Zdjęcie w tle
kinasato

kinasato

Koneser
  • 75wpisy
  • 95komentarzy
#anime #animedyskusja

Blades of the Guardians

Jednego, czego nie mogę zarzucić Panom Chińczykom, to braku konsekwencji. Temat zawsze wygląda tak samo, czy bym opisywał jakąś baje 5-10 lat temu, czy teraz, 70% treści mogę przekleić i wszystko będzie się zgadzać. Jak zwykle mamy dojebany wysokobudżetowy materiał promocyjny, pełen scen... których nie ma w bajce. Gdy widz już został zbaitowany na seans dostaje dokładnie ten sam identyczny odgrzewany w mikrofali pół-produkt, dla niepoznaki w nowym opakowaniu i inaczej przyprawiony. Recenzja chińszczyzny wygląda zawsze mniej więcej tak samo - wizualnie fajne/ok, a reszta całkowicie leży. Jak jest w przypadku Blades of the Guardians? Dokładnie tak samo.

Wielokrotnie zastanawiałem się nad przyczyną takiego stanu rzeczy. Czy te wszystkie drętwe dialogi i koślawo napisane postacie, to nie jest przypadkiem efekt słabego tłumaczenia, które nie jest w stanie przekazać niezwykle ważnych niuansów oryginału? Po zbadaniu dostatecznie dużej próbki kilkudziesięciu chińskich pozycji odrzuciłem tę możliwość, gdyż problem wydaje się leżeć zupełnie gdzie indziej. W ŻADNEJ przeze mnie obejrzanej bajce nie pojawił się w ogóle koncept nadania postaci jakiejkolwiek głębi, przekonań, ukrytych motywacji czy w ogóle pojęcia szeroko pojętego identity. Tak jak mamy chińczyka bezdusznego bio-robota poruszającego się ślepo wedle rządowych regulacji aktualnie wyświetlanych w aplikacji, tak i w animowanych rysowankach ten społeczny kolektywizm dosłownie kłuje w oczy. Żadna z postaci nie zostaje dostatecznie wyraźnie naszkicowana, ponieważ pojedyncze postacie są przecież nieistotne, nawet bycie MC nic tutaj nie daje. Dodajmy do tego pozbawiony całkowicie jakiejkolwiek zrozumiałej dla zachodniego widza ekspresji chiński język i przepis na katastrofę gotowy. Za to lubuje się nasz kitajski animator w szczodrym sypaniem tym pyłem na wietrze, a nawet wręcz w huragan przełomowych momentów historycznych i wielkich bitew gdzie w trakcie całe studio produkcyjne dostaje niekontrolowanej nacjonalistycznej erekcji i całkowicie nawet zapomina co oni tutaj właściwie robią, ale przynajmniej CHINA STRONG. A potem bajka się kończy.

Nawet nie chce mi się napisać jednego konkretnego zdania o postaciach czy fabule. I absolutnie nic nie ujmie to temu opisowi. Samurajskich tytułów z identycznymi bohaterami uwikłanymi w identyczne intrygi powstaje w Chinach przynajmniej ze dwadzieścia rocznie.

https://www.youtube.com/watch?v=tDzFVYtU3pg
PanW

Przecież to już na reklamówce wygląda jak gówno.

Zaloguj się aby komentować

#anime #animedyskusja

Combatants Will Be Dispatched!

Tytuł jest streszczeniem fabuły. Zła korporacja wysyła na ziemiopodobną planetę pewnego zabijakę złodupca oraz loli robota z shotgunem, by zrobili rekonesans przed podbojem owej. Trafiają w sam środek wojny królestwa już sam nie pamiętam czego z królestwem demonów i mają tam swoje przygody.

Bajka jest generycznym niskojakościowym kasztanem-wypełniaczem sezonu, który mocno męczy widza już od pierwszego odcinka. Nie uświadczymy tutaj niczego co by przypominało fabułę, a aspekt komediowy całkowicie leży. Komuś coś się ostro pojebało i stwierdził, że jak napcha pod korek krindżowego fanserwisu to będzie jednoznaczne z komedią. Nie jest. Postacie to kolejna porażka, a jej synonimem jest główny bohater, który miał być cheeky bastard, a wyszedł z niego cheeky retard. Miała to być taka cool postać lekkoducha zdobywającego "punkty zła" za niecne uczynki, które może wymienić na nagrody od swojej korporacji. A na ekranie mamy typa, który biega i łapie wszystkich za cycki.

Wieje nudą od prawa do lewa, jedyną atrakcją są kolejne sceny napastowania drużyny przez głównego bohatera, a kulminacyjnym momentem animu, gdzie osiąga swój peak, jest sytuacja, w której główny bohater rozpina rozporek, wyciąga fujarę i kładzie ją na czole pewnemu dygnitarzowi.

Tytuł nie bardzo nadaje się nawet jako typowy odmóżdżacz, bo wymagałoby to zejścia do poziomu odmóżdżenia będącego zagrożeniem dla życia i zdrowia. Parodia isekaia musi spełniać jeden obowiązkowy warunek - musi choć trochę śmieszyć. Tu niestety się nie udało.

Dodatkowy minus za żenujące i nieśmieszne nawiązania do Konosuby.
0c7dcc63-beb6-4c46-985f-189d889e7959
Wojbody

@kinasato  Pamiętam, że odpuściłem po 1 czy 2 odcinkach.

Zaloguj się aby komentować

#anime #animedyskusja

Heavenly Delusion

Piętnaście lat temu na ziemi coś jebło, co konkretnie, nie wiadomo.Teorii jest wiele, wszystkie to tylko domysły. Pewny jest tylko stan faktyczny jaki to pozostawiło - niewielkie skupiska ludzi żyją w wyizolowanych grupkach żerując na resztkach cywilizacji, a grasujące tu i ówdzie monstra od czasu do czasu pożerają co mniej uważnych.

Seria jest podzielona na dwie części - jedna to migawki z życia grupy dzieciaków żyjących w zaawansowanej technologicznie enklawie, gdzie dorastają pod czujnym okiem szerokiego grona naukowców. Druga, to tułaczka żyjących na powierzchni ludzi, próbujących przeżyć na ruinach świata. Tu obserwujemy dwie postacie, młodego chłopaka i odrobinę starszą dziewczynę, którzy zawarli pakt - znajdą razem "Niebo", choć dla każdego z nich niebo jest czymś innym. Kwintesencją bajki jest rozgryzienie w jaki sposób splatają się losy pierwszej i drugiej grupy.

Tengoku Daimakyou jest fantastycznym kinem drogi. Podróż Kiruko i Maru przez post-apokaliptyczne ruiny Japonii to jedna z przyjemniejszych rzeczy jakie mi ostatnio przyszło oglądać w anime. Jest między nimi chemia, ich perypetie są mocno ugruntowane w przedstawionym świecie, wiarygodne oraz trzymające w napięciu. Turlają się po tym złowrogim świecie szukając wiatru w polu i unikając niebezpieczeństw czyhających na nich na każdym kroku.

Troszkę gorzej wypadł aspekt gówniaków trzymanych w złotej klatce, ale może jestem niesprawiedliwy i moja delikatna niechęć wynika tylko i wyłącznie z oklepania tego tematu. Ten motyw w chińskich bajkach ograny jest do bólu i o ile miał tu swoje quirki oraz twisty i ostatecznie nie wypadł jakoś specjalnie źle, to jednak troszkę za mało by dorównać jakościowemu post apokaliptycznemu szabrowaniu, w kontraście do którego został zestawiony.

