Marzyło mi się, by pożenić Na Opowieści z #hejtodetectivesquad . Mam nadzieję, że @Dziwen i @ErwinoRommelo nie obrażą się, gdy dorzucę tu swoje trzy grosze. ;)
***
Wodzianka - origin story
Sountrack do opowiadania:
https://www.youtube.com/playlist?list=PLpswG7KvmTW4pFMHMqP26oP-fIoJSEGuo
- Nie, no kur&$a, nie! Koniec. Mam dość! - wrzasnęłam i rzuciłam dziurawą szmatą o podłogę. Przeskoczyłam przez bar, wywaliłam przy tym dwa hokery i szkło wiszące nad barem, po czym otrzepałam się i bezceremonialnie wyszłam z lokalu wprost na deszczowe Hejto City.
Decyzja, która gotowała się we mnie już miesiącami, w końcu wykipiała niczym ziemniaki, których kazała pilnować mama. Jasne, "Plemnik w piwie" nie był renomowanym lokalem gastronomicznym. Nie miałam wysokich oczekiwań. Wiedziałam to już wtedy, gdy się tu zatrudniałam. Byłam nowa w mieście, nagrana wcześniej robota w wodociągach nie wypaliła i musiałam pilnie coś znaleźć. To wtedy przypadkiem trafiłam na to miejsce i z desperacji zapytałam właściciela, czy znalazłoby się dla mnie miejsce za barem. W końcu pić umiałam, to czemu nie miałabym umieć tego picia robić?
Ale teraz miarka się przebrała, a wraz z nią ja przebrałam się w mój wysłużony żółty płaszcz przeciwdeszczowy. Kupiłam go za napiwki z pierwszego tygodnia pracy, kiedy zorientowałam się, że w tym mieście parasol nie wystarczy. Trzy lata minęły jak w mordę strzelił. Ale informacja, że mam zacząć nagle kasować ludzi za wodę z kranu tak podniosła mi ciśnienie, że decyzja o rzuceniu tej roboty przyszła szybciej, niż się spodziewałam. Owcen naprawdę jest pazerny. Kasować za kranowiankę! Ha tfu na tego kędzierzawego merynosa! Może sobie trząść lokalami w całym Hejto City, ale mną na pewno nie zatrzęsie.
Przeciętna kobieta, będąc rozsierdzoną i podejmując tak ważną i spontaniczną życiową decyzję, poszłaby po prostu do fryzjera i radykalnie zmieniła swoją fryzurę. Moja głowa miała natomiast pozostać wolna od nieprzemyślanych trwałych i paziów, gdyż zaczął w niej już kłębić się plan. Plan na coś więcej. Plan na sięgnięcie po… władzę. A na pewno na wkurzenie Owcena. Bo choć Hejto City nie było miejscem, z którego się wywodzę, to stało mi się domem. A w moim domu woda to prawo, nie przywilej.
Nałożyłam słuchawki na uszy i odpaliłam na walkmanie swoją ulubioną kasetę.
W takim miejscu jak Hejto City bycie kobietą miało swoje plusy. W mieście rządzonym przez mężczyzn, niepozorna dziewczyna może długo pozostawać niezauważona. Może pleść intrygi jak szaliczek i realizować swoje plany w ukryciu, zdobywając kolejne rangi półświatka i ze statysty stać się wreszcie grubą rybą. I może też liczyć na wsparcie paru dobrych znajomych.
Kierowałam się więc do miejsca, w którym wiedziałam, że należy rozpocząć swój plan. Szum deszczu przybrał na sile, gdy zaczęłam iść wzdłuż głównej alei miasta. Do przejścia miałam spory kawałek, ale nie przeszkadzało mi to - zawsze lubiłam deszcz. Mieszkańcy Hejto City, którzy na niego narzekali, zwyczajnie mnie dziwili. Przecież ta woda z nieba jest jak manna z nieba.
Moje rozmyślania przerwała srebrna Toyota Yaris, która nadjeżdżała z naprzeciwka. Ten dzban jedzie na długich w środku miasta! I chyba nawet nie patrzy się na drogę, tylko grzebie w schowku! Dopiero po chwili dotarło do mnie, jak blisko krawężnika jedzie. I jak blisko krawężnika znajduję się ja.
Zanim zrozumiałam, co się ma stać, Yariska już mnie wyminęła, wjeżdżając z całym impetem w chyba największą kałużę w mieście. Żółty płaszczyk nie pomógł. Byłam cała przemoczona, od stóp do głów.
Zaklęłam szpetnie i poczułam rosnący we mnie wkurw. Ale po chwili przypomniałam sobie, co mówił mój mentor, Stoik: “Dzisiaj może się stać wszystko to, co może zdarzyć się też kiedy indziej”. Przymknęłam na chwilę oczy, wzięłam głęboki oddech i ruszyłam dalej.
