Zdjęcie w tle
Podróże

Społeczność

Podróże

380
Dobra Kochani, objedzeni? To czas spalić te kalorie. Zapraszam na początek wirtualnego trekkingu Salkantay

-----

W końcu nadszedł czas na główny cel mojej wizyty w Peru - obejrzenie Machu Picchu. No, nie od razu. Co prawda mógłbym się tam udać w najprostszy sposób, czyli pociągiem z opisywanego już Ollantaytambo, ale ja planowałem nieco urozmaicić sobie tę przygodę i dostać się pod bramy jednego z 7 nowych cudów świata pieszo, podążając jedną z dwóch kilkudniowych tras trekkingowych.

Ta bardziej znana to Inka Trail, wiodąca śladami, przygotujcie się na szok i niedowierzanie, Inków . Idzie się około 35 km, po drodze mijając pozostałości inkaskich konstrukcji sprzed setek lat. Ze względu na walory historyczne, chęć ochrony odkryć archeologicznych przed zniszczeniem i popularność szlaku, obecnie wejście na niego jest limitowane. Dziennie może na nim przebywać 500 osób, wliczając przewodników, tragarzy, kucharzy i innych osób stanowiących członków obowiązkowych ekspedycji - zrobienie Inka Trail na własną rękę jest zabronione - trzeba korzystać z usług licencjonowanej agencji, co oczywiście swoje kosztuje. Nigdy nie byłem fanem łażenia w tak zorganizowanych grupach i przepłacania za to, więc średnio byłem zainteresowany tym wariantem dotarcia pod Machu Picchu. Może i dobrze, bo miejscówki na trekking tym szlakiem rozchodzą się z wielomiesięcznym wyprzedzeniem, więc nawet gdybym pałał żądzą podążania Inka Trail, musiałbym obejść się smakiem.

Alternatywą trasą dotarcia pod Machu Picchu jest tak zwany Salkantay Trail. Liczący blisko 80 km długości, wymagający zrobienia w sumie prawie 6 km. podejścia w pionie (zejścia jest nawet trochę więcej), wspinający się na maksymalną wysokość ponad 4600 m.n.p.m. szlak miał być mniej obfity atrakcje historyczne, ale znacznie ciekawszy widokowo. Jak dla mnie idealnie. A że nie panowały tu żadne limity co do liczby odwiedzających czy wymagania dotyczące sposobu przemieszczania się (wynajęcie agencji nie było konieczne, jeśli ktoś miał ochotę iść w pełni samodzielnie - jego sprawa), mogłem się na niego udać z dnia na dzień.

Oczywiście udając się na Salkantay Trail wciąż można skorzystać z usług jednej z wielu agencji, które w kwocie kilkuset dolarów dbały o zakwaterowanie, wyżywienie i opiekę przewodnika na trasie. Ja jednak wybrałem tryb YOLO, przeczytawszy wcześniej na jednej z facebookowych grup, że oznaczenie szlaku raczej nie pozostawia wielu wątpliwości co do tego, którędy iść, a znalezienie noclegu i opcji wyżywienia też nie powinno nastręczać żadnych trudności, bo po drodze przechodzi się przez kilka wiosek, które są przygotowane na obecność turystów. Oczywiście jakieś tam ryzyko istniało, że akurat danego dnia będzie bardzo wielu turystów na szlaku i może być ciężko z miejscami noclegowymi, ale nie zamierzałem się tym przejmować. Moją metodą miało być pojawianie się w tych wioskach jako jeden z pierwszych piechurów. Ostatecznie więc na 5-dniową wyprawę udawałem się z małym plecakiem, mając ze sobą jedynie z 2 komplety bielizny merino na zmianę, polar, kurtkę przeciwdeszczową, cienką puchówkę, czapkę, cienkie rękawiczki, długie oraz krótkie spodnie trekkingowe, okulary przeciwsłoneczne, czołówkę, powerbanka, kamerkę Gopro, batony energetyczne, butelkę wody, ręcznik z mikrofibry, śladowe ilości kosmetyków oraz... szorty kąpielowe (wiedziałem, że na końcu trekkingu będę miał okazję skorzystać z gorących źródeł). W sumie długa lista rzeczy, ale zmieściła się dość łatwo do małego, 30-litrowego plecaka z Decathlonu. Nie brałem ze sobą ani śpiwora ani konkretniejszego jedzenia - odpowiedni wikt oraz warunki noclegowe miałem mieć zapewnione w wioskach leżących na trasie szlaku. Taką przynajmniej miałem nadzieję.

