#ciekawostkihistoryczne

75
4340
Prawdopodobnie jedyny znany wizerunek Jagiełły, wykonany jeszcze za jego życia.
Fresk pochodzi z kaplicy Trójcy Świętej na zamku w Lublinie.

Kaplica ta została zbudwana za panowania Kazimierza Wielkiego, ale Władysław Jagiełło zlecił pokrycie jej freskami w stylu wschodnim. Budowla oraz malowidła przetrwały ponad 600 lat, do dzisiejszych czasów, co jest rzadkością na polskich ziemiach, niszczonych przez wojny i zabory, a także zmienne gusta kolejnych właścicieli. Podobne malowidła, zamówione przez króla do przyozdobienia sal na Wawelu, nie zachowały się.

Na jednym z fresków znajduje się wizerunek samego fundatora malunków, modlącego się do Matki Boskiej z Dzieciątkiem. W chwili jego wykonania miał ok. 50-60 lat. O ile sama twarz została przedstawiona dosyć schematycznie, nie ulega wątpliwości, że artysta usiłował uchwycić pewne charakterystyczne cechy jego fizjonomii, takie jak łysina z dłużśzymi włosami z tyłu, oraz broda.

#ciekawostkihistoryczne #zabytki
a778683b-676c-4387-bf9a-2936a10943f7
monke

Co ten Piotr Frączewski?

Stashqo

@GazelkaFarelka czyli klasycznie:

krótko z przodu długo z tyłu i wąsy na przedzie

( ͡° ͜ʖ ͡°)

ipoqi

Czytałem już o tej kaplicy parę ładnych lat temu, tylko ten Lublin jakoś niegdy nie po drodze.

GazelkaFarelka

@ipoqi polecam zwiedzanie całego zamku, można wejść na basztę, jest trochę wystaw archeologicznych, malarstwa, oryginał obrazu Matejki "Unia Lubelska", tak że spokojne dwie godzinki zwiedzania. Niewielkie ceny biletów (cała rodzina 90 zł karnet na wszystko), mały ruch, darmowy parking w galerii koło zamku.

Zaloguj się aby komentować

Józef Dąbrowski "Katastrofa kaliska : opowieść naocznego świadka" wyd. Warszawa 1914 cz VIII

#iwojnaswiatowa #historia #pierwszawojnaswiatowa #ciekawostkihistoryczne #Kalisz1914

Poprzednie części pod tagiem #Kalisz1914

Tymczasem‎ ‎zbliżała‎ ‎się‎ ‎piąta‎ ‎godzina.‎ ‎Pieniądze‎ ‎zostały‎ ‎wypłacone‎ ‎w‎ ‎całości.‎ ‎Wydostano‎ ‎je z‎ ‎kas‎ ‎banków‎ ‎i‎ ‎Towarzystw‎ ‎pożyczkowo-oszczędnościowych — zakładników‎ ‎jednak‎ ‎nie‎ ‎puszczono - owszem‎ ‎—‎ ‎dołączono‎ ‎do‎ ‎nich‎ ‎jeszcze‎ ‎prezydenta Bukowińskiego.
Zamkniętych‎ ‎biedaków‎ ‎Preusker‎ ‎wręcz‎ ‎torturował‎ ‎moralnie.‎ ‎Jak‎ ‎opowiadał‎ ‎jeden‎ ‎z‎ ‎nich‎ ‎— Handtke‎ ‎—‎ ‎przy‎ ‎każdej‎ ‎salwie‎ ‎wchodził‎ ‎do‎ ‎więźniów‎ ‎i‎ ‎oświadczał:
„To‎ ‎rozstrzeliwają‎ ‎waszych‎ ‎—‎ ‎i‎ ‎na‎ ‎was‎ ‎kolej przyjdzie".
Wreszcie‎ ‎—‎ ‎koło‎ ‎godziny‎ ‎5-ej‎ ‎po‎ ‎południu — ruch‎ ‎się‎ ‎wszczął‎ ‎między‎ ‎niemcami.‎ ‎Zaczął‎ ‎się‎ ‎pośpieszny‎ ‎odwrót‎ ‎z‎ ‎miasta,‎ ‎przyczem‎ ‎uciekający niemcy‎ ‎znów‎ ‎rozpoczęli‎ ‎rotowy‎ ‎ogień‎ ‎bezładny, a‎ ‎skierowany‎ ‎wzdłuż‎ ‎ulic‎ ‎do‎ ‎okien‎ ‎i‎ ‎do‎ ‎parku. Zakładników‎ ‎uszykowano‎ ‎w‎ ‎dwójki,‎ ‎przyłączono‎ ‎do‎ ‎nich‎ ‎jakimś‎ ‎wypadkiem‎ ‎drugiego‎ ‎kasjera‎ ‎z‎ ‎kasy‎ ‎gubernjalnej‎ ‎—‎ ‎Rudzkiego‎ ‎—‎ ‎popularnego w‎ ‎Kaliszu‎ ‎wioślarza—zwycięzcę‎ ‎na‎ ‎wielu‎ ‎regatach międzyklubowych‎ ‎—‎ ‎otoczono‎ ‎mocnym‎ ‎konwojem i‎ ‎powleczono‎ ‎za‎ ‎wojskiem‎ ‎w‎ ‎stronę‎ ‎Skalmierzyc. Pochód‎ ‎ten—opowiada‎ ‎Handtke—był‎ ‎dla‎ ‎nas nową‎ ‎torturą.‎ ‎Popychani‎ ‎i‎ ‎bici‎ ‎kolbami‎ ‎przez żołnierzy‎ ‎konwoju — zakładnicy — przeważnie‎ ‎ludzie w‎ ‎podeszłym‎ ‎wieku‎ ‎i‎ ‎nietęgiego‎ ‎zdrowia‎ ‎—‎ ‎wlekli się‎ ‎z‎ ‎trudnością,‎ ‎nie‎ ‎wiedząc‎ ‎dokąd‎ ‎i‎ ‎poco‎ ‎ich prowadzą.‎ ‎Dopełniał‎ ‎zaś‎ ‎grozy‎ ‎oficer,‎ ‎który‎ ‎z‎ ‎cynicznym‎ ‎uśmieszkiem‎ ‎wciąż‎ ‎zapowiadał:
„Gleich,‎ ‎gleich — noch‎ ‎einige‎ ‎Minuten“! 
Chwile‎ ‎przychodziły‎ ‎okropne.‎ ‎Oto‎ ‎np.‎ ‎z‎ ‎zabudowań‎ ‎lazaretu‎ ‎straży‎ ‎pogranicznej,‎ ‎rozlega‎ ‎się trzask‎ ‎jakiś,‎ ‎podobny‎ ‎do‎ ‎strzału.‎ ‎Prusaków‎ ‎ogarnia‎ ‎panika.‎ ‎Zakładników‎ ‎zmuszają‎ ‎kolbami‎ ‎do‎ ‎rzucenia‎ ‎się‎ ‎na‎ ‎ziemię‎ ‎—‎ ‎i‎ ‎rozpoczynają‎ ‎się‎ ‎salwy w‎ ‎stronę‎ ‎miasta.
Podczas‎ ‎tej‎ ‎właśnie‎ ‎drogi‎ ‎zamordowany‎ ‎został‎ ‎fabrykant‎ ‎i‎ ‎obywatel‎ ‎kaliski,‎ ‎Frenkiel.‎ ‎
“Okoliczności,‎ ‎towarzyszące‎ ‎tej‎ ‎tragedji,‎ ‎tak‎ ‎były‎ ‎mi rozmaicie‎ ‎przedstawiane‎ ‎przez‎ ‎świadków,‎ ‎że‎ ‎nie mogłem‎ ‎sobie‎ ‎odtworzyć‎ ‎obrazu.‎ ‎Zresztą‎ ‎o‎ ‎tem napewno‎ ‎będą‎ ‎inni‎ ‎pisać‎ ‎dokładnie.‎ ‎Śmierć‎ ‎taka była‎ ‎zbyt‎ ‎głośna — aby‎ ‎przejść‎ ‎bez‎ ‎echa.‎ ‎Na‎ ‎mnie osobiście‎ ‎straszne‎ ‎wrażenie‎ ‎zrobił‎ ‎trup‎ ‎miljonera, walający‎ ‎się‎ ‎przy‎ ‎drodze,‎ ‎opuszczony‎ ‎i‎ ‎rzucony na‎ ‎poniewierkę.

Dziwnie‎ ‎demokratyczna‎ ‎jest‎ ‎śmierć‎ ‎czasami. Idą.‎ ‎„Marsz“!‎ ‎brzmi‎ ‎komenda‎ ‎i‎ ‎zakładnicy pchani‎ ‎kolbami‎ ‎wloką‎ ‎się‎ ‎dalej‎ ‎wstrząśnieni‎ ‎do ostateczności...
„Halt“!‎ ‎Więźniów‎ ‎wprowadzają‎ ‎na‎ ‎jakąś‎ ‎polankę.‎ ‎Oficer‎ ‎każe‎ ‎ze‎ ‎złowrogim‎ ‎uśmiechem‎ ‎ustawić‎ ‎ich‎ ‎w‎ ‎szeregu.‎ 
‎Biedacy‎ ‎—‎ ‎oczywiście‎ ‎pewni rozstrzelania,‎ ‎gotują‎ ‎się‎ ‎na‎ ‎śmierć.‎ ‎Nie — po‎ ‎kilku minutach‎ ‎—‎ ‎rozlega‎ ‎się‎ ‎zbawcze—
„weiter“!‎ ‎i‎ ‎znów pędzenie‎ ‎naprzód.‎ ‎Wreszcie‎ ‎wszystkich‎ ‎zamknięto w‎ ‎jakimś‎ ‎wiatraku,‎ ‎gdzie‎ ‎wielu,‎ ‎wyczerpanych ostatecznie,‎ ‎upadło‎ ‎niemal‎ ‎w‎ ‎omdleniu...‎ ‎W‎ ‎godzinę‎ ‎może‎ ‎po‎ ‎wyruszeniu‎ ‎zakładników‎ ‎z‎ ‎Kalisza — potężny‎ ‎huk‎ ‎zaczął‎ ‎raz‎ ‎po‎ ‎raz‎ ‎wstrząsać‎ ‎wiatrakiem:‎ ‎bombardowano‎ ‎Kalisz.

Mieszkańcy‎ ‎tego‎ ‎nie‎ ‎spodziewali‎ ‎się‎ ‎zupełnie. Po‎ ‎opłaceniu‎ ‎kontrybucji,‎ ‎aresztowaniu‎ ‎zakładników‎ ‎i‎ ‎wreszcie‎ ‎zupełnem‎ ‎opuszczeniu‎ ‎ulic‎ ‎i‎ ‎placów‎ ‎zdawało‎ ‎by‎ ‎się —kwestja‎ ‎załatwiona‎ ‎została w‎ ‎zupełności.‎ ‎To‎ ‎też‎ ‎dopiero‎ ‎gęsto‎ ‎padające‎ ‎na ulice‎ ‎i‎ ‎dachy‎ ‎domów‎ ‎szrapnele‎ ‎pruskie‎ ‎przy‎ ‎stale powtarzającym‎ ‎się‎ ‎huku‎ ‎strzałów‎ ‎działowych‎ ‎dały‎ ‎poznać‎ ‎niebezpieczeństwo‎ ‎i‎ ‎zmusiły‎ ‎lokatorów do‎ ‎przeniesienia‎ ‎się‎ ‎do‎ ‎piwnic‎ ‎i‎ ‎suteren.‎ ‎Mimo to‎ ‎już‎ ‎były‎ ‎ofiary.‎ ‎W‎ ‎Rynku‎ ‎szrapnel‎ ‎wpadł‎ ‎do mieszkania‎ ‎właściciela‎ ‎domu‎ ‎Batkowskiego — wczoraj‎ ‎dopiero‎ ‎przybyłego‎ ‎z‎ ‎kuracji.‎ ‎Batkowski‎ ‎padł trupem,‎ ‎żona‎ ‎zaś‎ ‎jego‎ ‎została‎ ‎ciężko‎ ‎ranna.‎ ‎Na Bypinku‎ ‎zabite‎ ‎zostało‎ ‎dziecko.
Szkody‎ ‎naogół‎ ‎bombardowanie‎ ‎przyczyniło niewielkie:‎ ‎w‎ ‎Rynku‎ ‎zostało‎ ‎kilka‎ ‎domów‎ ‎uszkodzonych,‎ ‎w‎ ‎Alei‎ ‎Józefiny‎ ‎—‎ ‎rozwalono‎ ‎wieżyczkę kamienicy‎ ‎Friedmana‎ ‎—‎ ‎gdzieniegdzie‎ ‎znowu‎ ‎rozwalono‎ ‎komin‎ ‎lub‎ ‎części‎ ‎dachu‎ ‎zerwano.‎ ‎Naogół dano‎ ‎50—60‎ ‎strzałów,‎ ‎z‎ ‎których‎ ‎duża‎ ‎część‎ ‎nie szkodliwa‎ ‎była‎ ‎zupełnie,‎ ‎pociski‎ ‎bowiem‎ ‎pękały w‎ ‎parku,‎ ‎na‎ ‎łęgach‎ ‎okolicznych‎ ‎lub‎ ‎wreszcie‎ ‎na pustych‎ ‎ulicach.‎ ‎I‎ ‎tego‎ ‎jednak‎ ‎dość‎ ‎było,‎ ‎ażeby steroryzować‎ ‎ludność‎ ‎w‎ ‎zupełności.‎ ‎Wrażenie‎ ‎huku‎ ‎strzałów‎ ‎działowych‎ ‎i‎ ‎świstu‎ ‎szrapneli‎ ‎na‎ ‎niespodziewających‎ ‎się‎ ‎niczego‎ ‎spokojnych‎ ‎ludzi,‎ ‎którzy‎ ‎w‎ ‎dodatku‎ ‎o‎ ‎czemś‎ ‎podobnem‎ ‎nie‎ ‎mieli‎ ‎pojęcia,‎ ‎było‎ ‎straszne.‎ ‎W‎ ‎moich‎ ‎oczach‎ ‎—‎ ‎człowiek czterdziestokilkoletni,‎ ‎rzemieślnik,‎ ‎został‎ ‎rażony połowicznym‎ ‎paraliżem — dwoje‎ ‎zaś‎ ‎dzieci‎ ‎wymiotowało‎ ‎żółcią...‎ ‎Nie‎ ‎prędko‎ ‎więc,‎ ‎mimo‎ ‎ustania strzałów,‎ ‎ludzie‎ ‎wychodzili‎ ‎z‎ ‎kryjówek.

Straszny‎ ‎dla‎ ‎Kalisza‎ ‎ten‎ ‎dzień,‎ ‎który‎ ‎jednak jeszcze‎ ‎nie‎ ‎miał‎ ‎być‎ ‎najstraszniejszym,‎ ‎zakończył się‎ ‎wreszcie — czemś — będącem‎ ‎klasycznym‎ ‎przykładem‎ ‎iście‎ ‎szubienicznego‎ ‎humoru.‎ ‎Między‎ ‎godziną‎ ‎8‎ ‎a‎ ‎9—zajaśniała‎ ‎w‎ ‎całym‎ ‎Kaliszu...‎ ‎iluminacja.‎ ‎Było‎ ‎to‎ ‎ścisłe‎ ‎wykonanie‎ ‎rozporządzenia Preuskera:‎ ‎„Od‎ ‎godziny‎ ‎8-ej‎ ‎wszystkie‎ ‎bramy‎ ‎domów‎ ‎winny‎ ‎być‎ ‎zamknięte,‎ ‎a‎ ‎wszystkie‎ ‎okna oświetlone‎".

