Zdjęcie w tle
Historia

Społeczność

Historia

674
Buddyzm - czego zachodni człowiek nie chce widzieć. Czy mozna połączyć słowa „buddysta” i „terror”?

Buddyjscy mnisi często odbiegają od szlachetnego stereotypu. W Azji Południowej część duchownych prowadzi nielegalne interesy, luksusowy i rozwiązły styl życia. Jeden z najbardziej wpływowych tajskich mnichów został właśnie oskarżony o pranie brudnych pieniędzy, a także o gwałt.

https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/swiat/1552369,1,nowa-grozna-twarz-buddyzmu.read

#buddyzm #religia #wiadomosciswiat #historia
CzosnkowySmok

Artykuł jest sprzed 10 lat, ale porusza ciekawe kwestie i nie zestarzał się.

DiscoKhan

@CzosnkowySmok "Birmańskie dni" Orwella się przypominają. I to jak wszystkie religie są tak naprawdę do siebie podobne w wielu aspektach.


Ale dochodzi szerszy problem historycznych zależności i nienawiści do Islamu w szczególności, religia w tym wypadku jednoczy ludność pod wspólnym sztandarem chociaż wspólny często jest głównie wróg a nie duchowość.


Jak się doda do tego jak muzułmanie rzeczywiście zradykalizowali Malediwy ostatnio i zaostrzyły prawa wobec niewiernych... Ale też nie będę udawać kogoś kto rozumie ten bardziej dalekowschodni islam, bo tak nie jest.


Ale bardzo fajny artykuł, bo te problemy tam cały czas przecież istnieją i wręcz mocniej się rozwijają. W samych Indiach chociażby też jest bardzo mocny antymuzułmański klimat.


Co do własnych przekształceń kultowych to ciężko coś mi rzec, bo niestety region pobieżnie znam ale teoretycznie stopa życiowa rośnie wprost proporcjonalnie do liczby depresji i innych problemów natury psychicznej. Niezbyt dobrze sobie ze współczesnym przebodźcowaniem radzimy jako gatunek.

Taxidriver

Tajscy mnisi są znani z zakłamania i rozwiązłości.

Oczywiście parę % wyrabia złą opinię całej grupie ale fakt, nie są tak krystaliczni jakby się mogło wydawać na pierwszy rzut oka.

Ps. Ryba zawsze psuje się od głowy.

Zaloguj się aby komentować

O aferze orlenowskiej, gdy dla prezydenta i premiera ważniejszy był Jan Kulczyk niż interes państwa.

Wbrew nazwie w tej aferze chodziło głównie o Rafinerię Gdańską, zwaną dzisiaj Lotosem. Wielkie przedsiębiorstwo, drugą firmę paliwową w Polsce.

Od kilku lat Skarb Państwa chciał Rafinerię sprzedać, ale chętni byli tylko Rosjanie. Dla rządu Buzka było to nie do przyjęcia, uzależnienie Polski od rosyjskiej energii i tak już było stanowczo za duże. I wtedy do gry wkroczył Jan Kulczyk, najbogatszy polski biznesmen. Jeszcze przed wyborami zaproponował lewicy sprzedaż Rafinerii rosyjskiemu Łukoilowi.

Aby uniknąć politycznej awantury, operację miał przeprowadzić Orlen, największa polska firma, w której państwo miało 30 procent udziałów, zaś Kulczyk miał kilka. Orlen miał kupić Rafinerię, a potem ją sprzedać Rosjanom. Przy takim scenariuszu rząd mógł udawać, że nie jest stroną transakcji.

Lewica plan Kulczyka poparła i natychmiast po zdobyciu władzy zaczęła go wdrażać. Aby przeprowadzić transakcję, Kulczyk domagał się pomocy w przejęciu kontroli nad Orlenem. Skarb Państwa miał zbyt mało udziałów, by móc odwołać prezesa, więc Kulczyk o pomoc poprosił premiera, a Miller problem rozwiązał siłowo. Wezwał ministrów sprawiedliwości oraz służb specjalnych i wspólnie ustalili, że prezes Orlenu zostanie aresztowany pod innym pretekstem.

