Zdjęcie w tle
George_Stark

George_Stark

Autorytet
  • 427wpisy
  • 2597komentarzy
1040 + 1 = 1041

Tytuł: Rozdroże kruków
Autor: Andrzej Sapkowski
Kategoria: fantasy, science fiction
Ocena: 6/10

#bookmeter

– Klątwę – perorował jeden z mieszczan, ten, który trzymał dziewkę na sznurze – wiadomo, niweczy jedynie śmierć tego, kto klątwę rzucił. Z tamtą dziewką, cośmy ją obwiesili, pomyłka wyszła, bo ona wisi, a klątwa cięgiem działa.

Nie ma Jaskra!

I, choć nie powinno to dziwić, bo przecież ta opowieść dotyczy młodości Geralta, a ten poznaje Jaska dużo później, to i tak pytam: jaki jest sens pisać cokolwiek w świecie wiedźmina bez Jaskra?!

***

A tak poważnie (choć poważnie tego Jaskra tam nie ma, tak jak nie ma ani Yennefer, ani Triss, ani Zoltana, ani Yarpena, ani Ciri – to akurat na szczęście! – a Vesemir i Eskel są tylko wspomnieni) to wyszło całkiem nieźle. Szczególnie zważywszy to, że powieść pisze się chyba inaczej niż rozplanowaną na kilka tomów sagę czy opowiadania.

Bo, w istocie, jest nieźle, ale jest inaczej. Jeśli miałbym porównywać to do wcześniejszych (wydawniczo) tomów ze świata wiedźmina, to z Rozdroża kruków bliżej jest do opowiadań niż do sagi. I nawet nie chodzi o chronologię wydarzeń (opowiadania dzieją się przecież przed sagą), ale o samo to jak ta książka jest napisana. Bo ta powieść jest to kilka oddzielnych wydarzeń (opowiadań?) spiętych jednym wątkiem fabularnym, który gdzieś się tam między nimi pojawia.

Lektura sprawiła mi sporo przyjemności, ale już nie porwała tak jak kiedyś – tutaj w dalszym ciągu odnoszę się do swoich wspomnień związanych z opowiadaniami. Niby jest w tym Rozdrożu kruków wiele z tego co w innych tekstach ze tego świata: są dość wyraźne postaci (co ciekawe, raczej te poboczne; i chyba mniej wyraźne niż gdzie indziej, nie tylko w sadze, ale i w opowiadaniach; ten Preston Holt, mimo dość dramatycznej historii, był dla mnie jednak bardzo nijaki), niby są świetnie wkomponowane obserwacje na temat ludzkiej natury (jak choćby ten cytat otwierający wpis), ale czegoś mi brakowało. I tak zastanawiając się czym mogło być to, czego mi brakowało dochodzę do wniosku, że może brakowało mi humoru? Bo nie znalazłem go wiele, a przecież wcześniej te historie były nim tak wspaniale okraszone (żeby wspomnieć choćby napis wyryty na świętym dębie Bleobherisie). Albo brakowało mi głębi świata? Bo, z tego co pamiętam, nawet w opowiadaniach czuło się (i robiło to ogromne wrażenie) te zależności i napięcia w skomplikowanym świecie skonfliktowanych jednak królestw. Tutaj, takie miałem wrażenie, plan został strasznie zawężony do miejsca akcji i spraw, które tej akcji bezpośrednio tylko dotyczą. Jakby poza tym nic więcej nie istniało.

I tak mogę sobie narzekać „że kiedyś to było”, zastanawiając się jednak, czy to może Geralt jest za młody, czy to pan Sapkowski jednak wyczerpał ten świat, jak sam zresztą kiedyś podobno twierdził, czy to może ja jestem już na to wszystko za stary?

Wydaje mi się, że ta książka to próba (w mojej ocenie dość udana) opowiedzenia o tym dlaczego Geralt był taki, jaki był. Jeśli rzeczywiście miała to być opowieść skupiona wyłącznie na Geralcie, to tak, uważam, że to wyszło. W takim świetle wspaniale wybrzmiewa szczególnie ostatnia scena Rozdroża kruków pięknie spinając nie tę opowieść, ale jej bohatera.

Tylko tego całego świata jakoś trochę żal.
5ecb04e3-8d90-42b4-a28d-ece143145fe8
SirkkaAurinko

I bardzo dobrze, że są nowe twarze w świecie Wiedźmina, i tylko trochę o Nenneke. Rzeczywiście brakuje więcej humoru. Ale jak już pisałem ogólnie bardzo dobre przygody młodego Geralta :)

Zaloguj się aby komentować

1038 + 1 = 1039

Tytuł: Chołod
Autor: Szczepan Twardoch
Kategoria: literatura piękna
Ocena: 6/10

#bookmeter

Ja sam innostraniec, wszędzie, całe życie.

Dokładnie pamiętam moje wrażenia sprzed kilku lat, kiedy to zaczynałem swoją przygodę z twórczością pana Szczepana Twardocha. Kiedy moja fascynacja tym, jak ten autor potrafi pisać, rozkwitała. Stąd pamiętam, i udało mi się odnaleźć, myśl, która przyszła mi do głowy przy okazji wpisu na temat jednej z książek tego autora, Morfiny konkretnie. Uważam że Twardocha to mógłbym czytać nawet gdyby opowiadał mi o odśnieżaniu dachów – napisałem wtedy. I chyba się nieco jednak pomyliłem.

Trochę na ironię (albo na zabawny zbieg okoliczności?) zakrawa fakt, że napisałem wtedy o śniegu, bo z czym jak z czym, ale akurat ze śniegiem to Chołod ma ogromnie wiele wspólnego. Rzecz się dzieje bowiem na dalekiej północy.

Na tę daleką północ wybiera się jeden z bohaterów powieści, bohater nazwiskiem Szczepan Twardoch. Tam, na tej dalekiej północy, na Spitzbergenie, kiedy Szczepan Twardoch ma już wracać do domu, do swoich Pilchowic, spotyka wiekową już Norweżkę nazwiskiem Borghild Moen. Ta wiekowa Norweżka, która twierdzi, że ocean jest jej jedyną ojczyzną składa Szczepanowi Twardochowi propozycję, którą Szczepan Twardoch przyjmuje i w wyniku przyjęcia tej propozycji Szczepan Twardoch odkłada swój powrót do domu i okrętuje się na Isbjørn, gdzie zostaje członkiem dwuosobowej załogi. Na pokładzie Isbjørn, gdzie nie za bardzo jest co robić, bo łódź to nowoczesna i doskonale wyposażona, jaj oprzyrządowanie pokładowe przejmuje większość zadań załogantów, Szczepan Twardoch dostaje do przeczytania od drugiego członka tej dwuosobowej załogi, od Borghild Moen, notes Konrada Widucha. I to właśnie jest (przynajmniej dla mnie) właściwa część tej opowieści. Bo Chołod to opowieść w opowieści. Jest napisany w tej formie, którą całkiem lubię, a którą uważałem za zanikającą (choć nie zanikłą, więc nie do końca się myliłem).

To właśnie Konrad Widuch jest drugim (chronologicznie) głównym bohaterem tej powieści. I, jak to pan Twardocha, zgodnie z jego (chyba) idée fixe, Konrad Widuch nie bardzo wie kim jest. Konrad Widuch ma kłopoty z tożsamością narodową. Bo Konrad Widuch urodzony był na Śląsku, bo Konrad Widuch służył w niemieckiej marynarce, bo Konrad Widuch trafił wreszcie do Ojczyzny Światowego Proletariatu, której służył wiernie aż do momentu, kiedy to nie został uznany za tej Ojczyzny wroga na podstawie paragrafu 58 i zesłany do miejsca, którego nazwy nie chce wymieniać. (Swoją drogą, ciekawie ukazane są rozważania Konrada Widucha o własnym skazaniu, kiedy to rozważa, czy partia nie miała racji skazując go, ponieważ partia przecież zawsze ma rację – to jedna z dygresyjnych części książki, których jest w niej mnóstwo. I dobrze!)

