Zdjęcie w tle
Historia

Społeczność

Historia

674
#ciekawostki #ciekawostkihistoryczne #iiwojnaswiatowa #historia

Płonący bombowiec B-17 z 840 Dywizjonu, 483 Grupy Bombowej, Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych, w locie nad jugosłowiańskim miastem Nisz. 25.04.1944 r.
91a4bfd3-0677-4cdc-a910-1c1d406a1a41

Zaloguj się aby komentować

Zostań Patronem Hejto i odblokuj dodatkowe korzyści tylko dla Patronów

  • Włączona możliwość zarabiania na swoich treściach
  • Całkowity brak reklam na każdym urządzeniu
  • Oznaczenie w postaci rogala , który świadczy o Twoim wsparciu
  • Wcześniejszy dostęp, do wybranych funkcji na Hejto
Zostań Patronem
O całkowitym upadku obozu "Solidarności", czyli pojedynek prezydencki Wałęsa kontra Kwaśniewski

O ile w 1993 roku obóz solidarnościowy poniósł porażkę, w 1995 roku poniósł całkowitą klęskę. Formacja, która tak dobrze poradziła sobie w czasach PRL, pomaszerowała prosto ku przepaści. Nie była to piękna śmierć, ale bratobójcza młócka, której efektem była śmierć bez sensu i bez klasy. Śmierć, która nie była przegraną z przeciwnikiem, ale samozniszczeniem.

Gdy się spojrzy na wydarzenia z 1989 roku bez okularów, jakie nakłada solidarnościowa legenda, zobaczymy, że PZPR wcale nie przegrała przez nokaut. Opozycja widziała swoje 99 procent w Senacie, przeoczyła natomiast to, że w tych samych wyborach kandydaci PZPR dostawali po 40 procent głosów. Analizując dawne wyniki, łatwo dostrzec, że sukces SLD w 1993 roku był bardziej naturalny, niż sądzono. Natomiast fakt, że 20 procent starczyło SLD do rządzenia, był efektem rozbicia prawicowej konkurencji.

W 1995 roku, w wyborach prezydenckich, Wałęsa był skazany na sukces. Polska solidarnościowa ciągle była liczniejsza niż Polska postkomunistyczna. Wbrew temu, co sądziły media, wbrew temu, co pisali politolodzy, Wałęsa był realnym faworytem tamtych wyborów. Swoją legendą, swoją siłą, swoją brutalną zręcznością bił rywali o głowę.

Kwaśniewski w tych wyborach występował w komfortowej roli. Nie musiał ich wygrać. Zmierzenie się z Wałęsą w drugiej turze było już wystarczającym sukcesem. Mimo to ruszył do kampanii z dziką energią. I z profesjonalizmem.

Zatrudnił sławnego francuskiego konsultanta Jacques’a Séguélę – Kwaśniewski został odchudzony, ubrany, uczesany. Ustalono, co ma mówić, jak ma mówić, jak się uśmiechać, jak patrzeć w kamerę. Kwaśniewski miał naturalny urok, świetnie przemawiał, ale gdy do tego doszły piarowskie chwyty, efekt okazał się zdumiewający. Nie sposób go było nie lubić. Na tle nudnych i sztywnych rywali wypadał rewelacyjnie. Wyglądał jak zachodni polityk: młody, wysportowany, wesoły, znający języki, mający ładną żonę. Do tego tryskający optymizmem.

Obóz solidarnościowy zareagował na tę kampanię autentycznym oburzeniem. Korzystanie z piarowskich metod potraktowano jako przejaw politycznego cynizmu, jako oszustwo, manipulowanie ludźmi. Nawet tak niewinne zachowania jak przestrzeganie diety, korzystanie z solarium czy występowanie na niebieskim tle szeroko komentowano jako coś niegodnego polityka. Łatwo się domyślić, jak w takim razie wyglądały kampanie przeciwników. Siermiężne, szare, nudne.

Kwaśniewski wygrał pierwszą turę. Zebrał 35 procent głosów, o 2 procent więcej niż Wałęsa.

Séguéla zaproponował Kwaśniewskiemu, aby wystąpił z pomysłem debat telewizyjnych. Oczywiście Wałęsa się zgodził, w przekonaniu, że zmiecie rywala.

Świadomie spóźniony Kwaśniewski wszedł do studia w ostatniej chwili i przywitał się ze wszystkimi poza Wałęsą. Chwilę potem, kiedy debata się rozpoczęła, Kwaśniewski wstał, podszedł do Wałęsy i przekazał mu swoje oświadczenie majątkowe z komentarzem

Jestem człowiekiem uczciwym i apeluję do prezydenta, by uczynił to samo”.

Kompletnie tym zaskoczył Wałęsę i całkowicie wyprowadził go z równowagi. Wałęsa stał się arogancki i stracił swoją lekkość. Na koniec debaty Kwaśniewski zadał ostateczny cios. Próbował się pożegnać z rywalem, a Wałęsa burknął, że może mu podać nie rękę, lecz nogę. Widzowie nie znali kontekstu, nie wiedzieli, że wcześniej Kwaśniewski nie podał Wałęsie ręki. Byli oburzeni chamstwem Wałęsy.

Wałęsa natychmiast zrozumiał skalę błędu. Drugą debatę telewizyjną zaczął od przeprosin:

Prowadziłem kampanię pozytywną. Dopiero pierwsza debata zburzyła ten obraz. Pan Kwaśniewski zachował się nie fair. Ale wszystkich zdegustowanych przepraszam.

Ale było już za późno. Kwaśniewski wybory wygrał. Zebrał 51,72 procent głosów.

Osobliwością sukcesu Kwaśniewskiego było to, że nie miał on wystarczająco głosów, by pokonać solidarnościowy elektorat. Został wybrany dzięki solidarnościowymi wyborcom. 40 procent elektoratu Kuronia przerzuciło swój głos na Kwaśniewskiego, 20 procent elektoratu Olszewskiego postąpiło podobnie. Po raz pierwszy ujawniły się nowe tożsamości w solidarnościowym obozie. Nowy antykomunizm, dla którego największym złem nie byli postkomuniści, lecz Wałęsa i Unia Wolności. Oraz liberalna wrażliwość, dla której prawica była czymś gorszym od postkomunistów. I te właśnie tożsamości, zbudowane przez Kaczyńskiego i Michnika, zmieniły bieg historii.

