do domów a po drodze się śmiali z całej sytuacji.
Gepard_z_Libii

Bałem się że nie wrócą do domów xD

splash545

@Dudleus Ty no fajne, takie sci-fi na wyjebce trochę w stylu Kapitana Bomby Parę razy śmiechłem np. z tego

działko laserowe mają tyle energii, że ja pierdole,

Albo

Usiedli przy komputerze super duper kwantowym

I jeszcze parę momentów by się znalazło i też spodobało mi się mieszanie imion typu Alfred, Alojzy i Janusz z Xerox i Niras

Spoko wyszło

Wrzoo

@Dudleus Śmiechłam srogo, potrzebowałam takiej lektury

Zaloguj się aby komentować

Zostań Patronem Hejto i odblokuj dodatkowe korzyści tylko dla Patronów

  • Włączona możliwość zarabiania na swoich treściach
  • Całkowity brak reklam na każdym urządzeniu
  • Oznaczenie w postaci rogala , który świadczy o Twoim wsparciu
  • Wcześniejszy dostęp, do wybranych funkcji na Hejto
Zostań Patronem
Hej misie malinowe. Napisałem pierwszy raz w życiu opowiadanie chyba o miłości.
Nie da rady chyba tutaj wrzucić bo w sumie wyszło 5 stron i jest w pdf. Nie jest edytowane bo gdybym miał robić poprawki to nigdy bym nie skończył.
https://drive.google.com/file/d/1eRrMVwp9d3ywn1ZCq6LZFPCe-OswI92u/view?usp=drivesdk

#zafirewallem #naopowiesci
Nigdy nie będę tak dobry jak WY, ale trudno. Dużo płakałem podczas pisania i zmęczony się czułem, może też dlatego, iż pierwszy raz coś takiego robiłem.
entropy_

@Dudleus musisz zmienić ustawienia udostępniania na: "każda osoba mająca link" bo nie działa

