Zdjęcie w tle
kinasato

kinasato

Koneser
  • 75wpisy
  • 95komentarzy
#anime #animedyskusja
Rec
Przerwa od sezonu i wpadł szaftowy mikrus z 2006 roku. Mikrus ponieważ jest to tylko 9 odcinków o czasie antenowym w wymiarze 12 minut.
Fumihiko to korpoludek, który umówił się na randkę z kobitką z księgowości. Ta niestety go wystawiła i gdy już miał wyjebać bilety do kina do śmieci, powstrzymuje go przechodząca ulicą dziewczyna. Szkoda by było, żeby się zmarnowały, a ona chętnie obejrzy ten film. Long story short, lądują w łóżku i zamieszkują razem. Dziewczyna nazywa się Aka, jest skrajnie biedną początkująca aktorką głosową i nawet nie ma gdzie mieszkać. Tematem bajki jest relacja tej dwójki, z dosyć trudnym punktem wyjścia, gdzie młoda siksa daje salarymanowi dupy za mieszkanie.
Cała bajka kręci się wokół osoby Audrey Hepburn, filmów w których grała oraz jej życia osobistego. Aka jest jej fanatyczką i regularnie odnosi się do faktów z jej życiorysu czy kwestii wypowiedzianych w słynnych rolach. Tytuł każdego odcinka nawiązuje do jakiegoś filmu i jest w jakiś tam mniejszy lub większy sposób fabularnie powiązany z wydarzeniami w życiu naszych bohaterów.
Bardzo przyjemnie się to ogląda, skrócony o połowę czas antenowy nadaje tytułowi szybki, dobry pacing. Jest zwięźle i bez żadnej chwili przynudzania. Zachowania postaci są adekwatne do sytuacji, a pojawiająca się drama jest względnie wiarygodna, biorąc pod uwagę charakter pracy obojga. Dobra pozycja do obejrzenia, zwłaszcza, że wymaga naprawdę niewielkiego nakładu czasu w postaci niecałych dwóch godzin.
SPOILER
Jakby ktoś myślał o mandze to ostrzegam, że jest srogie NTR, które idealnie wpasowuje się w charakter bohaterki, która rozłożyła nogi na pierwszym spotkaniu ( ͡° ͜ʖ ͡°)
b72f9033-1e9e-4b4a-84b9-3b301eb48ce1

Zaloguj się aby komentować

#anime #animedyskusja
Kaina of the Great Snow Sea
Hasło "Adaptacja twórczości Nihei'a w wykonaniu Polygon Pictures" to jedno zdanie zastępujące tysiąc słów. Umożliwia on napisanie w ciemno kilku akapitów na temat tytułu bez jego faktycznego obejrzenia. Oczywiście serię widziałem i zapewniam, że w tym wypadku wszystkie skojarzenia przychodzące na myśl są całkowicie prawdziwe. Mamy więc charakterystyczny dla Niheia doskonale wykreowany setting, świetnie zwizualizowany przez zapierające w dech tła. Mamy też nieodzowne dla Polygon Pictures przeciętnej jakości modele 3D z tak skąpą ilością klatek animacji, że zabranie choćby jednej zrobiłoby z tego anime pokaz slajdów.
W przedstawionym nam świecie mamy dwie warstwy - na dole wypełniony bezkresem piany ocean z niewielkimi wysepkami w postaci przeogromnych drzew, na których korzeniach osiedlili się ludzie. Na górze tych kolosów, w odległości kilkudniowej wspinaczki, w wydrążonym pniu żyją niewielkie społeczności. Zalążkiem akcji jest pojawienie się na górze księżniczki z dolnego królestwa, która przyleciała na robako-balonie, na który wrzucił ją w geście rozpaczy przyboczny gwardzista, gdy zostali zaatakowani przez wroga. Żyjący tam koleś, tytułowy Kaina, zabiera się za sprowadzenie dziewczyny na dół, do domu.
Postacie... postacie są tak słabe i nieciekawe, że napisanie o każdej z nich czegoś konkretnego byłoby dla mnie sporym wysiłkiem, lepiej ten aspekt po prostu pominę. Seansu zdecydowanie nie ułatwiał mi też ślamazarny pacing - przez 11 epizodów wydarzyły się dosłownie trzy albo cztery rzeczy o znaczeniu fabularnym, reszta czasu antenowego jest wypełniona dialogami, które wnoszą do fabuły bardzo niewiele i nie są ani zabawne, ani interesujące. Na plus za to muzyka, która albo fajnie podkreślała atmosferę, albo dobrze wkomponowywała się w wydarzenia na ekranie. Ale marna to pociecha.
Tytuł można bezpiecznie pominąć, jest po prostu nudny.
https://www.youtube.com/watch?v=egP_SARnjhg

Zaloguj się aby komentować

#anime #animedyskusja
"Ippon" again!
Na początku sezonu, nie wiem czy tutaj, czy na wykopie, ktoś się skarżył że w tym kwartale nie ma co oglądać. Szybko zerknąłem na rankingi popularności, zobaczyłem co jest na szarym końcu i napisałem "dupnij se Mou Ippon!, kto wie, może odkryjesz czarnego konia sezonu?" Kimże bym był, gdybym sam nie stosował się do rad, które daje innym? O ironio, dupnąłem se Mou Ippon! i odkryłem czarnego konia sezonu...
Historia rozpoczyna się ostatnim występem dwóch koleżanek na turnieju w gimnazjum. Sanae po długim pojedynku zostaje pokonana, a Michi wręcz rozniesiona w drobny mak i upokorzona przez swoją rywalkę. Obie właściwie w ten sposób kończą swoją sportową karierę, pierwsza obiecała rodzicom, że w nowej szkole skupi się na nauce, druga uroczyście deklaruje, że czasy liceum przeznaczy na uganianie się za chłopakami. Ich plany ulegają rewizji, gdy w nowej szkole trafiają na dziewczynę, która zdemolowała Michi podczas turnieju.
Największą zaletą tego tytułu jest to, że możesz chuja się znać na judo i nadal z przyjemnością obejrzeć. Powiem więcej, jako zadeklarowany antyfan sportówek byłem nawet umiarkowanie podekscytowany (no pedo) zawodniczkami rozsmarowującymi się po tatami w trakcie pojedynków. Jak to zazwyczaj bywa, druga składowa to mix slice of life/CGDCT, który okazał się bardzo przyjemny w odbiorze. Dziewczęta utrzymują między sobą relacje bez zbędnego nadęcia i wspierają się wzajemnie, ale też robią sobie psikusy i nie wykazują żadnego kija w dupie, z którego można by stworzyć jakąś zbędną dramę. Jest przesympatycznie. Nie ma tutaj właściwie nic do czego mógłbym się przypierdolić, no może fakt, że czasami animacja ma gorsze momenty i prezentuje widzowi gadające głowy na nieruchomych tłach, ale to chyba przez to, że ktoś oszczędzał budżet na sceny akcji.
To nie jest tytuł kryminalnie niedoceniany, on jest wręcz genocydalnie niedoceniany, biorąc pod uwagę ledwo cztery tysiące ocen na MALu. Zamiast kolejnego gówno isekaia puść se kolego dziewczynki szarpiące się za ubranka, zdrowszy będziesz.
https://streamable.com/gh3lj6
tobaccotobacco

@kinasato jak nie zapomnę to obejrzę by poczuć się jak młody i świeży studencik którym na wfie rzucali na dżudo po ścianach

Logytaze

@kinasato Jako emerytowany judoka boję się to oglądać^^ Zdaje się, że dawno temu było coś podobnego, Yawara czy cuś.

vries

@kinasato Jest parę dobrych powodów, dla którego ludzie tego nie będą oglądać:

  • kobiece sporty, które nie są popularne (aczkolwiek ja je lubię w formie mangi czy anime),

  • jak już wspomniałem kiedyś w CGDCT to T jest najważniejsze, a te T jest jak powyżej,

  • jest na podstawie mangi. Tłumaczenie jest na 7 tomie i stoi, a manga jest na tomie 23 i nie stoi.

