Dorzucam i ja coś od siebie w zabawie #naopowiesci
Przyjemniej (mam nadzieję!) lektury
Ostatnia papierowa książka
Czuła się jak w muzeum. Wystrój domu aukcyjnego przywodził jej na myśl ryciny z dziewiętnastowiecznych teatrów - wydeptane deski podwyższonej sceny, na której kustosz prezentował kolejne eksponaty, okalająca podwyższenie czerwona, ciężka zasłona, obite suknem krzesła, stojące w równych rzędach, przedzielone ścieżkami dywanowych chodników o bliżej niezidentyfikowanym kolorze, kremowe ściany, mosiężne kinkiety o podwójnych lampkach w mlecznobiałych kloszach, rzucające delikatne światło, w klimatyzowanej sali bez okien… Tak, tutaj była poza czasem, w przykurzonej atmosferze sali, nie posiadającej choćby jednego okna.
To był jej “pierwszy raz” na aukcji w dawnym stylu. Dom Aukcyjny Analog. Reprezentacja tradycyjnej ekstrawagancji - raz do roku organizował wydarzenie pt. “Aukcja w starym stylu”, na której licytanci zasiadali w gustownych fotelach, uniesieniem tabliczki oznajmiając gremium zebranemu w sali podjęcie walki o wystawiony artefakt.
Również zajęła miejsce w coraz szybciej zapełniającej się sali. Tylko kilku zapaleńców tak naprawdę przyszło licytować wystawione przedmioty, reszta przybyła wiedziona ciekawością, doświadczeniem czegoś z nie tak bardzo odległej przeszłości, a jednak niosącego spory ładunek abstrakcji w świecie, w którym nawet stałe wyświetlacze ekranowe zaczynają odchodzić do lamusa.
Siadając, podniosła z krzesła tabliczkę z numerem - kompozyt doskonale imitujący lakierowane drewno. Poczuła lekkie mrowienie pod palcami. System wczytał jej ID. Uniesienie tabliczki, jeśli zdecyduje się wziąć udział, będzie wiążącym aktem.
Spośród listy 48 przedmiotów ją interesował tylko jeden. Wydana przed pięćdziesięciu laty książka. Zwykłe powieścidło, jeśli chodzi o treść, nic wyjątkowego. Był to jednak jeden z ostatnich tytułów, których nakładł wyszedł w wersji papierowej.
Była oczytana, znała dzieła klasyczne, była na bieżąco z aktualną twórczością. I choć miała dostęp do milionów ebooków w swojej biblioteczce, myśl o posiadaniu PAPIEROWEJ książki wydał jej się kaprysem, który chciałaby zaspokoić. I zrobić to w starym stylu.
Lekko zamyślona, błądziła wzrokiem po suficie, gdy wreszcie aukcjoner stanął za pulpitem.
- Dzień dobry państwu, nazywam się Tobiasz Jarosiewicz i będę prowadził dzisiejszą aukcję. - elegancki, dobiegający pięćdziesiątki mężczyzna szybko wyjaśnił szczegóły techniczne przebiegu licytacji i od razu przeszedł do pierwszego przedmiotu.
Kompletna zastawa stołowa sprzed blisko 200 lat sprzedała się bardzo szybko, tak jak 19 kolejnych pozycji z listy. Była zachwycona dynamiką wydarzenia, nawet jeśli pojedyncze przedmioty nie cieszyły się zbyt wielkim zainteresowaniem “publiczności” i po 2-3 mignięciach tabliczek na sali znajdowały nowego właściciela.
Większość osób aktywnie licytujących przyszło tutaj dla jednego, góra dwóch przedmiotów, zapadając w letarg, gdy licytowano inne przedmioty niż ten upragniony, za to przemiana następowała w momencie wywołania obiektu, na którym im zależało. Z twarzy znikał wtedy wyraz nieobecności, ospania, zamieniając się w wyprostowaną czujność, drapieżny błysk w oku i gotowość do walki na unoszenie tabliczki do ostatniej złotówki.
Z takich rozmyślań wyrwał ją głos aukcjonera, prezentującego kolejny eksponat:
- Przedmiot numer 21. Powieść “Czosnkowe Wzgórza” autorstwa Czesława Wawelskiego. Wydanie z 2109 roku. Książka w twardej oprawie, papier ekologiczny, niechlorowany, brak ilustracji. Stan bardzo dobry, brak mechanicznych uszkodzeń, przebarwień oraz śladów zagrzybienia. Cena wywoławcza 350 złotych.
Walkę czas zacząć. Nim uniosła własną tabliczkę, w powietrze poszybowały niemal równocześnie 2 inne ręce.
- 400!
- 450!
Zawahała się, czekając na rozwój sytuacji.
- 500!
- 550!
Mignięcia tabliczek ustały.
- 550 po raz drugi…
Podniosła swoją tabliczkę.
- 600!
- 650! - riposta była natychmiastowa.
- 700!
- 750!
Z wahaniem uniosła tabliczkę po raz kolejny, zbliżała się niebezpiecznie w kierunku górnego pułapu, który sobie założyła.
- 800!
- 850!