24793b3f-82f1-403c-a1b5-3087d6c4a005

Zaloguj się aby komentować

Dorzucam i ja coś od siebie w zabawie #naopowiesci

Przyjemniej (mam nadzieję!) lektury

Ostatnia papierowa książka 

Czuła się jak w muzeum. Wystrój domu aukcyjnego przywodził jej na myśl ryciny z dziewiętnastowiecznych teatrów - wydeptane deski podwyższonej sceny, na której kustosz prezentował kolejne eksponaty, okalająca podwyższenie czerwona, ciężka zasłona, obite suknem krzesła, stojące w równych rzędach, przedzielone ścieżkami dywanowych chodników o bliżej niezidentyfikowanym kolorze, kremowe ściany, mosiężne kinkiety o podwójnych lampkach w mlecznobiałych kloszach, rzucające delikatne światło, w klimatyzowanej sali bez okien… Tak, tutaj była poza czasem, w przykurzonej atmosferze sali, nie posiadającej choćby jednego okna.
To był jej “pierwszy raz” na aukcji w dawnym stylu. Dom Aukcyjny Analog. Reprezentacja tradycyjnej ekstrawagancji - raz do roku organizował wydarzenie pt. “Aukcja w starym stylu”, na której licytanci zasiadali w gustownych fotelach, uniesieniem tabliczki oznajmiając gremium zebranemu w sali podjęcie walki o wystawiony artefakt.
Również zajęła miejsce w coraz szybciej zapełniającej się sali. Tylko kilku zapaleńców tak naprawdę przyszło licytować wystawione przedmioty, reszta przybyła wiedziona ciekawością, doświadczeniem czegoś z nie tak bardzo odległej przeszłości, a jednak niosącego spory ładunek abstrakcji w świecie, w którym nawet stałe wyświetlacze ekranowe zaczynają odchodzić do lamusa.
Siadając, podniosła z krzesła tabliczkę z numerem - kompozyt doskonale imitujący lakierowane drewno. Poczuła lekkie mrowienie pod palcami. System wczytał jej ID. Uniesienie tabliczki, jeśli zdecyduje się wziąć udział, będzie wiążącym aktem.
Spośród listy 48 przedmiotów ją interesował tylko jeden. Wydana przed pięćdziesięciu laty książka. Zwykłe powieścidło, jeśli chodzi o treść, nic wyjątkowego. Był to jednak jeden z ostatnich tytułów, których nakładł wyszedł w wersji papierowej. 
Była oczytana, znała dzieła klasyczne, była na bieżąco z aktualną twórczością. I choć miała dostęp do milionów ebooków w swojej biblioteczce, myśl o posiadaniu PAPIEROWEJ książki wydał jej się kaprysem, który chciałaby zaspokoić. I zrobić to w starym stylu.
Lekko zamyślona, błądziła wzrokiem po suficie, gdy wreszcie aukcjoner stanął za pulpitem.
- Dzień dobry państwu, nazywam się Tobiasz Jarosiewicz i będę prowadził dzisiejszą aukcję. - elegancki, dobiegający pięćdziesiątki mężczyzna szybko wyjaśnił szczegóły techniczne przebiegu licytacji i od razu przeszedł do pierwszego przedmiotu.
Kompletna zastawa stołowa sprzed blisko 200 lat sprzedała się bardzo szybko, tak jak 19 kolejnych pozycji z listy. Była zachwycona dynamiką wydarzenia, nawet jeśli pojedyncze przedmioty nie cieszyły się zbyt wielkim zainteresowaniem “publiczności” i po 2-3 mignięciach tabliczek na sali znajdowały nowego właściciela. 
Większość osób aktywnie licytujących przyszło tutaj dla jednego, góra dwóch przedmiotów, zapadając w letarg, gdy licytowano inne przedmioty niż ten upragniony, za to przemiana następowała w momencie wywołania obiektu, na którym im zależało. Z twarzy znikał wtedy wyraz nieobecności, ospania, zamieniając się w wyprostowaną czujność, drapieżny błysk w oku i gotowość do walki na unoszenie tabliczki do ostatniej złotówki.
Z takich rozmyślań wyrwał ją głos aukcjonera, prezentującego kolejny eksponat:
- Przedmiot numer 21. Powieść “Czosnkowe Wzgórza” autorstwa Czesława Wawelskiego. Wydanie z 2109 roku. Książka w twardej oprawie, papier ekologiczny, niechlorowany, brak ilustracji. Stan bardzo dobry, brak mechanicznych uszkodzeń, przebarwień oraz śladów zagrzybienia. Cena wywoławcza 350 złotych.
Walkę czas zacząć. Nim uniosła własną tabliczkę, w powietrze poszybowały niemal równocześnie 2 inne ręce.
- 400!
- 450!
Zawahała się, czekając na rozwój sytuacji.
- 500!
- 550!
Mignięcia tabliczek ustały. 
- 550 po raz drugi…
Podniosła swoją tabliczkę.
- 600!
- 650! - riposta była natychmiastowa.
- 700!
- 750!
Z wahaniem uniosła tabliczkę po raz kolejny, zbliżała się niebezpiecznie w kierunku górnego pułapu, który sobie założyła.
- 800!
- 850!
Ostatnie przebicie, jeśli się nie uda, cóż… Wyjdzie z sali zawiedziona, ale szaleństwo powinno mieć swoje granice.
- 900!
Cisza…
- 900 po raz drugi…
Nadal nic się nie dzieje.
- 900 po raz trzeci. Sprzedane pani w czwartym rzędzie. Gratuluję.
Poczuła ukłucie euforii, po którym nastąpiło drugie - widmo lekkiego debetu na koncie. Doradca finansowy nie będzie zachwycony, ale biznes dobrze prosperuje, więc jeśli nie zamierza bardziej szastać kasą, nic złego się nie stanie.
Kolejne aukcje śledziła już z mniejszym entuzjazmem, niecierpliwiąc się, aby móc w końcu nacieszyć się zdobyczą. Czuła się znów jak mała dziewczynka w przeddzień Bożego Narodzenia.
Z zamyślenia wyrwał ją głos aukcjonera, zamykającego dzisiejsze wydarzenie:
- Dziękuję państwu za udział w “Aukcji w starym stylu”. Zapraszam do wzięcia udziału w kolejnym wydarzeniu za rok. Osoby, które wylicytowały eksponaty zapraszam do lobby, skąd kustosze będą państwa zapraszać po odbiór przedmiotów po uprzednim dopełnieniu formalności. Życzę wszystkim udanego wieczoru. - lekko skłonił się za pulpitem, zebrał leżące przed sobą notatki i opuścił podwyższenie.
Równocześnie sala zaczęła się opróżniać. Większość tłumu odpłynęła w kierunku wyjścia z budynku, garstka udała się we wskazane miejsce.
Odbiór trofeów przebiegał sprawnie. W niewielkich gabinetach oczekiwały teczki z dokumentami oraz pieczołowicie zapakowane pudełka.
Kompetentna pracownica w granatowym uniformie, zaprosiła ją po kwadransie oczekiwania.
- Proszę o zapoznanie się z umową, zaparafowanie każdej ze stron oraz złożenie podpisu w tym miejscu. Umowa została sporządzona w dwóch egzemplarzach, dołączyliśmy także certyfikat autentyczności przedmiotu, poświadczony przez historyka książki. W razie wątpliwości, prosimy o kontakt, rozwiejemy wszelkie wątpliwości. - dodała, dołączając płynnym ruchem do pliku dokumentów wizytówkę.
Lekko oszołomiona złożyła wymagane podpisy, odebrała gustowną, papierową torebkę z logo domu akcyjnego, do której pracownica włożyła książkę oraz dokumenty i skierowała się do wyjścia.
Zwykłe zakupy! Równie dobrze mogłyby to być buty z jej ulubionego butiku! A to przecież książka! Pierwsza prawdziwa książka w jej życiu!
Przed gmachem Analoga stały równo zaparkowane coccinelle - dwuosobowe pojazdy autonomiczne. Wsiadła do pierwszego z brzegu i na panelu wybrała miejsce docelowe oraz trasę. Postanowiła wracać do mieszkania nieco dłuższą, ale prowadzącą nad Wisłą trasą. O tej porze ruch i tak był niewielki. Warto było nadłożyć te kilka kilometrów i cieszyć się krajobrazem przesuwającym się za oknem.
Do siebie dotarła niecałe 40 minut później. Wraz z przekręceniem klucza w zamku rozbłysły światła w niewielkim mieszkaniu. Jak w transie, buty, torebkę i żakiet zostawiła w przedpokoju, udając się wprost do sypialni.
Pudełko z książką miękko opadło tuż obok niej na łóżku. Ona sama, machając z przejęcia nogami jak kilkulatka, gorączkowymi ruchami dobierała się do jego zawartości. Z białej bibuły, wypełniającej kartonik wyjęła książkę.
Czuła jej ciężar w dłoniach, gładkość okładki pod opuszkami palców. Widziała refleksy odbijające się od lekko nabłyszczanej powierzchni.
Z wahaniem otworzyła książkę. Obejrzała kartę tytułową, przekartkowała kilkanaście stron, uwalniając przyjemny, delikatnie drażniący zapach starego papieru i farby drukarskiej. Szelest przewracanych kartek i szorstkość papieru odurzały i hipnotyzowały. Wróciła do początku i zaczęła czytać…
Świat zniknął gdzieś daleko, a ona skryta między stronicami starej książki tworzyła z nią jedność, z każdą stronicą stapiając się coraz bardziej, czując intensywniej, przeżywając mocniej. Znajdując duszę książki i swoją duszę w książce.
Sama historia była jedną z wielu podobnych - napisanych wcześniej i później. Magią było doświadczenie tego w namacalnej formie. Niezmiennej, kruchej, jak stara, zadrukowana kartka papieru.
Oszołomiona, gwałtownie zatrzasnęła książkę w połowie, patrząc na nią z uwielbieniem i żalem jednocześnie. Przeczyta ją po raz pierwszy, po raz dwudziesty i pięćdziesiąty, ale to już nie przywróci do życia epoki papierowej książki…
Dlaczego nie urodziłam się sto lat wcześniej? - pomyślała, odpływając do krainy snów.