Całą władzę w Polsce przejęli postkomuniści. Imponujące było nie to, że wzięli władzę, ale to, na jakich warunkach to osiągnęli. Bez kajania się za przeszłość, bez czystek we własnych szeregach, bez odcinania się od dawnych liderów – od Jaruzelskiego, Rakowskiego, Urbana. Sojusz wziął władzę jako lojalna partia córka PZPR, nie na drodze zerwania, lecz ostentacyjnej kontynuacji.

Warto to dobrze zrozumieć. Sojusz, który z pozoru tak mocno odcinał się od przeszłości, od samego początku demokracji prowadził wielką historyczną krucjatę. Walczył w niej nie tylko o demokratyczny mandat dla siebie, lecz także o pośmiertną rehabilitację PZPR. I tę batalię wygrał. Obronił polski komunizm przed demokratycznym trybunałem. Dawni ministrowie, pracownicy aparatu PZPR, ideologowie partyjni, propagandziści – wracali do władzy za sprawą demokratycznej większości. Wracali nie dlatego, że ukryli swoje korzenie pod lewicowym sztandarem. Odwrotnie, wracali do władzy, ponieważ tych korzeni nie skrywali. Polacy, głosując na nich, wiedzieli, że są kontynuacją PZPR.

Taki właśnie był sens wydarzeń z lat 1993–1995. To nie była rekomunizacja demokracji, lecz rehabilitacja polskiego komunizmu. To był wielki sukces PZPR, symboliczna odpowiedź na porażkę z 4 czerwca 1989 roku.

I to najbardziej zabolało obóz solidarnościowy. Nie to, że stracił władzę, ale że władza wróciła do tych samych rąk. Że po sześciu latach prezydentem i premierem byli ministrowie rządu Rakowskiego, którzy przy Okrągłym Stole siedzieli po drugiej stronie. Do tego doszła symbolika przegranej Wałęsy, która porażkę zamieniła w pełne upokorzenie. Mandat historii, jaki obozowi solidarnościowemu dał upadek komunizmu, został mu przez społeczeństwo odebrany. Demokracja unieważniła historię. Politycy solidarnościowi i postkomunistyczni stali się sobie równi. W sześć lat obóz solidarnościowy stracił wszystko. I władzę, i chwałę.

#historia #historiapolski #czytajzhejto
3a7220a1-c83a-4f2a-b297-a572413688ad
Dacusx

Ole Olek! Na prezydenta tylko tyyyyy!

Man_of_Gx

@smierdakow Jednej istotnej rzeczy w tym wpisie brakuje, SLD wygrało bo za czasów PRL ludzie mieli pracę a transformacja ekonomiczna spowodowała gigantyczne bezrobocie (plus sporo nieprawidłowości przy prywatyzacji).

Nigdy nie zapomnę jak wyszedłem z firmy mającej siedzibę w podwarszawskim Ursusie (to było gdzieś w 94 ) i kawałek dalej zobaczyłem kolejkę na sto osób, była to kolejka do ogłoszenia o pracę.

Wiadomo że w okolicy mieszkało dużo osób zwolnionych z fabryki traktorów ale z drugiej strony Ursus to przedmieście Wawy a gdzie jak gdzie w stolicy było i jest w tym kraju zawsze o pracę najłatwiej.

Jak ktoś ogląda filmy od Andromedy gdzie mieszkańcy prowincji tęsknią do ZSRR a tak naprawdę do czasów gdy mieli pracę a ich mieszkania nie były ruderami do rozbiórki to jest to dokładnie to samo myślenie.

A rządy SLD oprócz paru szwindli były dość propaństwowe. Przy czym to były szwindle w rodzaju zróbmy coś za milion dwieście gdzie te 200 sobie sprywatyzujemy gdzie niektóre następne rządy były w stylu: przepierdolmy w piecu półtora miliona żeby nikt nie zauważył jak podpierdolimy stówę.


Gx

Vas

Komentarz usunięty

Zaloguj się aby komentować

O tym jak wyglądały reformy Balcerowicza i kilka słów o samym Balcerowiczu.

Mazowiecki przejął władzę na pięć minut przed bankructwem socjalistycznej gospodarki; to już nie był kryzys, to był krach. Gdyby nie nowe wybory i zrodzona przez nie społeczna nadzieja, komuniści jesieni by nie przetrzymali. Zmiotłaby ich fala strajków, gospodarka doszła do stanu, w którym problemem stało się wyżywienie społeczeństwa.

Nadal były kartki na żywność, ale w sklepach nie było już żadnych towarów. Ogromna ilość inflacyjnego pieniądza wymiatała ze sklepów wszystko. Rząd Rakowskiego próbował ratować sytuację. Rzutem na taśmę, już po przegranych wyborach, 1 sierpnia uwolnił ceny żywności; wcześniej ceny ustalało państwo. Ceny poszybowały kilkukrotnie do góry, jednak chwilę potem zakłady pracy podniosły płace. W sierpniu zarobki wzrosły o 90 procent, w następnych miesiącach było podobnie. Aby wypłacać kwoty mające kolejne zera, wprowadzono do obiegu banknoty 50- i 200-tysięczne. W sklepach brakowało nawet chleba, a gdy się pojawiał, ustawiały się po niego wielogodzinne kolejki. Tej jesieni Polacy używali mydła oszczędnie, a papierosa zapalali od wiecznie włączonej kuchenki gazowej, bo zapałek też już nie było.

Powszechnie doszukiwano się u Rakowskiego złej woli, sądzono, że świadomie podłożył bombę solidarnościowym następcom. Było jednak odwrotnie. On chciał pokazać, że pezetpeerowska ekipa potrafi rządzić, że uleczy socjalizm rynkiem. Rakowski nie był w swojej kuracji zbyt brutalny, ale za mało. Wierzył, że można reformować gospodarkę stopniowo. Porażka Rakowskiego była porażką tego myślenia; gospodarka była już zbyt słaba, zbyt rozstrojona, by ją naprawić. Potrzebna jej była terapia szokowa, skupiająca się na budowie tego, co nowe.

Leszek Balcerowicz został wicepremierem przez przypadek. Mazowiecki odrzucał cztery kolejne kandydatury. Znalezienie kandydata zlecił w końcu swojemu doradcy. I ten sprowadził mało znanego Balcerowicza.