Ostatnie przebicie, jeśli się nie uda, cóż… Wyjdzie z sali zawiedziona, ale szaleństwo powinno mieć swoje granice.
- 900!
Cisza…
- 900 po raz drugi…
Nadal nic się nie dzieje.
- 900 po raz trzeci. Sprzedane pani w czwartym rzędzie. Gratuluję.
Poczuła ukłucie euforii, po którym nastąpiło drugie - widmo lekkiego debetu na koncie. Doradca finansowy nie będzie zachwycony, ale biznes dobrze prosperuje, więc jeśli nie zamierza bardziej szastać kasą, nic złego się nie stanie.
Kolejne aukcje śledziła już z mniejszym entuzjazmem, niecierpliwiąc się, aby móc w końcu nacieszyć się zdobyczą. Czuła się znów jak mała dziewczynka w przeddzień Bożego Narodzenia.
Z zamyślenia wyrwał ją głos aukcjonera, zamykającego dzisiejsze wydarzenie:
- Dziękuję państwu za udział w “Aukcji w starym stylu”. Zapraszam do wzięcia udziału w kolejnym wydarzeniu za rok. Osoby, które wylicytowały eksponaty zapraszam do lobby, skąd kustosze będą państwa zapraszać po odbiór przedmiotów po uprzednim dopełnieniu formalności. Życzę wszystkim udanego wieczoru. - lekko skłonił się za pulpitem, zebrał leżące przed sobą notatki i opuścił podwyższenie.
Równocześnie sala zaczęła się opróżniać. Większość tłumu odpłynęła w kierunku wyjścia z budynku, garstka udała się we wskazane miejsce.
Odbiór trofeów przebiegał sprawnie. W niewielkich gabinetach oczekiwały teczki z dokumentami oraz pieczołowicie zapakowane pudełka.
Kompetentna pracownica w granatowym uniformie, zaprosiła ją po kwadransie oczekiwania.
- Proszę o zapoznanie się z umową, zaparafowanie każdej ze stron oraz złożenie podpisu w tym miejscu. Umowa została sporządzona w dwóch egzemplarzach, dołączyliśmy także certyfikat autentyczności przedmiotu, poświadczony przez historyka książki. W razie wątpliwości, prosimy o kontakt, rozwiejemy wszelkie wątpliwości. - dodała, dołączając płynnym ruchem do pliku dokumentów wizytówkę.
Lekko oszołomiona złożyła wymagane podpisy, odebrała gustowną, papierową torebkę z logo domu akcyjnego, do której pracownica włożyła książkę oraz dokumenty i skierowała się do wyjścia.
Zwykłe zakupy! Równie dobrze mogłyby to być buty z jej ulubionego butiku! A to przecież książka! Pierwsza prawdziwa książka w jej życiu!
Przed gmachem Analoga stały równo zaparkowane coccinelle - dwuosobowe pojazdy autonomiczne. Wsiadła do pierwszego z brzegu i na panelu wybrała miejsce docelowe oraz trasę. Postanowiła wracać do mieszkania nieco dłuższą, ale prowadzącą nad Wisłą trasą. O tej porze ruch i tak był niewielki. Warto było nadłożyć te kilka kilometrów i cieszyć się krajobrazem przesuwającym się za oknem.
Do siebie dotarła niecałe 40 minut później. Wraz z przekręceniem klucza w zamku rozbłysły światła w niewielkim mieszkaniu. Jak w transie, buty, torebkę i żakiet zostawiła w przedpokoju, udając się wprost do sypialni.
Pudełko z książką miękko opadło tuż obok niej na łóżku. Ona sama, machając z przejęcia nogami jak kilkulatka, gorączkowymi ruchami dobierała się do jego zawartości. Z białej bibuły, wypełniającej kartonik wyjęła książkę.
Czuła jej ciężar w dłoniach, gładkość okładki pod opuszkami palców. Widziała refleksy odbijające się od lekko nabłyszczanej powierzchni.
Z wahaniem otworzyła książkę. Obejrzała kartę tytułową, przekartkowała kilkanaście stron, uwalniając przyjemny, delikatnie drażniący zapach starego papieru i farby drukarskiej. Szelest przewracanych kartek i szorstkość papieru odurzały i hipnotyzowały. Wróciła do początku i zaczęła czytać…
Świat zniknął gdzieś daleko, a ona skryta między stronicami starej książki tworzyła z nią jedność, z każdą stronicą stapiając się coraz bardziej, czując intensywniej, przeżywając mocniej. Znajdując duszę książki i swoją duszę w książce.
Sama historia była jedną z wielu podobnych - napisanych wcześniej i później. Magią było doświadczenie tego w namacalnej formie. Niezmiennej, kruchej, jak stara, zadrukowana kartka papieru.
Oszołomiona, gwałtownie zatrzasnęła książkę w połowie, patrząc na nią z uwielbieniem i żalem jednocześnie. Przeczyta ją po raz pierwszy, po raz dwudziesty i pięćdziesiąty, ale to już nie przywróci do życia epoki papierowej książki…
Dlaczego nie urodziłam się sto lat wcześniej? - pomyślała, odpływając do krainy snów.
#zafirewallem