#fizyka

11
358
Tajemnice światła na podstawie dualizmu korpuskularno-falowego.
Filmik o tym, że światło wie kiedy je obserwujemy
https://youtu.be/ioCSXqcp2lc
electric_miss

Stary temat, Dragan już to tłumaczył 6 lat temu https://youtu.be/QpLdw1IC-Q0

dsol17

@electric_miss "Dragan to tłumaczył",ale jak każdy fizyk ma kompletnie błędne założenia:

Foton i szkło - Ten typ koncentruje się na fotonie. Tymczasem 3:05 - zaraz, o zaraza - a czym jest SZKŁO ? XD Tak,oczywiście,że się zgadzam z @Dalmierz_Ploza ... : CO TO JEST POMIAR. CO TO JEST ODBICIE. itd.

Nawet jakby użyć "pól" to dalej jest to niemal ta sama historia.


A tak przy okazji to jest to zabawne i idiotyczne,że fizycy upierają się przy tej nonsensownej lokalności i upraszczaniu wzorów ze względu na "zaniedbywalne" rzeczy jak matematycy przy twierdzeniu,że zero jest liczbą jak każda inna...

Przy okazji prawie na pewno Feynman miał rację co do antymaterii a i wielu współczesnych fizyków kwestionuje intuicyjne pojmowanie czasu (a więc i przestrzeni zapewne). Czyżby fala ulegała "kolapsowi funkcji falowej" ze względu na "przyszłość" w rzeczywistości w której oddziałuje ?


PS: korpuskularno - falowa ? Szczególny rodzaj fali. "Próżnia" nie jest taka pusta.Zła terminologia nawet tu.Ale nic,niech dalej cośtam liczą i badają - choc nie wiedzą co.

JakTamCoTam

@Dalmierz_Ploza no i to jest właśnie ten problem niektórych kanałow informacyjnych, że zapominają o tym wspomnieć a jest to istotna kwestia w tej materii.

Zaloguj się aby komentować

Wczoraj wieczorem ukazał się bardzo ciekawy artykuł w Nature o eksperymentalnej, choć specyficznej, demonstracji przesłania informacji przez coś co "przypomina" tunel czasoprzestrzenny.
O co generalnie chodzi?
Po pierwsze zapraszam do popularnonaukowego artykułu Natalie Wolchover pt.
Fizycy tworzą tunel czasoprzestrzenny za pomocą komputera kwantowego.
Poniżej zaś krótkie objaśnienie całej sprawy.
Po raz pierwszy fizykom z Caltechu z zespołu kierowanego przez Marię Spiropulu udało się eksperymentalnie zademonstrować na kwantowym komputerze Google'a, a dokładniej na 53 kubitowym procesorze Sycamore, "przejezdną" dwuwymiarową wersję tunelu czasoprzestrzennego na podstawie teoretycznego modelu SYK (Sachdev-Ye-Kitaev). Udało się im, manipulując kubitami, przesłać informacje przez utworzony przez nich tunel czasoprzestrzenny, a przynajmniej tak twierdzą. Niemniej, sprawa wzbudziła dyskusje wśród fizyków. Generalnie kwestia rozbija się o nie tylko o samą korespondencję AdS/CFT - czyli relację między splątaniem kwantowym, a geometrią czasoprzestrzeni - i związaną z nią hipotezę ER=EPR , na których bazuje model SYK, a które jak twierdzą ich kontestatorzy nie dotyczą realnej przestrzeni, w której żyjemy lecz przestrzeni anty DeSittera z negatywną stałą kosmologiczną. Sprawa się też rozbija o sposób interpretacji wyników tego eksperymentu, z którym nie wszyscy się zgadzają. Poniżej, jeden z przykładów wczorajszej dyskusji na twitterze:
A better summary: Physicists created an entangled system of qubits in a quantum computer in a way that is well understood in conventional quantum mechanics, and some physicists have speculated that entangled particles are connected by wormholes. 
https://twitter.com/WKCosmo/status/1598018899509137408
Jeśli chodzi o samą dualność Maldaceny (AdS/CFT) to chyba najbardziej znanym jej "wrogiem" jest Sabine Hossenfelder, znana popularyzatorka nauki i fizyki, ale też osoba kontrowersyjna w samym środowisku fizyków. Jej słowa odnośnie wczorajszych doniesień:
No they didn't create a wormhole. It's a bullshit headline that deliberately misinforms the reader and I think you should unfollow and unsubscribe from every outlet that promotes this nonsense.
https://twitter.com/skdh/status/1598175023067717632
Natomiast autorka artykułu w Quanta Magazine Natalie Wolchover w taki oto sposób odniosła się do niektórych zarzutów:
Curious to see so many people approve of the article but bristle at the headline. Can someone (who has actually read our article or the Nature paper) articulate why they don’t think it’s valid to say the experiment created a wormhole?
<br />
The SYK model they programmed is holographically dual to an AdS2 traversable wormhole. Thus the evolving system of qubits has an equally valid description as a particle traversing a wormhole — “a filament of real space-time,” as Daniel Jafferis described it to me.
<br />
Indeed, the description of the experiment as particles traversing a wormhole is causal — simpler than the description in terms of qubits. Aspects of the dynamics arguably provided “a kind of evidence that this gravitational picture is the correct one” (Jafferis again).
<br />
To be sure, it's a 2D wormhole that they programmed and it’s not part of the same space-time fabric we live in. Moreover, it’s AdS space-time and ours is dS. All very important caveats, but do they render the headline inaccurate? Please spell out your critique.
https://twitter.com/nattyover/status/1598062171732447232
Podsumowując, fizycy stworzyli eksperyment z fascynującymi wynikami i bazujący na pięknej idei mogącej przyczynić się kiedyś do rozwiązania zagadki grawitacji kwantowej. Czy można jednak pokusić się o stwierdzenie "stworzenia", nawet jeśli w pewien sposób "zabawkowego", realnego modelu tunelu czasoprzestrzennego, który się nie zapada i przez który da się przesyłać informację? No cóż, jak widać po dyskusji, zależy jak na to wszystko spojrzeć.
Gdyby ktoś chciał się zagłębić w tematykę korespondencji AdS/CFT, ER=EPR to polecam np. Tunele czasoprzestrzenne rozplątują paradoks czarnej dziury.
# fizycznenowinkifakera -> nowinki fizyczne i nie tylko - do obserwowania lub czarnolistowania.( ͡° ͜ʖ ͡°)
Chcesz zerknąć do archiwalnych tłumaczeń bądź nowinek fizycznych? Wejdź na: https://www.fizyczne-nowinki-fakera.pl/
5494a601-6a1c-4c98-8e3d-5c4cd38cc072
sullaf

Kurwa, chuja zrozumiałem

Fake_R

Jeszcze poniżej parę komentarzy odnośnie artykułu.


"BREAKING: no, physicists have not built a wormhole.


Journalists have built a new form of clickbait and successfully sent misinformation around the world faster than the speed of truth."


https://twitter.com/johncarlosbaez/status/1598246338583744512


“If this experiment has brought a wormhole into actual physical existence, then a strong case could be made that you, too, bring a wormhole into actual physical existence every time you sketch one with pen and paper.”


https://twitter.com/johncarlosbaez/status/1598247666005463040


"From much of the press, you'd think they actually created a wormhole. What they've really done is simulated a system that might have a mathematical correspondence to a wormhole. Any summary that doesn't lead with this point is misleading."


https://twitter.com/MBKplus/status/1598012403178172416


"Many of us have been outraging at @QuantaMagazine for the misleading headline, but scientists themselves have to be more careful about how they communicate their work to journalists."


https://twitter.com/Kaju_Nut/status/1598230378015526912


"Its a 7 qubit system, modelling SYK which is dual to a 2d gravity. Interesting - but totally disproportionate to the PR machine operating.


They have the CEO of Google posting about it, articles in the New York Times, a huge puff-piece and video in Quanta."


https://twitter.com/JosephPConlon/status/1598223730647666688

JakTamCoTam

@Fake_R ciekawe, ale zostawiam na potem.

Proszę mi przypomnieć wieczorem żeby przeczytać. Daje pioruna w ciemno ofc

Zaloguj się aby komentować

Zostań Patronem Hejto i odblokuj dodatkowe korzyści tylko dla Patronów

  • Włączona możliwość zarabiania na swoich treściach
  • Całkowity brak reklam na każdym urządzeniu
  • Oznaczenie w postaci rogala , który świadczy o Twoim wsparciu
  • Wcześniejszy dostęp, do wybranych funkcji na Hejto
Zostań Patronem
Czy da się podróżować w czasie?
https://youtu.be/pnuHf00Jt2c
lgbt

@PanHeniek a racja dla poruszającego się wolniej, a dla reszty tak samo

stfor

Da się, ale tylko w jedną stronę.