Kim był wtedy Balcerowicz? 42-latkiem, naukowcem z warszawskiej SGH, zdolnym, choć w tej generacji zdolnych ekonomistów było kilkunastu. Balcerowicz spędził w USA dwa lata, wiele miesięcy w Niemczech; gospodarka zachodnia nie była dla niego systemem wyzysku, ale czymś naturalnym. Komunizmu nie cenił, w 1969 roku zapisał się do PZPR, ale z konformizmu; po stanie wojennym legitymację złożył.

Ciekawa była jego umysłowa konstrukcja. Powiedzieć, że był racjonalny, to mało – on był nadracjonalny. Ślepy na emocje, wręcz autystyczny, błyskawicznie przyswajał i przetwarzał informacje. Trenował zresztą uparcie swój umysł. Mówił biegle w pięciu językach, przeszedł kurs szybkiego czytania miał fenomenalną pamięć. W zachowaniach społecznych był automatem, który działał metodycznie, kierując się chłodną logiką i efektywnością.

Ledwo Balcerowicz przyjął ofertę Mazowieckiego, natychmiast zaczął pracować wedle swoich standardów. Przeanalizował sytuację. Uważał, że reforma socjalizmu nie ma sensu, trzeba od razu budować kapitalizm, operacja wywoła opór i chęć odwrotu, a zatem trzeba to zrobić jednym skokiem i na nikogo nie można liczyć, trzeba operację przeprowadzić własną armią.

Balcerowicz zbudował niespełna dziesięcioosobowy zespół, który w 111 dni przygotował i przepchnął przez Sejm pakiet ustaw zwany planem Balcerowicza. W historii III RP nigdy już nie będzie tak sprawnie przeprowadzonej operacji. Wszystko przebiegło jak w podręcznikach zarządzania - każdy wiedział, za co odpowiada, wszystkie ruchy zostały rozpisane na daty, dyskusje ograniczono do lakonicznych raportów, decyzje zapadały natychmiast, pracowano 18 godzin dziennie. Twardość, z jaką wymuszał swoją wolę, była imponująca.

Sam Balcerowicz pracował jak maszyna. Jedynym jego ludzkim odruchem była irytacja, ale irytowała go właśnie ludzka natura: jej wahania, lęki, błędy, spóźnienia. Po latach z rzadką dla siebie szczerością wyznał, że nielogiczność innych ludzi sprawia mu fizyczny ból.

Balcerowicz wielokrotnie spotykał się z przedstawicielami Miedzynarodowego Funduszu Walutowego, jego plan zyskał pełne poparcie. Nic dziwnego, był typową procedurą stosowaną wobec walących się gospodarek Trzeciego Świata. Procedurą tyleż bezpieczną dla finansjery, co okrutną dla miejscowej ludności.

Po drodze pojawił się tylko jeden kłopot: charakter wicepremiera. Balcerowicz uważał, że władzą nad gospodarką z nikim się dzielić nie będzie, nawet z premierem. Kiedy w grudniu Ministerstwo Finansów przygotowało ustawy składające się na plan Balcerowicza, wicepremier przyszedł z nimi do Mazowieckiego i zażądał, aby rząd przyjął je na najbliższym posiedzeniu. Mazowiecki był mocno zirytowany pomieszaniem ról, potrzebował czasu na zapoznanie się z dokumentami, ale dla dobra sprawy uległ. Kilka dni potem doszło do kryzysu, znowu z winy Balcerowicza. Wicepremier wynegocjował z MFW kształt listu intencyjnego. Przyniósł na posiedzenie rządu jego częściowe tłumaczenie, bez żadnych liczb, i domagał się od premiera zgody na jego parafowanie. Premier odmówił akceptacji w ciemno, poprosił o pełne tłumaczenie, na co Balcerowicz oznajmił, że nie ma na to czasu. I odmówił. Oburzony Mazowiecki wezwał wieczorem Balcerowicza na dywanik. Balcerowicz sprawę potraktował ambicjonalnie i znowu premierowi odmówił. Dyskusja szybko przeszła w ostrą kłótnię. Nagle Balcerowicz oznajmił, że Mazowiecki musi się zgodzić, bo inaczej reforma nie ruszy 1 stycznia. Mazowiecki zastygł z gniewu i odparł: „No to nie ruszy!”.

Mazowiecki postawił na swoim, dostał pełną treść listu intencyjnego, którą zaakceptował, i reformy ruszyły o czasie. Balcerowicz zaś się uspokoił. Bo, o czym wiedzieli tylko najbliżsi, ów twardy Balcerowicz był człowiekiem o silnie poszarpanych nerwach, od lat fatalnie znosił stres.

Kryzys został zażegnany, ale współpraca premiera z jego zastępcą nie układała się najlepiej. Mazowiecki chciał, aby wicepremier przychodził do niego i wspólnie omawiał decyzje. Balcerowicz długie rozmowy z premierem uznawał za stratę czasu, zamiast tego wysyłał szefowi krótkie notki służbowe.

Bardziej od temperamentu współpracę utrudniała miłość własna Balcerowicza, miał ego w rozmiarze, dla którego brakuje pojęć. Nikt w polskiej polityce nie gardził tak ostentacyjnie cudzymi opiniami, nikt inny nie traktował otoczenia tak protekcjonalnie. Balcerowicz prywatnie był skromnym człowiekiem. Kariera nie zawróciła mu w głowie, do połowy lat dziewięćdziesiątych mieszkał w mieszkaniu w bloku na Tarchominie. Natomiast w życiu publicznym poczuł się nadczłowiekiem.

Pracę nad ustawami składającymi się na plan Balcerowicza zakończono w połowie grudnia. 17 grudnia w Sejmie Balcerowicz wygłosił przemówienie. Powiedział, że nowa gospodarka oparta będzie na rynku i prywatnej własności. „Trzeba skończyć z fałszywą grą, w której ludzie udają, że pracują, a państwo udaje, że płaci” – mówił Balcerowicz z tą liberalną twardością, której w Polsce jeszcze nie znano. Przez 11 dni posłowie pracowali w komisjach niemal non stop. Na mycie się i kilka godzin snu szli wedle rozpiski, która gwarantowała, że nie zabraknie kworum. Balcerowicz osiągnął efekt, którego pragnął. Po świętach cały pakiet ustaw został przyjęty przez Sejm, trafił do Belwederu, a Jaruzelski natychmiast go podpisał.