Po kilku godzinach spędzonych w prokuraturze prezes spokojnie wrócił do domu, ale media pokazały sceny z aresztowania. Zrobił się wielki skandal, więc następnego dnia rada nadzorcza Orlenu mianowała nowego prezesa. Osobę wskazaną przez Kulczyka.

Niedługo potem Kulczyk postanowił przejąć kontrolę nad radą nadzorczą Orlenu. Miał już prezesa, teraz chciał mieć wszystko. Niczego nie negocjował, ustalił listę nazwisk, siebie wpisał jako szefa rady, a dokument wysłał do prezydenta oraz premiera. I być może sam by wybrał radę nadzorczą, gdyby nie wybuch wojny z ministrem skarbu.

Wiesław Kaczmarek nie wytrzymał, postawił stanowcze weto. Oświadczył, że tak drobny udziałowiec nie może wybrać całej rady nadzorczej. Sprzeciw Kaczmarka wywołał kryzys o zdumiewającej skali. W środku nocy w gabinecie premiera spotkali się Kulczyk, prezydent i premier, aby ustalić skład rady nadzorczej. Jeden raz prezydent pojawił się w Kancelarii Premiera. Po to, aby bronić interesów Kulczyka.

Konflikt Kaczmarka i Kulczyka miał swoje korzenie w latach 90., kiedy się starli w sprawie prywatyzacji browarów.

Jednak tym razem Kaczmarek przegrywał. Ruszyły ostatnie przygotowania do sprzedaży Rafinerii. Orlen przestawał być głównym pośrednikiem w transakcji, ważniejszy stawał się Kulczyk oraz brytyjska firma, którą sobie wybrał za partnera. Dla władzy był to wariant bezpieczniejszy, minimalizował jej winę za sprzedaż Rosjanom, odium w całości spadało na Kulczyka. Również dla Kulczyka to było korzystne, bo wraz ze wzrostem jego pozycji rosły jego zyski. Ale z punktu widzenia interesów państwa rachunek wyglądał odwrotnie. Udział Kulczyka w transakcji był dla państwa podwójnie szkodliwy. Kulczyk miał zyskać około miliarda dolarów, które w sprzedaży bezpośredniej należałoby się państwu oraz państwo traciło kontrolę nad tym kto będzie właścicielem rynku paliw w Polsce.

Te przestrogi zostały zlekceważone. Kulczyk był o krok o sukcesu, gdy znowu zaatakował Kaczmarek. W ostatniej chwili minister zablokował sprzedaż Rafinerii. Zaproponował bezpośrednią sprzedaż Rosjanom, z pominięciem zarówno Orlenu, jak też Kulczyka oraz jego prowizji. Kwaśniewski i Miller natychmiast stanęli po stronie Kulczyka, Kaczmarek został zdymisjonowany, a szef Nafty Polskiej, czyli właściciel Rafinerii, dostał polecenie jej szybkiej sprzedaży. Jednak powiązany z Kaczmarkiem prezes Nafty odmówił wykonania decyzji. Zaczęła się wielka wojna lobbystycznych koterii.

Trzy dni po zablokowaniu transakcji Kulczyk spotkał się w Wiedniu z przedstawicielem Łukoilu. Był nim Władimir Ałganow, sławny pułkownik KGB, z którym się kiedyś przyjaźnił Oleksy. Ałganow od roku był obserwowany przez polski wywiad, więc służbom udało się odtworzyć przebieg rozmowy. Ałganow skarżył się, że nie może się dogadać z polską stroną. Kulczyk jako gwaranta dokończenia transakcji wymienił prezydenta Kwaśniewskiego. Dowodził, że ma pełne poparcie prezydenta, którego w rozmowie określał mianem „pierwszego”. Ałganow nie potraktował oferty poważnie. Odpowiedział, że w tej sprawie decyzje nie zależą od prezydenta. Rozmowy skończyły się fiaskiem.