Teoretetycznie początek szlaku pieszego ma miejsce w miejscowości Mollepata. W praktyce jednak absolutna większość turystów zaczyna trekking w wiosce Soraypampa, znajdującej się tuż przy jednej z większych naturalnych atrakcji tej części Peru - jeziorze Humantay. Powody są prozaiczne - pierwsze 13 km trasy jest podobno raczej nudne i prowadzą w niewielkiej odległości od drogi dla samochodów, a w dodatku dotarcie do Mollepaty za pomocą busików colectivo było wówczas dosyć utrudnione ze względu na trwające od miesięcy roboty drogowe. Znacznie łatwiej i niewiele drożej było dostać się z jedną z agencji dowożących ludzi prawie pod Laguna Humantay, niż tłuc się samodzielnie do Mollepaty tylko po to, by przedreptać kilkanaście kilometrów trasą o wątpliwym uroku. I ja postanowiłem tutaj nieco "oszukać" i skrócić trekking - zaoszczędzony w ten sposób czas zamierzałem spędzić niespiesznie nad jeziorem Humantay i mieć też pewien margines na dotarcie pod samo Machu Picchu (rozchodzące się dość szybko bilety wstępu miałem już kupione, więc nie było odwrotu - musiałem dotrzeć na miejsce przed 1 czerwca).

Zostawiłem mój duży plecak w Cuzco, w hostelu, w którym do tej pory spałem, wykupiłem wycieczkę pod jezioro Humantay i kolejnego dnia wcześnie rano ruszałem już busem w stronę przygody. Słowem wyjaśnienia - wykupując wycieczkę od razu zaznaczyłem, że zabieram się z nimi wyłącznie na parking w Sorampaya i nie będę wracał ani potrzebował opieki przewodnika. Dzięki temu udało mi się zbić cenę o jakieś 10 lub 15 soli. Miałem mieć jednak w cenie śniadanie po drodze, co akurat mnie urządzało. No i wysiadamy z busika przy jakiejś przydrożnej knajpie, gdzie mieliśmy opłacone proste śniadanie, idę za resztą do środka, a tu mnie powstrzymuje przewodnik twierdząc, że mi śniadanie nie przysługuje, a jedynie transport. Podziałało to na mnie jak płachta na byka, bo w biurze agencji mówiono mi coś innego. Na szczęście miałem też potwierdzenie na WhatsApp, że moja cena 70 soli obejmuje śniadanie, więc pokazałem mój telefon przewodnikowi i rzuciłem, żeby sam teraz wyjaśniał to z centralą jeśli chce (przy założeniu, że ktoś odbierze jego telefon o 6 rano) i niezależnie co postanowi - ja wchodzę do środka i jem śniadanie. Więcej mnie nie niepokojono

Po dotarciu na parking w wiosce Sorampaya moim głównym zadaniem było zaklepanie noclegu. Było wciąż wcześnie - nieco po 9 rano, ale wolałem nie ryzykować, że gdy wrócę znad jeziora, wszystkie wolne miejsca będą zajęte przez zorganizowane grupy lub niezależnych piechurów takich jak ja. Sorampaya jest naprawdę mikro wioską, więc rozeznanie się w sytuacji nie było trudne. Właściwie to ta osada składa się głównie z miejsc noclegowych dla turystów - czy to na kempingu, czy w aspirujących do miana luksusowych przeszklonych kabinach, z których można podziwiać rozgwieżdżone niebo nocą (a raczej można by było, gdyby te szyby były czyste, a umazane wszechobecnym pyłem). Uzyskawszy informację na temat warunków cenowych i noclegowych w pierwszym miejscu i zorientowaniu się, że drugie przyjmuje wyłącznie grupy zorganizowane, cofnąłem się do poprzedniej miejscówki, by już przyklepać sobie na spokojnie ten nocleg i nie szukać dalej. Nie oczekiwałem jakichś luksusów - miałem tu jedynie przespać noc i zjeść coś ciepłego. Zdecydowałem się na tańszą opcję noclegową - w ciemnym baraku, w którym stały zbite z desek piętrowe łóżka, mieszczące łącznie 10 osób. Jako alternatywę miałem jeszcze dwuosobową kabinę, za którą jednak musiałbym zapłacić 4 razy więcej. Bez sensu, choć wygoda oczywiście większa.

Zaraz po zaklepaniu noclegu i zapisaniu się na kolację oraz śniadanie, udałem się w stronę jeziora Humantay, dokąd ciągnęły już zastępy jednodniowych turystów. Do przejścia było trochę ponad 3 km. i 500 m. przewyższenia. Idealnie na poranny rozruch, choć wielu jednodniowych turystów narzekało po drodze, że jest to "bardzo wymagający szlak" - najwyraźniej rzadko gdziekolwiek chodzą. Ok, byliśmy na wysokości 4000 m., więc faktycznie jeśli ktoś przybył tu bez aklimatyzacji, mógł trochę cierpieć.