PanHeniek

@lgbt Co więcej. W czasie jako takim nie możemy się przenieść. Możemy za to obserwować przeszłość i zatrzymać czas (dla nas oczywiście)

Zaloguj się aby komentować

Jedne z moich ulubionych kanałów popularnonaukowych na Youtube:
Steve Mould
https://www.youtube.com/c/SteveMould
Koleś w przystępny sposób tłumaczy zagadnienia związane z fizyką, chemią czy po prostu jak działają rzeczy które nas otaczają.
Ma przyjemny tembr głosu przez co przyjemnie się ogląda jego filmy.
Lakafior

@stoopido a wyobraź sobie taki odlany z metalu, to by było dopiero kozackie. Ale boje się zobaczyć za ile chociażby taki jak jest

Lakafior

@JamesOwens no nie wiem, narazie na tagu naukowych kanałów na YouTube pojawił się chyba jeden polskojęzyczny. To samo w nitkach o książkach, dużo ludzi czyta w oryginale co jest w ogóle kolejnym poziomem rozumienia języka i aż zazdroszczę

stoopido

@Lakafior ojjj, ale to już by było tylko dla "wybranych" bo cena to by powalała

Te zestawy (w zależności od liczby elementów) od 76$ do 167$

099dd371-29b3-4a2c-9a1e-69ca009a83db

Zaloguj się aby komentować

Kolejny dzień, kolejny kanał z listy #naukowyyt
Jadąc alfabetycznie następny mam kanał Andrzeja Dragana.
Kanał Andrzej Dragan
Kategoria: Fizyka
Język: Angielski (z irytującym na początku mocnym akcentem, ale można się przyzwyczaić)
Opis: Anrzej Dragan to chyba najbardziej znany popularyzator nauki w obrębie fizyki kwantowej w Polsce. Profesor wykładający na Wydziale Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego i na Narodowym Uniwersytecie Singapuru. W swoich filmikach stara się w prosty sposób wyjaśnić różne relatywistyczne zjawiska w przystępny sposób w filmikach po 10-20min. Poziom jest bardzo podstawowy więc dobry dla ludzi chcących zainteresować się tematem, albo spojrzeć na niego z innej perspektywy.
Od dłuższego czasu nic nie wrzuca, jednak myślę że warto go tutaj umieścić dla samej treści która jest na kanale do tej pory i liczyć że pojawią się też nowe
link do kanałuhttps://www.youtube.com/channel/UC-1m_qnw1jrhwScX5uGfe_A
Przykładowy filmikhttps://youtu.be/7YGp7-0bejI

Zaloguj się aby komentować

BillyFuckboy

@Miszcz_Joda kamera ustawiona na jednej wysokosci, ciekawe jak to sie ma gdy przechodzi sie obok, rozne katy widzenia

Nebthtet

@walus002 a tak jak na załączonym obrazku, czysta optyka .


Tak po prawdzie ciekawam, jak by się to sprawdziło w wojnie na Ukrainie.

f9ccd080-a66f-4ddf-9ae6-b039309107f6

Zaloguj się aby komentować

Ciekawostka z dziedziny #elektryka #fizyka #elektrotechnika
W gniazdkach jednofazowych odbiorca końcowy ma napięcie skuteczne 230V, w trójfazowych to napięcie jest większe o wartość iloczynu pierwiastka z 3. Czy zastanawiałeś się kiedyś dlaczego to jest wartosc właśnie pierwiastka kwadratowego z 3?
Chcialem Wam pokazać dwa sposoby na proste, matematyczne wytłumaczenie skąd się to bierze.
Po pierwsze można za pomocą trygonometrii i zdjęcia załączonego - z sinusa 60 stopni ((AB)/2)/(sin(60)) =(AB/2)/(pierw(3)/2)=(AB/2)*(2/pierw(3))=AB/pierw(3), lub też z wyprowadzenia z załączonego zdjęcia.
dcd6bbad-2e5b-4856-89d3-c5d7a1c46de3
adam-m-1

@Soadfan dzięki wszystko jasne

Armo11

@Soadfan to teraz opisz kierunek wirowania faz

Soadfan

@Armo11 challenge accepted. Będzie po grupie połączen transformatora.