Wizualnie seria jest mocną pozycją w portfolio Studia I.G., czyli górna półka górnej półki. Mamy śliczne klimatyczne scenerie z motywem przewodnim upadku ludzkości, postacie o fajnym designie i pierwszorzędnie zekranizowane sceny akcji. Good job. Jest tylko jedno ale, o którym wspomnę poniżej.

Bajka delikatnie sypie się w dalszej części, pojedyncze wątki poboczne zaczynają odstawać jakościowo od reszty, a jako punkt graniczy wyznaczam tu odcinek numer dziesięć. Jest to gościnna wizyta reżyserska pana Ikarashiego znanego z tytułów Triggera i moim skromnym zdaniem jest to dramat. Dotychczasowa spójność artystyczna serii zostaje dosłownie zdemolowana, a postacie zmieniają się w śmiesznie machające łapkami pokemony z dużymi głowami. To był błąd. Dalej seria dążąc do finału stawia dosyć mocno na shock value, którym chce zagiąć widza, robi się mrocznie i nieprzyjemnie, a przecież ten jeszcze nie pozbył się z głowy triggerowych śmiesznotek i fikołków, które mu przed chwilą zaserwowano. Kto to w ogóle wymyślił.

Ostatecznie jest to takie trochę gorsze Shinsekai Yori, wiele elementów tutaj się pokrywa. Dzieciaki manipulowane przez dorosłych, odkrywanie swojej seksualności, mroczne i ciężkie motywy niekoniecznie z happy endem. Tajemnica jest niezła, sporo jest zostawione dla widza by rozgryzł sam i rozkminił sobie jakąś pasującą teorię. Widziałem, że troszkę ludzie rzucali w tę serię błotem bo homo/trans/lgbt, ale można to całkowicie zignorować. To jest jedna z tych sytuacji, gdzie jest to całkiem legitny wątek fabularny i nie ma się do czego przyczepić. Rzadki przypadek.

Podsumowując - troszkę gorsze Shinsekai Yori to ja biorę w ciemno każdego dnia.
64c0803e-cf0a-41fb-8178-5c76c649173d
michal-g-1

Gdzie to znajdę online?

twombolt

@michal-g-1 na Disney+ jest, właśnie oglądam zachęcony wpisem

Kremovka

Obejrzałem w swoim życiu kilkanaście, może więcej anime, które mi się w większości mi się podobały, niektóre miały genialne pomysły na które żaden zachodni serial by się nie odważył, jednak wydaje mi się że nie chciałoby mi się poświęcać czasu na kolejne produkcje, od każdego anime jakie próbowałem ostatnio oglądać się odbijałem. Poza tym chyba każde jest o dojrzewających nastolatkach, czy Japończycy mają jakąś obsesję na tym punkcie? Ok, nie wszystkie takie są ale wszystkie popularne.

Wannasauna

tak maja obsesje na tym punkcie, jak jestes niewolnikiem w korpo to wspominasz z utesknieniem czasy nastoletnie xD

Kremovka

@Wannasauna bo wszyscy pracują w korpo, a czasy nastoletnie wyglądają tak że za jakąś pierdołą ugania się wianuszek dziewczyn wliczając w to jego siostrę

keborgan

Obejrzałem kilka odcinków. Meh. Oprócz tęczowych motywów nic ciekawego.

Zaloguj się aby komentować

Zostań Patronem Hejto i odblokuj dodatkowe korzyści tylko dla Patronów

  • Włączona możliwość zarabiania na swoich treściach
  • Całkowity brak reklam na każdym urządzeniu
  • Oznaczenie w postaci rogala , który świadczy o Twoim wsparciu
  • Wcześniejszy dostęp, do wybranych funkcji na Hejto
Zostań Patronem
#anime #animedyskusja #koneserslabychbajek

WataMote: No Matter How I Look At It, It's You Guys' Fault I'm Not Popular!

Tomoko to mocno wycofana i zmagająca się z fobią społeczną dziewczyna, która chce odciąć się od swojego dotychczasowego życia i wraz z pójściem do liceum zacząć egzystencję jako chodzące centrum atencji. Opracowuje przy tym idealny plan działania, który bardzo szybko rozwala sobie ryj o rzeczywistość i szuka wsparcia w swoim bracie, który jej szczerze nienawidzi oraz starej koleżance, która bezboleśnie osiągnęła cel, o którym ona tylko marzy. Łatwo nie będzie.

Watamote jest w założeniu komedią i w sumie zgadza się, jest śmieszne. Ale to tylko połowa historii, ponieważ bajka jest też udokumentowaniem ogromnych tragedii, z którymi boryka się główna bohatera. Mamy więc konkretną tragikomedię, którą by się powinno bystro konsumować gdyby nie jeden fakt: czasami aż przykro na to patrzeć. Bohaterka jest na tyle sympatyczna, gotowa na poświęcenia oraz ambitna, że aż się człowiekowi smutno robi, gdy po raz kolejny przejeżdża ją metaforyczny walec. Aż się zastanawiałem czy w ogóle wypada się z tego śmiać. Nie jest to bynajmniej żaden slapstick, Tomoko robi jakieś tam znikome postępy i konsekwentnie dąży do swojego celu, ale przybiera to postać szorowania gołą dupą po potłuczonym szkle oraz wodospadu łez bezsilności, a jedyną pociechę znajduje w brutalnym cynizmie. Żeby nie było, główna bohaterka nie jest tu żadnym ucieleśnieniem Sofoklesa walczącym z okrutnym losem, ma też swoje za uszami, a sporo nieszczęść które je spotykają to tylko i wyłącznie jej własna wina.

Bajka ogólnie jest niezła, potrafi okazjonalnie błysnąć w sposób humorystyczny oraz zaskoczyć zmyślną reżyserią, która przegryza się w dość monotonicznym ciągu skórek po bananach, na których wypierdala się główna bohaterka, w ogromnej desperacji walcząca o odrobinę akceptacji z czyjejkolwiek strony. Tak więc 60% depresji, 40% humoru w stylu "może lepiej jak się teraz zabije, bo po liceum będzie jeszcze gorzej"

Opening sztosik.

https://www.youtube.com/watch?v=gZYq7rat9d4
Alky

Tomoko to taka japońska Natalka odpisz prsz ʕっ•ᴥ•ʔっ

1392b0ec-73a7-4eda-8e5c-9c714d36134a

Zaloguj się aby komentować

#anime #animedyskusja #koneserslabychbajek

Ya Boy Kongming!

Kongming to wybitny chiński strateg sprzed blisko dwóch tysięcy lat, który trafił do isekaia, a tym isekaiem jest współczesna Japonia. Bardzo szybko adaptuje się do nowego środowiska, poznaje amatorsko śpiewającą po klubach dziewczynę zwaną Eiko i postanawia przy pomocy swojego tytanicznego intelektu zrobić z niej gwiazdę.

Bajeczka nie klei się nic a nic, jest to pudrowany trup. A pudru zużyto tu tyle, że aż wchodzi w oczy i gardło. Uniwersalne uznanie dla tego tytułu w postaci mantry "baja sezonu" powtarzanej przez prawie każdego nie przestaje mnie zadziwiać.