Gdy dotarłem nad jezioro miałem przed sobą prawie cały dzień. Nie musiałem się spieszyć jak wszyscy inni turyści, którzy zostawali w punkcie widokowym jakieś 45 minut i schodzili z powrotem do busów. Gdybym chciał, mógłbym tam siedzieć aż do zmroku. I taki też pomysł zrodził się nie mojej głowie. Nie zamierzałem jednak sterczeć bez ruchu - na to było w sumie nieco za zimno. Postanowiłem więc obejrzeć to jezioro ze wszystkich możliwych perspektyw.

Laguna Humantay ma kształt wrzeciona. No dobra, może przesadziłem z porównaniami - po prostu jest dość podłużne. Główny szlak pieszy prowadzi do pierwszego krótkiego boku jeziora (drugi kończy się pod jednym ze stromych żlebów góry Humantay, wysokiej na 5638 m.). Wzdłuż dłuższych boków wznoszą się stromawe zbocza o dość wyrazistych grzbietach - niczym wały przeciwpowodziowe, nie zezwalające jezioru na rozlanie się po okolicy. Na tych właśnie grzbietach widać było wąskie ścieżki wydeptane przez turystów takich jak ja - mających nieco więcej czasu na eksplorowanie okolic jeziora.

Doszedłem najpierw na kraniec jednego zbocza, a potem wracając przez główny punkt widokowy - na kres drugiego. I poszedłem dalej, wspinając się nieco wyżej, pod czoło wielkiej, ośnieżonej góry, pokrytej częściowo lodowcem. Oczywiście nie pchałem się jakoś wysoko - ot, żeby popodziwiać widoki z innej perspektywy. Chciałem się położyć na trawie i pogapić na tę wielką górę, albo na jezioro od drugiej strony, ale... wszędzie leżały krowie placki na różnym etapie zaschnięcia. To było dość fascynujące, że krowy nic sobie nie robiły ze stromizny terenu i jak gdyby nigdy nic pasły tu i ówdzie, zostawiając po przetrawieniu swojej sytuacji życiowej, i nie tylko, cząstkę siebie, również tu i ówdzie. Koniec końców znalazłem przyjemne miejsce do poleżenia, ale wierzcie mi - szukałem długie minuty.

Czas spędzony na górze nie dłużył mi się nic a nic. Przez kilka godzin byłem jedynym człowiekiem nad jeziorem. Dopiero pózniejszym popołudniem pod punkt widokowy zaczęły docierać pojedyncze osoby, które również miały w planach zrobienie całego trekkingu trasą Salkantay. Gdy poczułem, że już w wystarczający sposób ponapawałem się otoczeniem, zacząłem schodzić w kierunku tafli jeziora i dalej - w stronę kempingu. Na miejsce dotarłem niedługo po zachodzie słońca.

Wieczór był zimny. Po zjedzeniu ciepłej kolacji chciałem jeszcze wziąć prysznic, ale darmowa opcja uwzględniała wyłącznie zimną wodę. Nie zamierzałem przepłacać, więc po umyciu strategicznych części ciała byłem gotowy do snu. Wdrapałem się na moje łóżko w ciemnym, zimnym baraku, w którym do nocy szykowało się już kilka innych osób i zasnąłem pod gruba warstwą kołder i kocy. Po tym raczej relaksacyjnym dniu, kolejny zapowiadał się bardziej wysiłkowo - trasa miała prowadzić przez przełęcz położoną najwyżej na całej długości trekkingu. Trzeba więc było dobrze wypocząć, nim jeszcze przed wschodem słońca miał rozdźwięczeć mój budzik.

#polacorojo #podroze #peru #salkantay
7bf25765-17d2-40ca-8017-b20fbfccdc65
63a1cb51-d98d-49b3-a2fc-5681affe0787
3721608a-b3dd-4f7f-9b59-dade8d5c0c75
774057a7-4fee-4161-97d4-ce9194913a16
b2790acc-0768-4483-a214-2db56fc65994
Sniffer

I jeszcze schematyczna mapka szlaku ze wskazaniem przewyższeń

8ce59a4e-a223-4207-bac3-c0472123ba0f
f56f23d6-e92d-4102-a115-6fb4cba568de
Felonious_Gru

@Sniffer zmęczyłem się od samego scrollowania tego wpisu

Sniffer

@Felonious_Gru odsapnij, serniczka sobie nałóż, może siły wrócą


Wyobraź sobie jak się męczyłem wczoraj pisząc ten wpis Prawie 3 godziny mi zeszły na wszystko.

michalnaszlaku

Dzięki za kolejny wpis Tak, zgadza się i jestem troche spóźniony z byciem na bieżąco

Sniffer

@michalnaszlaku dobrze Cię widzieć!

