Skoczyliśmy z mężem na weekend do Paryża. Gdy wieczorem w hotelu odpaliliśmy telewizję (oglądanie telewizji za granicą w języku, którego nie ma się opanowanego na dostatecznym poziomie, to moje małe guilty pleasure), zaskoczyły nas prozdrowotne komunikaty, wyświetlane przez cały czas trwania u dołu każdej reklamy produktu spożywczego. Takie same paski znaleźć można i na reklamach wielkoformatowych.
Paski te zachęcały m.in. do uprawiania sportu czy jedzenia warzyw i owoców. Temat nas zainteresował, i wówczas dowiedzieliśmy się też o obowiązku informowania przez francuskie sklepy o zjawisku znanym jako #shrinkflacja. Jeśli producent obniża gramaturę produktu, a cenę pozostawia niezmienioną, to sklep ma obowiązek umieścić stosowną informację przy tym produkcie.
Efekt?
Nie zauważyliśmy ani jednej takiej informacji podczas zakupów.
Tu wyjaśnienia mogą być dwa (nie biorąc pod uwagę ewentualnego zaniedbania ze strony spożywczaka):
1. Ślepota banerowa — po prostu nie zwracam już uwagi na te wszystkie wywieszki i promkobileciki,
2. Producenci stwierdzili, że taka czerwona litera przy ich produkcie to za duże ryzyko, i zaniechali tego procederu.
Jeśli jest to to drugie, to bardzo mnie to cieszy i liczę na to, że podobne rozwiązanie wkrótce zostanie wprowadzone też w Polsce. Bo na Ptasie Mleczko od Wedla (wciąż pamiętam to półkilowe, nie oszukacie mnie) już dawno się obraziłam.
#marketing #sprzedaz #sklepy