Ogromną tragedią jest tu sama postać Eiko. Nie wiem jakie były zamiary autorów, ale odbiór jest dla mnie jednoznaczny. Nasza bohaterka to tryhardujące beztalencie, które jest ciągnięte za uszy do góry przy każdej okazji przez Pana Chińczyka. Jej piosenki są po prostu okropne, przywodzą mi na myśl Edytę Górniak fałszująca Polski hymn narodowy, którą dodatkowo ktoś postrzelił z łuku. Każde zachwycanie się widowni jej występami wywoływało u mnie skręt kiszek z krindżu. Gorsze od tego były chyba tylko sceny joł joł fristajlowych rapsów. Gwoździem do trumny jest zestawienie występu Eiko z Nanami w 11 epie, która dosłownia MIAŻDŻY Eiko pod każdym aspektem. Wspaniały wokal w intro, świetna aranżacja, choreografia, zmiany tempa doskonale ożywiające utwór nadając mu potencjał na wiele przesłuchań, a w kontrze do tego mamy naszą bohaterkę która wychodzi na scenę i wyje "OoOoOoO kolorowe życie uooooooUUUoOeee świat jest taki piękny oUooouEEEEEEEEEEEEE miłość na wieki" po czym wychodzi dobry ziomek Kongming i przy pomocy magii z dynastii Ming daje jej zwycięstwo. Bleeeee.

Animacja - chyba cały budżet poszedł na opening i dosłownie kilka scen. Zaskakująco wiele scen śpiewanych to statyczna plansza z twarzą bohaterki i lecącą w tle muzyka. A momenty na które został przepalony cały hajs też mnie specjalnie nie zachwyciły. Coś jest nie tak, ruchy mają nienaturalne tempo i wygląda to co najmniej dziwnie.

Tytuł mogła by podratować jakaś chemia i dynamiczna relacja dwójki naszych bohaterów, ale nawet to nie jest nam dane. Eiko nie przechodzi żadnej ewolucji, nie zdradza żadnych ambicji jest dokładnie w tym samym miejscu co na początku bajki siedząc w sklepowym koszyku pchanym przez dobrego ziomka Kongminga. On też jakoś niespecjalnie ma na nią wpływ, raczej jest - weź sobie usiądź, ja wszystko załatwię.

Na ukojenie skołatanych nerwów w załączeniu piosenka Underworld prawdziwej artystki Nanami, a nie jęki tego wyjca na chińskich dopalaczach. Ten występ to najlepsza część bajki, ale nawet to częściowo spierdolili, szatkując go na kawałeczki jakimiś nic nie wnoszącymi durnymi przemyśleniami bohaterów. Tak więc sama pioseneczka, ale nic nie szkodzi, bez problemu się obroni.

https://www.youtube.com/watch?v=0HX2GYcAMMo

Zaloguj się aby komentować

#anime #animedyskusja

Dagashi Kashi

We wsi na najgłębszym japońskim zadupiu znajduje się sklepik ze słodyczami, od pokoleń prowadzony przez jedną rodzinę. Obecny właściciel jest niezwykle zasmucony, albowiem jego syn Kokonotsu (nie mylić z Coconutem) wcale nie jest zainteresowany przejęciem biznesu, lecz aspiruje do zostania mangaką. Pewnie tak by zostało gdyby nie pojawienie się Hotaru, córki potentata słodyczowego, mającej na zadanie nakłonić jego ojca, cukierkowego eksperta od 9 pokoleń, by pracował w firmie jej starego. Ten odmawia, ale gotów jest zmienić zdanie, pod warunkiem, że przekona Kokonotsu do przejęcia rodzinnego biznesu. Hotaru niczym cukierkowa czarodziejka próbuje otworzyć przed sceptycznym chłopakiem wrota do magicznej krainy japońskich słodyczy, a całości przygląda się Saya, podkochująca się w Kokonotsu od dzieciństwa dziewczyna z ogromnym niepokojem obserwująca fikołki jakie wyprawiają. Początkowa rywalizacja i zazdrość szybko jednak mija, ponieważ dziewczyny odkrywają, że mają wspólny cel - jeżeli Hotaru uda się gwizdnąć starego, to młody zostanie z Sayą na wiosce.

Bajka jest jedną nostalgiczną retro przygodą wspominająca kultowe japońskie słodycze. Niby fajnie, ale ja nie znam japońskich słodyczy i w ogóle z niczym mi się nie kojarzą. Tak więc niestety jestem z tym tytułem rozjechany tematycznie jak tylko się da. Coś jakby tłumaczyć Japończykowi, że maczugi są spoko, a kukułki i śliwka nałęczowska w czekoladzie to prawdziwy odjazd.

Czy w takim razie da się to obejrzeć na pełnej ignorancji? Da się, choć za pewne sporo się straci. Kreska jest spoko, design postaci bardzo podszedł mi do gustu, humor jest jak najbardziej ok, o ile nie zagłębi się w jakieś słodyczowe niuanse o których nie mam zielonego pojęcia. A robi to raczej często.

Nie dla Polaka robaka to jest bajka, to dla Chada Japończyka jest seans.

https://www.youtube.com/watch?v=f0CUbkBO9qw&t=1s

Zaloguj się aby komentować

#anime #animedyskusja

Mashle: Magic and Muscles

Mash jest chłopcem wyjątkowym. W świecie przepełnionym magią, gdzie ludzie nawet podcierają sobie dupę zaklęciami, bo tak wygodniej, jest magicznym zerem, nie posiada w sobie ani krzty magii. Ponieważ takie osoby są usuwane ze społeczeństwa w sposób mniej lub bardziej humanitarny, mieszka wraz ze swoim przyszywanym starym w lesie, gdzie oddaje się bez pamięci kulturystyce. Sielanka zostaje zburzona, gdy zostaje odkryty i właściwie zmuszony do wstąpienia do elitarnej magicznej akademii. Oczywiście w celu zostania pośmiewiskiem, ale nasz bohater nie zamierza się poddać i nadrabia swoje magiczne braki innymi talentami.

Taki jest zamysł historii, skrzyżowanie Harrego Pottera z One Punch Manem. Pomysł może i ciekawy, ale koncertowo spierdolony przez... przez właściwie wszystko. Mash to paskudna karykatura Saitamy, stworzona przez kogoś kto w ogóle nie zrozumiał, na czym polegała magia tej postaci. Bardzo ciężko mi znaleźć jakiekolwiek pozytywne elementy, które mogłyby stawić zaporę wielkiej masie obornika jaka wylewa się z tego tytułu. Fabuła, konstrukcja bohaterów, antagoniści... dramat. Jesteśmy na poziomie kreskówek dla 6-8 letnich dzieci wyprodukowanych w latach 70. Przerysowane do bólu postacie wygłaszające teksty typu "Huehuehue teraz ja wielki łubudubu zrobię sraku sraku, a wy będziecie płaku płaku. HAHAHAHAHHA!" Dosłownie zatrważające. Główny bohater też pięknie farmazoni, mistrzu kulturystyki naucza "W ciągu 45 minut od treningu należy spożyć białko" po czym zaczyna wpierdalać ptysie, czyli same węglowodany. "Ale sprytny żart" pomyślałem sobie. A to wcale nie był żart...

