@Piechur A to mi zadałeś klina! Poczytałam o synestezji, którą tu przywołujesz. Bywając na rożnych forach/portalach poetyckich
(bez wskazywania paluchem, gdzie, bo są i lepsze i gorsze miejsca, nie mnie to oceniać, każdemu według potrzeb, poziomy bywają różne), najczęściej w samych komentarzach pod wierszami, czytelnicy/krytycy zdobywają się na analizę, często zwyczajnie z powodu wymogu takich miejsc, które narzucają formułę. Oczywiście, że dawno wszystko zostało pięknie i mądrze ponazywane.
Z ręką na sercu, nie zdarzyło mi się pisać czegokolwiek, zastanawiając się nad doborem środków stylistycznych, typu: metafora, porównanie, przerzutnia, onomatopeja, uosobienie itp. Nie jest to dla mnie nic czego nie znam, i nie umiem zastosować, ale na miły Buk, takie myślenie w trakcie pisania zabijałoby wszystko. A tymczasem są emocje, są słowa które są do wyłapania, bo pojawia się myśl, chęć jakiegoś wyrzucenia z siebie tego, co boli, co dotyka, a może zachwyca, raduje, albo trzyma i nie odpuści, dopóki nie pozwolić temu wyjść. Nie planuję i nigdy nie wiem, jak się poukłada całość, próbuję złapać, ten ulotny moment, zanim odpłynie.
Z pewnością musi to samo do mnie przyjść, lubię to zaglądanie w głąb i przyglądanie się po wszystkim sobie. Każdy taki zapis to ślad, kolejne kroki, po których kiedyś można wrócić do tego, co było. Rozgaduję się, a Ty pytałeś konkretnie, ale pozwól, że zostawię to zastanawianie się nad doborem właściwych środków znawcom tematu, i tym wszystkim którzy analizując, liczą każdą sylabę, i te wszystkie akcenty, stopy: jamby, anapesty, trocheje, amfibrachy, daktyle i jeszcze inne, które nieświadomie popełniam, a potem jestem cała dumna i blada, że potrafię, bo ktoś kto się zna, i komu się chciało przeanalizować, zaznaczył pod spodem, nazwał i już wiem, że tak się po prostu zdarza. Łatwiej było mi kiedyś pisać wiersz rymowany, do wierszy białych dojrzałam z czasem, kiedy już te rymowane mi nie wystarczały. Jestem emocjonalna, więc emocje rządzą, kiedy piszę, bardzo przeżywam, po wszystkim czytam na głos, aż braknie mi tchu i wszystko ze mnie zejdzie. Przyglądam się jak dziecku, i "głaszczę", usuwając wszystko, co czuję sama za nadmiar, ma brzmieć, ma opowiadać, ma chwytać za struny, jeśli mnie haracze, chcę oddać to tak, żeby haratało czytelnika, ale najpierw muszę to sama do szpiku czuć. Jestem gadułą, więc częściej długie formy, które nieraz same przyprawiają mnie o zawrót głowy, bo trzeba to posprawdzać pod względem stylistycznym , ortograficznym, logicznym. Na pewno szukam spójności, obrazu, detali, które mają za zadanie uwypuklić, zadźwięczeć razem, naświetlić tło, całą tę otoczkę, bez której to czucie na jakim bardzo mi zależy, miałoby trudniej dotrzeć. Nie wiem czy da się mnie czytać "wprost", lubię smaki i warstwy i zaglądanie pod. Rodzaj labiryntu, a może bezpiecznej zasłony, trzeba przyłożyć szkiełko i oko, a może bez głębszego zastanawiania, zdać się na "ukłucie". Tyle z moich dywagacji nad formą. Pozdrawiam ciepło i zostawiam link do synestezji, o którą jestem mądrzejsza przez chwilę : )
https://aleklasa.pl//liceum/c230-wiersze/spotkanie-z-poezja/spotkanie-7-synestezja-zmyslow-mieszanka-piorunujaca