Konrad Widuch, stary bolszewik, wbrew woli partii ucieka jednak z miejsca, którego nazwy nie chce wymieniać (choć co najmniej raz ją wymienia, ale o tym później) i przedziera się przez syberyjską senduchę aż trafia w końcu do Chołodu. No i o tym jest ta książka, tutaj nie ma co dalej wchodzić w szczegóły, bo lepiej niż pan Twardoch i tak tego wszystkiego nie uda mi się opisać, zresztą nie ma na to tutaj miejsca.

***

Całkiem niedawno na kieleckim dworcu autobusowym miało miejsce spotkanie z panem Twardochem. Zapis tego spotkania można obejrzeć tutaj, jeśli kogoś interesuje (jeśli nie interesuje, to też można; ale nie trzeba). W czasie tej rozmowy autor zdradził co nieco ze swojego warsztatu. Powiedział mianowicie, że, w jego pojmowaniu, każda powieść powinna mieć swoją dominantę. Tą dominantą może być cokolwiek: bohater, scena, świat przedstawiony, język. Po wysłuchaniu tej rozmowy mam wrażenie, że dominantą Chołoda był właśnie język. Nie wiem, co prawda, jaki był zamiar autora, ale w moim odbiorze tak właśnie było. Bo ten język użyty w tej powieści w moim odbiorze był ponad wszystkim. Była to jakaś dziwna mieszanina polskiego opartego na rosyjskiej gramatyce (w założeniu miało to chyba być odwzorowanie języka chołodzkiego – taka kraina poza powieścią nie istnieje – co można wnioskować z jedynego przypisu w tej książce, który zresztą dotyczy li tylko wymowy samogłosek) i z rosyjskimi wstrętami. Czytało mi się to wszystko dość trudno, całkiem nieprzyjemnie, a i tak jestem pod wrażeniem tego, co autor z językiem w Chołodzie zrobił.

Jeszcze większe wrażenie zrobiło na mnie to, w jaki sposób za pomocą języka (na podstawie zbudowanej wcześniej historii Konrada Widucha) pan Twardoch potrafił przekazać emocje. Bo są w tej książce momenty, kiedy Konrad Widuch zaczyna pisać po śląsku. I ta, nagła i chwilowa, zmiana języka pozwala przekazać to jak Konrad Widuch się czuje opisując to, co właśnie w tym momencie opisuje.

W ogóle przekazanie nastroju i emocji wyszło autorowi w tej książce świetnie. Bo Konrad Widuch targany jest emocjami i wątpliwościami i bywa w związku z tym w tej swojej opowieści niekonsekwentny (to niekonsekwencja postaci, nie autora!). Tak jak w kilku momentach kiedy wymienia jednak nazwę miejsca, którego nazwy nie chciałby wymieniać, tak jak popadając w liczne dygresje chwilę po tym, kiedy sam dyscyplinuje się żeby jednak trzymał się tematu i chronologii.

Pozwolę sobie dać tutaj dwie próbki tego języka jakim napisana jest ta powieść, przy okazji prezentując dwie spośród dygresji pojawiających się w książce (zresztą, w linkowanym wyżej wywiadzie o też jest ciekawy fragment o popadaniu w dygresje, tam jednak przez samego autora):

Ale ja nie pewien. Może jednak nie spółkowalimy wtedy, może dała spokój po tem, jak ją pierwszy raz z siebie ściągnął ja, a resztę już dopisała moja pamięć, która przecie nie odtwarza przyszłości, lecz ją tworzy.

Ale może wielki Stalin to nie tylko on sam, może na wielkiego Stalina składa się każdy, kto wykonuje jego wolę, jak cząstki naszego ciała składają się na nasze ciało, może ja był wielkim Stalinem, jego częścią, kiedy jeszcze pracował ja w Murmańsku, ale może i potem, jak mnie wzięli, razem ze wszystkiemi, jak ja siedział i rabotał na wyrębie i w sendusze, może i wtedy ja był wielkim Stalinem i ręce moje, i i palce moje były były rękami i palcami wielkiego Stalina, i dopiero kiedy ja uciekł, to ja samego siebie wielkiemu Stalinowi odebrał i samego siebie odzyskał?

***

A sama historia? Chołd jest czymś co nazwałbym czymś w rodzaju powieści drogi i chyba nie jest to mój ulubiony gatunek. Tym bardziej, że (tak mi się przynajmniej kojarzy, nie jestem pewien czy dobrze) pan Twardoch napisał ją jako eksperyment w którym nic nie planował. Po prostu pisał. Ta historia nie jest zła, ale nie zazębia się tak mocno jak mógłby być do tego przyzwyczajony czytelnik powieści. I sam nie wiem czy jest to jej wada czy zaleta. Jest czymś innym i może z tego powodu jest jakaś taka dziwna? W końcu ponoć przyzwyczajenie drugą naturą czełowieka.

Ale czy ja czełowiek?

***

Jeśli już linkuję tę rozmowę z panem Twardochem, to chciałem jeszcze wrócić do tematu, który poruszałem kiedyś w rozmowie z koleżanką @KatieWee , a rozmowa dotyczyła tego ile w języku literackim jest autora a ile redaktora. Bo może ja się tak zachwycam tym jak któryś z autorów pisze, a powinienem zachwycać się tym jak redaktor zredagował? I w tej rozmowie pan Twardoch daje odpowiedź na to niezwykle istotne pytanie opowiadając o procesie wydawniczym i mówiąc, że, przynajmniej on, większość propozycji redaktora odrzuca.

Nie zmuszam do oglądania wywiadu, nawet nie namawiam. Można mi uwierzyć na słowo.
9ba79c07-54a7-42b8-afb3-5c74d9d81583
DerMirker

No i namówił na wywiad :)

Zaloguj się aby komentować

1037 + 1 = 1038

Tytuł: Idzie tu wielki chłopak
Autor: Grzegorz Bogdał
Kategoria: literatura piękna
Ocena: 3/10

#bookmeter

Chowa sprzęt do torby, schylam się, ściąga z mojej szyi lornetkę, jakby odbierał m medal na olimpiadzie, bo doszło do pomyłki i nic, kurde, nie wygrałem.

Są takie książki, które na długo zapadają mi w pamięci. Nie dają spokoju po lekturze, a zwykle nie dają spokoju już w czasie czytania. Są też akie książki, które są nagradzane. Tak jakoś wychodzi, że u mnie te dwie kategorie są rozłączne. Przykładem może być właśnie zeszłoroczny zbiór opowiadań pana Grzegorza Bogdała Idzie tu wielki chłopak, który zdobył dwie nagrody (gdyńską Literacką Kostkę i lornetkę Gombrowicza) i do kilku innych był nominowany. Ja książkę tę skończyłem czytać jakoś dwa, może trzy tygodnie temu i niemal nic z niej, po tym dość krótkim jednak czasie, nie pamiętam.

Stąd właśnie, z powodu tej niepamięci, ciężko mi teraz cokolwiek o tej książce napisać. Posiłkuję się więc literaturą przedmiotu. Czytam jakieś recenzje, szukam laudacji (tych akurat nie znalazłem), ale też kartkuję samą książkę w nadziei, że coś mi się przypomni. I przypomina mi się. Ale mało.