Interakcje między postaciami to wygłaszane na przemian monologi bez jakiejś specjalnej interakcji między nimi, zamknięte w dwóch klatkach animacji kłapania mordą. A animacja nie błyszczy właściwie nigdy, jak na poziom A-1 to rzekłbym, że jest nawet słaba. Ogólnie od bajki bije taki vibe, że musiała być w produkcyjnym piekle, bo ciężko żeby ktoś o zdrowych zmysłach zaplanował stworzenie takiego potworka.

Mashle początkowo dropnąłem po trzech epkach. Potem postanowiłem dać tytułowi jeszcze jedną szansę i obejrzałem kolejne trzy odcinki. To był błąd, wymęczyłem się tylko przeokrutnie. Podsumowując, dużo lepiej się bawiłem gdy po raz 1000 zobaczyłem na wykopie obrazek hari pota zwal mi kutas, niż oglądając maszle.

https://www.youtube.com/watch?v=_ce5_P1Hj5A
Wannasauna

słabe, miało potencjał, ale zamiast traktować się z dystansem i parodiować to zrobił sie z tego typowy shonen który powtarza w kółko żart o kremówce itp.

Zaloguj się aby komentować

#anime #animedyskusja

The Dangers in My Heart

Ichikawa to szkolny dziwak i odludek, co prawda nikt nie robi mu bully, ale zawsze był tym dzieciakiem na uboczu, tolerowanym mniej lub bardziej przez innych. On sam zdaje sobie sprawę, że jest nieźle jebnięty, ale akceptuje swoją naturę i powoli małymi kroczkami zabiera się za realizację planu, który uknuł w swoim chorym umyśle. A ten plan, to zamordowanie Anny Yamady, szkolnej ślicznotki z jego klasy. W takiej sytuacji najlepiej zacząć od obserwacji oraz zbadania swojego celu. I jakby na to nie patrzeć i jakby do sprawy się nie zabierać, trzeba diagnozę postawić jasno - normalna, to ona nie jest.

Bokuyaba jest to szkolne love story pierwsza klasa i nawet postać emo MC cipeusza nie jest w stanie tego popsuć. Ba, jestem w stanie zaryzykować stwierdzenie, że mamy tu do czynienia z peak gimbaza romance. Właściwie całe anime przeszło z palcem w dupie moją recenzencko-krytyczną czeklistę i nie mam się do czego przypierdolić, no może słabe OP i ED, ale to w żaden sposób nie wpływa na odbiór bajki. Wizualnie bardzo ładne, fajny design postaci, reżysersko pierwsza klasa, a postacie są naprawdę żywe i urzekają swoim charakterem, nawet w dalszym planie. Cały czas coś się dzieje, dialogi i zachowania postaci przykuwają uwagę, nic a nic się nie nudzimy, nawet jak postacie motają się w swoim spierdoleniu. Nie ma waty i siana jako tani wypychacz. Miałem mały kryzys z oglądaniem chińszczyzny, gdzie w dwa miesiące obejrzałem jakieś trzy bajki, a ten tytuł opierdoliłem jak wściekły.

Nie jest to komedia do darcia łacha, bardziej tytuł do comfy szczerzenia się jak łysy do sera. Oprócz MILFY, przez nie się zaplułem xD
55cb3f95-3b21-47f8-b5cf-fa547e949fca
Rzuku

co prawda nikt nie robi mu bully

@kinasato Z tym się jeszcze nie spotkałem, żeby dręczenie przetłumaczyć jako "robić bully" xD

Zaloguj się aby komentować

#anime #animedyskusja

Servant x Service

Nie wiedząc nic o bajce i sugerując się tytułem spodziewałem się jakichś świntuszących wygibasów spod znaku kinematografii typu H z pokojówką w roli głównej. Okazuje się, że jest to coś zupełnie innego, gdyż sługą jest urzędnik a serwis zazwyczaj oznacza postawienie jakiejś pieczątki na wniosku.

Ten tytuł to workplace comedy rozgrywające się w jakimś urzędzie miasta czy innym biurze do spraw papierkologii i rozpoczyna się od przyjęcia do roboty trójki świeżaków:

- Młody, zdolny lecz leniwy slacker
- Zagubiona typiara, która po zawaleniu studiów nie wie co ze sobą zrobić, więc została urzędnikiem
- Wstydliwe dziewczę o ogromnym biuście i questem do wykonania

O ile baja zaczyna się mocno tematycznie, przybliżając widzowi arkana urzędniczego żywota oraz trudności z nim związane, dosyć szybko, bo po zaledwie kilku odcinkach praca schodzi na bardzo daleki plan, a tematyką stają się rozterki sercowe pracowników. Samo w sobie nie jest to złe, ale nie ukrywam, że część wprowadzająca podobała mi się bardziej, było mniej japonizmów, krindżowania o cospleju oraz różowego królika. Różowy królik to totalnie nieporozumienie.

I to właściwie tyle z zarzutów, seans jest całkiem śmieszny, lekki i przyjemny, postacie są charakterne i wyraziste, a ich zachowanie jest raczej spójne - nie mamy tutaj obrzydzających życie, a występujących prawie w każdym anime romansidle, plot twistów z dupy na budowanie chujowej dramy. Można oglądać.

https://www.youtube.com/watch?v=Zts5MJJQ9kM
Wannasauna

Ale ten op ma ładną kreskę, ale pewnie tylko op

edit: aha połowa to byly zdjecia... do spania xD

GniezSenpai

@Wannasauna sprobuj odcineczek kierowniku

Wannasauna

nie lubie a1, ogladalem working, blend s, maou i wszystkie 3 byly do kitu

Zaloguj się aby komentować

#anime #animedyskusja

Gdybym miał wymieniać studia podwyższonego ryzyka, GoHands na pewno byłoby jedną z żelaznych pozycji tej listy. Grająca w tym sezonie baja o dziewczynce bez okularów może być dla wielu pierwszym kontaktem z tymi tuzami japońskiej animacji i przyprawić niegotowego na to widzą o przyśpieszone bicie serca. Obeznani z tematem wiedzą co będzie się działo - CGI wywołujące myśli samobójcze oraz przesterowana paleta koloru inspirowana jakąś amazońską toksyczną żabą, ze szczególnym uwielbieniem oczojebnego niebieskiego. Dzisiejszy wywód nie będzie jednak o wspomnianej wcześniej świeżutkiej bajce, ale o pozycji już ponad 10 letniej. Bo tak jak generatory crapu typu Diomedea wypuszczają od czasu do czasu coś dobrego, tak i GoHands ma w swoim szerokim portfolio te góra trzy tytuły, których nie musi się wstydzić. Tak więc na talerz wskakuje

SEITOKAI YAKUINDOMO

Zarys fabuły i wstęp to temat na dwa zdania wszystko ponad to byłoby zwykłym laniem wody. Ziomek wybiera się do liceum dla dziewcząt, które zostało przekształcone w koedukacyjne, gdzie jak się wszyscy domyślamy, będzie pływał w oceanie dup. Na wejściu zostaje złowiony przez przewodnicząca samorządu i wcielony do powyższego organu, by sprostać nowym wyzwaniom i poszerzyć jego kompetencje o kogoś z jajami.

