Z Hind jest podobnie - choć mniej ekstremalnie. Na ten zapach trzeba poczekać 10-20 minut. Jeśli już zdążysz pogodzić się z "faktem", że go po prostu nie ma, to w pewnej chwili zaczyna Cię on osaczać/otaczać. Znikąd pojawia się w Twoim otoczeniu i zaczyna pochłaniać uwagę.. Bardzo delikatnie - na początku nawet nie jesteś pewny, że to Ty pachniesz. i nie znajdziesz tam nut "prosto w twoją twarz dziwko". Wszystko to jest subtelne, ale rozwija sie coraz bardziej i bardziej - do momentu, kiedy czujesz go dosłownie wszędzie i staje się on centrum Twojej uwagi.
Jak by to ująć... to takie typowe HAO - z tej niezorientowanej na Oud półki. Bardzo w stylu Al Oud, Devotion, Lailac... być może trochę też Barari. Te kwiatowe, ciepłe, gładkie... ale chyba najbardziej neutralne z nich wszystkich. Mimo określenia "neutralne", naprawdę brak mi słów.
Czekałem, czekałem. I zapomniałem. Jednak kiedy już się pojawił - cóż za spokój, jakaż równowaga... Ile w tym klasy.
"Spokój" to chyba najbardziej adekwatne słowo, jakie potrafię teraz znaleźć. Niesamowicie działa na mnie to specyficzne DNA marki - w tych nie do końca oudowych propozycjach, nieokraszonych zbyt hojnie tym oczywistym, klasycznym i szlachetnym składnikiem. Tam, gdzie do głosu dochodzą głównie kwiaty, wyimaginowane owoce, delikatna słodycz i unikalna kremowość. Tak zwane przeze mnie golasy z HAO.
Właśnie w tej ciszy (i w tej samotności) najbardziej lubię testować zapachy, na które długo czekałem.
9/10
#perfumy #recenzjeperfum
@dziadekmarian i taka lekturę z rana to ja szanuje
Legancka lektura na poranny kibel
@dziadekmarian ja uważam że można zbudować kolekcję 4life opartą tylko na HAO
Zaloguj się aby komentować