Przeczytałem może 3 rozdziały mangi, by odkryć punkt 3 i dałem sobie spokój. Za anime też się nie zabieram min. z tego powodu. Po tym małym urywku materiału, z którym się zapoznałem zasadniczo mogę się zgodzić z oceną tytułu.

SailorMoon

@vries czyli to też anime, którego historia nie powinna się zamknąć na 12 odcinku ale tak będzie poprzez brak budżetu.

Zaloguj się aby komentować

Zostań Patronem Hejto i odblokuj dodatkowe korzyści tylko dla Patronów

  • Włączona możliwość zarabiania na swoich treściach
  • Całkowity brak reklam na każdym urządzeniu
  • Oznaczenie w postaci rogala , który świadczy o Twoim wsparciu
  • Wcześniejszy dostęp, do wybranych funkcji na Hejto
Zostań Patronem
#anime #animedyskusja
Chillin' in My 30s after Getting Fired from the Demon King's Army
Tytuł jest kłamstwem, nie ma tu żadnego iyashikeiowego slice of life. Jest tylko boleśnie generyczny fantasy kasztan przysparzający widzowi wyłącznie cierpienia. Główny bohater, któremu nowy Król Demonów wręczył dyscyplinarkę ze zwolnieniem w trybie natychmiastowym zaczyna błąkać się po lesie, gdzie ratuje przepotężnie cycatą córkę sołtysa przed atakiem białej małpy. Ta z wdzięczności zaprasza go do domu na obiadek, gdzie już zostaje na dobre, wpadając w hipnotyczne objęcia jej wymion. Teściu z marszu zapisuje go do gildii poszukiwaczy przygód, co błyskawicznie wprowadza go na ścieżkę konfrontacji z byłym pracodawcą.
Seria popełnia praktycznie wszystkie możliwe błędy grafomaństwa, nawet nie chce myśleć jakim shitem musi być novelka na bazie której powstało to dzieło. Usypiająco nudne wydarzenia na ekranie, których dopuszczają się bardzo źle napisane postacie, gorszę są tylko od dialogów tak drewnianych, że można by nimi palić w piecu. Gdy kolejni adwersarze zostają pokonani, a terapeutyczny wpierdol od głównego bohatera sprawia, że rewidują swoje złodupce poglądy, ja wbijałem sobie nerwowo długopis w nogę licząc na ślepy łut szczęścia i trafienie w tętnice udową.
Wielkim novum i motywem na którym ten tytuł chce się wybić jest fakt, że główny bohater popracował tłokiem w cylindrze i udało mu się spłodzić gówniaka. Liczących na drugie Usagi Drop muszę niestety rozczarować - jest to po prostu kolejny odwiert krindżu, który tryska obfitym strumieniem, sprawiając, że bajka tonie jeszcze szybciej.
Nie dotykać.
7eb4597f-a0c2-4d88-91ec-c5dec855c5cc
Szlachetkin_Szalony

Ja ogólnie od jakichś 10 lat nie mogę wyjść z podziwu że ludzie wciąć oglądają takie generyczne, byle jakie ścierwa.

Jakby, nic do Ciebie opie nie mam, po prostu zastanawiam sie jak bardzo trzeba nie szanować swojego czasu i swojej emocjonalności żeby dawać jebanie o takie nic.

Potem jest popyt na takie tytuły a dobre mordeczki to... wychodzi jeszcze coś serio wartego uwagi nie będące przesterowaną płycizną?

tobaccotobacco

@Szlachetkin_Szalony jakbyś nie oglądał chujowych bajek to byś nie docenił dobrych

Szlachetkin_Szalony

@tobaccotobacco to prawda

Jednak gdzieś tam weltschmerz który źródło ma w kondycji ludzkości wciąż tętni swym siarczystymi rytmem

Zaloguj się aby komentować

#anime #animedyskusja
Komi Can't Communicate
Komi-san oglądałem mniej więcej dwa miesiące. Szybciej się nie dało, z racji tego jaką formułę przybiera ta bajka. Jest pierwszy epizod wprowadzający, a potem 11 razy z uporem maniaka jest nam pokazywane dokładnie to samo.
Mangę dropnąłem po pierwszym tomiku. Na pierwszy rzut oka widać, że ta seria prowadzi zupełnie donikąd. Drugi raz dałem szansę w postaci anime, które choć posiada wszystkie wady materiału źródłowego, to przynajmniej jest śliczne, co pozytywnie wpływa na odbiór.
Przeszkadzało mi w oglądaniu kilka rzeczy, najbardziej chyba niektóre postacie. O ile relacja Tadano i Komi jest jak najbardziej przyjemna, to w szerokim wachlarzu fanów głównej bohaterki znajdziemy wiele odpadów. Zielonowłosy grubasek, który chce być psem swojej pani, chuuni wielbicielka fantasy czy ognista tombojka wymierzająca wszystko w stopniach Celsjusza. Gdybym zobaczył to raz czy dwa to bym przymknął oko, ale to nawraca w co raz gorszy sposób. Beznadziejnie zostało też zrealizowane uznanie głównej bohaterki za boginie, której każdy chce lizać podeszwy. Komi wchodzi do klasy i wszyscy jak jeden mąż solidarnie się zesrali. Niech by autor chociaż trochę się wysilił i nie wiem, przez jakąś komedie pomyłek wykazał dlaczego wszyscy oszaleli na jej punkcie. Dramatycznie przejaskrawione reakcje uczniów były po prostu męczące.
Znacznie lepiej wyszły sytuacje 1:1 z Tadano albo 1:2 z Tadano i Osano. W sumie ta bajka mogła by się nazywać Osano-san(chociaż ciężko określić płeć tego trapa) bo swoją żywiołowością rozkręca tę skostniałą bajkę. Akcja w tym trójkącie to najlepszy element tej serii, ukazuje sesje terapeutyczne które fundują swojej koleżance i choć bardzo powoli, to konsekwentnie pomagają jej otwierać się na świat. Milutko.
Humor jest hit or miss. Zazwyczaj działa lepiej w mniejszym gronie wyżej wymienionej trójki, bo gdy wchodzą inne postacie poboczne i próbują rozbawić widza uwypuklając swoje jednowymiarowe spierdolenie na podstawie którego autor je zdefiniował, to człowiek ma ochotę zgasić monitor.
Jakbym to zbingował to by z 5/10 nie wyszło, ale przy rozsądnym dawkowaniu wydaje mi się, że można dać oczko więcej, bo można odpocząć od męczących elementów i skupić się na tych lepszych. Jeżeli w ogóle zabiorę się za drugi sezon, to pewnie w tempie odcinek na miesiąc.
https://www.youtube.com/watch?v=pRFgMtHtvYY

