Zdjęcie w tle
tobaccotobacco

tobaccotobacco

Inspirator
  • 73wpisy
  • 371komentarzy
#anime #animedyskusja
Niewiele bajek chińskich może szczycić się autentycznym ubogaceniem człowieczeństwa przez swoje powstanie. W ich poczet wchodzi jednakże Elfen Lied (2004), dzieło-legenda, dzięki któremu świat jest odrobinę piękniejszy. Ta urokliwa biblijna opowieść o ostatecznym przerwaniu cyklu niezawinionego cierpienia ma wielki szyk, ma smak, ma wielką grację w wyrazie. Usunięcie jednej nuty stanowiłoby ujmę. Oglądając Elfen Lied, słyszałem głos Boga. 
https://www.youtube.com/watch?v=RFnazAsMOQI
Wojbody

@tobaccotobacco Mangi nie czytałem, ale kończy się w takim momencie, że materiał źródłowy pewnie nie wykorzystany do końca. Seria jest dość znana i na tyle stara, że może kiedyś pokusza się o remake.

Zaloguj się aby komentować

#anime #animedyskusja
Pierwszy odcinek Oshi no Ko (1 godz 22 min) - tryumf, baza bazowana, anime sezonu już w pierwszym tygodniu. Choćby się miało rozlecieć już za tydzień, za sam wstęp brawa.
81ab54ba-24a0-42f0-83d5-de866edb659c
Logytaze

To ta piękna manga stworzona przez pedofila czy pokićkałem tytuły?

tobaccotobacco

@Logytaze masz na myśli act age

Logytaze

@tobaccotobacco O! Dlaczego mylę te tytuły.

Wojbody

@tobaccotobacco Jak widzialem okladke mangi to myslalem, ze to jakas seria dla bab(idolki te sprawy). Przeczytalem opis anime i jestem teraz nawet zainteresowany

SailorMoon

@tobaccotobacco trzeci odcinek zajechał i nadal jest super. W międzyczasie oglądam Kaguya-sama aby wychwicic nawiazania twórcy do swojego poprzedniego dzieła. Tytuły te są zupełnie odmienne.

Zaloguj się aby komentować

#anime #animedyskusja
Dawnym dawno uznałem z pozycji poważnego eksperta od poważnych bajek chińskich dla poważnych ekspertów od poważnych bajek chińskich, że Kamichu! (2005) oglądać się nie opłaca, bo jego wyłączną wartością jest animacja, która to wytraca świeżość gdzieś koło czwartego odcinka. Wiatry historii jednak przemieszały siły tego świata na nowo, i przyszło mi swój pogląd zrewidować. Znaczy, Kamichu! dalej wypada raczej średnio, ale zdołałem przebrnąć przez całych 16 odcinków, stąd teraz wymądrzać mogę się w dwójnasób. 
To opowieść o gimnazjalistce, która pewnego dnia stwierdza, że tak w ogóle to została boginią. Ostrzegam lojalnie, że tytuł nie ma wcale żadnych dramatycznych ruchów, to wszystko, od początku do końca, bardzo, bardzo powolny SoL z bardzo, ale to bardzo mało angażującymi historyjkami. Jednocześnie pozwala sobie na odcinki wielce abstrakcyjne, jak ratunek dla przybysza z Marsa, wyławianie pancernika Yamato, czy koci fight club. Nie one nadają jednak ton tej produkcji, tylko jeden z odcinków późniejszych, w którym nasza bohaterka cały dzień nie wychodzi spod kotatsu, i to właściwie początek i koniec fabuły. 
Yurie, młodociana bogini, nie jest faszerowana jakimkolwiek dętym worldbuildingiem, i oszczędzono nam tego nieznośnego urban fantasy, w którym fantastyczne stwory niczym innym się nie zajmują, jak odczytywaniem postronnym swojej karty postaci. Całe to bogowanie jest tutaj przyjmowane jako niemalże hobby, a stosunek obsady do niego to zawsze - no cóż, tak to bywa. Jeden jest bogiem, drugi rolnikiem. Nie dałoby się chyba wepchać tych shouneniastych dyrdymałów do tej fabuły właśnie przez to, jaka Yurie jest - to, jak wyżej wspomniałem, gimnazjalistka, a przy tym tak dziecinnej postury i usposobienia, tak nieśmiała i wycofana, że byłoby skrajnym okrucieństwem robienie z niej Bohaterki przez duże B. 
Nie, naprawdę - niekiedy wprost nie słychać w głośnikach, co tam Yurie mamle pod nosem, zwłaszcza gdy nerwowo gryzie się w palec. Nie podnosi głosu nigdy i na nikogo. W tym kontekście naprawdę trudno umysłowo przepracować jej wielką miłość do nieco postrzelonego kolegi z klasy, którą wyraża po swojemu - tak zdawkowo i niewinnie, że przychodzi nam się frustrować przed ekranem pewnie w tym samym stopniu, w którym frustrują się jej koleżanki. Winszuję twórcom kreacji, zdołała mnie zaangażować emocjonalnie.
Bajka umiejscowiona jest w latach 80., i pewien kontekst kulturowy i pospolita nostalgia do okresu są na tyle hermetyczne, byśmy być może nie potrafili docenić tej bajki w równym stopniu, co dzisiejsze pokolenie pięćdziesięcioletnich Japończyków. W swoim zarzucie do Kamichu! sprzed lat twierdziłem, że animacja wytraca świeżość - tła nigdy świeżości nie wytracają, zaś sam ruch miewa odcinki lepsze i gorsze. Warto powtórzyć - Kamichu! to 16 odcinków, z czego tylko 12 emitowano w telewizji, a resztę dorzucono jako dodatki do DVD. Co nietypowe - są to odcinki wybierane ze środka serii, jak i jej post-finał, kolejno odc. 8, 11, 13, 16. 
Nie są pokazami absolutnie obowiązkowymi, ale też chyba żaden odcinek Kamichu! nie jest dosłownie kluczowy dla tej serii. To luźna zbieranina lekkich historyjek, i jako taka wypada wcale nieźle. Jako serial już tak sobie, stąd jest to seans raczej bardzo koneserski. 
https://www.youtube.com/watch?v=A6-HFlwvQic

Zaloguj się aby komentować

Zostań Patronem Hejto i odblokuj dodatkowe korzyści tylko dla Patronów

  • Włączona możliwość zarabiania na swoich treściach
  • Całkowity brak reklam na każdym urządzeniu
  • Oznaczenie w postaci rogala , który świadczy o Twoim wsparciu
  • Wcześniejszy dostęp, do wybranych funkcji na Hejto
Zostań Patronem
#zwierzaczki
Rybiki cukrowe, mniej więcej centymetrowe owady nielatające. Nazywają się rybiki, bo niedowidzącym kojarzą się z koloru i ruchu z rybami. Żyją od dwóch do ośmiu lat, potrafią przeżyć rok bez jedzenia. Trawią celulozę, stąd chętnie jedzą papier. Nie lubią zapachu wrotyczu balsamicznego, stąd bywał kiedyś używany jako zakładka do książek - żeby rybiki ich nie zeżarły. Mają dwie czułki i trzy włoski od dupy strony. Nie gryzą, nie żądlą, nie przenoszą chorób. Polują na nie skorki i pająki. Uciekają w ciemne i wilgotne miejsca.
f837e12e-c18d-41f3-b9c9-756c34491990
StormtrUper

Jak to gówno wygonić z mieszkania. Już chyba 3 rodzaj pułapek stosuję i słaby efekt

tobaccotobacco

@StormtrUper wrotyczem balsamicznym

neurus

@StormtrUper no pest na rybiki

Yoyek

Zawsze mam duże opory moralne gdy takiego ubijam w łazience, czasem staram się wyrzucić za okno o ile przetrwają złapanie w kawałek papieru

polutt

Tutki po srajtasmie wysmaruj czesciowo kiodem. Będą szły zezrec tutke, a przykleją się do miodkum ua tak je wyłapałem