Z tej literatury przedmiotu dowiaduję się między innymi, że pan Bogdał jest chwalony jednogłośnie między innymi za urodę zdań i z tą opinią akurat się zgadzam, bo kiedy przeglądam sobie cytaty, które pozaznaczałem albo otwieram książkę na losowej stronie i czytam pojedyncze zdania, to rzeczywiście brzmią one bardzo przyjemnie. I nawet myślałem kiedyś, między innymi po lekturze utworów pana Schulza, że mi to wystarczy. Okazało się, że jednak nie. Może te zdania były ładne, ale nie aż tak bardzo? A może historia przedstawiona literacko, nieważne czy podana w formie opowiadania, powieści czy w jakiejkolwiek innej, to jednak jest symfonia formy i treści? A może po prostu to ja nie znam się na literaturze albo sam nie potrafię powiedzieć jakie książki lubię, a tym bardziej nie potrafię powiedzieć dlaczego coś mi się podoba, a coś innego nie?
dbf89763-5f00-4496-90aa-5086c7b1760d
moll

@George_Stark a może wszystko to rzecz gustu i nie da się podobać każdemu i wszystko?

SuperSzturmowiec

dzięki żeś się poświęcił XD

bojowonastawionaowca

@George_Stark to jest IMO coraz częściej problem nagradzanych książek — że są wychwalane za formę, za dopieszczanie pojedynczych zdań, za niebywałą erudycję. Ale jak już przychodzi do przeczytania tego, to albo to po prostu przechodzi bokiem, albo się to nie nadaje do normalnego czytania (tak Zyta Rudzka, o Tobie mówię)

Zaloguj się aby komentować

Zostań Patronem Hejto i odblokuj dodatkowe korzyści tylko dla Patronów

  • Włączona możliwość zarabiania na swoich treściach
  • Całkowity brak reklam na każdym urządzeniu
  • Oznaczenie w postaci rogala , który świadczy o Twoim wsparciu
  • Wcześniejszy dostęp, do wybranych funkcji na Hejto
Zostań Patronem
Nie dość że rzadko piszę aż tak wprost na podstawie własnych doświadczeń jak tutaj, a nie jestem jakoś w stanie nic innego z siebie wykrzesać (to na pewno przez złe rymy!; to na pewno nie moja wina!), to jeszcze nie lubię Małego Księcia. A inny tytuł jakoś mi wcale nie chce przyjść do głowy:

***

Pisze się dobrze tylko sercem

Ponoć mózg trenować można tak jak mięśnie,
ponoć można zwiększać jego możliwości.
I może spróbuję, bo bym chciał, jak wcześniej,
doświadczać tej wspaniałej pisania lekkości.

Póki co: cierpienie!
Wstyd po każdej strofie!
Tęsknię za natchnieniem!
Za mym słowotkiem!

A żeby to słowa znów się układały!
A żebym to znów doznał olśnienia jakiegoś!
A żeby to rymy do głowy wpadały!
A żeby wpleść też trochę humoru. Dobrego?

A może kłopot taki, że utknąłem w błędzie?
Że pisać nie mózgiem, ale sercem prędzej?

#nasonety
#zafirewallem
#diriposta
splash545

@George_Stark no tak można wytrenować, żeby napisać coś na siłę niezależnie czy się chce. Ale, żeby napisać coś dobrego to jakaś minimalna wena musi być. Chyba trzeba nauczyć się to akceptować, że wena jest zdradliwa i choćby się wydawało, że już nas nie opuści to właśnie wtedy robi takiego właśnie psikusa. No ale wróci, prędzej czy później.

Zaloguj się aby komentować

Dobry wieczór!

Jakem zapowiadał siedemnaście dni temu , takoż dzisiaj czynię i to właśnie dziś, to jest 1. grudnia, zakańczam tym wpisem XIII edycję zabawy #naopowiesci !

***

W tej 13. edycji nie wzięło udziału trzynastu uczestników, ale wzięło ich udział sześcioro, co i tak jest wynikiem wspaniałym. Te sześć osób opublikowało osiem tekstów, bo dwie osoby opublikowały po dwa teksty, choć tę publikację przeprowadziły innymi sposobami. A wykaz wszystkich opublikowanych tekstów poniżej:

@Patkapsychopatka z tekstem Inwazja na kiosk ;

@moderacja_sie_nie_myje z tekstami:
bez tytułu
oraz
s02e03 (?);

@pingWIN z tekstem Niech ktoś mnie oświeci, zanim zgaśnie mi światło ;

@ciszej z tekstem Tajemniczy mężczyzna z Izb: "Pamiętam tylko kiosk i... coś, coś nie z tego świata" ;

@splash545 z tekstem Brudna robota ;

@KatieWee z dwoma tekstami tekstami opublikowanymi w jednym wpisie : Mały kiosk, wielki człowiek oraz Cios w serce osiedla

***

Obrodziło nam w tej edycji debiutantami! I to zarówno debiutantami w ramach zabawy, jak i debiutantami w ramach kawiarenki #zafirewallem ! Postanowiłem więc, bardziej zachęcając marchewką niż zaganiając kijem do tego, żeby tutaj zostać dłużej, przyznać zwycięstwo osobie, która spośród tych debiutantów zadebiutowała najbardziej. Wobec powyższego

zwycięzcą XIII edycji zabawy #naopowiesci w kawiarni #zafirewallem zostaje @ciszej!

Proszę o głośne oklaski!

#podsumowanienaopowieści
#podsumowanienaopowieści - bo nie wiem, który tag jest prawidłowy, ten z "s" czy ten z "ś".
pingWIN

Dzięki za możliwość zadebiutowania i w tej zabawie kawiarenkowej, teraz jestem spełnionym peociną


No i oczywiście gratuluję @ciszej za zwycięstwo i odwagę debiutu z grubej rury!

fonfi

@ciszej standing ovations!!! 👏

Zaloguj się aby komentować

Bo to co nas podnieca, to się nazywa władza

To było wieczorem, ale dość wcześnie,
tak w porze Barw szczęścia czy M jak miłości,
siedziałem przy herbacie i jakimś tam cieście
gdy prezydent kraju w mym TiVi zagościł.

Przemawiał soczyście, a wręcz z uniesieniem,
z głośników ta mowa płynęła potokiem,
i brzmiało w niej coś jak podniecenie,
i patrzył z ekranu maślanym coś wzrokiem.

A dłonie mu się pod blatem schowały
i ruch dostrzegłem ramienia prawego
i nagle jak w sobie nie zepnie się cały…!

Więc informacji publicznej żądam od niego:
cóż robił pod stołem pan, prezydencie,
gdy pan wygłaszał to swoje orędzie?!

#nasonety
#zafirewallem
splash545

I dlatego nie obserwuje polityki!

Zaloguj się aby komentować

Chyba nikt już nic więcej nie napisze, więc robię #podsumowanienasonety w edycji LII.

***

W tej edycji udział wzięły następujące wytwory (kolejność chronologiczna):

Chłód zimy puszczę – autorstwa @Wrzoo ;
Fspomnienia – autorstwa @Cybulion ;
Lament wierszoklety – autorstwa @fonfi ;
Bez tematu, bo nie jestem kreatywny nic a nic – autorstwa @RogerThat ;
Swingjugend – autorstwa @KatieWee ;
W drodze do pracy – autorstwa @splash545 ;
No to masz! – autorstwa @George_Stark .

***

W związku z tym, że rok ma 52 tygodnie i 53 edycją rozpoczynamy kolejny (czyli drugi) rok naszej zabawy, zwycięzcą LII edycji konkursu #nasonety w kawiarni #zafirewallem zostaje @Cybulion . A to dlatego, że to właśnie on dodał swój wiersz jako drugi.

