#musztardoweasd #asperger #autyzm
[Opisuję śmieszne, nietypowe, zaskakujące sytuacje wynikające z ZA mojego syna. Każda osoba z Aspergerem jest inna, każdy z inną intensywnością odczuwa trudności w poszczególnych sferach. To, co charakterystyczne dla mojego syna, może zupełnie nie odzwierciedlać problemów i mocnych stron innych osób z ZA.]
Miało być czasem śmiesznie, postaram się następnym razem! Dzisiaj raczej śmiesznie nie będzie, bo chcę napisać parę słów o szkole, a konkretnie - o Nauczycielach Wspomagających.
Kiedyś przeczytałam takie zdanie, które dało mi do myślenia: Jakby ktoś miał za zadanie wymyślić najbardziej nieprzyjazne środowisko dla dzieci w spektrum autyzmu, wymyśliłby szkołę.
Kto nie jest w temacie, może nie wiedzieć, jakie narzędzia daje system edukacji, by wspierać dziecko z ZA. Dziecko, kiedy ma diagnozę, może starać się (a raczej rodzice) o wydanie Orzeczenia o Potrzebie Kształcenia Specjalnego. Takowe Orzeczenie, w zależności od tego, jakie zapisy się w nim znajdą, uruchamia całą machinę wsparcia dla potrzebującego ucznia. Organ prowadzący, któremu szkoła podlega, przekazuje subwencje - specjalną pulę pieniędzy dla szkoły na realizację zaleceń z Orzeczenia. A więc jeśli w Orzeczeniu jest zapis o potrzebie zatrudnienia Nauczyciela Wspomagającego, to szkoła otrzymuje pieniądze na zatrudnienie takiej osoby. Fajnie to brzmi, ale jak zwykle - papier wszystko przyjmie, gorzej z realizacją. Często jest tak, że Orzeczenie sobie, a rzeczywistość sobie.
W Orzeczeniu mojego syna, poza różnymi wyszczególnionymi formami wsparcia, jest zapis o konieczności zatrudnienia Nauczyciela Wspomagającego.
Kim jest Nauczyciel Wspomagający?
Jest to dodatkowy nauczyciel w klasie, który w razie potrzeby pomaga uczniowi. Tłumaczy mu niezrozumiałą dla niego treść zadania, przywołuje jego uwagę, gdy się rozproszy, jeśli dziecko ma silną potrzebę przerwy w trakcie lekcji, NW może wyjść z nim na korytarz. Gdy dziecko z powodu problemów z koncentracją nie jest w stanie napisać sprawdzianu w tym samym czasie, co pozostałe dzieci, NW zostaje z nim dłużej, albo w porozumieniu z nauczycielem prowadzącym ogranicza zakres sprawdzianu.
Ważnym aspektem pracy NW w kontekście dzieci w spektrum autyzmu jest wsparcie w sytuacjach społecznych. Powinien on, zwłaszcza na wczesnych etapach edukacji, dbać o to, by dziecko nie było wykluczane z grupy. Gdy pojawi sie konflikt miedzy rówieśnikami, powinien tłumaczyć podopiecznemu sytuację, perspektywę innych osób, wyjaśniać zawiłości różnych społecznych niuansów.
NW może i powinien wymyślać i dostosowywać metody do bieżących potrzeb. Z zasady powinna to być osoba cechująca się dużą elastycznością myślenia, będąca dobrym obserwatorem. Absolutnym warunkiem koniecznym do dobrej współpracy z dzieckiem jest nawiązanie fajnej relacji między takim NW a uczniem. Powinien od początku budować tę relację w oparciu o atmosferę wsparcia, pewnego rodzaju komitywy. Powinien zjednać sobie przede wszystkim zaufanie i sympatię dziecka, wejść trochę w jego świat, by potem łatwiej było mu dogadać się z nim, ustalić pewne założenia i mieć większą siłę wyegzekwowania rzeczy, na które się z dzieckiem umówił.
Kim Nauczyciel Wspomagający okazał się być w przypadku mojego syna?