#zafirewallem
bdf933d4-6ee8-4a0c-8da6-5319f5078062
splash545

@moll opowiadanie czytałem z wielką przyjemnością. Jeżeli chodzi o styl i opisy to jestem pod dużym wrażeniem. Ty i @KatieWee podniosłyście poziom zabawy naprawdę wysoko. W Waszym przypadku mam wrażenie jakbym czytał opowiadania zawodowych pisarek. Z czego Twoje póki co spodobało mi się najbardziej ze wszystkich bo jest napisane na poważnie, a ja lubię poważne książki i opowiadania.

Podoba mi się ten klimat starego domu aukcyjnego w opowiadaniu sci-fi i że to sci-fi jest tam gdzieś w tle. Do jednej tylko rzeczy bym się dopierdolił. Skoro to przyszłość i piszesz, że to świat, w którym nawet stałe wyświetlacze ekranowe odchodzą do lamusa, to na koniec dają bohaterce do podpisania plik dokumentów w teczce. Co nawet już teraz u nas coraz częściej papierowych umów już nie ma, a jedynie mail i podpis na tablecie. Tak jakoś mnie to zakłuło w oko ale wiadomo, że to drobiazg i można by to też jakoś logicznie wytłumaczyć i się czepiam po prostu.

CzosnkowySmok

@moll

No to walnąłem sobie kawę i śniadanie przygotowane to mogę sobie nadrabiać opowiadania. To sobie tak czytam co tam moll napisał. Tak czytam i myślę, ale fajne opisy, tyle szczegółów, fajne detale, które tworzą świat dla opowieści. I nagle szczęka mi opada i śmieje się. Mało się nie zadławiłem XDDD "Powieść “Czosnkowe Wzgórza” autorstwa Czesława Wawelskiego." a właśnie dzisiaj zrobiłem memika z "mamę jestę na hejto". xD

Ale będę miał dobry dzień. Dziękuję

Wrzoo

@moll Cudo! Tak się czuję za każdym razem, gdy kupuję książkę - czy dwadzieścia lat temu, czy teraz.

Zaloguj się aby komentować

W kwestii formalnej: 1020 słów.