Zaloguj się aby komentować

#anime #animedyskusja
The Legend of Black Heaven, jak przełożono bardzo słusznie z japońskiego Kachou Ouji (1999) to już pokaz naprawdę nie dla młodego widza, jako że stanowi wprost relację z kryzysu wieku średniego byłego rockmana, naszego bohatera. Gnije w korpo, w domu nie znajduje jakiegokolwiek zrozumienia i oparcia, a jego muzyczne marzenia już do granic śmieszności żonka miesza z błotem (rzekomo niegdyś jego groupie). Aż tu nagle cycata kosmitka błaga, by zagrał na gitarze jak dawniej, bo trzeba rozwalić flotę wroga. 
Fabuła kosmiczna jest koszmarnie głupia, ale to bardzo dobrze, i należy ją wziąć w nawias. To raczej pretekst do tego, by nasz bohater złapał znowu za gitarę i łoił do znudzenia Johna Sykesa. Naturalnie, odbija się to wyraźnie na jego dotychczasowym stylu życia, a nowa relacja z kosmo seksbombą nie raz i nie drugi bywa odczytywana jako romans. Ba, udaje mu się nawet przekonać starych dziadów, z którymi kiedyś grał w zespole, by zagrać razem raz jeszcze.
To raczej brzydka baja, zrobiona niespecjalnie drogo i w początkowej erze animacji cyfrowej. Nieco lepiej wypadają występy głosowe, ale umówmy się - to muzyka ma tu grać pierwsze skrzypce, i niekiedy gra, jak najbardziej. Nie jest to zbyt częste. Wspomniany wyżej Sykes, ogrywany przez bohatera w celu uruchomienia kosmicznego lasera, powszednieje mimo kilku różnych aranżacji (w tym na klawisze). 
Chyba najdobitniej ta animka uderza beznadzieją życia głównego bohatera, któremu wszystko co dobre już się przytrafiło, i który traci smak życia od tej koszmarnej rutyny. Depresji nie idzie dostać tylko wyłącznie dzięki zabiegom humorystycznym tego mimo wszystko lekkiego scenariusza z ciężkimi momentami, a zwłaszcza trójce głupiutkich kosmitek służących tu jako chór grecki, komentujący akcję. 
Polecam obejrzeć. To żaden klasyk, chociaż miał na taki zadatki. Widzom żonatym polecam oglądać bez żony w pobliżu, aby nie złapała rezonansu bóldupnego z żoną bohatera. 
https://www.youtube.com/watch?v=DFOF9acNUH8
GniezSenpai

@tobaccotobacco Ogladalem z zona i zero zaskoczenia - nie podobalo jej sie. Pomimo wielu lat od kiety to obejrzalem do dzis mam w glowie scene jak zona wywalila jego rzeczy na smietnik bez informowania go o tym. Pozniej straszyla go rozwodem uciekajac z domu z dziecmi. Dla mnie 9/10 i bardzo pouczajace anime warte obejrzenia.

Zaloguj się aby komentować

#mecz
Już się cieszyłem że nie ma pierdolenia Mateusza Borka, a tu jeszcze mocniejszy zawodnik ( ͡° ʖ̯ ͡°)
Gustawf

@tobaccotobacco nie narzekaj, mógł być Jacek Jońca.

wstreczyciel

@tobaccotobacco Kto dzisiaj? Ja wybrałem transmisję z kamery taktycznej i wygląda na to, że to leci bez komentarza.

tobaccotobacco

@wstreczyciel Laskowski Żewłakow

fotiks

@tobaccotobacco Laskowski to najlepszy komentator TVP.

Zaloguj się aby komentować

#animedyskusja
Po pierwszym miesiącu aktywności nieoficjalnego serwera animedyskusji pt. dziadkon, chyba już dostatecznie obcykane mamy te internety, żeby otworzyć drugi link z inwitacją. Ten będzie aktywny przez tydzień i prowadzi do pokoju przechodniego, zainteresowanych proszę o zgłoszenie się tam nickiem z hejto.
https://discord.gg/KE6M73pS
c9bbe377-bdaf-494a-bb4d-6c28a637b780
Habemus_canem

Jak tworzysz coś dla ramoli to twórz forum na phpBB by Przemo, a nie jakieś nowomodne fiu bździu.

Zaloguj się aby komentować

#anime #animedyskusja
Odmawiałem sobie seansu Hellsing Ultimate (2006) przez bardzo długi czas z powodu osobistej fobii - usiłowałem jako człowiek młodszy i cieszący się bardziej imponującą linią włosów obejrzeć pierwszy serial telewizyjny Hellsing z 2001, i nie podołałem. Ba, rzuciłem go w kąt nader prędko, bo chyba po pierwszym lub drugim odcinku, dogłębnie zniesmaczony imponującą z perspektywy czasu sceną pocałunku jakichś dwóch wampirów, których Alucard za minutę rozwali na strzała. 
Scena owa była umiejscowiona w jamach ustnych pocałunkowiczy, w sposób tak niepokojąco obrzydliwy animowano tam ruchy języków, że wyłączyłem natychmiast i zwyzywałem kolegę, który mi serial podsunął, od przygłupów zboczonych. Być może to dołożyło swoją cegiełkę do mojej długotrwałej awersji do anime w ogóle, a którą przezwyciężyłem jako stary dziad, oglądając "klasyczne" filmy dla nawiedzonych pięknoduchów, którzy to udają jeden przed drugim, że im się Angel's Egg podobał. 
Minęło od tamtego felernego seansu ładnych parę już lat, i niejedno w życiu widziałem. Statki w ogniu, sunące ku ramionom Oriona. Promienie kosmiczne, błyszczące w ciemnościach blisko wrót Tannhausera. Jakiegoś gościa, który wsadził sobie słoik do dupy. Na szczęście, od tamtej pory nieodległa Japonia podołała w zakończeniu pełnej adaptacji mangi Hellsing, którą to pełną adaptacją nie był serial telewizyjny. Nowa adaptacja to OVA, i dziesięć tomów mangi mieści w dziesięciu odcinkach.
Co, jak to? Jakoś krótko to wychodzi? Kochani, Hellsing Ultimate na papierze to raptem dziesięć odcinków, jednak każdy z nich ma od 40 do niemal 70 minut. Cięto tu zgrabnie jakieś poboczne suchary, kastrując serię z koszmarnie nieśmiesznych żartów prawie całkowicie (pojawiają się, jednak już tylko niekiedy). Nie ostrzyżono jej z niekończących się, wprawiających w torpor monologów majora SS, za co hańba twórcom i kij w oko. 
Hellsing jaki jest, każdy widzi - to niekończący się festiwal juchy, swobodnie szermujący całą tą wampiryczno-kościelno-hitlerowską symboliką bez jakichkolwiek prób umiejscowienia jej w spójnym kontekście. Wszystko tutaj pojawia się, bo autor mangi uznał, że tak będzie fajnie, i jest to bardzo odświeżające. Zasadniczo gros serii będą stanowiły kolejne sceny masakry czy to grupowej, czy w pojedynkach. 
Specyfika tego, jak tu wampiryzm jest pojmowany, tyle sprawia, że nasz bohater, Draku- Alucard celowo przyjmuje całe salwy na klatę, zachlapując nam ekran własną juchą w równych stopniu, co juchą mordowanych przez siebie złodupców. Nie tylko cała ta kraśna breja lejąca się z niego potokiem po prostu wróci na swoje miejsce, ale i jest medium dla imponujących wizualnie wyczynów magicznych - wspaniałe są to trikasy, i wtedy Hellsing Ultimate zyskuje, gdy nie oglądamy jakichś dwóch gości na ekranie, tylko właśnie powykręcane bestie. 
Nie jest to seans ani dla delikatesów, ani dla pięknoduchów, ani dla wielbicieli pokrzepiających, heroicznych obrazków - to nawet nie jest seans dla tych zboczeńców, którzy dają Shigurui 10/10, bo wszystko tu jest tak bardzo na poważnie, że nic nie jest na poważnie, tworząc zupełnie unikatowe widowisko. Nie warto w ogóle Hellsinga z czymkolwiek porównywać, co najwyżej można powiedzieć, że późniejsze Drifters jest na nim wzorowane. 
Niemal dałem się pochwycić w sidła dublażu - uznałem bowiem, że skoro jest to bajka z tego a tego okresu, to pewnie ma jakiś wspaniale siermiężny dub. Owszem, jej dub jest bardzo miły, ale nie ma startu do oryginału, w którym te debilne kwestie dialogowe zyskują dodatkową grupę inwalidzką za niebezpiecznie wysokie natężenie Engrishu. Raczej nie polecam duba, skoro sub również jest dostępny. 
Kto widział, ten zapewne poprawia fedorę i wydrwiwa moje długoletnie hellsingowskie prawictwo. Kto nie widział, ten zapewne może mieć problem, by wiedzieć o istnieniu Hellsinga w ogóle - wydaje mi się, że ta seria już nie istnieje w świadomości co młodszych konsumentów chińskich bajek, to fenomen idealnie wpisujący się we wczesne lata dwutysięczne, częstokroć mocno anachroniczny. Dla tych, komu w smak takie frykasy, polecam sobie nie odmawiać.
49a78934-9b0e-4af7-888a-d9472bac54f2
hellgihad

@tobaccotobacco Oglądałem lata temu, ale jakoś dupy mi nie urwało tak jak zrobił to Death Note

Amebcio

@tobaccotobacco No to jak zaliczyłeś OVA to teraz obowiązkowo parodia Hellsing Abridged TFS. Opowiedzieli całą historię po swojemu, wszystkie odcinki... Tylko że z hmm... Dystansem XD

Bumelant

@Amebcio to żeś mnie teraz zaimponował Wąski ( ͡ʘ ͜ʖ ͡ʘ)

Habemus_canem

@tobaccotobacco

Minęło od tamtego felernego seansu ładnych parę już lat, i niejedno w życiu widziałem. Statki w ogniu, sunące ku ramionom Oriona. Promienie kosmiczne, błyszczące w ciemnościach blisko wrót Tannhausera. Jakiegoś gościa, który wsadził sobie słoik do dupy.