Zaloguj się aby komentować

#anime #animedyskusja
Handyman Saitou in Another World
Drugi tytuł ze skończonego sezonu, tym razem bajka podwyższonego ryzyka, bo isekai. Założenie fabularne jest wręcz odrażająco leniwe - pewien typ będący złotą rączką poznaje z bliska truck-kuna i budzi się w magicznym świecie by mieć wspaniałe przygody. Wstrzymajcie się z przygotowaniem sobie wiadra do rzygania, gdyż seria ma jednak co nieco dobrego do zaoferowania.
Historia skupia się na czwórce bohaterów będących członkami drużyny poszukiwaczy przygód:
1. Saitou - główny bohater, ktoś w rodzaju MacGyvera, stosuje wiedzę z poprzedniego świata wspierając swoje party na różne sposoby.
2. Raelza - zakuta w płytową zbroje wojowniczka machająca dwuręcznym mieczem, będąca zbrojnym ramieniem grupy.
3. Lafanpan - malutka latająca wróżka o wybitnie materialistycznym usposobieniu, władająca magią kleryczną.
4. Last but not least, stary pierdziel, mag z zaawansowanym alzheimerem, który z racji podeszłego wieku praktycznie sra pod siebie.
Oprócz tej grupy mamy jeszcze cały wachlarz postaci mniej lub bardziej pobocznych i niestety jest ich zwyczajnie za dużo. Część z nich jest po prostu zbędna - nie wnoszą do serii nic, a i czasu antenowego mają na tyle mało by starczyło na jakąkolwiek charakteryzację. Ot są po ty by nagle wyskoczyć z dupy w jakieś walce, gdy scenariusz będzie tego wymagał. Same walki też specjalnie nie błyszczą, niby nie ma się czego przyczepić ale brakuje im dynamiki. Postacie potrafią na chwilę zatrzymać się by przedyskutować co teraz zrobić, gdy w międzyczasie potwór kogoś dosłownie wpierdala.
Seria także bardzo mocno broni się przed wskazaniem jakiegokolwiek antagonisty. I to nie w ten sposób, że oponent jest w skali szarości i nie można go nazwać złym. Tutaj właściwie nie istnieje jakikolwiek zadeklarowany przeciwnik, którego nasza grupa ma pokonać by zapanował pokój na świecie. W takim przypadku zazwyczaj anime z automatu zostaje przekierowane na bycie isekaiowym slice of life, ale bajce udaje się wyślizgnąć ze szponów takiego szufladkowania i podąża jeszcze inną drogą - odkrywania tajemniczej przeszłości jednego z członków drużyny.
Moim zdaniem udało się i to do tego stopnia by pozwolić tytułowi być czymś więcej niż sezonowym wypełniaczem.
Handyman wyróżnia się kilkoma rzeczami. Na pierwszy rzut oka rzucają się sfera wizualna - seria ma zdecydowanie bardziej bladą kolorystykę niż ta do jakiej przyzwyczaiły nas pastelowe isekaie. Dodatkowo spory nacisk położona na cieniowanie, które zmienia się gdy słońce chowa się za chmurami albo naszych bohaterów przysłaniają liście drzewa. Kreska jest przy tym całkiem ładna, więc szatę graficzną raczej jednoznacznie można uznać za atrakcyjną. Rzadko spotykaną cechą jest też ukazywanie obrażeń postaci w całej okazałości - z połamanej klatki piersiowej wystają połamane żebra, a ognisty oddech magicznej bestii pozostawia z ręki zwęglone kawałki mięsa i okopcone kości.
Zaskakująca też okazała się... fabuła, co w przypadku sezonowego gówno-isekaia jest pewnego rodzaju ewenementem. Pierwsza połowa idzie plus minus miałko zgodnie z oczekiwaniami, lecz w dalszej części bajka wkracza na bezdroża i wyszło jej to zdecydowanie na zdrowie. Anime okazało się zadziwiająco kutasocentryczne, jednocześnie nie będąc wulgarnym. Zaczyna się od niewinnych żartów o penisach, by w drugiej połowie uczynić pewnego fiuta główną osią fabularną wokół której wszystko się kręci. Dodatkowe punkty, za to, że jest to całkowicie uzasadnione fabularnie, logiczne i zrozumiałe.
Całkiem niezły tytuł, na tę chwilę wrażenia z sezonu nadal pozytywne ( ͡° ͜ʖ ͡°)
https://www.youtube.com/watch?v=CENKyPthtkU

Zaloguj się aby komentować

#anime #animedyskusja
Tomo-chan Is a Girl!
Kwartał zakończony, więc można się już brać za świeżo zakończone serie. Jako pierwsza na ruszt trafia Tomo-chan. Ale grillowanka w tym przypadku nie będzie. W końcu to jeszcze nie sezon.
Anime zaczyna się, gdy tytułowa tombojka wyznaje miłość swojemu koledze z dzieciństwa. Ten odpowiada "stara, też Cię loffciam, zawsze byłaś równiacha, pozdro 600, żółwik". Po konsultacji przyczyn swojej porażki z najlepszą koleżanką, dochodzą do konsensusu, że Tomo potrzebuje się zmienić. Przestać ubierać się jak chłopak, drżeć japę, tłuc facetów i pytać przypadkowych ludzi czy mają jakiś problem. Punktem wyjściowym serii jest zorientowanie na transformację - trzeba z chłopczycy zrobić prawdziwą kobietę. Będzie ciężko, a gwarancje na sukces żadne.
Jeżeli chodzi o sam gatunek jest to szkolny romcom, który choć z grubsza pracuje w schematycznych ramach jakie mu z tego powodu przypadły, to unika znacznej części wad z tego powodu wynikających. Przede wszystkim mamy tutaj jasno rozpisane pairingi i widz nie jest baitowany na jakieś trójkąty i inne wielokąty generujące żenującej jakości dramę z której i tak nie wyniknie nic. Drugą sprawą jest praktycznie brak typowych dla takich tytułów męczących i grafomańskich nieporozumień, że ktoś kogoś z kim zobaczył on mnie już pewnie nie kocha, chlip chlip. Nie jesteśmy przesadnie męczeni nieprawdopodobnymi zbiegami okoliczności, a większość akcji to bezpośrednie konsekwencje czynów bohaterów. Nie znaczy to, że wszystko idzie jak z płatka, bohaterowie pieczołowicie sabotują wzajemnie wysiłki drugiej strony, a często nawet i swoje. Całe szczęście są tego świadomi i potrafią usiąść i zapłakać nad swoim debilizmem, nadając sobie trochę wiarygodności i kolorków.
Dobrze wypadły tutaj postacie i ich wzajemne interakcje. Tomo dumnie prezentuje swoje ADHD i piłuje mordę w niebogłosy (aż VA czasem chrypnie) otwierając drzwi razem z futryną, jej najlepsza kumpela to przebiegła i wyrachowana zimna sucz o złotym serduszku, a love interest to całkowicie zbałamucony przez wysyłanie mieszanych sygnałów chłop, który nie wie jak wejść w związek z kimś, z kim jeszcze wczoraj okładał się sztachetami. Jest jeszcze Carol, ale Carol to kosmitka i nie wymaga więcej komentarza. Dyskusje są zazwyczaj konkretne, bez pierdolenia o dupie maryni i całkiem zabawne, bo bohaterowie nie szczędzą sobie uszczypliwości, ale humor nie ogranicza się tylko do tego. Gagi potrafią podkręcić skalę i tempo do takiego stopnia, że okazjonalnie kwikłem ze śmiechu.
Bardzo przyjemnie mi się oglądało tę leciutką serię, było świeżo i bez tego zmęczenia, które występuje gdy ogląda się trzysetny szkolny romcom w swojej mangozjebskiej karierze. Polecanko.
https://www.youtube.com/watch?v=_GejF4V-FE0&t=1s
vries

Anime jest na podstawie komiksu internetowego wydawanego w cyklu dziennym. Jakoś nie zachwyciło mnie wykonanie adaptacji (dlatego dropłem znając oryginał). Tj. nie jest źle, wygląda to mniej więcej jak w mandze, ale są takie anime, które podbijają poziom, jeśli chodzi o komedię i przebijają papierowy oryginał. Tu moim zdaniem tego nie ma. Innymi słowy tytuł jest ok, ale komedią roku nie zostanie.

GniezSenpai

@vries to chyba dylemat kazdego fana, czy ogladac ponownie to samo co sie przeczytalo. Mi zazwyczaj bardziej odpowiada kreska mangowa i wiele razy oczy krwawily mi przez przejscie na kreske serialowa ale i tak zazwyczaj warto bylo

GniezSenpai

@kinasato niech za poleceniem tego tytulu stoi niezaprzeczalny fakt ze anime posiada najlepszy stosunek jakosci bimbalow na metr kwadratowy w tym sezonie.