#naopowiesci
#zafirewallem
#tworczoscwlasna

Kopia zapasowa

– No. To chyba się udało?
– No. Chyba się udało. Przynajmniej na to wygląda.
– Tak. Przynajmniej na to wygląda. No dobrze. To… To co tam u ciebie? Jak w szkole?
– Tato! Daj spokój.
– Naprawdę chciałbym wiedzieć.
– Nie chodzę już do szkoły. Od dość dawna zresztą.
– A, faktycznie. Przepraszam. Wiesz, byłem trochę zabiegany, a czas uciekał tak szybko i…
– Wiem. I skończyło się zawałem.
– Tak. Skończyło się zawałem. Ale…
– Ale?
– Ale się udało.
– Tak. Chyba się udało.
– To może spróbujemy potraktować to jako nowy początek?

***

– Rozmawiałem z mamą.
– I?
– Wydaje mi się, że to nie jest tak, że ona nie chce z tobą rozmawiać. Albo że nie chce się z tobą widzieć. Wydaje mi się, że po prostu jeszcze nie potrafi odnaleźć się w tej sytuacji. To wszystko jest dla niej nowe. I trochę ją przerasta.
– Rozumiem. Nie chcę jej naciskać. Wiesz, próbowałem się do niej dodzwonić. Nie odebrała. A kiedy później próbowałem jeszcze raz, miała już wyłączony telefon.
– Dziwisz się jej?
– Nie. Wcale się nie dziwię. Już wcześniej, zanim to się stało, nie układało się między nami najlepiej, a…
– To nie o to chodzi. To jest po prostu nowa sytuacja. Nie tylko dla niej. To jest w ogóle nowość, a ludzie do nowości adaptują się z trudnością. Sam mi to kiedyś tłumaczyłeś. Pamiętam, że kiedy zafascynowałem się samochodami, opowiadałeś mi o początkach motoryzacji. Mówiłeś, że to był tak wielki przełom, coś na tyle nowego, że przed każdym automobilem biegł człowiek z flagą. Żeby ostrzegać innych, żeby mogli się na tej przejazd przygotować. Myślę, że teraz z mamą może być podobnie.

***

– I co u ciebie?
– A wiesz, byłem w parku na spacerze, oglądałem ptaki…
– Przepraszam. To pytanie to z przyzwyczajenia.
– Nie szkodzi. Nic się nie stało. Naprawdę nic się nie stało! Ale może lepiej opowiedz co u ciebie. Powinno być ciekawiej.
– U mnie? Normalnie. Robota, później dom. Magda zamarzyła sobie pomalować sypialnię na fioletowo. Nie! Czekaj! Ten kolor jakoś się tak dziwnie nazywa. Czar prowincji?
– Ha ha! Brzmi nieźle.
– Nie! Nie prowincji! Prowansji.
– To brzmi jeszcze lepiej!
– Nie bardzo mi się ten kolor widzi.
– Widzi? Przecież to sypialnia. Będziesz tam spał. Będziesz miał zamknięte oczy. To co ty chcesz tam przez sen oglądać?

***

– Z tymi kolorami to w ogóle całe życie tak jakoś dziwnie wychodzi. Pamiętasz jak zabrałeś się za remont? Już nie chodzi o to jak to wyglądało albo ile czasu zajęło albo jaki się z tego zrobił bałagan, ale pomalowałeś mi pokój na taki nijaki bladożółty kolor. A chciałeś jeszcze olejną pociągnąć lamperie. Dobrze, że mama cię przed tym powstrzymała! Ale i tak ten kolor był fatalny! Fa-ta-lny!
– I to dlatego przyszło ci do głowy pomazać te ściany sprayem!
– Ha ha! No niekoniecznie dlatego. Ale tak, rzeczywiście: pomazałem! Tylko że to grafitti to był wyraz buntu!
– Ty i ten twój bunt!
– Ty się nigdy nie buntowałeś?
– Buntowałem się! A jak! Tylko w moich czasach ten bunt to wyglądał trochę inaczej.
– No to opowiadaj!

***

– Kupiliśmy tę działkę! Wyobrażasz to sobie? Co prawda to tylko 10 arów, no ale własne! A i tak najważniejsze jest to, że to spełnione marzenie! A jaka okolica! Zaraz obok jest las, a przed lasem płynie strumyk. Normalnie tak jak u dziadka! Takie było właśnie moje pierwsze wrażenie. Przypomniały mi się te wszystkie wakacje, ta beztroska. Jej, to wspaniałe uczucie, kiedy marzenie się spełnia!
– A Magda?
– Magda? Wniebowzięta! Już rozplanowuje wszystko. Łącznie z kolorami ścian. Koncepcja zmienia się jej dwa razy na godzinę, ale widać jak ogromnie się z tego cieszy!
– I ja się cieszę, że wam się układa. No a teraz dawaj dalej!

***

– Tak, dach na dniach powinien być skończony. Okna mamy już zamówione, drzwi też. Przyjdą w przyszłym tygodniu. Jakoś tak w przyszłym miesiącu chyba wreszcie się wprowadzimy.
– A Magda wybrała już kolor ścian w sypialni?
– Tato!
– No co?!
– Nic. Punktujesz jak zawsze! A to, to po prostu wyjątkowo ci się udało!

