Ad meritum do tego wpisu, chociaż nie do tego co napisał @SirkkaAurinko, a do jakości dziennikarstwa w Polsce:
Mapa zaprezentowana przez Chiny
przedwczoraj nie zmieniła się w żadnym miejscu, co najwyżej w tym roku poprawili jakieś nazwy geograficzne. Dla porównania wrzucam screena z mapy Chin z 2017 roku z oficjalnej strony rządowej. W granicach Chin:
-
widać wyraźnie cypelek, który jest w całości wyspą Bolszoj Ussurijskij — protokół z 2008 roku protokołem, ale chińskie mapy rządzą się swoimi prawami
-
Aksai Chin, czyli terytorium kontrolowane przez Chiny, ale do którego prawa roszczą sobie Indie
-
fragment stanu Arunachal Pradesh, którego to ziemie znajdują się pod kontrolą Indii, ale do którego roszczenia wysuwają Chiny
O Tajwanie czy tzw. linii 9 (a na tegorocznej mapie nawet 10) kresek na Morzu Południowochińskim nawet nie będę wspominał
Chiny takie mapy wypuszczają co jakiś czas i zasięg "ich terytorium" nie ulega zmianie. Terytoria sporne z Indiami są znane od dziesiątek lat i, że tak powiem, życie. Raz na jakiś czas się tam tłuką (ale bez broni palnej) wokół granicy, ale bez możliwości dojścia do porozumienia — standard. Skąd więc takie poruszenie tą wiadomością w
polskich mediach?
Przegooglowałem nieco wiadomości ze świata i, co nie dziwi, największa (i w zasadzie jedyna) reakcja była ze strony Indii, które wystosowały oficjalny protest, a internauci się wzburzyli. Rzecz jasna skupiała się wyłącznie wokół punktu 2 i 3, co też nie dziwi. Natomiast dopiero później wiadomość pojawiła się gdzieś w
ukraińskim internecie, ale już skupiona wokół punktu pierwszego. Mój domysł? Próba zasiania zamętu na linii Chiny-Rosja. I stamtąd dopiero w zasadzie dziś dociera do Polski, ponownie skupiona wokół punktu pierwszego.
Tak więc nie, to nie jest "niespodzianka", jak można wyczytać w Gazecie, czy jakiś początek końca. Nie dajcie się wprowadzić w maliny, bo dziennikarzom nie chce się sprawdzać faktów.
#azjatyckaowca #wiadomosciswiat #chiny #rosja