Dziękuję za tę właśnie zakończoną edycję i zapraszam do kolejnych!
Wrzoo

@George_Stark Dzięki za wdzięczny, choć trudny utwór di proposta!

@Cybulion gratulacje i wyrazy współczucia [*]

fonfi

@George_Stark

A to dlatego, że to właśnie on dodał swój wiersz jako drugi.

Takie zasady to ja szanuję xD

@Cybulion Gratulacje i wyrazy współczucia

Cybulion

Eeeeeeee!

To teraz wytlumaczcie mi co teraz XD

Zaloguj się aby komentować

Sonet poniższy oparty jest na historii (legendzie) z Dzikiego Zachodu. Jeśli ktoś chciałby się z nią zapoznać, to można to zrobić tutaj .

***

No to masz!

Zaraz po południu na głównej ulicy
kogoś będzie dzisiaj ktoś inny pocieszał:
skazali McCalla i go będą wieszać.
Tłum już się zgromadził wokół szubienicy.

Choć różne wysiłki czynili prawnicy,
choć sam oskarżony zbrodni tej zaprzeczał
twierdząc, że za brata śmierć to była zemsta;
choć głos podnosili jego poplecznicy,

linia oskarżenia twarda była, silna:
dowiedziono, że został najęty na cyngla.
Linę już przynoszą. Z węzłem zaciągniętym.

I już wisi. I nie będzie długo jeszcze zdjęty
nim rozdziobią mu ciało kondory i sępy,
McCall, który strzelił do Dzikiego Billa.

***

#zafirewallem
#nasonety
splash545

@George_Stark fajny sonet z fajną historią w tle

Zaloguj się aby komentować

Rozpoczynając LII edycję konkursu #nasonety w kawiarni #zafirewallem przyszło mi do głowy, że, w związku z tym, że piszemy na najnowocześniejszym portalu dla starych ludzi (ależ mi się podoba to określenie!), to zajmiemy się naszą młodością minioną. W związku z tym, jako utwór di proposta proponuję (a spróbujcie się nie zgodzić!) sonet pana Antoniego Słonimskiego, jednego ze skamandrytów, przyjaciela naszego patrona nieoficjalnego, pana Juliana Tuwima. A jaki to ten jego wiersz weźmiemy na warsztat? A ten poniżej:

Antoni Słonimski
Credo

Łotrem jest, kto w młodości znosi kompromisy,
kogo nęci brzuch pełny lub wypchana kiesa...
Łotrem jest, kto nie marzy, jak ten z Cervantesa,
aby słońca dosięgnąć złotym ostrzem spisy.

Godzien wzgardy, kto jeno pełnej szuka misy
i kto iskier mieczami śmiałości nie krzesa,
kogo wstrzyma w zapędzie ostrożności kresa,
kto nie lata jak orły - lecz stąpa jak lisy.

Młodość winna być nagła i ostra jak klinga.
Fale życia pruć chyżo jak łódka wikinga,
śmiałym okiem w najdziksze przenikać ostępy,

nim przezornej starości wiek nadejdzie tępy,
zanim los, orle skrzydła łamiący na strzępy,
nie zmieni piór skrzydlatych na pióra flaminga.

***

Proszę się bawić dobrze.

(Ale nie za bardzo, żebym całego przyszłego piątku nie musiał spędzić na pisaniu podsumowania!)

Co do zasad oceniania i wyłaniania zwycięzcy, to są one w tej edycji całkowicie tajne. Tak tajne, że nawet mnie samemu nie są jeszcze wiadome.

***

A, korzystając z okazji, bo nawet miałem ochotę zaproponować jakiś wiersza pana Tuwima, to chciałem Państwa uwadze polecić ten oto , który rozważałem. Chciałem również zwrócić uwagę na odpowiedź (być może, a nawet prawdopodobnie: niecelową), jakiej temu naszemu patronowi nieoficjalnemu udzieliła pani Szymborska. Tak mi się ładnie te dwa wiersze razem zestawiły, że aż postanowiłem się nimi tutaj z Państwem podzielić. Zupełnie bez sensu i całkiem bez żadnego racjonalnego powodu.

Dziękuję.

#diproposta
bojowonastawionaowca

@George_Stark łe, jak edycja dla starych ludzi, to nie wezmę udziału

Zaloguj się aby komentować

Kontynuując wątek wierszy wspominkowych, a nawet wierszy z gatunku #pdk zamieszczam poniżej kolejny wytwór, który zgłaszam do LI edycji zabawy #nasonety w kawiarni #zafirewallem:

***

To jak to jest z tymi imiesłowami?

Z przeróżnych pułapek język się składa.
Ot, biorąc imiesłów, sięgając przykładu:
semantycznie: tak jak czasownik podlega on prawu,
a tu jak przymiotnik go fleksja ugniata.

I to trudności z nim jeszcze nie wszystkie!
Bo i tak bywa, że z przysłówkami
się brata! A pisząc (i mówiąc): O! Módl się za nami! –
wypada zachować się gramatycznie.

Składając ten wytwór to aż się spociłem;
czytając – wam wodą się radzę polewać,
bo konsekwencje być mogą niemiłe
gdy gramatyki zawiłościami
zajęte mózgi się zaczną przegrzewać…

…no dajcie wy spokój z imiesłowami!

#diriposta
Niezależnie od tego, że ten wytwór poniżej jest wierszem di risposta w LI edycji zabawy #nasonety w kawiarni #zafirewallem , jest to też wiersz wspominkowy, albo nawet jest to wiersz z gatunku #pdk:

***

To jak to jest z tą Wisłą?

Nie umiem zrozumieć jak ona przeplata
ten kraj nasz wspaniały - bez ładu i składu.
Psuje mi smak z Armenii obiadu,
i Święty mi Spokój zaburza - jak Szatan.

Takie mam zdanie o rzece Wiśle
co dziwnie wije się meandrami,
co Kraków przepływa z jego smokami
i zwłoki w Grudziądzu wyrzuca na wyspie.

I nawet mapie nie uwierzyłem,
na Merkatora zacząłem się gniewać,
i cały wieczór się nad tym głowiłem,
wręcz opętany takimi myślami:
"Tak się ze wschodu na zachód przelewać?
No dajcie wy spokój z tymi rzekami!"

#diriposta
moll

@George_Stark tak zawrócić kijem Wisłę...

splash545

@George_Stark jednak chwilę dłużej trzeba było zaczekać na ten sonet ale było warto!

Zaloguj się aby komentować

No dobrze, moi Drodzy!

Nic się nie zmieniło, czyli jest sikalafą (albo oka, jak kto woli) i w związku z tym przypominam tylko, że widzimy się już w najbliższą sobotę, to jest 16.11.2024, o godzinie 16.00 (jeśli ktoś się spóźni, to nie wpuszczamy) we wspaniałym lokalu znalezionym przez @CzosnkowySmok (czy tam przez @splash545, bo do końca to nie wiem, ale na pewno nie przeze mnie, ja w tej sprawie to tyle zrobiłem, że poczekałem aż sama się rozwiąże) Święty Spokój . A spotykamy się z okazji takiej, że już od roku (mniejsza o dokładność) klecimy sobie te wiersze i w sumie to nie jest chyba nam z tym aż tak bardzo źle. I pewnie zupełnie niepotrzebnie o tym wszystkim przypominam, bo ci, którzy mają chęć i możliwości się zjawić, to pewnie o terminie pamiętają. Ale przypomnieć obiecałem, no to przypominam.