***

– Mama napisała że się spóźni. Dojrzała do tego żeby z tobą porozmawiać, ale widać, że dalej jest to dla niej cholernie trudne.
– Cóż. Dla mnie też jest.
– Poradzicie sobie. Wierzę że sobie poradzicie. Myśmy w końcu sobie poradzili, chociaż na początku też było dziwnie. Po prostu musicie oboje dać sobie trochę czasu. Oswoić się z tą sytuacją. Nie spieszcie się, starajcie się nie denerwować. A teraz chodź, pokażę ci garaż.

– Co to jest? Lamperia?!
– Tak. Jest praktyczna.
– Kiedyś miałeś inne zdanie.
– Ale tamta miała być w pokoju, a nie w garażu!
– No dobrze, niech ci będzie. Ładnie tutaj. I rzeczywiście, praktycznie. Fajnie to sobie zorganizowałeś, masz do tego zmysł.
– To po tobie. Twój garaż też taki był. Uporządkowany. Widać, jaki ojciec, taki syn.
– Albo trochę lepszy.
– Uczeń przerósł mistrza?
– Z czego mistrz jest dumny.
– Chodź, mam dla ciebie jeszcze jedną niespodziankę.

– To… To jest mój Kadett?
– Tak. Zabrałem się za niego i tak sobie powoli grzebię.
– Rzeczywiście ten sam? Nie poznałem. Przyszło mi do głowy, że po prostu kupiłeś podobny.
– Nie. To jest ten sam twój samochód. Co prawda technicznie jeszcze nie do końca sobie ze wszystkim poradziłem. Zacząłem od blacharki i rzeczywiście zaczyna jakoś wyglądać, ale do drugiej młodości to mu jeszcze daleko.
– Musisz uważać na szybę z tyłu z prawej. Opada, bo linka…
– Już nie opada.
– Zrobiłeś?
– Od tego zacząłem. Pamiętam jak cię to denerwowało, ale nigdy nie miałeś czasu żeby się tym zająć. No to ja się teraz zająłem. A jak już skończę to auto, to mam zamiar wybrać się nim na sentymentalne wakacje. Pojadę do Płonisk, zobaczę, czy jest jeszcze to łowisko, gdzie zabierałeś mnie i dziadka. Rozłożę tam namiot, tak jak wtedy… O! Mama jedzie!
– Super. Tylko znów zaczynam się… – Głośnik smartfona zatrzeszczał i zamilkł, ekran zamigotał, a za chwilę pojawił się na nim komunikat o błędzie.
– Tato?

***

– Dzień dobry. Z tej strony Piotr Jabłonka, Instytut Życia Wiecznego. Dzwonię żeby pana poinformować, że częściowo udało nam się rozwiązać problem i kopia zapasowa świadomości pańskiego ojca została przywrócona na serwer. Nie wszystko jednak poszło tak, jak pójść powinno.
– To znaczy?

***

– No. To chyba się udało?
– No. Chyba się udało. Przynajmniej na to wygląda.
– Tak. Przynajmniej na to wygląda. No dobrze. To… To co tam u ciebie? Jak w szkole?
splash545

@George_Stark fajne opowiadanie i bardzo podoba mi się jego zamysł Cieszę się, że jednak znalazłeś czas, żeby dołączyć

moll

Przyjemny "jazgot" i chaos. Trochę jakbyś siedział komuś pod oknem

Wrzoo

@George_Stark Jejku, aż mi się łezki w oczach zakręciły. Świetnie się to czyta. Bardzo lubię takie dialogowe opowiadania, i fajnie zawarłeś w nim dynamikę tej relacji, ten taki jej ponowny rozruch.

Zaloguj się aby komentować

- Dzień dobry!
-Dzień dobry pani profesor! - studenci pomimo tego że czasami byłam złośliwa, jednak mnie lubili. Pocieszało mnie to, bo w swojej pracy już od wielu lat nie widziałem najmniejszego sensu.
Kilka gwiazd wte czy wewte - co za różnica?
Ekipy wysłyłane nowymi ponadświetlnymi lotami załogowymi odkrywały, że to co widziano z okolicy Ziemi to w najlepszym razie bujda na resorach. Wszystkie teorie snute przez setki lat, nawet te o zielonych marsjanach można było o kant dupy potłuc. Każdego dnia okazywało się, że to czego uczyłam wczoraj i dzisiaj można wyrzucić do śmieci.
No dobrze, proszę Państwa, sprawdzamy obecność -
-Juleczka?
-Jestem obecna!
-Smoluch? Serio, na pewno tak mam do Ciebie mówić?
-Tak, pani profesor. To moje dziedzictwo. Mówili tak na mojego dziadka i ojca, a ja będę z tego dumny.
- Dobrze, nie ma sprawy, gdy będę mówiła Ci Chris z przyzwyczajenia, to zwracaj mi uwagę, proszę.

