948 + 1 = 949

Tytuł: Ameryka
Autor: Franz Kafka
Kategoria: literatura piękna
Ocena: 8/10

#bookmeter

Nie można się bronić, jeśli druga strona nie ma dobrej woli”

Szesnastoletni Karl Rossman za karę za to, że uwiodła go służąca i miała z nim dziecko zostaje przez swoich rodziców wysłany do Ameryki. Czytelnik poznaje Karla Rossmanna w momencie kiedy statek, na którym do tej Ameryki przybywa, wpływa do nowojorskiego portu. I Karl mógłby rozpocząć nowe życie, do którego zresztą nie bardzo był przygotowany, gdyby nie to, że zapomniał spod pokładu swojego parasola. Wrócił więc, zostawiając jednak na decku swój kuferek. Ten powrót był brzemienny w skutkach, bo pod pokładem Karl spotkał palacza, którego dotknęła niesprawiedliwość i postanowił stanąć w jego obronie przy okazji rozmowy z Kapitanem. To właśnie w kajucie Kapitana Karl poznaje swojego wuja, którego nie spodziewał się spotkać, a który to wuj jest już mocno w Ameryce ustosunkowany.

To wyżej to z grubsza treść pierwszego rozdziału tej książki, rozdziału o tytule Palacz, który ukazał się w roku 1913, jeszcze za życia autora, i z którego, z tego co mi wiadomo, autor był co najmniej zadowolony. Nad całą tą powieścią, którą pan Kafka nazywał w rozmowach „powieścią amerykańską”, a później „Palaczem” pracował od roku 1911 do roku 1914 i, jak miał to w zwyczaju, nie ukończył jej, choć, jak wspomniał pan Max Brod, pan Kafka pracował nad tym tekstem z wielkim upodobaniem. To, co z notatek pana Kafki panu Brodowi udało się złożyć zostało wydane przez niego w roku 1927, trzy lata po śmierci autora, i opatrzone przez niego właśnie tym tytułem, pod jakim ten tekst znamy, a więc Ameryka.

Ameryka to tekst, w którym z jednej strony czuć, że jest to pan Kafka, a z drugiej strony jest od innych tekstów pana Kafki ogromnie różny (a przeczytałem już chyba wszystkie jego opublikowane po polsku utwory, poza Zamkiem, do którego zaraz będę się zabierał). Podobieństwo polega moim zdaniem na spojrzeniu na świat – w Ameryce czuje się to samo zagubienie, niezrozumienie, niesprawiedliwość i wyobcowanie, które można odnaleźć w innych utworach pana Kafki_,_ różnica zaś polega na tego świata przedstawieniu – w Ameryce próżno szukać symboli i alegorii, od których tak gęsto jest choćby w najbardziej znanym Procesie. Próżno szukać obrazowego przerysowania, alegorii, czy też tego, co później nazwano surrealizmem. Nie znaczy to oczywiście, że Ameryka nie jest groteską, że nie występuje w niej abstrakcja. Abstrakcja jest w Ameryce bardzo mocno obecna, a tylko zbudowana jest na innym fundamencie. Wyczytałem gdzieś, że każda z tych realnych postaci, które w książce występują, ma jakiś silny brak, z którym to twierdzeniem zupełnie się zgadzam i które rozwinąłem sobie dalej do twierdzenia, że to właśnie to silne wyeksponowanie tego braku tę abstrakcję w Ameryce rodzi. Każda z postaci, a nawet instytucji, jest w tym swoim braku ogromnie konsekwentna, co z kolei powoduje, że zwykłe, normalne zachowania, niewielkie zaniedbania i nieporozumienia, które normalnie są szybko zapominane, albo w ogóle nie zwraca się na nie uwagi, w Ameryce rodzą ogromne i poważne konsekwencje. Chyba właśnie to rozwinięcie realności aż do nierealnych rozmiarów spowodowało, że tak bardzo mi się ta powieść podobała. Kapitalny jest w niej rozdział Robinson, a już zawarty w nim opis funkcjonowania portierni to absolutny majstersztyk.

Bardzo ubogaciła mi lekturę znajomość postaci autora, którą wyrobiłem sobie na podstawie przeczytanych wcześniej traktujących o nim biografii. Pan Kafka pisał mocno w oparciu o siebie; przetwarzał sytuacje ze swojego życia, swoje marzenia, fascynacje, spostrzeżenia, obawy i lęki na sceny i postaci literackie. Ta znajomość jego życiorysu i zarys charakteru i postrzegania świata przedstawiony w biografiach pozwalała mi nie tylko odnajdywać Kafkę w Kafce, ale też zrozumieć, dlaczego postaci były takie a nie inne, dlaczego zachowywały się tak, a nie inaczej. Pozwalały wyłapać i osadzić w kontekście myśli i spostrzeżenia, pojawiające się czasem jakby trochę na marginesie, a które bardzo mocno do mnie trafiały – być może to jakiś rodzaj wyczulenia na absurd? Jeszcze jedna rzecz, o której chciałbym wspomnieć, to fascynacja pana Kafki obserwowaniem ludzi, też w tej książce mocno widoczna, choćby w scenie kiedy pan Gross nie śledzi wzrokiem wychodzącego z pokoju Karla Rossmanna, choć ludzie zwykle tak właśnie się zachowują. Takie szczegóły bardzo mocno budują realność świata przedstawionego i niesamowicie też podkreślają jego miejscowe odrealnienie, kiedy ono już nastąpi.

Ameryka to tekst autorstwa pana Franza Kafki, który najbardziej przypadł mi do gustu ze wszystkich jego utworów, które do tej pory czytałem. Był niepokojący, był przemyślany i, co podkreśla w posłowiu pan Brod, miał być tekstem, który, w przeciwieństwie do innych, kończy się dobrze. To zakończenie nie jest takie, jakie miało być, zresztą następuje ono nagle – w fabule jest luka, której nie mogą uzupełnić nawet dwa zamieszczone na końcu książki fragmenty, mające w zamiarze autora być w tę lukę wpasowane. Czytelnik nie dostaje więc kompletnej opowieści – być może szkoda – ale nawet to, co dostaje, to też jakby dwie osobne opowieści – postaci, które pojawiają się na początku książki znikają i nie pojawiają się więcej, Karl Rossmann poznaje nowe osoby i to wokół nich skupiają się dalsze wydarzenia. Czy te początkowe postaci miały się pojawić, czy nie miały? Można tylko przypuszczać.

I jeszcze na koniec to o czym zawsze zapominam, a tym razem pamiętam: chciałem pochwalić świetną okładkę tej książki, w jaką zaopatrzone jest wydanie które miałem przyjemność czytać, opublikowane nakładem wydawnictwa Czytelnik w roku 1989. A taka okładka to dla mnie jednak zawsze dodatkowy plus dodatni.
8f10773d-ef3e-4fd5-bda7-d185ac46672b

Zaloguj się aby komentować