SailorMoon

@GniezSenpai oj tak i ładnie dozuje doznania wizualne ujawniając potęgę w kilku najmniej oczekiwanych momentach. Idealne proporcje kontentu do fanserwisu wysokiej jakości. Reżyser warty do dodania do zakładek, jeżeli to jego dzieło.

KUROT

@kinasato śmiałem się na tym prawie bez przerwy. Fajna odskocznia od tych wszystkich isekajów.

Zaloguj się aby komentować

#anime #animedyskusja
Life with an Ordinary Guy who Reincarnated into a Total Fantasy Knockout
Wracamy do isekaiowego błotka. Tym razem do innego świata by pokonać Lorda Demonów, przenosi się dwóch najlepszych kumpli. Jeden z nich to typowy przeciętniak, który nie może znaleźć dziewczyny. Drugi to prawdziwy chad, ale z usposobienia coś pomiędzy gardzącym kobietami MGTOW, a krypto-sodomitą. Podczas transferu do isekaia następuje transformacja i przeciętniak staje się super śliczną dziewczynką. Jak zapewne łatwo się domyśleć sednem bajki jest relacja dotychczas żyjącego w cieniu typa, który nagle stał się dupą na której skupia się cała atencja oraz gardzącego gatunkiem żeńskim zioma, który by swojego kumpla prędzej ramciamciam jako faceta niż, fujka, k*bietę. A że bogini miłości przyjebała im magiczną strzałą, będą musieli odnaleźć się jakoś w warunkach jakie ich zastały.
Proszę państwa, jest przeokrutnie gejowo. Fakt, że stroną tego homo pairingu jest kobieta nie czyni tego w żadnym stopniu mniej gejowym. Jest to zawartość przejawiająca się od pierwszego do ostatniego odcinka i jeżeli komuś to przeszkadza to nie ma się po co za ten tytuł zabierać.
Poza tym jest to typowa sezonowa mielonka, ale nie można powiedzieć, że bez smaku, bo byłoby to krzywdzące. Jest to bajka co najmniej poprawna, z dającymi się lubić postaciami oraz całkiem udanym humorem. Jest też prosta i głupia jak but, ale nie było to dla mnie żadnym zaskoczeniem. Niestety wszelkie braki fabularno-scenariuszowe i wynikające z tego dziury w czasie antenowym zapychano przy pomocy bromance o zerowym progresie, co sprawiło, że pod koniec serii już mi się przyjadło i było delikatnie nużące.
Tytuł z gatunku ok, ale raczej nikt się nie będzie delektował sezonowym wypełniaczem.
7eccd06e-4cc9-49c8-a8d5-00af481f431a

Zaloguj się aby komentować

#anime #animedyskusja
Deca-Dence
Odczucia po pierwszym epizodzie? Toż to niemalże klon Ryuu no Haisha, tylko smok-miasto na którym latają bohaterowie zmienione na mobilną fortece. Bardzo mnie to ucieszyło, albowiem bardzo lubię bajkę o smoczych dentystach. Deca-dence oczywiście rozwinęło się zupełnie inaczej, ale dobre pierwsze wrażenie nie zostało zmarnowane i gładko przeleciałem przez całą serię, która miała uprzejmość nie spierdolić się do samego końca. Co w przypadku original anime nie jest wcale takie oczywiste.
Deca-Dence opowiada o post apokaliptycznym świecie przyszłości, gdzie ludzie poruszają się przy pomocy mobilnego miasta i bronią przed atakami przeróżnych potworów, które zamieszkują teraz planetę. W tym settingu mamy przyjemność ujrzeć Natsume - dziewczę, które w młodości podczas ataku potworów straciło ojca oraz prawą rękę. To wydarzenie odcisnęło na niej piętno i w konsekwencji rwie się ona do bitki, ale niestety nie ma ku temu szans. Wojownikami mogą być tylko członkowie kasty zwanej Gears, a ona należy do klasy robotniczej i po skończeniu szkoły zostaje oddelegowana do grupy zajmującej się obsługą techniczną Deca-Dence, bo własnie tak nazywa się mobilne miasto. Tam jej szefem zostaje Kaburagi - wyprany z emocji, wypalony i zgorzkniały człowiek, który stracił całkowicie chęć do życia. Ich wzajemna relacja to jeden z najważniejszych punktów tej bajki, dobrze zrealizowany i bardzo przyjemny w odbiorze.
Ciężko tutaj napisać coś więcej by nie spoilerować fabuły, ale budowa świata, worlbuilding i szeroko pojęte lore stoi tutaj na wysokim poziomie. Jest to pewnego rodzaju reverse growy isekai gdzie powszechnie przyjęte wyobrażenie czym jest wirtualny awatar zostało odwrócone. Serię ogląda się bardzo dobrze aż do samego końca, ale niestety czuć, że trochę tu zmarnowano jeszcze większy potencjał. Dostajemy szybkie, dwuodcinkowe zakończenie, które samo w sobie nie jest złe, ale generalnie obniża poziom tego co widzieliśmy wcześniej. Myślę, że bez problemu z tej historii dałoby radę wyciągnąć co najmniej kilka odcinków więcej i uraczyć nas bardziej satysfakcjonującym finałem doprowadzającym do bardzo sympatycznego i cieplutkiego zakończenia jakie tu mamy.
Solidny tytuł, bez wstydu może się znaleźć w każdym chińskobajkowym portfolio.
51a2f2d4-bb9c-4574-b938-54c2ce38a258
Finarfin_02

Kurcze Deca-Dence mega zapadło mi w pamięć, plot twist z drugiego odcinka odrzucił mega dużo osób w czasie emisji tego anime, pamiętam jakie było poruszenie na discordach. Jednak kiedy dało się szanse temu tytułowi fabuła była bardzo przyjemna i po prostu miło się oglądało to show, a ending do dzisiaj mam w swojej stałej playliście muzyki z anime

Zaloguj się aby komentować

#anime #animedyskusja
A Couple of Cuckoos
MC dowiaduje się, że jego starzy to nie są jego prawdziwi rodzice. Po urodzeniu został podmieniony w szpitalu i zamiast w rodzinie bajecznie bogatych magnatów hotelowych dorastał jako dziecko dwójki patusów prowadzących podrzędną restaurację. Gdy sprawa wyszła na jaw obie rodziny spotkały się i w celu naprawienia sytuacji wymyśliły niesamowicie sprytny plan - ich dzieci wezmą ślub i problem się rozwiąże, bo wszyscy po bożemu będą już jedną rodzinką. Doprawdy, zmyślne.
Bohater kręci się wokół trzech dup i sześciu cycków - swojej siostry, która w tej chwili nie jest już jego biologiczną siostrą, swojej narzeczonej, z którą został zamieniony po narodzinach oraz koleżance z klasy. A nie powinien się kręcić wokół żadnej, bo każda z nich to prawdziwy chodzący maszt, w który ktoś nawtykał czerwonych flag. Narcyzm, shit testy, zaburzenia emocjonalne, patologiczna konkurencyjność, klasyczny pies ogrodnika oraz sytuacje gdzie laska pomaga swojemu love interest spiknąć się z inną a potem jęczy nieszczęśliwa i zazdrosna. No ale to klasyka pato-haremów znana od zarania ludzkości i widz musi być na to przygotowany.
Gdzieś do 8 albo 9 epizodu jest to nie wyróżniający się niczym specjalnym haremik, taki 5-6/10. A co jest potem zapytacie pewnie? Wiecie jak to jest, gdy tytuł schodzi na psy i mówi się, że dalej jest już samo gęste? To tutaj tak nie ma. Tutaj człowiek marzy o czymś gęstym, nawet jeżeli miałby to być kawałek gówna. Można machać w tej zupie chochlą do utraty tchu i nie wyciągnie się ani kawałeczka marcheweczki. Jest to bezprecedensowa lura, przez kilkanaście dalszych odcinków nie potrafi wykrzesać z siebie czegokolwiek, co by miało odrobinę substancji. 24 odcinki to zdecydowanie za dużo na to co chce nam ta seria zaprezentować, bez problemu dałoby radę to upchnąć w 12. Ale jest coś jeszcze gorszego, w jednym z końcowych epizodów następuje plot twist. Taki który wprost zaprzecza wydarzeniom z pierwszych odcinków i zabija resztki wiarygodności jednej z postaci. Nie jestem w stanie nazwać tego inaczej niż robienie z widza debila. A tego bardzo nie lubimy.
Od strony technicznej wyróżnia się tylko jedna rzecz - anime jest ładne, ze szczególnym uwzględnieniem, że ktoś ewidentnie nie szczędził grosza na animowanie cycków i scen około goliznowych. Ale to za mało by trzymać widza zainteresowanego przed ekranem przez osiem godzin.
https://streamable.com/03dxqj
GniezSenpai

@kinasato jak przeczytalem zaczalem klaskac, wyborne porownania. czekam na wiecej!