Srogo parsknąłem.

https://www.imdb.com/title/tt6342306/

Zaloguj się aby komentować

#anime #animedyskusja
Kakumeiki Valvrave (2013), czy Valvrave the Liberator, to imponująca beczka śmiechu, seans tak kiepski, że twórcom pozostaje już udawać do końca zawodowej kariery, że tak to miało być, że to taka parodia. Mamy tu, przede wszystkim, bajkę typu mecha w licealnej obsadzie, i to nie koniec wad.
To strasznie złudny rollercoaster, który zaczyna się niby tą nieszczęsną inwazją kosmicznych hitlerowców na japońskie liceum, odpartą ostatkiem sił przez przebudzonego mecha z piwnicy, i dużo się tu pointuje scen tym, jak ludzie komentują walki na twitterze - skojarzenia z Gatchaman Crowds. Ten motyw ląduje za oknem bardzo szybko, a w zamian dostajemy wampiry, które do tego są porywaczami ciał, a tak w ogóle zjadają wspomnienia?
Śmietnik fabularny, i to wcale nie w tym pełnym charyzmy stylu, co chociażby Cross Ange. Nic tu nie współgra ze sobą, i przychodzi nam regularnie rżeć jak koń, gdy serial z gracją słonia w składzie porcelany usiłuje zasypać te wszystkie dołki, które sam pod sobą wykopał. Drugi sezon to już chyba pełna kapitulacja kadry od scenariusza.
Mecha mają się niewiele lepiej. Hitlerowcy latają w maszynach nudnych i brzydkich, a tytułowe valvrave mają ustawiczne problemy z przegrzewaniem się, które to rzadko kiedy dodają walkom dramatyzmu, a raczej pozwalają na częstszy rechot z kolejnych zbiegów okoliczności. 
Nie da się polecić tego badziewia, zatem polecam.
d8e28d3b-64ac-4464-91f7-a101fea569ee

Zaloguj się aby komentować

#polityka #jebacpis
Wyzwanie na niedzielę - czy z szeroko rozumianego środowiska "dziennikarzy niepokornych" z czasu rządów Platformy (a więc Gazety Polskiej, Uważam Rze, Do Rzeczy, W Sieci, byłych pampersów z TVP typu Cejrowski, TV Republiki, Klubu Ronina, itp. itd.), którykolwiek nie rzucił się po dojściu PiS do władzy na państwową mamonę, stając się obrzydliwym propagandystą, o których mogliśmy co najwyżej kiedyś poczytać w podręcznikach do historii?
Dodatkowe punkty za wciąż czynnych dziennikarzy, którzy wybrali rozum i godność człowieka.
nielizlyzki

Terlikowski. Nadal jest dzbanem, ale nie przekroczył tej ostatecznej granicy, co sprawia, że moralnie stoi ponad takim, tfu, Stanowskim. Najbardziej zaskoczył mnie Ziemkiewicz, który zawsze był sprośnym, głupim Januszem, ale nie spodziewałem się, że weźmie Dobrą Zmianę po same kule, nawet się nie krztusząc, a nawet pójdzie kilka kroków dalej (wystarczy zobaczyć co to kurwisko napisało o tym zmarłym dzieciaku wczoraj).

Zaloguj się aby komentować

#anime #animedyskusja
Obejrzałem sobie ten słynny Mob Psycho 100 (trzy sezony, 38 odc.), i bawiłem się w sumie nieźle. Kiedyś próbowałem przeczytać tę mangę, ale rysunki autora są tak szkaradne, że nie mam zupełnie pojęcia, kto mu te komiksy kupuje. Adaptacja studio Bones o tyle dobrze oddaje ten styl, że pomimo kompletnego ucywilizowania go na rzecz widzów z minimalnym zmysłem estetycznym, wciąż pozostaje dostatecznie kanciastą (i niekiedy celowo pokraczną), by rodowód serii pozostał zachowany. Taki urok Moba, i nie ma co tu walczyć z wiatrakami.
Co frapuje mnie nieco bardziej, to fakt, że autor znowu pisze tę samą historyjkę – znowu bohater jest wszechwładny, i de facto jego wszechwładność sprowadza wszelkich jego przeciwników, uznawanych za nie lada mocarzy, do roli błaznów. Różni się natomiast bardzo dobitnie sposób serwowania tego, co idzie przy okazji tej hecy. O ile Saitama był jakimś tam prostolinijnym oportunistą, który nie przejmował się specjalnie superbohaterskim pierdolamento, o ile miał z niego pieniądze na chleb, to Mob jest gimnazjalistą.
Paradoksalnie, znacznie bardziej shounenowe ujęcie Mob Psycho 100 otwiera drogę do znacznie bogatszego społecznego komentarza, chociaż tu też nie spodziewajmy się kanonów chińskobajecznej filozofii – to jest, bardzo świadomie, shounen dla młodych ludzi. Rozterki naszego bohatera to rozterki gówniarza w jego wieku, na które nakłada się cała ta paranormalna fanfaronada w tle.
Nasz bohater to dobroduszny i nieco naiwny chłopaczek, który chciałby się zmienić, by zaimponować dziewczynie, do której zupełnie nie ma startu – cała jego osobista droga ku dojrzałości na tym polega, by nauczył się żyć bez supermocy, a zamiast tego mierzył się z własnymi uczuciami jak każdy inny. Wszystko w fabule orbituje wokół rozwoju osobistego bohatera, i ostateczne rozwiązanie tej kwestii stanowi katharsis serialu, wcale zgrabnie podsumowane rodzajową sceną z kotem na słupie.
Wtedy właśnie Mob jest bardzo udaną shouneniastą komedią, gdy te problemy dojrzewania nakładają się na paranormalne sytuacje, z których bohater zawsze wychodzi zwycięsko, bo jest wszechpotężny. Moim zdaniem, znacznie gorzej ma się bajka, gdy usiłuje nieironicznie grać na jakieś paranormalne pojedynki z battle shounena, które rozwiązuje sprowadzając przeciwników do śmieszności. Jest tu niby parę pojedynków, w których łudzić się można przez moment, że trafiła kosa na kamień, ale formuła nie pozwala na zbyt wielkie odchyły.
To seria niedługa i adaptowana w całości, do tego pozwala sobie na psychologizowanie poczynań bohaterów i idącą w ilości hurtowe autoironię, stąd stanowi łakomy kąsek dla co bardziej przemądrzałych koneserów chińskich bajek. Nie jest wcale zła, ale tematyką i klimatem celuje w ten segment rynku, który już nie daje się łapać na przestarzałe bajki typu NAKAMA POWER, a mimo to pooglądałby coś, żeby mieć ten słynny „rel.” Staruchom też wolno to obejrzeć, i wcale nie wyrządzą sobie krzywdy.
064ff7a5-1c8a-4978-bf09-39f73dbcdddb
SuperSzturmowiec

