#anime #animedyskusja
Handyman Saitou in Another World
Drugi tytuł ze skończonego sezonu, tym razem bajka podwyższonego ryzyka, bo isekai. Założenie fabularne jest wręcz odrażająco leniwe - pewien typ będący złotą rączką poznaje z bliska truck-kuna i budzi się w magicznym świecie by mieć wspaniałe przygody. Wstrzymajcie się z przygotowaniem sobie wiadra do rzygania, gdyż seria ma jednak co nieco dobrego do zaoferowania.
Historia skupia się na czwórce bohaterów będących członkami drużyny poszukiwaczy przygód:
1. Saitou - główny bohater, ktoś w rodzaju MacGyvera, stosuje wiedzę z poprzedniego świata wspierając swoje party na różne sposoby.
2. Raelza - zakuta w płytową zbroje wojowniczka machająca dwuręcznym mieczem, będąca zbrojnym ramieniem grupy.
3. Lafanpan - malutka latająca wróżka o wybitnie materialistycznym usposobieniu, władająca magią kleryczną.
4. Last but not least, stary pierdziel, mag z zaawansowanym alzheimerem, który z racji podeszłego wieku praktycznie sra pod siebie.
Oprócz tej grupy mamy jeszcze cały wachlarz postaci mniej lub bardziej pobocznych i niestety jest ich zwyczajnie za dużo. Część z nich jest po prostu zbędna - nie wnoszą do serii nic, a i czasu antenowego mają na tyle mało by starczyło na jakąkolwiek charakteryzację. Ot są po ty by nagle wyskoczyć z dupy w jakieś walce, gdy scenariusz będzie tego wymagał. Same walki też specjalnie nie błyszczą, niby nie ma się czego przyczepić ale brakuje im dynamiki. Postacie potrafią na chwilę zatrzymać się by przedyskutować co teraz zrobić, gdy w międzyczasie potwór kogoś dosłownie wpierdala.
Seria także bardzo mocno broni się przed wskazaniem jakiegokolwiek antagonisty. I to nie w ten sposób, że oponent jest w skali szarości i nie można go nazwać złym. Tutaj właściwie nie istnieje jakikolwiek zadeklarowany przeciwnik, którego nasza grupa ma pokonać by zapanował pokój na świecie. W takim przypadku zazwyczaj anime z automatu zostaje przekierowane na bycie isekaiowym slice of life, ale bajce udaje się wyślizgnąć ze szponów takiego szufladkowania i podąża jeszcze inną drogą - odkrywania tajemniczej przeszłości jednego z członków drużyny.
Moim zdaniem udało się i to do tego stopnia by pozwolić tytułowi być czymś więcej niż sezonowym wypełniaczem.
Handyman wyróżnia się kilkoma rzeczami. Na pierwszy rzut oka rzucają się sfera wizualna - seria ma zdecydowanie bardziej bladą kolorystykę niż ta do jakiej przyzwyczaiły nas pastelowe isekaie. Dodatkowo spory nacisk położona na cieniowanie, które zmienia się gdy słońce chowa się za chmurami albo naszych bohaterów przysłaniają liście drzewa. Kreska jest przy tym całkiem ładna, więc szatę graficzną raczej jednoznacznie można uznać za atrakcyjną. Rzadko spotykaną cechą jest też ukazywanie obrażeń postaci w całej okazałości - z połamanej klatki piersiowej wystają połamane żebra, a ognisty oddech magicznej bestii pozostawia z ręki zwęglone kawałki mięsa i okopcone kości.
Zaskakująca też okazała się... fabuła, co w przypadku sezonowego gówno-isekaia jest pewnego rodzaju ewenementem. Pierwsza połowa idzie plus minus miałko zgodnie z oczekiwaniami, lecz w dalszej części bajka wkracza na bezdroża i wyszło jej to zdecydowanie na zdrowie. Anime okazało się zadziwiająco kutasocentryczne, jednocześnie nie będąc wulgarnym. Zaczyna się od niewinnych żartów o penisach, by w drugiej połowie uczynić pewnego fiuta główną osią fabularną wokół której wszystko się kręci. Dodatkowe punkty, za to, że jest to całkowicie uzasadnione fabularnie, logiczne i zrozumiałe.