Zaloguj się aby komentować

Wieniec dla Zeusa
Gdy minęła już połowa uczty i goście nasycili się wykwintnymi potrawami, sędziwy król Syrakuz, Hieron, wzniósł ozdobioną pierścieniami rękę, dając tym znak, że chce przemówić. Uciszyli się wszyscy, a fletniści usiedli na podłodze w głębi sali. Król zaś rzekł:
-- Przyjaciele, cieszymy się ze zwycięstwa nad naszymi wrogami, których pokonaliśmy w trudnej wojnie. Aby je uczcić i podziękować bogom za opiekę nad nami -- postanowiłem, złożyć Zeusowi wieniec ze szczerego złota wagi trzech min. (mina: ok. 0,5kg)
Sala zaszemrała z podziwu i uznania. Wieniec szczerozłoty o wadze trzech min -- tak, to był dar godny króla Hierona.
On zaś mówił dalej:
-- Wezwałem najdzielniejszego złotnika w Syrakuzach, Nikandra. Mój skarbnik odważy mu trzy miny złota, on zaś ma w ciągu tygodnia wykonać wieniec o takiej właśnie wadze. Nie może w nim brakować ani jednej uncji złota -- inaczej biada Nikandrowi, albowiem co przeznaczone jest dla bogów, musi być dla ludzi święte i nietykalne. A teraz bawmy się, przyjaciele, i posłuchajmy słodkiej muzyki fletów.
===
Złotnik Nikander pracował wraz ze swym niewolnikiem nad wykonaniem wieńca przez równy tydzień, ale też klejnot prezentował się okazale. Składał się on z dwóch złotych gałęzi dębowych związanych złotą wstęga z tyłu i szczepionych z przodu. Złote listki układały się malowniczo, a w ich rozchyleniu bogato połyskiwały złote jak wszystko żołędzie.
Wnet też wieniec został zaniesiony przez Nikandra do pałacu Hierona. Król ocenił klejnot życzliwie, uznając, że godzien jest on ozdabiać głowę Zeusa, wynagrodził złotnika i nakazał przygotowanie na jutro uroczystości w świątyni, w czasie której miał złożyć na ołtarzu swój dar.
Aliści wieczorem przybiegł do pałacu władcy jakiś przerażony, zapłakany niewolnik i z osobliwą mieszanina odwagi, zuchwałości i nieprzytomnego strachu błagał, aby go zaprowadzono przed oblicze skarbnika królewskiego. Gdy to się stało, niewolnik zażądał rozmowy w cztery oczy. O czym mówili -- nie wiadomo, ale po tej rozmowie skarbnik natychmiast udał się do króla.
Złocisty wieniec ustawiony na trójnogu rzucał blask na cala królewską komnatę. Przejęty usłyszaną tajemnica skarbnik zwiastował ją królowi.
-- Co takiego? Nikander ukradł część złota przeznaczonego na wieniec? Nie wierzę. Wieniec został zważony i okazało się. że. waży trzy miny, tak jak być powinno.
--- Ale niewolnik twierdzi, że część złota została zastąpiona dużo tańszym srebrem.
-- Srebro jest nie tylko tańsze, ale i lżejsze. Wieniec musiałby więc wyjść większy.
-- Tak. ale czy wiemy, jakiej powinien on być wtedy wielkości?-- szepnął skarbnik.
Król zastanowił się i spojrzał na wieniec. Wydała mu się nagle, że jego listki straciły jakoś wiele ze swego blasku.
-- Przyprowadźcie mi niewolnika — rozkazał.
l wnet drżący i blady niewolnik rzucił się do stóp władcy. Hieron przyglądał mu się w milczeniu.
--- Wstań --rozkazał wreszcie -- Dlaczego oskarżasz swego pana o świętokradztwo? Czy był dla ciebie okrutny? Chcesz się zemścić?
-- Nie, królu. nie chodzi mi o zemstę -- wyjąkał niewolnik. -- Nie był dla mnie dobry, ale któż jest dobry dla niewolnika? Owszem, cenił mnie, bo zapłacił za mnie pięć min złota i znam rzemiosło jubilerskie.
-- Więc dlaczego przyszedłeś go oskarżyć?
Niewolnik rzucił się znów do stóp króla.
-- Panie. przecież wszyscy wiedzą, że ten wieniec szczerozłoty jest przeznaczony dla Zeusa. Jeśli ojciec bogów i ludzi otrzyma klejnot sfałszowany, ześle z gniewu i obrazy wszystkie klęski na Syrakuzy. Lękam się gniewu Zeusa. panie.
Król spuścił głowę rozważając coś w swoim umyśle.
-- Niech tu przyjdzie mój krewniak i przyjaciel. Archimedes -- rzekł wreszcie podnosząc głowę. — On nam dopomoże w rozeznaniu, z czego jest zrobiony ten wieniec. Bo nie ma większego mędrca w świecie.
Wkrótce potem do komnaty wszedł Archimedes. Był o wiele młodszy od sędziwego króla, ale też miał skronie już pobielone przez czas.
-- Bądź pozdrowiony, Hieronie -- rzekł wesoło. -- Co to za historia z tym wieńcem?
Król opowiedział mu wszystko. Archimedes spojrzał bystro na niewolnika, który klęczał z opuszczoną głową.
-- Wstań -- rozkazał. I zadał pytanie, którego nikt jeszcze nie postawił: -- Jak ci na imię?
-- Chares, panie. Pochodzę z Kos.
-- l mówisz, że Nikander zastąpił część złota srebrem?
-- Tak, panie.
Archimedes zaczął oglądać wieniec, ważąc go w rękach.
-- Proszę cię. Archimedesie, powiedz nam, z czego on jest -- poprosił z całą ufnością król.
-- Nie wiem, czy potrafię to określić -- mruknął z zakłopotaniem Archimedes, pocierając czoło. -- Za mało mam danych. Złoto jest cięższe od srebra, to prawda. ale co z tego?
Po chwili pomyślał o czymś innym:
-- A co zrobimy z Charesem?
-- Z Charesem? -- zdziwił się król. -- A cóż mamy z nim robić?
-- Jeśli wróci do Nikandra, jego pan może go zabić i w wypadku, gdy Chares skłamał, i w wypadku, gdy powiedział prawdę. A chciałbym, aby ten niewolnik dożył przynajmniej chwili, gdy się przekonamy, czy oskarżenie było słuszne, czy też nie. Wiesz co, Hieronie, na razie daj go mnie. U mnie on będzie bezpieczny.
I tak Chares powędrował do domu Archimedesa, położonego na skraju Syrakuz wśród gajów oliwnych.
===
Od tej chwili, w której Hieron postawił przed Archimedesem trudne pytanie, upłynęły dwa dni. Przez cały ten czas mędrzec nie przestawał rozmyślać nad problemem. Rozpatrywał go rana, zaledwie się obudził, w czasie posiłków, w czasie spacerów, nawet przy kąpieli. Wciąż nie wiedział, jak wykryć, czy istotnie chciwy Nikander sprzeniewierzył część złota.
Chares nie odstępował Archimedesa, jakby tylko przy nim czuł się bezpieczny. Wiedział zresztą, co go czeka, jeśli uczonemu nie uda się dowieść prawdy jego słów -- ale nikt, nawet król Hieron, nie miał takiej wiary w mędrca jak niewolnik. Patrzył swojemu opiekunowi w oczy z najwyższą ufnością, gotów był zmiatać pył sprzed jego stóp, w każdej chwili chętny do usług. On też przygotował tego dnia kąpiel dla Archimedesa.
-- Och -- rzekł zmieszany -- jakiż ja jestem nieuważny. Nalałem pełną wannę, aż po wrąb. Pozwól, panie, ujmę.
-- Nie potrzeba -- roześmiał się uczony -- Wejdę do wanny i woda sama ustąpi mi miejsca.
To mówiąc zanurzył się w wodzie, której nadmiar zaczął się wylewać przez brzegi na kamienną posadzkę.
-- Wyleje się akurat tyle, ile objętości ma moje ciało -- zaczął z uśmiechem uczony i nagle zmrużył oczy, uderzony pewną myślą.