Ooo przypadek? dziś wszystkie ściągałem i nagle trafiam na wpis o nich

Zaloguj się aby komentować

#anime #animedyskusja
Ranma ½ (1989), TV, 14-cour, 3 filmy, 2+6+3+1 OVA
studio Deen
Jednym z filarów mangi jako typu rozrywki jest niewątpliwie wielce czcigodna p. Rumiko Takahashi, która osobiście wymyśliła, bądź na stałe skodyfikowała, pewne kulturowe kody, które czytając komiksiki (i oglądając bajki) same pchają się na talerz – jej to możemy zawdzięczać tsundere, haremowe romcomy, popularyzację absurdalnych nieporozumień jako metody na zamrożenie fabuły, czy stosunkowo mało już popularny w romcomach gender bender. Większość z tych wynalazków tyczy się bezpośrednio przedstawiania kobiet w fikcji, im dalej od nudnej yamato nadeshiko, tym bardziej w stylu autorki – co ciekawe, p. Rumiko niemal wcale nie pisze ani wampów, ani kobiet fatalnych.
Raczej daleki jestem od psychologicznych dywagacji nt. tego, dlaczego autorka pisze kobiety w ten właśnie sposób. Jak sama twierdziła przy okazji jakiejś pogadanki o Lum z Urusei Yatsura – wtedy chciała napisać osobowość daleką od własnej, aby udowodnić, że potrafi. Niemniej jednak wciąż jej dziełka drążą i eksplorują osobowości niestandardowe, a już szczególnie upodobała sobie dziewczyny na pierwszy rzut oka zachowawcze, a przy tym straszliwe choleryczki. Taką jest, par excellence, Akane Tendo z Ranmy, klucz do właściwego odczytywania tej serii. Wszystkie momenty Ranmy, które nie są konkretnie o Ranmie, ani nie stanowią jakiegoś epizodu z życia postaci pobocznych, będą wracać stale do Akane.
Ranma Saotome, nasz bohater, to chwat nad chwaty, postać raczej staroświecko pisana. Silny, bystry, leniwy junak, który nie przeżywa w zasadzie żadnych uniesień serca, a interesuje go wyłącznie utrzymywanie statusu najsilniejszego z wojowników w serii. Nie znaczy to, że Ranma czasem pojedynków nie przegrywa, jednak zdarza mu się to wyłącznie z dwóch powodów. Pierwszym jest komizm sytuacyjny – Ranma ½ to komedia o gigantycznej dozie slapsticku, i sam Ranma często zbiera po łbie, bo to zabawne. Drugim – Ranma arogancko lekceważy przeciwnika, i musi nauczyć się, jak go pokonać. To cecha wyróżniająca naszego bohatera, jest zwyczajnie zadufany w sobie, chociaż nieszczególnie się z tym obnosi. Bardzo źle znosi jednak obniżenie statusu, a szczególnie – niedobory atencji od płci przeciwnej.
Kołem zamachowym całej serii jest pojawienie się Ranmy i jego ojca w domu rodziny Tendo, która to rodzina prowadzi dojo stylu walki Musabetsu Kakuto-ryu (Nieograniczony Chwyt, a raczej – Zwycięstwa Jako-tako, gdyż to wyłącznie slogan dla walki absurdalnie nieczystej). Dojo nie ma następcy, jako że Sounowi Tendo urodziły się wyłącznie trzy córki, zatem zgodnie z umową zawartą ze swym kolegą z młodości, starszym Saotome – Ranma wżeni się rodzinę Tendo, i poprowadzi dojo. Najstarsza Kasumi jest dla Ranmy nieco zbyt dojrzała, środkowa Nabiki zupełnie niezainteresowana, stąd branką dla Ranmy musi być – Akane właśnie, jego rówieśniczka. Postać ta wcale nie cieszy się dużą popularnością wśród żeńskiej widowni Ranmy, być może dlatego, że jest zbyt dobitnie napisana.
Nie jest Ranma żadnym ciepłym kolegą, jednak ostentacyjnie nie w smak mu migdalić się z Akane, którą komicznie zbywa pomówieniami o paskudny charakter, mało kobiecości, brak jakiejkolwiek ręki do gotowania, wreszcie nieciekawą figurę (ostatni argument to chyba kwestia konwencji, bowiem anime konsekwentnie rysuje Akane równie śliczną, cycatą i dupiastą, co resztę stawki). Akane, rzecz jasna, jest wszystkimi powyżej. To, co wspomniałem wyżej, choleryczka o zupełnym braku cierpliwości do babskich robótek i niejednoznacznych sytuacji, której również nie uśmiecha się przybyły znikąd wybranek, która sama trenuje sztuki walki i łamie cegły z piąchy, a jednocześnie martwi się o to, by być chociaż trochę dziewczęcą. Gotuje straszliwie źle, i ma zazdrość cyca wobec swojego kawalera.
Co, jak to? Szanowni czytelnicy, pionki zostały ustawione na szachownicy. Mamy mało zainteresowanego ożenkiem aroganta, mamy jego równie sceptyczną wybrankę o sporych kompleksach na punkcie własnej kobiecości, jak tu wsadzić kij w szprychy? Kochani, Ranma, pod wpływem klątwy, sam zmienia się w kobietę.
To drugi, najważniejszy filar serii, będący zarazem pretekstem do wprowadzania kolejnych postaci, stojących w opozycji albo do Akane jako wybranki dla Ranmy, albo do Ranmy samego, zadufanego w sobie i przekonanego o swojej sile. Ranma, pod wpływem ochlapania zimną wodą, zmienia się w kobietę. Jest jako kobieta śliczny i zgrabny, ma zdecydowanie lepszą figurę od Akane (i potężniejsze bimbały), i straszliwie drażni go ta przypadłość, bo jest jako kobieta fizycznie słabszy. Nie ma tu żadnej mowy o odkrywaniu swojej wewnętrznej kobiecości i innych queerowych dyrdymałach – dla Ranmy klątwa ta jest jednoznacznie klątwą, i najchętniej nie zmieniałby się w babę w ogóle. Ranma jest jednak Ranmą, a zatem – arogantem i chytrusem.
Mimo iż nie w smak mu zmienianie się w dziewczynę, to ceni sobie fakt, że jest jako dziewczyna bardzo atrakcyjny – i źle znosi brak atencji również w tej formie, co wprowadza Akane w osłupienie. Nagminnie używa kobiecych wdzięków do wyzyskiwania spermiarzy i wydostawania się z niewygodnych dla siebie sytuacji, i nie czuje jakiejkolwiek żenady w zmienianiu się w dziewczynę, by zjeść sobie babski deser w lodziarni, bo chłopu takich pierdół zamawiać nie wypada. O ile Ranma w początkowej fazie serialu jest niemal pozbawiony wstydu, jako mężczyzna idealnie zaznajomiony z gołymi babami (bo sam widzi się w lustrze, gdy ma kaprys się umyć), to zanika nieco ta wada w głąb seansu, być może pod wpływem Akane.
Jednocześnie oskarża ją o zerową kobiecość, a mimo to pozycjonuje się na ten nie-romans na odległość wyciągniętej ręki, i w zasadzie w ogień by za nią wskoczył, ale nigdy nie przyzna, że ją lubi. Ta męska odmiana tsundere bywa trudna do zniesienia, ale dobrze wpisuje się w to, jaka Akane jest wobec niego – którego uważa za chama, chorobliwego chytrusa, a wreszcie zboczeńca, choćby miał się zapluć w zapewnieniach, że to klątwa go takim uczyniła, a on jest niewinny zupełnie. W przeciwieństwie do Maison Ikkoku, w którym p. Rumiko, niezręcznie bo niezręcznie, ale doprowadziła do jakiegokolwiek progresu w stosunkach między Godaiem a Kyoko, tutaj wszystko zamarza właśnie na tym stadium, i zamarzniętym pozostaje na amen.
Byłoby kłopotliwym dla autorki naruszać tę niepisaną umowę, że Ranma i Akane pozostają w swoim zasięgu, ale za nic w świecie nie ośmielą się przyznać wzajemnie, że im na sobie zależy. Byłoby kłopotliwym, gdyż formuła serii domaga się zachowania status quo. Ileż można by jednak oglądać leniwego Ranmę, który obija się w domu rodziny Tendo i szuka okazji do bitki, podczas gdy Akane podejrzewa go o chamstwo i perwersję? P. Rumiko robi to, co wychodzi jej bardzo dobrze – poszerza stawkę, niemal nieustannie poszerza listę postaci o, przede wszystkim, alternatywnych amantów i dla Akane, która zasługuje lepiej, niż na bucowanego Ranmę, i dla Ranmy, któremu należna jest lepsza wybranka, niż chłopczycowata Akane. I wreszcie dla Ranmy-dziewczyny, która też ma swoich adoratorów, ku zgrozie Ranmy.
Autorka wspaniale wpisuje nowe postacie w tłum, i kilkuodcinkowe wątki wprowadzające kolejnych bohaterów to bezsprzecznie wyżyny ranmowskiej formuły. Ma dobre wyczucie proporcji i prawie zawsze nowi wpasowują się bezboleśnie w obraz serii, do tego nieustannie zalewani jesteśmy postaciami epizodycznymi, które pojawiają się raptem na chwilę. Jakościowo, z tymi akurat bywa różnie. Największym problemem Ranma ½ jest jednak to, że ten tłum dobrze dodanych do fabuły postaci rzadko ma cokolwiek ciekawego do roboty po wprowadzeniu. Nie ma jakiejkolwiek dynamiki między nimi, i wszelkie próby naruszenia status quo są natychmiastowo obracane w żart. Nie ma też poza wprowadzeniami postaci prawie żadnych arców choćby i dwuodcinkowych, można je zliczyć na palcach jednej dłoni.