1 stycznia wszedł w życie plan Balcerowicza. Po latach jego zapisy brzmią bezbarwnie, ale wtedy była to proklamacja nowego świata. Bank centralny dostał zakaz finansowania deficytu poprzez drukowanie pieniędzy, a firmy państwowe straciły przywilej niskooprocentowanych kredytów, które były darowiznami zwalniającymi z troski o zysk. Pieniądz miał być odtąd realny, a nie wirtualny.

Społeczeństwo dowiadywało się o tym w przykry dla siebie sposób. Państwo brutalnie ograniczało wszelkie podwyżki, w przemyśle wprowadzony został podatek zwany popiwkiem, każda znaczniejsza podwyżka obłożona była podatkiem 500 procent. Nazwanie tego „podatkiem” było eufemizmem. To nie był podatek, to była kara, w dodatku drakońska – za złotówkę podwyżki zakład płacił budżetowi 5 złotych.

Plan Balcerowicza zrównał gospodarkę prywatną i państwową. Zakłady państwowe dowiedziały się, że straciły gwarancję istnienia. Miały być odtąd rentowne, w przeciwnym razie będą zamykane. Kończyła się epoka obowiązku pracy, jak też gwarancji jej posiadania – plan Balcerowicza legalizował bezrobocie.

Poza autorami planu mało kto rozumiał, o co w nim chodzi. Dopiero pierwsze bankructwa sprawiły, że przepisy ustaw stały się znanymi regułami. Politycy Solidarności wiedzieli, że tłumienie hiperinflacji musi być bolesne, ale nie mieli wyobrażenia na temat skali tego bólu. Dopiero po kilku miesiącach zrozumieli, że dla społeczeństwa jest to przeżycie wielokrotnie silniejsze niż stan wojenny.

Styczeń 1990 roku okazał się fatalny. Firmy brutalnie korzystały z prawa do dyktowania cen. Chleb podrożał o 40 procent, szynka o 55, benzyna o 100, prąd o 400, a węgiel o 600 procent. Średni wzrost cen wyniósł nie 45 procent, jak zakładał Balcerowicz, ale 80 procent. To był dla Balcerowicza fatalny sygnał, w jego prognozach inflacja za cały rok miała wynieść 95 procent. Ruszyła lawina bankructw i zwolnień z pracy.

W ekipie Balcerowicza napięcie rosło. Wśród reformatorów pojawił się lęk, że sytuacja wymknęła się spod kontroli. Reformę ratował handel uliczny – wyniesione na ulice łóżka polowe, a potem metalowe szczęki, stały się głównym obiegiem dla wielu towarów.

Nastroje społeczne były coraz gorsze. Polacy słuchali w telewizji cotygodniowych pogadanek Kuronia, który uspokajał nastroje, tłumacząc, że niedługo wyjdziemy na prostą (sam Kuroń w tym czasie zwątpił i domagał się poluzowania rygorów antyinflacyjnych, grożąc Mazowieckiemu wybuchem społecznego protestu), ale po kilku miesiącach cierpliwość społeczna się skończyła. Wybuchły pierwsze strajki.

W lutym Balcerowicz spotkał się ze związkowcami z „Solidarności”. Balcerowicz dowodził, że jest coraz lepiej, bo półki się zapełniają. Związkowcy odpowiadali z wściekłością, że co ich to obchodzi, skoro nie mają pieniędzy na zakupy. Balcerowicz był zdumiony ich perspektywą. Potem przyznał, że dopiero wtedy zrozumiał, iż ludzie patrzą na gospodarkę inaczej niż ekonomista – nie interesuje ich ogólny stan gospodarki, lecz własny interes.

W połowie roku wybuchły strajki rolników, ekonomiści zaczęli wytykać Balcerowiczowi liczne błędy, z czasem krytyka stawała się ostrzejsza. Pojawiły się głosy, że cały projekt zmian jest pomyłką, że gospodarka zmierza ku katastrofie. I w elitach, i w masach rodziła się wielka skarga na Balcerowicza, poczucie, że robi coś barbarzyńskiego. Nawet Milton Friedman, papież monetarystów, uważany za guru polskiego wicepremiera, po przyjeździe do Warszawy ostro skrytykował Balcerowicza. Nie podobały mu się ani popiwek, ani sztywny kurs waluty, ani brak prywatyzacji.

Balcerowicz nie był całkowicie impregnowany na świat. Powoli dochodziło do niego, że jeśli popełnił błąd, to zrujnował 40 milionów ludzi. Rosło w nim napięcie. Wieczorami, gdy wracał do domu, widział na murach hasło „Balcerowicz – Mengele polskiej ekonomii”. W drugiej połowie roku Balcerowicz nie wytrzymał presji. Ugiął się i poluzował politykę pieniężną, złagodził popiwek. W proteście do dymisji podał się pierwszy zastępca Balcerowicza i jego bliski kolega – Marek Dąbrowski. Okazało się, że miał rację – na jesieni inflacja skoczyła do góry i znowu Balcerowicz musiał zacisnąć antyinflacyjny kaganiec.

Końcówka roku wyglądała fatalnie. Hiperinflacja została zatrzymana, ale krajobraz po bitwie przypominał pogorzelisko. Przez gospodarkę przeszła fala bankructw i zwolnień. Balcerowicz nie wydawał się tak wiarygodnym prorokiem jak rok wcześniej. Przecież dramatycznie się pomylił: inflacja roczna miała wynieść 95 procent, tymczasem wyniosła 349 procent, gospodarka, która zmniejszyła się o 24 procent, miała się skurczyć jedynie o 3. Jedynym optymistycznym sygnałem były entuzjastyczne recenzje – eksperci MFW i zachodnie media zgodnie stawiali Polskę za wzór dla wszystkich państw regionu.

Jednak z roku na rok, im bardziej wiadomo było, że operacja się powiodła, tym krótsza była lista pretensji do Balcerowicza. Głęboka recesja, którą spowodował, okazała się losem wszystkich gospodarek regionu. Polacy pierwsi skoczyli w przepaść i pierwsi z niej wyszli. W Polsce w najgorszym momencie gospodarka posypała się o 41 procent, na Węgrzech o 40 procent, w Czechach o 46 procent, w innych krajach o jeszcze więcej. Pierwszą dekadę wolności Polska zakończyła najlepszym wynikiem w regionie – gospodarka wzrosła o 20 procent.