Jak‎ ‎sobie‎ ‎poradzili‎ ‎biedni‎ ‎kaliszanie‎ ‎z‎ ‎brakiem‎ ‎świec‎ ‎i‎ ‎nafty‎ ‎w‎ ‎wielu‎ ‎mieszkaniach‎ ‎—‎ ‎niewiem‎ ‎—‎ ‎prawdopodobnie‎ ‎rozpacz‎ ‎i‎ ‎obawa‎ ‎przed ponownem‎ ‎wejściem‎ ‎prusaków‎ ‎lub‎ ‎bombardowaniem — rozwinęły‎ ‎niesłychaną‎ ‎pomysłowość‎ ‎i‎ ‎energję — dość,‎ ‎że‎ ‎tak‎ ‎rzęsiście‎ ‎oświetlonych‎ ‎ulic‎ ‎i‎ ‎placów‎ ‎nie‎ ‎pamiętam‎ ‎w‎ ‎Kaliszu.
Groteskowo‎ ‎też‎ ‎wyglądały‎ ‎uiluminowane‎ ‎puściuteńkie‎ ‎ulice,‎ ‎w‎ ‎których‎ ‎zrzadka‎ ‎tylko‎ ‎głuchy odgłos‎ ‎kroków‎ ‎ciekawego‎ ‎przechodnia‎ ‎się‎ ‎rozlegał.‎ ‎Mimowoli‎ ‎przychodził‎ ‎na‎ ‎myśl‎ ‎obraz‎ ‎katafalku,‎ ‎obstawionego‎ ‎świecami‎ ‎w‎ ‎pustym‎ ‎kościele...Prusacy‎ ‎nocą‎ ‎nie‎ ‎weszli‎ ‎do‎ ‎miasta,‎ ‎tak‎ ‎że‎ ‎całe‎ ‎usiłowania‎ ‎kaliszan‎ ‎poszły‎ ‎na‎ ‎marne... Koło‎ ‎5—6‎ ‎rano,‎ ‎gdy‎ ‎wreszcie‎ ‎pochmurny dżdżysty‎ ‎poranek‎ ‎rozproszył‎ ‎mroki‎ ‎nocy—nareszcie‎ ‎ustała‎ ‎ta‎ ‎straszna‎ ‎iluminacja‎ ‎pogrzebowa‎ ‎w‎ ‎Kaliszu.
Ludzie‎ ‎wychodzili‎ ‎z‎ ‎domów‎ ‎zasięgnąć‎ ‎języka...‎ ‎zorjentować‎ ‎się,‎ ‎co‎ ‎robić‎ ‎dalej...‎ ‎Powoli,‎ ‎ostrożnie,‎ ‎najpierw‎ ‎pojedynczo,‎ ‎później‎ ‎coraz‎ ‎większemi grupami,‎ ‎schodzili‎ ‎się‎ ‎kaliszanie,‎ ‎udzielając‎ ‎sobie pogłosek‎ ‎i‎ ‎nowin.‎ ‎Nie‎ ‎można‎ ‎było‎ ‎zorjentować się,‎ ‎gdzie‎ ‎są‎ ‎ukryci‎ ‎prusacy.‎ ‎Bo‎ ‎w‎ ‎zupełne‎ ‎opuszczenie‎ ‎przez‎ ‎nich‎ ‎miasta‎ ‎nie‎ ‎wierzono‎ ‎bynajmniej.

Panika,‎ ‎wywołana‎ ‎gwałtami‎ ‎i‎ ‎bombardowaniem‎ ‎wtorkowem‎ ‎nie‎ ‎ustawała‎ ‎i‎ ‎przy‎ ‎lada‎ ‎okazji ujawniała‎ ‎się‎ ‎zaraz.‎ ‎Rano — na‎ ‎Rynku‎ ‎np.‎ ‎byłem świadkiem‎ ‎następującej‎ ‎sceny:‎ ‎Rozmawiamy‎ ‎z‎ ‎naczelnikiem‎ ‎straży‎ ‎ogniowej — Mrowińskim,‎ ‎oraz‎ ‎sekwestratorem‎ ‎Paszkiewiczem,‎ ‎którzy‎ ‎obaj‎ ‎energicznie‎ ‎zajmowali‎ ‎się‎ ‎oczyszczeniem‎ ‎ulic‎ ‎z‎ ‎trupów, gdy‎ ‎nagle‎ ‎na‎ ‎Rynek‎ ‎wbiega‎ ‎jakiś‎ ‎przerażony‎ ‎do ostatecznych‎ ‎granic‎ ‎młodzieniec.‎ ‎„Trup‎ ‎Frenkla na‎ ‎rogatce...‎ ‎idę‎ ‎się‎ ‎wyspowiadać...‎ ‎Prusacy‎ ‎są‎ ‎na Sielance‎"‎!.,‎ ‎wypowiada‎ ‎urywane‎ ‎frazesy,‎ ‎gdy‎ ‎go‎ ‎zatrzymujemy.
„Jezus‎ ‎Marja‎"‎! — rozlega‎ ‎się‎ ‎czyjś‎ ‎wykrzyk‎ ‎histeryczny‎ ‎i‎ ‎cała‎ ‎grupa‎ ‎zebrana‎ ‎przed‎ ‎Ratuszem,‎ ‎koło‎ ‎ciał‎ ‎pięciu‎ ‎rozstrzelanych‎ ‎tam‎ ‎mężczyzn,‎ ‎o‎ ‎których‎ ‎mówiliśmy‎ ‎wyżej,‎ ‎w‎ ‎oka‎ ‎mgnieniu‎ ‎rozprasza się‎ ‎w‎ ‎przestrachu.‎ ‎Żadne‎ ‎przekonywania,‎ ‎żadne prośby‎ ‎o‎ ‎trochę‎ ‎choćby‎ ‎zimnej‎ ‎krwi‎ ‎i‎ ‎spokoju nie‎ ‎pomagają.‎ ‎Takich‎ ‎scen‎ ‎popłochu‎ ‎w‎ ‎różnych okolicach‎ ‎miasta‎ ‎spotkałem‎ ‎kilka,‎ ‎a‎ ‎wszystkie‎ ‎bez powodu.‎ ‎

Prusacy,‎ ‎jakby‎ ‎zamarli.‎ ‎Wycofawszy‎ ‎się z‎ ‎miasta,‎ ‎zaczęli‎ ‎oni‎ ‎sypać‎ ‎okopy‎ ‎na‎ ‎polach‎ ‎Dóbrzeckich,‎ ‎zajmując‎ ‎akurat‎ ‎pole‎ ‎pamiętnej‎ ‎bitwy 1706‎ ‎roku,‎ ‎oraz‎ ‎jeszcze‎ ‎jak‎ ‎w‎ ‎danej‎ ‎chwili‎ ‎—‎ ‎pamiętniejszych‎ ‎słynnych‎ ‎rosyjsko-pruskich‎ ‎manewrów‎ ‎w‎ ‎r.‎ ‎1835.‎ ‎Mimowoli‎ ‎przychodzi‎ ‎na‎ ‎myśl ironja‎ ‎zawierająca‎ ‎się‎ ‎w‎ ‎napisie‎ ‎pomnika‎ ‎na‎ ‎placu‎ ‎Św.‎ ‎Józefa:?*‎ ‎„Niech‎ ‎Bóg‎ ‎błogosławi‎ ‎wieczną przyjaźń‎ ‎Prus‎ ‎i‎ ‎Rosji‎ ‎na‎ ‎strach‎ ‎wspólnych‎ ‎ich nieprzyjaciół".

Koło‎ ‎9-ej‎ ‎rano‎ ‎zjawili‎ ‎się‎ ‎w‎ ‎Kaliszu‎ ‎dwaj zwolnieni‎ ‎z‎ ‎misją‎ ‎uspokojenia‎ ‎miasta,‎ ‎a‎ ‎podobno i‎ ‎wyszukania‎ ‎sprawców‎ ‎strzałów‎ ‎zakładnicy:‎ ‎Handtke‎ ‎i‎ ‎Scholtz.‎ ‎Handtke,‎ ‎zupełnie‎ ‎nerwowo‎ ‎rozbity, niezdolny‎ ‎do‎ ‎niczego,‎ ‎odrazu‎ ‎położył‎ ‎się‎ ‎do‎ ‎łóżka, Scholtz‎ ‎zaś‎ ‎w‎ ‎rozmowach‎ ‎z‎ ‎napotkanemi‎ ‎znajomymi‎ ‎starał‎ ‎się‎ ‎misję‎ ‎swą‎ ‎wypełnić,‎ ‎z‎ ‎wprost przeciwnym‎ ‎jednak‎ ‎skutkiem.‎ ‎Wreszcie‎ ‎panika doszła‎ ‎do‎ ‎zenitu,‎ ‎gdy‎ ‎koło‎ ‎10-ej‎ ‎rozległ‎ ‎się‎ ‎ponownie‎ ‎huk‎ ‎strzałów‎ ‎armatnich.
Byłem‎ ‎w‎ ‎tym‎ ‎czasie‎ ‎akurat‎ ‎u‎ ‎posła‎ ‎Parczewskiego,‎ ‎z‎ ‎którym‎ ‎naradzaliśmy‎ ‎się‎ ‎nad‎ ‎sposobem przedostania‎ ‎się‎ ‎do‎ ‎wyższej‎ ‎komendy‎ ‎pruskiej‎ ‎dla wyjaśnienia‎ ‎nieporozumienia,‎ ‎jakiemu‎ ‎przypisywaliśmy‎ ‎wypadki,‎ ‎zaszłe‎ ‎w‎ ‎dniu‎ ‎wczorajszym,‎ ‎gdy padły‎ ‎pierwsze‎ ‎wystrzały‎ ‎działowe.‎ ‎Pożegnałem pp.‎ ‎Parczewskich‎ ‎i‎ ‎mimo‎ ‎zatrzymywań‎ ‎z‎ ‎ich‎ ‎strony,‎ ‎ruszyłem‎ ‎do‎ ‎domu.‎ ‎Na‎ ‎ulicach,‎ ‎któremi‎ ‎dążyłem‎ ‎do‎ ‎domu,‎ ‎popłoch‎ ‎i‎ ‎przerażenie‎ ‎panowały nie‎ ‎do‎ ‎opisania.‎ ‎Tłumy‎ ‎ludzi,‎ ‎którzy‎ ‎zdecydowali się‎ ‎już‎ ‎uciec‎ ‎i‎ ‎biegły‎ ‎ulicami‎ ‎z‎ ‎tobołkami,‎ ‎nagle zatrzymane‎ ‎hukiem‎ ‎strzałów‎ ‎i‎ ‎świstem‎ ‎pocisków rzucały‎ ‎się‎ ‎obłędnie‎ ‎do‎ ‎bram‎ ‎domów,‎ ‎chcąc‎ ‎ukryć się‎ ‎pod‎ ‎osłoną‎ ‎murów.‎ ‎Pociski‎ ‎szły‎ ‎tym‎ ‎razem w‎ ‎dzielnicę‎ ‎żydowską‎ ‎w‎ ‎północno-zachodniej‎ ‎części‎ ‎miasta,‎ ‎było‎ ‎ich‎ ‎naogół‎ ‎niewiele‎ ‎i‎ ‎niewielkie
też‎ ‎szkody‎ ‎zrządziły.

Ogółem‎ ‎dali‎ ‎prusacy‎ ‎12‎ ‎wystrzałów,‎ ‎co‎ ‎było jednak‎ ‎dosyć,‎ ‎ażeby‎ ‎wśród‎ ‎ludności‎ ‎przerażonej od‎ ‎36‎ ‎godzin‎ ‎trwającemi‎ ‎gwałtami,‎ ‎strzelaniną, rozstrzeliwaniami‎ ‎i‎ ‎wreszcie‎ ‎bombardowaniem, wzniecić‎ ‎popłoch‎ ‎niesłychany... Szczęśliwie‎ ‎dostaję‎ ‎się‎ ‎do‎ ‎domu.‎ ‎Rodzinę‎ ‎zastałem‎ ‎w‎ ‎najwyższym‎ ‎stopniu‎ ‎zdenerwowania w‎ ‎suterenach‎ ‎wraz‎ ‎z‎ ‎tłumem‎ ‎lokatorów.‎ ‎Podnie cenie,‎ ‎płacz,‎ ‎strach‎ ‎ogólny‎ ‎i‎ ‎wreszcie‎ ‎zbiorowa sugestja,‎ ‎czyniąca‎ ‎prawdopodobnemi‎ ‎najdziksze przypuszczenia‎ ‎i‎ ‎obrazy,‎ ‎robią‎ ‎dłuższy‎ ‎pobyt w‎ ‎mieście‎ ‎niemożliwym‎ ‎dla‎ ‎kobiet‎ ‎i‎ ‎dzieci.‎ ‎Po krótkiej‎ ‎też‎ ‎naradzie‎ ‎z‎ ‎D-rem‎ ‎K.‎ ‎postanawiamy rodziny‎ ‎poprowadzić‎ ‎z‎ ‎powrotem‎ ‎na‎ ‎letnisko. 

Gdy‎ ‎dowiedziano‎ ‎się‎ ‎o‎ ‎naszej‎ ‎decyzji‎ ‎wśród lokatorów‎ ‎zebranych‎ ‎w‎ ‎suterenach,‎ ‎‎zaczęły‎ ‎się rozgrywać‎ ‎sceny‎ ‎nie‎ ‎do‎ ‎opisania.‎ ‎Żegnano‎ ‎nas z‎ ‎płaczem‎ ‎i‎ ‎błogosławieństwami — odzywały‎ ‎się‎ ‎nawet‎ ‎głosy — „jak‎ ‎można‎ ‎dzieci‎ ‎tak‎ ‎ryzykować"‎ ‎— „przecież‎ ‎to‎ ‎śmierć‎ ‎pewna"!‎ ‎„Niechże‎ ‎państwo litość‎ ‎mają“! — Decyzję‎ ‎jednak‎ ‎wykonywamy.‎ ‎Nie słysząc‎ ‎już‎ ‎oddawna‎ ‎wystrzałów,‎ ‎wychodzimy. Służące‎ ‎biorą‎ ‎dzieci,‎ ‎my‎ ‎—‎ ‎nieco‎ ‎ubrania.‎ ‎Wśród płaczu‎ ‎i‎ ‎błogosławieństw‎ ‎obecnych‎ ‎przekraczamy bramę,‎ ‎którą‎ ‎momentalnie‎ ‎zatrzaskują‎ ‎za‎ ‎nami. Słyszymy‎ ‎przekręcenie‎ ‎klucza‎ ‎i‎ ‎ruszamy‎ ‎puściutką ulicą‎ ‎ku‎ ‎parkowi,‎ ‎a‎ ‎stamtąd‎ ‎przez‎ ‎Tyniec‎ ‎na‎ ‎szosę‎ ‎turecką.
Po‎ ‎godzinnym‎ ‎marszu,‎ ‎łącznie‎ ‎z‎ ‎pp.‎ ‎K., a‎ ‎wśród‎ ‎całej‎ ‎masy‎ ‎uciekających‎ ‎z‎ ‎miasta‎ ‎odbywanym,‎ ‎stajemy‎ ‎na‎ ‎opuszczonym‎ ‎w‎ ‎niedzielę‎ ‎letnisku.