Typowa szkolna komedyjka damsko-męskich nieporozumień? Nic z tych rzeczy. Ta bajka to wulkan zbereźności przyozdobiony piękną fasadą nieskazitelności, do której nie ma się jak przyczepić. Ta bajka jest jak Twoja wyuzdana dziewczyna wywodząca się z katolickiego domu, macająca stopą Twoje kroczę pod stołem przy odmawianiu modlitwy, w trakcie niedzielnego obiadku u jej starych. Anime jest niezwykle seksualnie wulgarne, lecz ta wulgarność opiera się całkowicie na dwuznaczności, domyśle, grze słownej lub wydarzeniach poza ekranem. Choćby właśnie na ekranie szedł temat masturbacji analnej ogórkiem lub gag(jaka dwuznaczność) o loli ciągnącej druta, to można z czystym sumieniem puścić SYD własnej babci, pod warunkiem, że nie ma napisów i nie zna japońskiego.

Baja momentami trochę przesadza, tempo ładowania widzowi sucharów o ruchaniu prosto do gęby bez chwili wytchnienia jest czasami zbyt szybkie i może się przyjeść. Anime generalnie mi się podobało i na pewno z przyjemnością obejrzę kolejny sezon/ova/etc, ale potrzebuje chwili na przełknięcie i popitkę.
4e880981-4758-4cb8-9d27-bcaec83f7d53

Zaloguj się aby komentować

#anime #animedyskusja
Goblin Slayer
Początkująca kapłanka zabiera się z innymi noobami na prostego questa by ubić kilka goblinów. Bardzo szybko okazuje się, że to zadanie ich przerasta. Praktycznie cała drużyna zostaje ukatrupiona, przeruchana od lewej do prawej lub dla większej dramaturgii najpierw ukatrupiona, a potem przeruchana od lewej do prawej. Nasza bohaterka uciekając w popłochu, zostawiając drużynę na pastwę losu, napotyka zakutego w stal dżentelmena, który pyta "Szanowna Pani, czy są tu jakieś gobliny?".
Nie wiem jak wygląda materiał źródłowy i czy jest dobry, ale na pierwszy rzut oka widzę jedno - ta adaptacja jest wręcz koszmarnym niewypałem pod wieloma względami, ciężko mi tu znaleźć jakikolwiek element, za który nie trzeba by było zjebać tego tytułu z góry do dołu, chyba tylko oprawa muzyczna tutaj daje radę. Całą historia jest nastawiona na shock value i prezentowanie krawędziowych scen przemocy. W połączeniu z generyczną cukierkowatą kreską fantasy wychodzi to bardzo źle, zamiast jakiejkolwiek dramaturgii wywołało to we mnie wyłącznie śmiech zażenowania, a seria brnie w to z uporem maniaka. A propo dramaturgii - pała z wykrzyknikiem dla pana reżysera prowadzącego tę serię - fragmenty, które mają być ckliwym tearjerkerem, wspomnieniem goblinśkiej traumy wywołują jedynie rechot z nieporadnego grafomaństwa. Domyślam się, że to problem light novelki, ale przecież nie raz i nie dwa w chińskich bajkach widziałem słabą prozę, w którą udało się przy adaptacji tchnąć trochę życia. Da się.
Poza tym leży tu praktycznie wszystko, a najgorsze są sceny nie wnoszące absolutnie nic do fabuły, które potrafią być rozciągnięte do kilku minut. Dotkliwy ból sprawiły mi długaśne konwersacje pomiędzy postaciami, nie zawierające w sobie ani krzty substancji, zwykłe pierdolenie o dupie maryni, pozbawione jakichkolwiek emocji czy budowy postaci. Pomimo dużego nacisku na dialogi bajce udaje się dokonać czegoś niemal niemożliwego - wstrzymać się od jakiegokolwiek rozwoju postaci. Są one tak nieciekawe i bez jakiegokolwiek charakteru, jak tylko się da. Zrozumcie moje przejęcie, gdy stado goblinów zabiera się za dwudzieste piąte gwałcenie jakiejś postaci, na którą widz ma totalnie wyjebane.
A najgorszą tekturą bezsprzecznie jest nasz główny bohater:
- Gobliny? Aha. Ok. Rozumiem. Gobliny? Tak. Mhm. Gdzie gobliny? Zgadza się. Rozumiem. Ok. Dobrze. W porządku. Aha. Tak. Gobliny?
Cuchnąca kupa gówna, omijać z daleka i ostrzegać innych.
Znalazłem obrazek, który doskonale podsumowuję tę serię, chociaż domyślam się, że jego autor miał co innego na myśli xD
b39980cb-e235-4899-9f3b-02e43ae99468

Zaloguj się aby komentować

#anime #animedyskusja
Uncle from Another World
Seria rozpoczyna się od przedstawienia widzowi postaci Takafumiego udającego się do szpitala, w którym leży jego wujek. Wujek, który obudził się po 17 latach śpiączki i był źródłem rozłamu w rodzinie w kwestii tego czy go po prostu nie odłączyć oraz wielu nieszczęść, w tym finansowych. Sam bratanek udaje się tam w jasno określonym celu - ma przy sobie papiery, na podstawie których zamierza oddać go do zakładu opiekuńczego. Po spotkaniu jego obawy się spełniły - wujek jest pierdolnięty, bo twierdzi, że przez ostatnie 17 lat żył w innym świecie i ma na to twarde dowody. Dowody okazują się jednak na tyle mocne, ze Takafumi zabiera go do siebie do domu, a sam wujek postanawia zostać Youtuberem.
Wspaniałe anime o starym boomerze poprowadzone w tonie "Słuchaj no, synek!", gdzie nasz tytułowy bohater relacjonuje klasyczne "kiedyś to było". Dosłownie, nic nie kłamie. 80% czasu antenowego to stary ugly bastard opowiadający historie ze swojej młodości, z tym że tak jak je zapamiętał, a nie tak jak zgodnie z prawdą było. Anime pomimo całkowicie narracyjno-retrospekcyjnej natury jest po prostu przekurwaśmieszne, choć nie wynika to bezpośrednio z jakichś zabójczych gagów, a z ciężkiej szydery, twardego sarkazmu i ciętej ironii. Relacje damsko-męskie wujaszka doprowadziły mnie do łez, a jego zdolność do przegapienia sedna sprawy - do ataków kaszlu.
Miejscami widać developement hell przez jaki przechodziła ta seria, animacja czasem potrafi łapać czkawkę, mamy okazjonalne klejenie jakimś paskudnym 3d, a sinusoida skoków i spadków jakości jest widoczna gołym okiem. W absolutnie żaden sposób nie przeszkadza to w odbiorze, a rzekłbym nawet że okazjonalne pokraczne chibi wstawki wyszły na dobre bo są utrzymane w klimacie prosto z memów "skisłem xD"
Doskonałe gówno, grzech nie obejrzeć.
56fa8ea1-ae27-46bc-a040-d03effd716cb
PanW

Zawiodłem się, mocne 6/10.