Całkiem niezły tytuł, na tę chwilę wrażenia z sezonu nadal pozytywne ( ͡° ͜ʖ ͡°)
https://www.youtube.com/watch?v=CENKyPthtkU
Handyman Saitou in Another World
Drugi tytuł ze skończonego sezonu, tym razem bajka podwyższonego ryzyka, bo isekai. Założenie fabularne jest wręcz odrażająco leniwe - pewien typ będący złotą rączką poznaje z bliska truck-kuna i budzi się w magicznym świecie by mieć wspaniałe przygody. Wstrzymajcie się z przygotowaniem sobie wiadra do rzygania, gdyż seria ma jednak co nieco dobrego do zaoferowania.
Historia skupia się na czwórce bohaterów będących członkami drużyny poszukiwaczy przygód:
1. Saitou - główny bohater, ktoś w rodzaju MacGyvera, stosuje wiedzę z poprzedniego świata wspierając swoje party na różne sposoby.
2. Raelza - zakuta w płytową zbroje wojowniczka machająca dwuręcznym mieczem, będąca zbrojnym ramieniem grupy.
3. Lafanpan - malutka latająca wróżka o wybitnie materialistycznym usposobieniu, władająca magią kleryczną.
4. Last but not least, stary pierdziel, mag z zaawansowanym alzheimerem, który z racji podeszłego wieku praktycznie sra pod siebie.
Oprócz tej grupy mamy jeszcze cały wachlarz postaci mniej lub bardziej pobocznych i niestety jest ich zwyczajnie za dużo. Część z nich jest po prostu zbędna - nie wnoszą do serii nic, a i czasu antenowego mają na tyle mało by starczyło na jakąkolwiek charakteryzację. Ot są po ty by nagle wyskoczyć z dupy w jakieś walce, gdy scenariusz będzie tego wymagał. Same walki też specjalnie nie błyszczą, niby nie ma się czego przyczepić ale brakuje im dynamiki. Postacie potrafią na chwilę zatrzymać się by przedyskutować co teraz zrobić, gdy w międzyczasie potwór kogoś dosłownie wpierdala.
Seria także bardzo mocno broni się przed wskazaniem jakiegokolwiek antagonisty. I to nie w ten sposób, że oponent jest w skali szarości i nie można go nazwać złym. Tutaj właściwie nie istnieje jakikolwiek zadeklarowany przeciwnik, którego nasza grupa ma pokonać by zapanował pokój na świecie. W takim przypadku zazwyczaj anime z automatu zostaje przekierowane na bycie isekaiowym slice of life, ale bajce udaje się wyślizgnąć ze szponów takiego szufladkowania i podąża jeszcze inną drogą - odkrywania tajemniczej przeszłości jednego z członków drużyny.
Moim zdaniem udało się i to do tego stopnia by pozwolić tytułowi być czymś więcej niż sezonowym wypełniaczem.
Handyman wyróżnia się kilkoma rzeczami. Na pierwszy rzut oka rzucają się sfera wizualna - seria ma zdecydowanie bardziej bladą kolorystykę niż ta do jakiej przyzwyczaiły nas pastelowe isekaie. Dodatkowo spory nacisk położona na cieniowanie, które zmienia się gdy słońce chowa się za chmurami albo naszych bohaterów przysłaniają liście drzewa. Kreska jest przy tym całkiem ładna, więc szatę graficzną raczej jednoznacznie można uznać za atrakcyjną. Rzadko spotykaną cechą jest też ukazywanie obrażeń postaci w całej okazałości - z połamanej klatki piersiowej wystają połamane żebra, a ognisty oddech magicznej bestii pozostawia z ręki zwęglone kawałki mięsa i okopcone kości.
Zaskakująca też okazała się... fabuła, co w przypadku sezonowego gówno-isekaia jest pewnego rodzaju ewenementem. Pierwsza połowa idzie plus minus miałko zgodnie z oczekiwaniami, lecz w dalszej części bajka wkracza na bezdroża i wyszło jej to zdecydowanie na zdrowie. Anime okazało się zadziwiająco kutasocentryczne, jednocześnie nie będąc wulgarnym. Zaczyna się od niewinnych żartów o penisach, by w drugiej połowie uczynić pewnego fiuta główną osią fabularną wokół której wszystko się kręci. Dodatkowe punkty, za to, że jest to całkowicie uzasadnione fabularnie, logiczne i zrozumiałe.
Całkiem niezły tytuł, na tę chwilę wrażenia z sezonu nadal pozytywne ( ͡° ͜ʖ ͡°)
https://www.youtube.com/watch?v=CENKyPthtkU
Zaloguj się aby komentować