-No dobrze, zacznijmy zajęcia. Dzisiaj coś łatwego. Proszę spojrzeć w stronę Plejad - zaczęłam, ale Juleczka mi przerwała -

  • W stronę czego? spojrzała na mnie jakbym jej kazała spojrzeć na księżyc.

No w stronę Plejad, siedem sióstr i tak dalej - rzuciłam patrząc nie na Juleczkę o pięknych uszach, ale w telekom, który pikał przypominając mi o tysiącu spraw do załatwienia.
Juleczka, najlepsza studentka na roku (co nie było jakoś specjalnie trudne) podrapała się macką po głowie i poprosiła, żebym im pomogła.

To wtedy właśnie odkryłam, że ktoś ukradł Plejady. Nie tylko najmłodszą siostrę, ale cały gwiazdozbiór.

-Panie rektorze, proszę o natychmiastowy dostęp do teleskopu Babe'a! Nie mogę namierzyć gwiazdozbioru Plejad!
- Panno Weatherfish, tak, już, już. - rektor przetarł okulary i spojrzał na nie szóstym okiem.
-Jakiego gwiazdozbioru?
-Plejad! Do jasnej cholery! Siedmiu sióstr! Widać je nawet z Ziemi! - krzyczałam, nie mogąc pojąć, że ktoś zajmujący się astronomią od trzydziestu lat może nie wiedzieć gdzie leżą Plejady. No ludzie!

-Panno Weatherfish, moja sekretarka mówi, że miała pani już jedno załamanie nerwowe w styczniu 2065 roku, kiedy opuścił panią mąż, a syn poszedł na studia na trzeciej kolonii na Marsie. Czy jest pani pewna, że ten gwiazdozbiór kiedykolwiek istniał? W naszych dokumentach ani Plejady, ani gwiazdozbiór Róży, o którym ciągle Pani mówi nie istnieją!
-Siódma siostra może być nie do odkrycia, bo chowa się za Orionem - rzucam.
-Ale Róża? Gdzie Pani ma oczy? Czy Panią Weles opuścił?! Panno Weatherfish, proszę o spokój i opuszczenie karnisza, tak, hmm…
-Panno Weatherfish, proszę żeby udała się Pani w kierunku tych gwiazdozbiorów, które według Pani istnieją, dobrze? Dobierzemy pani załogę jaką pani będzie chciała. Tak? - rektor miał nieco szalone spojrzenie.

Zgodziłam się na propozycję rektora, który nie był pewny czy może wysłać ze mną w podróż Bogdusia, który ma przecież tyle zajęć na uczelni.

Juleczka i Smoluch, którzy razem z nami polecieli mieli kilka wątpliwości
-Pani profesor, a czy naprawdę musieliśmy z panią lecieć szukać gwiazdozbiorów, które nigdy nie istniały?
-Jak to nigdy nie istniały! - zagotowałam się - nigdy nie słyszeliście opowieści o Alkione, Elektrze, Merope czy Pasze? One pojawiają się nawet u Mary Poppins - rzuciłam mając nadzieję, że znajdę zrozumienie.
Oczywiście, że nie. Moi uczniowie i Bogduś przeglądali tylko hejto, gdzie owszem, od czasu do czasu pojawiają się wzmianki o książkach, ale nigdy o ebookach, które ludzie przestali czytać po roku 2030.
Bogduś przeczesując swoje ciemne włosy patrzył na mnie z niedowierzaniem.
-Pani profesor, a czy my kiedyś wrócimy na uczelnię?Muszę umyć toalety, jutro przychodzą zaoczni…
-Tak Bogusiu, tak… wrócimy przed jutrem, na pewno - rzuciłam nie mogąc się skupić na moim ukochanym, bo nasza rakieta wlatywała w miejsce, gdzie powinien być gwiazdozbiór Róży.

Tych gwiazd, które tu powinny być nie było!

Nie było też planety Różyczan, którzy zwykle częstowali przejezdnych herbatą.

Rozglądałam się z niedowierzaniem a Bogduś głaskał mnie po ręce:
-Będzie dobrze, wrócimy na uczelnię, pani psycholog przyjmuje od siódmej rano…
-NIE!
Bogduś schował ręce w kieszenie kitla, Juleczka i Smoluch spojrzeli na siebie z niepokojem.
A ja doznałam olśnienia.
To Baranek zjadł Różę, Saint Exupery przewidział to, wiedział, że barankowi trzeba założyć kaganiec.
A może ten kaganiec trzeba było założyć owcy? Jeżeli to owca zjadła te gwiazdozbiory? Schowała róże do piwnicy?
Wracałam do domu pełna niepokoju.