Jednocześnie informuję, bo były pytania, że dużo osób zapowiedziało się już w piątek, więc jakby ktoś był chętny, to koło 18 idziemy w miasto jakiś bifor sobie zrobić, ale co i jak to chyba jeszcze nie wiadomo. W tej sprawie czekam dalej, aż sama się rozwiąże.

To chyba tyle. Wszelkie obawy, uwagi oraz uzewnętrznienia radości tudzież inne afirmacje życia proszę zostawiać w komentarzach. Dziękuję.

Do zobaczenia!

#zafirewallem
splash545

@George_Stark a co do tego biforu to na ten slam nie jesteśmy ostatecznie zdecydowani?

moll

@George_Stark ile luda się zadeklarowało orientacyjnie?

splash545

@George_Stark @CzosnkowySmok @KatieWee słuchajcie bo jesteśmy umówieni na 18, ale w sumie to gdzie? xd Proponuje w Google maps wpisać rynek starego miasta Lublin i może właśnie tam?

Zaloguj się aby komentować

Dzień dobry Państwu!

Jako że z literaturą nie ma żartów i należy ponosić konsekwencje jej wpływu na własne życie, zadaję z podniesioną głową zadanie w kolejnej, szczęśliwej, XIII edycji konkursu #naopowiesci!

Ponieważ, jako zwycięzca poprzedniej edycji, mam prawo sobie czegoś zażyczyć, życzę sobie żebyśmy zajęli się w najbliższym czasie paradokumentem. Ja raczej nie czytuję reportaży, więc nie mam pojęcia na czym one dokładnie polegają, i właśnie wobec tego chciałbym żeby tematem tej edycji był

reportaż prasowy o włamaniu do osiedlowego kiosku.

Optymalna objętość, w jakiej myślę, że powinny się te nasze twory zawierać ustalam na zakres 1000 – 2500 słów. Pomyślałem też, że wrócimy do tradycji niedzielnych rozstrzygnięć, stąd zwycięzcę, wybranego według nieustalonych jeszcze kryteriów, ogłoszę 01.12.2024.

No to chyba tyle. Kreatywności i dobrej zabawy życzę!

#zafirewallem
KatieWee

@George_Stark Szanowny Kolego, czy dwa reportaże po 500 słów mogą wziąć udział w konkursie?

Zaloguj się aby komentować

967 + 1 = 968

Tytuł: Siedemnaście miłych pań
Autor: Patricia Highsmith
Kategoria: literatura piękna
Ocena: 5/10

#bookmeter

Meble były tak doskonale wypolerowane, że dom wyglądał jak muzeum. Sylvester często nie śmiał zabrudzić popielniczki. Wolałby trochę mniej porządku, a trochę więcej ciepła. Ale jak miał to powiedzieć?

Znacie taki film albo książkę jak Utalentowany pan Ripley? Ja nie znam. Ale ponoć to jest najbardziej znany tekst autorstwa pani Highsmith, więc o tym piszę, żeby może komuś przybliżyć autorkę, której ja, przed lekturą tego jej zbioru siedemnastu portretów kobiet, w ogóle nie kojarzyłem. A zabrałem się za ten zbiorek pani Highsmith z racji tego, że obiecująco zabrzmiał mi jego opis, który obiecywał siedemnaście szkiców postaci w tej skromnej objętości. I niby dostałem to co chciałem dostać, ale jakoś nie jestem z tego wszystkiego zadowolony.

Wyobraźcie sobie rok 1977. Przez świat przetacza się właśnie druga fala feminizmu, która, oprócz tego, że przyniosła wiele dobrego – tutaj nie zaprzeczam – sprawiła też, że niektóre kobiety mówiły innym kobietom jak mają żyć, choć one niekoniecznie tak żyć chciały. Ot, normalny przebieg każdej rewolucji. No ale ja nie o tym jednak. Bo w tym 1977 roku pani Patricia Highsmith, a więc kobieta, wydaje zbiór siedemnastu portretów kobiet pod zbiorczym tytułem Little Tales of Misogyny – ładny, prawda? Czy była to reakcja autorski na zastaną sytuację, czy też próba wykorzystania koniunktury, bo przecież nic nie sprzedaje się tak, jak kontrowersje, również nie wnikam, no ale okoliczności powstania tego zbioru tak mniej więcej wyglądały.

No i jest w tej książce idealna teściowa, która w ogóle się nie odzywa, jest Damulka doskonała pod każdym względem, jest Inwalidka przykuta do łóżka, a wszystko to osadzone w jakiejś absurdalno-kryminalnej konwencji. I pani Particia Highsmith bierze na warsztat te siedemnaście kobiet i tak mocno uwydatnia ich zalety (w większości przypadków), że stają się one wręcz wadami. Powstają w ten sposób groteskowe opowiadania, okładające czytelnika po głowie ironią tak mocno, że ten może od tego aż stracić przytomność, a nawet obudzić się z cynizmem pod okiem. Niektórym to odpowiada, mnie nie bardzo. Nie to, żebym twierdził, że te historie są złe, czy źle napisane. Po prostu nie trafiają w mój gust. Trochę czułem się tak, jakbym czytał pana Rolanda Topora, a jego utwory również jakoś mnie nie zachwycają. I choć wydaje mi się, że rozumiem, jaki zamysł miała autorka i choć uważam że, jeśli dobrze mi się wydaje, że rozumiem, to wywiązała się z niego fantastycznie, to dla mnie było za dużo tego wszystkiego: tej ironii i absurdu, a za mało treści. Wszystko to jakieś takie płaskie było i z tego powodu mnie trochę nudziło, choć pewnie tak miało być. Podsumowując: ta książka to kawał świetnej roboty, która zupełnie mi się nie podobała.

Tak jeszcze na koniec: ogromnym plusem polskiego wydania tej książki natomiast, tak ja uważam, jest jej tytuł. To Siedemnaście miłych pań, zważywszy na ironiczność treści, dużo bardziej do tej treści przystaje swoją ironicznością, niż oryginalne Little Tales of Misogyny. Ogromny szacunek dla tłumacza tej pozycji, pana Krzysztofa Obłuckiego. Jeśli to on sam to wymyślił.
18d070e8-dd41-4e9f-b6fb-db424c96103a

Zaloguj się aby komentować

966 + 1 = 967

Tytuł: Światłoczułość
Autor: Jakub Jarno
Kategoria: literatura piękna
Ocena: 9/10

#bookmeter

Czasami zdaje mi się, że nie do mnie się przysiadasz, tylko do tęsknoty mojej.

Kiedyś koleżanka zadała pytanie o to, jakie jest najlepsze zdanie rozpoczynające książkę. Ja myślałem wtedy, że ta sprawa jest już dawno rozstrzygnięta. Myślałem wtedy, że nie da się już napisać niczego lepszego niż napisał pan Gabriel García Márquez, który w Stu latach samotności zdetronizował w tym aspekcie pana Camusa z jego Obcym. Aż wpadła mi ostatnio w czytnik książka Światłoczułość pana Jakuba Jarno i chyba będę musiał sobie tę kwestię jeszcze raz gruntownie przemyśleć.