Zaloguj się aby komentować

Zostań Patronem Hejto i odblokuj dodatkowe korzyści tylko dla Patronów

  • Włączona możliwość zarabiania na swoich treściach
  • Całkowity brak reklam na każdym urządzeniu
  • Oznaczenie w postaci rogala , który świadczy o Twoim wsparciu
  • Wcześniejszy dostęp, do wybranych funkcji na Hejto
Zostań Patronem
cześć
Dzisiaj chciałbym zabrać Was w bardziej tropikalne rejony. W listopadzie odwiedziłem przepiękny archipelag Raja Ampat położony w Indonezji. Nazwa Raja Ampat oznacza czterech królów i nawiązuje do czterech głównych wysp całego archipelagu Waigeo, Misool, Batanta i Salawati, niemniej cały archipelag obejmuje ponad 1500 wysp i wysepek. Obszar ten jest niesamowitym miejscem zarówno dla nurków, a także podróżników szukających nietuzinkowych krajobrazów.

Zapraszam na film o Raja Ampat

Podczas podróży odwiedziłem wiele przepięknych wysp i wysepek takich jak Gam, Arborek, Piaynemo, Yefkabu, Kri oraz Wayag, który należy do najbardziej niesamowitych miejsc w Raja Ampat.

#antekpodrozuje #podroze #podrozujzhejto #azja #indonezja #turystyka #wakacje #ciekawostki #zainteresowania

-------------------------------------------
Jeśli chcesz być na bieżąco z moimi znaleziskami to zapraszam do śledzenia hashtagu #antekpodrozuje
Jeśli chcesz, żebym Cię wołał w przyszłości, to zostaw piorun pod odpowiednim komentarzem poniżej
8e3b5f3a-f705-4663-a3c8-ad81c7bf5355
9a6a11f0-ffd3-419e-bd45-be4c39e68afd
3c9b8929-1fc6-4653-a47f-df56644b1989
8a097fb7-052c-4c0d-a3e4-885d224753b6
33424f79-a5ec-405a-ab33-8eb8dd0efedb
antekwpodrozy

Jeśli chcesz, żebym wołał Cię w przyszłości, to spiorunuj ten komentarz

antekwpodrozy

Wywołuję obserwujących i zainteresowanych:

@IceXXX @mrololl @Kolej_na_drony @jordan @lluke @Ralfralf @Gruby @robaczek @Anabel2023 @SzaloneWalizki @mateoaka @Wobiektywie @Rudeiczarne @places2visit.pl @lukasz-piernikarczyk @Grubas @polaczkropki

@Atarax @Dzikie_oregano @Boltzman @kbk @Lemmy @schweppess @4Sfor @dybtas @DOgi @dasistfubar @Nirvash @Geratius @Kruczek555 @Sofie @gaga262 @Patalizator @mikeku @SuperSzturmowiec @gingerowl

@Parowkowy_Skrytozerca @Venfi @Roci @krzysztof-k-d @Duvel @Misiasio @Lime @kejdzu @Sorokawojcie.ch @Atexor @Huxley @Warus @Damdzior @_wojti @bbwieli17 @shack_my_kak @cyberpunkowy_neuromantyk

@tyci_koks @Wlacza @3cik @alaMAkota @Roche @Barabarabasz7312 @e5aar @zuchtomek @Lawyerish @razALgul @Lurker69 @konto_na_wykop_pl @anervis @Ewcias @koniecswiata @Dzban3Waza

@Minotaur_Kebabowy @AndrzejZupa @wozny87 @cejaczek @Icon_of_sin @SzwarcenegerKibordu @Jarosuaf @ddhadq @Farmer111 @Villdeo @Pawelvk @Maciej_Amadeusz @mahoney @Odczuwam_Dysonans @Buendia @stimmhorn @ataxbras @m-q

@Bukuria @Tino @meinigel @bagela @suseu @ovoc @rakokuc @Koloalu @Bjordhallen @bielak1212 @Cybulion @Kulfi_89 @lucabianco @Berdonzi @Taxidriver @szymek @nazwa_uzytkownika @Siejek @Tyglys @cyber_biker @epsilon_eridani @teetx @Rudolf

arisek

Nie lubię przeklejek z wykopa.

