Wesprzyj nas i przeglądaj Hejto bez reklam

Zostań Patronem

Zostań Patronem Hejto i odblokuj dodatkowe korzyści tylko dla Patronów

  • Włączona możliwość zarabiania na swoich treściach
  • Całkowity brak reklam na każdym urządzeniu
  • Oznaczenie w postaci rogala , który świadczy o Twoim wsparciu
  • Wcześniejszy dostęp, do wybranych funkcji na Hejto
Zostań Patronem
Dla mnie te wszystkie przehypowane anime typu Death Note albo Evangelion nadają się tylko dla pryszczatych freethinkerów.
Dla mnie najlepsze co kiedykolwiek powstało to "Hellsing OVA". I nie ma większego madefakera niż Iskariota Anderson.
Szkoda tylko że na końcu zamienił się w żywopłot.
#anime #manga #chinskiebajki
https://youtu.be/c_PhcFFjrYA

Zaloguj się aby komentować

kuurhwa skoncxylem ogladac te kontynuacje higurashi i teraz nastal czas na obejrzenie nowego anime kurhwa myslalem nad dr stone ale to nadal jest wydawane a ja chce cos co jest zakonczone obejrzec nie wiem kurhwaaaa co robic chyba se obejrze jakies juuni taisen i hui bo nie mam pomyslu co ogladac #anime #animedyskusja #przegryw
97e86553-bfd2-4149-acba-7bd74c02aba9
Shadov

@Tacerpacer Juuni taisen bardzo przyjemnie się oglądało, polecam

Zaloguj się aby komentować

Skip to Loafer
Znów nie wytrzymałem i przeczytałem to co jest wydane z mangi. Tym samym mogę zrobić przedwcześnie recenzję anime, którego nie obejrzałem, prawda? No ba!
To jest w ogóle ciekawy tytuł. Na początku napisałem, ze to jest shoujo, pomimo że to tytuł dla facetów. Jest ku temu dobry powód. Gatunek jaki reprezentuje seria to slice of life. Przy czym ten typ gdzie ta przyziemność fabuły aspiruje do gatunku Iyashikei, czyli tytułu leczącego. Innymi słowy mamy się dobrze czuć czytając mangę lub oglądając anime. Fabuła zatem będzie prowadzona bez nadęcia, bez nadmiernej dramaturgii i bez zbędnego pośpiechu.
No i tu zdałem sobie sprawę, że większość takich tytułów jest pisana przez facetów (nawet jeśli pominiemy CGDCT). Skip to Loafer jest spojrzeniem na gatunek przez kobietę. Tu pojawiają się moje oskarżenia o przynależność do gatunku shoujo. Mamy kobiecą perspektywę na dość zdominowaną przez facetów tematykę.
W jaki sposób jest to realizowane? Poprzez postać głównej bohaterki. Mitsumi jest moim ulubionym typem bohatera. Jest niesamowicie sympatyczna. Przypomina mi Klima Nicka z jego memem „Im a genius! Oh no!”. Sama bohaterka kwituje tak: „Może czasem potrafię spektakularnie spierdolić sprawę, ale też super-sprawnie podnoszę się po takich upadkach, niezależnie od okoliczności”. Podobnie jak Klim lubi troszkę pobujać w obłokach, aczkolwiek jest bardziej świadoma swoich ograniczeń. Ma też niezwykłe aspiracje, bo ile bohaterek licealnych chce iść pracować do ministerstwa i zajmować się problemem depopulacji wsi? A nasza MC nawet stara się, by jej szkolne zaangażowanie było kompatybilne z tą ścieżką kariery.
Jej otwartość, jaką wyrobiła sobie jako naturalny lider wiejskiej szkoły sprawia, że stosunkowo łatwo nawiązuje znajomości i to jest temat przewodni mangi: przyjaźń. Czasem też miłość, ale głównie przyjaźń. To relacje bohaterów i interakcje pomiędzy nimi mają sprawiać, że czujemy się dobrze.
Nie tylko MC w tym tytule jest ciekawą osobą i inne postaci też mają swoje historie, swoje charaktery i swoje problemy. Mitsumi jest jak klej dla tych pozostałych postaci i wyciąga z nich te bardziej pozytywne cechy.
Teraz przechodzimy do mojej pomyłki. Tematyka fabuły trochę przypomina romans shoujo, ale taki potraktowany szlifierką kątową, by tytuł nadawał się dla męskiej widowni. Działo to, o dziwo, bardzo dobrze. Może jest tu trochę kobiecego wish fulfilment, ale nie tyle co w wypadku męskiego odpowiednika w romansach pisanych przez facetów dla facetów.
Wykonanie: manga jest trochę w tyle, jeśli chodzi o gatunek, ale wynika to raczej z poziomu konkurencji niż niskiego poziomu mangi. Postaci są bardzo dobrze narysowane. Design Mitsumi to dla mnie 10/10. Z drugiej strony tła są zazwyczaj słabsze w porównaniu do konkurencji (autorka próbuje ratować to kompozycją stron i zasadniczo nie ma tragedii). Anime ma tu pole do popisu, by ewentualnie niedoróbki poprawić. Widać zresztą, że wykonanie anime jest na dość wysokim poziomie. Z technicznego punktu widzenia póki co, ciężko mu coś zarzucić.
Podsumowując, moim zdaniem, jest to tytuł, który zasługuje na uwagę i warto dać mu szansę, o ile lubimy takie klimaty.
https://www.youtube.com/watch?v=PJirQlsWemk
https://myanimelist.net/anime/50416/Skip_to_Loafer