Stąd‎ ‎już‎ ‎obserwujemy‎ ‎formalny‎ ‎exodus‎ ‎ludności‎ ‎kaliskiej.‎ ‎Dorożki,‎ ‎powozy,‎ ‎karety,‎ ‎bryki, wozy‎ ‎zwyczajne‎ ‎i‎ ‎wreszcie‎ ‎tłumy‎ ‎pieszych‎ ‎mężczyzn,‎ ‎kobiet‎ ‎i‎ ‎dzieci‎ ‎szły‎ ‎do‎ ‎wieczora‎ ‎szosą i‎ ‎bocznemi‎ ‎drogami.‎ ‎Koło‎ ‎10‎ ‎tysięcy‎ ‎ludności prawdopodobnie‎ ‎opuściło‎ ‎Kalisz‎ ‎dnia‎ ‎tego.
93a3a9f4-f488-41a2-a284-3ca8f027b0b3

Zaloguj się aby komentować

Zostań Patronem Hejto i odblokuj dodatkowe korzyści tylko dla Patronów

  • Włączona możliwość zarabiania na swoich treściach
  • Całkowity brak reklam na każdym urządzeniu
  • Oznaczenie w postaci rogala , który świadczy o Twoim wsparciu
  • Wcześniejszy dostęp, do wybranych funkcji na Hejto
Zostań Patronem
Odtworzono "perfumy Juliusza Cezara"

Badaczom udało się odtworzyć perfumy, których przepis znaleźć możemy w antycznych źródłach m.in. Historii Naturalnej. Nazywały się "Telinum" i był mieszanką kwiatów, owoców, oliwy i potu gladiatora. Niewykluczonym jest, że takie perfumy mógł stosować sam Juliusz Cezar.

Dokładny skład perfum to mieszanka mięty, róży, cytryny, bergamotki, lawendy, jaśminu, lilii wodnej, fiołka, drewna cedrowego i bursztynu. Co więcej, w starożytności dodawano do perfum sławetny pot gladiatorów, który był sprzedawany jako afrodyzjak. W starożytnym Rzymie pot rzymskich gladiatorów był mieszany z brudem i oliwą z oliwek, zdrapywaną ze skóry za pomocą specjalnego narzędzia strigil.

Zespół badawczy z The Scent Culture and Tourism Association (SCTA) odtworzył pot, wykorzystując paczulę, rodzaj rośliny zielnej, która jest popularna wśród osób dbających o zdrowie. Zapach paczuli jest ziemisty, drzewny i piżmowy, a jego bogaty bukiet zapachowy, według zespołu, przypomina zapach gladiatorów.

Perfumy antyczne mają znaleźć się w sprzedaży w Turcji, Francji i Włoszech we wrześniu 2024 roku. Cena wciąż jest nieznana.

https://imperiumromanum.pl/odkrycie-rzymskie/odtworzono-perfumy-juliusza-cezara/

#imperiumromanum #ciekawostki #historia #rzym #antycznyrzym #gruparatowaniapoziomu #listaimperiumromanum #ciekawostkihistoryczne #ancientrome #wojsko #europa #swiat #militaria #qualitycontent #archeologia
-----------------------------------------------------------------------------
Jeżeli podobają Ci się treści, jakie gromadzę na portalu oraz, którymi dzielę się na social media, wdzięczny będę za jakiekolwiek wsparcie: https://imperiumromanum.pl/dotacje/
19cf8ce4-845e-45a2-8a29-ef75a1436b8a
roadie

@imperiumromanum #perfumy

Zaloguj się aby komentować

Złota myśl Rzymian na dziś
„Mądry nigdy nie zaprzecza konieczności”

  • łacina: [Necessitati sapiens nihil unquam negat]
  • źródło: Publiliusz Syrus, Sententiae

Publiliusz Syrus (Publilius Syrus, I wiek p.n.e.) – mim i pisarz rzymski
 https://www.imperiumromanum.edu.pl/kultura/zlote-mysli-rzymian/
#imperiumromanum #ciekawostki #historia #cytaty #cytatrzymiannadzis #gruparatowaniapoziomu #ciekawostkihistoryczne #sentencjalacinska #rzym #venividivici #ancientrome
-----------------------------------------------------------------------------
Jeżeli podobają Ci się treści, jakie gromadzę na portalu oraz, którymi dzielę się na portalu, wdzięczny będę za jakiekolwiek wsparcie: https://imperiumromanum.pl/dotacje/
eaedbb89-ee1c-4fc8-8fe2-5f3acf5b0b21

Zaloguj się aby komentować

Rzeźba Julii Domny
Rzeźba Julii Domny z końca II wieku n.e. Julia była żoną cesarza Septymiusza Sewera, który panował w latach 193-211 n.e. Wygrał on wojnę domową i ustabilizował sytuację w państwie po śmierci Kommodusa.
Julia Domna była drugą żoną Septymiusza Sewera. Ich związek był niezwykle udany i szczęśliwy. Z ich związku narodziło dwóch braci: Karakalla i Geta, którzy się wzajemnie nienawidzili. W trakcie współrządów rodzeństwa, Karakalla zabił Getę na oczach matki.
https://imperiumromanum.pl/ciekawostka/rzezba-julii-domny/
#imperiumromanum #rzym #ciekawostki #antycznyrzym #historia #ciekawostkihistoryczne #gruparatowaniapoziomu #ancientrome #rzym #venividivici
-----------------------------------------------------------------------------
Jeżeli podobają Ci się treści, jakie gromadzę na portalu oraz, którymi dzielę się na portalu, wdzięczny będę za jakiekolwiek wsparcie: https://imperiumromanum.pl/dotacje/
e8977e92-ab88-46de-8400-f3b09e5736e7

Zaloguj się aby komentować

Klodiusz, iustitium i trzęsienie ziemi

W 58 roku p.n.e. Publiusz Klodiusz korzystając ze swoich uprawnień trybuna ludowego nakazał zamknięcie straganów i zatrzymanie handlu w obrębie Rzymu. Był to pierwszy krok na drodze do wprowadzenia w Rzymie iustitium – tj. stanu wyjątkowego.

Wprowadzenie go oznaczało że Rzym znalazł się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Klodiusz zdecydował się na ten krok aby przekonać obywateli że republika znajduje się w kryzysie i że tylko on jest w stanie go powstrzymać. Chciał w ten sposób zdobyć poparcie dla swoich politycznych planów.

Dwa lata później Cyceron wykorzystał to zdarzenie przeciwko Klodiuszowi. W swojej mowie De Haruspicum Responsis w której bronił się przed zarzutem świętokradztwa, które miało doprowadzić do trzęsień ziemi w Rzymie, Cyceron przypomniał zamknięcie sklepów przez Klodiusza i przedstawił je jako element większego spisku mającego na celu zdobycie władzy przez Klodiusza. Według oratora to właśnie ten spisek rozgniewał bogów i sprowadził na Rzym trzęsienia ziemi.

https://imperiumromanum.pl/ciekawostka/klodiusz-iustitium-i-trzesienie-ziemi/

#rzym #antycznyrzym #imperiumromanum #historia #ciekawostki #gruparatowaniapoziomu #listaimperiumromanum #ciekawostkihistoryczne #ancientrome #wojsko #europa #swiat #militaria #venividivici #qualitycontent #archeologia
--------------------------------------------------------------------------------------
Jeżeli podobają Ci się treści, jakie gromadzę na portalu oraz, którymi dzielę się na portalu, wdzięczny będę za jakiekolwiek wsparcie: https://imperiumromanum.pl/dotacje/
54c765cc-c8cd-4949-bf54-678094e6fe4a

Zaloguj się aby komentować

Józef Dąbrowski "Katastrofa kaliska : opowieść naocznego świadka" wyd. Warszawa 1914 cz VII

#iwojnaswiatowa #historia #pierwszawojnaswiatowa #ciekawostkihistoryczne #Kalisz1914

Poprzednie części pod tagiem #Kalisz1914

Jeżeli‎ ‎wypadki‎ ‎nocne‎ ‎obaliły‎ ‎w‎ ‎pojęciu‎ ‎naszem‎ ‎wszelkie‎ ‎legendy‎ ‎o‎ ‎wysokiem‎ ‎wyrobieniu wojskowem,‎ ‎odwadze‎ ‎i‎ ‎żelaznej‎ ‎dyscyplinie‎ ‎prusaków,‎ ‎to‎ ‎następny‎ ‎dzień‎ ‎był‎ ‎wyborną‎ ‎ilustracją owej,‎ ‎rzekomo‎ ‎wybitnej,‎ ‎kultury‎ ‎niemieckiej.‎ ‎Obok tchórzostwa‎ ‎bezmiernego,‎ ‎prusacy‎ ‎wykazali‎ ‎zezwierzęcenie‎ ‎zupełne.
Sytuacja‎ ‎wydawała‎ ‎się — zapewne‎ ‎niezwykle groźną.‎ ‎Prusacy‎ ‎mogli‎ ‎mniemać,‎ ‎że‎ ‎miasto‎ ‎zrewoltowane;‎ ‎do‎ ‎żołnierzy‎ ‎strzelano...‎ ‎Prawa‎ ‎wojenne‎ ‎są‎ ‎w‎ ‎tych‎ ‎razach‎ ‎nieubłagane — a‎ ‎odwet‎ ‎straszny.‎ ‎Lecz‎ ‎odwet‎ ‎pruski‎ ‎za‎ ‎rzecz,‎ ‎którą‎ ‎odrazu‎ ‎sami‎ ‎mogliby‎ ‎wyjaśnić‎ ‎i‎ ‎w‎ ‎sytuacji,‎ ‎którą‎ ‎zrozumieć‎ ‎było‎ ‎im‎ ‎łatwo‎ ‎zupełnie,‎ ‎był‎ ‎czemś‎ ‎niewytłomaczonem,‎ ‎czemś‎ ‎sprzecznem‎ ‎i‎ ‎z‎ ‎pojęciami‎ ‎ludzkości‎ ‎i‎ ‎ze‎ ‎zdrową‎ ‎logiką.

Zbitemu‎ ‎prezydentowi‎ ‎oświadczono,‎ ‎że‎ ‎miasto‎ ‎zapłaci‎ ‎kontrybucję‎ ‎i‎ ‎kazano‎ ‎szukać‎ ‎finansistów.‎ ‎Następnie‎ ‎zaś‎ ‎rozpoczęto‎ ‎wybieranie‎ ‎zakładników.‎ ‎Przychodzą‎ ‎dwaj‎ ‎wikarjusze‎ ‎z‎ ‎zapytaniem, czy‎ ‎mogą‎ ‎mszę‎ ‎odprawić.‎ ‎„Gdzie‎ ‎wasz‎ ‎zwierzchnik"?‎ ‎Jeden‎ ‎z‎ ‎nich‎ ‎sprowadza‎ ‎dziekana — ks.‎ ‎Płoszaja,‎ ‎którego‎ ‎natychmiast‎ ‎aresztowano.‎ ‎Służbowy oficer‎ ‎pyta‎ ‎o‎ ‎dwu‎ ‎młodych‎ ‎księży:‎ ‎„A‎ ‎i‎ ‎ci‎ ‎będą dobrzy"!‎ ‎odpowiada‎ ‎Preusker,‎ ‎rozkazując‎ ‎aresztować‎ ‎obu‎ ‎wikarjuszów.‎ ‎Następnie‎ ‎posyłają‎ ‎po‎ ‎duchownych‎ ‎innych‎ ‎wyznań.‎ ‎Przyprowadzono‎ ‎protojereja‎ ‎Siemionowskija,‎ ‎zamiast‎ ‎rabina‎ ‎Lipszyca, bawiącego‎ ‎na‎ ‎kuracji‎ ‎—‎ ‎dostał‎ ‎się‎ ‎w‎ ‎ręce‎ ‎prusaków‎ ‎Moses,‎ ‎podrabin,‎ ‎pastora‎ ‎ani‎ ‎kantora‎ ‎nie‎ ‎znaleziono,‎ ‎natomiast‎ ‎sprowadzono‎ ‎młodego‎ ‎fabrykanta‎ ‎Handtkego,‎ ‎którego‎ ‎zatrzymano‎ ‎w‎ ‎charakterze‎ ‎zakładnika‎ ‎wraz‎ ‎z‎ ‎dyrektorem‎ ‎Wzajemnego Kredytu‎ ‎Scholtzem.

W‎ ‎zamieszaniu‎ ‎i‎ ‎wśród‎ ‎strachu‎ ‎prusaków‎ ‎— trafem‎ ‎ocalał‎ ‎poseł‎ ‎Parczewski,‎ ‎który‎ ‎zgłosił‎ ‎się do‎ ‎komendanta‎ ‎jako‎ ‎przedstawiciel‎ ‎ludności‎ ‎dla wytłomaczenia‎ ‎nieporozumienia,‎ ‎inż.‎ ‎Kleyman‎ ‎i‎ ‎paru‎ ‎innych.‎ ‎Każdy‎ ‎bowiem‎ ‎interesant‎ ‎stawał‎ ‎się kandydatem‎ ‎na‎ ‎zakładnika.‎ ‎Wreszcie‎ ‎Preusker wpadł‎ ‎po‎ ‎rozum‎ ‎do‎ ‎głowy‎ ‎i‎ ‎zaaresztował‎ ‎wszystkich‎ ‎finansistów,‎ ‎którzy‎ ‎zgłaszali‎ ‎się‎ ‎w‎ ‎sprawie kontrybucji.
Ba,‎ ‎nawet‎ ‎podobno‎ ‎do‎ ‎zakładników‎ ‎dołączono‎ ‎urzędnika‎ ‎biura‎ ‎Wzajemnego‎ ‎Kredytu,‎ ‎p.‎ ‎J.‎ ‎G. który‎ ‎jadł‎ ‎z‎ ‎dyr.‎ ‎Scholtzem‎ ‎śniadanie‎ ‎w‎ ‎restauracji.‎ ‎Poza‎ ‎tem‎ ‎przywieziono‎ ‎w‎ ‎dorożce‎ ‎pod‎ ‎silną strażą:‎ ‎Henryka‎ ‎Frenkla,‎ ‎Maurycego‎ ‎Heymana‎ ‎— obywateli‎ ‎i‎ ‎bankiera‎ ‎Mamrotha — później‎ ‎znów‎ ‎dołączono‎ ‎do‎ ‎nich‎ ‎Zygm.‎ ‎Grossa.‎ ‎Preusker‎ ‎żądał kogoś‎ ‎„aus‎ ‎polnischen‎ ‎Bank“‎ ‎—‎ ‎wskutek‎ ‎czyjejś wskazówki‎ ‎w‎ ‎domu‎ ‎już‎ ‎aresztowano‎ ‎świeżo‎ ‎przybyłego‎ ‎z‎ ‎zagranicy‎ ‎—‎ ‎prezesa‎ ‎Rady‎ ‎Wzajemnego Kredytu—Stanisława‎ ‎Bulewskiego.‎ ‎Wszystkich‎ ‎zakładników‎ ‎umieszczono‎ ‎w‎ ‎jednym‎ ‎numerze‎ ‎hotelu‎ ‎Europejskiego.‎ ‎6‎ ‎aresztowanych‎ ‎rano‎ ‎(3‎ ‎księży,‎ ‎protojerej,‎ ‎podrabin‎ ‎i‎ ‎Handtke — Scholtz‎ ‎wciąż występował‎ ‎w‎ ‎roli‎ ‎tłomacza)‎ ‎miano‎ ‎zatrzymać‎ ‎jako‎ ‎zakładników‎ ‎spokoju‎ ‎miasta‎ ‎—‎ ‎finansistów‎ ‎zaś Preusker‎ ‎obiecał‎ ‎wypuścić‎ ‎natychmiast‎ ‎po‎ ‎złożeniu‎ ‎kontrybucji,‎ ‎której‎ ‎50‎ 000 ‎rb.‎[40 rb = 1 uncja złota] ‎miało‎ ‎być‎ ‎wypłacone‎ ‎o‎ ‎godz.‎ ‎5-ej‎ ‎po‎ ‎południu.

