#anime #animedyskusja
Kakumeiki Valvrave (2013), czy Valvrave the Liberator, to imponująca beczka śmiechu, seans tak kiepski, że twórcom pozostaje już udawać do końca zawodowej kariery, że tak to miało być, że to taka parodia. Mamy tu, przede wszystkim, bajkę typu mecha w licealnej obsadzie, i to nie koniec wad.
To strasznie złudny rollercoaster, który zaczyna się niby tą nieszczęsną inwazją kosmicznych hitlerowców na japońskie liceum, odpartą ostatkiem sił przez przebudzonego mecha z piwnicy, i dużo się tu pointuje scen tym, jak ludzie komentują walki na twitterze - skojarzenia z Gatchaman Crowds. Ten motyw ląduje za oknem bardzo szybko, a w zamian dostajemy wampiry, które do tego są porywaczami ciał, a tak w ogóle zjadają wspomnienia?
Śmietnik fabularny, i to wcale nie w tym pełnym charyzmy stylu, co chociażby Cross Ange. Nic tu nie współgra ze sobą, i przychodzi nam regularnie rżeć jak koń, gdy serial z gracją słonia w składzie porcelany usiłuje zasypać te wszystkie dołki, które sam pod sobą wykopał. Drugi sezon to już chyba pełna kapitulacja kadry od scenariusza.
Mecha mają się niewiele lepiej. Hitlerowcy latają w maszynach nudnych i brzydkich, a tytułowe valvrave mają ustawiczne problemy z przegrzewaniem się, które to rzadko kiedy dodają walkom dramatyzmu, a raczej pozwalają na częstszy rechot z kolejnych zbiegów okoliczności. 
Nie da się polecić tego badziewia, zatem polecam.
d8e28d3b-64ac-4464-91f7-a101fea569ee

Zaloguj się aby komentować