#anime #animedyskusja
Goblin Slayer
Początkująca kapłanka zabiera się z innymi noobami na prostego questa by ubić kilka goblinów. Bardzo szybko okazuje się, że to zadanie ich przerasta. Praktycznie cała drużyna zostaje ukatrupiona, przeruchana od lewej do prawej lub dla większej dramaturgii najpierw ukatrupiona, a potem przeruchana od lewej do prawej. Nasza bohaterka uciekając w popłochu, zostawiając drużynę na pastwę losu, napotyka zakutego w stal dżentelmena, który pyta "Szanowna Pani, czy są tu jakieś gobliny?".
Nie wiem jak wygląda materiał źródłowy i czy jest dobry, ale na pierwszy rzut oka widzę jedno - ta adaptacja jest wręcz koszmarnym niewypałem pod wieloma względami, ciężko mi tu znaleźć jakikolwiek element, za który nie trzeba by było zjebać tego tytułu z góry do dołu, chyba tylko oprawa muzyczna tutaj daje radę. Całą historia jest nastawiona na shock value i prezentowanie krawędziowych scen przemocy. W połączeniu z generyczną cukierkowatą kreską fantasy wychodzi to bardzo źle, zamiast jakiejkolwiek dramaturgii wywołało to we mnie wyłącznie śmiech zażenowania, a seria brnie w to z uporem maniaka. A propo dramaturgii - pała z wykrzyknikiem dla pana reżysera prowadzącego tę serię - fragmenty, które mają być ckliwym tearjerkerem, wspomnieniem goblinśkiej traumy wywołują jedynie rechot z nieporadnego grafomaństwa. Domyślam się, że to problem light novelki, ale przecież nie raz i nie dwa w chińskich bajkach widziałem słabą prozę, w którą udało się przy adaptacji tchnąć trochę życia. Da się.
Poza tym leży tu praktycznie wszystko, a najgorsze są sceny nie wnoszące absolutnie nic do fabuły, które potrafią być rozciągnięte do kilku minut. Dotkliwy ból sprawiły mi długaśne konwersacje pomiędzy postaciami, nie zawierające w sobie ani krzty substancji, zwykłe pierdolenie o dupie maryni, pozbawione jakichkolwiek emocji czy budowy postaci. Pomimo dużego nacisku na dialogi bajce udaje się dokonać czegoś niemal niemożliwego - wstrzymać się od jakiegokolwiek rozwoju postaci. Są one tak nieciekawe i bez jakiegokolwiek charakteru, jak tylko się da. Zrozumcie moje przejęcie, gdy stado goblinów zabiera się za dwudzieste piąte gwałcenie jakiejś postaci, na którą widz ma totalnie wyjebane.
A najgorszą tekturą bezsprzecznie jest nasz główny bohater:
- Gobliny? Aha. Ok. Rozumiem. Gobliny? Tak. Mhm. Gdzie gobliny? Zgadza się. Rozumiem. Ok. Dobrze. W porządku. Aha. Tak. Gobliny?
Cuchnąca kupa gówna, omijać z daleka i ostrzegać innych.
Znalazłem obrazek, który doskonale podsumowuję tę serię, chociaż domyślam się, że jego autor miał co innego na myśli xD
Goblin Slayer
Początkująca kapłanka zabiera się z innymi noobami na prostego questa by ubić kilka goblinów. Bardzo szybko okazuje się, że to zadanie ich przerasta. Praktycznie cała drużyna zostaje ukatrupiona, przeruchana od lewej do prawej lub dla większej dramaturgii najpierw ukatrupiona, a potem przeruchana od lewej do prawej. Nasza bohaterka uciekając w popłochu, zostawiając drużynę na pastwę losu, napotyka zakutego w stal dżentelmena, który pyta "Szanowna Pani, czy są tu jakieś gobliny?".
Nie wiem jak wygląda materiał źródłowy i czy jest dobry, ale na pierwszy rzut oka widzę jedno - ta adaptacja jest wręcz koszmarnym niewypałem pod wieloma względami, ciężko mi tu znaleźć jakikolwiek element, za który nie trzeba by było zjebać tego tytułu z góry do dołu, chyba tylko oprawa muzyczna tutaj daje radę. Całą historia jest nastawiona na shock value i prezentowanie krawędziowych scen przemocy. W połączeniu z generyczną cukierkowatą kreską fantasy wychodzi to bardzo źle, zamiast jakiejkolwiek dramaturgii wywołało to we mnie wyłącznie śmiech zażenowania, a seria brnie w to z uporem maniaka. A propo dramaturgii - pała z wykrzyknikiem dla pana reżysera prowadzącego tę serię - fragmenty, które mają być ckliwym tearjerkerem, wspomnieniem goblinśkiej traumy wywołują jedynie rechot z nieporadnego grafomaństwa. Domyślam się, że to problem light novelki, ale przecież nie raz i nie dwa w chińskich bajkach widziałem słabą prozę, w którą udało się przy adaptacji tchnąć trochę życia. Da się.
Poza tym leży tu praktycznie wszystko, a najgorsze są sceny nie wnoszące absolutnie nic do fabuły, które potrafią być rozciągnięte do kilku minut. Dotkliwy ból sprawiły mi długaśne konwersacje pomiędzy postaciami, nie zawierające w sobie ani krzty substancji, zwykłe pierdolenie o dupie maryni, pozbawione jakichkolwiek emocji czy budowy postaci. Pomimo dużego nacisku na dialogi bajce udaje się dokonać czegoś niemal niemożliwego - wstrzymać się od jakiegokolwiek rozwoju postaci. Są one tak nieciekawe i bez jakiegokolwiek charakteru, jak tylko się da. Zrozumcie moje przejęcie, gdy stado goblinów zabiera się za dwudzieste piąte gwałcenie jakiejś postaci, na którą widz ma totalnie wyjebane.
A najgorszą tekturą bezsprzecznie jest nasz główny bohater:
- Gobliny? Aha. Ok. Rozumiem. Gobliny? Tak. Mhm. Gdzie gobliny? Zgadza się. Rozumiem. Ok. Dobrze. W porządku. Aha. Tak. Gobliny?
Cuchnąca kupa gówna, omijać z daleka i ostrzegać innych.
Znalazłem obrazek, który doskonale podsumowuję tę serię, chociaż domyślam się, że jego autor miał co innego na myśli xD
Zaloguj się aby komentować