Wody wyleje się tyle, ile objętości ma jego ciało. Gdyby do pełnego naczynia włożyć trzy miny złota, wody wyleje się tyle, ile objętości ma ta bryła kruszcu. Jeśliby zanurzyć w niej trzy miny srebra, wody wyleje się tyle, ile objętości miałoby srebro.
Ale złoto jest cięższe od srebra. Inaczej mówiąc -- trzy miny złota mają mniejszą objętość niż trzy miny srebra...
-- Heureka! -- wrzasnął nagle Archimedes, stojąc w wannie. -- Heureka! Znalazłem rozwiązanie, Charesie! Heureka! Heureka!
I
tak jak stał, nogi i mokry, wyskoczył z łazienki, wybiegł z domu i popędził jak młodzieniaszek ulicami Syrakuz do pałacu Hierona.
Nagość w miejscach publicznych nie była u Greków niczym osobliwym, przecież uczestnicy igrzysk sportowych występowali nago. Tym razem jednak Syrakuzanie stawali na ulicach i patrzyli z rozbawieniem: oto pięćdziesięcioletni mąż, krewny króla i wielki uczony, pędzi ulicą zupełnie goły, aż rozwiewa mu się szpakowata broda -- za nim zaś goni niewolnik z, rozpostartym prześcieradłem powiewającym niczym chorągiew.
===
-- Sprawa jest jasna, Hieronie, zaraz ci to wytłumaczę -- mówił Archimedes w komnacie króla, siedząc przybrany w prześcieradło.
-- Każ tylko przynieść tutaj naczynie, w które do pełna nalejemy wody, a także po trzy miny złota i srebra w sztabkach. No i oczywiście ów wieniec, o który nam chodzi. Zaraz będziemy wiedzieli, kto mówi prawdę: Chares czy Nikander.
Wnet na mozaikowej posadzce królewskiej komnaty stanęła mała kadź, którą niewolnicy napełnili wodą. Wtedy Archimedes uwiązał sztabkę złota o wadze trzech min na mocnym sznurku i wpuścił ją do kadzi. Oczywiście z przepełnionego naczynia wylało się trochę wody na posadzkę. Archimedes wyciągnął złoto i rzekł, obracając się do Charesa:
-- Weź sekstariusz i uzupełnij w kadzi— wylaną wodę, ale dobrze licz, ile miarek dolewasz.
Chares wykonał polecenie z dokładnością.
-- Dolałem cztery miarki. panie.
-- Tak, wszyscyśmy to widzieli. Tak więc trzy miny złota mają tyle objętości, ile nasze cztery miarki wody. A teraz wpuśćmy do naszego naczynia trzy miny srebra.
Znów ulała się woda, wszyscy jednak widzieli, że tym razem popłynęło jej więcej. Po wyjęciu kruszcu Chares znów dopełnił wodą naczynie, po czym oznajmił drżącym głosem:
-- Dolałem osiem miarek wody, panie.
-- I słusznie. Srebro jest lżejsze i wobec tego przy tej samej masie posiada większą objętość. A teraz zanurzymy wieniec, który zrobił Nikander.
Z przepełnionego naczynia znów ulała się woda. Chares już był gotów uzupełnić jej ubytek, gdy Archimedes powstrzymał go skinieniem ręki:
-- Chwileczkę, spróbujmy zgadnąć, ile miarek wody doleje tym razem Chares?
Blady Chares zatrzymał się jak automat; niewolnicy, którzy przynieśli wodę. stojąc w głębi komnaty wyciągali szyje, by coś zobaczyć i zrozumieć. Jeden tylko król rzek swobodnie:
-- Rozumiem cię, Archimedesie. Jeśli wieniec jest złoty, uleje on cztery miarki wody, bo przecież waży trzy miny, a nadany złotu kształt nie ma wpływu na jego masę. Ale gdyby był ze srebra utoczyłby osiem miarek wody.
-- Dolewaj wody, Charesie -- rozkazał mędrzec.
Chares zabrał się do roboty; oczy wszystkich zawisły na jego rękach. Cztery miarki -- mało. Pięć miarek. Sześć miarek -— dosyć.
-- Sześć miarek! - wykrzyknął król. -- A więc wieniec nie jest szczerozłoty! Aby go zrobić, użył Nikander zaledwie półtorej miny złota i dołożył półtorej miny srebra! Na Zeusa Gromowładnego, Archimedesie, świat nie ma równych tobie mędrców!
Nikander z rozkazu króla został stracony. Chares w jednej i tej samej godzinie otrzymał wolność, warsztat Nikandra na własność i tytuł złotnika królewskiego. On też wykonał nowy wieniec dla Zeusa. Archimedes zaś powrócił do badania ciał w wodzie i w powietrzu, co doprowadziło go do sformułowania słynnego „prawa Archimedesa".
===
Autor: mgr Hanna Korab
Źródło: Kalejdoskop Techniki. Nr 3 (179), marzec 1972.
6ac1af3b-515f-4c98-9afd-e733500376a3

Zaloguj się aby komentować

Niewyobrażalnie skomplikowane wnętrze protonu.
Proton jaki jest każdy widzi.
Oczywiście parafraza słów Benedykta Chmielowskiego jest tu jak najbardziej nie na miejscu, gdyż fizycy zajmujący się jego badaniem, od 50 lat nie mają spójnego jego obrazu.
W 1964 r. wysnuto hipotezę, że proton się musi się składać z bardziej elementarnych cząstek - kwarków, a dokładnie z 3 kwarków (dwóch górnych o cząstkowym dodatnim ładunku 2/3 i jednego dolnego o ujemnym ładunku 1/3) dających łącznie mu dodatni ładunek +1. Fakt ten został wielokrotnie potwierdzony empirycznie, a twórcami tego modelu byli fizycy Murray Gell-Mann i Georga Zweig.
Problemy z protonem w modelu kwarkowym Gell-Manna i Zweiga zaczęły się już w momencie obliczania jego masy. Kwarki bowiem odpowiadają zaledwie za 1% masy protonu. Model ich nie był w stanie przewidzieć właściwej masy protonu oraz spinu. Dopiero kolejna, dużo bardziej złożona teoria oddziaływań silnych tzw. chromodynamika kwantowa pozwoliła odpowiedzieć na pytanie o brakującą część masy protonu. W jej myśl pozostała część masy protonu wynika z energii wiązania gluonów (bozonów pośredniczących w oddziaływaniach silnych), na którą składa się energia kinetyczna kwarków oraz energia pól gluonowych wiążących kwarki ze sobą.
Obecnie fizycy zajmujący się badaniem protonu próbują wyjaśnić mechanizm jego "wyglądu", który w zależności od sposobu przeprowadzenia eksperymentu wydaje się nieco inny, od obrazu złożonego z trzech kwarków, przez kipiące morze kwarków i antykwarków po chmurę gluonów.
Najnowsza analiza zespołu kierowanego przez Juana Rojo skupiająca się na 5000 "obrazach" protonu zrobionych na przestrzeni ostatnich 50 lat, wykazała przy pomocy algorytmów uczenia maszynowego, że podczas "słabszych" kolizji, ledwo zdolnych rozbić proton, znaczna część pędu uwięziona jest w 3 podstawowych kwarkach. Jednakże, analiza pokazała też, że niewielka część pędu może pochodzić od kwarka i antykwarka powabnego, co sugeruje, że proton może stanowić "molekułę" składającą się nawet z 5 kwarków. Oczywiście, "obraz morza kwarków" pozwala na istnienie wewnątrz protonu chwilowej struktury zawierającej kwarki powabne jeśli tylko gluony zawierają wystarczająco dużo energii. Aczkolwiek, zespół Rojo doszedł do wniosku, że wkład kwarka i antykwarka powabnego w strukturę protony może być bardziej trwały niż się wydaje. Niemniej, trzeba czekać na kolejne eksperymenty, żeby to ewentualnie stwierdzić.
#fizycznenowinkifakera -> nowinki fizyczne i nie tylko - do obserwowania lub czarnolistowania.
Chcesz zerknąć do archiwalnych tłumaczeń bądź nowinek fizycznych? Wejdź na: https://www.fizyczne-nowinki-fakera.pl/
750e6f69-5ccd-4df3-be4b-b5f1a03c8fd7
Fake_R