Po powrocie z Austrii Kulczyk postanowił zniszczyć rywali blokujących jego transakcję. Pojawił się w gabinecie premiera. Zdał mu relację ze spotkania z Ałganowem, do której dodał zmyśloną historię o tym, że Kaczmarek wraz z szefem Nafty wzięli od Rosjan 5 milionów dolarów łapówki za sprzedaż Rafinerii.

Mimo brutalnych ciosów zadanych rywalom Kulczyk nadal przegrywał, nowy minister skarbu wystraszył się ryzykownej transakcji, odmówił zdymisjonowania szefa Nafty. Więc znowu się włączyli Kwaśniewski z Millerem. Kolejny minister stracił posadę, a jego następca – wspólnie wybrany – swoje rządy rozpoczął od usuwania przeszkód na drodze Kulczyka. Blokujący operację prezes Nafty został zwolniony, zaś minister ogłosił, że do końca roku Rafineria zostanie sprzedana. Wydawało się, że po dwóch latach Kulczyk wreszcie wygrał swoją prowizję. Gdy nagle do gry włączył się Kaczmarek, wściekły za oskarżenie o wzięcie łapówki. Postanowił zablokować transakcję, skierował na Orlen uwagę mediów. Udzielił wywiadu, w którym ujawnił kulisy odwołania prezesa z udziałem służb specjalnych.

Wybuchła wielka afera, jednak pierwsza fala oburzenia skupiła się na Millerze. Szykujący się do objęcia urzędu Belka zaapelował, aby do czasu wyjaśnienia sprawy nie przeprowadzać w Orlenie personalnych zmian. Kulczyk apel zlekceważył. Wymienił szefa rady nadzorczej i mianował nim... prezesa Kulczyk Holding. Rozmiar ostentacji był niezwykły, politycy z powodu afery już byli w panice, tymczasem Kulczyk bez najmniejszych oporów wyszarpywał państwu ostatnie kęsy. Miał swojego prezesa oraz szefa rady nadzorczej, mógł zatem przeprowadzić transakcję. Widząc, że Kulczyk wygrywa, Kaczmarek zadał ostateczny cios. Ujawnił, że dwa lata wcześniej Kwaśniewski, Kulczyk i Miller w czasie nocnego spotkania wspólnie ustalili skład rady Orlenu. Plan Kulczyka legł w gruzach.

Sejm powołał śledczą komisję. Opinię publiczną zelektryzowało zarówno to, że Kulczyk załatwiał interesy z pułkownikiem rosyjskiego wywiadu, jak również, że w rozmowie z nim powołał się na pełnomocnictwo ze strony „pierwszego”. Wystraszony Kwaśniewski natychmiast pojechał do Sejmu, aby w gabinecie marszałka przeczytać posiadaną przez komisję notatkę. Wyszedł z gabinetu silnie zdenerwowany, całą winę próbował przerzucić na Millera. „Nie jestem pierwszy” – oświadczył. „W Polsce rządzi premier, a nie prezydent”. „Jak po łacinie jest pierwszy?” – pytał Kwaśniewski. I odpowiadał: „Primus”, czyli premier.

Sprawa była jasna, kontekst notatki wyraźnie pokazywał, że Kulczyk mówił o prezydencie. Komisja zaczęła polowanie na Kwaśniewskiego, Im bliżej ciosy padały, tym bardziej Kwaśniewski się bał. Przywykł do tego, że na linii strzału znajdują się inni. On zawsze bezpiecznie stał z tyłu, skąd wygłaszał ładne zdania, jak choćby to, które powtarzał po wybuchu afery Rywina – że polityka i biznes powinny być wyraźnie oddzielone. Komisja krążyła wokół Pałacu, sprawdzała, z kim prezydent się kontaktował, sprawdzała nawet jego żonę, jej charytatywną fundację. Kwaśniewski źle znosił kryzysowe sytuacje, nie miał w sobie twardości Millera. Wzywany na przesłuchanie przed komisję śledczą nie wytrzymał presji, na kilkanaście godzin przed przesłuchaniem ogłosił, że się nie stawi przed sejmową komisją. Co wywołało fatalne wrażenie. Bo to nie była odmowa, to była rejterada.

Po kilku miesiącach przesłuchań przebieg wydarzeń ułożył się w mocne oskarżenie lewicy.