antekwpodrozy

To Nlna wykopie jest przeklejka stąd

Zaloguj się aby komentować

Cześć 3 - Granada, nie będę rozpisywać się o historii (jest na wikipedii, nie ma sensu kopiować). Miasto położone na wysokości okolo 740m n.p.m., w niecałe 2 godziny można przenieść się w zupełnie inne miejsce - z plaży w góry. Pogoda dopisuje, pełne słońce, około 24'c (choć mam szczęście bo to anomalia - 12 grudnia w Maladze było 29'c). Najważniejsza w Granadzie jest Alhambra - pałac i ogrody otoczone murami. Całość to wycieczka na kilka godzin, bilety najlepiej kupić przez net (do pałacu wpuszczają określoną ilość osób, żeby uniknąć tłoku). Druga istotna część to Albaicin - stara arabska dzielnica - labirynt białych domków, położonych na zboczu wzgórza, naprzeciw Alhambry. Trochę dalej znajduje się Sacromonte - wzgórze, na którym mieszkali artyści i cyganie. W sumie mieszkają nadal, w "domach", które częściowo są jaskiniami.
Dół miasta, to już bardziej klasyczna hiszpańska zabudowa, choć przy katedrze znajduje się mały bazar, na kształt mediny (ale naprawdę maly, nie to co np w marokańskich miastach).
Podsumowując - kilka dni na miejscu, pozwala całkiem wyłączyć się z codzienności. Plaża, palmy, a później ośnieżone góry ponad miastem - kilka dni i zupełna zmiana klimatu, zwłaszcza na jesień czy w zimie.
Jeśli ktoś by się zastanawiał, to naprawdę warto!
1cf50634-7aa6-440f-a9e8-9e4eb069c626
ed0ddc2c-bcc9-419e-999a-c46052ad6102
68cac1f4-ecef-4a9a-9772-e79fc00e3bc7
4f4fa43e-3616-488f-bd12-1572d9ceb695
8a5c60b2-48e0-431a-b791-b675439db27b

Zaloguj się aby komentować

Tuchola jest niewielkim miastem położonym w województwie kujawsko-pomorskim, które odwiedziłem w trakcie podróży śladem miast z murami obronnymi. Na pierwszy rzut oka w Tucholi mury nie są widoczne, ale wprawne oko dostrzeże dawne obwarowania.

Link do artykułu

  • Budowę murów obronnych w Tucholi rozpoczęto w XIV wieku po nadaniu praw miejskich. W dolnej części powstały z kamieni, a w górnej z cegły. Nie znalazłem oficjalnych danych na temat pierwotnej długości, ale mogła ona wynosić około 900 metrów. Do dzisiaj można podziwiać fragmenty wbudowane w istniejące zabudowania, które mieszczą się wzdłuż ulicy Murowej, a widoczne są od Nowodworskiego oraz Wałowej. Aby dostrzec dawne obwarowania należy się dobrze przyjrzeć budynkom, które są tam położone, a z pewnością zauważycie pozostałości dawnych murów. Ciężko określić długość zachowanych do dzisiaj fortyfikacji, ale ich długość wynosi między 100 a 200 metrów. W XVIII wieku zasypano fosę i rozpoczęto rozbiórkę obwarowań, a dolną część zbudowaną z głazów granitowych wykorzystano do budowy współczesnych zabudowań miejskich.
  • W XIV wieku w Tucholi zbudowano zamek krzyżacki, na którym zasiadł komtur. Sama budowla była dosyć rozległa, otoczona murami i fosą. Niestety dawny zamek nie przetrwał do czasów współczesnych, natomiast obecny Urząd Miejski położony jest na fundamentach dawnej warowni. W piwnicy gmachu zachowały się relikty dawnych murów.

-------------------------------------------
Jeśli chcesz być na bieżąco z moimi znaleziskami to zapraszam do śledzenia hashtagu #antekpodrozuje
Jeśli chcesz, żebym Cię wołał w przyszłości, to zostaw piorun pod odpowiednim komentarzem poniżej 

#antekpodrozuje #polska #kujawskopomorskie #podroze #podrozujzhejto #turystyka #wakacje #ciekawostki #zainteresowania #ciekawostkihistoryczne
a1f1f1ac-2d7b-4516-ac8b-7b45143c79cf
fb05cf60-d933-4826-8e0d-7e889c8d8c3f
0109c842-a720-46e4-9a7d-6874b506a9fe
982743f3-9ec4-42e8-9f01-70ccccba7f1a
5c035913-0404-48b7-9078-f041065b2848
antekwpodrozy

@Rudolf ten wpada na hejto

Xianth

Z Tucholi to tylko bory kojarzę

Sweet_acc_pr0sa

@antekwpodrozy zbyt malo liter w logo zostało zamienionych na jakiś badziew grafik płakał jak projektował xD

antekwpodrozy

@Sweet_acc_pr0sa brak Ci wizji estetycznej, zmiana większej ilości liter w logo spowodowałaby, że logo byłoby nieczytelne i straciłoby na ciekawej wizualizacji. Grafik płakał, jak czytał Twój komentarz

Sweet_acc_pr0sa

@antekwpodrozy ty widzę z tych mało ostrych, w całym tym logo zostaw to A jako wierzę eifla i resztę wypierdol to będziesz mial realnie ciekawe logo aktualnie masz pracę 15 latka z gimbazy, jedyna nadzieję jaka mam to że za to nie zapłaciłeś

Zaloguj się aby komentować

Wymierający już typ człowieka, oldschoolowy bośniacki facet, który ma przyjaciół w wielu zakątkach świata, od Brukseli do małych brazylijskich wioseczek. Cytuję - "nie lubię tylko jednego w życiu - nudnych ludzi". Jeśli będziecie w okolicach Sarajewa, musicie pojechać do Zorana, który prowadzi mikro-motel przy parku narodowym Skakavac (Hotel Promaja).