Stąd, gdy postać pojawi się już w serii w takiej czy innej formie, to w takiej właśnie pozostanie na wieki. Seans przez to wygląda na zamrożony w czasie, co mimo wszystko jest naturalniejsze, niż w silącym się na progres Maison Ikkoku, gdzie przez wymienianych w fabule kilka lat scenariusza nie zmienia się wizualnie nic. W Ranmie, uwierzcie lub nie, zmienia się aż jedna fryzura – konkretnie włosy Akane. Myślę, że komentarz Ranmy nt. jej nowej fryzury to dobra cezura dla zamknięcia wątku obwąchiwania się dwójki narzeczonych, a rozpoczęcia już wiecznego wątku ich tsundere życia. Dobra to też cezura dla obecności Ranmy-dziewczyny – od tej pory pojawiać się będzie niemal wyłącznie dla żartu, i to w bardzo zaburzonej proporcji, ¾ seansu dominuje Ranma-mężczyzna.
Czy to źle? P. Hayashibara jako Ranma-dziewczyna gra bardzo fajnie, ale Ranma-mężczyzna od p. Yamaguchiego (którego to była zresztą pierwsza poważna rola) też wychodzi spoko. Mało tu naprawdę nieudanych pokazów mikrofonowych, to prawie zupełnie postacie-filtry, wymienione przeze mnie nieco niżej w tekście.
Celowo nie wymieniłem kolejnych amantów Akane i Ranmy, jako że de facto nie są kluczowi dla istnienia tej formuły, chociaż istotnie dodają jej najwięcej pieprzu. Zachęcam do obejrzenia ich w akcji, ale wcale nie spieszę zachęcać do oglądania całego serialu. O co chodzi, już wyjaśniam.
Ranma ½, już pomijając kwestię monotonii kolejnych wątków, to seans produkcyjnie bardzo wymagający wobec widza. Dostał cancel po pierwszym sezonie, dacie radę uwierzyć? Ja bym nie dał. Jedynie pierwszych osiemnaście odcinków Ranmy wyprodukowano zgodnie z oryginalnymi wytycznymi, ze świetną animacją, w formie pełnej werwy i polotu. Bardzo dobrze się je ogląda. Następnych 143 odcinków to już Nettou-hen, czyli kontynuacja emisji serialu, o zdecydowanie bardziej ograniczonym budżecie. Nettou-hen najczęściej bywa taki sobie, a częstokroć zwyczajnie brzydki. Różnica jest porażająca.
Wyliczyłem trzy odcinki, które osiągnęły poziom animacji pierwszego sezonu – odc. 102, 110, i 127. Stosunkowo łatwo zauważyć, który odcinek będzie nieco ładniejszy – charakterystycznie zmrużona brew bohaterów to najwidoczniej znak autorski zdolniejszych rysowników w ówczesnym studio Deen. Seria wreszcie zalicza niewielki redesign w ścisłej końcówce, który przenosi się na filmy i OVA – łatwo zauważyć po ciemniejszych oczach i włosach bohaterów, i nieco innym kształcie fryzury Akane.
Drugim krzyżem dla potencjalnych widzów Ranma ½ jest chorobliwa tendencja zarówno autorki, która te postaci napisała, jak i scenarzystów, którzy wybrali je do adaptowania, do umieszczania wprost filtrów na widza – ja naliczyłem cztery, które odbierają smak życia, gdy pojawią się na ekranie, umieszczone w mniej-więcej równych odstępach na przestrzeni serialu. Na samym początku Nettou-hen, w jednych z najbrzydszych odcinków tej serii w ogóle, tuż po wznowieniu emisji, jesteśmy bombardowani łyżwiarką Azusą, jazgotliwą kleptomanką, i jej obleśnym partnerem. Osłupiałem oglądając, zapewne widzowie przed telewizorami jeszcze bardziej. Później pojawia się sprośny dziadek Happosai, mistrz starszych Tendo i Saotome, który potrzebuje dobrych kilkudziesięciu odcinków w serii by stać się postacią znośną, aż tu przybywa na pohybel widza dyrektor szkoły. Pod sam koniec seansu, do stawki dołącza równie okropny Gosunkugi, kolega z klasy Ranmy. Bajka zwyczajnie grzęźnie pod wpływem tych postaci.
Trzecim krzyżem jest fakt, że jest to adaptacja niepełna, do tego poprzetykana wymyślonym na kolanie fillerem – już pomińmy fakt, że w Ranma ½ nie ma jakiejkolwiek progresji w relacjach między bohaterami, bo to możemy zrzucić na karb rzekomo komediowej formuły i braku ciągłości między odcinkami. Inaczej niż w serii Gintama, nie ma uczciwej rotacji bohaterów, byśmy raz po raz wracali do różnych twarzy. W momencie, gdy pojawia się jedna, najczęściej będziemy zasypywani tą jedną, aż nie spowszednieje. Czym to jest spowodowane? Moim zdaniem, to kwestia czysto produkcyjna, i dialogi nagrywano pod możliwości rozchwytywanych aktorów, a nie pod jakikolwiek ciąg logiczny. Moją tezę umacnia fakt, że odcinki bywają przetasowane, i zapowiedzi kolejnego odcinka to zaledwie sugestia, bo bywa, że zapowiadany pojawi się trzy odcinki później. Mimo tych fikołków, Ranma ½ ma wyłącznie jeden recap. Dzięki Bogu.
Pierwsza część Ranma ½ to wciąż dobra zabawa. Pod względem jakości animacji, absolutna klasyka gatunku. Jeżeli ktokolwiek ma problem ze strawieniem tych pierwszych osiemnastu odcinków, to po prostu nie pasuje mu styl p. Rumiko, i jestem w stanie to zaakceptować. Nettou-hen to jednak nie lada wyzwanie, i jedynie niekiedy opłacalne – bajka to seans tego typu, który wspomina się wspaniale, ale ogląda częstokroć boleśnie. To bardzo, bardzo staroświecka komedia, a zarazem przełomowa w kilku co najmniej aspektach dla anime jako takiego. Jednym słowem, tylko dla wygłodniałych ćpu- koneserów.
Równolegle do ostatnich odcinków serii wypuszczono trzy filmy kinowe, z czego dwa to godzinne historie oryginalne, a jeden to, wybaczcie, po prostu puszczona w kinie OVA, adaptacja jednego z późniejszych rozdziałów mangi. Muszę się głośno poskarżyć na te filmy. Pierwszy, mimo aspektu 16:9, nie jest drastycznie ładniejszy od serialu, do tego niemal 1/3 jego długości zmarnowana jest na cokolwiek nudną sekwencję podróży na łódce. To historia przygłupiego księcia, który prawie odbiera Akane Ranmie, gdyż odważył się jeść jej beznadziejne jedzenie. Ten żart, powtarzający się nagminnie na przestrzeni serialu, naprawdę nie miał prawa być filarem udanego filmu, i nie był – to kiepski pokaz.
Drugi film to fanserwis plażowy, pełen dygających cycochów od początku do końca, sexy kreacji wieczorowych i powrotu do starego dobrego Ranmy w babskiej postaci, który nie może uwierzyć, że się komuś nie podoba. Trochę tu niekanonicznego szczucia na pomniejsze pairingi, które przecież nie mają prawa istnieć w rumikolandii, gdzie wszystkie bohaterki muszą być ranmoseksualne. Końcówkę tych pierdół umila nam funkowa muzyka. Ten film mi się nawet podobał, ale jego główne przymioty mają charakter prawie wyłącznie spermiarski.
O trzecim nie chce mi się nawet pisać. Otwiera go sekwencja z najlepszą dziewuszką, i to bardzo miło z jego strony, ale reszta odcinka to ranmowa sztampa.
Ranma ½ ma co najmniej kilka kompilacji OVA, z czego część to recapy, fabularyzowane lub nie, część to zaledwie teledyski, część to drobne exclusivy na rzecz tej czy innej telewizji. Interesują nas wyłącznie OVA stanowiące nowy, odrębny content, niemal zupełnie na podstawie mangi – a zatem 11 odcinków w trzech zbiorkach. 2 odcinki cyklu Reawakening Memories, 6 odcinków luźno zebranych w zbiorku Ranma OVA, 3 w zbiorku Ranma SUPER. Ostatni odcinek SUPER został wydany w roku 1995, stąd łącznie Ranma ½ emitowano sześć lat, i na ich przestrzeni seria zmieniła się bardzo, bardzo niewiele – niemal wyłącznie wizualnie. OVA odzyskują te wyżyny stylu, które miała pierwsza część sześć lat temu, mimo zaliczenia lekkiego redesignu po drodze. Naprawdę, nie są to złe odcinki – są bardzo poprawne, a część nawet dobra. Oglądało mi się je spoko, mimo że raczej z obowiązku.
Serial wieńczy wydany w 2008 special, It’s a Rumic World!, z okazji pięćdziesięciolecia pracy p. Rumiko. Nie oglądajcie go. Tych trzynaście lat między OVA a specjalem zrobiło swoje, i jest to zupełnie inne studio Deen, zupełnie inna Ranma ½, i zupełnie inni aktorzy. Szczególnie ci ostatni to bolesna zmiana. W międzyczasie kilka osób z oryginalnej obsady po prostu zmarło, a żywi brzmią nieco inaczej. Zamrożone w czasie są chyba tylko głosy samej Ranmy-dziewczyny (p. Megumi Hayashibara) i trójki pretendentek do ręki naszego bohatera. Nawet sama Akane to już nie to samo. To przykry pokaz, i mogłem go sobie oszczędzić.
Tl;dr – pierwszych osiemnaście odcinków uczciwie polecam, reszta to ciężki kawałek koneserskiego chleba, i lepiej wypada na kompilacjach scenek na YT, niż w rzeczywistości. OVA można zobaczyć z ciekawości, poza tą z 2008.
serial – 2/10
filmy – 2/10
OVA – 2/10
97961054-a8b9-48b0-88ca-f8b541e5adb4
tobaccotobacco