#owcacontent #zafirewallem #naopowiesci
Yossarian

Bardzo proszę przestać publikować te bzdety i zająć się #sztukasprawiedliwa

ErwinoRommelo

Jest owca, piwnica, jest i piorun!

Wrzoo

@KatieWee Cudo, bardzo mnie ciekawi lore tego uniwersytetu! Mam nadzieję, że w kolejnych opowiadaniach wróci

Zaloguj się aby komentować

Przypominając Państwu, że kolega @splash545 rozpoczął nową wspaniałą zabawę #naopowiesci , która polega na stworzeniu krótkiego opowiadania na zadany temat (do 9 czerwca piszemy opowiadanie SF na temat utraty czegoś albo kogoś cennego), proszę jednocześnie o pomoc
Właśnie obmyśliłam sobie z grubsza fabułę, ale potrzebuję pomocy w wyborze narzędzia pisarskiego. Dłuższe teksty piszę długopisem wymazywalnym, a że mam ich sporo, a to czym się pisze ma duży wpływ na sam tekst, to proszę o wsparcie

Nie tworzę ankiety, bo ankiety na hejto nie mają tylu odpowiedzi

Zapraszam więc do zabawy: proszę o wybranie długopisu (opisanie stworzonka lub korpusu długopisu) i wybranie imienia dla bohatera, który zostanie ukochanym głównej bohaterki Wpis, który o godzinie 21 będzie miał najwięcej piorunów wygrywa
EDIT: piszcie proszę w jednej odpowiedzi zwierzątko i imię, bo ja w liczeniu to prawie jak ci wiosną urodzeni...
c2e751e2-f5e7-4ed4-9b63-48f9782b7840
CzosnkowySmok

I imię jego to CzosnkowySmok! A pisać o nim będzie koń z doczepionym rogiem na głowie rzygający tęczą.

Rozpierpapierduchacz

Dłuższe teksty piszę długopisem wymazywalnym

@KatieWee ( ͡° ͜ʖ ͡°)

8d6a15ea-950a-4f88-8e4b-5f3aeaaec0f1
KatieWee

No dobrze proszę Państwa, pisać będę długopisem z pandą (skoro @entropy_ nie wybrał którym, to na każdej stronie będę pisała innym, a co).

Ukochany mojej bohaterki będzie miał na imię Bogumił, zdrobniale Bogduś

Zaloguj się aby komentować

Jak co miesiąc, zachęcam do zapoznania się z najnowszym numerem Nowej „Fantastyki”!

Zanim oddam głos redakcji: został ogłoszony konkurs na opowiadanie fantastyczne. Może ktoś z tagów #naopowiesci bądź #zafirewallem chciałby wziąć udział? Przepraszam za spamowanie na tagach, ale pomyślałem, że warto dać znać. :')

Ponadto: „Nowa Fantastyka” jest dostępna na Legimi. W ramach bibliotecznego abonamentu (tylko taki obecnie posiadam) można pobrać za darmo trzy ostatnie numery, w tym najnowszy. Super sprawa! Nawet pomimo tego, że ostatnio przedłużyłem papierową prenumeratę na kolejny rok. :')

https://www.legimi.pl/ebook-nowa-fantastyka-06-24-rozni...

A teraz opis z facebookowego fanpage'a czasopisma:

„Czerwcowe wydanie "Nowej Fantastyki" jest już w sprzedaży. Zdobi je okładka tegorocznego Festiwalu Fantastyki Pyrkon, który odbędzie się w dniach 14-16.06. w Poznaniu.

Ten numer może okazać się szczególnie interesujący dla fanów mangi i anime, ale też dla osób mniej obeznanych z tą stylistyką. Proponujemy Wam zestawienie dziesięciu tytułów (i jednego honorowego wyróżnienia) anime, z którymi warto się zapoznać. Oprócz tego artykuł o serialu "Magic Knight Rayearth" oraz wywiad z dr Pawłem Dybałą - badaczem japońskiej popkultury i tłumaczem mang.

W najnowszym wydaniu znajdziecie także wspomnienie o Maćku Parowskim - w piątą rocznicę śmierci naszego niezapomnianego "ojca redaktora" opowiada o nim jego żona, Jola Parowska.

Przygotowaliśmy dla Was tym razem sześć opowiadań - jeden, za to długi, polski tekst oraz pięć zagranicznych propozycji, w tym nowości od Philipa Maddena i Johna Chu. Nie zabraknie również felietonów, porcji recenzji książek i komiksów oraz kolejnego spotkania z Lilem i Putem. Najważniejsze jednak zostawiamy na koniec, ogłaszamy bowiem...

KONKURS NA OPOWIADANIE FANTASTYCZNE! Po wielu latach przerwy ogłaszamy nowy konkurs literacki, a jego zasady znajdziecie w właśnie tym wydaniu. Czy wśród uczestników odkryjemy kolejny talent na miarę Andrzeja Sapkowskiego? Oby!