Pojechaliśmy wczoraj z Idą do Zorana kupić trochę rakiji przed moim wyjazdem do Polski. Zasiedzieliśmy się - robiliśmy zdjęcia Instaxem z gospodarzem, rozmawialiśmy, piliśmy rakiję, jedliśmy to, co Zoran zdołał na szybko przygotować - zestaw serów, mięso, zupę. W kominku było napalone, w domku przytulnie, na zewnątrz śnieg, za oknem ścieżka prowadząca do ciemnego parku narodowego w górach. Nie wiem, czy byłem kiedykolwiek w miejscu, które mnie tak uspokajało, z ludźmi, którzy mnie tak intensywnie wpływali na moje poczucie komfortu. Tak samo Ida, jak i Zoran. Mają w sobie tyle doświadczenia, tyle mądrości, że aura bezpieczeństwa przy tych ludziach jest przeogromna - "będzie, co będzie" - zwykle mówią ci, co widzieli już wszystko. A jeszcze bardziej lubię, jak Ida docenia każdą pierdołę, którą napotyka, tak jakby to była jedyna rzecz na świecie.

Ale dodatkowo w tym domku jest bardzo śmiesznie. Mam na myśli bardzo śmiesznie. Nie tylko trochę....

"Katolik, Prawosław, Muzułmanin, obojętnie. Człowiek to więcej niż tylko opisy"

"Zoran: Miałem dziewczyny z ponad 20 krajów. Ta, o której wspominałem, co jest weganką, uczuloną na gluten.....
Ida: Dzielisz te wszystkie ex na podgrupy według problemów gastrologicznych?
Zoran: Jakoś muszę sobie to wszystko poukładać"

"Ja nie piję już. Teraz obserwuję pijących. Niezła zabawa"

#timetoescape - (wyjechałem w pisdu) tag do śledzenia lub czarnolistowania
44e2d39a-b0ea-4bc8-b8b8-33a63e4f25f6
Mazski

Cudze chwalicie, swego nie znacie... Poznałeś kiedyś Staszka co na rogu zawsze siedzi i pije wino w Jaworzno - Szczakowej? To dopiero wymierający typ. A co poruchał w życiu to jego

Afterlife

@Mazski Niestety przeciętny Staszek, z ogromnym szacunkiem do całej grupy społecznej, nie ma w domu biblioteczki, nie opowiada z pasją o ulubionych pisarzach, nie ma ambasadora niemiec na facebooku, ani nie jest abstynentem "bo już swoje wypił". Więc pozostaję przy chwaleniu cudzego, haha

Mazski

@Afterlife i to było by o wiele bardziej interesujące niż info z iloma laskami spał albo że nie pije alko. A mój wpis był nieco sarkastyczny

Fletcher

@Afterlife daj jeszcze jakieś fotki z okolicy bo brzmi zacnie

Dudleus

@Afterlife wspaniały człowiek szkoda że u nas takich nie ma. Jak nie będę pił, posiądę biblioteczkę i będę opowiadał o ulubionych pisarzach też tyle kobiet zaliczę?

Zaloguj się aby komentować

Otmuchów, miasto z zamkiem, pięknym rynkiem i romantycznym katem 

Otmuchów to spokojne i niedocenione miasto w woj. Opolskim. Jest tu średniowieczny zamek, lecz nieco zaniedbany. Są tu końskie, tylko z nazwy, schody i cele śmierci. Ratusz zdobi piękny zegar słoneczny oraz unikalny pomnik żony kata z XVII wieku. Malownicze J. Otmuchowskie z widokami na Sudety.

Zapraszam na film

Informacje praktyczne
Parkingi bezpłatne są na rynku.

Zamek w Otmuchowie
Wejść można tylko na wieżę zamkową, po drodze mijając celę śmierci. Cena 10 zł bilet normalny.

Więcej o Otmuchowie u nas na blogu: https://www.polskieszlaki.pl/otmuchow.html

#polskieszlaki #podroze #podrozujzhejto #polska #opolskie #dolnyslask #ciekawostki
42c6357d-705f-48b3-b87d-db5fa9bfa935
fac2500b-9ce1-47ee-834d-7f62207ed6dd
674eda19-f194-4ad4-9aba-7b3c7af27ce7
00796e8a-871f-4795-9d65-442a48be1470
3ea0f6ab-d9be-4cc0-89d5-1eddfd56357d
Konto_serwisowe

Miasto to nie wiem, ale chrupki mieli pierwsza klasa.

lukasz-piernikarczyk

@Konto_serwisowe To mnie zaintrygowałeś. Mowa o Bingo? Nie wiedziałem, że są z Otmuchowa. Faktycznie bardzo dobre. Nie produkują już ich?