@Merenbast no ale jest to czaso- i energochłonne, a zatem po ludzku drogie, i na dłuższą metę nie sposób utrzymać dostatecznie imponującej jakości przez zbyt długi czas emisji - stąd najładniejsze nawet serie farbkowane mają gówniane odcinki, a w ogóle najcieplej pod tym względem wspomina się filmy i krótsze formy, jak OVA - kolos typu Ranma musiał się w końcu zawalić

Zaloguj się aby komentować

#anime #animedyskusja
Na użytek postępującej sklerozy i jehowizacji postronnych, wrzucam listę ciekawych pokazów sprzed roku 2010, kompletną i pisaną autorytarnie, zupełnie wyzutą z dziur w pamięci, czy innych wymówek.
W przypadku pierwszej połowy tego okresu, należy zakładać z góry, że bajka będzie koszmarnie brzydka – to początki animacji cyfrowej i śmiało dodawanego obrzydliwego 3D. Jeżeli nie jest brzydka, ma dodatkowe 1,72 punktu do oceny.
Godne uwagi filmy:
Jin-Roh (2000) – w zasadzie obowiązkowy, jeden z lepszych filmów w ogóle, debiut reżyserski p. Okiury pod okiem p. Oshii, wyznaczony za karę za narzekanie na film Ghost in the Shell
Vampire Hunter D (2000) – twórców Ninja Scroll, bardzo pieczołowicie narysowany gotycki akcyjniak
Cowboy Bebop: Tengoku no Tobira (2001) – spotkałem się kilka razy z kuriozalnym zarzutem do Bebopa, jakoby epizodyczna formuła była zbyt rozwlekła – tutaj nie ma już wymówek, znajomość serii nieobowiązkowa
Sennen Joyuu (2002) – chyba mój drugi ulubiony film p. Kona, bardzo plastyczna autobiografia aktorki
Nasu: Andalusia no Natsu (2003) – nieduży obrazek kolarza w jednym z etapów Vuelta a Espanha, znakomicie zrealizowane kino
Tokyo Godfathers (2003) – seans bożonarodzeniowy, o znaczeniu rodziny odnalezionym na życiowym dnie, wbrew pozorom udana komedyjka ku pokrzepieniu serc
Interstella5555 (2003) – teledysk do albumu Daft Punk
Dead Leaves (2004) – debiut reżyserski p. Imaishiego z Trigger, spodziewana grzybowa samba na ekranie
Mind Game (2004) – fantastyczne bzdury od p. Yuasy, umieszczone w brzuchu wieloryba
Toki wo Kakeru Shoujo (2006) – p. Hosoda zanim zgłupiał, świetny drobiazg
Stranger: Mukou Hadan (2007) – chyba jedna z lepszych czystych młócek tego okresu, akcyjniak o tych słynnych samurajach itp.
Redline (2009) – całkiem ładny film o wyścigach autkami
Godne uwagi seriale:
Boogiepop wa Warawanai (2000) 12 odc. - pokrojona i luźno przetasowana opowiastka ni to sci-fi, ni thriller, duszna jak diabli i paląca w oczy filtrem
Kaze no Youjinbou (2001) 25 odc. - fajny akcyjniak będący nową wersją filmu aktorskiego p. Kurosawy, pierwsza połowa okropna
Juuni Kokuki (2002) 45 odc. - adaptacja kilku książeczek z tej serii, poziom stale się waha, setting typu wuxia, z isekai na podium
Azumanga Daioh (2002) 26 odc. - szczyt komedii realistycznej w dziewczęcym składzie, seans absolutnie obowiązkowy dzięki swojej dobrotliwości
Abenobashi Mahou Shoutengai (2002) 13 odc. - miszmasz settingów w tej komedii o absurdalnych próbach uratowania pasażu handlowego
Ghost in the Shell: SAC (2002) 26 odc. - znany i kochany cyberpunkowy dreszczowiec dostaje dwucourowy serial, znacznie bardziej z jajem niż film, jako że czerpie garściami z wybitnie zabawowej mangi. Sequel, 2nd GIG, dużo poważniejszy, też zresztą bardzo dobry
Haibane Renmei (2002) 13 odc. - mój ulubiony p. ABe, kojący strapione nerwy obrazek z życia doczesnego w czyśćcu
Kino no Tabi (2003) 13 odc. - niemal idealnie epizodyczna adaptacja historyjek o Kino, wędrującej na gadającym motocyklu po alegorycznych krainach, fantastyka socjologiczna
Sakigake!! Cromartie Koukou (2003) 26 odc. - świetna parodia Otokojuku, abstrakcyjna komedia o druzgocząco głupich uczniach beznadziejnego męskiego liceum, imponująco niski budżet
Planetes (2003) 26 odc. - bardzo dobry seans sci-fi w przyziemnym wydaniu, o śmieciarzach czyszczących orbitę ziemską, pod koniec nieco przynudza
Gungrave (2003) 26 odc. - uroczo durny akcyjniak, pastisz kina gangsterskiego przez 2/3 emisji, przez resztę adaptacja gry z PS2
Fullmetal Alchemist (2003) 51 odc. - jeden z tych słynnych shounenów, których końca da radę doczekać. Oryginalna fabuła od połowy seansu, anime przegoniło mangę. W opinii niektórych lepszy niż późniejsza wierniejsza adaptacja, FMA Brotherhood
Paranoia Agent (2004) 13 odc. - jedyny serial autorstwa p. Kona, niepokojący obraz brudnej strony codziennego japońskiego życia
Fuujin Monogatari (2004) 13 odc. - rewelacyjnie narysowana kromeczka życia, znakomicie odpręża
Gankutsuou (2004) 24 odc. - udramatyzowana wersja Hrabiego Monte Christo o imponującej stylówie złożonej z tekstur
Samurai Champloo (2004) 26 odc. - samurajskie kino drogi autora Cowboy Bebop, nieco utykające z powodu mało zgrabnej animacji studio Manglobe, tematyką i scenariuszem nadrabia zanadto
Eureka Seven (2005) 50 odc. - zręczna mieszanka bildungsroman, mecha, i muzyki house
Mushishi (2005) 26 odc. - podróże znachora po Japonii, seans idealnie wyciszający widza, wspaniałe obrazki przyrody
Gintama (2006) 370? odc. - tasiemiec z Shounen Jumpa, o wydźwięku raczej trafiającym do starszych ludzi, czytających shouneny z przyzwyczajenia, komedia o sraniu i rzyganiu na równi ze wspaniale ludzkim pochyleniem się nad tymi, którym w życiu nie wyszło
Flag (2006) 13 odc. - realistyczne przedstawienie hipotetycznego wykorzystania mecha w konflikcie z religijnym reżimem gdzieś w Azji, fascynująca reżyseria – wszystkie ujęcia wprost pochodzą z czyjejś kamery, najczęściej naszej bohaterki, reporterki
Kemonozume (2006) 13 odc. - p. Yuasa zanim zgłupiał, arcybrzydka i przeciekawa historia pewnej miłości
Ergo Proxy (2006) 23 odc. - warto obejrzeć, aby drwić potem z kolegi kinasato, koszmarnie napuszone cyberpunkowe kino drogi
Melancholy of Haruhi Suzumiya (2006) 14 odc. - przechodniu, powiedz weebusom, tu leży anime, gustowi waszemu posłuszne do ostatniej godziny
Black Lagoon (2006) 12 odc. - bardzo dobry akcyjniak pełen nieustających strzelanin, aż tu nagle nie ustają, i trochę nogi mu się plączą. Wtedy najlepszy, gdy serwuje tarantinowskie dowcipy
NHK ni Youkoso (2006) 24 odc. - seria o społecznej alienacji i autodestrukcji człowieka, któremu na pozór już na niczym nie zależy, autosatyryczny obrazek przegrywa
Bakumatsu Kikansetsu Irohanihoheto (2006) 26 odc. - jako dumny człowiek fanklubu tej serii, liczącego łącznie siedem osób i psa, prowadzę aktywny nabór
Tengen Toppa Gurren Lagann (2007) 27 odc. - to ten shounen, w którym główny bohater odrzuca precz płaczliwą, wymoczkowatą manierę, aby zeżreć wreszcie całą scenografię, taki z niego się robi zuch. Wybitna druga kinówka. Mit założycielski przyszłego studio Trigger
Hidamari Sketch (2007) 12 odc. - tzw. szerokie japy, rozczulająco urocza komedyjka o dziewuszkach chodzących do liceum artystycznego, w reżyserii studio Shaft
Seto no Hanayome (2007) 26 odc. - bardzo udana wakacyjna komedia o syrenach
Seirei no Moribito (2007) 26 odc. - akcyjniak w typie wuxia, silna postać kobieca
Sayonara Zetsubou Sensei (2007) 12 odc. - rewelacyjnie zabawna i niepokojąco pesymistyczna satyra na japońską codzienność aut. Kumety i w reżyserii Shaftu
Lucky Star (2007) 24 odc. - bezwstydnie żerująca na otaku komedia słowna o dziewuszkach, urokliwa w swoim cynizmie
Shigurui (2007) 12 odc. – krwawy i przykuwający uwagę w jakiś taki zwierzęcy sposób serial samurajski
Mononoke (2007) 12 odc. - mocno symbolicznych kilka historyjek z życia znachora w starej Japonii, senne mary mieszają się z mitologią
Baccano! (2007) 13 odc. - Baccano!
Detroit Metal City (2008) 12 odc. - prequel do Bocchi the Rock
Michiko to Hatchin (2008) 22 odc. - kino drogi umieszczone w całości w Brazylii, świetna chemia na ekranie
Casshern Sins (2008) 24 odc. - chyba jedna z moich ulubionych serii w ogóle, strasznie humorzasty i przebrzmiały obraz robotów poznających znaczenie śmierci, a zatem i wartość życia
MariaHolic (2009) 12 odc. - odurzające bzdurnością żarty z lesbijek w reżyserii Shaftu
Kemono no Souja Erin (2009) 50 odc. - seans niby familijny, a pełen bolesnych scen, śmiechu warte drewno w głosie głównej bohaterki wyłącznie dodaje serii uroku
Cross Game (2009) 50 odc. - druga najważniejsza adaptacja p. Adachiego, świetny i kompletny seans baseballowy, a przy tym bardziej skondensowany, niż Touch
Taishou Yakyuu Musume (2009) 12 odc. - drobiazg o dziewuszkach z przedwojnia, które postanowiły nauczyć się grać w baseballa, żeby wygrać z chłopakami
K-On! (2009) 13 odc. - comfy kino dla miłośników Kyoto Animation i ciężkich brzmień
Bakemonogatari (2009) 15 odc. - pierwsza część długaśnego cyklu, który bezlitośnie oddziela poślednich onanistów od lordów spermiarstwa, wspaniała reżyseria
Trapeze (2009) 11 odc. - przychodzą ludzie do lekarza i pan lekarz wystawia diagnozę, wyjątkowo zachowawczy i nudny pokaz
Godne uwagi OVA:
FLCL (2000) 6 odc. - jedne z najlepszych metafor na kutasa w branży, na poły teledysk, na poły metafora dojrzewania
Rurouni Kenshin: Seisou-hen (2001) 2 odc. - więcej Kenshina zupełnie nie w typie Kenshina, teraz to już po prostu tragedia o umieraniu
Denpa-teki na Kanojo (2009) 2 odc. - bardzo udany edgy drobiazg
74d41f33-0df8-4295-ab78-3a9a307f9563
tobaccotobacco