Tak jak cały czas zastanawiam się o czym była ta Światłoczułość, którą przeczytałem. Najprostsza odpowiedź brzmiałaby, że jest to książka o miłości. I w zasadzie byłaby to odpowiedź prawidłowa, ale byłaby też pójściem na łatwiznę, a akurat przy tej pozycji pójście na łatwiznę jest ostatnią drogą, którą byłbym skłonny wybrać. Bo gdyby odpowiedzieć, że Światłoczułość jest o miłości, trzeba by zaraz odpowiedzieć na pytanie czym jest miłość. Albo przynajmniej spróbować takie pytanie postawić, bo z odpowiedzią może być co najmniej trudno. Bo czy może istnieć miłość między dwójką ludzi, między dziewczynką i chłopcem, których rozdzieliła wojna i którzy później przez niemal całe życie się nie tylko nie widzieli? Czy można kochać osobę, do której przez całe życie pisze się listy, ale te listy nie dochodzą, bo nie wiadomo gdzie je wysyłać? Czy kocha się taką osobę, czy też kocha się tylko swoje wyobrażenie o niej? Albo może kocha się swoją tęsknotę za tą osobą?

Ta książka to jest opowieść o dwójce dzieci w czasie wojny i momentami jest ona okrutna. Najpiękniejsze jednak jest w niej to, że w całym tym okrucieństwie wypełniona jest takim mnóstwem dobrych emocji, że te nieludzkie zachowania nikną gdzieś i książka pozostawia po sobie nadzieję. Ta książka to jest wspaniała opowieść, choć nie do końca potrafię powiedzieć o czym, zgodnie z tym co pisałem wyżej, ze wspaniale zarysowanymi charakterami. To jest taka opowieść trochę jak u pana Myśliwskiego, gdzie jest w niej, co prawda, wojna, ale jest ona gdzieś tam w tle i tylko powoduje rzeczy; to nie jest książka wojenna. To jest książka napisana fantastycznym językiem z niezwykłą wrażliwością. Dobra książka to nie ta, którą pamiętasz, ale ta, którą wspominasz – pisze w pewnym miejscu autor. I ta Światłoczułość jest zdecydowanie dobrą książką, książką którą będę bardzo mocno wspominał.
50a4ec0e-8093-4fe9-8952-db4e0038a2ba
jonas

@George_Stark Kiedyś koleżanka zadała pytanie o to, jakie jest najlepsze zdanie rozpoczynające książkę.

Łatwizna:

Niebo nad portem miało barwę ekranu monitora nastrojonego na nieistniejący kanał.

Zaloguj się aby komentować

965 + 1 = 966

Tytuł: Kult
Autor: Łukasz Orbitowski
Kategoria: literatura piękna
Ocena: 9/10

#bookmeter

Nie wiem, kiedy Henio się zepsuł, i nie rozumiem, czemu właściwie ludzie się psują. Dlaczego jednego dnia taki czy owaki jest zupełnie normalny, a drugiego już nie. Ma rodzinę, pracę, przyjaciół, interesuje się czymś, coś tam lubi, i nagle widzimy go bez tego wszystkiego. Zostają mu gołe dni bez żadnego sensu i żadnej miłości.

Jestem ogromnie zaskoczony, bo to jest druga powieść pana Orbitowskiego z którą się próbowałem, i, jak przy pierwszej próbie, czyli przy Innej duszy, odpadałem już po kilku stronach (co zdarza mi się ogromnie rzadko, bo, do czego, jak do czego, ale akurat do książek to mam cierpliwość), tak tutaj w zasadzie od początku nie byłem w stanie się oderwać.

Pan Jerzy Pilch w swojej fantastycznej książce Pod Mocnym Aniołem napisał takie zdanie: W końcu nie jest wielkim sekretem ani literackim, ani egzystencjalnym fakt, iż mówić umieją wszyscy, natomiast zapisać swe mówienie mało kto potrafi i to jest zdanie, które mocno mi w głowie utkwiło, to po pierwsze, a po drugie wyrwało się z tego utkwienia po zakończeniu Kultu. Bo w tej książce nie ma w zasadzie nic specjalnego. To znaczy są objawienia, bo cała ta opowieść to fabularyzowana wersja cudu oławskiego , ale mam mocne wrażenie że one są tylko pretekstem do pokazania w tej książce postaci. I to nie postaci Henryka Hausnera nawet, bo tak autor zdecydował się nazwać postać inspirowaną Kazimierzem Domańskim, ale postaci Zbyszka – brata Heńka i narratora tej powieści. Co jeszcze lepsze, nie jest to postać pozytywna (choć nie jest też negatywna – jest, przynajmniej dla mnie, bardzo niejednoznaczna), nie jest to też ktoś wyjątkowo wyjątkowy – bo Zbigniew Hausner to mąż, ojciec dwójki synów i fryzjer i w zasadzie niewiele poza tym. A jednak śledzenie kolejnych wydarzeń w jego relacji tak z bratem jak i z żoną czy później synami, pochłonęło mnie całkowicie.

Ta książka to opis zwykłego człowieka z jego słabościami, i przykład gdzie te słabości mogą zaprowadzić. To opis przyjaźni, która kończy się w momencie, kiedy zaczyna się własny interes. To książka dość smutna, może dlatego, że prawdziwa (ot, banał! – ale jaki w jej przypadku prawdziwy), ale przy tym niepozbawiona humoru, który nadaje miłe akcenty zmniejszając jej ciężar i czyniąc jeszcze bardziej prawdziwą. To wspaniała książka obyczajowa z tego niemożliwego niemal do realizacji gatunku, kiedy ani tło historyczne (bo szara Polska Rzeczpospolita Ludowa mało raczej, wydaje mi się, pozwala autorom rozwinąć skrzydła, może poza jakimiś kryminałami milicyjnymi), ani bohaterowie (fryzjer, rencista, krawcowa) ani w ogóle nic nie zapowiada tego, że że jej zawartość może być tak fascynująca. Wychodzi chyba na to, że nic nie jest bardziej fascynujące niż człowiek, a wszystko inne w powieści powinno być dla tego człowieka tylko tłem. Choć ogromnie ważnym. I to też się panu Orbitowskiemu udało, to z tym tłem.

Ciekawa jest też forma tej książki, bo jest to przedstawiony z jednej strony dialog (zabieg jak w Traktacie o łuskaniu fasoli pana Myśliwskiego), a każdy rozdział podpisany jest jako „taśma”. Piszę dialog, bo (tak jak w Traktacie o łuskaniu fasoli pana Myśliwskiego) wiadomo, że ta druga osoba jest obecna. Opowiadający Zbigniew reaguje na jej zachowania czy pytania, ale nie są one czytelnikowi przedstawione. Bardzo podoba mi się taki sposób opowiadania i może dlatego też znalazłem w Kulcie aż taką przyjemność. Albo może też taki sposób opowiadania pozwala mocniej wyeksponować to, co w ogóle w książkach lubię. Jeśli, oczywiście, autor umie to wyeksponować. No a tutaj panu Orbitowskiemu mocno się to udało. Udało mu się na tyle, że zastanawiam się nad przesłuchaniem tej książki w formie audiobooka, czego nigdy wcześniej nie robiłem, bo myślę, że taka forma może temu tak prawdziwie wykreowanemu Zbyszkowi dodać jeszcze więcej prawdziwości.
0017be55-5573-45b4-b68e-ac8944f9a8b1

Zaloguj się aby komentować

I, żeby zrównoważyć nastrój poprzedniego, żeby nie było ani smutno, ani wesoło, tylko żeby było tak średnio, to jeszcze jeden wiersz, mam nadzieję, zabawny:

***

Słoń mongolski

Było tak, że pewien Gruzin,
co na Kremlu władzę dzierżył,
zapadł raz na nosa nieżyt.
Wąsy sobie zapaskudził.

No i mankiet też pobrudził
bo chusteczek nie miał świeżych:
cały przemysł od odzieży
się nad zbrojeniami trudził.

A siły mongolskie użyły fortelu:
przysłały wodzowi małego słonika
i kilka chusteczek – w Związku unikat.

