W ramach kontynuacji wczorajszej sprawy pisania wniosku o przedłużenie umowy o pracę. Właśnie zostałam ustawiona do pionu, że "takie wnioski po okresie próbnym pisze się w wielu miejscach, bo ustawa wymaga, by pracownik wyraził chęć dalszej pracy. Być może w niektórych prywatnych firmach wystarczy deklaracja ustna, ale w wielu jest pisemna. I zawsze to pracownik musi wyrazić chęć pierwszy, żeby oni nie wszczęli procedury na marne". Tu już jednej osobie nie przedłużyli kiedyś, bo nie złożyła wniosku na czas, a dyrektor olał ją ciepłym moczem, gdy przyszła po czasie. "W sądach, sanepidzie i innych miejscach nawet prywatnych też tak jest. A ja teraz chcę się wybielić, bo nawaliłam dając durnego gotowca.
Jestem zielona, bo to pierwsza praca, a się naczytałam w necie i na podstawie pięciu przykładów z prywatnych firm wyciągam wnioski". Kurwa, ale tu jest folwark. Państwo na włościach. No i jeszcze, że "to brak szacunku pracownika do pracodawcy, jak nie zgłosi, że chce dalej pracować. Bo pracodawca nie wie do końca czy ma przedłużać umowę czy nie". Jak mówię, że mi to nie pasi, to słyszę, że nie zmienię zasad panujących w firmach i tyle. Powiedziałam, że mi może nie odpowiadać taki system i pójdę do Ikei najwyżej. To usłyszałam, że tam to dopiero się nie szanuje pracownika, bo jedna osoba co tu jest to stamtąd spierdoliła.
Waży się teraz moje przyszłe życie zawodowe. I nie Tomeczki, to nie tylko zmiana pracy. To zupełna zmiana zawodu. Zaprzepaszczenie wielu lat kierunkowych studiów kończonych z trudem łączenia ich z macierzyństwem i ewentualnie zastanawianie się co dalej.
#pracbaza #muzeum #pracadlapaństwa #cholernysmutek