02654938-0ed8-4326-a79f-1eaa0116bc56
Konto_serwisowe

@lukasz-piernikarczyk Nie wiem, 20 lat temu bywałem czasem w okolicach i gospodarze zawsze serwowali. Gdy tylko będę choćby przejazdem, to się rozeznam.

wojteksg

Na tym zamku byłem na studniówce, jakieś 15 lat temu

izopropanol

O nie wiedziałem że mają tam coś oprócz katastrofy kolejowej

Zaloguj się aby komentować

Po kilku dniach aklimatyzacji przyszedł czas na wyprawę na Tęczową Górę Vinicunca, wznoszącą się na wysokość 5200 m.n.p.m. (tak dokładniej, to na punkt widokowy na 5038 m.).

Napisałem "wyprawę", choć precyzyjniej byłoby opisać to jako wycieczkę - busy dowożą turystów na parking znajdujący się jakieś 3,5 kilometra od docelowego punktu widokowego, więc do przejścia jest relatywnie niewiele. Z drugiej strony każdy krok na wysokości 5 km. jest dość męczący, a tu trzeba było jeszcze pokonać prawie 400 metrów w pionie.

Na zwiedzanie mieliśmy ściśle określony czas (coś za co nie lubię zorganizowanych wycieczek), ale wystarczał on spokojnie na podziwianie widoków. Wcześniej rozpatrywałem jeszcze, czy nie wolę udać się na tę górę nieco bardziej niezależnie, ale wymagało to niesamowitego kombinowania - najpierw jazda autokarem przez kilka godzin, potem branie taksówki, żeby pokonać ostatnie 2 godziny drogi - nawet przy 4 osobach wychodziło wyraźnie drożej niż zorganizowana wycieczka w 15 osób, a przecież byłem sam. Dodatkowo - górę ponownie otwarto dla zwiedzających dopiero jakiś tydzień wcześniej, więc lepiej było zabrać się z jakąś ogarniętą agencją, niż jechać niezależnie po to, by na miejscu się dowiedzieć, że jednak znowu zamknięte.

Czemu dostęp na górę był wcześniej zamknięty? Jeśli nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Góra leży między terenami należącymi do dwóch klanów, kontrolujących drogi dojazdowe na parkingi pod górą. Klany te kłóciły się o podział zysków za opłaty za wstęp, co doprowadziło do kilkutygodniowego zablokowania dróg. Na szczęście dla mnie rodziny doszły do porozumienia i atrakcja znów była dostępna dla turystów.

Vinicunca leży ponad 100 kilometrów od Cuzco, z czego ostatnie kilkanaście to jazda po górskich wertepach. Wycieczka zaczynała się więc bardzo wcześnie - zbiórka byla o 4:30 rano. O 6:30 zatrzymaliśmy się na proste śniadanie w opłaconym wcześniej miejscu i jechaliśmy dalej. Tu mała anegdotka - widząc, że przy knajpie tej zatrzymało się kilka identycznych busików zrobiłem zdjęcie numerów rejestracyjnych mojego, żeby się nie pomylić wracając. No i traf chciał, że po śniadaniu nasza pilotka chciała wsiąść do złego busa (bo nasz przeparkował) i potem skonsternowana szukała właściwego, w czym zaradny "ja" pomógł.

O 10 byliśmy na parkingu pod górą , na którym ponownie mieliśmy się spotkać o 13:30. Chętnym rozdawali jeszcze kije do podpierania się przy chodzeniu, ale nie widziałem żadnego powodu, by się w takowy zaopatrzyć. Po skorzystaniu z prowizorycznej toalety (niby muszle były, ale już bez wody i wszelkie nieczystości leciały bezpośrednio do dołu pod tymiż sławojkami, a każdy wchodzący dostawał napełnione wiaderko wodą w celu spłukania tego co naprodukował) zacząłem marsz w stronę punktu widokowego w towarzystwie dwóch innych względnie młodych turystów (nie żebym ja był młody, ale oni byli i nie odstawali kondycją). Właściwie to na górę szły tłumy ludzi z dziesiątek busów - taki urok popularnego miejsca. Niektórzy decydowali się na pokonanie tego dystansu na grzbiecie muła, bo sami nie czuli się wystarczająco na siłach na tej wysokości - jak wspominałem w poprzednich wpisach, aklimatyzacja robi różnicę. Skorzystanie z transportu kopytnego oczywiście swoje kosztowało.

Po godzinie marszu byliśmy na miejscu - całkiem nieźle jak na 3,5 km. trasy z 400 m. przewyższenia na tej wysokości. Z punktu widokowego góra faktycznie wyglądała kolorowo - może nie tak jak na wielu zdjęciach, które można znaleźć w internecie (z nałożonymi filtrami), ale akurat to co ja tu wrzucam to surowe, nieobrobione fotki. Mam też takie z filtrami, ale nie wiedzieć czemu, hejto nie chce ich przyjąć (mimo, że są mniejsze).