W całej sprawie rola Millera była mocno niejasna. Był tyleż brutalny, co tajemniczy. Czasem wydawał się pionkiem w rękach Kulczyka, a czasem jego wrogiem, bijącym go z lubością po chciwych palcach. Natomiast Kwaśniewski wypadł fatalnie. Po kilku miesiącach trudno było rozstrzygnąć, co jest większe – nagonka na niego czy powody do tej nagonki. Kwaśniewski tak konsekwentnie wspierał interesy Kulczyka, że trudno było znaleźć argumenty na jego obronę. Prezydent mocno Polaków rozczarował.

Jednak społeczna uwaga bardziej skupiła się na otoczeniu władzy, na postaciach, takich jak Kulczyk. Po raz pierwszy Polacy zobaczyli, jak się nad Wisłą buduje fortuny. Kulczyk zdobył majątek nie dzięki biznesowym talentom, lecz politycznej protekcji. Dzięki niej przejmował kolejne porcje państwowego majątku.

Jednak bez takich pośredników zagraniczni inwestorzy nie mogli od państwa kupić niczego. Za rządów Buzka France Telecom chciał przejąć Telekomunikację Polską. Spróbował oficjalnej ścieżki, przegrał z kretesem, więc poprosił o pomoc Kulczyka. A ten wszystko sprawnie załatwił. Pomógł kupić nie tylko sieć telefoniczną, ale cały ówczesny rynek telekomunikacyjny. Prezes France Telecom był zaskoczony skalą jego wpływów.

I tu włączyła się społeczna wyobraźnia. Od refleksji, że Rywinów jest wielu, był tylko jeden krok do oskarżycielskiej konkluzji. Że wiele polskich fortun powstało nie dzięki pracy, nie dzięki talentom, lecz dzięki Rywinom. Do konkluzji mówiącej, że polskie miliardy nie zostały zarobione, lecz ukradzione. To społeczne dopisanie puenty sprawiło, że prowadzona w komisji orlenowskiej akcja dobijania lewicy zamieniła się w coś znacznie szerszego. W krytykę III RP. O ile afera Rywina wyniosła do góry Platformę, to afera Orlenu wyniosła PiS. Afera Rywina skompromitowała lewicę, afera Orlenu skompromitowała rzeczywistość.

W tamtej epoce polska polityka biła się o to, kto stanie na czele społecznego gniewu. Ofert było wiele. Swoją szansę wykorzystał Kaczyński, który od lat kreślił obraz Polski rządzonej przez układ. Wcześniej taka wizja była zbyt paranoiczna i zbyt skomplikowana jak na społeczną wyobraźnię. Afera Orlenu wszystko zmieniła. Nadała lotność temu, co lotności nie miało. Wiarygodność temu, co zrodziła przesadna podejrzliwość.

Na podstawie książki Czas gniewu. Rozkwit i upadek imperium SLD

#historia #historiapolski #polityka
f16fd44b-67a1-4af9-b9f1-ae0da449a076
t0mek

@smierdakow premier Miller, cyniczny sk@rwysyn, jak ja go nie mogę

tyle_slow

@smierdakow i na hejto regularnie pojawiają się głosy, kwasniewski najlepszy prezydent;)

p-1

@smierdakow Dobrze że ten skurwysyn Kulczyk zdechł, trochę za późno, bo zdąrzyl rozjebać TP, ale lepiej późno niż wcale.

Zaloguj się aby komentować

Tak jak o tej godzinie Złota Brama ugodzona została tym mieczem, tak najbliższej nocy ulegnie siostra najtchórzliwszego z królów, której mi dać nie chciał. Jednakże nie połączy się z Bolesławem w łożu małżeńskim, lecz tylko raz jeden, jako nałożnica, aby pomszczona została zaś w ten sposób zniewaga naszego rodu, Rusinom zaś ku obeldze i hańbie

https://pl.m.wikipedia.org/wiki/Szczerbiec

#heheszki #heheszkihistoryczne #seks #ciekawostkihistoryczne

Zaloguj się aby komentować

Zostań Patronem Hejto i odblokuj dodatkowe korzyści tylko dla Patronów

  • Włączona możliwość zarabiania na swoich treściach
  • Całkowity brak reklam na każdym urządzeniu
  • Oznaczenie w postaci rogala , który świadczy o Twoim wsparciu
  • Wcześniejszy dostęp, do wybranych funkcji na Hejto
Zostań Patronem
O próbie reform Jerzego Hausnera, o których marzymy do dzisiaj