Wódz wąs ociera, siedząc w fotelu
aż nagle, bez życia, jak się nie osunie!

No bo w trucizny to Wiesiek też umie.

#nasonety
#zafirewallem
Piechur

@ErwinoRommelo To się będzie liczyło jako czerstwa pieczęć mam nadzieję

Zaloguj się aby komentować

Kasta straceńców

To bez znaczenia, że jesteśmy już duzi,
że każdy z nas swoje zdążył już przeżyć,
że trochę nagrzeszyć i trochę pacierzy
za te swoje(?) grzechy zdążył już zmówić.

Że zapał swój nieraz już przyszło nam studzić
po własnych marzeń własnej(?) kradzieży,
że ciężko nam nawet jest w wiarę uwierzyć.
Co mamy zrobić? Się poddać czy łudzić?

Do ciebie mówię, mój przyjacielu,
dorosłe dziecko alkoholika,
pamiętaj, kiedy się będziesz potykał,

nie jesteś jedyny, takich jest wielu
i jakoś żyjemy, choć na minus w sumie,
ta kasta straceńców, co umieć nie umie.

#nasonety
#zafirewallem
fonfi

@George_Stark nie mogę znaleźć odpowiednich słów, żeby opisać to co zadziało mi się w głowie po przeczytaniu powyższego. Wgniotło mnie w fotel...

Wrzoo

@George_Stark 💛 tego dzisiaj potrzebowałam

George_Stark

@splash545 Dziękuję.


@fonfi Również dziękuję.


@Piechur Ja bym tam jednak paru takich znalazł. Był kiedyś taki gość na Wyspach Brytyjskich na przykład, Szekspir go wołali.


@Wrzoo Ja zawsze, kiedy czegoś takiego potrzebuję, włączam sobie to .

Zaloguj się aby komentować

Szybko! Należy to zakończyć natychmiast, zanim komuś przyjdzie do głowy jakiś głupi pomysł żeby, w tej kończącej się dziś XLIX edycji konkursu #nasonety w kawiarni #zafirewallem , coś jeszcze napisać!

No i kolega @pingWIN zdążył jeszcze napisać...
Ech...
Ale został zdyskwalifikowany za naruszenie tabu kawowego!

Był już taki moment, kiedy, przerażony tym, co się dzieje, myślałem, że z okazji XLIX edycji powstanie czterdzieści dziewięć wytworów. Ale nie. Powstało ich tylko trzydzieści i trzy (trzydzieści i cztery jednak, no bo kolega @pingWIN jeszcze zdążył napisać). One za chwilę, na początek przypomnę tylko, że w bieżącej edycji układaliśmy nasze wiersze jako odpowiedzi do fragmentu Wierszyka, który sam autor uważa za niezbyt mądry autorstwa pana Tadeusza Boya-Żeleńskiego. Zadanie konkursowe można znaleźć tutaj .

***

Wszystkie trzydzieści i trzy wiersze w tej edycji zabawy #nasonety zostały opublikowane przez jednego tylko uczestnika, a uczestnikiem tym był kolega @George_Stark . Nie znaczy to jednak, że kolega ten był autorem wszystkich tych trzydziestu i czterech wytworów (choć dałby przecież radę i tyle! – bez żadnego problemu), bowiem edycja ta była edycją anonimową i kolega @George_Stark zamieszczał wszystko, co mu przysłano i jeszcze kilka tych wytworów, które sam napisał. Poniżej kolega @George_Stark zamieszcza więc listę zamieszczonych przez siebie tekstów odsłaniając przy każdym z nich kotarę, za którą ukrywał się jego autor, który go przysłał (i, prawdopodobnie, napisał):

Jezus też nienawidził wędkarzy , autorstwa kolegi @moderacja_sie_nie_myje ;
Prze-życie , autorstwa koleżanki @moll ;
Bobik , autorstwa kolegi @George_Stark ;
Kot w ciepłym mieszkaniu , autorstwa koleżanki @moll ;
Niebieski sonet , autorstwa kolegi @splash545 ;
Modlitwa wędkarza , autorstwa koleżanki @Wrzoo ;
Biały Bicz Boży , autorstwa kolegi @moderacja_sie_nie_myje ;
SERCE NIE SŁUGA , autorstwa kolegi @CoryTrevor ;
Chłopcy i dziewczynki , autorstwa kolegi @George_Stark ;
Bez tytułu , autorstwa kolegi @George_Stark ;
Jak zbudowali drogi na Dzikim Zachodzie , autorstwa kolegi @George_Stark ;
Strzał Amora , autorstwa kolegi @Piechur ;
Dylematy, autorstwa kolegi @pingWIN ;
Im więcej sonetów, tym łatwiej zgadnąć poetów , autorstwa koleżanki @Wrzoo ;
Czarny piątek czyli Trzeba będzie napisać podsumowanie… , autorstwa kolegi @George_Stark ;
Trzy Grosze , autorstwa kolegi @Dziwen ;
Burrito , autorstwa kolegi @splash545 ;
"Problemy zdrowotne" , autorstwa koleżanki @UmytaPacha ;
Piękne początki, ale nieźle się wkopałem , autorstwa kolegi @RogerThat ;
Czasoprzestrzeni zakrzywienia , autorstwa kolegi @CzosnkowySmok ;
Kto szuka, ten błądzi, autorstwa kolegi @ErwinoRommelo ;
Taki **uj a nie Czarny Dzień , autorstwa kolegi @moderacja_sie_nie_myje ;
Nie zamkniecie szeryfa smoluchy!, autorstwa kolegi @moderacja_sie_nie_myje ;
Bądź modny i pisz wiersze , autorstwa kolegi @Piechur ;
Kawa , autorstwa kolegi @pingWIN (pozakonkursowy, zdyskwalifikowany za naruszenie tabu kawowego).

Uff... Mam nadzieję, że udało mi się niczego nie pomylić.
Co bystrzejsi w dodawaniu mogą zauważyć, że powyżej wymienione został dwadzieścia pięć tytułów (no, dwadzieścia cztery, bo jeden z wierszy nie był opatrzony tytułem). Co więc z pozostałymi dziewięcioma? – może ktoś zadać pytanie, skądinąd zresztą słuszne. Otóż wszystkie te dziewięć wierszy, a więc:

Wazelina dla moderatora ;
Perypetie nowoczesnych chłopów z morderstwem w tle ;
Brzydal ;
Syrena ;
Czarny dzień dla białego szeryfa ;
Marzyciel ;
Czarne chmury nad białym szeryfem ;
Imposter ;
Byłem tu ;

zostało nadesłanych przez jedną osobę, która poprosiła o anonimowość, a ja tę anonimowość tej osobie obiecałem. Zamieściłem pierwszy z tych wierszy bo ucieszyłem się z jego nadesłania i dopiero później dotarło do mnie, że nie jest to chyba w porządku wobec reszty uczestników, którzy chcieliby pewnie się dowiedzieć kto te wiersze napisał. Chcąc być w tej sytuacji jak najbardziej w porządku wobec obu stron (zjeść ciastko i mieć ciastko), czyli i dotrzymać słowa danego autorowi i nie pozostawić odbiorców bez słowa wyjaśniania, opisuję po prostu jak było i dlaczego nie ujawnię kto te wiersze napisał. Liczę na to, że autor kiedyś sam się do tego przyzna, a, trochę jako usprawiedliwienie, mogę napisać, że nikt nie odgadł prawidłowo, więc i tak nie zostałby zwycięzcą. To tyle w tej sprawie, proszę o nią nie pytać, bo nic więcej nie powiem. Na przyszłość jednak będę się starał unikać takich sytuacji.