Zaloguj się aby komentować

#anime #animedyskusja
Niewiele bajek chińskich może szczycić się autentycznym ubogaceniem człowieczeństwa przez swoje powstanie. W ich poczet wchodzi jednakże Elfen Lied (2004), dzieło-legenda, dzięki któremu świat jest odrobinę piękniejszy. Ta urokliwa biblijna opowieść o ostatecznym przerwaniu cyklu niezawinionego cierpienia ma wielki szyk, ma smak, ma wielką grację w wyrazie. Usunięcie jednej nuty stanowiłoby ujmę. Oglądając Elfen Lied, słyszałem głos Boga. 
https://www.youtube.com/watch?v=RFnazAsMOQI
Wojbody

@tobaccotobacco Mangi nie czytałem, ale kończy się w takim momencie, że materiał źródłowy pewnie nie wykorzystany do końca. Seria jest dość znana i na tyle stara, że może kiedyś pokusza się o remake.

Zaloguj się aby komentować

#anime #animedyskusja
In/Spectre
Nastolatka bez nogi i oka przysiada się do typa, który zerwał z dziewczyną i pyta się go "Czy będziesz się ze mną spotykać z myślą o małżeństwie?" Zanim się chłopak zdecydował odpowiedzieć, to informuje go że jest boginią duchów i chętnie z nim o tym porozmawia.
Anime cierpi na dokładnie tę samą przypadłość co inna novelka tego samego autora, mianowice Zetsuen no Tempest - jest wypchana po brzegi dialogami i jest to jej największy grzech. Hola hola, możecie powiedzieć, "przecież to prawie jak Bakemonogatari!" Niestety, to nieporównywalne, ponieważ ta baja zamiast ciętego humoru i błyskotliwych ciętych uwag jest pełna nudnego, nic nie wnoszącego, wręcz wkurwiającego grafomańskiego pierdolenia. Jest jeszcze gorzej niż w ZnT, gdzie świat dosłownie jest na krawędzi katastrofy, a bohaterowie przez cztery bite odcinki dyskutują o chujwieczym i dochodzą jednomyślnie do konkluzji, że w sumie to chujwieco. Autorowi ktoś kiedyś powiedział, że jest taka zasada show, don't tell i trzeba ją stosować żeby fajna historia wyszła, ale coś mu się popierdoliło i zrobił odwrotnie tell, don't show. Tak więc główna bohaterka przez całą bajkę opowiada ze szczegółami i niuansami przyczyny, przebieg oraz rozwiązania przeróżnych zagadek, głosem tak jednostajnym, że głowa sama opada, a widz zastanawia się po cholerę słucha tej kolejnej randomowej epopei nic nie wnoszącej do fabuły. Oczywiście robi to na jednym posiedzeniu, bez żadnej dedukcji bez pojawiania się nowych faktów, niczego. Siada na tym pierdolonym stołku i zamiast przejść do sedna to czaruje wszystkich szczegółami, czy pan Janek przed śmiercią pił kawę czarną, czy z mlekiem. Absolutnym kuriozum jest wymądrzanie się bohaterki w jednym odcinku w temacie gdzie tłumaczy co robić, by opowieść była interesująca i została viralem. You fail, bitch.
Gdyby tego było mało, zdarza się jeszcze bajce rzucić takim krindżem, że nogi same układają się w spiralę. Główna bohaterka się przewróciła, babka pyta ją czy wszystko ok, a ta odpowiada "To żaden ból w porównaniu z utratą dziewictwa". Ugh.
Omijać szerokim łukiem i dla pewności splunąć trzy razy przez ramię, kopnąć czarnego kota i zeżreć sałatkę z czterolistnych koniczynek. To jest po prostu nieoglądalne, drop.
https://www.youtube.com/watch?v=FI2kUA78mRU