Balcerowicz z 1990 roku to trudna do oceny postać. Nie było tak sprawnego i odważnego reformatora w całej postkomunistycznej transformacji. Zarazem popełnił on fatalny błąd – nie wykonał choćby jednego ruchu osładzającego ludziom szokowe zmiany.

W 1990 roku Balcerowicz był politykiem naiwnym; udawał realistę, a w istocie wierzył, że ludzie są racjonalni, że docenią działania dla nich pożyteczne. Zarazem ta naiwność sprawiła, że Balcerowicz poszybował wyżej niż jakikolwiek inny polityk w całym dwudziestoleciu. Skali jego politycznej ambicji nie ograniczały humory elektoratu. Balcerowicz chciał od razu zbudować Zachód w Polsce, chciał szybkim biegiem nadrobić cywilizacyjną przepaść. Gardził tym, co zastał; marzył o tym, co naprawdę było warte marzeń. Nie był psem idącym z nosem przy ziemi, lecz dumnym Polakiem z oczami na wysokości Alp. Zostawił po sobie prawdziwie nowoczesną ambicję.

Z książki Po południu. Upadek elit solidarnościowych

#historia #historiapolski #czytajzhejto
c30e960f-aca5-4a81-9c4d-cc7e1f70acf9
Konto_serwisowe

Bardzo fajnie widać nasz postęp, transformację gdy zestawi się nas z Czechami. Gdy wszystko się zaczęło byliśmy niczym ubogi krewny, bez pieniędzy i z niepewnymi perspektywami. Dzisiaj już niemal nie ma tej różnicy, czy też może raczej jest niewielka.

hamborgir

@smierdakow tyktak komentarz

ilan

Ten wpis powinien się pojawiać na głównej raz na pół roku - tak dla przypomnienia.

Zaloguj się aby komentować

Natrafiłem dziś na dość ciekawy artykuł poświęcony sztuce współczesnej. Zdaniem autora twórczość artystów 20 wieku podczas zimnej wojny mogła finansować Cia.

Was Modern Art Really a CIA Psy-Op?

Autor już na początku wskazuje, że sztuka na zachodzie różniła się od tej z krajów faszystowskich i sowieckich i była wspierana przez rząd USA.

In the mid-twentieth century, modern art and design represented the liberalism, individualism, dynamic activity, and creative risk possible in a free society. Jackson Pollock’s gestural style, for instance, drew an effective counterpoint to Nazi, and then Soviet, oppression. Modernism, in fact, became a weapon of the Cold War. Both the State Department and the CIA supported exhibitions of American art all over the world.

Sztuka zachodnia nie była bynajmniej narzędziem "marksizmu kulturowego" w tym przypadku, a liberalizmu i skrajnego indywidualizmu. Jest to zgodne z poglądami konserwatywnego socjologa Daniela Bella.

Their fellow operatives included the poet and Librarian of Congress Archibald MacLeish, the historian and public intellectual Arthur M. Schlesinger, Jr., and the Hollywood director John Ford. By the time the CIA was codified in 1947, clandestine affairs had long been the arena of America’s cultural elite. Now, as museum staffers like Braden joined, the cultural cognoscenti and the CIA fought the Cultural Cold War side by side, with the Whitney Trust acting as a funding conduit.

It was MoMA’s job, concurred United States Ambassador to the Soviet Union, to demonstrate to the rest of the world “both that we have a cultural life and that we care about it.”

Ogólnie więc prawackie szury miały racje, że sztuka współczesna była narzędziem politycznym, ale pomyliła ideologie którym ona służyła.

#revoltagainstmodernworld #antykapitalizm #polityka #sztuka #kultura #historia

Zaloguj się aby komentować

Dokładnie 106 lat temu 9 lutego 1918 roku podpisano pierwszy - ostatni zostanie podpisany w 1923 roku - traktat pokojowy kończący I wojnę światową.

#iwojnaswiatowa #historia #pierwszawojnaswiatowa #rewolucja1917 #ciekawostkihistoryczne #pokojbrzeski1918

Traktat został zawarty w Brześciu Litewskim nad Bugiem pomiędzy Państwami Centralnymi: Cesarstwem Niemieckim, Cesarstwem Austro-Węgierskim, Carstwem Bułgarii i Imperium Osmańskim z jednej stony i...

Ukraińską Republika Ludową reprezentowaną przez członków Ukraińskiej Centralnej Rady.

Tak tak to nie pomyłka. Wiem, że "bez pół litra się tego nie zrozumie" ale to nie fejk.

Ukraińską Republika Ludowa była do tego czasu (luty 1918) uznana za niepodległe państwo przez Rosję Bolszewicką, Francję, Wielką Brytanię, a w trakcie rokowań zostanie uznana również przez Państwa Centralne. 
Traktat ten ustanowił zachodnią (m.in z Królestwem Polskim) granicę Ukraińskiej Republiki Ludowej, ale nie granicę z Rosją czy Rumunią.

Jeśli chodzi o Austro-Węgry z jednej strony i Ukraińską Republikę Ludową z drugiej strony, w zakresie, w jakim te dwa państwa graniczą ze sobą, granice, które istniały między Monarchią Austro-Węgierską a Rosją przed wybuchem wojny obecnej zostaną zachowane.
Dalej na północ granica Ukraińskiej Republiki Ludowej, zaczynając od Tarnogrodu, będzie w zasadzie przebiegać wzdłuż linii Biłgoraj, Szczebrzeszyn, Krasnystaw, Puchaczów, Radzyń, Międzyrzec, Sarnaki, Mielnik, Wysokie Litewskie, Kamieniec Litewski, Prużany i Jezioro Wygonowskie . Granica ta zostanie szczegółowo wytyczona przez komisję mieszaną, zgodnie z warunkami etnograficznymi i po uwzględnieniu życzeń mieszkańców.

O tym jak do tego doszło postaram się opowiedzieć w kolejnych wpisach cytując książkę "NELSON’S HISTORY OF THE WAR" VOLUME XXI napisaną przez Johna Buchana w 1918 roku.