Tymczasem‎ ‎zaś‎ ‎Preusker‎ ‎wydał‎ ‎nową‎ ‎proklamację‎ ‎do‎ ‎mieszkańców‎ ‎niebywałej‎ ‎wręcz‎ ‎treści: „Zdarzyły‎ ‎się‎ ‎w‎ ‎nocy‎ ‎wypadki‎ ‎strzelania‎ ‎do‎ ‎wojska,‎ ‎przeto‎ ‎wszystkie‎ ‎względy‎ ‎dla‎ ‎ludności‎ ‎ustają. Miasto‎ ‎płaci‎ ‎50‎ ‎000 rb.‎ ‎kontrybucji‎ ‎—‎ ‎w‎ ‎razie‎ ‎powtórzenia‎ ‎się‎ ‎strzałów,‎ ‎„co‎ ‎dziesiąty‎ ‎mieszkaniec zostanie‎ ‎rozstrzelany‎ ‎“.‎ ‎Gazety‎ ‎wydawać‎ ‎zabraniam, od‎ ‎godziny‎ ‎8-ej‎ ‎wieczorem‎ ‎bramy‎ ‎winny‎ ‎być‎ ‎zamknięte‎ ‎i‎ ‎okna‎ ‎oświetlone".‎ ‎Dalej‎ ‎szły‎ ‎znów‎ ‎ogólnikowe,‎ ‎nic‎ ‎nie‎ ‎mówiące‎ ‎przepisy,‎ ‎pomieszane jak‎ ‎groch‎ ‎z‎ ‎kapustą.

Jakie‎ ‎wrażenie‎ ‎wywarła‎ ‎ta‎ ‎nowa‎ ‎konstytucja, łatwo‎ ‎sobie‎ ‎wyobrazić;‎ ‎a‎ ‎wrażenie‎ ‎to‎ ‎było‎ ‎tem większe,‎ ‎że‎ ‎rozpuszczone‎ ‎po‎ ‎mieście‎ ‎patrole,‎ ‎już od‎ ‎godziny‎ ‎10-tej‎ ‎rano,‎ ‎dopuszczały‎ ‎się‎ ‎niesłychanych‎ ‎nadużyć.‎ ‎Przechodniów‎ ‎brutalnie‎ ‎rewidowano,‎ ‎często‎ ‎bijąc‎ ‎kolbami;‎ ‎przy‎ ‎najmniejszej‎ ‎opozycji —‎ ‎stawiano‎ ‎pod‎ ‎mur‎ ‎i‎ ‎rozstrzeliwano‎ ‎na‎ ‎poczekaniu.‎ ‎Szczególniej‎ ‎wiele‎ ‎faktów‎ ‎rozstrzelania, lub‎ ‎wręcz‎ ‎zastrzelenia,‎ ‎zdarzyło‎ ‎się‎ ‎koło‎ ‎szpitala, gdzie‎ ‎jeszcze‎ ‎znajdowali‎ ‎się‎ ‎żołnierze‎ ‎ranni,‎ ‎a‎ ‎opodal‎ ‎na‎ ‎ulicy — leżało‎ ‎kilkanaście‎ ‎trupów‎ ‎zamordowanych‎ ‎przez‎ ‎żołdactwo‎ ‎w‎ ‎nocy‎ ‎osób.‎ ‎Z‎ ‎okien szpitala‎ ‎można‎ ‎było‎ ‎widzieć‎ ‎całe‎ ‎postępowanie rozjuszonych‎ ‎żołdaków.‎ ‎Rozstrzelano‎ ‎lub‎ ‎zastrzelono‎ ‎tam‎ ‎kilkunastu‎ ‎przechodniów,‎ ‎a‎ ‎postępowanie‎ ‎to‎ ‎było‎ ‎tak‎ ‎wstrząsające,‎ ‎że‎ ‎zdarzały‎ ‎się‎ ‎wypadki‎ ‎odmowy‎ ‎rozstrzelania‎ ‎ze‎ ‎strony‎ ‎żołnierzy, gdy‎ ‎rozbestwiony‎ ‎jakiś‎ ‎leutenant‎ ‎rozkazywał‎ ‎mordować.‎ ‎Jeden‎ ‎taki‎ ‎wypadek‎ ‎na‎ ‎własne‎ ‎oczy‎ ‎widział‎ ‎dr.‎ ‎Koszutski,‎ ‎na‎ ‎którego‎ ‎słowach‎ ‎opowiadanie‎ ‎to‎ ‎opieram.

W‎ ‎ciągu‎ ‎też‎ ‎półgodziny‎ ‎miasto‎ ‎opustoszało. Okolicznych‎ ‎włościan,‎ ‎przybyłych‎ ‎na‎ ‎targ‎ ‎wtorkowy,‎ ‎wojsko‎ ‎rozpędziło — sklepy‎ ‎zamykano‎ ‎na‎ ‎gwałt, mimo‎ ‎ożywionych‎ ‎obrotów‎ ‎po‎ ‎dwudniowym‎ ‎zastoju.
Pojedynczych‎ ‎przechodniów‎ ‎maltretowano w‎ ‎niesłychany‎ ‎sposób,‎ ‎a‎ ‎przy‎ ‎pierwszej‎ ‎próbie oporu — stawiano‎ ‎pod‎ ‎mur‎ ‎i‎ ‎rozstrzeliwano.‎ ‎W‎ ‎ten sposób‎ ‎według‎ ‎obliczeń‎ ‎p.‎ ‎Z.‎ ‎zajmującego‎ ‎się zbieraniem‎ ‎trupów — zamordowano‎ ‎do‎ ‎dwudziestu osób.‎ ‎Sam‎ ‎on‎ ‎pogrzebał‎ ‎16‎ ‎rozstrzelanych.‎ ‎Czasem‎ ‎zaś — rozstrzelanie‎ ‎zastępowano‎ ‎wręcz‎ ‎zastrzeleniem‎ ‎przez‎ ‎podoficera‎ ‎z‎ ‎rewolweru. Piszący‎ ‎te‎ ‎słowa‎ ‎omal‎ ‎nie‎ ‎uległ‎ ‎temu‎ ‎również‎ ‎losowi.

Koło‎ ‎1‎ ‎w‎ ‎południe,‎ ‎chcąc‎ ‎zasięgnąć‎ ‎języka, wyszedłem‎ ‎z‎ ‎domu‎ ‎i‎ ‎skierowałem‎ ‎się‎ ‎na‎ ‎Główny Rynek.‎ ‎Plac‎ ‎był‎ ‎absolutnie‎ ‎pusty‎ ‎—‎ ‎minąłem‎ ‎warty — obrewidowany‎ ‎tylko‎ ‎przez‎ ‎jednego‎ ‎podejrzliwego‎ ‎ślązaka‎ ‎—‎ ‎a‎ ‎następnie,‎ ‎widząc‎ ‎niemożliwość dostania‎ ‎się‎ ‎do‎ ‎apteki,‎ ‎dokąd‎ ‎miałem‎ ‎wstąpić‎ ‎— powracam.‎ ‎Nagle‎ ‎słychać‎ ‎znane‎ ‎mi‎ ‎dobrze: 
„Halt“!‎ ‎Staję‎ ‎posłusznie.‎ ‎Patrol‎ ‎z‎ ‎trzech‎ ‎żołdaków‎ ‎zmierza‎ ‎ku‎ ‎mnie.
„Kommt“!‎ ‎—‎ ‎oczywiście‎ ‎podchodzę‎ ‎—‎ ‎dwuch żołnierzy‎ ‎po‎ ‎bokach‎ ‎—‎ ‎jeden‎ ‎przodem‎ ‎—‎ ‎prowadzi. 
Zimno‎ ‎mi‎ ‎się‎ ‎zrobiło,‎ ‎gdy‎ ‎zatrzymaliśmy‎ ‎się‎ ‎pod murem‎ ‎Ratusza — i‎ ‎ja‎ ‎znalazłem‎ ‎się‎ ‎tuż‎ ‎obok‎ ‎trzech ciał,‎ ‎leżących‎ ‎w‎ ‎kałuży‎ ‎krwi — a‎ ‎przed‎ ‎oczami,‎ ‎na słupie‎ ‎rusztowania‎ ‎zobaczyłem‎ ‎krwawo-szarą‎ ‎plamę—mózgu‎ ‎ze‎ ‎krwią‎ ‎zmieszanego.‎ ‎Dwaj‎ ‎żołdacy gimnastycznym‎ ‎krokiem‎ ‎cofają‎ ‎się‎ ‎i‎ ‎stają‎ ‎naprzeciwko — trzeci‎ ‎pozostaje‎ ‎przy‎ ‎mnie.
Obok‎ ‎mnie‎ ‎—‎ ‎leży‎ ‎rozkraczony,‎ ‎twarzą‎ ‎ku moim‎ ‎nogom‎ ‎wykręconą,‎ ‎ze‎ ‎strasznym‎ ‎jakimś wyrazem‎ ‎spokoju,‎ ‎znany‎ ‎mi,‎ ‎akcyźnik,‎ ‎Hoffman — obok‎ ‎niego — roznoszący‎ ‎awizacje‎ ‎woźny‎ ‎magistratu.‎ ‎Całą‎ ‎siłę‎ ‎woli‎ ‎zużywam‎ ‎na‎ ‎zapanowanie‎ ‎nad‎ ‎nerwami‎ ‎—‎ ‎przed‎ ‎oczami‎ ‎mglista‎ ‎wizja — drobny‎ ‎buziak‎ ‎córeczki — łobuzerska — wesoła‎ ‎myśl przelatuje‎ ‎przez‎ ‎głowę:‎ ‎„Likwidacja — reakcja‎ ‎chemiczna — żywot‎ ‎wieczny — amen“. Oto‎ ‎mniej‎ ‎więcej‎ ‎treść‎ ‎mojej‎ ‎psyche‎ ‎w‎ ‎owej chwili — po‎ ‎której‎ ‎rozpoczyna‎ ‎się‎ ‎djalog: 
„Hande‎ ‎hoch“!‎ ‎„Geben‎ ‎Sie‎ ‎die‎ ‎Waffen‎ ‎ab“! woła‎ ‎żołdak‎ ‎—‎ ‎niewiele‎ ‎myśląc‎ ‎zapewne‎ ‎o‎ ‎nielogiczności‎ ‎oddawania‎ ‎broni‎ ‎trzymanemi‎ ‎w‎ ‎górze rękami.
„Nie‎ ‎jestem‎ ‎żołnierzem — z‎ ‎wami‎ ‎nie‎ ‎wojuję — jestem‎ ‎polak,‎ ‎a‎ ‎broni‎ ‎żadnej‎ ‎nie‎ ‎mam.‎ ‎Proszę sprawdzić‎"‎! — rzucam‎ ‎po‎ ‎niemiecku‎ ‎twardo,‎ ‎wszelkie‎ ‎wysiłki‎ ‎skierowując‎ ‎na‎ ‎to,‎ ‎ażeby‎ ‎zapanować nad‎ ‎sobą.‎ ‎Do‎ ‎wściekłości‎ ‎mnie‎ ‎doprowadza‎ ‎nagle‎ ‎—‎ ‎szkaplerz‎ ‎Częstochowskiej,‎ ‎wyglądający‎ ‎z‎ ‎zakołnierza‎ ‎munduru,‎ ‎stojącego‎ ‎naprzeciwko‎ ‎żołnierza.
„Rodak‎ ‎—‎ ‎ryngraf‎ ‎rycerza — żeby‎ ‎cię‎ ‎cholera — daktyloskopja‎" — lecą‎ ‎myśli,‎ ‎podczas‎ ‎gdy‎ ‎łapa‎ ‎prusaka‎ ‎błądzi‎ ‎po‎ ‎ubraniu,‎ ‎zostawiając‎ ‎na‎ ‎bieli‎ ‎kamizelki‎ ‎mojej‎ ‎ślad‎ ‎brudnego‎ ‎palucha. 
„Gehen‎ ‎Sie‎ ‎weiter“!‎ ‎brzmi‎ ‎wreszcie‎ ‎głęboki bierbas,‎ ‎który‎ ‎mi‎ ‎się‎ ‎w‎ ‎tej‎ ‎chwili‎ ‎głosikiem‎ ‎anioła‎ ‎wydał — i‎ ‎ręka‎ ‎wyciąga‎ ‎się‎ ‎w‎ ‎kierunku‎ ‎wprost przeciwnym‎ ‎temu,‎ ‎dokąd‎ ‎zmierzałem.
„Ich‎ ‎will‎ ‎da‎ ‎gehen“ — odpowiadam‎ ‎z‎ ‎dziwaczną‎ ‎przekorą — ukazując‎ ‎swój‎ ‎kierunek. 
„Nuu‎ ‎ja—gehen‎ ‎Sie‎ ‎zuruck!“‎ ‎brzmi‎ ‎„bierbas“ pokojowo,‎ ‎podczas‎ ‎gdy‎ ‎rodak‎ ‎ze‎ ‎szkaplerzem‎ ‎ziewa,‎ ‎jak‎ ‎hippopotam,‎ ‎a‎ ‎towarzysz‎ ‎jego,‎ ‎młody‎ ‎o‎ ‎latających‎ ‎oczkach‎ ‎niemczyk,‎ ‎do‎ ‎połowy‎ ‎długości palec‎ ‎ulokował‎ ‎w‎ ‎nosie.
Wstrząsnąłem‎ ‎się‎ ‎jednak‎ ‎ze‎ ‎zgrozy‎ ‎na‎ ‎drugi dzień‎ ‎rano,‎ ‎gdy‎ ‎przechodząc‎ ‎koło‎ ‎Ratusza‎ ‎—‎ ‎na swojem‎ ‎niedoszłem‎ ‎miejscu‎ ‎ujrzałem‎ ‎leżącego‎ ‎jakiegoś‎ ‎biednie‎ ‎ubranego‎ ‎trupa‎ ‎z‎ ‎głową‎ ‎zupełnie rozniesioną;‎ ‎ledwie‎ ‎kawałki‎ ‎skóry‎ ‎z‎ ‎ciemnemi‎ ‎włosami‎ ‎trzymały‎ ‎się‎ ‎szyi;‎ ‎opodal‎ ‎zaś‎ ‎leżał‎ ‎jeszcze piąty‎ ‎trup — tęgi,‎ ‎nizki‎ ‎mężczyzna — w‎ ‎mundurowej kurtce — mówiono — że‎ ‎był‎ ‎to‎ ‎kasjer‎ ‎z‎ ‎kasy‎ ‎gubernialnej‎ ‎— Sokołow‎ ‎—‎ ‎rozstrzelany‎ ‎z‎ ‎rozkazu‎ ‎Preuskera.‎ ‎Ja‎ ‎jednak‎ ‎twarzy‎ ‎już‎ ‎poznać‎ ‎nie‎ ‎mogłem. Moi‎ ‎rozmówcy‎ ‎nie‎ ‎ze‎ ‎wszystkiemi‎ ‎byli‎ ‎łaskawi...
0e7a3a66-1019-4973-b5cd-a781450a092f
8f295055-de31-4940-ad8c-b3f5af123cb7
bartlomiej_rakowski

O nie… Sąd Okregowy w Kaliszu, bandycki, morderczy.