@ZdrowyStolec Czekaj, czekaj...czy to aby nie z podręcznika jakiegoś słynnego profesora? ;D

Dyry

@Fake_R @ZdrowyStolec "Proton, mówisz? "Tyle energii, że ja pierdolę." Ja pierdolę ten proton razem z elektronami. Mogą sobie wsadzić ten proton w dupę. Nie ma takiego protonu, możemy spać spokojnie." - Profesor nieznany. #pdk

Zaloguj się aby komentować

Promienie X
-- I co teraz będzie? Co dalej? -- biadała matka. --Ty, taki zdolny fizyk! A co profesor Kundt mówi na to?
-- Mamo, i profesor nic nie poradzi. Uniwersytet w Würzburgu ma stare tradycje i nie wyrzeknie się ich. Nikt nie uzyska tam stopnia docenta, nawet gdy posiada tytuł doktora, jeśli -- przypadkiem nie ma matury. A to właśnie mój przypadek.
-- Otóż to! A więc znów musimy wracać do tego smutnego faktu, że nie dopuszczono cię osiem lat temu do matury! -- wybuchnął ojciec.
-- A to wszystko przez tę karykaturę nauczyciela, którą, jak twierdzisz, nawet nie ty narysowałeś!
-- Oczywiście, że nie ja, ojcze. Tyle lat już minęło od tamtej pory, dziś mogę ci powiedzieć: to Spellmann narysował profesora greki jako barana z rogami.
-- Spellmann! Syn najbogatszego bankiera w mieście! Ależ, mój chłopcze, dlaczego od razu wtedy nie powiedziałeś?
-- Jakże mogłem zdradzać kolegę, ojcze?
-- Przecież jemu nic by nie było. Bagatela, syn bankiera Spellmanna! Ko ośmieliłby się mruknąć słowo przeciw niemu? A ty, z twoim uporczywym milczeniem, doprowadziłeś do tego, że profesor postarał się, aby cię nie dopuszczono do matury! Ostatecznie byłeś tylko synem kupca Roentgena.
-- Ojcze, profesor dobrze wiedział, kto go skarykaturował -- ale potrzebny był mu kozioł ofiarny i ja nim zostałem.
-- I pomyśleć, że byliśmy tacy szczęśliwi, gdy udało ci się dostać na politechnikę w Zurichu bez matury! Kto mógł przypuszczać, że lepiej byłoby stawać jeszcze raz do egzaminu dojrzałości? I co teraz będzie -- biadała matka.
-- Co będzie? Jasne, co będzie, mateczko -- zdecydował ojciec. -- W rodzinie Roentgenów nie było dotychczas uczonych, ale byli zdolni rzemieślnicy, kupcy, marynarze. Głową muru nie przebijesz, mój chłopcze. Ofiaruję ci miejsce zastępcy w naszym przedsiębiorstwie.
Oczy pani Roentgen od razu obeschły z łez. Wyprostowała się i spojrzała chłodno na męża.
-- Wybacz Fryderyku, ale zdaje mi się, że pleciesz głupstwa. Wilhelm nie po to skończył z wyróżnieniem politechnikę w Zurychu, otrzymując stopień doktora, a profesor Kundt nie po to robi go swym pierwszym asystentem, aby nasz jedyny syn powrócił do kupieckiego kantorku. Wilhelm chce być uczonym, jest w nim -- wedle słów profesora -- materiał na uczonego i będzie uczonym.
-- Dziękuję ci, mamo -- wzruszył się Wilhelm i pocałował matkę w rękę.
-- Bardzo dobrze, ja nie protestuję, tylko jak to sobie wyobrażacie? Profesor Kundt, który jest tak dobrego mniemania o naszym synu, otrzymuj stanowisko profesora fizyki doświadczalnej w Würzburgu. Zabiera tam Wilhelma jako swego asystenta. Ale władze akademickie od razu zaznaczają, że Wilhelm Roentgen nie posunie się dalej w swojej karierze naukowej z powodu braku matury. A więc do śmierci zostaniesz asystentem?
Wszyscy umilkli przygnębieni. W tej ciszy zadźwięczał dzwonek.
-- Zdaje mi się, że to ktoś do nas przyszedł -- szepnął Wilhelm.
Chwilę słuchali, wreszcie Wilhelm wstał i już chciał wyjrzeć do przedpokoju, gdy weszła pokojówka z tacą, na której leżał list.
-- To do pana doktora -- rzekła, dygając przed Wilhelmem.
Młody Roentgen chwycił list, rozerwał go, przebiegł szybko oczami i wykrzyknął z radością:
-- Co za szczęście! Kochany profesor Kundt. Posłuchajcie, co donosi: "Wyjeżdżam z Würzburga, przyjąłem stanowisko profesora fizyki w Strasburgu, ofiaruję ci stanowisko pierwszego asystenta, przeszkód z docenturą nie będzie, przyjeżdżaj, Kundt."
===
W dwadzieścia pięć lat potem na tym samym uniwersytecie w Würzburgu, który nie chciał zatrudnić asystenta bez matury, Wilhelma Roentgena, tenże sam Wilhelm Roentgen, obecnie profesor, kierownik Instytutu Fizyki i rektor, siedział w swoim obszernym gabinecie i rozmyślał.
Był listopad 1895 roku, sobota po południu. Sale instytutu opustoszały i doktor Roentgen mógł swobodnie oddać się pewnemu naukowemu zagadnieniu, które ostatnio bardzo go zajmowało.
…Więc najpierw Faraday, genialny Faraday, który przepuszczał prąd elektryczny przez zamkniętą rurkę z rozrzedzonym powietrzem. Pod wpływem silnego napięcia rozrzedzone powietrze zaczynał się jarzyć tym mocniej, im bardziej spadało ciśnienie w rurce.
…Potem Crookes. Jego rurka była już znacznie lepiej opróżniona z powietrza. W dwa końce rurki wtopione były elektrody (Elektroda: tu pręt metalowy, do którego doprowadzony jest lub z którego odpływa prąd. Elektroda połączona z biegunem ujemnym nazywa się katoda; z dodatnim -- anoda. Przyp. autora). W tej rurce elektryczność płynęła w postaci strumienia elektronów od katody do anody. W miarę jak obniżano ciśnienie w rurce, występowały w niej różne zjawiska świetlne; wreszcie, gdy w rurce prawie już nie było powietrza, zanikały zjawiska świetlne, a za to zaczynało świecić szkło rurki naprzeciw katody. Wszyscy uczeni byli zgodni, że świecenie szkła rurki jest spowodowane działaniem promieni wytwarzanych przez katodę, dlatego nazwano je promieniami katodowymi. Były one oczywiście niewidoczne dla oka, widoczny był tylko efekt, jaki wywoływały.
Potrafiły one stopić szkło rurki naprzeciw katody; gdy w tym miejscu część ścianki szklanej zastąpiono ścianką z aluminium, promienie swobodnie przez nią przechodziły, nawet lepiej niż przez ściankę szklaną.
Zbadano te promienie; okazało się, że zasięg ich nie przekraczał kilku centymetrów, bo po wyjściu z rurki były pochłaniane przez powietrze. Dały się też odchylać przez magnes.
Roentgen miał w swojej pracowni rurkę Crookesa podobną do gruszki; w węższej jej części była osadzona katoda. Interesowało go pytanie, czy promienie katodowe, krótkie i łatwo zanikające, to są jedyne promienie powstające w lampie katodowej.
Aby ułatwić sobie badanie i sprawdzić, czy rurka Crookesa nie wytwarza innych promieni poza katodowymi, Roentgen przykrył ją szczelnie czarnym pudłem i wtedy dopiero włączył prąd. Liczył on na to, że jeśli rurka Crookesa wytwarza jeszcze inne promienie poza katodowymi, to może w zupełnej ciemności ujrzy je.
…Nie, nic nie zobaczył ciekawego wokół tego czarnego pudła. A jednak… jednak w pokoju daleko od pudła, pojawiła się jakaś zielonkawa świecąca mgiełka. Czyżby zasłony w oknach przepuszczały jakieś światło z ulicy? Sprawdził. Nie. Więc może czarne pudło było niezbyt szczelne? Nie, też nie. A jednak, gdy przerwał dopływ prądu do rurki Crookesa, rurki całkowicie przecież ukrytej! -- zielona mgiełka znikła. Gdy znów doprowadził prąd do rurki -- zielona mgiełka znów się pojawiła. A więc jest ona wyraźnie spowodowana przez doprowadzenie prądu do rurki Crookesa. I pojawiła się w tym samym miejscu co przedtem -- w odległości jednego metra od rurki.
Zaraz, zaraz. Ale co tam leży, gdzie zjawiła się ta mgiełka. Przy zapalonym świetle okazało się, że owszem, leży tam porzucona niedbale na ławce płytka szklana, pokryta solą platynowo-barową, używana w laboratorium do różnych doświadczeń. I teraz okazało się, że ilekroć rurka Crookesa była pod działaniem prądu, płytka leżąca na ławce świeciła zielonkawym światłem. Na pewno działały tu promienie wytworzone przez rurkę. Czarne pudło nie było dla nich żadną przeszkodą. Ale ta płytka leżała w odległości jednego metra od rurki -- a promienie katodowe tak daleko nie sięgają. A więc były to jeszcze jakieś inne promienie, dotychczas nieznane. "Nazwijmy je na razie promieniami X" -- pomyślał zdumiony Roentgen.
Od tego dnia Roentgen prawie nie wychodził z pracowni. Cóż z tego, że udało mu się wykryć jakieś nowe promienie, skoro jeszcze nic o nich nie wiedział? Z wolna jednak, dzięki niezliczonym doświadczeniom, przeprowadzanym w ciszy pustego gabinetu, Roentgen dowiadywał się o nich coraz więcej. Przede wszystkim stwierdził, że nie są to na pewno promienie katodowe. Promienie katodowe były szybko pochłaniane przez powietrze, zasięg ich był mały, najwyżej kilkunastocentymetrowy -- natomiast promienie X działały na odległość 2 metrów, promienie katodowe dawały się odchylać przez magnes; promienie X -- nie. No i promienie X sprawiają, że płytka, pokryta solą platynowo-barową, zaczyna świecić. Tak, to były zupełnie inne promienie.
"Ale przechodzą przez czarne pudło, Ciekawe czy przejdą np. przez talię kart" -- pomyślał Roentgen.
Przeszły; ale światło płytki stało się jakby słabsze. To samo, gdy między rurką Crookesa -- właściwie między czarnym pudłem -- a świecącą płytką Roentgen umieścił grubą książkę. Potem ustawił w tym miejscu drewniane, podłużne pudełka z ustawionymi kolejno odważnikami -- i drgnął ze zdumienia, gdy na płytce zauważył płaski rysunek odważników w prostokątnym, znacznie mniej zaznaczonym konturze drewnianego pudełka.
Pudełko zostało prześwietlone! Drewno nie powstrzymało promieni X, a metalowe odważniki powstrzymały! Dr Roentgen zaczął teraz gwałtownie badać, przez co promienie X przejdą a na czym się zatrzymają. Chwytał po kolei wszystko, co miał w pobliżu: stary klucz; przycisk metalowy w kształcie orła; dużą ołowianą kulę…
Kulę, aby się nie potoczyła, trzeba było trzymać ręką przed szklaną płytką. Roentgen spojrzał i omal nie zemdlał. Na tle świecącej płytki zobaczył szkielet kostny swej ręki, trzymający kulę, z luźno siedzącą obrączką na kościach czwartego palca.
===
Gdy 28 grudnia 1895 roku dr Roentgen przesłał Fizyko-Lekarskiemu Towarzystwu w Würzburgu doniesienie o odkrytych przez siebie promieniach X i ich właściwościach, wieść o tym rozeszła się po całym cywilizowanym świecie lotem błyskawicy. Z największą radością przyjęli tę wieść lekarze.
-- Pomyśl pan, co za udogodnienie, gdy np.. Kula utkwiła w ciele a my musimy ją wyjąć! -- unosił się jeden z nich. -- Dotychczas, aby stwierdzić jej położenie, trzeba było przeprowadzać bolesne sondowanie.
-- Ależ kolego, mnie się zdaje, że większą usługę oddadzą te promienie przy złamaniach kości! Łatwiej będzie stwierdzić złamanie, łatwiej zestawić kość -- zapewniał drugi.
-- A wykrywanie wrzodów żołądka! -- z góry już cieszył się trzeci.
Nikt nie przypuszczał jeszcze, że promienie X posłużą znakomicie do wykrywania nowotworów i do ich leczenia.
Inaczej na promienie X patrzono w wielkiej odlewni żelaza.
-- No, nareszcie mamy przyrząd, który pokaże nam naocznie, czy odlew nie ma jakichś uszkodzeń wewnętrznych, pęknięcia czy zanieczyszczeń -- zacierał ręce dyrektor fabryki.
Historycy sztuki żywo zabiegali o zakupienie lamp Roentgena do pracowni konserwatorskich przy muzeach.
-- Panie, wszyscy myśleliśmy, że to jest obraz Rembrandta, tylko nie mogliśmy się nadziwić, że Rembrandt tak nieudolnie namalował tę rękę i fałdy szaty. Aż tu spróbowaliśmy prześwietlić obraz promieniami Roentgena -- i co się okazało? Jakiś partacz w dwieście lat po Rembrandcie przemalował jego dzieła, nakładając swoje farby na jego malowidło i tylko niektórych części obrazu nie tknął. Promienie X pokazały nam, co się znajduje pod tą pacykatą. Specjaliści zmyli ją ostrożnie -- i teraz dopiero ukazał się światu prawdziwy Rembrandt!
Najszybciej do pracy zaprzęgli nową lampę fizycy; dzięki niej nauka posunęła się olbrzymim krokiem naprzód. Promienie X pozwalały na bardziej szczegółowe badania w dziedzinie budowy materii. Ale to jest cały osobny wielki temat.
Promienie X niedługo zachowały swą nazwę. Już w parę miesięcy po odkryciu Roentgena padł wniosek na posiedzeniu Fizyko-Lekarskiego Towarzystwa w Würzburgu, aby nowe odkryte promienie nazwać promieniami Roentgena. Wniosek nie został przyjęty jednogłośnie: przeciwko niemu wystąpił jeden uczestnik zebrania, był nim dr Roentgen.
Gdy w roku 1901 po raz pierwszy rozdzielano nagrody Nobla, nagrodę w zakresie fizyki otrzymał Roentgen. Całą otrzymaną sumę w wysokości 50 000 koron szwedzkich przekazał on uniwersytetowi w Würzburgu.
Przemyślni ludzie doradzali mu, aby opatentował swą lampę, gdyż wtedy będzie mógł czerpać z niej olbrzymie korzyści materialne. Roentgen zdumiał się, że ktoś mógł wpaść na taki pomysł.
-- Przecież opatentowanie lampy wpłynie ujemnie na jej upowszechnienie, a ona jest naprawdę przydatna. No i udoskonalanie jej odbywałoby się wolniej. Nie, zdobycze nauki muszą być dostępne dla wszystkich.
Był przez całe życie wzorem skromności, bezinteresowności i umiłowania wiedzy.
Umarł w roku 1923.
===
Autor: mgr Hanna Korab
Źródło: Horyzonty Techniki dla dzieci. Nr 11 (127), listopad 1967.
1c42a610-1e2f-4998-a039-5c57c1a5177a
Polinik