Syn do tej pory (a jest w klasie 4.) przerabia trzeciego NW. O Nauczycielach Wspomagających mojego syna mogłabym napisać książkę. Byłby to dramat. Albo groteska. Nie chcę tutaj szczegółowo opisywać wydarzeń z udziałem NW syna, ale zapewniam Was, że poziom niezrozumienia tematu, niezrozumienia swojej roli przez osoby, na które trafił mój syn, to jest naprawdę coś szokującego.
W pierwszej klasie synowi przydzielono starszą panią, która biegała za nim i wycierała mu nos, chowała wystającą metkę, wyciągała za niego piórnik z plecaka i pakowała go po lekcji. Syn bynajmniej nie wymaga takiego wsparcia. Co najwyżej zwrócenia uwagi, aby to zrobił, bo stale jest rozkojarzony i o tym nie myśli. Rozumiecie - pierwsza klasa, gdzie dzieci uczą się w ogóle, jak wygląda szkoła, że to już nie przedszkole, są jakieś obowiązki, każdy siedzi w ławce, ma swój plecak i piórnik, których musi pilnować. Wszystkie te rzeczy pani robiła za niego, jednocześnie unosiła się honorem za jego nietaktowne zachowania (o których on nawet nie miał świadomości, że są nietaktowne). W moim odczuciu pani nie rozumiała kompletnie swojej roli i zamiast pomóc zbudować mu jakieś rytuały związane z funkcjonowaniem w szkole, zamiast go usamodzielniać, robiła coś zupełnie odwrotnego.
W drugiej i trzeciej klasie syn miał nową panią. Ta z kolei wytrwale usiłowała go "złamać", wyleczyć, sprawić za wszelką cenę, że będzie funkcjonował tak, jak inne dzieci. Jak miał ułożone kredki w piórniku kolorami, to dla zasady mu je mieszała, by przełamywać jego schematy, które pomagają mu funkcjonować. Karała go za to, że coś go zdekoncentrowało. Karała go za to, że odczuwał dyskomfort sensoryczny i szukał ucieczki od uciążliwego bodźca. Nie wiem, co też tę kobietę skłoniło do pracy w szkole, mogłaby zrobić zawrotną karierę prowadząc musztrę wojskową. Wszystko od kreski do kreski, cokolwiek wystaje poza ramy, ciosamy tak, by pasowało do reszty.
Podsumuję tylko, że osoby przyjmowane na stanowisko Nauczyciela Wspomagającego (czy też wg obowiązującej nomenklatury - Nauczyciela Współorganizującego proces kształcenia), są to osoby, które ukończyły studia z pedagogiki specjalnej lub osoby, które ukończyły inne studia magisterskie i zrobiły dodatkowo studia podyplomowe z pedagogiki specjalnej. Tak, ci ludzie specjalnie kształcą się z tego, jak wspierać autystycznych uczniów.
Tymczasem w środowisku szkolnym syn oprócz tego, że musi mierzyć się z trudnościami wynikającymi z jego zaburzenia, to musi mierzyć się z niezrozumieniem jego trudności przez osoby, które są tam TYLKO po to, by go wspierać.
Niestety o dobrego Nauczyciela Wspomagającego trudno. Zwłaszcza w zwykłej, publicznej szkole ogólnodostępnej. W szkołach integracyjnych nauczyciele dostają dodatek za trudne warunki pracy, w masowej szkole nie, mimo że na stanowisku NW wykonują taką samą pracę. NW w szkole masowej są słabo opłacani, więc jak tylko ktoś nabędzie potrzebne kwalifikacje, ucieka do szkół integracyjnych albo prywatnych. A więc chętnych jest jak na lekarstwo, a już jak się ktoś znajdzie, to często (przynajmniej w naszym przypadku) okazuje się, że nie ma totalnie pojęcia o co chodzi w ZA.
Szkoda, że cierpią na tym dzieci, które mierząc się w środowisku szkolnym z przebodźcowaniem, dekoncentracją, niezrozumiałymi zawiłościami społecznymi, dyskomfortem sensorycznym, przeciążeniem swojego "procesora", przemęczeniem muszą dodatkowo walczyć o krztę zrozumienia z nauczycielami - zwłaszcza tymi "wspomagającymi".