***

Teraz, po rozwianiu wątpliwości związanych z kwestiami autorskimi, pozostaje jeszcze kwestia wyłonienia zwycięzcy. Jako że z liczeniem zeszłoby mi cały dzień, postanowiłem trochę zmienić zasady. Ideą tej edycji anonimowej było to, że wygra ją osoba, która najmniej skutecznie się zakamufluje i teraz, kiedy piszę to podsumowanie, zauważyłem, że są tylko dwa wiersze, pod którymi w komentarzach nie pojawił się żaden inny nick, niż nick jego autora. Są to mianowicie wytwory:

Prze-życie , autorstwa koleżanki @moll ;
oraz
Kto szuka, ten błądzi, autorstwa kolegi @ErwinoRommelo ;

i to właśnie oni oboje, a więc koleżanka @moll i kolega @ErwinoRommelo zostają wspólnie zwycięzcami XVIX edycji konkursu #nasonety w kawiarni za #zafirewallem !

Serdeczne gratulacje!

Nagroda w postaci organizacji kolejnej edycji jest jednak tylko jedna, więc muszę zdecydować, kto ją otrzyma i decyduję, że otrzyma ją kolega @ErwinoRommelo .

Najszczersze kondolencje!

#podsumowanienasonety

***

To tyle w części oficjalnej. Teraz, kiedy możemy już się wygodnie rozsiąść w części bankietowej, zanim zajmiemy się napychaniem kałdunów i powolnym upijaniem szampanem, pozwolę sobie na kilka uwag. Przede wszystkim mam nadzieję (i, szczerze mówiąc, również wrażenie) że ta edycja anonimowa sprawiła Wam trochę przyjemności. Jeśli tak, to cieszę się ogromnie, jeszcze bardziej nawet niż cieszyłem się z zabawy, jaką miałem w czasie jej trwania.

Pisał o tym kolega @Piechur , a miałem zamiar to zrobić i bez jego pytania, dlatego, zachęcając również i Was do podzielenia się wrażeniami, ale i do zdradzenia swoich zamiarów i taktyki, jaką obraliście, sam zacznę od tego, jaki cel przyświecał mi przy pisaniu moich wytworów:

Bobik – tutaj chciałem oczywiście podszyć się pod koleżankę @Wrzoo , co mi się średnio udało, ale przeprowadzone piorunem śledztwo przez kolegę @splash545 zniweczyło mój zamiar; cieszę się, że udało mi się ukryć i podejrzenia często padały na inne osoby, ale to nie było jeszcze to, o co mi chodziło;
Chłopcy i dziewczynki – tutaj chciałem podszyć się pod koleżankę @KatieWee i to mi się udało – nikt nie wskazał pod tym wierszem żadnej innej osoby!; z tego wiersza jestem szczególnie dumny, bo osiągnąłem dokładnie to, co osiągnąć chciałem, a uwaga kolegi @Piechur sprawiła, że zrobiło mi się jeszcze milej (choć później opublikowanych zostało jeszcze wiele innych, więc może zmienił zdanie);
Bez tytułu – chciałem podszyć się pod kolegę @splash545 , co nie do końca mi się udało; cieszę się o tyle jednak, że nikt nie próbował mi przypisywać autorstwa – taki sukces połowiczny;
Jak zbudowali drogi na Dzikim Zachodzie – no tutaj sprawa jest chyba jasna!; w ogóle kolega @moderacja_sie_nie_myje to moim zdaniem ciekawy przypadek poetycki, gdyż zajmując się tematyką, którą w swoich wytworach porusza, niezmiernie trudno jest podrobić jego styl, co powoduje ogromne problemy z podszyciem się; i tutaj jeszcze jedno pytanie: @Wrzoo ! skąd wiedziałaś, że to ja?!;
Czarny piątek czyli Trzeba będzie napisać podsumowanie… – tutaj nie próbowałem się pod nikogo podszyć chcąc sprawdzić w którą stronę pójdą Wasze przypuszczenia; cieszę się, że udało mi się wywołać zamęt u kolegi @pingWIN i wywieść w pole kolegę @CzosnkowySmok ;

I to już naprawdę tyle. Dziękuję za wspólną zabawę i liczę, że ktoś kiedyś zorganizuje podobną anonimową edycję, żebym też mógł sobie pozgadywać. Bo ja to już raczej nigdy się o to nie pokuszę.

Chociaż z tym podsumowaniem to w zasadzie nawet nie było aż tak tragicznie jak się tego spodziewałem.
splash545

@George_Stark gratuluję tak niezwykłej edycji i rozruszania tylu ludzi do wzięcia udziału w niej

anonymoose

Aż dziw bierze, że nikt, dosłownie NIKT, nie wspomniał o tym, że w obecnej edycji padł rekord ilości utworów.


Edycja 49 (XLIX) - 34 szt.

Średnia uworu na dzień to aż 4,86!


Poprzedni rekord należał do edycji XXIII gdzie napisanych zostało 30 utworów, a nawet to 31, gdzie Dżordż oszukał system i napisał dwa sonety w jednym.

Średnia wtedy wyniosła 4,43!


Nie wierzę w przypadki. Ale ostatnio miałem ich za dużo.


  1. Edycja anonimowa, idealnie żeby cichcem coś naskrobać

  2. Liczyłem, że napiszę coś w okolicach 50 edycji, gdy będzie 50 członków kawiarni. Bęc, zaraz zaczyna się 50 edycja a ja dołączam jako pięćdziesiąty. Trzeci warunek się nie udał, czyli sonet Owcy, zaczekam.

  3. Dzisiejsze morskie opowieści. Wspominałem je ostatnio.


No i chciałem zabrać ten "kłopot" Dżordżowi, więc tak, to ja naskrobałem te 9 utworów. Cieszę się, że Byłem tu.

anonymoose

@Piechur zapomniałbym Ci napisać, korzystając z sytuacji. Bardzo podoba mi się Twój ostatni utwór. Błyskotliwy tytuł jak i sama treść. Z przyjemnością się to czyta.

Z resztą doskonale też pamiętam Twój pierwszy sonet, też był błyskotliwy Albo cykl cztery pory roku, dzięki któremu wygrałeś. Fajnie się czyta.

Zaloguj się aby komentować

Kawa

Niejeden rano zaspany ją robi
Nie ważne ile na koncie pieniędzy
Praktykant robi ją nawet szefowi
Facet serwuję ją kobiecie pięknej

Cudowne napoje, jakie tylko chcecie
Które ukoją ból Twej egzystencji
Nie istnieje lepszy we wszechświecie
Nawet nie szukaj dla niej konkurencji

Jeden rozpuszczalną pije radośnie
Drugi espresso głaszcząc zwierzaka
Czarna i mleczna, w zdrowiu i chorobie
Kawa z rana prawem każdego Polaka!

A gdy już kofeina wejdzie w krwiobieg
Skok energii po czasie będzie pewny
W drodze do toalety wrzucisz drugi bieg
A czy już zdążysz to przypadek niepewny

#nasonety
#zafirewallem
UmytaPacha

o kawie już powstała poezja i na powstawanie kolejnych powinien być zakaz


ale dałam piorunka bo jest o kupie, bez kupy bym nie dała

https://www.youtube.com/watch?v=9WQA7a0X3Pk

George_Stark

@UmytaPacha O, to ten wiersz dyskwalifikuję i jego autor nie zostanie zwycięzcą i nie muszę czekać na zgadywanie i mogę opublikować podsumowanie!


Dzięki!

UmytaPacha

@George_Stark nie nie tak to nie ma

Zaloguj się aby komentować