Zaloguj się aby komentować

#anime #animedyskusja
Reincarnated as a Sword
12-letniej kotodziewczynce-niewolnicy marzącej o byciu super potężną, wpada w ręce miecz. Nie byle jaki, bo tym mieczem jest MC, który po śmierci odrodził się jako ów broń biała o ogromnej mocy i udziela swoich zdolności młodemu klakierowi, dzięki czemu mogą mieć do bólu generyczne przygody.
Po mega beznadziejnym początku, gdzie w ramach ekspozycji MC chodzi sobie po growych menusach i głośno myśli, a co to jest, a to jest co, a co będzie jak tu kliknę, w dalszej części bajka trzyma całkiem przyzwoity poziom jak na standard growych gówno-isekaiów. Oczekiwałem niewiele i właściwie niewiele otrzymałem, więc wszystko się zgadza. Całość serii to proces levelowania głównej bohaterki oraz jej oręża, zyskują nowe skille, podwyższają swoje statystyki, walczą z co raz silniejszymi przeciwnikami, etc. Poza tym kotodziewczynka podczas kąpieli ze swoim mieczem intensywnie go szoruje, jest napastowana przez MILF elfkę, a jej błyskawiczna kariera w gildii poszukiwaczy przygód jest złośliwie komentowana pedofilskimi skłonnościami guild mastera. Ogólnie rzecz biorąc nawet oglądalne, bo w przeciwieństwie do wielu tego typu tytułów niespecjalnie krindżowe i umiarkowanie zabawne. Ale jeśli mam być szczery to jest jeden z takich tytułów do wrzucenia na PTW i nigdy nie obejrzenia.
110bdaf1-2c53-41dc-86ce-c7bc5f386549
GniezSenpai

@kinasato ahh biegunka sezonowa, uwielbiam takie serie. Zawsze gdy przechodze obok takiego sredniaczka sztacham sie jego nijakoscia

Orzech

@kinasato Isekai to rak anime, które same w sobie jest dość rakowe.

Wojbody

@kinasato Przez te pierwsze odcinki chcialem odpuscic. Seria byla puszczana do kotleta codziennie w ilosci 2-3 i to glownie przewazylo, ze zdecydowalem sie jednnak dokonczyc . Jak dla mnie z czasem poziom troche wzrosl i teraz smialo moge wystawic ocene tak 6+/10. Czekam na nastepny sezon, ktory rowniez obejrze do kotleta, bo zeby zmeczyc serie na 1 podejscie raczej nie podolam. Jestem calkiem zadowolony ze swiata, ktory stworzyli i w miare wszystko ma tam sens.

f8af7219-dc5f-41e3-8388-da31a0f54e56
GniezSenpai

@Wojbody lepiej jak sie zaczyna z 4/10 i dochodzi do 6/10 niz startuje z 9/10 i spada do 6/10 zupelnie inne wspomnienia z serii

Wojbody

@GniezSenpai Dobrze powiedziane !

Zaloguj się aby komentować

#anime #animedyskusja
Sonny Boy
Dawno nie mieliśmy prawdziwego animu typu IQ200. Z takimi bajami jest ogromny problem, bo bardzo ciężko o obiektywną ocenę. Weźmy chociażby na patelnie Tehxnolyze. Wszyscy przecież doskonale wiedzą, że Texhnolyze powstało po to by Chiaki Konaka mógł do niego codziennie walić konia jednocześnie przeklinając, że ludzie są za głupi by zrozumieć to dzieło. Gdzie tu w ogóle jest miejsce dla widza i jego wrażeń? Nie ma.
A co z tytułami, które powstały jednak dla widzów? Tu też jest problem, ponieważ wrażenia po ich obejrzeniu z grubsza można podzielić na cztery kategorie:
- Widz zrozumiał i mu się podobało, o ile nie jest sztucznie nadęte i zbędnie przeintelektualizowane.
- Widz nie zrozumiał, ale mu się podobało, bo chce w ten sposób zmylić innych, że zrozumiał.
- Widz zrozumiał i mu się nie podobało bo to prosta seria dla debili, a nie ananasów IQ300 takich jak on.
- Widz nie zrozumiał i mu się nie podobało, ale nie dlatego że jest za głupi, tylko myśli że on też ma IQ300 i dlatego mu się nie spodobało.
Tak więc wyciągając wspólny mianownik przed nawias - każdy powie, że zrozumiał, nikt nie przyzna, że seans był za trudny, ale też każdy ochoczo podzieli się swoją opinią o bajce. I jak to zinterpretować? Komuś się nie podobało, tylko nie wiadomo czy był na seans za głupi czy za mądry? Komuś się spodobało, ale to dlatego że lubi proste debilizmy, czy dlatego że odkrył trzecie dno fabularne nadające wszystkiemu sens?
Po co w ogóle taki przydługi wstęp? Żeby uświadomić czytelnika, że wrażenia po obejrzeniu takiego tytułu w całości zależne są od osoby widza, który sam sobie wystawia laurkę. A że każdy chce wypaść dobrze to wszelakie recenzje są gówno warte. Tak więc zapraszam do konsumpcji miski guano ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Sednem opowieści są perypetie grupy uczniów pewnej szkoły, którzy nagle odkryli że budynek przybytku oświaty jest odcięty od świata zewnętrznego, niczym obiekt na czarnej pustej planszy. Zostali całkowicie odseparowani i są sobie teraz sami sterem, żaglem i okrętem. Co więcej, okazuje się że każdy z nich posiada teraz jakąś super moc. Więcej wstępu pisać nie trzeba, ponieważ szybciutko wszystko się zmienia jak w kalejdoskopie i bardzo szybko się dezaktualizuje.
Sonny Boy jest to skrzyżowanie serialu Sliders z czystą abstrakcją prosto z Kyousougiga, a treścią jest coming of age. Czyli innymi słowy - pomieszanie z poplątaniem. Widz nie jest tutaj przesadnie oszczędzany i z marszu jest uświadamiany - jeżeli chce konsumować ten tytuł, musi wykonać pewną pracę i poświęcić mu całkowitą uwagę, bo inaczej ten pociąg odjedzie sam, a on dalej będzie oglądał luźno powiązane ze sobą obrazki. Jeżeli ktoś się za to zabierze z myślą - to w sumie może być całkiem ciekawe sci-fi to będzie miał really bad time .Całe szczęście tutaj sprawa nie jest aż taka trudna, ponieważ nie jest to sensu stricte anime IQ200, bliżej mu do znacznie przystępniejszej pozycji IQ180 i nie wymaga praktyczne żadnej wiedzy zewnętrznej. Wystarczy skupić się na tym co się ogląda, nie rozpędzić za bardzo, zatrzymać na chwilę i przetrawić/zastanowić się, co właśnie stało się na ekranie i jakie to może mieć implikacje. A jak mu się nie uda, to i tak chuj z tym, bo to nie jest bajka o fizyce kwantowej i choć wiele niuansów jest jak najbardziej do rozwikłania to wszystko i tak rozbija się o coming of age, które jest na tyle uniwersalne, że może funkcjonować bez żadnej obudowy.
Potężnym plusem tej serii są postacie - nikt nie jest jednowymiarową wydmuszką, wszyscy są odpowiednio przedstawieni, umotywowani i ubrani w swój własny garnitur wad oraz zalet, ciężko tutaj obok kogokolwiek przejść obojętnie. Mamy też świetną reżyserię z wykorzystaniem sfery audio-wizualnej nie tylko jako obraz i dźwięk, ale też jako narzędzia do budowania historii. Bardzo fajna muzyka gra wtedy kiedy powinna, milczy gdy jej brak też coś znaczy, szata graficzna zmienia się zależnie od nastroju na ekranie, traci szczegóły gdy chce zaakcentować dystans, zmienia kolorystykę by podkreślić emocje, a w skrajnych przypadkach potrafi się rozsypać. Efektem finalnym tego jest mnóstwo wspaniałych scen, chociażby zakończenie pierwszego odcinka, cały epizod psiej retrospekcji czy koncept z wyświetlaniem filmów w kinie. A na finisz gorzko-melancholijne zakończenie, które nie zadowoli absolutnie nikogo i pewnie nie jeden kręcił tutaj po obejrzeniu nosem. Idealnie. Życie to nie koncert życzeń, widzowi też trzeba o tym czasem przypomnieć xD
Stawiam na półce obok Serial Experiment Lain.
https://www.youtube.com/watch?v=-UfD8Lel1jI&t=17s
Dijego