Kilka słów o książce i autorze.

John Buchan (ur. 26 sierpnia 1875 w Perth, zm. 11 lutego 1940 w Montrealu) to szkocki pisarz i polityk. Podczas I wojny światowej był korespondentem dziennika "The Times" we Francji. Został również zatrudniony przez Brytyjskie Biuro Propagandy Wojennej (oficjalna nazwa "Wellington House") z pensją 1000 funtów (250 uncji złota) rocznie. 

Wellington House zaprosił 25 czołowych brytyjskich autorów do współpracy, aby pisali broszury i książki, które promowałyby punkt widzenia rządu; zostały one następnie wydrukowane i opublikowane przez znanych wydawców tak aby wyglądało to na "niezależne wydawnictwa"

Pierwsza część NELSON’S HISTORY OF THE WAR, wydana przez wydawcę Buchana, Thomasa Nelsona, ukazała się w lutym 1915 r. Kolejne 23 tomy ukazywały się regularnie podczas wojny. Buchan otrzymał stopień podporucznika Korpusu Wywiadu i był zaopatrzony w dokumenty niezbędne do napisania pracy. Sztab Dowództwa Generalnego uznał to za bardzo dobre dla propagandy, ponieważ bliskie stosunki Buchana z brytyjskimi dowódcami wojskowymi bardzo utrudniały mu wyrażenie jakiejkolwiek krytyki na temat sposobu prowadzenia wojny. 

Dla mnie największą zaletą tej książki jest to, że tom ten powstał (i został wydany) jeszcze w czasie trwania walk na zachodzie w 1918 roku i autor pisząc nie zna wyniku wojny ani późniejszych traktatów pokojowych ją kończących. Pomimo jej propagandowego charakteru, pokazuje ona jak w Wielkiej Brytanii w połowie 1918 roku postrzegano kraje (w tym Polskę) wchodzące przed wojną w skład Cesarstwa Rosyjskiego. 

Wspólnym tagiem dla wpisów będzie #pokojbrzeski1918, dodałem również tag #rewolucja1917 pod którym znajdować się będą wpisy dotyczące Rosji od rewolucji lutowej w 1917 roku aż do końca I wojny światowej.
bb864ed4-c059-4fad-962d-8aeba2a3cef3
GrindFaterAnona

@Hans.Kropson Schtschebrischin xD

Zaloguj się aby komentować

cebulaZrosolu

@Frog


Wczoraj słuchałem podkastu o "osadnikach" i tam był wątek o nagrobkach, jak rodzina poszła do kamieniarza po nagrobek i normalnie były płyty z niemieckich grobów z niemieckimi napisami, dopiero jak sobie wybrałeś to kamieniarz je szlifował i robił polskie. Aż mi się przypomniało, wychowałem się w miasteczku które przed wojna było typowo żydowskie, do dzisiaj można spotkać macewy jako schodki do szopy, kawałki macew wystające z fundamentów jakiś komórek itp.


Recykling Panie

Zaloguj się aby komentować

O lustracji, agencie Bolku i walce Kaczyński, Macierewicz, Olszewski kontra Wałęsa

Dziś może trudno w to uwierzyć, ale głosowanie w sprawie lustracji nie wywołało większego napięcia. W Sejmie nie było świadomości nadchodzącego trzęsienia ziemi. Oczywiście posłowie byli ciekawi, który z nich donosił na kolegów, ale w tamtych dniach myślano tylko o jednym polityku – o Geremku. Od wielu miesięcy prawica kolportowała informację – fałszywą, jak się potem okaże – że Geremek w latach 60. składał meldunki do SB. Tylko nieliczni wiedzieli, że prawdziwym celem lustracyjnego ataku nie jest Geremek, ale sam prezydent Wałęsa.

Moment podjęcia decyzji, że na liście agentów zostanie umieszczone nazwisko Lecha Wałęsy, to jedna z najciekawszych politycznych zagadek, która do dziś pozostała tajemnicą.

Zacznijmy o tego, że fakt agenturalnego epizodu Wałęsy był tajemnicą poliszynela. Ujawnił go zresztą sam Wałęsa w 1979:

Wałęsa przyznał się, że już po spaleniu komitetu [Grudzień 70] w siedzibie SB przy Okopowej identyfikował kolegów na zdjęciach i taśmach filmowych. Nie wierzyliśmy własnym uszom. Powiedział, że władza, żeby rządzić, musi wiedzieć. Potem się zmitygował, tłumaczył, że był młody, przestraszony i że więcej nie będzie.

Wałęsa przez całe lata miał kompleks winy. Jeszcze we wrześniu 1980 roku, gdy był już szefem „Solidarności”, w swoich przemówieniach dawał do zrozumienia, że dziesięć lat temu miał „okresy zachwiania, podłamania”.

Sprawa wróciła w czasie kampanii prezydenckiej, kiedy Tymiński zagroził Wałęsie czarną teczką, w której – jak podejrzewało otoczenie Wałęsy – były papiery na temat „Bolka”.

Nie wiemy, jak wyglądały dyskusje na temat wpisania Wałęsy na listę Macierewicza. Ale wydaje się, że akcja lustracyjna – na poziomie inicjatorów – od początku skierowana była w jeden cel, w Lecha Wałęsę. Starą opozycyjną wiedzę postanowiono wykorzystać do delegalizacji przeciwnika. Problemem było co innego – jakimi nazwiskami otoczyć nazwisko Wałęsy, aby lista została uznana za wiarygodną.

