Jestę lakiernikię.
Projekt uzdatniania harlejków, a dokładnie drugiego z harlejków jest już na samej koncówce. Tak naprawdę od niemal pół roku jedynym brakującym elementem układanki był uszkodzony zbiornik paliwa, do którego zabierałem się jak pies do jeża. Oczywiście najprostszą i najszybszą opcją byłoby oddanie go komuś z poleceniem "Masz, ogarnij", zapłacenie i po jakimś czasie odebranie gotowego. Niestety, wrodzone cebulactwo, nieposiadanie kontaktu do sprawdzonego specjalisty i wreszcie excelowy plik z założonym budżetem trzymały mnie od tej opcji z daleka. I tak mijały dni, tygodnie - bak leżał, harlejek stał. Aż wreszcie właśnie wspomniana kombinacja cebulctwa, przekonania że nie święci garnki lepią i uprzejmości użytkownika @Man_of_Gx , który użyczył mi miejsca i kompresora i któremu należy się piorun sprawiły, że wykorzystałem kilka wieczorów wbijając levele w umiejętność lakiernictwo. Nieocenione też rzecz jasna okazały się youtubowe filmiki - po raz kolejny jestem zdania, że jednym z największych benefitów obecnych czasów jest to, że dzięki internetom w krótkim czasie i małym kosztem można opanować w przyzwoitym stopniu praktycznie dowolną umiejętność.
Jeśli chodzi o mnie, to na początku tego roku moje umiejętności i wiedza na temat lakierowania czegokolwiek innego niż plastikowe czołgi w skali 1:35 sprowadzała się do pomalowania szprejem zderzaka w swoim gruzie i pacnięcia zaprawki na ślad po kamieniu. Efekty obydwu były liche i nie ma się czym chwalić. Początkowo zakładałem, że harlejkowy zbiornik uda się jakoś wyprostować a na wyprostowaną, gołą blachę dam zaprawkę - wraz z upływem czasu i powolnym przypływem wiedzy okazywało się jednak, że są to płonne nadzieje. Po pierwsze, harlejkowa blacha jest gruba i ciężko się na niej pracuje. Po drugie, lakier który miałem to lakier perłowy i żadna zaprawka nie sprawi, że zacznie wyglądać po niej choć odrobinę akceptowalnie. Kosztorysy nie wyglądały zachęcająco: jeden blacharz krzyknął mi 600 pln za samo prostowanie blach, koszt malowania z kolei kształtował się na poziomie 1200-2000 pln. Budżet, któy przyjąłem sobie na naprawę baku to było 600 złotych - i oczywiście nikt nie dałby mi po łapach gdybym go przekroczył, ale lubię stawiać sobie takie ograniczenia - po pierwsze, pozwalają na pilnowanie budżetu, po drugie prowokują do myślenia i kombinowania.
Nie musiałem być ekspertem, żeby stwierdzić, że pierwszym etapem powinno być ogarnięcie blachy - bo kładzenie grubych warstw szpachli zdecydowanie skreśliłem. Kontakt do blacharza dostałem przypadkowo - gość, z którym pisałem na fb ogarniając inną rzecz do motocykla dał mi kontakt do swojego znajomego. Za 200 pln miałem wyprostowany i wycynowany zbiornik. Blacharsko wyglądało to naprawdę dobrze, minusem było uszkodzenie oryginalnych naklejek, które są niedostępne w sprzedaży. Na szczęście są firmy, które rzeczone naklejki dorabiają po przesłaniu do nich zbiornika. Koszt był spory, bo 150 złotych za dwie sztuki, a same naklejki minimalnie odbiegały kolorem od oryginałów - była to jednak najlepsza z dostępnych opcji. Licząc się z tym, że cały zbiornik trzeba będzie teraz i tak pomalować, oddałem go do piaskowania do firmy, która miała mi też pomalować proszkowo trochę elementów. I tu był zgrzyt, bo typy opierdzieliły proszkowo też sam zbiornik xDD Na szczęście, udało się to odkręcić.