Zaloguj się aby komentować

Złota myśl Rzymian na dziś
„Skąpcowi nigdy nie zabraknie powodów, by odmówić”

  • łacina: [Negandi causa avaro nunquam deficit]
  • źródło: Publiliusz Syrus, Sententiae

Publiliusz Syrus (Publilius Syrus, I wiek p.n.e.) – mim i pisarz rzymski
 https://www.imperiumromanum.edu.pl/kultura/zlote-mysli-rzymian/
#imperiumromanum #ciekawostki #historia #cytaty #cytatrzymiannadzis #gruparatowaniapoziomu #ciekawostkihistoryczne #sentencjalacinska #rzym #venividivici #ancientrome
-----------------------------------------------------------------------------
Jeżeli podobają Ci się treści, jakie gromadzę na portalu oraz, którymi dzielę się na portalu, wdzięczny będę za jakiekolwiek wsparcie: https://imperiumromanum.pl/dotacje/
32dd0be0-f9fa-4c0d-b5eb-6b9f71dd3a8c

Zaloguj się aby komentować

Rzeźba Hadriana
Rzeźba Hadriana, cesarza w latach 117-138 n.e., który był trzecim z tzw. pięciu dobrych cesarzy. Obiekt odkryto w Rzymie. Artefakt znajduje się w Ny Carlsberg Glyptotek w Kopenhadze (Dania).
https://imperiumromanum.pl/ciekawostka/rzezba-hadriana/
#imperiumromanum #rzym #ciekawostki #antycznyrzym #historia #ciekawostkihistoryczne #gruparatowaniapoziomu #ancientrome #rzym #venividivici
-----------------------------------------------------------------------------
Jeżeli podobają Ci się treści, jakie gromadzę na portalu oraz, którymi dzielę się na portalu, wdzięczny będę za jakiekolwiek wsparcie: https://imperiumromanum.pl/dotacje/
8b4c9198-a658-42e9-bdc0-475a4b101db4

Zaloguj się aby komentować

Józef Dąbrowski "Katastrofa kaliska : opowieść naocznego świadka" wyd. Warszawa 1914 cz VI

#iwojnaswiatowa #historia #pierwszawojnaswiatowa #ciekawostkihistoryczne #Kalisz1914

Poprzednie części pod tagiem #Kalisz1914

Powoli‎ ‎zaczyna‎ ‎być‎ ‎możliwe‎ ‎odtworzenie obrazu‎ ‎całej‎ ‎katastrofy. Buchalter‎ ‎gazowni‎ ‎M.‎ ‎po‎ ‎10-ej‎ ‎wieczorem wracał‎ ‎powozem‎ ‎z‎ ‎dworca‎ ‎kolei,‎ ‎mija‎ ‎koło‎ ‎20-tu żołnierzy‎ ‎podnieconych,‎ ‎śpieszą‎ ‎niemal‎ ‎w‎ ‎popłochu.‎ ‎Dwuch‎ ‎żołnierzy‎ ‎wskakuje‎ ‎na‎ ‎stopnie‎ ‎powozu.‎ ‎„Proszę‎ ‎nas‎ ‎podwieźć‎ ‎do‎ ‎miasta,‎ ‎nieprzyjaciel się‎ ‎zbliża!‎ ‎będzie‎ ‎alarm“!‎ ‎„Ale‎ ‎skąd“? — pyta‎ ‎p.‎ ‎M., "nie‎ ‎może‎ ‎być!‎ ‎Z‎ ‎tej‎ ‎strony?‎ ‎z‎ ‎Niemiec“? „Panie,‎ ‎jak‎ ‎jesteśmy‎ ‎we‎ ‎dwudziestu,‎ ‎tak wszyscyśmy‎ ‎widzieli‎ ‎kolumnę,‎ ‎a‎ ‎jest‎ ‎kilku,‎ ‎co‎ ‎bliżej‎ ‎podeszli‎ ‎do‎ ‎niej,‎ ‎mowę‎ ‎rosyjską‎ ‎słyszeli.‎ ‎Jedź pan,‎ ‎na‎ ‎miłość‎ ‎boską‎ ‎prędko‎"! Jak‎ ‎się‎ ‎okazało,‎ ‎owa‎ ‎„kolumna‎"‎ ‎byli‎ ‎to‎ ‎„artielszczycy‎"‎ ‎ze‎ ‎Szczypiorna.‎ ‎Pozostawieni‎ ‎tam‎ ‎na los‎ ‎szczęścia‎ ‎nie‎ ‎mając‎ ‎co‎ ‎jeść,‎ ‎ruszyli‎ ‎w‎ ‎głąb kraju.‎ ‎Chcąc‎ ‎w‎ ‎nocy‎ ‎obejść‎ ‎Kalisz,‎ ‎zajęty‎ ‎przez prusaków,‎ ‎szli‎ ‎polem. Przed‎ ‎miastem‎ ‎jadący‎ ‎z‎ ‎p.‎ ‎M.‎ ‎żołnierze‎ ‎spotkali‎ ‎oficera.‎ ‎Zeskoczyli‎ ‎z‎ ‎powozu‎ ‎i‎ ‎zameldowali mu‎ ‎widocznie‎ ‎o‎ ‎owej‎ ‎kolumnie.‎ ‎Oficer‎ ‎natychmiast‎ ‎siadł‎ ‎w‎ ‎dorożkę‎ ‎i‎ ‎popędził‎ ‎co‎ ‎koń‎ ‎wyskoczy‎ ‎do‎ ‎miasta. Ten‎ ‎to‎ ‎właśnie‎ ‎oficer‎ ‎dał‎ ‎strzał‎ ‎rewolwerowy‎ ‎na‎ ‎alarm,‎ ‎który‎ ‎słyszałem,‎ ‎siedząc‎ ‎przy‎ ‎biurku, u‎ ‎siebie.‎ ‎Widzieli‎ ‎to‎ ‎na‎ ‎własne‎ ‎oczy‎ ‎adwokat‎ ‎W., Dr.‎ ‎K.,‎ ‎właściciel‎ ‎przedsiębiorstwa‎ ‎„Hygjena“,‎ ‎którzy,‎ ‎odprowadziwszy‎ ‎do‎ ‎domu‎ ‎mecenasa‎ ‎Z.,‎ ‎szli zwolna‎ ‎ulicą,‎ ‎oraz‎ ‎niezależnie‎ ‎od‎ ‎nich,‎ ‎właściciel warsztatu‎ ‎ślusarskiego‎ ‎K.‎ ‎Wszyscy‎ ‎oni‎ ‎zgodnie opowiadają,‎ ‎że‎ ‎oficer‎ ‎pruski,‎ ‎stojąc‎ ‎w‎ ‎pędzącej‎ ‎na Wrocławską‎ ‎co‎ ‎sił‎ ‎dorożce,‎ ‎strzelił‎ ‎w‎ ‎górę‎ ‎z‎ ‎rewolweru...
Wieść‎ ‎o‎ ‎zbliżających‎ ‎się‎ ‎rosjanach‎ ‎spadła‎ ‎jak grom‎ ‎na‎ ‎raczących‎ ‎się‎ ‎wesoło‎ ‎kolacją,‎ ‎zakrapianą obficie‎ ‎szampanem,‎ ‎w‎ ‎towarzystwie‎ ‎okolicznych bon-viveurów‎ ‎Ch.,‎ ‎D.,‎ ‎B.‎ ‎i‎ ‎paru‎ ‎innych,‎ ‎w‎ ‎Hotelu Europejskim‎ ‎oficerów‎ ‎pruskich. Zamieszanie‎ ‎wśród‎ ‎nich‎ ‎powstało‎ ‎ogromne. Zbiegł‎ ‎z‎ ‎numeru‎ ‎komendant,‎ ‎cywilów‎ ‎oczywiście wyproszono.‎ ‎Nie‎ ‎przyjęto‎ ‎nawet‎ ‎przybyłych‎ ‎z‎ ‎przekładem‎ ‎odezwy‎ ‎do‎ ‎mieszkańców‎ ‎pp.‎ ‎M.‎ ‎i‎ ‎Sch.
„Komendantowi‎ ‎teraz‎ ‎nie‎ ‎odezwy‎ ‎w‎ ‎głowie“‎ ‎— rzucił‎ ‎im‎ ‎adjutant. Zamieszanie‎ ‎wzmogło‎ ‎się‎ ‎jeszcze‎ ‎bardziej, gdy‎ ‎na‎ ‎rowerze‎ ‎wpadł‎ ‎zziajany‎ ‎i‎ ‎wystraszony‎ ‎żołnierz‎ ‎z‎ ‎pikiet‎ ‎na‎ ‎szosie‎ ‎Łódzkiej‎ ‎z‎ ‎doniesieniem, że‎ ‎od‎ ‎Opatówka‎ ‎idzie‎ ‎nowa‎ ‎kolumna‎ ‎rosjan. Prusaków‎ ‎ogarnia‎ ‎panika.‎ ‎Pozostawiając‎ ‎przy komendanturze‎ ‎kilkunastu‎ ‎ułanów‎ ‎z‎ ‎rewolwerami i‎ ‎rozkazem‎ ‎„strzelania‎ ‎w‎ ‎łeb“‎ ‎każdemu,‎ ‎co‎ ‎się zbliży‎ ‎do‎ ‎hotelu,‎ ‎oraz‎ ‎umieściwszy‎ ‎w‎ ‎tymże‎ ‎celu piechurów‎ ‎w‎ ‎oknach,‎ ‎oficerowie‎ ‎w‎ ‎dorożkach, a‎ ‎Preusker‎ ‎konno,‎ ‎momentalnie‎ ‎ruszyli‎ ‎galopem do‎ ‎swych‎ ‎oddziałów.
Owi‎ ‎rosjanie,‎ ‎idący‎ ‎od‎ ‎Opatówka,‎ ‎byli‎ ‎to‎ ‎zapasowi,‎ ‎których‎ ‎porzucono‎ ‎w‎ ‎Łasku,‎ ‎a‎ ‎którzy,‎ ‎nic nie‎ ‎wiedząc‎ ‎o‎ ‎zajęciu‎ ‎Kalisza,‎ ‎szli‎ ‎kupą,‎ ‎śpiewając‎ ‎pieśni‎ ‎żołnierskie.‎ ‎Wśród‎ ‎strzelaniny‎ ‎padło‎ ‎ich kilkunastu,‎ ‎kilkudziesięciu‎ ‎po‎ ‎uprzedniem‎ ‎zmaltretowaniu‎ ‎w‎ ‎Rynku‎ ‎przed‎ ‎Ratuszem,‎ ‎zamknięto w‎ ‎więzieniu.
Oszaleli‎ ‎widocznie‎ ‎ze‎ ‎strachu‎ ‎przed‎ ‎osaczeniem,‎ ‎prusacy‎ ‎rozpoczęli‎ ‎strzelaninę‎ ‎bezładną. Ustawiwszy‎ ‎się‎ ‎u‎ ‎wylotów‎ ‎i‎ ‎na‎ ‎przecięciach‎ ‎ulic, prusacy‎ ‎strzelali‎ ‎bezładnemi‎ ‎salwami‎ ‎na‎ ‎wszystkie‎ ‎strony,‎ ‎widocznie‎ ‎pragnąc‎ ‎przestraszyć‎ ‎mniemanego‎ ‎nieprzyjaciela.‎ ‎Zamieszanie‎ ‎i‎ ‎przerażenie panowało‎ ‎wśród‎ ‎nich‎ ‎niesłychane!‎ ‎Inżynier‎ ‎G.,‎ ‎leżąc‎ ‎na‎ ‎pochyłym‎ ‎brzegu‎ ‎kanału‎ ‎Prosny‎ ‎koło‎ ‎baru „a‎ ‎la‎ ‎Hawełka“,‎ ‎słyszał,‎ ‎jak‎ ‎tuż‎ ‎nad‎ ‎nim‎ ‎Preusker‎ ‎krzyczał‎ ‎głosem,‎ ‎pełnym‎ ‎irytacji‎ ‎do‎ ‎oficerów: 
„Na‎ ‎miłość‎ ‎Boską,‎ ‎czegoście‎ ‎panowie‎ ‎narobili‎"!
Salwy‎ ‎brzmiały‎ ‎za‎ ‎salwami‎ ‎bez‎ ‎komendy,‎ ‎bez‎ ‎żadnego‎ ‎porządku.‎ ‎Kule‎ ‎gwizdały‎ ‎na‎ ‎ulicach,‎ ‎raniąc przechodniów,‎ ‎co‎ ‎jeszcze‎ ‎nie‎ ‎zdołali‎ ‎ukryć‎ ‎się‎ ‎do bram‎ ‎i‎ ‎mieszkań,‎ ‎oraz‎ ‎żołnierzy,‎ ‎strzelających‎ ‎w‎ ‎innych‎ ‎miejscach.
Wśród‎ ‎tej‎ ‎strzelaniny,‎ ‎a‎ ‎nawet‎ ‎zdaje‎ ‎się‎ ‎na jej‎ ‎początku‎ ‎padły‎ ‎podobno‎ ‎strzały‎ ‎do‎ ‎wojska z‎ ‎domów. Fakt‎ ‎tych‎ ‎strzałów‎ ‎nie‎ ‎zostanie‎ ‎na‎ ‎pewno nigdy‎ ‎stwierdzony.‎ ‎Zdaje‎ ‎się‎ ‎jednak,‎ ‎że‎ ‎miały‎ ‎one miejsce‎ ‎niestety.‎ ‎Z‎ ‎pomiędzy‎ ‎całej‎ ‎masy‎ ‎najrozmaitszych‎ ‎opowieści‎ ‎o‎ ‎nich,‎ ‎rzekomo‎ ‎naocznych świadków‎ ‎wiarogodne‎ ‎zupełnie‎ ‎są‎ ‎dwa.‎ ‎Jedno,‎ ‎to żołnierza,‎ ‎rannego‎ ‎kulą‎ ‎rewolwerową‎ ‎marnego‎ ‎kalibru‎ ‎w‎ ‎udo,‎ ‎które‎ ‎to‎ ‎opowiadanie‎ ‎przytoczyłem wyżej,‎ ‎a‎ ‎drugie‎ ‎dorożkarza‎ ‎Nr‎ ‎68,‎ ‎nazwiskiem‎ ‎Żołądź,‎ ‎jeżeli‎ ‎dobrze‎ ‎je‎ ‎podał.
Dorożkarz‎ ‎ów‎ ‎przywiózł‎ ‎właśnie‎ ‎pasażerów z‎ ‎szosy‎ ‎tureckiej‎ ‎i‎ ‎wśród‎ ‎najgwałtowniejszego alarmu‎ ‎wpadł‎ ‎na‎ ‎Główny‎ ‎Rynek,‎ ‎nieomal‎ ‎wprost na‎ ‎prusaków.‎ ‎Ci‎ ‎momentalnie‎ ‎chwycili‎ ‎dorożkę i‎ ‎zaczęli‎ ‎rewidować‎ ‎jej‎ ‎wnętrze.‎ ‎W‎ ‎trakcie‎ ‎tego dorożkarz‎ ‎usłyszał‎ ‎strzał‎ ‎z‎ ‎okna‎ ‎pierwszego‎ ‎piętra jednego‎ ‎z‎ ‎domów.‎ ‎Jakiś‎ ‎żołnierz,‎ ‎trafiony‎ ‎kulą, pada,‎ ‎inni‎ ‎momentalnie‎ ‎sformowawszy‎ ‎dwie‎ ‎linje‎ ‎zabezpieczone‎ ‎z‎ ‎boków‎ ‎dorożką,‎ ‎której‎ ‎konie mocno‎ ‎trzymali‎ ‎przy‎ ‎pyskach‎ ‎żołnierze‎ ‎i‎ ‎murem kamienicy,‎ ‎rozpoczęli‎ ‎bezładną‎ ‎strzelaninę‎ ‎w‎ ‎okna kamienicy‎ ‎i‎ ‎w‎ ‎przestrzeń‎ ‎na‎ ‎obie‎ ‎strony.‎ ‎Po‎ ‎kilku minutach‎ ‎żołnierze,‎ ‎wziąwszy‎ ‎rannego‎ ‎towarzysza, pobiegli‎ ‎w‎ ‎stronę‎ ‎Hotelu‎ ‎Europejskiego‎ ‎ku‎ ‎Marjańskiej...
O ‎strzałach‎ ‎do‎ ‎żołnierzy‎ ‎oczywiście‎ ‎urosły całe‎ ‎legendy.‎ ‎Prasa‎ ‎niemiecka,‎ ‎tłómacząc‎[sic] ‎owo zwierzęce‎ ‎zniszczenie‎ ‎miasta,‎ ‎wypisywała‎ ‎najprzeróżniejsze‎ ‎brednie‎ ‎o‎ ‎ukrytych‎ ‎kozakach,‎ ‎o‎ ‎dziesiątkach‎ ‎strzałów,‎ ‎jakie‎ ‎sypały‎ ‎grad‎ ‎kul‎ ‎na‎ ‎nie szczęsnych‎ ‎wojaków,‎ ‎ufających‎ ‎bezgranicznie‎ ‎szatanom - kaliszanom‎ ‎i‎ ‎t.‎ ‎d.,‎ ‎słowem,‎ ‎z‎ ‎gwałtów‎ ‎własnych,‎ ‎spowodowanych‎ ‎jedynie‎ ‎bezmiernem‎ ‎tchórzostwem‎ ‎i‎ ‎brakiem‎ ‎orjentacji‎ ‎dowódców,‎ ‎zrobili jakąś‎ ‎straszliwą‎ ‎noc‎ ‎Ś-go‎ ‎Bartłomieja... Jedno‎ ‎zaś‎ ‎można‎ ‎stwierdzić,‎ ‎bez‎ ‎względu‎ ‎na to,‎ ‎czy‎ ‎strzały‎ ‎były,‎ ‎lub‎ ‎nie;‎ ‎katastrofę‎ ‎nie‎ ‎one wywołały.‎ ‎Prusacy‎ ‎strzelać‎ ‎zaczęli‎ ‎na‎ ‎wszystkie strony‎ ‎odrazu,‎ ‎a‎ ‎nawet‎ ‎ów‎ ‎strzał‎ ‎alarmowy,‎ ‎dany przez‎ ‎oficera,‎ ‎o‎ ‎którym‎ ‎mówiłem,‎ ‎poszedł‎ ‎na‎ ‎karb rzekomych‎ ‎spiskowców,‎ ‎czy‎ ‎kozaków.‎ ‎Cała‎ ‎kamienica,‎ ‎koło‎ ‎której‎ ‎padł‎ ‎ów‎ ‎strzał‎ ‎nieszczęsny, była‎ ‎ostrzelana‎ ‎aż‎ ‎do‎ ‎wysokości‎ ‎drugiego‎ ‎piętra kulami.