Zaloguj się aby komentować

#anime #animedyskusja
Romeo x Juliet
Anime wersja klasycznej sztuki Szekspira, będąca dosyć luźną adaptacją jego dzieła. Początek historii w tym przypadku jest jest iście George R.R. Martinowski, a i sama fabuła posiada szereg wątków fantasy. W rajdzie na dom Kapuletich, siepacze Montekich wybijają prawie co do nogi całą rodzinę, słudzy cudem dają radę uratować małego szkraba - Julię. Ta, nieświadoma swojego pochodzenia, ukrywana jako chłopiec mieszka kątem... w teatrze samego Williama Szekspira i realizuje się jako szlachetny łotyrzyk "Czerwone Tornado" walczący z reżimem Montekich uciskającym ludność Neo Verony.
Romeo i Julia zaskoczyło mnie kilkoma elementami. Pomijając już odstępstwa od oryginalnej fabuły, będąc nastawionym na seans czysto historyczny, przyszło mi oglądać czerwonego Zorro oraz bohaterów napierdalających się na latających pegazach. Jest to innowacja, którą przyjąłem z wielkim zadowoleniem, gdyż sceny akcji są zrealizowane zadziwiająco ładnie i trochę uprzyjemniają odbiór tej rozlazłej i skostniałej historii. Mimo wszystko jest to nadal seans koneserski, z zatrważająco wolnym pacingiem i pełen melancholii, czego kwintesencją jest jeden cały odcinek w którym Romeo wraz z Julią nie robią nic innego, tylko podróżują przez wiejskie szlaki świergoląc sobie o dupie maryni.
Choć historia w stylu anime orignal jest tu jak najbardziej powiewem świeżości, to nie chroni się przed dosyć pompatycznymi i nadętymi wstawkami mającymi na celu podkreślenie cnót tych i owych bohaterów, które można skwitować tylko chłodnym uśmieszkiem. Nie jestem jakimś przesadnie wielkim fanem tego typu pozycji, w tym przypadku seans na powierzchni utrzymały dla mnie okazjonalne zrywy w fabule nadające jej miejscami szybszego tempa oraz dramaturgii, tak niezwykle potrzebnej w sytuacji gdzie całą oryginalna historia to głównie rozterki wewnętrzne dwójki młokosów z buzującymi hormonami. Gdy główna para schodzi z ekranu, pozostała część czasu antenowego pozostaje wypełniona w większości polityką i intrygami, które raz po razie stoją na przeszkodzie zakochanym.
Podsumowując - bardzo ładne, trochę sztywne i powolne, ale jednak nie shoujowate, historical fantasy-fiction. Raczej nie jest to tytuł do przypadkowego obejrzenia, tylko seans dla takich, którzy wiedzą na co się piszą.
https://www.youtube.com/watch?v=vlPH6D2Y1vQ

Zaloguj się aby komentować