W kolejce do zdjęcia na punkcie widokowym stało kilkadziesiąt osób. Będąca w naszej trójce dziewczyna też chciała tam stanąć, ale gdy dowiedziała się, że czas oczekiwania na swoją kolej to jakieś 40 minut, odpuściła. Tym bardziej, że udowodniłem jej, że stając trochę obok tej kolejki ma się prawie identyczne ujęcie i to bez wchodzenia w kadr tym, którzy w końcu doczekali się swojej kolejki w "głównym punkcie". Zrobiliśmy więc sobie zdjęcia w 2 minuty nikomu nie wadząc i podeszliśmy wyżej, gdzie moim zdaniem widoki były jeszcze ciekawsze, a i ludzi było znacznie mniej. Cały teren dookoła był niezwykle malowniczy - nie tylko sama Tęczowa Góra.

Po półtorej godzinie przebywania w punkcie widokowym zbieraliśmy się powoli do zejścia. Tymczasem na górę dotarła nasza pilotka, towarzysząca najwolniejszym piechurom. Skorzystałem z okazji i podpytałem ją o znajdujące się tuż obok Valle Rojo, czyli czerwoną dolinę - widziałem na mapie, że punkt widokowy na dolinę jest praktycznie o rzut beretem - wystarczyło nieco odbić w lewo podczas wracania na parking i wspiąć się o 100 metrów wzwyż. Pani przewodnik powiedziała, że jeśli czuję się na siłach, to mogę tam iść, bylebym zdążył w ciągu godziny pojawić się na parkingu. Było to jak najbardziej do zrobienia, więc pomysł ten od razu zacząłem wcielać w życie. Moi dotychczasowi towarzysze stwierdzili, że nie chce im się po raz kolejny podchodzić tak wysoko, więc ruszyłem sam dziarskim krokiem.

Podejście na punkt widokowy na Valle Rojo nie było skomplikowane - ot kawałek do przejścia pod górę po nieco sypkiej ścieżce. Co ciekawe, tuż przed przełęczą, na której był punkt widokowy, wyrósł jak spod ziemi lokalny "bileter", pobierający chyba 10 soli za możliwość wejścia na przełęcz. Przewodniczka o tym wspominała, ale zdziwiłem się widząc gościa po prostu siedzącego na kamieniu i pobierającego gotówkę od każdego zapuszczającego się w tę stronę. Tuż za mną podchodził jakiś facet z aparatem z dużym obiektywem i przerażony stwierdził, że nie ma przy sobie gotówki. Próbował ubłagać biletera o możliwość wejścia chociaż na chwilę, ale ten był nieugięty. Widząc rozpacz w oczach fotografa spytałem lokalsa, czy 8 soli wystarczy, bo tyle mi zostało. Dobiliśmy targu, a fotograf wylewnie mi dziękował (ostatecznie w punkcie widokowym po kilkunastu minutach zjawili się jacyś jego znajomi z gotówką, więc dostałem całą kwotę z powrotem).

Sama czerwona dolina była naprawdę niesamowita. Intensywność czerwieni skał przyprawiała o zdumienie, zwłaszcza gdy była zestawiona z czernią i zielenią pozostałych elementów krajobrazu. Naprawdę magiczne miejsce, które zapadło mi w pamięć chyba bardziej niż sama Vinicunca. Niestety nie mogłem być w tym punkcie widokowym zbyt długo, bo musiałem zdążyć na parking na godzinę zbiórki. Przeciągałem moment ruszenia tak długo jak się dało, nastawiając się na zbieganie części drogi w dół. Każda sekunda spędzona na górze była warta dodatkowego wysiłku podczas zejścia. Koniec końców byłem na parkingu jakieś 60 sekund po umówionym czasie zbiórki, ale i tak byłem dopiero drugą osobą na miejscu spośród kilkunastu innych pasażerów. Około 14:00 wyruszyliśmy w drogę powrotną do Cuzco, docierając na miejsce niedługo przed zmrokiem.

#polacorojo #podroze #peru
2aa15991-b9ad-4747-a810-f4f543474ecc
80cc5606-9f33-407c-8726-6b93a689023b
30cb5d26-d3a8-4b56-a743-6f92814e01a8
53bd1285-010c-424a-b0ce-29c66babcfd7
534bde07-6d8a-4c07-b100-f606a3f71e23
conradowl

Piękne miejsce, piękne widoki. Ech trzeba było się uczyć na programistę i móc pracować zdalnie zazdroszczę i mam nadzieję kiedyś się tak wybrać

globalbus

@Sniffer znowu przypominasz mi Peru, ehh.

btw, takich kolorowych górek jest w Peru bardzo dużo, ale ta jedna jest najbardziej popularna. Ludzie zwykle łączą to z trekkingiem po Ausungate.

Orzech

Takie wpisy podróżnicze to ja lubię! Dzięki!

Zaloguj się aby komentować