#manga #animedyskusja
Zacząłem ostatnio czytać Akane-banashi z Jumpa i mam nielichą zabawę. Seria sprzedaje się wcale nieźle i nie cierpi na żadne irytujące przestoje, stąd usiadłem do niej ze zdwojonym entuzjazmem. Na plus zdecydowanie tematyka - to historia o rakugo, i to przedstawiona drobiazgowo od strony zaplecza, nieco w typie Shouwa Genroku Rakugo Shinjuu, ale też w ujęciu znacznie optymistycznym, bo i shounenowym.
Trochę na faktach - na jednym z egzaminów promocyjnych w szkole Arakawa koszmarnie zawzięty mistrz Issho wypieprza kandydatów do pierwszej ligi w tej branży, shin'uchi, nie tłumacząc przed nikim swojej motywacji. Reszcie szkoły przychodzi wzruszyć ramionami i westchnąć ciężko. Córka jednego z wywalonych, a nasza bohaterka, Akane, zafascynowana rakugo od dziecka, postanawia dostać się na szczyt i pokazać dziadowi, gdzie raki zimują.
W przeciwieństwie do SGRS, to obrazek shounenowy, z perspektywy młodej osoby wchodzącej w showbiznes w dzisiejszych czasach, a nie w przedwojniu. Dla niej to już jest ledwo ciepłe medium rozrywki, które mało kogo obchodzi, nie dorastała obserwując upadku, jak to ma miejsce w SGRS. Od dna można się wyłącznie odbić w górę, stąd gigantyczny optymizm tej serii, która nic sobie z owych konstatacji nie robi.
Akane niby miewa swoje rozterki i jej czasem nie wychodzi, ale nie są to wieloletnie cierpienia poprzedzające upadek w nałogi, tylko shouneniaste problemy, z którymi uporać się można, jak najbardziej. Nie eksponuje się tu zresztą wcale potęgi przyjaźni, lecz wyłącznie wysiłku. Ponadto, to obrazek startowania w tej branży od zera, a nie miniatura z już żywej kariery tego czy innego mistrza.
Kreska jest świeżutka i pełna ekspresji, i wcale żywo daje sobie radę w przedstawianiu, było nie było, występów głosowych. Bez cienia ironii przyznam, że zdarzyło się kilka stron imponujących, i potencjał na więcej jest w zasięgu ręki. Designy są lekko stylizowane i umowne, a przy tym raczej nie wpisują się w żaden cyniczny kanon generycznych ryjów z Jumpa. Ba, nawet kolorowane strony nie są obelżywie złe, wyłącznie takie sobie.
Mi się póki co podoba, a odarty z dotychczasowych serii regularnych przyjmuję tę właśnie z dobrodziejstwem inwentarza. Za dziesięć lat spotkamy się i ponarzekamy, że jednak było słabe.
Zacząłem ostatnio czytać Akane-banashi z Jumpa i mam nielichą zabawę. Seria sprzedaje się wcale nieźle i nie cierpi na żadne irytujące przestoje, stąd usiadłem do niej ze zdwojonym entuzjazmem. Na plus zdecydowanie tematyka - to historia o rakugo, i to przedstawiona drobiazgowo od strony zaplecza, nieco w typie Shouwa Genroku Rakugo Shinjuu, ale też w ujęciu znacznie optymistycznym, bo i shounenowym.
Trochę na faktach - na jednym z egzaminów promocyjnych w szkole Arakawa koszmarnie zawzięty mistrz Issho wypieprza kandydatów do pierwszej ligi w tej branży, shin'uchi, nie tłumacząc przed nikim swojej motywacji. Reszcie szkoły przychodzi wzruszyć ramionami i westchnąć ciężko. Córka jednego z wywalonych, a nasza bohaterka, Akane, zafascynowana rakugo od dziecka, postanawia dostać się na szczyt i pokazać dziadowi, gdzie raki zimują.
W przeciwieństwie do SGRS, to obrazek shounenowy, z perspektywy młodej osoby wchodzącej w showbiznes w dzisiejszych czasach, a nie w przedwojniu. Dla niej to już jest ledwo ciepłe medium rozrywki, które mało kogo obchodzi, nie dorastała obserwując upadku, jak to ma miejsce w SGRS. Od dna można się wyłącznie odbić w górę, stąd gigantyczny optymizm tej serii, która nic sobie z owych konstatacji nie robi.
Akane niby miewa swoje rozterki i jej czasem nie wychodzi, ale nie są to wieloletnie cierpienia poprzedzające upadek w nałogi, tylko shouneniaste problemy, z którymi uporać się można, jak najbardziej. Nie eksponuje się tu zresztą wcale potęgi przyjaźni, lecz wyłącznie wysiłku. Ponadto, to obrazek startowania w tej branży od zera, a nie miniatura z już żywej kariery tego czy innego mistrza.
Kreska jest świeżutka i pełna ekspresji, i wcale żywo daje sobie radę w przedstawianiu, było nie było, występów głosowych. Bez cienia ironii przyznam, że zdarzyło się kilka stron imponujących, i potencjał na więcej jest w zasięgu ręki. Designy są lekko stylizowane i umowne, a przy tym raczej nie wpisują się w żaden cyniczny kanon generycznych ryjów z Jumpa. Ba, nawet kolorowane strony nie są obelżywie złe, wyłącznie takie sobie.
Mi się póki co podoba, a odarty z dotychczasowych serii regularnych przyjmuję tę właśnie z dobrodziejstwem inwentarza. Za dziesięć lat spotkamy się i ponarzekamy, że jednak było słabe.
@tobaccotobacco
tematyka - to historia o rakugo
@kinasato
Zaloguj się aby komentować