Kolejnym etapem było rozkminienie, jak tu właściwie taki zbiornik pomalować. W Internecie znalazłem fajny i dość przejrzysty opis naprawy harlejkowego zbiornika przeprowadzony przez człowieka specjalizującego się w tym. Artykuł pozwolił mi ułożyć sobie w głowie, jakie etapy powinny nastąpić kolejno po sobie przy naprawie lakierniczej, żeby efekt był zadowalający i trwały. Przy okazji wykorzystałem kontakt do autora artykułu (który prowadzi też sklep lakierniczy) żeby zaopatrzyć się w potrzebną chemię. Jednorazowy koszt był duży, bo 600 pln, ale z całej tej chemii zostało mi jeszcze 1/2 - 2/3 zawartości, więc z odrobiną kreatywnej księgowości do excela wpisałem 250;)
Prawie wszystkie elementy miałem już skompletowane, brakowało dwóch najistotniejszych: miejsca, w którym mógłbym działać i doświadczenia, żeby naprawa była zrobiona i jakoś wyglądała xD W pierwszym, z pomocą przyszedł wspomniany @Man_of_Gx i przez kilka dni służył kompresorem i znosił moją obecność;) W drugim punkcie, niestety - nauka odbywała się na żywym organizmie i wszystkie niedoróbki musiałem poprawiać na bieżąco. A było tego trochę - epoksyd, podkład poliestrowy, podkład akrylowy - każda warstwa kładła mi się brzydko i po każdej do zabawy wchodził papier ścierny. Myślę, że łącznie jakieś 85% czasu właśnie straciłem na szlifowanie i poprawianie - głównie przez mój brak umiejętności z pracą z pistoletem. Na koniec został do położenia kolor, który też był problematyczny - był to lakier trzywastwowy, czyli na początek idzie zwykły kolor, na to półprzezroczysta baza z ziarenkami metalu, na sam koniec wreszcie lakier bezbarwny. U mnie dochodziły jeszcze naklejki, więc poziom trudności jak na pierwszą naprawę był wysoki. Tu naprawdę pomógł mi youtube oraz użycie ciut lepszego pistoletu do lakierowania. Co prawda z samej bazy nie byłem zadowolony (najpierw ją położyłem, a dopiero później zajrzałem na youtube jak właściwie mam ustawić sobie pistolet i jak malować xD), ale już lakier bezbarwny który robiłem następnego dnia wyszedł dużo lepiej. Oczywiście, znów nie było perfekcyjnie, gdzieniegdzie też powstały mi drobne zacieki - ale nic czego nie dałoby się poprawić papierem ściernym. Na dużej części zbiornika uzyskałem też już idealny efekt lustra, co naprawdę mnie ucieszyło.
No i można powiedzieć, że zbiornik jest gotowy. Jakbym miał to podsumować, końcowy efekt moich prac oceniłbym na 6/10. Z daleka zbiornik wygląda naprawdę dobrze, z bliska widać drobne niedociągnięcia, które dyskwalifikowałyby to u profesjonalisty. Swoją ocenę obniżam po pierwsze przez nieidealne położenie bazy - metaliczne ziarna nie są aż tak wyraźne, jakbym chciał. Dałem też za dużo drugiej warstwy, przez co kolor wyszedł minimalnie zbyt pomarańczowy w stosunku do oruginału. Gdzieniegdzie też powstały mi wtrącenia, których nie udało się usunąć - ale takie już uroki malowania w garażu/na powietrzu. Z poprawek, na pewno będę też pewnie musiał położyć jeszcze jedną-dwie warstwy lakieru bezbarwnego, żeby lepiej przykryć naklejki, które są ciut grube i zbyt wyraźnie wystają. Ale tak ogólnie jestem z siebie zadowolony. Kolor był trudny, ale mając na uwadze moje zerowe doświadczenie i obawę, że porywam się z motyką na słonce efekt końcowy jest przyzwoity. No i najważniejsze, że w całym procesie dużo się nauczyłem i myślę, że kolejną taką naprawę zrobię już dużo szybciej.
W komentarzu ciąg dalszy efektów pracy + fotki przed.
#motoryzacja #diy #motocykle