@bereavement nie oglądałem nowego

tobaccotobacco

@bereavement przepraszam faktycznie ogladalem nowe ale zupelnie zapomnialem, niech to posluzy za komentarz

Zaloguj się aby komentować

#anime #animedyskusja
Na użytek własnej sklerozy i ewangelizacji postronnych, wrzucam listę ciekawych pokazów sprzed roku 2000, niekompletną i kompletnie stronniczą, częściowo z racji dziur w mojej pamięci, częściowo materiału pokrywającego się z moimi tekstami tu i na w*kopie, częściowo z gówniarskiej przekory.
 Godne uwagi filmy:
- Kanashimi no Belladonna (1973) – film erotyczny, przerost formy nad treścią, bardzo grzybowy trip
- Lupin III: Zamek Cagliostro (1979) – chyba jedyna produkcja z Lupinem, która mi się autentycznie podoba, raczej film w typie familijnym
- Kaze no Tani no Nausicaa (1984) – pierwszy film Ghibli, właściwie pełny przekrój stylu Miyazakiego
- Macross: Do You Remember Love? (1984) – opowiedziany na nowo pierwszy Macross, przetasowana fabuła, znacznie ładniejszy
- Hi no Tori: Houou-hen (1986) – nieduża adaptacja p. Tezuki, wyjątkowo dojmująca tematyka fatum
- Wings of Honneamise (1987) – pierwsza produkcja studio Gainax, film z założenia anty-otaku, raczej pesymistyczny obrazek kosmonautyki
- Grobowiec świetlików (1988) – pierwszy film p. Takahaty zrobiony dla Ghibli, obrazek odczarowujący powojenny heroizm, bardzo pesymistyczny
- Roujin Z (1991) – satyra na starzejące się japońskie społeczeństwo, a przy tym wcale fajny drobiazg sci-fi
- Omoide Poroporo (1991) – trochę boomerskie wspominki, a zarazem świadectwo tego, że anime potrafi zdobyć się na dojrzałe filmy dla dorosłych
- Kurenai no Buta (1992) – mój ulubiony p. Miyazaki, świetny akcyjniak
- Perfect Blue (1998) – pierwszy film p. Kona, debiut wzorcowy – artystycznie świetny, absurdalnie dobrze napisany, rewelacyjnie zagrany
Godne uwagi seriale:
- Ace wo Nerae! (1973) 26 odc. – babcia shoujo sportówek, świetnie przerysowana drama, dobry arc głównej bohaterki
- Róża Wersalu (1979) 40 odc. - fantastyczne przedstawienie rewolucji francuskiej w mocno teatralnym sosie
- Macross (1982) 36 odc. - pierwszy Macross, koszmarnie ciężki do oglądania zarówno wizualnie, jak i scenariuszowo, jednak bardzo różny od Do You Remember Love
- Touch (1985) 101 odc. - pierwsza duża adaptacja p. Adachiego, kompletny seans baseballowy, bardzo dobry slice of life
- Maison Ikkoku (1986) 96 odc. - kompletna adaptacja jedynej chyba serii od p. Rumiko o dorosłych ludziach, bardzo ujmująca komedia romantyczna
- Oniisama e (1991) 39 odc. - melodramatyczne shoujo pełne absurdalnego okrucieństwa dziewcząt w wieku szkolnym, w prostej linii wywodzi się z Róży Wersalu
- Slayers Magiczni Wojownicy (1995) 26 odc. - absolutnie urocza komedia fantasy, jej siłą są przede wszystkim świetne relacje między rewelacyjnie zagranymi postaciami, drugi sezon także pomidorek
- Shoujo Kakumei Utena (1997) 39 odc. - pełen przegląd stylu p. Ikuniego, fantastycznie teatralne shoujo pełne genialnych pojedynków i symboliki idącej aż do granic fanfaronady reżysera
- Berserk (1997) 25 odc. - pierwsza adaptacja Berserka, całkowicie wykastrowana z juchy, trochę szekspirowska tragedia, adaptacja The Golden Age
- Outlaw Star (1998) 24 odc. - doskonały sci-fi akcyjniak, jakkolwiek nieco budżetowy, bohater w typie fajnego ziomka zawadiaki
- Trigun (1998) 26 odc. - niespodziewanie dobrze napisany akcyjniak, w końcowych fazach już zupełnie niezwiązany atmosferą z początkowymi odcinkami
- Serial Experiments Lain (1998) 13 odc. - protoplasta anime w nocnym paśmie telewizyjnym, w zasadzie zapowiedź tego, jak bajki będą w ciągu następnej dekady pisane i rysowane
- Kareshi Kanojo no Jijou (1998) 26 odc. - zadziorna komedia idąca daleko wbrew adaptowanej mandze, dobitny przykład anime wyplutego wcześnie z budżetu, do końca jadącego na oparach
- Seikai no Monshou (1999) 13 odc. - pomimo absurdalnie hermetycznego przedstawienia swojego uniwersum, wciąż jedna z najważniejszych space oper w anime
- Ima, Soko ni Iru Boku (1999) 13 odc. - isekai, zanim isekai stało się modne, a przy tym fascynujący pokaz świata wysychającego na pieprz, do wtóru ludzkiego okrucieństwa
Godne uwagi OVA:
- Ginga Eiyuu Densetsu (1988) 110 odc. - jedna z niewielu pełnoprawnych anime space oper, mnóstwo silnych osobowości i rozważań nt. polityki w skali makro
- Top wo Nerae! Gunbuster (1988) 6 odc. - trochę parodia Ace wo Nerae!, trochę parodia mecha, fascynująco głębokie sci-fi w tle
- Gundam: War in the Pocket (1989) 6 odc. - to ten Gundam niemal w całości osadzony wśród cywili, w którym dziecięce zabawy prowadzą do tragedii
- Lodoss-tou Senki (1990) 13 odc. - prześlicznie rysowany hołd dla zachodniej fantastyki w typie Dungeons & Dragons, a zwłaszcza serii Wizardry
- Macross Plus (1994) 4 odc. - mało macrossowaty Macross o podstarzałych bohaterach niezdolnych przestać krzywdzić się wzajemnie, preludium do Cowboy Bebop
- Gunsmith Cats (1995) 3 odc. - wyjątkowo szwarny akcyjniak, pierwsze Lycoris-type anime
- Angel Densetsu (1996) 2 odc. - w zasadzie tylko reklama bardzo dobrej mangi, ale przy tym dobrze zrealizowany, ludzki obrazek złotego chłopa o twarzy upiora
- Yokohama Kaidashi Kikou (1998) 2 odc. - również reklama mangi, świetnie wyciszający obrazek post-apokaliptyczny
- Rurouni Kenshin: Tsuioku-hen (1999) 4 odc. - praktycznie nic nie ma wspólnego z atmosferą serii o Kenshinie, stąd jest to pokaz bardzo dobry
tobaccotobacco