@kinasato Mi bajka przypominała trochę lost, w niego też tak wsiąkłem na amen. 2deep4me, ale z cotygodniowymi streamami z analizami bawiłem się bardzo dobrze. A obrazki w bajce są prześliczne XD

Dijego

@kinasato O, wygrzebałem

a01c8ef1-477d-462f-aa48-43376a3c987c

Zaloguj się aby komentować

#anime e #animedyskusja
ORESUKI Are you the only one who loves me?
Szkolny harem romcom. Niby człowiek wiedział, ale jednak się łudził...
Seria rozpoczyna się doskonale. Mamy MC, który niby jest typowym haremowym protagonistą, ale szybko okazuje się, że tylko rżnie głupa. Tak naprawdę jego osobowość wygląda zupełnie inaczej, co sam regularnie komentuje łamiąc czwartą ścianę. Piękne dziewczęta go otaczające są wyraziste, mają swoje charakterki i świetnie realizują się w przewidzianych dla nich rolach. Bardzo dużo się dzieje, jest zabawnie (nawracający żart z ławeczką daje radę), dobrze się bawię i nie mogę poskarżyć się absolutnie na nic. Do czasu...
Pary starcza na jakieś 3-4 odcinki, przez następne kilka zjeżdżamy w dół, a gdzieś w okolicach dziewiątego w podłodze otwiera się klapa i spadamy w otchłań. Dochodzą następne dziewczęta w ilościach hurtowych i robi się tłoczno jak w kolejce do mięsnego. Kolejne masowo wprowadzane orbiterki zdecydowanie tracą na jakości i nie reprezentują sobą niczego więcej niż mielonka tyrolska. Jeżeli chodzi o MC to jego potencjał zostaje zmarnowany przez potworne grafomaństwo scenarzysty objawiające się w przechujowej dramie i sposobie w jaki sobie z nią nasz bohater radzi. Niekonsekwencja jego charakteru jest porażająca i ociera się o schizofrenię. W jednym momencie jest oschłym dupkiem niemalże dosłownie plującym swym adoratorkom w twarz, co samo w sobie nie jest niczym złym, ale jeżeli jednocześnie jest propagatorem ultimate mocy przyjaźni gotowym zostać ukrzyżowanym by zapewnić uśmiech na ich twarzach, to coś już tutaj nie klika. Problemów jest tutaj więcej, ale głównie mam na myśli sposób w jaki nasz bohater popada w tarapaty - za każdym razem jest to zbieg absolutnie niewiarygodnych okoliczności, często spowodowany przez nagłe epizody "złamania charakteru" w grupie przyjaciół. Ktoś nagle dostaje małpiego rozumu i knuje jakieś głupoty, potem jest mu przykro, przeprasza i wszyscy żyli długo i szczęśliwie. A potem ktoś inny odpierdala jakiś kolejny szajs z dupy, z totalnie absurdalnych pobudek. Kto w ogóle czyta te light novelki, ludzie lepsze rzeczy do szuflady piszą...
Niestety, Sezon2/OVA wieńczące serię stawia na najgorsze elementy i w całości się na nich opiera. O ile pierwszy sezon dokończyłem siłą rozpędu i nawet umiarkowanie dobrze się bawiłem, to podczas oglądania filmu z finałem całkowicie zeszło ze mnie powietrze. Zakończenie i intryga do niego prowadząca są po prostu głupie i nieprzyjemnie się to ogląda. W dodatku jestem w pełni przekonany, że całość godzinnej OVA można by beż żadnych negatywnych konsekwencji skompresować do 20 minutowego odcinka.
W sumie nie jest to dobra seria, ale bardzo pozytywne pierwsze wrażenie zostało ze mną na dosyć długo, nawet na chwilę wróciłem do początku by obejrzeć parę scen jeszcze raz. Seria jest bardzo ładna i przez znaczną część ma dobry pacing, co pozwala przełknąć coraz słabszy scenariusz przez 3/4 serii. Tak więc z bólem serca oceniam tytuł na bardzo mocno naciągane oczko powyżej średniej, choć obiektywnie rzecz mówiąc, nie powinienem.
Ps. Fani gdzie jest Wally? mają w tej serii niemałą ucztę. Przez całą serię główny bohater jest pod ścisłą obserwacją. Co ważne, nie jest to jakiś super ważny element scenariusza, tylko taki easter egg, który można po prostu przegapić.
https://www.youtube.com/watch?v=W7eXT7_MGhE
Rozkmin

Ok, jednak cofam to. Nocnatrzyma poziom

Zaloguj się aby komentować

#anime #animedyskusja
Human Bug Daigaku
Główny bohater wcale nie jest pół-człowiekiem, pół-robalem. Tu chodzi o inny rodzaj buga, takiego w sensie błąd w oprogramowaniu. Pewne wydarzenia, których jest częścią, nie można inaczej wytłumaczyć niż glitch w rzeczywistości.
Hirofumi Satake to człowiek skazany na śmierć za zamordowanie swojej narzeczonej oraz jej kochanka. Gdy zostaje zaprowadzony na stryczek i następuje egzekucja, rzeczywistość łapie errora, a ten przeżywa. Jak się wkrótce okazuje, to nie jest pierwszy taki przypadek. Nasz bohater z jednej strony w sposób anormalnie częsty trafia w sytuację zagrożenia życia, a z drugiej nie jest w stanie zginąć, albowiem następuje jakiś przedziwny fikołek i wychodzi z tego cało.
Niby jest to sensu stricte Plot Armor the Animiation, ale jednak nie do końca, ponieważ tytuł z niezłomną konsekwencją postanawia wyjaśniać widzowi dlaczego tak się właśnie stało i dlaczego to ma sens. Właściwie gdzieś jedna czwarta czy jedna piąta czasu ekranowego to wstawki edukacyjne lub pseudoedukacyjne mające zaznajomić widza z przeróżnymi faktami, ciekawostkami lub konceptami. A to dowiemy się czegoś o systemie penitencjarnym w Japonii, dowiemy się jakichś ciekawostek historycznych, funfactów o rybach, anatomii, zjawiskach fizycznych, etc.
Jest tego mnóstwo.
Pierwsze co się rzuca w oczy to tragiczna animacja. Taka absolutnie najgorsza z możliwych. To nawet nie jest do końca animacja, to są właściwie panele z mangi z podłożonym głosem. Amatorskie solo projekty studentów potrafią wyglądać zdecydowanie lepiej. Fabularnie jest... śmiesznie. W sensie historia nie jest specjalnie zabawna, mamy co prawda czarny humor, ale jest dosłownie suchy jak wiór. Raczej chodzi o to niedorzeczne wydarzenia, połączone z pokraczną animacją dają temu tytułowi taką holistyczną aurę kupy gówna, które z ciekawości się szturcha patykiem by zobaczyć, czy będzie jeszcze bardziej śmierdzieć. Nie jest to jednak tytuł tak zły, aż dobry. Jest zwyczajnie zły, ale ma ten swój jakiś taki dziwny niewytłumaczalny urok. Coś jak Koń Rafał Walaszka ( ͡° ͜ʖ ͡°)
https://www.youtube.com/watch?v=5eqNBouoSVI

