#anime #animedyskusja
Asobi ni Iku Yo! (2010), znane też jako Cat Planet Cuties, miało rzutem na taśmę ocalić cycokomedie w moich oczach, a jedynie ostatecznie pogrzebało moje marzenia na ich temat. To seans ze wszech miar złudny. Ani nie obfituje w fanserwis na tyle, na ile by się mogło wydawać, ani nie jest dostatecznie ciekawy jako historia, żeby przy tym siedzieć.
To tak naprawdę pułapka na otaku, a konkretniej gun otaku, obsesjonatów broni i wojskowości, dospawana do nieco dekonstruktorskiego (a więc, po prostu słabego) spojrzenia na pierwszy kontakt z pozaziemską cywilizacją, która to okazuje się nieironicznymi kotodziewuszkami. Takie to niedorzeczne, że aż ludzie protestują przeciw temu z bronią w ręku, i w tej części seansu bajka jest strawna. Najwięcej też tu cycoli, a więc tego, po co przyszedłem.
Niestety, natężenie tego typu rozkosznych bzdurek spada, a zastępują je odcinki wypluwane już ze scenopisarskiego automatu, dodatkowo zaczadzone pseudoromansem, w którym najlepsza dziewuszka zafiksowała się na usilnym spiknięciu obrzydliwie płaskiej baby z głównym bohaterem, popełniając przy tym kuriozalną samokukoż. Kiepsko się to ogląda.
Główny bohater jest zresztą chyba po jakiejś hipnoterapii, bo nawet kotodziewuszka w rui, która wprost domaga się bzikania, to dla niego powód do niezrozumienia i zażenowania. Jest idealnie wyprany z jakiegokolwiek charakteru i cierpi na ujemny poziom testosteronu - chuj mu w dupę i na imię, za przeproszeniem, bo wręcz złościł mnie swoim kretynizmem.
Oczywiście, że warto to obejrzeć.
https://www.youtube.com/watch?v=9BKCq_kYc8U
Asobi ni Iku Yo! (2010), znane też jako Cat Planet Cuties, miało rzutem na taśmę ocalić cycokomedie w moich oczach, a jedynie ostatecznie pogrzebało moje marzenia na ich temat. To seans ze wszech miar złudny. Ani nie obfituje w fanserwis na tyle, na ile by się mogło wydawać, ani nie jest dostatecznie ciekawy jako historia, żeby przy tym siedzieć.
To tak naprawdę pułapka na otaku, a konkretniej gun otaku, obsesjonatów broni i wojskowości, dospawana do nieco dekonstruktorskiego (a więc, po prostu słabego) spojrzenia na pierwszy kontakt z pozaziemską cywilizacją, która to okazuje się nieironicznymi kotodziewuszkami. Takie to niedorzeczne, że aż ludzie protestują przeciw temu z bronią w ręku, i w tej części seansu bajka jest strawna. Najwięcej też tu cycoli, a więc tego, po co przyszedłem.
Niestety, natężenie tego typu rozkosznych bzdurek spada, a zastępują je odcinki wypluwane już ze scenopisarskiego automatu, dodatkowo zaczadzone pseudoromansem, w którym najlepsza dziewuszka zafiksowała się na usilnym spiknięciu obrzydliwie płaskiej baby z głównym bohaterem, popełniając przy tym kuriozalną samokukoż. Kiepsko się to ogląda.
Główny bohater jest zresztą chyba po jakiejś hipnoterapii, bo nawet kotodziewuszka w rui, która wprost domaga się bzikania, to dla niego powód do niezrozumienia i zażenowania. Jest idealnie wyprany z jakiegokolwiek charakteru i cierpi na ujemny poziom testosteronu - chuj mu w dupę i na imię, za przeproszeniem, bo wręcz złościł mnie swoim kretynizmem.
Oczywiście, że warto to obejrzeć.
https://www.youtube.com/watch?v=9BKCq_kYc8U
@tobaccotobacco
> cycokomedie
Niestety ktoś tam w Japonii ubzdurał sobie że scenarzystów do tego typu produkcji można śmiało zarekrutować z fastfoodowej restauracji.
Oczywiście ci beznadziejni scenarzyśvi dostają do łapy szablon zapewniający 0 miejsca na pomysły własne - Ma być conajmniej 5 cycatych lasek przedstawianych w 5 kolejnych odcinkach, które biją się o głównego bohatera który i tak nigdy nie zar*cha.
Zaloguj się aby komentować