"Nową Fantastykę" możecie kupić w szanujących się kioskach i empikach, a także w księgarni stacjonarnej wydawnictwa Prószyński i S-ka przy ul. Rzymowskiego 28 w Warszawie. Niezmiennie najlepszą opcją kupna jest roczna prenumerata, którą możecie znaleźć w Gildii. NF jest też dostępna w Nexto oraz Legimi. Tu również mamy dobrą wiadomość: w obu tych miejscach możecie ją teraz kupić również w formatach czytnikowych epub i mobi. Linki, tradycyjnie w pierwszym komentarzu.

Bądźcie z nami!”

#ksiazki #czytajzhejto #fantastyka #nowafantastyka #hejtoczyta
aa1c325d-ca54-4c44-907e-a2ec8f8ac3e4
cyberpunkowy_neuromantyk

Komentarz także zaczerpnięty z fanpage'a:


"Prenumeratę "Nowej Fantastyki" znajdziecie pod tym adresem internetowym:


https://www.gildia.pl/nf


E-wydanie, które również możecie zaprenumerować na platformie Nexto:


https://www.nexto.pl/e-prasa/nowa_fantastyka_p1204368.xml


NF w Legimi:


https://www.legimi.pl/ebook-nowa-fantastyka-06-24-rozni...


Przypominamy jednocześnie, że nowe wydania NF nie będą już się ukazywały w naszej aplikacji, która przechodzi obecnie proces wygaszania."

splash545

@cyberpunkowy_neuromantyk jak się trochę na hejto wyrobię to może wtedy

Zaloguj się aby komentować

Nasza wspaniała kawiarenka #zafirewallem już od przeszło pół roku daje możliwość, żeby każdy chętny mógł się wyżyć poetycko. A proza to co? Gorsza?
Zainspirowany ostatnio przez dwie koleżanki @moll i @KatieWee (od razu je tu wymienię, żeby nie miały możliwości wymiksowania się z tego interesu) oraz w myśl motta kawiarenki: 
"Mnie to się marzy, żeby ona była miejscem wszelkich swawoli słownych."
Chciałbym te swawole słowne przenieść do mniej poetyckiego gatunku literackiego jakim są opowiadania. Wzorując się zabawą #naczteryrymy a także bitwą #nasonety mam zaszczyt ogłosić:

***

I edycję konkursu #naopowiesci
dziwnej treści albo i normalnej. Jak kto woli, co kto lubi. Na czym będzie polegać ten konkurs? To już nie będę Wam opowiadał tylko zobaczcie sobie w praktyce:

Temat: Utrata czegoś/kogoś wartościowego

Kategoria: Science-fiction 

Liczba słów: 900 - 2000

Termin: 09.06.24 (14 dni)

***
Zadający konkurs może ogłosić wygranego według własnego widzimisię oraz zmienić kryterium oceniania w dowolnym momencie.
Zwycięzcą zostanie osoba, której opowiadanie zdobędzie największą ilość piorunów i w nagrodę będzie miała zaszczyt ogłoszenia następnego zadania. 
Za każde 100 słów poniżej lub powyżej zadanego limitu - 1 punkt. 
Za znaczne rozminięcie się z tematem bądź kategorią - 5 punktów.
Jeśli chodzi o następne edycje to kategoria może być narzucona, choć nie musi. 

Na koniec wymienię jeszcze kilka osób, które wiem, że są w stanie coś skrobnąć i liczę, że dorzucą tu coś od siebie. Trochę presji nie zaszkodzi!
@George_Stark @DiscoKhan @Piechur @Wrzoo - to z myślą o Tobie ta kategoria
Oczywiście oprócz wyżej wymienionych zachęcam do zabawy wszystkich kawiarenkowiczów oraz wszystkich innych, których zaciekawi ten post.

Bawcie się dobrze i liczę na wiele ciekawych opowiadań.
b8141343-58ac-4c25-bb0c-61c5310f9aa3
cyberpunkowy_neuromantyk

@splash545


Moja ulubiona forma? I w dodatku mój ulubiony gatunek?


Kurczę, aż kusi spróbować, mimo że pisać nie potrafię.


Jak z publikacją tekstu? Stworzyć oddzielny post i użyć odpowiedniego taga?

Sergio

@splash545 skąd pochodzi grafika?

CzosnkowySmok

@splash545

Za każde 100 słów poniżej lub powyżej zadanego limitu - 1 punkt. 

Za znaczne rozminięcie się z tematem bądź kategorią - 5 punktów.

Ujemne punkty... Kuszące. Mozna uzbierać -14




Nienawidziłem pisać wypracowań, zawsze to była dla mnie kara i wielkie cierpienie. Przelewać myśli na papier? Tak po prostu? Ale które myśli... I to jeszcze w zadanym temacie. Zanim zacznę pisać to już zapomnę.


Zobaczymy, przysiądę raz by sprawdzić.

Zaloguj się aby komentować

Poprzednia