Zaloguj się aby komentować

#anime #animedyskusja
JINSEI -Life Consulting-
MC tej bajeczki zostanie przymuszony przez swoją kuzynkę do wstąpienia do klubu dziennikarskiego, gdzie ma się zajmować kolumną dotycząca porad udzielanych uczniom. Stan początkowy kącika dobrych rad wygląda tak, bo oprócz głównego bohatera mamy trójkę dziewczyn:
Rino - zamiłowana w naukach ścisłych, kierująca się logiką i rozsądkiem, lecz całkowicie nieradząca sobie w interakcjach społecznych.
Fumi - słodziutka dusza towarzystwa, zjednująca sobie wszystkich wokół propagatorka tezy, że każdy konflikt należy przedyskutować.
Ikumi - fit tomboyka z ADHD o IQ ślimaka.
Do tego zestawu w późniejszym okresie dołącza też Emi, utalentowana artystycznie ekshibicjonistka.
Przeważająca część serii opiera się na bardzo prostym schemacie - Yuuki odczytuje list od czytelnika proszącego o radę, a jego koleżanki sugerują rozwiązania zgodne ze swoim charakterem. Oczywiście odpowiedzi są całkowicie rozbieżne jak osobowości naszych bohaterek, więc następuje panel dyskusyjny, często wzbogacony o przeprowadzane ad hoc przeróżne eksperymenty mające dowieść racji którejś ze stron i wyłonienie odpowiedzi, która zostanie udzielona na kanwach szkolnej gazetki. Powyższe szukanie konsensusu jest jednak nietypowe i bardzo często ma przebieg prowadzący ulicą jednokierunkową do fanserwisu lub wręcz napastowania seksualnego.
Jednym z wyróżniających ten tytuł elementów jest fakt, że dziewczęta potrafią mieć zaskakujące przebłyski osobowości w stylu "kiedyś jeden chłopak mnie zdenerwował, to nasrałam mu do butów które trzymał w szkolnej szafce a potem je obszczałam". Tej bajeczce zdarza się nonszalancko, bez absolutnie żadnego uprzedzenia, rzucić jakimś naprawdę soczystym tekstem lub gagiem, który można uznać tylko i wyłącznie za skandalicznie obsceniczny, po czym udawać że absolutnie nic się nie stało. Za pierwszym razem całkowicie zbiło mnie to z tropu i aż musiałem przewinąć, czy czegoś nie nadinterpretowałem, albowiem w przekroju całościowym humor ma tu raczej charakter stonowany i umiarkowany.
Summa summarium jest to tytuł troszkę powyżej średniej, choć potrafi przynudzić, to z nawiązką wynagradza widza momentami w których można zapluć monitor. Na dole picrel typowy poziom do którego eskalują perypetie szkolnego klubu.
a7f878aa-df42-4992-b813-4dd3ada83e5a

Zaloguj się aby komentować

#anime #animedyskusja
The Wind Rises
Kaze Tachinu to seans zupełnie inny od tego, do jakich przyzwyczaiło nas Studio Ghibli. Zdecydowanie poważniejszy, pozbawiony fantastyki, bardziej stonowany i bez Disneyowskiego zacięcia, którym Miyazaki przebił się na salony zachodniej animacji, propagując chińskobajszczyzne Amerykanom.
Film to miks fabularyzowanej biografii Jiro Horikoshiego, inżyniera odpowiedzialnego za stworzenie słynnego myśliwca "Zero" z okresu drugiej wojny światowej oraz noweli "The Wind Has Risen" Tatsuo Horiego, która z kolei jest autobiograficzną próbą autora pogodzenia się ze stratą ukochanej osoby. Jako bonus - odniesienia do "Czarodziejskiej Góry" Tomasza Manna.
To nie jest pozycja dla przeciętnego mangozjeba do obejrzenia w przerwie pomiędzy dwoma isekaiami. Skonsumowanie tego na krzywy ryj jest jak najbardziej możliwe, ale raczej poleciłbym chociaż pobieżną znajomość powyższej tematyki. W innym przypadku recenzja po seansie może wyglądać tak "Typ robi samolot ale coś nie pykło, potem jakaś babka pojawia się i znika, a potem są napisy końcowe. 2/10, dałem punkt za ładną animację". Bardzo mi przykro, znajomość standów z JoJo niestety nie wystarczy.
Przegapić tu można wszystko - od komentarza realiów polityczno-ekonomicznych Japonii dwudziestolecia międzywojennego po autorefleksje na temat zgubnego zaślepienia w imperialistycznych zapędach kraju kwitnącej wiśnii. Wiele scen może wydawać się niezręcznych, pokracznych albo nawet wręcz nienaturalnie dziwnych, począwszy od sennych majaczeń, w których życiowych rad udziela pewien włoski inżynier kończąc na mocno niejasnych wydarzeniach w kontekście choroby i pobytu w sanatorium. A są to po prostu odniesienia do innych dzieł kultury oraz interpretacje filozoficznych zagwostek typu "Czy spełnienie swoich niewinnych pięknych marzeń jest moralnie słuszne, jeżeli ich pokłosie można wykorzystać do szerzenia zła?"
Jest to seans długi oraz niezwykle melancholijny, przez co dla wielu wydawać może się nudny. Tak naprawdę dzieje się tu niewiele mimo tego, że historia adaptuje ponad 20 lat życia głównego bohatera. Jiro Horikoshi nie prowadził życia na krawędzi, był mocno zapracowanym typem oddającym się całym sobą swojej pasji. A kolizja tej pasji z jego filmowym życiem prywatnym (całkowicie nieprawdziwym, bo przeszczepionym niemalże 1:1 z nowelki Horiego) daje bardzo ciekawy materiał do obserwacji. Dobry bajka, chociaż nie tak porywająca, jak implikuje tytuł. Ale życie to nie tylko alerty RCB. Ot, przyjemny zefirek.
Niestety wszystkie AMV strasznie spoilerują, więc macie tu filmik z żółtymi napisami jak stary pierdziel gotuje kluski.
https://www.youtube.com/watch?v=0BPTNdmdJSc

Zaloguj się aby komentować

#anime #animedyskusja
Tengen Toppa Gurren Lagann
Anime zaczęło się od typowych Triggerowych heheszków, które w sumie to były ok, ale jak się już widziało tyle ich tytułów to się nawet delikatnie przyjadło. Myślałem, że na tym się skończy i będzie to mocny średniak. A potem doszedł kolejny klocek. I kolejny. I następny. I jeszcze jeden. Po małym kawałeczku historia była budowana by w ostatnim odcinku zaprezentować epickiego skurwiela o niespotykanej w chińskobajkowym uniwersum skali, a ja oglądałem outro myśląc sobie - ale to była świetna przygoda乁(♥ ʖ̯♥)ㄏ Biada temu, kto to rzucił po kilku odcinkach bo myślał, że to będzie wyłącznie karmienie widza sucharami.
13aa4eb7-595b-44df-b8e4-60ae292fb7dc