@ellisha_231

skąd masz tyle tego?


Po ojcu mi zostały. Ojciec przez 22 lata regularnie kupował co miesiąc.

Najstarszy numer mam ze stycznia 1962 roku, najnowszy ze stycznia 1984. I niemal wszystkie pomiędzy.


Heh, pierwszy numer pewnie kupił za gówniaka, ostatni jak już byłem na tym świecie.


Pamiętam, że jeszcze jakoś w 1990 zauważyłem jakiś numer w kiosku ruchu, ale nie kupiłem, bo nie miałem gotówki, do dziś żałuję.


Wychowałem się na tym i czerpałem kupę wiedzy o historii, chemii, fizyce, mechanice, matematyce, majsterkowaniu.


Kupa wartościowego kontentu, szkoda się nie podzielić.


https://pl.wikipedia.org/wiki/Kalejdoskop_Techniki

e613b901-6380-4eff-8116-b148347eced4
Ultraknur9000

@Polinik Pięknie, dzięki za udostępnienie. Ciekawe ilu dzisiaj mamy takich "zdolnych bez matury"...

Zaloguj się aby komentować

Jak Armand Fizeau zmierzył prędkość światła
Fizeau jeszcze raz pochylił się nad zapisanym przed chwila arkuszem papieru. Obliczenie było bardzo proste, ale nie dowierzał sam sobie, wolał je sprawdzić. W takiej sytuacji -- oczekiwania na wynik doświadczenia -— pomyłka mogła zdarzyć się nawet jemu, znanemu fizykowi, dla którego matematyka było posłusznym narzędziem w codziennej pracy. A więc jednak wszystko zgadza się. Odłożył pióro i zamyślił się nad wynikiem. Prędkość przeszło trzystu tysięcy kilometrów na sekundę zafascynowała go. Toż przecież światło dociera na odległość, w jakiej księżyc okrąża Ziemię, w niewiele więcej niż jedną sekundę. Po chwili zaduma ustąpiła miejsca zadowoleniu. Ostatecznie miał ku temu powody. Nikt przed nim nie zmierzył prędkości światła w warunkach ziemskich. Owszem, astronomowie już dawno stwierdzili, że światło rozchodzi się ze skończoną, chociaż bardzo dużą prędkością. Nawet ją obliczyli. Ale jemu pierwszemu udało się opracować metodę pomiaru, którą można było stosować bez oczekiwania na sprzyjające zjawiska astronomiczne, powtarzać wielokrotnie i niemal natychmiast po pomiarze otrzymywać gotowy wynik liczbowy.
Aparatura. którą posłużył się Armand Fizeau, była dość prosta. Promienie światła silnej lampy były kierowane przez soczewkę do urządzenia pomiarowego. Tu odpowiedni układ soczewek skupiał je i kierował na tryby dużego koło zębatego. Promień przechodził przez szczelinę między zębami koła, odbijał się od odległego o ponad 8 km zwierciadła i wracał znów do koła zębatego.
Rozpoczynając pomiar, Fizeau wprawił koła zębate w coraz szybsze obroty. I teraz nastąpił najciekawszy moment. Otóż przy odpowiednio szybkich obrotach koła, promień światła przebiegał przez szczelinę między zębami koła, lecz powracając po odbiciu od zwierciadła natrafiał już nie na szczelinę, lecz na ząb, który w międzyczasie zdążył przesunąć się na miejsce szczeliny. Promień zatrzymywał się na zębie, nie docierając do oka obserwatora.
W przeprowadzonym, przez siebie doświadczeniu Fizeau zastosował koło o 720 zębach (oczywiście wycięć między zębami było tyle samo). Zaciemnienie pola widzenia wystąpiło przy 12 obrotach na sekundę. Czas potrzebny na to, aby środek zęba przeszedł na miejsce środka wycięcia pomiędzy zębami wynosił zatem 1 / (12 * 720 * 2) sekund. co daje około jedną siedemnastotysięczną część sekundy. Stacje pomiarowe były oddalone od siebie o 8633 metry. W czasie jednej siedemnastotysięcznej części sekundy światło przebywało tę drogę dwukrotnie -— tam i z powrotem, pokonywało więc łącznie odległość 17266 metrów. Ostatecznie prędkość pomiarów francuskiego uczonego miała wartość około 300 tysięcy kilometrów na sekundę.
Dla uzyskania dostatecznie dużej odległości między stacjami pomiarowymi, nie przesłoniętej żadnymi przeszkodami terenowymi, Fizeau ustawił zaprojektowaną przez siebie aparaturę na wieżach zamkowych, których tyle pozostała na terenie Francji z czasów średniowiecza. Opisane doświadczenie zostało wykonane w roku 1849. Zaledwie rok później inny fizyk francuski nazwiskiem Foucault opracował metodę, pozwalającą na pomiar prędkości światła na bardzo krótkiej drodze —— na przykład wewnątrz niewielkiej pracowni. Było ona dokładniejsza i rzecz jasna bardzo wygodna, a metoda Armanda Fizeau wkrótce po swych narodzinach przeszła do historii. Przyniosła jednak swemu wynalazcy nagrodę w wysokości 10000 franków, przyznaną mu w 1856 roku. Był to wyraz uznania dla Fizeau za jego liczne prace w dziedzinie fizyki.
Inny eksperyment przeprowadził urodzony w Strzelnie na Pomorzu fizyk amerykański Albert Michelson. Stwierdził on, również na podstawie doświadczenia, że ruch Ziemi wokół Słońca nie ma wpływu na wyniki pomiarów prędkości światła, udowodnił więc, że prędkość światła jest prędkością stałą. Według najnowszych badań wynosi ona w próżni 299 792,8 kilometra na sekundę
=================================================================================
Przez wycięcie w rurze, stanowiącej obudowę pierwszej lunety, wchodzi do jej wnętrza koło zębate.
Koło to obraca się i jest umieszczone tak, że podczas obrotu zęby przesłaniają co chwilę wiązkę promieni świetlnych biegnących pomiędzy lunetami. Między okularem pierwszej lunety a kołem zębatym znajduje się półprzezroczysta płytka szklana P, nachylona pod kątem 45 stopni do osi lunety, na którą przez soczewkę S rzucane jest światło ze źródła L. W ognisku drugiej lunety ustawione jest zwierciadło Z.
Przypuścimy na początek, że koło zębate jest nieruchome i że trafia na ognisko obiektywu pierwszej lunety wycięciem pomiędzy zębami. Światło ze źródła L, na przykład lampy, kierowane jest przez soczewkę S na płytkę półprzezroczystą P i po odbiciu od niej ulega skupieniu. Przechodzi następnie przez wycięcie pomiędzy zębami koła K i biegnie dalej w kierunku drugiej lunety.
Tu następuje odbicie światła od zwierciadła Z i powrót w kierunku, z którego nadbiegło. Ponieważ płytka P jest półprzezroczysta, obserwator patrzący przez pierwszą lunetę widzi światło.
Jeżeli teraz koła zębate zostanie wprawione w ruch obrotowy, to patrząc przez pierwszą lunetę widzi się na przemian rozjaśnienia i zaciemnienia pola widzenia. Przy pewnej określonej, dostatecznie dużej, prędkości obrotów koło K pole widzenia staje się zupełnie ciemne. Zaciemnienie to występuje wtedy, gdy promień, który przejdzie przez szczelinę między zębami, po odbiciu od zwierciadła w lunecie drugiej, powracając natrafia na ząb.
=================================================================================
Autor: Jerzy Wierzbowski
Źródło: Kalejdoskop Techniki. Nr 9 (185), wrzesień 1972.
d9276918-a7fb-4a6e-a451-fcb7e6e35b5b
Dyry

@Polinik W ramach ciekawostki, to mogę tutaj jeszcze wrzucić, że światło ma strukturę ziarnistą - fotonowa natura światła.

Polinik

@Dyry


Też nie.


Światło ma naturę korpuskularno-falową.


W zależności od eksperymentu -- światło zachowuje się jak fala albo jak cząsteczka. Słynny eksperyment z dwiema szczelinami.


Są też eksperymenty, w których światło zachowuje się równocześnie jak cząsteczka i fala.


I nie tyczy się to tylko światła -- inne cząstki subatomowe też się tak zachowują.


Żadna to ciekawostka, tylko natura światła znana od dziesiątków lat. (✌ ゚ ∀ ゚)☞

Dyry

@Polinik No to chyba Carlo Rovelli kłamał, mówiąc że 'materia - w tym światło - musi mieć strukturę ziarnistą' w kontekście teorii mechaniki kwantowej.

Zaloguj się aby komentować

i znowu
Hejto bawi, Hejto uczy. Teraz fizyka
https://streamable.com/0j0aum
stfor

@Dalmierz_Ploza no właśnie nie, rowery i inne jednoślady utrzymują równowagę na zupełnie innej zasadzie. Zauważ że rower utrzymuje równowagę nawet gdy jedzie bardzo powoli, tak że koło ledwo się obraca.


Za utrzymanie równowagi odpowiada ukośne zamocowanie kierownicy które powoduje, że gdy rower się pochyla to zaczyna skręcać i siła odśrodkowa na zakręcie stawia go do pionu.


Efekt żyroskopowy i precesja wywołane kręceniem się kół są wyczuwalne dopiero gdy jedzie się szybko (ponad 30km/h) z jednej strony dodatkowo stabilizują rower ale z drugiej utrudniają pokonywanie zakrętów.