Macierewiczowi zarzucono potem liczne manipulacje – chyba niesłusznie. Owszem, w wielu miejscach pomylił się, ale nie było w tym złej woli. Nazwiska, co do których miał wątpliwości, Macierewicz raczej wykreślał. Chciał, aby lista była trudna do podważenia, dlatego z listy zniknęli ludzie tacy jak Geremek. Manipulacją było jedno nazwisko – Wiesława Chrzanowskiego, który posłużył Macierewiczowi jako polityczne alibi. Wpisanie szefa własnej partii, miało być dowodem na zimną bezstronność Macierewicza. Jednak ta operacja nawet jak na politykę była wyjątkowo obrzydliwa. Chrzanowski był bowiem przypadkiem heroicznego oporu. Za działalność w chrześcijańskiej organizacji w 1946 roku znalazł się w stalinowskim więzieniu. Tam go złamano, podpisał deklarację współpracy, ale gdy wyszedł z więzienia, opowiedział o tym kolegom. Kilkanaście miesięcy później został znowu aresztowany i mimo kilku lat spędzonych w ekstremalnych warunkach – wodę pito z sedesu, w czasie przesłuchań rozerwano mu twarz, koledzy z celi dostawali wyroki śmierci – współpracy odmówił. Macierewicz wpisał go jednak na listę, aby uwiarygodnić oskarżenie wobec Wałęsy. Obecność dwóch pierwszych osób w państwie – prezydenta i marszałka Sejmu – pozwoliła pokazać, że państwo jest w realnym niebezpieczeństwie. Pozwoliła też ukryć prawdziwą intencję, czyli atak na Wałęsę.

4 czerwca o dziesiątej rano do Sejmu przyjechały z MSW zalakowane koperty z napisem „tajne”. Koperty zawierały listę 64 byłych agentów w parlamencie, rządzie i Kancelarii Prezydenta.

Wałęsa do końca nie wierzył, że jego nazwisko znajdzie się na liście. 4 czerwca wpadł w panikę, wysłał do Polskiej Agencji Prasowej sławny komunikat, w którym pośrednio przyznał się do prawdy:

Aresztowano mnie wiele razy. Za pierwszym razem, w grudniu 1970 roku, podpisałem trzy albo cztery dokumenty. Podpisałbym prawdopodobnie wtedy wszystko, oprócz zgody na zdradę Boga i Ojczyzny, by wyjść i móc walczyć. Nigdy mnie nie złamano i nigdy nie zdradziłem ideałów ani kolegów.

Kilka godzin potem Wałęsa komunikat wycofał. Zorientował się, że jego nazwisko jeszcze nie wyciekło.

Zamiast więc się kajać, Wałęsa postanowił zaatakować. Wycofał z PAP swój komunikat, w jego miejsce wysłał drugi, w którym oskarżył Macierewicza o wybiórcze korzystanie z teczek, zaś archiwa uznał za niewiarygodne, pełne sfabrykowanych dokumentów. Prezydent kończył tezą, że tak prowadzona lustracja zamienia się w polityczny szantaż.

Sejm miał tego dnia dyskutować o budżecie, następnego dnia go głosować, a potem omawiać wniosek Unii o wotum nieufności dla rządu premiera Olszewskiego. Wściekły Wałęsa zażądał zmiany porządku i natychmiastowego głosowania wniosku o odwołanie premiera. Rozpoczęło się polowanie na głowę premiera.

Wałęsa chciał osobiście postawić nogę na gardle Olszewskiego. Chciał go dobić na oczach wszystkich. Ku przestrodze na przyszłość. Ale w ten sposób w dwustu procentach realizował scenariusz Olszewskiego, który chciał upaść w atmosferze nagonki, jako ofiara całej klasy politycznej.

W ciągu tej nocy Olszewski zdążył wygłosić dwa dramatyczne przemówienia. Telewizyjne orędzie do narodu i wystąpienie w sejmowej debacie. W obu wybił swój polityczny przekaz – rząd został obalony z powodu lustracji. Jego sławne pytanie „Czyja ma być Polska?” zawierało jasny kontekst – Polska agentów starła się tego dnia z Polską uczciwych Polaków. I agenci w tym starciu wygrali.

To nie była lustracja, bo po niej kłopoty mają konkretni ludzie, którzy muszą się spowiadać ze swoich dawnych czynów. To była delegalizacja całego systemu politycznego, ogłoszenie pozorności demokracji i niepodległości. Olszewski, nie potrafiąc się zakorzenić na scenie politycznej, próbował ją całą wysadzić w powietrze.

Brano potem na nim odwet, zarzucano rzeczy, których nigdy nie zrobił – chęć przeprowadzenia zamachu stanu, gotowość użycia wojska. To była bardzo brutalna nagonka, jednak to, co zrobił Olszewski, było skandalem dekady. Nawet gorliwy zwolennik lustracji powinien mieć wiele wątpliwości.

Olszewski dowodził, że jedynie ujawnił prawdę. Mylił się. Nie w takim trybie, nie w takiej sytuacji i nie takimi ludźmi jak Macierewicz rozlicza się narodowe sztandary. Mówiąc otwarcie – Olszewski był za małym politykiem, by lustrować Wałęsę.

W polityce można robić wszystko, można nawet ścinać królom głowy, ale pod warunkiem, że potrafi się potem przejąć koronę. Tymczasem Olszewski nie potrafił ani obalić Wałęsy, ani wygrać wyborów, ani przejąć władzy. Próbował zabić króla, a jedynie go zranił. Wywołał chaos, doprowadził do upadku siebie i swoich solidarnościowych rywali, bo rok potem władzę przejęli jego wrogowie z dawnej PZPR. Tak wygląda lustracja Wałęsy i „nowy początek”, gdy się ma talenty na miarę Olszewskiego.

Wałęsa był politykiem, był prezydentem, jego problemem nie było własne sumienie, ale własny wizerunek. Mógł się przyznać i przeprosić. Mógł też skłamać. Zdecydował się na drugi scenariusz i chyba miał rację. Pół roku później ruszyła wielomiesięczna kampania Kaczyńskiego z hasłami „Bolek do Moskwy”, z paleniem kukieł prezydenta. Gdyby Wałęsa się przyznał, jego pozycja byłaby znacznie słabsza, a ciosy Kaczyńskiego dużo skuteczniejsze. W tamtym klimacie politycznym Wałęsa nie mógł liczyć, że jego przeprosiny zakończą sprawę. Kaczyński i Olszewski wykorzystaliby je, by zażądać przyspieszonych wyborów prezydenckich.

W ogóle przez cały czas swojej politycznej aktywności Wałęsa nigdy nie miał dobrej okazji, by się przyznać. Każdy moment był zły – i czasy „Solidarności”, i stan wojenny, i Okrągły Stół, i przejęcie władzy.

Inna rzecz, że Wałęsa wyraźnie nie chciał ani spowiadać się, ani przepraszać. Chyba uważał, że swoją działalnością naprawił młodzieńczą wpadkę. I trudno nie przyznać mu racji. Wiemy dziś wystarczająco dużo, by sprawie „Bolka” nadać właściwą miarę.