Zaloguj się aby komentować

#anime #animedyskusja
Birdie Wing: Golf Girls' Story
Jakiekolwiek omawianie tego tytułu należy zacząć od antycznej Grecji, a dokładniej do pewnego konceptu Arystotelesa. Mam na myśli tzw. zawieszenie niewiary, sytuację gdzie widz celowo wyzbywa się na czas seansu zdolności krytycznego myślenia czy szukania ciągu przyczynowo skutkowego w obserwowanych wydarzeniach. Wedle Arystotelesa zaakceptowanie przez widza absolutnie niewiarygodnych wydarzeń na scenie było wymagane do osiągnięcia przez niego katharsis. W przypadku Birdie Wing zawieszenie niewiary jest wymaganie nie w celach przeżyć duchowych, ale po to, żeby dać radę przejść przez arc mafijny i nie wydłubać sobie w międzyczasie oczu.
Główną bohaterkę, młodą włoszkę o bujnej blond czuprynie zwaną Eva poznajemy gdy wiedzie skrajnie niebezpieczne życie na krawędzi obcując z mafijnym półświatkiem. Robi to by zdobyć pieniądze dla kobiety, która prowadzi nielegalny bar z wódą oraz nielegalny sierociniec pełen małych czarnych dzieci - nielegalnych imigrantów(wszystko w jednym małym pomieszczeniu). A Eva zarabia ten hajs grając w golfa na usługach powiązanej z półświatkiem deweloperki. Nie jest to gra rekreacyjna - mafia rozwiązuje swoje konflikty przy pomocy wbijania piłki do dziury i jest to bardzo poważna sprawa. Gdy podczas jednego ze swoich zadań uczestniczy w turnieju golfowym dla zawodniczek u-15, poznaje podczas rywalizacji Aoi, młodą japonkę, na punkcie rywalizacji z którą dostaje obsesji.
Bardzo ważnym elementem tej bajki jest kontrast pomiędzy Evą a Aoi. Eva, jak sama to określiła, nie jest profesjonalistką, nie jest też amatorką, nie jest nawet golfistką - "ja po prostu napierdalam tym kijem, a piłeczka leci." Jest to bardzo trafne spostrzeżenie, albowiem przy uderzeniach drze ona japę w shouenowskim stylu wykrzykując nazwy swoich strzałów, a piłka dostaje magicznych właściwości i leci do dziury po drodze dosłownie łamiąc drzewa. Aoi jest jej całkowitą przeciwnością - córka dwójki uznanych golfistów, która szczyci się doskonałą techniką, ale też czerpie z gry w golfa nieukrywaną przyjemność, radość z rywalizacji. Tak więc Aoi pokazuje Evie, że gra w golfa to nie tylko adrenalina, przemoc i krew, ale też sposób na szczęście xD
Anime składa się z dwóch części - pierwsza to gangsta golf, o którym nawet nie chce się szerzej wypowiadać. W drugiej połowie seria ma całkowitą zmianę settingu i przechodzi w pełnoprawną sportówkę. A właściwie to yuri sportówkę, bo gorącokrwista włoszka zdobywa nowe zainteresowania poza golfem, rozpoczynając nowe życie tabula rasa.
Birdie Wing to taki trochę potworek, bo próbuje z pełną powagą serwować widzowi rzeczy skrajnie niedorzeczne. Takiemu Akiba Maid Sensou udało się stworzyć mafijne pokojówki, ponieważ od pierwszego odcinka nakreśliło zasady odmienne od realizmu, w których będzie operować i widz wiedział, że będzie jazda bez trzymanki. A tutaj jesteśmy przekonywani, że śmiertelne poważne zdobywanie dołków to absolutnie naturalny tryb funkcjonowania świata przestępczego i nie ma w tym zupełnie nic dziwnego.
Ani to tytuł dla fanów gangsterki, ani dla sportówkowych świrów. Ale jeżeli już ktoś miałby to oglądać, to raczej ta druga demografia. Nie potępiam tego tytułu całkowicie, należy mu się uznanie za próbę innowacji, nawet jeżeli jest nieudana. No i nie ukrywam, zdarzyło mi się parę razy zaśmiać, co prawda wbrew intencjom autorów, ale zawsze xD
https://www.youtube.com/watch?v=wPnaeBaIDH8

Zaloguj się aby komentować

#anime #animedyskusja
Romantic Killer
Noname studio, które zajmuje się głównie outsourcingiem albo wypuszcza jakiś szajs ✔
Noname reżyser ✔
Produkcja Netflixa ✔
Otome harem ✔
Perspektywy marne, co nie? ( ͡° ͜ʖ ͡°)
Anzu to licealistka, która po szkole wraca prosto do domu by odpalić konsole, żreć czekoladki i miziać swojego kota. Nie jest absolutnie w żaden sposób zainteresowana chłopakami i znajduje się na prostej drodze do zostania crazy cat lady. Sytuacja się zmienia któregoś dnia gdy odpala nową otome gierkę, która okazuje się totalnym shitem. Po kilku chwilach frustrującej interakcji z ekranu wyskakuje wróżka? (wróżek? osoba wróżkarska?) o aparycji kartofla i informuje ją, że z tą chwilą jej życie zmienia się diametralnie. Latający ziemniak, któremu wymsknęło się, że jest opłacany z Japońskiego Funduszu na Rzecz Walki z Niżem Demograficznym ma za zadanie przy pomocy swojego potężnego mahou shoujo warsztatu odzyskać potencjał reprodukcyjny naszej bohaterki. Anzu ani myśli się dostosować i staje do nierównej walki unikając zalewu prześlicznych chłopców, którzy nagle pojawili się w jej życiu, niczym Neo kul agenta Smitha.
Tytuł wydaje się być pozycjonowany jako reverse harem romansidło dla bab. Nie wyobrażam sobie możliwości zrobienia mu większej krzywdy niż w ten sposób, bo automatycznie zniechęca to jakieś 80% potencjalnych widzów. A to po prostu jest dobra komedia. A jeżeli podoba wam się humor w stylu Grand Blue, to można nawet rzecz, że bardzo dobra. Mamy tu miks parodii oraz slapsticku wzbogacony o sporo popkulturowych odniesień łatwo rozpoznawalnych dla typowego zachodniego konsumenta chińskich bajek. Ogląda się to naprawdę dobrze, a ogromna w tym zasługa głównej bohaterki, która bez problemu dźwiga ciężar tej serii, a prawą rękę jeszcze ma wolną. Wszędzie jej pełno, pyskata, z charakterem, w razie możliwości bierze sprawy w swoje ręce i dosłownie jest antytezą typowych pizdowatych bohaterów/bohaterek z anime.
Tak wygląda sytuacja przez 8 pierwszych odcinków, po czym następują dwa odcinki przejściowe, gdzie komedia zaczyna powoli ustępować, a zaczyna się babskie kino, które ostro szarpie by przejąc ster w końcówce. Robi się całkiem poważnie, pojawia się drama i przechodzimy w tryb otome właściwe. Troszkę szkoda, bo wolałbym więcej tego samego co wcześniej, ale naprawdę nie ma co wybrzydzać, bo nawet po tej transformacji bajka bez problemu utrzymuje się na powierzchni.
Tak więc - jest śmiesznie, fabularnie się spina, ładnie animowane (sporo dynamicznych teł) i ogólnie to nie ma się do czego przypierdolić.
To jest właśnie ten tytuł z poprzedniego sezonu, który większość olała, a nie powinna. W dodatku netfliksowy. Koniec świata.
Fajny eurobeacik w ED ᕙ(⇀‸↼‶)ᕗ
https://www.youtube.com/watch?v=KIaf6uSnljY
Wojbody

@kinasato Bardzo fajny tytul. Pierwszy odcinek sprawil, ze troche zwatpilem czy dalej ogladac, bo o ile pamietam bardzo duzo animacji tam wplatali z byle powodu. Pozniej troche sie z tym opanowali i nie czulem sie tym juz przytloczony. Calosc byla bardzo fajna i jestem sklonny wystawic 7.5/8.

Zaloguj się aby komentować