Zaloguj się aby komentować

#anime #animedyskusja
Working!!
Popura, dorabiająca sobie w restauracji nastolatka o karłowatym wzroście dostaje od szefowej zadanie - brakuje rąk do pracy, więc ma znaleźć kogoś do roboty, ale ino raz. Gdy żadna z koleżanek nie jest zainteresowana i kończą się jej pomysły, w akcie desperacji zaczyna zaczepiać ludzi na ulicy. Ku jej nieukrywanemu zdziwieniu, pewien chłopak po krótkim namyśle się zgadza. "Ale mam farta" pomyślała Popura. "A to w dodatku taki miły chłopiec". Niestety, nie wiedziała, że to pedofil.
Konstrukcyjnie Working jest okruchami życia z gatunku januszex ze sporą dozą klasycznego amerykańskiego sitcomu. Akcja dzieje się dosłownie w kilku lokalizacjach i w całości opiera się na perypetiach pomiędzy postaciami, beż żadnego wiodącego wątku fabularnego. A postaci w tej bajce jest nie mniej niż członków rodziny polityków pis w spółkach skarbu państwa. Poza pracownikami restauracji są też ich rodziny i szeroko pojęci znajomi, którzy regularnie pojawiają się w mniejszych lub większych rolach. A prawie wszyscy to jakieś dziwadła. Kierowniczka restauracji to dawna przywódczyni grupy chuliganów, szefowa sali biega z mieczem samurajskim u pasa, jedna z kelnerek jest największą fanką One Punch Mana, na kuchni pracują doomer z podglądaczem. No i jest jeszcze Yamada, koń pociągowy tej bajki, której super mocą jest tłuczenie talerzy i wchodzenie w kadr jak ktoś akurat robi zdjęcie. Jest mega sympatycznie i z przyjemnością ogląda się tę zgraną paczkę.
Seria jest wizualnie ładna, potrafi czasami zaskoczyć sprytną reżyserią lub dbaniem o szczegóły, które dodają jej uroku. Humor jest dosyć specyficzny i choć baja potrafi kilka razy zagrać to samo, ale jakimś cudem przez bite trzy sezony wcale a wcale mi się nie przyjadło, głównie dzięki zrzuceniu okazjonalnej bomby oraz zagrywki w stylu tworzenie podbudówki pod jeden gag przez półtora (!) sezonu lub awangardowa ekspozycja postaci "Jedynej normalnej kelnerki Matsumoto". Coś, czego nie miałem przyjemności zobaczyć nigdy w żadnym anime, wręcz Monty Pythonowski fikołek scenariuszowo/reżyserski zostawiający widza z pytaniem - "Ale... ale, dlaczego w ogóle i po co?"
Świetna zabawa, choć szczerze przyznam, przed seansem myślałem że to będą generyczne slice of life pomyje i dałem się bardzo przyjemnie zaskoczyć.
A teraz specjalnie dla was Yamada nakurwiająca przez 15 minut na tamburynie. Wiem, że krótko, ale można nacisnąć replay.
https://youtu.be/26mC5O3LvUQ
Wojbody

@kinasato Namówił. Chociaż miałem już dodane do obejrzenia.

Zaloguj się aby komentować

#anime #animedyskusja
Fena: Pirate Princess
Piraci, samuraje oraz dziewica.
Zaczniemy od dziewicy. Dziewica jest trzymana w burdelu, aż zjawi się odpowiednio bogaty biznesmen i za odpowiednio wysoką opłatą dostanie zezwolenie na zdjęcie simlocka. Potem są piraci, którzy ratują ją z opresji, by oddać w ręce samurajów, którzy wyruszą z nią w podróż. Dziwne nie? A to dopiero początek.
Przez pierwsze, powiedzmy sześć, odcinków zabawa jest przednia. Bajka jest prześliczna, animowana przepięknie. Production IG utrzymuje poprzeczkę bardzo wysoko. W kadrach dzieje się bardzo dużo, czasem nawet nie wiadomo czy lepiej oglądać pierwszy czy drugi plan, jest czym nacieszyć oczy. Tematycznie - mary sue i banda kawalerów (i jedna pannica) jej broniąca. Takie Akatsuki no Yona, ale bohaterka nie jest płaczliwą pizdą. Biega, skacze, krzyczy, machą rączkami i doskonale sprawdza się jako comic relief. Można nawet powiedzieć, że jest sympatyczna. Ma tam jakiś treasure hunt przed sobą, w których pomaga jej banda zabijaków. Gdyby tak zostało, to pewnie baja byłaby 8-9/10. No ale tak nie jest.
Bajka niestety ma potężne problemy konstrukcyjne. Zaczyna się niewinne od drobnostek typu bohaterowie płyną po morzu łódką bez żagla ani wioseł. Potem podróżują drewnianą łodzią podwodną, a akcja, pragnę wspomnieć dzieje się gdzieś w okolicach 18 wieku. No spoko, pewnie zostanie to jakoś wyjaśnione. Nie jest. Za czerwoną linię można uznać moment, kiedy pojawia się ładna Niemka. W to, to już zupełnie nikt nie uwierzy. Seria raz co raz serwuje rzeczy nawet nie tyle co niewiarygodne, ale po prostu sprzeczne z logiką i nie myśli w jakikolwiek sposób ich wyjaśniać ani uzasadniać. Na ekranie pojawiają się kolejne wydarzenia, ja oglądam co się dzieje i pytam się sam siebie "ale jak to? ale dlaczego?"
Kulminacją narastających problemów fabularnych jest ostatni odcinek. W tym miejscu scenarzysta dosłownie się poddał i rzewnie zapłakał nad skryptem tej bajki:
"Nie wiem... nie umiem... nie mam pojęcia jak to skończyć..." - powiedział do siebie. "No dotarli do celu... to co teraz? Pierdole, przepiszę zakończenie z Evangeliona".
Jak pomyślał, tak zrobił. Nie żartuje. Bohaterowie przez jedenaście odcinków sobie podróżowali po świecie by w dwunastym podczas narkotycznego transu ekwiwalent stwórcy w piętnastominutowym monologu tłumaczył im sens istnienia wszechświata. To jest tak z dupy, że nawet nie uważam tego za spoiler...
Ocena końcowa - co do kurwy/10. Podejrzewam, ze scenarzysta umarł w połowie produkcji, a bajkę kończyła pani co w studio sprząta kible. Reszta studia odwaliła kawał solidnej dobrej roboty, którą zmarnowała prawdopodobnie jedna osoba. W sumie to minimum dwie lub trzy, bo reżyser albo producent powinni zainterweniować.
https://streamable.com/44icc3
gratis