Zaloguj się aby komentować

Kto miał kalejdoskop za gówniaka?
Kto rozebrał, żeby zobaczyć ten skomplikowany system przesłon, który na pewno musiał być w środku?
Kto się rozczarował, jak okazało się, że tam są tylko kolorowe śmieci od ruskich?
====================================================
Czarodziejska rurka
Było to w Edynburgu, w roku 1817. Dawid Brewster, uczony fizyk i członek Królewskiego Towarzystwa Naukowego, siedział w zaciemnionym pokoju swego domu, zajęty pracą naukową. Na biurku paliła się tylko mała świeczka, osłonięta ze wszystkich stron. Brewster interesował się optyką; miał już za sobą poważne osiągniecia w dziedzinie polaryzacji światła. Wiadomo, że światło ma charakter falowy -- są to fale poprzeczne. Każdy promień światła składa się z takich fal leżących we wszystkich możliwych płaszczyznach wzdłuż danego promienia. Można jednak za pomocą odpowiedniego przyrządu, zwanego polaryzatorem, sprawić, aby fala świetlna leżała w jednej tylko płaszczyźnie -- i to się nazywa polaryzacją światła. Brewster miał poważne osiągnięcia w badaniu zjawiska polaryzacji, jedno z odkrytych przez niego praw nazwano nawet prawem Brewstera. Teraz jednak zajmowały go inne zjawiska optyczne. Badał odbicie promienia świecy od dwóch zwierciadeł płaskich, ustawionych w stosunku do siebie pod pewnym kątem. Promyk światła, przepuszczony przez wąską szczelinę, padał na zwierciadło, odbijał się od niego, padał na drugie zwierciadło.
W pewnej chwili Brewster chciał zajrzeć do swoich notatek. Podniósł się od stołu, aby rozsunąć zasłony przy oknach. Spojrzał przy tym przez szyby i zobaczył, że na ganku siedzi ze smutną miną jego dziesięcioletni syn. Uchylił okna.
-- Co się stało, Robin, dlaczego nie bawisz się w ogrodzie z Harrym?
-- Harry się pokłócił ze mną i poszedł do domu.
-- To czemu nie bawisz się sam? Masz tyle zabawek.
-- Wciąż tylko te same zabawki i zabawki — mruknął Robin.
Pan Brewster podumał chwilę, ale nie znalazł rady na zniechęcenie syna. Przymknął okno, przejrzał swoje notatki i znów zaciemnił pokój.
A gdyby te dwa zwierciadło zestawić dłuższymi krawędziami, tak żeby ich lustrzana powierzchnia znalazła się w środku? Brewster połączył lusterka, które utworzyły jakby dwa boki graniastosłupa o podstawie trójkątnej. Teraz próbował rzucić promień światła do wnętrza.
Nie, nie tak. Żeby lusterka dobrze się trzymały, wsuńmy je do tekturowej rury. Zachowajmy między nimi kat 60 stopni, a rurę tekturową zaczernijmy wewnątrz.
A teraz wypróbujmy nasz przyrząd. Trzeba by u brzegu rury umieścić coś, co odbijałoby się w lusterkach, w jednakowej odległości od obu. Zgasił świecę, rozsunął zasłony, sięgnął po pierwszy lepszy przedmiot: niebieski ołówek. Wsunął koniec ołówka do rury zwierciadlanej. Zajrzał i zobaczył to, czego należało się spodziewać: na jednej płaszczyźnie zwierciadlanej ujrzał kilka obrazów ołówka. Był więc bezpośredni obraz ołówka, odbicie obrazu ołówka z drugiego zwierciadła, powtórne odbicie obrazu z pierwszego zwierciadła w drugim i powtórzenie tego odbicia w pierwszym.
Ale wszystkie te obrazy niebieskiego ołówka daje tylko jedna ścianka zwierciadlana. Gdy podniósł tekturowa rurę do oczu, zaroiło mu się od ołówków, bo zobaczył na obu jego ściankach po wiele jego obrazów. Wszystkie one jakby wychodziły z jednego punktu, który leżałby w centrum wieczka przysłaniającego rurę -- gdyby takie wieczko istniało.
Brewster szybko wykonał wieczko z przezroczystego pergaminu i po namyśle zrobił na nim parę purpurowych plam. Zajrzał do rury pod światło i zobaczył cały wieniec purpurowych plam, symetrycznie rozłożonych wokół centrum.
-- Bardzo ładny deseń -- mruknął do siebie -- Można by go zastosować w zdobnictwie: to jest deseń na jakąś kolistą powierzchnie. Szkoda, że tylko dwukolorowy, czerwony na białym tle.
I w tej chwili przyszło mu coś do głowy. Zaczął zbierać w pokoju różne kolorowe drobiazgi: trochę okruchów ze stłuczonych butelek zielonych, szafirowych i brązowych, jakieś odłamki ze stłuczonej płytki czerwonego szkła.
Wieczko wykonał starannie, a właściwie było to podwójne denko: jedno ze szkła przezroczystego, drugie z matowego. Miedzy oba denka nasypał trochę nazbieranych różnokolorowych okruchów. Z drugiej strony wolca dał przysłonę z otworkiem. Podniósł rurę do oczu i aż się zaśmiał z uciechy. Różnokolorowe okruchy zsypały się na siebie byle jak; ale ten dowolny bezład, powtórzony po wielokroć, uporządkowany w odniesieniu do centrum wieczka, stał się idealna symetrią. Jak pięknie powtarzały się w tych samych odstępach plamy czerwone, zielone, szafirowe!
Brewster poruszył rurą i drobne okruszyny przesypały się w wieczku. Ten inny porządek, powtórzony wielokrotnie, znów stworzył idealnie symetryczny w rozłożeniu kolorów obraz. Za każdym poruszeniem rury powstawał coraz to inny obraz rozłożonych regularnie plam barwnych.
===
Wieczorem przy kolacji pan Brewster spytał syna:
-- No i co robiłeś przez całe przedpołudnie?
Robin spuścił i jednocześnie odwrócił głowę.
-- Nudził się -- rzekła oskarżająco pani Brewster -- i wciąż przeszkadzał niani i mnie w smażeniu konfitur.
To oskarżenie jakoś nie oburzyło ojca.
-- No, synu, co ci kupić? -- spytał z czułością. -- Na jaka zabawkę masz ochotę?
-- Nie kupuj mu żadnej -- przerwała surowo pani Brewster -- każda mu się sprzykrzy po dwóch dniach.
Ale uczony uśmiechnął się, jakby sobie nagle coś przypomniał.
-- A wiesz co? Mam dla ciebie zabawkę, która ciągle się zmienia.
Chłopiec popatrzył niedowierzająco.
-- A czy są takie zabawki?
-- No... ja bym to raczej nazwał urządzeniem naukowym. opartym na zasadzie odbijania się przedmiotów w kilku zwierciadłach płaskich.
To naukowa definicja zaimponowała Robinowi.
-- A czy można to urządzenie naukowe zobaczyć?
-- Ten aparat naukowy? Można.
Uczony wstał i przyniósł ze swego gabinetu rurę tekturową długości około 20 centymetrów. Z jednej strony miała ona przysłonę z otworkiem, z drugiej zamknięta była przykrywką szklaną. Skromny wygląd rozczarował nieco Robina.
-- To jest ten... aparat?
-- Tak, to jest ten instrument naukowy.
-- Instrument?
-- Albo przyrząd, jak wolisz.
-- Więc co to wreszcie jest? -- wykrzyknął chłopak, pewien. że ojciec żartuje sobie z niego. -- Mówisz. że to jest urządzenie, aparat, instrument, przyrząd. A co on przyrządza, ten przyrząd?
-- Ano, zobacz. Zajrzyj do środka.
Chłopiec spojrzał w otworek i na twarzy jego ukazało się zainteresowanie.
-- To takie jak mozaika. Ładne.
-- A porusz teraz to aparaturą.
Robin wydał okrzyk zachwytu.
-- Teraz inna mozaika się zrobiło! Teraz znów inna! I znów inna! Jakie to piękne! Czy dużo takich wzorów siedzi w tej rurze?
-- Myślę. że żaden chyba nie powtórzy się dwa razy.
-- A jak się nazywa ta... ta aparatura?
-- To narzędzie do wytwarzania kolorowych mozaik będzie się nazywać kalejdoskop, co po grecku oznacza „oglądanie pięknego obrazu". Należałoby jeszcze dodać, że kalejdoskop przedstawia obrazy nie tylko piękne, ale również ciągłe zmieniające się. W kalejdoskopie zawsze jest coś nowego i ciekawego.
===
Autor: H. Laskowska
Źródło: Kalejdoskop Techniki. Nr 1 (165), styczeń 1971.
42b46d3f-1d30-46c9-965a-31a51a832abd

Zaloguj się aby komentować

Jak Henry Cavendish zważył Ziemię
Był już późny wieczór i w pokoju panował półmrok. Henry Cavendish dziarskim, mimo przeżytych sześćdziesięciu siedmiu lat, krokiem przechadzał się tam i z powrotem. Czuł się bardzo dobrze wśród niczym nie zmąconej ciszy. Obecność ludzi i gwar rozmów męczyły go zawsze. Zawsze był samotnikiem i na nic nie zamieniłby dni i tygodni całych spędzonych nad obmyślaniem nowych doświadczeń, a potem wykonywaniem eksperymentów. Pasją jego życia była chemia. Chemia i związane z nią doświadczenia. To one są przecież motorem posuwającym nieustannie wiedzę człowieka o otaczającym go świecie naprzód, ku nowym odkryciom. O sławę nie dbał, nie zamierzał nawet publikować wyników swoich prac. Ważne było dlań tylko wykonywanie doświadczeń.
Właśnie niedawno zapoznał się Cavendish z opisem ciekawego eksperymentu. Już w trakcie czytania uczony wiedział. że musi ten opis wykorzystać. Zważyć Ziemię. To przecież wymarzone dla niego zadanie. Nieważne, że odmienne od jego chemicznych doświadczeń, wymaga przecież nie mniejszej niż one dokładności.
W niedługim czasie potrzebna aparatura była gotowa. Cavendish, stojąc teraz w progu sąsiedniego pokoju, przyglądał się jej z takim zainteresowaniem, Jakby widział ją po raz pierwszy. Był wyraźnie zadowolony ze swego dzieła. „A więc już jutro będzie można przystąpić do pomiarów" -- pomyślał. Przygładził dłonią siwe włosi zamykając starannie drzwi laboratorium przeszedł do jadalni.
Było już dawno po kolacji, ale Henry Cavendish nadal siedział w jadalni. Przyćmione światło i wygodny miękki fotel skłaniały do zadumy. Niemłody już uczony rozmyślał swym rodaku. sir Newtonie i jego prawie powszechnego ciążenia. To dziwne, ale przecież nawet jego lewa ręka przyciąga prawą, choć tak małą siłą, że jej się w praktyce nie odczuwa. Tak samo, gdyby wziąć ciężarek o pewnej masie, to Ziemia przyciąga go z siłą, jaką można zmierzyć za pomocą wagi sprężynowej. Siła ta będąca niczym innym jak tylko ciężarem odważnika, zależy od masy ciężarka i całej Ziemi, od odległości środków ich mas i od stałego współczynnika. Właśnie ten współczynnik był przedmiotem zainteresowania uczonego. Znając jego wartość. a ponadto siłę przyciągania przez Ziemię dowolnego odważnika (czyli jego ciężar) oraz jego masę i odległość od środka Ziemi — będzie mógł wyznaczyć masę planety. Będzie mógł niejako zważyć Ziemię.
Nazajutrz dzień wstał ciepły i słoneczny. To dobry znak. Ładna pogoda napełniała Cavendisha zapałem do pracy. Już o świcie uczony był w laboratorium. Chciał jeszcze raz wszystko sprawdzić. Nie lubił niespodzianek, a właściwa mu sumienność była pod tym względem jego wielkim sprzymierzeńcem. Teraz w świetle dnia aparatura wypełniająca pokój zdawała się tylko czekać, aż uczony ją uruchomi. Tymczasem raz jeszcze jego spokojny wzrok błądził po dźwigniach, drutach i innych częściach aparatury.
Komuś. kto zobaczyłby tę dziwną konstrukcję po raz pierwszy, na pewno wydałaby się ona niezrozumiała. Ale uczony przemyślał wszystko starannie: pręt z dwoma drutami, na końcach których umocowane są duże kule metalowe; za pomocą układu dźwigni wyprowadzonego do sąsiedniego pokoju można obracać pręt, zmieniając położenie dużych kul względem dwóch innych malutkich kuleczek, umieszczonych z kolei na końcach drewnianego pręta, zawieszonego na długim giętkim drucie. Jeżeli na pręt podziała niewielka nawet siła, to wywoła ona skręcenie drutu, na którym pręt zawieszano. Kąt skręcenia drutu zależy od siły działającej na drewniany pręt, może więc stanowić jej miarę. Znając wartość kąta z odpowiednich pomiarów, uczony będzie mógł łatwo obliczyć siłę, która wywołała takie skręcenie.
Upewniwszy się, że wszystko jest w należytym porządku. Cavendish zamknął laboratorium i przeszedł do sąsiedniego pokoju. Pomiary są tak dokładne, że jego obecność mogłaby je zakłócić nawet niewielkim podmuchem powietrza. Będzie więc z przyległego pomieszczenia zmieniał za pomocą dźwigni położenie dużych kul względem małych. Dzięki temu zmieniać się będzie, siła z jaką duże ołowiane kule przyciągają małe kuleczki umocowane do drewnianego pręta zawieszonego na drucie. Wywoła to obrót pręta i skręcenie drutu. W ścianie laboratorium umocował uczony lunetkę, za pomocą której będzie mógł śledzić wychylenia przyrządu.
Cavendish ujął długimi palcami uchwyty znajdującej się w sąsiednim pomieszczeniu aparatury i zbliżył twarz do lunety. Nieopodal na biurku przygotował papier do notowania wyników. Po wielekroć zmieniał ustawienie kul, wiele razy działki specjalnej skali przesuwały się w polu widzenia lunety.
Po kilku dniach wytężonej pracy uczony miał już komplet dwudziestu trzech pomiarów. To wystarczy, aby ustrzec się od przypadkowych błędów. Na dalsze próby szkoda było czasu - niewiele już mogłoby płynąć na uściślenie wyników. Przyszedł czas na obliczanie. Mając już współczynnik mógł teraz Cavendish określić z prawa powszechnego ciążenia masę Ziemi. a potem... potem także Księżyca, Słońca i obiegających je planet. Pochylony nad kartkami papieru uczony wypisywał zawrotnie wielkie liczby. Blisko 12 000 000 000 000 000 000 000 000 funtów.
Nawet na nim, przywykłym do ścisłego rozumowania i nie poddającym się łatwo emocji -- cyfra z dwudziestoma czterema zerami wywołała duże wrażenie. A więc tyle wynosi masa Ziemi. Wydała mu się przez chwilę, że nieco mocniej uczuł jej przyciąganie, dzięki któremu tak wygodnie spoczywał w swym głębokim fotelu.
Ale zaraz, ile w takim razie wynosi średnia gęstość naszej planety? Uczony obliczył pospiesznie objętość Ziemi i obliczoną wcześniej wartość masy naszej planety podzielił przez otrzymany przed chwilą wynik. Sprawdził jeszcze dla pewności rachunki. Nie, nie pomylił się. Średnia gęstość Ziemi jest prawie pięć i pół raza większa niż gęstość wody. Ze swych wędrówek geologicznych pamięta, że nie natrafił nigdy na tak ciężkie skały. Widocznie we wnętrzu Ziemi muszą się cięższe niż na jej powierzchni substancje. A może kryje ona w sobie olbrzymie pokłady żelaza?
Henry Cavendish poczuł się zmęczony. Wstał od biurka i udał się na swój codzienny wieczorny spacer. Był rok 1798.
===
Autor: Jerzy Wierzbowski
Źródło: Kalejdoskop Techniki. Nr 2 (190), luty 1973.
27ef13bd-0ed0-4355-8e57-bae6cc775491
Polinik