W‎ ‎Ratuszu‎ ‎podobno‎ ‎straszne‎ ‎działy‎ ‎się‎ ‎rzeczy.‎ ‎Prezydenta‎ ‎zbito‎ ‎kolbami‎ ‎i‎ ‎w‎ ‎bieliźnie‎ ‎tylko wywleczono‎ ‎na‎ ‎ulicę,‎ ‎dwuch‎ ‎woźnych‎ ‎za‎ ‎niedość pośpieszne‎ ‎otwarcie‎ ‎drzwi‎ ‎dobijającym‎ ‎się‎ ‎prusakom,‎ ‎rozstrzelano‎ ‎na‎ ‎miejscu.‎ ‎Straszna‎ ‎katastrofa również‎ ‎stała‎ ‎się‎ ‎we‎ ‎młynie‎ ‎Deutschmana,‎ ‎którą określę‎ ‎według‎ ‎opowiadania‎ ‎jednej‎ ‎z‎ ‎ofiar,‎ ‎nocnego‎ ‎stróża,‎ ‎ocalonego‎ ‎od‎ ‎śmierci‎ ‎zaprawdę‎ ‎cudownym‎ ‎nieomal‎ ‎sposobem.
Właściciel‎ ‎młyna‎ ‎wyjednał‎ ‎u‎ ‎Preuskera‎ ‎pozwolenie‎ ‎na‎ ‎posiadanie‎ ‎rewolwerów‎ ‎przez‎ ‎nocnego‎ ‎stróża‎ ‎i‎ ‎trzech‎ ‎robotników,‎ ‎którzy‎ ‎stale‎ ‎nocowali‎ ‎w‎ ‎fabryce.‎ ‎Zarazem‎ ‎p.‎ ‎D.‎ ‎zapowiedział‎ ‎stróżowi,‎ ‎ażeby‎ ‎na‎ ‎pierwsze‎ ‎wezwanie‎ ‎w‎ ‎niemieckim języku‎ ‎wygłoszone‎ ‎bezzwłocznie‎ ‎otwierał‎ ‎bramę. Stróż,‎ ‎usłyszawszy‎ ‎podczas‎ ‎strzelaniny‎ ‎dobijanie‎ ‎się‎ ‎i‎ ‎niemiecką‎ ‎rozmowę‎ ‎bramę‎ ‎otworzył, sam‎ ‎zaś,‎ ‎bojąc‎ ‎się‎ ‎strzałów,‎ ‎szybko‎ ‎powrócił‎ ‎do budki.‎ ‎Nagle‎ ‎wpada‎ ‎kilku‎ ‎prusaków‎ ‎z‎ ‎krzykiem, rzucają‎ ‎się‎ ‎na‎ ‎niego‎ ‎i‎ ‎na‎ ‎trzech‎ ‎nadbiegłych‎ ‎z‎ ‎rewolwerami‎ ‎robotników,‎ ‎nocujących‎ ‎w‎ ‎zabudowaniach. Rewidują‎ ‎ich,‎ ‎a‎ ‎znalazłszy‎ ‎rewolwery‎ ‎i‎ ‎dojrzawszy na‎ ‎piersiach‎ ‎stróża‎ ‎wiszącą‎ ‎gwizdawkę,‎ ‎podnoszą wrzask‎ ‎i‎ ‎zaczynają‎ ‎nieboraka‎ ‎szarpać.‎ ‎W‎ ‎końcu wszystkich‎ ‎czterech‎ ‎wloką‎ ‎na‎ ‎Dóbrzecką,‎ ‎stawiają pod‎ ‎mur:‎ ‎„Ręce‎ ‎do‎ ‎góry“!‎ ‎Przed‎ ‎nimi‎ ‎staje‎ ‎szereg‎ ‎prusaków‎ ‎z‎ ‎karabinami‎ ‎gotowemi‎ ‎do‎ ‎strzału. „Trzymam‎ ‎ja‎ ‎ręce‎ ‎do‎ ‎góry — a‎ ‎jakem‎ ‎pomyślał‎ ‎że‎ ‎już,‎ ‎żony‎ ‎i‎ ‎dzieci‎ ‎nie‎ ‎obaczę,‎ ‎tom‎ ‎płakać zaczął.‎ ‎Widzę,‎ ‎a‎ ‎tu‎ ‎niemcowi‎ ‎przedemną‎ ‎strzelba się‎ ‎w‎ ‎ręcach‎ ‎trzęsie,‎ ‎też‎ ‎płacze.‎ ‎Raptem‎ ‎huk‎ ‎straszny‎ ‎się‎ ‎rozległ.‎ ‎Coś‎ ‎mnie‎ ‎palnęło‎ ‎w‎ ‎gębę‎ ‎i‎ ‎głowę, coś‎ ‎w‎ ‎rękę,‎ ‎lecę‎ ‎na‎ ‎ziemię,‎ ‎koło‎ ‎mnie‎ ‎wszyscy trzej,‎ ‎co‎ ‎ze‎ ‎mną‎ ‎byli.‎ ‎Ręka‎ ‎boli‎ ‎okrutnie—na‎ ‎jedno‎ ‎oko‎ ‎całkiem‎ ‎nie‎ ‎widzę,‎ ‎drugim‎ ‎jeno‎ ‎patrzę,‎ ‎aż tu‎ ‎mnie‎ ‎niemiec‎ ‎sztykiem‎ ‎w‎ ‎zadek‎ ‎dżga‎ ‎—‎ ‎ja‎ ‎tu już‎ ‎udaję‎ ‎martwego...‎ ‎Odeszli.‎ ‎Ktoś‎ ‎za‎ ‎mną‎ ‎grzebał‎ ‎mi‎ ‎na‎ ‎plecach,‎ ‎grzebał,‎ ‎ja‎ ‎nic,‎ ‎bom‎ ‎się‎ ‎bał strasznie,‎ ‎żeby‎ ‎miemce‎ ‎nie‎ ‎wrócili.‎ ‎Potem‎ ‎i‎ ‎on grzebać‎ ‎przestał.‎ ‎A‎ ‎miemce‎ ‎wracali,‎ ‎raz‎ ‎poraź‎ ‎kogoś‎ ‎koło‎ ‎nas‎ ‎stawiali‎ ‎i‎ ‎zabijali‎ ‎—‎ ‎ja‎ ‎wtedy‎ ‎tylko oko‎ ‎zamykałem...‎ ‎możem‎ ‎to‎ ‎i‎ ‎omdlał‎ ‎raz‎ ‎i‎ ‎drugi nie‎ ‎wiem...‎ ‎Rano‎ ‎dopiero‎ ‎—‎ ‎patrzę,‎ ‎niemców‎ ‎nie ma‎ ‎—‎ ‎jedzie‎ ‎ksiądz‎ ‎Majewski‎ ‎w‎ ‎komży‎ ‎z‎ ‎Panem Rogiem‎ ‎widać.‎ ‎Podnoszę‎ ‎ja‎ ‎się‎ ‎i‎ ‎o‎ ‎poratowanie wołam‎ ‎“...
Przywieziony‎ ‎do‎ ‎szpitala‎ ‎przez‎ ‎ks.‎ ‎M.‎ ‎ów stróż,‎ ‎pomimo‎ ‎poważnej‎ ‎rany‎ ‎twarzy,‎ ‎strzaskania kości‎ ‎ramieniowej‎ ‎i‎ ‎kłutej‎ ‎rany‎ ‎bagnetem,‎ ‎został uratowany. Dodać‎ ‎trzeba,‎ ‎że‎ ‎w‎ ‎miejscu,‎ ‎gdzie‎ ‎leżał‎ ‎uratowany‎ ‎ów‎ ‎stróż,‎ ‎walało‎ ‎się‎ ‎kilkunastu‎ ‎rozstrzelanych‎ ‎w‎ ‎ciągu‎ ‎nocy‎ ‎i‎ ‎ranka‎ ‎przechodniów.‎ ‎Za co?‎ ‎Zdaje‎ ‎się‎ ‎na‎ ‎to‎ ‎odpowiedzi‎ ‎nigdy‎ ‎nie‎ ‎będzie.