@kinasato dzięki, nie oglądam

Zaloguj się aby komentować

#anime #animedyskusja
In/Spectre
Nastolatka bez nogi i oka przysiada się do typa, który zerwał z dziewczyną i pyta się go "Czy będziesz się ze mną spotykać z myślą o małżeństwie?" Zanim się chłopak zdecydował odpowiedzieć, to informuje go że jest boginią duchów i chętnie z nim o tym porozmawia.
Anime cierpi na dokładnie tę samą przypadłość co inna novelka tego samego autora, mianowice Zetsuen no Tempest - jest wypchana po brzegi dialogami i jest to jej największy grzech. Hola hola, możecie powiedzieć, "przecież to prawie jak Bakemonogatari!" Niestety, to nieporównywalne, ponieważ ta baja zamiast ciętego humoru i błyskotliwych ciętych uwag jest pełna nudnego, nic nie wnoszącego, wręcz wkurwiającego grafomańskiego pierdolenia. Jest jeszcze gorzej niż w ZnT, gdzie świat dosłownie jest na krawędzi katastrofy, a bohaterowie przez cztery bite odcinki dyskutują o chujwieczym i dochodzą jednomyślnie do konkluzji, że w sumie to chujwieco. Autorowi ktoś kiedyś powiedział, że jest taka zasada show, don't tell i trzeba ją stosować żeby fajna historia wyszła, ale coś mu się popierdoliło i zrobił odwrotnie tell, don't show. Tak więc główna bohaterka przez całą bajkę opowiada ze szczegółami i niuansami przyczyny, przebieg oraz rozwiązania przeróżnych zagadek, głosem tak jednostajnym, że głowa sama opada, a widz zastanawia się po cholerę słucha tej kolejnej randomowej epopei nic nie wnoszącej do fabuły. Oczywiście robi to na jednym posiedzeniu, bez żadnej dedukcji bez pojawiania się nowych faktów, niczego. Siada na tym pierdolonym stołku i zamiast przejść do sedna to czaruje wszystkich szczegółami, czy pan Janek przed śmiercią pił kawę czarną, czy z mlekiem. Absolutnym kuriozum jest wymądrzanie się bohaterki w jednym odcinku w temacie gdzie tłumaczy co robić, by opowieść była interesująca i została viralem. You fail, bitch.
Gdyby tego było mało, zdarza się jeszcze bajce rzucić takim krindżem, że nogi same układają się w spiralę. Główna bohaterka się przewróciła, babka pyta ją czy wszystko ok, a ta odpowiada "To żaden ból w porównaniu z utratą dziewictwa". Ugh.
Omijać szerokim łukiem i dla pewności splunąć trzy razy przez ramię, kopnąć czarnego kota i zeżreć sałatkę z czterolistnych koniczynek. To jest po prostu nieoglądalne, drop.
https://www.youtube.com/watch?v=FI2kUA78mRU

Zaloguj się aby komentować

#anime #animedyskusja
Romeo x Juliet
Anime wersja klasycznej sztuki Szekspira, będąca dosyć luźną adaptacją jego dzieła. Początek historii w tym przypadku jest jest iście George R.R. Martinowski, a i sama fabuła posiada szereg wątków fantasy. W rajdzie na dom Kapuletich, siepacze Montekich wybijają prawie co do nogi całą rodzinę, słudzy cudem dają radę uratować małego szkraba - Julię. Ta, nieświadoma swojego pochodzenia, ukrywana jako chłopiec mieszka kątem... w teatrze samego Williama Szekspira i realizuje się jako szlachetny łotyrzyk "Czerwone Tornado" walczący z reżimem Montekich uciskającym ludność Neo Verony.
Romeo i Julia zaskoczyło mnie kilkoma elementami. Pomijając już odstępstwa od oryginalnej fabuły, będąc nastawionym na seans czysto historyczny, przyszło mi oglądać czerwonego Zorro oraz bohaterów napierdalających się na latających pegazach. Jest to innowacja, którą przyjąłem z wielkim zadowoleniem, gdyż sceny akcji są zrealizowane zadziwiająco ładnie i trochę uprzyjemniają odbiór tej rozlazłej i skostniałej historii. Mimo wszystko jest to nadal seans koneserski, z zatrważająco wolnym pacingiem i pełen melancholii, czego kwintesencją jest jeden cały odcinek w którym Romeo wraz z Julią nie robią nic innego, tylko podróżują przez wiejskie szlaki świergoląc sobie o dupie maryni.
Choć historia w stylu anime orignal jest tu jak najbardziej powiewem świeżości, to nie chroni się przed dosyć pompatycznymi i nadętymi wstawkami mającymi na celu podkreślenie cnót tych i owych bohaterów, które można skwitować tylko chłodnym uśmieszkiem. Nie jestem jakimś przesadnie wielkim fanem tego typu pozycji, w tym przypadku seans na powierzchni utrzymały dla mnie okazjonalne zrywy w fabule nadające jej miejscami szybszego tempa oraz dramaturgii, tak niezwykle potrzebnej w sytuacji gdzie całą oryginalna historia to głównie rozterki wewnętrzne dwójki młokosów z buzującymi hormonami. Gdy główna para schodzi z ekranu, pozostała część czasu antenowego pozostaje wypełniona w większości polityką i intrygami, które raz po razie stoją na przeszkodzie zakochanym.
Podsumowując - bardzo ładne, trochę sztywne i powolne, ale jednak nie shoujowate, historical fantasy-fiction. Raczej nie jest to tytuł do przypadkowego obejrzenia, tylko seans dla takich, którzy wiedzą na co się piszą.
https://www.youtube.com/watch?v=vlPH6D2Y1vQ

Zaloguj się aby komentować

#anime #animedyskusja
Dorohedoro
Dorohedoro to tytuł rzadko spotykany jak na anime, w wielu aspektach bardzo odmienny od tego do czego jesteśmy przyzwyczajeni. Stawia na całkowicie odjechany setting, totalnie pokręcone wydarzenia i bohaterów jak jeden mąż zasługujących na krzesło elektryczne. Sama bajka to psychodeliczny trip pełen krwawej jatki, bezsensownej przemocy oraz czystego sadyzmu wprost wpisanego w świat przedstawiony. Ba, znęcanie, poniewieranie i mordowanie słabszych to podstawowe filary egzystencji, na których opiera się życie.
Anime ma szeroki wachlarz postaci, ale ciężko tutaj wyłonić kogokolwiek jako jasno zdefiniowanego głównego bohatera. Nie jest to też żadnego rodzaju bohater grupowy. Ta bajka to raczej migawka ze splątania losów kilkunastu chorych pojebów. Nie ma tutaj absolutnie nikogo, o kim można by powiedzieć, że jest to bohater pozytywny. Gdzieś bodajże w piątym odcinku, ostatnia osoba, która mogła by się zbliżyć do takiego miana z zimną krwią i wyrachowaniem morduje człowieka w napadzie rabunkowym. A same postacie są po prostu świetne, dalekie od jakichkolwiek szablonów, w których można by ich zaszufladkować.
Seans jest fantastyczny od pierwszego do ostatniego odcinka, kolejne kawałeczki układanki, przedstawiane na zmianę z perspektyw różnych bohaterów... pewnie teraz spodziewaliście się, że napiszę iż składają się w jedną całość, a tu takiego wała. Te kawałeczki to fragmenty mięsa, szarej materii z mózgów i flaków rozbryzgujących się po ścianach, doskonale komplementujące obrzydliwość całej serii. Fabuła dotycząca dochodzenia kto rzucił czar na jedną z postaci brnie co prawda powolutku do przodu, ale to tylko pretekst to taplania się w wylewającej się z ekranu niegodziwości. Akcji jest dużo, jatka cały czas, nie ma chwili by się nudzić.
Bajka nie ma żadnej konkluzji i kończy się tylko domknięciem jednego wątku, co z automatu pcha widzą w stronę mangi i ja właśnie tam się wkrótce udaje. Wspaniały seans, zapraszam do oglądania.
https://www.youtube.com/watch?v=QH3xIN6Xskk
Turambar022

@kinasato Jedna z pierwszych mang jakie lata temu czytałem i byłem zachwycony , na szczęście nie spieprzyli animacji jak to zrobili z berserkiem.

jotoslaw

Sporo ciekawego kontentu, zapraszam na

Wbijam.pl

vries

@kinasato Hayashida Q odwaliła tu prawdziwy majstersztyk. Czytałem na bieżąco od chyba od 3 tomu. Nawet zamknięcie magazynu, w którym seria się ukazywała nie powstrzymało tytułu. W anime najdziwniejsze jest to, że w ogóle powstało po zakończeniu serii wydawanej przez prawie dwie dekady.

