Basilisk: Kouga Ninpou Chou (2005) od Gonzo to chyba już klasyka edgekino, do tego stosunkowo późno wydany produkt kina stricte ninjacentrycznego - późno, bowiem powieść stanowiąca podstawę dla tej fabuły została wydana w roku 1958, i zaszczyt ojca bajek o ninja zgarnął Ninja Scroll z 1993, który jest książką ledwie inspirowany. Echa Ninja Scrolla są, jak najbardziej, wtórnie obecnie i w Basilisku.
Nurt bajek o ninja jest doskonale czytelny, i widzimy jego owoce równie dobrze tak w Kenshinie, jak i w Gintamie. Ninja są tu odczłowieczeni, przypisuje się im nadprzyrodzone moce i częstokroć bardzo powykręcaną powierzchowność. Jednocześnie, w Basilisku animowanym zwłaszcza, zachowują normalne, ludzkie cechy charakteru, i są bohaterami wcale wielu niewinnych scenek rodzajowych.
Rzecz się ma tym razem nt. wielkiego pojedynku na śmierć i życie klanów Kouga i Iga, do tej pory związanych z trudem zaakceptowanym pokojem szogunackim. Jednak tutaj właśnie szogunat znowu pragnie poróżnić klany, a to z powodu, przyznajmy szczerze, raczej dętego - pojedynek ma rozwiązać problem sukcesji i wyznaczyć osobę trzeciego szoguna.
Kto w temacie się orientuje, ten w zasadzie zna konkluzję z marszu - Takechiyo zostaje szogunem, znanym historii jako Iemitsu, kosztem młodszego, zdolniejszego brata, Kunichiyo. A zatem, w pojedynku muszą zwyciężyć Iga, reprezentujący Takechiyo, aby fabuła była historyczna, nie zaś historycyzowana. Tak się też dzieje.
Szczęśliwie dla widzów, motywy pojedynku są odległe i, przez większość czasu, zupełnie nieznane nawet dla ninjów, zaś osią fabuły staje się zerwanie wyżej wspomnianego pokoju między klanami. Świeży rachunek krzywd doskonale napędza bitkę, zaś część starych członków klanu doskonale pamięta dawne podłości. Młodzi, jak to młodzi, już niekoniecznie.
Gennosuke, obecny przywódca Kouga, i młoda Oboro, z grzeczności traktowana jako głowa Iga, urodzili się już w trakcie trwania pokoju, i nie rozumieją wcale zaciekłej nienawiści swoich wasali. Mało tego, ich rychłe małżeństwo miało ostatecznie zakopać topór wojenny, tym silniej, że młodzi szczerze mieli się ku sobie. Co szogun dał, to i szogun zabrał, i przychodzi im się bić.
Możecie zapewne się domyślać, że ich wasale są do bitki znacznie bardziej wyrywni, niż sami przywódcy, i w zasadzie cały serial to seria podstępnych pojedynków, do pewnego momentu za plecami Gennosuke i Oboro, po dramatycznym kryzysie zaś już z ich udziałem. Znaczną część tej hecy kradnie Tenzen, starszy z rodu Iga, pożerający nagminnie sceny i napędzający dramę w drugiej części serialu. Nie jest to wcale zła historia, jakkolwiek cierpi na spowolnienia z powodu wyżej wspomnianych scenek rodzajowych.
Wbrew znanej mi krytyce, nie uważam wcale, by najistotniejszymi dla kulawego pacingu były te majestatyczne sceny, gdy dwóch wojowników sobie siedzi i sączy pod nosem te samurajskie mądrości. To kwestia konwencji, którą osobiście sobie cenię, i naprawdę nierozsądnym jest się z nią bić. Równie dobrze można krytykować z tego samego powodu film Śmierć herbacianego mistrza.
Stosunkowo mało intensywne tempo zabawy pozwala napawać się bardzo udaną oprawą audio-wideo. To autentycznie dobrze narysowana bajka, z atrakcyjnymi projektami postaci, niegłupią animacją, i siląca się niekiedy na te jakże orientalne przyrodnicze metafory. Muzyczkę podzielmy uczciwie - o ile w trakcie seansu będziemy słyszeć przeważnie te wszystkie flety, bębenki, i Bóg wie na czym jeszcze 400 lat temu w Japonii grano, to OP i ED są zupełnie innym doznaniem. To bangery, po prostu, OP wrzucam niżej.
Jak najbardziej polecam Basilisk. W segmencie seansów o dziwacznych ninja, to zapewne topka. W segmencie jidaigeki w ogóle, również uczciwie plasuje się raczej w wyższych stanach średnich. Jako seans - przykuwa, i nie puszcza. Wspaniała zabawa dla całej rodziny.
https://www.youtube.com/watch?v=tldsjP8AST8
@tobaccotobacco Mam na liście do obejrzenia od 3 lat i może 2024 to będzie ten rok, dzięki temu opisowi !
Zaloguj się aby komentować