Od siebie dodam jeszcze, że wartość stałej grawitacji, którą wtedy wyznaczył była tak dokładna (no, może nie była to stała grawitacji w takiej formie jak dziś się stosuje, ale można ją paroma przekształceniami do niej doprowadzić), że zaktualizowano ją dopiero 97 lat później a różniła się zaledwie o 1% od wartości przyjmowanej obecnie.

Zaloguj się aby komentować

Polecam „Krótką historię prawie wszystkiego”. Książka bardzo popularna, ale pomimo tego, że czytam dość dużo i lubię popscience to jakoś mnie ominęła. Tomiszcze dość spore, ale napisane w bardzo fajnym stylu (czasem troszkę zbyt powierzchownie jak na mój gust, ale przynajmniej nie przytłacza nadmiarem informacji). Zaczynamy od Wielkiego Wybuchu, lecimy przez czasoprzestrzeń do ludzkości, po drodze poznajemy najważniejszych uczonych i ich teorie. Fajne spojrzenie na dokonania nauki do początku XXI wieku, i tego co wiemy o historii wszechświata. Wyhaczylem w Empiku za niecałe 40 PLN.
5c4b7f0b-4b19-43b5-a65b-3261bea8386c
MaX

@aceventura świetna książka czytałem 15 lat temu

129f0139-3dcd-42cb-b32a-5fae7a6cc6a3
aceventura

@gumowy_ogur tak. Autor wychodzi z założenia, że masz nikłą wiedzę przyrodniczą, spokojnie lektura dla bystrzejszego 7 klasisty

Zaloguj się aby komentować

Starożytna tajemnica doskonałej jakości dźwięku w starożytnym greckim teatrze w Epidauros została wreszcie rozwiązana - twierdzą naukowcy w najnowszym badaniu.
___________________
Wpis jest tłumaczeniem artykułu "Scientists Solve Mystery of High Quality Sound at Theater of Epidaurus" / Ioanna Zikakou / 27-03-2022 / https://greekreporter.com/2022/03/27/greek-amphitheaters-high-quality-sound/
___________________
Naukowcy od dziesięcioleci zastanawiali się nad wysoką jakością dźwięku w teatrze w Epidauros, tworząc po drodze pewne teorie.
Starożytny teatr w Epidauros został zaprojektowany przez Polykleitosa w IV wieku p.n.e. Pierwotne 34 rzędy zostały w czasach rzymskich powiększone o kolejne 21 rzędów. Mieści się w nim do 14 000 widzów.
Teatr jest podziwiany za wyjątkową akustykę, która pozwala na niemal doskonałą zrozumiałość słów wypowiadanych z proscenium bez wzmocnienia dla wszystkich 14 000 widzów, niezależnie od miejsca siedzącego.
Niektórzy twierdzą nawet, że z każdego miejsca na widowni można usłyszeć uderzenie szpilki lub zapałki o podłoże.
Z biegiem lat powstało kilka teorii mających na celu wyjaśnienie tego zjawiska, zarówno wśród naukowców, jak i amatorów.
Niektóre z tych teorii sugerują, że dominujące wiatry przenosiły dźwięki lub że maski wzmacniały głosy.
Naukowcy z Georgia Institute of Technology odkryli, że wapienny materiał, z którego wykonane są siedzenia, zapewnia efekt filtrujący, tłumiąc niskie częstotliwości głosów - w ten sposób minimalizując hałas w tle.
Co więcej, rzędy wapiennych siedzeń odbijają wysokie częstotliwości z powrotem w kierunku publiczności, wzmacniając ten efekt - donosi serwis Live Science.
"Kiedy po raz pierwszy zająłem się tym problemem, sądziłem, że efekt wspaniałej akustyki jest spowodowany falami powierzchniowymi, które niemal nie tłumią hałasu w teatrze. Podczas gdy głosy wykonawców są przenoszone, nie przewidziałem, że niskie częstotliwości mowy również są w pewnym stopniu filtrowane" - powiedział inżynier mechanik Nico Declercq.
Zadziwiające jest jednak to, że greccy budowniczowie teatru prawdopodobnie nie rozumieli zasad, które doprowadziły do wyjątkowej słyszalności dźwięku ze sceny.
Gazeta The Guardian donosi, że badania przeprowadzone przez Constanta Haka, docenta na Politechnice w Eindhoven, i jego zespół sugerują, że takie twierdzenia to niewiele więcej niż grecki mit.
W serii artykułów konferencyjnych, które obejmowały również eksperymenty w Odeonie Herodesa Atticusa i teatrze w Argos, Hak i jego koledzy opisują, w jaki sposób testowali te twierdzenia.
Użyli 20 mikrofonów, umieszczając każdy z nich w 12 różnych miejscach wokół teatru w Epidauros, wraz z dwoma głośnikami, jednym na środku "sceny" - lub orkiestry - i jednym z boku.
Oba głośniki odtwarzały, z niewielkim opóźnieniem, dźwięk, który przechodził od niskich do wysokich częstotliwości, przy czym głośniki były ustawione w pięciu różnych orientacjach. W sumie wykonano około 2400 nagrań.
Zespół wykorzystał te dane do obliczenia natężenia dźwięku w różnych punktach teatru. Następnie wykonano serię laboratoryjnych nagrań dźwięków, takich jak upuszczanie monety, darcie papieru czy szept osoby, po czym odtworzono je uczestnikom, którzy dostosowywali głośność dźwięków tak, by były słyszalne ponad hałasem tła.
Wyniki były następnie wprowadzane do obliczeń zespołu, aby ustalić, jak daleko od orkiestry będą słyszalne poszczególne dźwięki.
Podczas gdy dźwięk upuszczonej monety lub rozdartego papieru byłby słyszalny w całym teatrze, to moneta lub papier byłyby słyszalne tylko w połowie wysokości siedzeń.
W przypadku uderzenia zapałki sytuacja była jeszcze gorsza, a szept był zrozumiały tylko dla osób siedzących z przodu.
Dalsze prace, oparte na głośnikach odtwarzających głosy, wykazały, że tylko wtedy, gdy aktorzy mówili głośno, ich słowa były zrozumiałe dla osób siedzących najdalej od orkiestry.
Wyniki te zostały zakwestionowane przez grupę greckich naukowców, którzy twierdzą, że zastosowane metody nie były naukowe.
___________________
Dołącz do grupy Nauka - to społeczność dla wszystkich zainteresowanych nauką, jej zdobyczami, rozwojem, sukcesami i porażkami; dla głodnych wiedzy i sprawdzonych informacji!
https://www.hejto.pl/spolecznosc/nauka
Obserwuj też wartościowe tagi #qualitycontent #nauka oraz @arcy
pescyn

@arcy tyle co ja legend o antycznych teatrach i ich nagłośnieniu to ja nawet nie wiem .... a tu proszę rozkmina naukowców - super

Zaloguj się aby komentować