Przemoknięte do cna stopy powiodły mnie na ulicę Pod Ułamanym Zębem wprost do Kawiarenki Za Firewallem. Ten niepozorny lokal, który mimo zakazu palenia śmierdział lekko dymem papierosowym skradł moje serce od pierwszego wejrzenia, gdy zobaczyłam jego właściciela, Georga Starka, wyrzucającego przez drzwi jakąś niewiastę. Jak dziś pamiętam, że krzyknął wtedy “I już nigdy więcej się tu nie pokazuj, Kaśka! To jest porządny lokal, a nie jakieś polityczne szambo!”.
Wchodząc do kawiarenki z mokrymi włosami lepiącymi się do twarzy, jak zwykle zapomniałam o tym nieszczęsnym schodku i, potknąwszy się jeszcze o zakurzony turecki dywan (którego więcej nie było, niż było z uwagi na aktywność molli), wywinęłam orła wprost przed barem.
- Nic ci nie jest? - zapytał George, który niewzruszony moim wejściem spokojnie pucował kufel. Zapewne zadał to pytanie wyłącznie z barmańskiej uprzejmości. Żadnego barmana nie obchodzi, z czym klient przychodzi do baru. Ale uprzejmość daje napiwki, i choć Za Firewallem nie było miejscem, w którym zostawiało się napiwki, to George reprezentował sobą starą szkołę barmanów. A z takiej szkoły nie wyrugujesz mechanizmów zdobywania napiwków.
- Trochę obiłam sobie cztery rymy. I godność. Ale poza tym, oczy całe, uszy całe, zęby całe, to najważniejsze.
- To, co zwykle? - George oderwał wzrok od kufla, i, nie czekając na moją odpowiedź, nalał mi szklankę wody z kranu.
- Dzięki. Ale mam nadzieję, że Owcen jeszcze tu nie dotarł i nie zmusił cię do tego wodnego haraczu. - wypiłam wodę duszkiem i dodałam - Bo za kranowiankę płacić nie będę.
- Owcen? Tutaj? - George się lekko obruszył i spojrzał na mnie z pretensją. - Przecież wiesz, że ten sfilcowany safanduła nie ma tu wstępu. Nie odważyłby się po tym, co wtedy zrobił.
Nie drążyłam, o co chodziło z przeszłością George’a i Owcena. Wiedziałam, że temat jest drażliwy i kiedyś Stark sam o tym opowie. Pokiwałam jednak głową z szacunkiem i zrozumieniem, co ewidentnie udobruchało właściciela kawiarenki.
- Jeśli szukasz reszty pijaków, to są w tylnej części - dodał, gdy poprosiłam go o dolewkę.
- Nigdzie indziej bym się ich nie spodziewała.
Tylna część Kawiarenki była pieszczotliwie nazywana Owczym Zadupiem. Głównie dlatego, że wszyscy tu mieli Owcena w dupie. I po troszę dlatego, że nieco w niej capiło. W sumie to było to bardziej niewielkie pomieszczenie techniczne, niż jakaś loża. Ale wstęp do niej mieli tylko wybrani (albo ci, których George nie chciał, by byli widziani w tej bardziej reprezentacyjnej części lokalu), i ta ekskluzywność skutecznie wynagradzała nam bliskość kibla oraz kanciapy George’a, w której chyba on sam jeden nie wiedział, co się rozkładało.
- Uwaga, dzik! - krzyknął ktoś przy drzwiach, przez co podskoczyłam i uderzyłam głową we framugę. Na szczęście, gdy zaczęłam rozcierać głowę i przyzwyczajać wzrok do ciemności, zobaczyłam, że to tylko Severin.
W mroku rozpoznałam sylwetki jeszcze dwóch postaci, których nie szło zrozumieć: Conrada, będącego dalekim siostrzeńcem Sowena, którego hejto-szkocki pidżyn pokonałby nawet największego poliglotę, oraz Geparda, który - choć nie mówił - to intensywnie porozumiewał się z nami dzięki Libijskiemu Językowi Migowemu. Kiwnęłam do nich głową, odpowiedzieli mi tym samym.
- Co tam, Włodzia? Nie za wcześnie się tu dzisiaj zjawiasz? Zazwyczaj pojawiasz się koło dziesiątej - zapytał Severin, szczerząc się i popijając swój ulubiony arbuzowy drink.
- Plany się pozmieniały. Z Plemnikiem koniec. I pora w końcu na rozkręcenie misji o kryptonimie "Wodopój".
Severinowi, Conradowi i Gepardowi zrzedły miny i spojrzeli na mnie z lękiem.
- Elye tie steim ney zhotvalays? - wybebłał Conrad. Kompletnie nic z tego nie zrozumiałam, więc Gepard szybko wymigał mi tłumaczenie.
- Nie, nie żartowałam. Poważnie, dość już dyktatu Owcena - powiedziałam stanowczo, odstawiając pustą szklankę po wodzie na stół. - Pora coś z tym zrobić. Ktoś musi coś z tym zrobić. I jeśli nikt inny nie chce tego zrobić, to ja to mogę zrobić.
- Ale wiesz, z czym to się wiąże? Wiesz, jak ona uzależni ludzi? - zapytał z lękiem Severin.