Ofiar‎ ‎tej‎ ‎strasznej‎ ‎nocy‎ ‎było‎ ‎koło‎ ‎czterdziestu‎ ‎w‎ ‎dużej‎ ‎części‎ ‎z‎ ‎pomiędzy‎ ‎powracających‎ ‎tłumem‎ ‎rezerwistów.
Opodal‎ ‎cmentarzy,‎ ‎gdzie‎ ‎rozstrzeliwano‎ ‎dla widzimisię‎ ‎jakiegoś‎ ‎żołdaka,‎ ‎leżało‎ ‎pod‎ ‎murem kilkanaście‎ ‎ciał‎ ‎przeważnie‎ ‎robotników,‎ ‎śpieszących‎ ‎widocznie‎ ‎rano‎ ‎do‎ ‎roboty‎ ‎w‎ ‎mieście,‎ ‎wielu konwulsyjnie‎ ‎w‎ ‎palcach‎ ‎ściskało‎ ‎bańki‎ ‎ze‎ ‎śniadaniem...‎ ‎Trupy‎ ‎przeważnie‎ ‎były‎ ‎zeszpecone‎ ‎straszliwie‎ ‎kulami.
Z‎ ‎pomiędzy‎ ‎prusaków‎ ‎trupem‎ ‎padło‎ ‎kilku, a‎ ‎koło‎ ‎trzydziestu‎ ‎zostało‎ ‎rannych,‎ ‎z‎ ‎tych‎ ‎nieomal wszyscy‎ ‎kulami‎ ‎karabinowemi‎ ‎przez‎ ‎swoich.‎ ‎Nie wiem,‎ ‎czy‎ ‎kiedykolwiek‎ ‎możliwem‎ ‎będzie‎ ‎ustalenie‎ ‎z‎ ‎czyjej‎ ‎winy‎ ‎wynikła‎ ‎ta‎ ‎straszliwa‎ ‎katastrofa.‎ ‎W‎ ‎pierwszej‎ ‎chwili‎ ‎odrazu‎ ‎stanęła‎ ‎na‎ ‎myśli wszystkich‎ ‎prowokacja‎ ‎pruska.‎ ‎Według‎ ‎mego‎ ‎zdania,‎ ‎wyklucza‎ ‎ją‎ ‎jednak‎ ‎samo‎ ‎zachowanie‎ ‎się‎ ‎prusaków,‎ ‎które‎ ‎też‎ ‎i‎ ‎wyjaśnia‎ ‎poniekąd‎ ‎genezę‎ ‎wypadków‎ ‎nocnych. Trudno‎ ‎sobie‎ ‎wyobrazić‎ ‎ich‎ ‎strach‎ ‎i‎ ‎przerażenie‎ ‎a‎ ‎również‎ ‎i‎ ‎nieład,‎ ‎wskutek‎ ‎tego‎ ‎wynikły wśród‎ ‎wojska.‎ ‎Sama‎ ‎liczba‎ ‎postrzelonych‎ ‎pruskiemi‎ ‎kulami‎ ‎prusaków‎ ‎(trzydziestu‎ ‎kilku,‎ ‎trzydziestu‎ ‎rannych‎ ‎opatrzyli‎ ‎w‎ ‎szpitalu‎ ‎Św.‎ ‎Trójcy lekarze‎ ‎Dreszer,‎ ‎Sikorski,‎ ‎Koszutski,‎ ‎prócz‎ ‎wojskowych)‎ ‎jest‎ ‎wymowną‎ ‎ilustracją‎ ‎popłochu,‎ ‎co wyklucza‎ ‎wszelkie‎ ‎przygotowania.‎ ‎Wogóle‎ ‎osławiona‎ ‎pruska‎ ‎dyscyplina‎ ‎i‎ ‎sprawność‎ ‎okazały‎ ‎się mitem.‎ ‎Tchórzostwo‎ ‎wojska‎ ‎pruskiego‎ ‎w‎ ‎Kaliszu było‎ ‎w‎ ‎ciągu‎ ‎tej‎ ‎pamiętnej‎ ‎nocy‎ ‎wręcz‎ ‎bezprzykładne,‎ ‎a‎ ‎rozprzężenie‎ ‎zupełne.‎ ‎Dość‎ ‎powiedzieć, że‎ ‎na‎ ‎skutek‎ ‎kilku‎ ‎luźnych‎ ‎strzałów^,‎ ‎bataljon‎ ‎piechoty‎ ‎potrafił‎ ‎rzucać‎ ‎się‎ ‎po‎ ‎mieście‎ ‎i‎ ‎mordować wzajemnie,‎ ‎lub‎ ‎zabijać‎ ‎przygodnych‎ ‎mieszkańców w‎ ‎ciągu‎ ‎pół‎ ‎godziny‎ ‎bez‎ ‎mała! 
Zresztą‎ ‎jaki‎ ‎cel‎ ‎miałaby‎ ‎prow‎okacja‎ ‎pruska? Wywołać‎ ‎starcie‎ ‎z‎ ‎polakami‎ ‎dla‎ ‎zaszachowania polskiej‎ ‎polityki‎ ‎Austrji?‎ ‎To‎ ‎znów‎ ‎wykluczają odezwy‎ ‎do‎ ‎polaków,‎ ‎rozrzucane‎ ‎masowo,‎ ‎a‎ ‎przedewszystkiem‎ ‎niesłychanie,‎ ‎jak‎ ‎widzieliśmy,‎ ‎łagodne‎ ‎i‎ ‎względne‎ ‎postępowanie‎ ‎prusaków‎ ‎po‎ ‎zajęciu Kalisza,‎ ‎jak‎ ‎również‎ ‎delikatność‎ ‎i‎ ‎względność‎ ‎patrolów‎ ‎na‎ ‎wsi.
Nie‎ ‎trzeba‎ ‎też‎ ‎być‎ ‎wielkim‎ ‎psychologiem,‎ ‎aby przyjść‎ ‎do‎ ‎przekonania,‎ ‎że‎ ‎jedyną‎ ‎bodaj‎ ‎przyczyną‎ ‎katastrofy‎ ‎kaliskiej‎ ‎było‎ ‎bezprzykładne‎ ‎rzeczywiście‎ ‎tchórzostwo‎ ‎i‎ ‎panika‎ ‎prusaków. Strzały,‎ ‎dane‎ ‎do‎ ‎wojska‎ ‎wśród‎ ‎zamieszania i‎ ‎salw‎ ‎z‎ ‎jego‎ ‎strony,‎ ‎były‎ ‎zjawiskiem‎ ‎wtórnem. Dopiero‎ ‎też‎ ‎później‎ ‎—‎ ‎Preusker‎ ‎i‎ ‎prasa‎ ‎niemiecka dla‎ ‎usprawiedliwienia‎ ‎swej‎ ‎zwierzęcości—stworzyły‎ ‎całe‎ ‎opowieści‎ ‎o‎ ‎niebezpieczeństwie,‎ ‎na‎ ‎jakie byli‎ ‎narażeni‎ ‎prusacy‎ ‎w‎ ‎Kaliszu.
2a314cfd-aec7-4ac4-8a8d-cc463789892d
97c41b7c-abdb-4d2d-875a-94f55dee9e3f

Zaloguj się aby komentować

Rzymski fresk ukazujący Amora i Psyche

Rzymski fresk ukazujący Amora (boga miłości) i Psyche w miłosnym uścisku. Obiekt zdobił Dom Terencjusza Neo (Regio VII, 2, 6) w Pompejach. Obecnie artefakt znajduje się w Narodowym Muzeum Archeologicznym w Neapolu.

Psyche była piękną boginią i uosobieniem duszy ludzkiej. Wenus (bogini piękności), zazdrosna o urodę Psyche, kazała Amorowi, aby ten sprawił aby bogini zakochała się w najbrzydszym mężczyźnie na ziemi. Ten jednak sam zakochał się w Psyche, a finalnie został jej mężem.

https://imperiumromanum.pl/ciekawostka/rzymski-fresk-ukazujacy-amora-i-psyche/

#rzym #antycznyrzym #imperiumromanum #historia #ciekawostki #gruparatowaniapoziomu #listaimperiumromanum #ciekawostkihistoryczne #ancientrome #wojsko #europa #swiat #militaria #venividivici #qualitycontent #archeologia
--------------------------------------------------------------------------------------
Jeżeli podobają Ci się treści, jakie gromadzę na portalu oraz, którymi dzielę się na portalu, wdzięczny będę za jakiekolwiek wsparcie: https://imperiumromanum.pl/dotacje/
2cca5fb8-d5c6-4a6e-aebe-35b0f36921bc

Zaloguj się aby komentować

Złota myśl Rzymian na dziś
„Kto prosi o to, co trudne, sam sobie odmawia”

  • łacina: [Negat sibi ipse qui quod difficile est petit]
  • źródło: Publiliusz Syrus, Sententiae

Publiliusz Syrus (Publilius Syrus, I wiek p.n.e.) – mim i pisarz rzymski
 https://www.imperiumromanum.edu.pl/kultura/zlote-mysli-rzymian/
#imperiumromanum #ciekawostki #historia #cytaty #cytatrzymiannadzis #gruparatowaniapoziomu #ciekawostkihistoryczne #sentencjalacinska #rzym #venividivici #ancientrome
-----------------------------------------------------------------------------
Jeżeli podobają Ci się treści, jakie gromadzę na portalu oraz, którymi dzielę się na portalu, wdzięczny będę za jakiekolwiek wsparcie: https://imperiumromanum.pl/dotacje/
d6297a98-4ade-4d38-8afb-c79b3de8aa87

Zaloguj się aby komentować

Odkryty w Pompejach fresk ukazujący ubrane w płaszcz z kapturem dziecko
Odkryty w Pompejach fresk, ukazujący ubrane w płaszcz z kapturem dziecko. W jego towarzystwie znajduje się pies. Oboje siedzą wśród winogron. Jest to świetny przykład naturalizmu antycznego.
https://imperiumromanum.pl/ciekawostka/odkryty-w-pompejach-fresk-ukazujacy-ubrane-w-plaszcz-z-kapturem-dziecko/
#imperiumromanum #rzym #ciekawostki #antycznyrzym #historia #ciekawostkihistoryczne #gruparatowaniapoziomu #ancientrome #rzym #venividivici
-----------------------------------------------------------------------------
Jeżeli podobają Ci się treści, jakie gromadzę na portalu oraz, którymi dzielę się na portalu, wdzięczny będę za jakiekolwiek wsparcie: https://imperiumromanum.pl/dotacje/
8ce3d63b-5497-4228-a9c5-abb019ba81d9

Zaloguj się aby komentować

Grumman F11F/F-11 Tiger to naddźwiękowy, jednomiejscowy myśliwiec pokładowy zaprojektowany i produkowany przez amerykańskiego producenta samolotów Grumman.

[...]

Tygrys zdobył wątpliwy zaszczyt zostania pierwszym samolotem odrzutowym, który strącił siebie samego. 21 września 1956 roku, podczas testowania swoich działek kal. 20 mm, pilot Tom Attridge oddał dwa serie strzałów w trakcie płytkiego nurkowania. W miarę jak trajektoria pocisków zaczęła się zmieniać, w końcu przecięły one tor lotu Tygrysa, który kontynuował swój zjazd, uszkadzając samolot i zmuszając Attridge’a do awaryjnego lądowania. Przeżył z złamaną nogą i licznymi złamaniami kręgów.

https://en.wikipedia.org/wiki/Grumman_F-11_Tiger

#lotnictwo #awiacja #ciekawostkihistoryczne #katastrofylotnicze #ciekawostki
superhero

@Deykun latające trumny bo piloci nadstawiali dupy przeciwko nowoczesnym ruskim maszynom

Zaloguj się aby komentować

Józef Dąbrowski "Katastrofa kaliska : opowieść naocznego świadka" wyd. Warszawa 1914 cz V

#iwojnaswiatowa #historia #pierwszawojnaswiatowa #ciekawostkihistoryczne #Kalisz1914

Poprzednie części pod tagiem #Kalisz1914

Miasto‎ ‎wciąż‎ ‎w‎ ‎nastroju‎ ‎świątecznym.‎ ‎Na ulicach‎ ‎tłumy‎ ‎ludzi‎ ‎spacerujących‎ ‎i‎ ‎rozprawiających‎ ‎z‎ ‎ożywieniem.‎ ‎Aleja‎ ‎Józefiny‎ ‎przepełniona‎ ‎— park‎ ‎również.‎ ‎Spotykam‎ ‎redaktora‎ ‎Przybylskiego, komunikuję‎ ‎mu‎ ‎nowości,‎ ‎wzamian‎ ‎dowiaduję‎ ‎się, że‎ ‎komendant,‎ ‎niezwykle‎ ‎przyzwoity‎ ‎człowiek,‎ ‎wydaje‎ ‎glejty‎ ‎na‎ ‎swobodne‎ ‎wychodzenie‎ ‎z‎ ‎miasta,‎ ‎gazetom‎ ‎obiecał‎ ‎dostarczać‎ ‎informacji,‎ ‎a‎ ‎prosi‎ ‎tylko o‎ ‎wpływanie‎ ‎na‎ ‎publiczność,‎ ‎żeby‎ ‎nie‎ ‎dokuczała żołnierzom‎ ‎gapiostwem.‎ ‎„Te‎ ‎tłumy‎ ‎ciągłe‎ ‎przed mojem‎ ‎mieszkaniem‎ ‎są‎ ‎wręcz‎ ‎nieznośne"‎ ‎—‎ ‎zakończył. Po‎ ‎ulicach,‎ ‎w‎ ‎cukierniach‎ ‎i‎ ‎barach‎ ‎pełno‎ ‎żołnierzy‎ ‎i‎ ‎podoficerów.‎ ‎Ogromna‎ ‎część‎ ‎z‎ ‎nich — polacy.‎ ‎Rozmawiają‎ ‎chętnie‎ ‎i‎ ‎są‎ ‎bardzo‎ ‎wylani. Wśród‎ ‎niemców‎ ‎sporo‎ ‎socjal-demokratów,‎ ‎piorunujących‎ ‎na‎ ‎wojnę.‎ ‎„To‎ ‎zbrodnia‎ ‎przeciw‎ ‎ludzkości — ta‎ ‎wojna — peroruje‎ ‎jakiś‎ ‎prusak‎ ‎w‎ ‎cywilu, jak‎ ‎się‎ ‎okazuje‎ ‎zecer‎ ‎z‎ ‎Ostrzeszowa — myśmy‎ ‎jej‎ ‎nie chcieli‎ ‎i‎ ‎nie‎ ‎chcemy‎ ‎—‎ ‎barbarzyńska‎ ‎Rosja‎ ‎pchała do‎ ‎wojny — musi‎ ‎też‎ ‎za‎ ‎nią‎ ‎dobrze‎ ‎zapłacić". Co‎ ‎do‎ ‎widoków‎ ‎wojny — różnią‎ ‎się — nie‎ ‎znać jednak‎ ‎ani‎ ‎zapału,‎ ‎ani‎ ‎wiary‎ ‎w‎ ‎zwycięstwo.‎ ‎„Z‎ ‎Rosją‎ ‎damy‎ ‎sobie‎ ‎radę:‎ ‎jej‎ ‎nieporządek‎ ‎ją‎ ‎obali. Z‎ ‎Francją‎ ‎będzie‎ ‎o‎ ‎wiele‎ ‎ciężej"...‎ ‎Tu‎ ‎będziemy maszerowali — weźmiemy‎ ‎„Lodz",‎ ‎Warszawę‎ ‎i‎ ‎pod „Brest-Litowsk“‎ ‎wspólnie‎ ‎z‎ ‎austryakami‎ ‎wygramy walną‎ ‎bitwę". O — panowie‎ ‎—‎ ‎słychać‎ ‎znów‎ ‎—‎ ‎wy‎ ‎szczęśliwi, dziękujcie‎ ‎Bogu‎ ‎że‎ ‎dziś‎ ‎i‎ ‎jutro‎ ‎nie‎ ‎jesteście‎ ‎w‎ ‎Kownie,‎ ‎albo‎ ‎pod‎ ‎Kownem.‎ ‎Tam‎ ‎dopiero‎ ‎uciecha! Tam‎ ‎kamień‎ ‎na‎ ‎kamieniu‎ ‎„mit‎ ‎Mann‎ ‎und‎ ‎Maus“ djabli‎ ‎wezmą. W‎ ‎tak‎ ‎pokojowym‎ ‎nastroju,‎ ‎pełen‎ ‎idyllicznych‎ ‎stosunków‎ ‎ze‎ ‎zdobywcami,‎ ‎zasypiał‎ ‎zwolna Kalisz... 

...Gdyśmy‎ ‎siadali‎ ‎do‎ ‎herbaty‎ ‎wieczornej,‎ ‎nagle‎ ‎weszła‎ ‎poruszona‎ ‎nieco‎ ‎służąca. „Proszę‎ ‎państwa,‎ ‎mówili‎ ‎ludzie‎ ‎w‎ ‎sklepie,‎ ‎że dziś‎ ‎w‎ ‎nocy‎ ‎kozaki‎ ‎napadną‎ ‎na‎ ‎Kalisz‎ ‎i‎ ‎niemców wyrżną,‎ ‎czy‎ ‎nam‎ ‎się‎ ‎aby‎ ‎co‎ ‎nie‎ ‎dostanie"? Oczywiście‎ ‎uspakajamy‎ ‎ją‎ ‎zapewnieniem,‎ ‎że nic‎ ‎podobnego‎ ‎stać‎ ‎się‎ ‎nie‎ ‎może,‎ ‎a‎ ‎jednak‎ ‎bodaj czy‎ ‎nie‎ ‎było‎ ‎tam‎ ‎zapowiedzi‎ ‎katastrofy,‎ ‎która‎ ‎czekała‎ ‎miasto‎ ‎tej‎ ‎nocy. 