Zaloguj się aby komentować

#anime #animedyskusja
Zombieland Saga
Chyba każdy widział scenkę z początku tej serii, gdy młode dziewczę wybiega z domu prosto pod dostawczaka, ginąć na miejscu. Baja ma fantastyczną ekspozycje - pierwsze dwa odcinki w fenomenalny sposób, bardzo śmiesznie i z polotem, wprowadzają w sytuacje gdzie Szanowny Pan Manager trzyma w piwnicy grupę nieumarłych dziewcząt i zamierza upiec dwie pieczenie na jednym ogniu - zmonetyzować mocno tknięte ząbkiem czasu dziewuszki a także przywrócić podupadłemu województwu, czy jak kto woli, prefekturze, należną jej chwałę. A zrobi to przy pomocy zrobienia z umarlaków grupy idolek.
Niestety seria szybciutko wypstrzykuje się z tego co najlepsze i dalej przechodzimy w typowo idolkowe animie i jest to bardzo zła zmiana. Nie dość, że jest to aspekt o trzy rzędy wielkości gorszy jakościowo od komediowego, to ma dwie potężne wady. Występy na scenie są wykonane w paskudnym CGI ze znikomą ilością klatek, a piosenki są... po prostu beznadziejne, generyczny szum, który trzeba jak najszybciej wyrzucić z pamięci. Całe szczęście obie te bolączki zostały naprawione w drugim sezonie, jest znacznie ładniej i nie trzeba już zakrywać uszu. Ba, piosenka na koniec drugiego epizodu jest nawet całkiem niezła.
Dwie rzeczy ciągną tę serię przez gorsze momenty - postać Szanownego Pana Managera, którego głównym zajęciem jest robienie dziewczętom bully oraz Tae-chan, która miała trochę mniej szczęścia przy transformacji. Pomaga to przetrwać te wszystkie krindżowo/ckliwe backstory oraz zgryzotki o byciu prawdziwymi idolkami, yeah! Baja raczej dla fanów idolkowych rzeczy, którzy mogą z tego wyciągnąć coś więcej. W innym wypadku będzie to co najwyżej baja na poziomie "można, ale nie trzeba"
https://www.youtube.com/watch?v=jDHGwnVWpJA

Zaloguj się aby komentować

#anime #animedyskusja
High Card
Fabuła tego tytułu jest po prostu obelżywie śmieciowa. 52 dwie karty dające supermoce, które pozwolą objąć władzę nad światem. Biją się o nie Zła Organizacja oraz Dobra Organizacja. Bum bum, napierdalanka.
Szukałem przez chwile jednego słowa, którym można by zdefiniować ten tytuł. W końcu znalazłem - Oskarkowe. Mamy ślicznych chłopców ubranych w designerskie streetwearowe wdzianka robiących i mówiących cool rzeczy, strzelających co chwile minki, gdyby fotograf z jakiegoś Vogue miał by im cyknąć foteczkę. Anime dramatycznie i bez żadnego umiaru tryharduje by być trendy i przemówić do młodzieży, co automatycznie czyni je praktycznie dla mnie nieoglądalnym.
Sceny akcji nie zachwycają przemyśleniem czy choreografią, cechą dominująca jest efekciarskość. Animacja jest ładna, budżet wysoki więc powinno być wszystko w porządku, ale dla mnie zabijają je serwowane co jakiś czas rzuty kamery w stylu "patrz jaki jestem zajebisty i jakie cool kwestie wygłaszam". Tak jak wspomniałem w fabule nie ma czego szukać, a kolejne backstory w stylu "popełniam przestępstwa bo zbieram na utrzymanie sierocińca" to o jedno backstory tego typu za dużo.
Nie znalazłem w tym tytule nic dla siebie.
https://www.youtube.com/watch?v=RyOOy4M3LO4
Wojbody

@kinasato Mnie tytul zaskoczyl np. tym, ze jeden z glownych bohaterow uciekal nowa skoda w combi.

Ogolnie to juz praktycznie nic nie pamietam z tej seri wiec nie byla wybitna, ale jako lekka rozrywka na wieczor to spisala sie niezle. Wykonanie bylo dosc dobre. Jezeli wyjdzie kiedys s02 to predzej czy pozniej obejrze wiec oceniam 6+/10

Zaloguj się aby komentować

#anime #animedyskusja
Yamada's First Time: B Gata H Kei
Marzenia 15-letniej Yamady zdecydowanie odbiegają od marzeń jej koleżanek. Chce ona zostać workiem na spermę, a w latach licealnych jej absolutny plan minimum to zostać wygrzmoconą przez setkę chłopców. Przed oddaniem się w obroty szkolnej drużynie powstrzymuje ją strach przed prawdziwymi weteranami szmacenia, którzy bez problemu wykryją, że do wzroku 1000 knag jej jeszcze wiele brakuje. Zgodnie z zasadą, że nawet najdłuższy gangbang zaczyna się od jednego kroku, Yamada zamierza na start licealnej przygody uwieść kilku nieśmiałych chłopców.
B Gata to sprośna komedyjka wysokiej klasy, pozwalającą sobie na wysoce niewybredne żarty. Żarty za które krajowa rada radifonii i telewizji wlepiała by nadawcy tej bajki karę za karą, a sejmowa kuchnia nie nadążała z gotowaniem bigosu dla jej członków. W seriii mamy heheszki budujące napięcie niczym frustracja seksualna prawiczka oraz gagi błyskawiczne jak przedwczesna ejakulacja. Oba są wyśmienite, dzięki "szybkiej" reżyserii i doskonałemu pacingowi. Gdyby wszystkie echii komedie były tak dobre jak ta, to słowo fanserwis byłoby synonimem sztuki wysokiej.
Bawiłem się przy tym wyśmienicie, bo inaczej się nie da przy wysublimowanach żartach o wkładaniu nie w tę dziurę. Gorąco polecam seans dla całej rodziny.
728a874c-3ff7-4795-bf51-dda9d37ab333
Czokowoko

Co ja przeczytałem 🤨

Chce ona zostać workiem na spermę, a w latach licealnych jej absolutny plan minimum to zostać wygrzmoconą przez setkę chłopców.

anonekzforczana

@Czokowoko

Co ja przeczytałem


Połączenie /a/ oraz /b/ są to bardzo mroczne miejsca na 4Chanie, pełne dziwaków postujących wszelkiej maści obrzydliwość. Nie rozmawiamy o nich, zwłaszcza o /b/.

Na odtrutkę polecam ci rising of the shield hero bardzo ładne anime. A teraz chyba trzeci sezon ma wyjść.

Opening:

https://www.youtube.com/watch?v=jZvFEtR8RH0

tobaccotobacco

@anonekzforczana chłop co krindże wrzucił

GniezSenpai

@kinasato Yamada to ta laska, która opowiada ci czego to ona w łóżku nie potrafi a potem leży jak deska xd

Zaloguj się aby komentować

Następna