Historia zastraszonego chłopaka ze wsi, który po chwili słabości dumnie się podnosi i obala tych, którzy go kiedyś złamali – to życiorys, który broni się sam. Bez pseudokatolickiego obrządku lustracyjnego, który starała się narzucić prawica – a zatem bez publicznej spowiedzi, bez przeprosin i bez ostentacyjnej skruchy.

Zdjęcie z roku 2007 - 15 lat po akcji lustracyjnej.

___
Na podstawie książki Po południu. Upadek elit solidarnościowych

#historia #historiapolski #czytajzhejto
#polityka
ab3bfc15-9779-46c2-9ea3-197d7d86f3ed
MiernyMirek

@smierdakow ja jedynie ubolewam, że jednak tej lustracji nie przeprowadzono. Kanalie z czasów PRL do dzisiaj siedzą na eksponowanych stołkach i decydują o życiu obywateli.

Czesi uporali się z kłopotem błyskawicznie, stąd u nich znacznie lepsza klasa polityczna, sędziowska czy samorządowa.

smierdakow

@MiernyMirek ciężko to ocenić, to powrót do władzy komunistów dał Polsce w końcu stabilność polityczną

DiscoKhan

@MiernyMirek tak myślisz, że Czesi się uporali błyskawicznie?


Poczytaj sobie życiorys Petra Pavla i w jakich okolicznościach i jakich czasach do wojska wstąpił. Albo wcześniej...


Gówno a nie się uporali. Czesi mieli szczęście z Vaclavem Havlem, absolutnie gigantyczna figura. Ale jego już nie ma i szambo wybija. To też cirkawe jak jedna wybitna osoba potrafi mieć duży wpływ na politykę w kraju. Osoba znika i do polityki pchają się najgorsze męty społeczne.

Kremovka

@smierdakow nie będę się kłócił z resztą komentujących, chciałem tylko pochwalić za świetny wpis, naprawdę fajnie jest czasem poczytać tak dobre i zwięzłe opracowanie nt najnowszej historii

lukmar

Wałęsa był politykiem, był prezydentem, jego problemem nie było własne sumienie, ale własny wizerunek. Mógł się przyznać i przeprosić. Mógł też skłamać. Zdecydował się na drugi scenariusz i chyba miał rację. 


@smierdakow Czyli czekaj, ja już nie rozumiem jaka jest Twoja puenta ostatecznie. To że Wałęsa był agentem i donosił jest historycznym faktem, tak samo jak to, że potem kłamał na ten temat. A Ty mimo wszystko oceniasz go pozytywnie z jakiego powodu?


Tak samo nie rozumiem opinii o lustracji - jest zła, bo to pisowcy chcieli ją przeprowadzać?


Wiem, że odpisuję na stary post, ale zostawiłem sobie do przeczytania na później, bo w zeszłym tygodniu nie miałem czasu.

Zaloguj się aby komentować

Dość ciekawa fotka przedstawiająca rosyjski T-34 na gąskach PzKpfw I Ausf F. Niestety nie znam szczegółów i dalszych losów tej modyfikacji.

#ciekawostkihistoryczne #historia #czolgi #iiwojnaswiatowa
dde6a5d5-71b6-4d0b-8d3b-47451092e463
dsol17

Złośliwi twierdzą,że modyfikacja ta znajduje obecnie swój koniec na polach ukrainy.

Rzeznik

@dsol17 złośliwi albo ci którzy uważają się za zabawnych

przemoko90

Tak kminiłem jak to z Pzkpfw I. Z wersji F to dziwnym trafem mogły pasować. Może to trofiejny teciak na usługach Teutonów i dlatego taki mod zrobili.

Half_NEET_Half_Amazing

@Rzeznik 

hmm 1941

szerokość taka sama więc masa rozkłada się tak samo

a te ogniwa czasem nie był perforowane? może lepiej to jechało w terenie niż te pełne z t34

Zaloguj się aby komentować

Dosyć ciekawa sprawa chińskiego śpiewaka operowego, Shi Pei Pu, który był w długoletnim romansie z pracownikiem francuskiej ambasady w Pekinie. Przez niemalże 20 lat udawał kobietę i dał radę przekonać do tegoż francuza który nawet uwierzył w to, że miał z nim dziecko które było kupionym ujgurskim pacholęciem.

Trochę ciężko w to uwierzyć ale z całej sytuacji wyniknął spory incydent dyplomatyczny, bo Shi Pei Pu został skoptowany jako szpieg przez Chińczyków i wymuszał na Francuzie wynoszenie wrażliwych dokumentów z ambasady.

Swoją drogą gdy romans się zawiązał do Shi Pei Pu przekonał Bernarda, że był tylko przebrany za mężczyznę do roli.

https://en.m.wikipedia.org/wiki/Shi_Pei_Pu

#historia #ciekawostkihistoryczne #ciekawostki
58338e9f-4ce1-453f-9eff-6566b579199d
smierdakow

Są pewne męskie cechy, które dość ciężko ukryć, zwłaszcza w relacji seksualnej

m-q

@smierdakow np. wiatrak na głowie

CzosnkowySmok

@smierdakow ciemno było

CzosnkowySmok

@m-q w jakim kontekście on to mówił?

m-q

@CzosnkowySmok raczej bez kontekstu, to był taki smalltalk

CzosnkowySmok

@DiscoKhan nic bardziej dziwnego nie dowiem się w tym tygodniu

Zaloguj się aby komentować

Masywne miecze węgierskiego pochodzenia z XIV wieku, obecnie eksponowane w muzeum pałacu Topkapi w Stambule. Największy miecz pośrodku ma długość 270 cm.
Nikt tym nie walczył, są takie wielkie żeby pokazać status.

Źródło: https://www.reddit.com/r/ArtefactPorn/comments/11copa3/massive_swords_of_hungarian_origin_dating_back_to/

#sredniowiecze #miecze #ciekawostkihistoryczne
45f2f70c-c560-46e1-9003-0bc147be622c
d78092b1-0528-4514-acac-39742526b6f9
ZohanTSW

Chyba jedyny sens walki takim bydlakiem to na helikopter

StaryMokasyn

Twój miecz vs miecz syna koleżanki Twojej starej.

Zaloguj się aby komentować