Było‎ ‎już‎ ‎koło‎ ‎jedenastej.‎ ‎Aleja‎ ‎i‎ ‎Rynek‎ ‎były pełne‎ ‎jeszcze‎ ‎spacerowiczów,‎ ‎gdy‎ ‎nagle,‎ ‎siedząc przy‎ ‎biurku,‎ ‎usłyszałem‎ ‎pojedyńczy‎ ‎wystrzał‎ ‎rewolwerowy.‎ ‎Strzelono — zdawało‎ ‎się — bądź‎ ‎w‎ ‎Rynku,‎ ‎bądź‎ ‎też‎ ‎na‎ ‎której‎ ‎z‎ ‎ciasnych‎ ‎przyległych‎ ‎ulic. Tknięty‎ ‎jakimś‎ ‎niewytłomaczonem‎ ‎przeczuciem, poszedłem‎ ‎do‎ ‎żony‎ ‎przygotowującej‎ ‎się‎ ‎do‎ ‎spoczynku‎ ‎i‎ ‎ostrzegłem,‎ ‎że‎ ‎dano‎ ‎sygnał‎ ‎alarmowy, żeby‎ ‎więc‎ ‎nie‎ ‎bała‎ ‎się,‎ ‎gdy‎ ‎niemcy‎ ‎zaczną‎ ‎manewrować‎ ‎ulicami... Po‎ ‎jakichś‎ ‎dziesięciu‎ ‎minutach,‎ ‎które‎ ‎upłynęły‎ ‎od‎ ‎owego‎ ‎pojedyńczego‎ ‎wystrzału,‎ ‎nagle‎ ‎krzyk jakiś‎ ‎przeraźliwy‎ ‎i‎ ‎tupot‎ ‎nóg‎ ‎rozległ‎ ‎się‎ ‎w‎ ‎Alei Józefiny,‎ ‎jeszcze‎ ‎wypełnionej‎ ‎spacerującemi.‎ ‎Biegł oddziałek‎ ‎prusaków‎ ‎z‎ ‎kilkunastu‎ ‎żołnierzy‎ ‎złożony‎ ‎od‎ ‎strony‎ ‎parku‎ ‎ku‎ ‎Wrocławskiej,‎ ‎krzycząc‎ ‎na publiczność,‎ ‎aby‎ ‎szła‎ ‎do‎ ‎domów.‎ ‎Wszczął‎ ‎się‎ ‎popłoch‎ ‎i‎ ‎w‎ ‎ciągu‎ ‎kilku‎ ‎minut‎ ‎Aleja‎ ‎opustoszała‎ ‎niemal‎ ‎zupełnie.‎ ‎Nagle‎ ‎od‎ ‎strony‎ ‎Wrocławskiej‎ ‎grzechot‎ ‎karabinowego‎ ‎ognia‎ ‎rozległ‎ ‎się‎ ‎wśród‎ ‎ciszy, a‎ ‎tuż‎ ‎potem‎ ‎ze‎ ‎wszystkich‎ ‎stron‎ ‎rozległy‎ ‎się‎ ‎salwy...‎ ‎Stojąc‎ ‎w‎ ‎oknie‎ ‎mieszkania,‎ ‎widzę‎ ‎coś‎ ‎dziwnego.‎ ‎Oddziałek,‎ ‎co‎ ‎niedawno‎ ‎spędził‎ ‎publiczność, spotkał‎ ‎się‎ ‎z‎ ‎innym‎ ‎większym.‎ ‎Przystanęli.‎ ‎Słychać‎ ‎rozmowę‎ ‎urywaną...‎ ‎nerwową...‎ ‎Pojedyncze wyrazy‎ ‎nie‎ ‎dadzą‎ ‎się‎ ‎ułożyć‎ ‎w‎ ‎zdania...‎ ‎Wreszcie oba‎ ‎połączone‎ ‎oddziały‎ ‎rozsypują‎ ‎się‎ ‎w‎ ‎tyralierkę przez‎ ‎całą‎ ‎szerokość‎ ‎ulicy‎ ‎i‎ ‎zaczynają‎ ‎biedz‎ ‎w‎ ‎stronę‎ ‎parku...‎ ‎Salwy‎ ‎tymczasem‎ ‎grzmią‎ ‎za‎ ‎salwami, a‎ ‎w‎ ‎monotonję‎ ‎strzałów‎ ‎karabinowych‎ ‎wrzyna‎ ‎się trzask‎ ‎kartaczownic...‎ ‎W‎ ‎Alei‎ ‎słychać‎ ‎metaliczny świst‎ ‎kul.‎ ‎Wkrótce‎ ‎widzę‎ ‎tyralierów‎ ‎pruskich,‎ ‎powracających‎ ‎z‎ ‎parku‎ ‎w‎ ‎nieładzie.‎ ‎Po‎ ‎chwili‎ ‎znowu‎ ‎wracają,‎ ‎teraz‎ ‎już‎ ‎strzelając‎ ‎w‎ ‎biegu.‎ ‎Widzę wyraźnie,‎ ‎że‎ ‎dzieje‎ ‎się‎ ‎z‎ ‎nimi‎ ‎coś‎ ‎niesłychanego: rzucają‎ ‎się‎ ‎wtył‎ ‎i‎ ‎wprzód‎ ‎zamknięci‎ ‎Aleją...‎ ‎strzelają‎ ‎naoślep.‎ ‎Strzelanina‎ ‎z‎ ‎karabinów‎ ‎i‎ ‎kartaczow nie‎ ‎trwa‎ ‎koło‎ ‎dwudziestu‎ ‎minut,‎ ‎poczem‎ ‎milknie. Słychać‎ ‎tylko‎ ‎kroki‎ ‎zapóżnionych‎ ‎przechodniów, biegnących‎ ‎teraz‎ ‎co‎ ‎tchu‎ ‎do‎ ‎domu.‎ ‎W‎ ‎jakieś‎ ‎pół godziny‎ ‎nowe‎ ‎salwy‎ ‎karabinowe‎ ‎i‎ ‎znów‎ ‎jakieś parę‎ ‎minut‎ ‎grają‎ ‎karabiny...‎ ‎Wreszcie‎ ‎cichnie wszystko...

Wczesnym‎ ‎rankiem‎ 4 sierpnia 1914, ‎dopiero‎ ‎sprawa‎ ‎stanęła wyraźnie.‎ ‎Porozrzucane‎ ‎trupy‎ ‎w‎ ‎Rynku,‎ ‎na‎ ‎Wrocławskiej,‎ ‎Warszawskiej‎ ‎i‎ ‎w‎ ‎kilku‎ ‎innych‎ ‎ulicach pozwoliły‎ ‎zorjentować‎ ‎się‎ ‎co‎ ‎do‎ ‎rozmiarów‎ ‎katastrofy‎ ‎choćby‎ ‎tylko‎ ‎w‎ ‎ogólnych‎ ‎zarysach.‎ ‎Po‎ ‎mieście‎ ‎krążą‎ ‎patrole‎ ‎z‎ ‎groźną‎ ‎miną.‎ ‎Koło‎ ‎hotelu‎ ‎Europejskiego‎ ‎kordony‎ ‎nie‎ ‎przepuszczają‎ ‎nikogo... Przerażenie‎ ‎i‎ ‎zdumienie‎ ‎niemal‎ ‎na‎ ‎wszystkich twarzach‎ ‎przechodniów...

Wieści‎ ‎o‎ ‎nocnej‎ ‎strzelaninie‎ ‎najrozmaitsze. W‎ ‎redakcji‎ ‎„Kurjera‎ ‎Kaliskiego"‎ ‎dowiaduję‎ ‎się,‎ ‎że redaktor‎ ‎był‎ ‎już‎ ‎rano‎ ‎u‎ ‎Preuskera,‎ ‎który‎ ‎przyjął go‎ ‎wściekły...‎ ‎„Hańba“!‎ ‎„Zbrodnia‎"‎!‎ ‎Strzelać‎ ‎do bezbronnych‎ ‎żołnierzy‎ ‎w‎ ‎nocy‎ ‎z‎ ‎ukrycia!‎ ‎Myśmy do‎ ‎was‎ ‎przyszli‎ ‎jako‎ ‎przyjaciele,‎ ‎w‎ ‎zaufaniu, a‎ ‎wyście‎ ‎nam‎ ‎odpłacili‎ ‎nikczemną‎ ‎zdradą!‎ ‎Precz! Zbrodnia!‎ ‎Z‎ ‎ukrycia‎ ‎strzelać‎ ‎do‎ ‎żołnierzy!‎ ‎—‎ ‎mówił rozwścieczony
Piszę‎ ‎naprędce‎ ‎na‎ ‎prośbę‎ ‎redakcji‎ ‎artykuł o‎ ‎charakterze‎ ‎odezwy‎ ‎uspokajającej‎ ‎treści,‎ ‎które mu‎ ‎nie‎ ‎sądzone‎ ‎było‎ ‎ujrzeć‎ ‎już‎ ‎światła‎ ‎dziennego i ‎śpieszę‎ ‎na‎ ‎miasto.‎ ‎Trupy‎ ‎jeszcze‎ ‎nie‎ ‎uprzątnięte. Na‎ ‎Głównym‎ ‎Rynku‎ ‎widzę‎ ‎zabitego‎ ‎konia,‎ ‎dwa trupy,‎ ‎zdaje‎ ‎się‎ ‎woźnych‎ ‎magistratu‎ ‎obok‎ ‎kolumnady‎ ‎Ratusza‎ ‎rzucone‎ ‎pod‎ ‎ścianę,‎ ‎stosy‎ ‎tobołków zgarnięte‎ ‎na‎ ‎kupę.‎ ‎W‎ ‎ulicy‎ ‎Wrocławskiej‎ ‎dom Rotha‎ ‎gęsto‎ ‎postrzelany‎ ‎kulami,‎ ‎toż‎ ‎samo‎ rogowy dom‎ ‎Openhejma‎ ‎przy‎ ‎ul.‎ ‎Józefiny...‎ ‎Opowiadają o‎ ‎mnóstwie‎ ‎trupów‎ ‎obok‎ ‎szpitala.‎ ‎Spieszę‎ ‎tam i ‎widzę‎ ‎obok‎ ‎rogatki‎ ‎tłum‎ ‎otacza‎ ‎ośmnaście trupów,‎ ‎podziurawionych‎ ‎kulami‎ ‎jak‎ ‎sito.‎ 

‎W‎ ‎różnych‎ ‎miejscowościach‎ ‎miasta‎ ‎po‎ ‎kilku.‎ ‎Widzę jak‎ ‎młody‎ ‎elektrotechnik‎ ‎Lebiedziński‎ ‎organizuje na‎ ‎prędce‎ ‎zbieranie‎ ‎trupów.‎ ‎O‎ ‎rannych‎ ‎nie‎ ‎słychać,‎ ‎pochowali‎ ‎się‎ ‎widocznie.‎ ‎W‎ ‎szpitalu‎ ‎niewielu‎ ‎ich — w‎ ‎domach?‎ ‎nie‎ ‎wiadomo.‎ ‎Natomiast w‎ ‎szpitalu‎ ‎idzie‎ ‎gwałtowna‎ ‎praca‎ ‎nad‎ ‎opatrywaniem‎ ‎żołnierzy.‎ ‎Lekarze‎ ‎miejscowi‎ ‎dopomagają wojskowemu,‎ ‎co‎ ‎wczoraj‎ ‎„przyjmował"‎ ‎kasę‎ ‎miejską,‎ ‎a‎ ‎roboty‎ ‎moc.‎ ‎Koło‎ ‎30‎ ‎żołnierzy‎ ‎ranionych i‎ ‎pokaleczonych‎ ‎znalazło‎ ‎pomieszczenia,‎ ‎przy‎ ‎rannych‎ ‎warta‎ ‎z‎ ‎minami‎ ‎srogiemi. Lekarze‎ ‎opatrują‎ ‎rannych‎ ‎nerwowo,‎ ‎z‎ ‎łatwo zrozumiałym‎ ‎niepokojem.‎ ‎Wyjmują‎ ‎jakiemuś‎ ‎żołnierzowi‎ ‎kulę‎ ‎na‎ ‎2‎ ‎cm.‎ ‎długa,‎ ‎stożkowata,‎ ‎oczywiście‎ ‎z‎ ‎karabinu...‎ ‎„O,‎ ‎to‎ ‎„nasi“‎ ‎mnie‎ ‎postrzelili", rzuca‎ ‎żołnierz.‎ ‎Kilku‎ ‎innych‎ ‎ma‎ ‎rany‎ ‎identyczne, kule‎ ‎jednak‎ ‎przeszły‎ ‎na‎ ‎wylot.‎ ‎Nad‎ ‎znalezioną kulą‎ ‎zaczyna‎ ‎się‎ ‎dyskusja.‎ ‎Żołnierze‎ ‎poznają‎ ‎w‎ ‎niej pruską,‎ ‎lekarz‎ ‎jednak‎ ‎energicznie‎ ‎zaprzecza.‎ ‎„Podobna‎ ‎do‎ ‎naszej?‎ ‎ale‎ ‎to‎ ‎z‎ ‎karabina‎ ‎rosyjskiego, napewno"!‎ ‎energicznie‎ ‎rzuca‎ ‎przytem‎ ‎znaczące spojrzenie‎ ‎na‎ ‎żołnierzy.‎ ‎Jeden‎ ‎z‎ ‎felczerów‎ ‎z‎ ‎cicha kulę‎ ‎usuwa‎ ‎i‎ ‎chowa.‎ ‎Rany‎ ‎żołnierze‎ ‎odnieśli‎ ‎nie wiadomo‎ ‎gdzie,‎ ‎wśród‎ ‎strzelaniny,‎ ‎oczywiście‎ ‎od swoich.‎ ‎Zaledwie‎ ‎jedna‎ ‎z‎ ‎ran‎ ‎postrzałowych‎ ‎wydaje‎ ‎się‎ ‎mocno‎ ‎podejrzana. 
„Szliśmy‎ ‎szybko‎ ‎na‎ ‎alarm‎ ‎—‎ ‎powiada‎ ‎młody żołnierz‎ ‎polak,‎ ‎gdy‎ ‎nagle‎ ‎skądsić‎ ‎strzelono,‎ ‎my dalej‎ ‎uciekać,‎ ‎a‎ ‎oto‎ ‎tamten,‎ ‎pokazuje‎ ‎na‎ ‎leżącego opodal‎ ‎kamrata,‎ ‎złapał‎ ‎się‎ ‎za‎ ‎nogę‎ ‎i‎ ‎przysiadł. Przewróciliśmy‎ ‎się,‎ ‎zrobiła‎ ‎się‎ ‎kupa,‎ ‎wszyscy‎ ‎na mnie,‎ ‎potem‎ ‎wzięliśmy‎ ‎jego.“ 
Wskazany‎ ‎przez‎ ‎opowiadającego‎ ‎żołnierz‎ ‎miał ranę‎ ‎zadaną‎ ‎widocznie‎ ‎kulą‎ ‎rewolwerową‎ ‎w‎ ‎udo, jak‎ ‎stwierdził‎ ‎Dr.‎ ‎K. Rannych‎ ‎wkrótce‎ ‎zabierają‎ ‎ze‎ ‎szpitala...‎ ‎Zabitych‎ ‎żołnierzy‎ ‎było‎ ‎kilku,‎ ‎trupy‎ ‎jednak‎ ‎zostały jeszcze‎ ‎w‎ ‎nocy‎ ‎uprzątnięte.

Na zdjęciach Aleja nazwana najpierw imieniem Fryderyka Wilhelma, następnie królowej Luizy (żony Fryderyka Wilhelma III), Józefiny (żony Napoleona), Aleksandry (żony Piłsudskiego), Hermana Göringa, Józefa Stalina, a od 1956 Aleją Wolności
@alaMAkota
8b2a83f6-a81e-4bb3-9b42-26bce2c66ab8
a5047b0c-582a-439d-85bf-c41b5ecf6a66

Zaloguj się aby komentować