@kinasato onizuka to taki gorszy paniponi dash

dev

@tobaccotobacco Ja wiem, że ty lubisz znęcać się nad innymi, ale taka lista w formie wall-textu bez chociażby pogrubień dla tytułów to już przesada ( ͡° ͜ʖ ͡°)

tobaccotobacco

@dev zoomer kiedyś było gorzej

94b86213-8773-4f31-a9b5-9c0a0c8e0fb3

Zaloguj się aby komentować

#anime #animedyskusja
Uwaga baza na horyzoncie, będzie jakaś "nowa animacja" Lycoris Recoil
https://www.youtube.com/watch?v=8R365_tkFBg
tobaccotobacco

@Wannasauna otóż mangi nie ma to anime original

JustKebab

@tobaccotobacco Ja jestem chytry na waifu i nienauczony potęgi królowej dram

Wannasauna

@tobaccotobacco a no tak zapomniałem, zobaczyłem na malu, że jest coś w adaption nie patrząc na source XD

Zaloguj się aby komentować

#manga #animedyskusja
Zacząłem ostatnio czytać Akane-banashi z Jumpa i mam nielichą zabawę. Seria sprzedaje się wcale nieźle i nie cierpi na żadne irytujące przestoje, stąd usiadłem do niej ze zdwojonym entuzjazmem. Na plus zdecydowanie tematyka - to historia o rakugo, i to przedstawiona drobiazgowo od strony zaplecza, nieco w typie Shouwa Genroku Rakugo Shinjuu, ale też w ujęciu znacznie optymistycznym, bo i shounenowym.
Trochę na faktach - na jednym z egzaminów promocyjnych w szkole Arakawa koszmarnie zawzięty mistrz Issho wypieprza kandydatów do pierwszej ligi w tej branży, shin'uchi, nie tłumacząc przed nikim swojej motywacji. Reszcie szkoły przychodzi wzruszyć ramionami i westchnąć ciężko. Córka jednego z wywalonych, a nasza bohaterka, Akane, zafascynowana rakugo od dziecka, postanawia dostać się na szczyt i pokazać dziadowi, gdzie raki zimują.
W przeciwieństwie do SGRS, to obrazek shounenowy, z perspektywy młodej osoby wchodzącej w showbiznes w dzisiejszych czasach, a nie w przedwojniu. Dla niej to już jest ledwo ciepłe medium rozrywki, które mało kogo obchodzi, nie dorastała obserwując upadku, jak to ma miejsce w SGRS. Od dna można się wyłącznie odbić w górę, stąd gigantyczny optymizm tej serii, która nic sobie z owych konstatacji nie robi. 
Akane niby miewa swoje rozterki i jej czasem nie wychodzi, ale nie są to wieloletnie cierpienia poprzedzające upadek w nałogi, tylko shouneniaste problemy, z którymi uporać się można, jak najbardziej. Nie eksponuje się tu zresztą wcale potęgi przyjaźni, lecz wyłącznie wysiłku. Ponadto, to obrazek startowania w tej branży od zera, a nie miniatura z już żywej kariery tego czy innego mistrza. 
Kreska jest świeżutka i pełna ekspresji, i wcale żywo daje sobie radę w przedstawianiu, było nie było, występów głosowych. Bez cienia ironii przyznam, że zdarzyło się kilka stron imponujących, i potencjał na więcej jest w zasięgu ręki. Designy są lekko stylizowane i umowne, a przy tym raczej nie wpisują się w żaden cyniczny kanon generycznych ryjów z Jumpa. Ba, nawet kolorowane strony nie są obelżywie złe, wyłącznie takie sobie. 
Mi się póki co podoba, a odarty z dotychczasowych serii regularnych przyjmuję tę właśnie z dobrodziejstwem inwentarza. Za dziesięć lat spotkamy się i ponarzekamy, że jednak było słabe.
698c5337-688d-46fb-a22b-5757a71146d2

Zaloguj się aby komentować

#animedyskusja (również #anime na próbę, cynk od @SailorMoon jakoby cenzurę zdjęto)
Nieróbstwo w robocie przyszło mi umilać sobie ostatnio przy szwarnej OVA z 1994 - 801 TTS Airbats, albo Aozora Shoujo-tai. @kinasato swojego czasu gadał, że jest nienaturalnie ucięta - metryka mi podpowiada, że jest po prostu aż tak krótka, zresztą umówmy się - w dostatecznie realistycznym serialu o japońskich siłach samoobrony zwyczajnie nie ma aż tak wiele materiału, bo to harcerze. I tym razem oglądamy eskadrę akrobatyczną lotnictwa, tytułową taktyczną 801, która składa się z odpadów z innych jednostek. Tj. - mamy i karne zesłanie, i problemy z charakterem, i licencję pilota znalezioną w czipsach, ale to wciąż eskadra lotnicza, więc ktoś im musi te fruwadła reperować. Nasz bohater, Isurugi, młody inżynier o przerażających niedostatkach w osobowości.
Serial jest dostatecznie realistyczny, czyli - nikt tu nie lata i nie strzela z laserów do Chińczyków i kosmitów, tylko latają w pokazach akrobatycznych sobie dziewuszki. Niemal cała kadra latająca to baby, a sama seria miejscami bardzo mocno abstrahuje od lotniczego kontekstu, stanowiąc po prostu kromkę życia, raczej rachitycznie zakorzenioną w miejscu pracy. Gros formuły wypełniają godne rechotu romantyczne starania dwóch dziewcząt o knagę Isurugiego, i to chyba najbardziej realistyczny element tej bajki - było nie było, lotnictwo to też mundurówka.
Jest naprawdę ładnie i nie sposób się czepiać formy, zaś treść to po prostu sympatycznie niezborne hece. Ewidentnie nie było tu nieograniczonego budżetu, ale wcale nie podcina to nijak skrzydeł serialkowi. Prowadzi jednak do podziwu godnej oszczędności środków - w odcinku-retrospekcji aktorzy podkładający postacie wtedy nieobecne na ekranie po prostu wcielają się w postacie z retrospekcji, i to wszystko świetnie wpisuje się w daleko idącą umowność całego tego widowiska. Amelia Jäger to najlepsza dziewuszka, co zostało potwierdzone naukowo. Cała seria dostępna jest na YouTube z listy poniżej.
https://www.youtube.com/watch?v=Q6NwnLOUGtI&list=PLmWSpSS_VIZphskZWNbciBawyhYb9ixpe
tobaccotobacco

@bereavement opierdzielające się mangozjeby są najbardziej uciśnioną grupą społeczną

kinasato

@tobaccotobacco straszna musi być ta robota, skoro zamiast niej wolisz yugo oglądać

tobaccotobacco

@kinasato ten egzaltowany torture porn któremu yugo jest poddawany nie jest nawet na horyzoncie cierpienia przeciętnego korposzczura

Zaloguj się aby komentować

#animedyskusja
Na początku to tak średnio mi się podobał OP5 do Ranmy, ale z perspektywy czasu przystaje mi klęknąć i przyznać, że banger
https://www.youtube.com/watch?v=5PthL3sg_FQ
tobaccotobacco

@dev spieszę odpowiedzieć - otóż jest to DVSZA

kinasato

@tobaccotobacco Gratuluje wytwałości, mi nawet mip dosłownie tomik mangi w ręce włożył i był gotowy strony przewracać, a i tak się poddałem.

tobaccotobacco

@kinasato to trzeba na spokojnie

Zaloguj się aby komentować