- Wiem. - wzdechnęłam. - Jestem tego świadoma. Ale musimy poświęcić parę jednostek. Większość będzie z niej korzystała rekreacyjnie. A chodzi przecież o to, żeby przestali brać towar od Owcena. - gestykulując, próbowałam wytłumaczyć swój plan chłopakom. - Kiedy ludzie zaczną pić naszą Wodę, wyjdą w końcu z marazmu, który serwuje im Owcen swoim doprawionym alko i syntem. Może wtedy zobaczą, na co cały czas przyzwalali. Może w końcu coś się zmieni.
Severin pokiwał głową ze zrozumieniem i wyczułam, że jest gotowy na realizację planu i przejęcie przeznaczonej mu roli.
To on pomógł mi odkryć Wodę. Podczas jednego z wieczorów, gdy woda z rynsztoka wdarła się do kawiarni i pomagaliśmy George’owi opanować zalanie, do jednego z wiadek z deszczówką Severin wlał odrobinę swojego arbuzowego drina i wyzwał mnie do napicia się tej mikstury. Stawka była wysoka, bo do wygrania było najlepsze miejsce w Owczym Zadupiu, czyli fotel w najdalszym rogu pomieszczenia, z którego najmniej czuć było smród kanciapy i kibla. Nie mogłam odpuścić takiej szansy.
Gdy wzięłam niewielki łyk, poczułam powoli narastającą ekstazę. Pomieszczenie momentalnie rozjaśniło się, a ja czułam na języku wszystkie jego kolory. Przed oczami roztaczały mi się zapachy arbuzów, melonów i ogórków, pod palcami czułam słodką muzykę wody.
- Severin, dziku, jesteś geniuszem… - powiedziała moja przepona.
Okazało się, że mieszanka w proporcji 2.1 litra kwaśnej deszczowej wody z Hejto City i 37 mililitrów arbuzowego drinka tworzy związek zbliżony działaniem do MDMA, jednak sto razy silniejszy i intensywniejszy w działaniu, przy - jak się później okazało - znacznie mniejszych skutkach ubocznych, gdyż wywoływał wyłącznie lekkiego kaca. Zrobiliśmy badania pilotażowe na grupie kawiarenkowiczów, i tylko Łoś zaliczył po nim zgona. Reszta była zachwycona i prosiła o więcej.
Przyszła więc pora na to, by kuć to żelazo, póki gorące. Choć kontakty w Plemniku były spalone i nie mogłam prosić ich o pomoc, to dzięki trzem latom obserwacji wiedziałam, jak prowadzić lokal (a raczej, jak go nie prowadzić) i wyrobiłam sobie pewne kontakty. Pewien znajomy marynarz znał się na rynku nietypowych nieruchomości. Sam mieszkał w bunkrze, który własnoręcznie postawił, korzystając z planów architektonicznych pozostawionych jeszcze przez Nazistów. Podał mi namiary na gościa, który chciał się pozbyć niepozornego lokalu w czystym zakątku Hejto City. Lokal okazał się być byłym burdelem, który jakimś cudem umknął radarowi Owcena. Nadawał się więc idealnie. Na szczęście przez lata kariery za barem odkładałam wszystkie napiwki, które uzbierały się w całkiem pokaźną sumkę. Wystarczyło w sam raz na zakup domku z dziesiątkami małych pokoików wielkości kurników. No, dobra, w grę poszło też zastraszenie sprzedawcy i wymuszenie obniżenia ceny. Ale koniec końców był chyba zadowolony, że Mongoł, który rozpoczął u mnie pracę w roli wykidajły w zamian za pełną akceptację, dyskrecję i pokój o numerze 69 na pełną wyłączność zostawił go przy życiu.
No i, najważniejsze, dzięki dobremu systemowi rynien wystarczyła tylko lekka przeróbka, i po pociągnięciu kilku dodatkowych rur do piwnicy mogłam w niej urządzić swoje laboratorium.
Po dwóch tygodniach ciężkiej pracy mogłam nareszcie stanąć, wyprostować się i spojrzeć na swoje dzieło. Sterylne, niewykrywalne laboratorium z Severinem za sterami, marketing szeptany ogarniany przez Geparda oraz dbałość o pokoje zapewniana przez Conrada. I pośrodku tego wszystkiego ja, Włodzia Anna - na tronie wykonanym z plastikowych butelek, na które nie było w moim lokalu miejsca.
Byłam gotowa, by rozpocząć walkę o władzę nad Hejto City. Nawet, gdybym to nie ja miała wygrać. Nawet, gdybym miała swoim interesem dać tylko prztyczka w nos Owcenowi. Ktoś musi popchnąć ten pierwszy klocek domina.
Gepard spojrzał na mnie i wymigał pytanie, nad którym zastanawiałam się od tych dwóch tygodni. Ale teraz, patrząc na nasze wspólne dzieło, znałam odpowiedź.
- Nazwiemy go “Codzienne piciu”.
#tworczoscwlasna #zafirewallem
Zaloguj się aby komentować