W Polsce reformatorami byli zazwyczaj entuzjaści. Miller był inny, był reformatorem ostatniej godziny, wcześniej nie chciał reform, przez półtora roku gorączkowo szukał półśrodków. Zmienił strategię dopiero wtedy, gdy nie miał już nic do stracenia. Poraniony, słaby, atakowany ze wszystkich stron, postanowił się odbudować rolą męża stanu, pokazać się jako jedyny poważny polityk w swojej szalonej epoce.

Miller, odwrócił uwagę od starych problemów, owinął się reformatorskim patosem, wrzucił do dyskusji nowy, gorący temat. Za sprawą reform chciał naprawić swój wizerunek oraz rozbić skierowaną przeciw sobie prawicową koalicję. Reforma finansów publicznych była przynętą dla Platformy, była próbą wciągnięcia jej do współpracy.

W perspektywie dwóch lat budżetowi groził kataklizm, przekroczenie zapisanego w konstytucji 60-procentowego progu. Nadchodzący kryzys finansowy Miller chciał zamienić w swój atut. Zagranie było inteligentne, śmiałe i – co najciekawsze – było również poważne. Bo twarz zmianom nadał Jerzy Hausner, największy reformator, jakiego miała polska lewica.

Hausner chciał budować nowe państwo opiekuńcze, bo istniejące chroniło nie tych, co trzeba. Było rozrzutne i tępe. Podobnie jak lekarz wojskowy z Haška, który na wszystkie dolegliwości przepisywał lewatywę, tak polskie państwo każdemu dawało zasiłek. Kto trwale zachorował, dostawał dożywotnią rentę. Kto stracił pracę, dostawał zapomogę. Komu zamknięto fabrykę, szedł na przedwczesną emeryturę. Rozdawanie pieniędzy na tak masową skalę realną pomoc zamieniło w iluzję, państwo trwoniło miliardy, natomiast ludzie dostawali ochłapy. Najgorsze było to, że poziom wypłat ich demoralizował. Dostawali za mało, by godziwie żyć, ale wystarczająco, by do nędznej sytuacji przywyknąć, by woleć zasiłek niż życie z własnej pracy. Za tym wszystkim szło olbrzymie marnotrawstwo. Państwo dawało się oszukiwać na wielką skalę, renty wyłudzano tak masowo, że Polska stała się krajem najmłodszych i najzdrowszych rencistów w Europie. To nie była pomoc społeczna, to były opłaty za polityczny spokój lub za polityczne poparcie.

Hausner postanowił z tym skończyć, zmienić logikę państwowej opieki. Zamiast dawać zasiłek, pomagać ludziom odzyskać materialną samodzielność. Zamiast dawać dożywotnią rentę, rehabilitować, uczyć zawodowych umiejętności, na jakie pozwala choroba, a potem pomóc w znalezieniu pracy. Zamiast bezrobotnym dawać równe zasiłki, dużo większe dawać tym, którzy pracy realnie szukają. Nowe państwo opiekuńcze miało zatem nowy cel, nie rozdawanie zasiłków, ale pomoc w uwolnieniu się od zasiłków.

Przy całkowicie odmiennej wrażliwości ideowej Hausnera i Balcerowicza łączyło przekonanie, że nie ma większej wartości niż praca. Kto ma pracę, ten twardo stąpa po ziemi. Celem państwa, celem gospodarki jest sprawienie, by maksymalnie duża liczba ludzi mogła utrzymać się sama. Dotychczasowe państwo opiekuńcze uzależniało ludzi od siebie, nowe miało ich wyzwolić.

Hausner był pierwszym politykiem lewicy, który zrozumiał, że istniejąca w Polsce formuła państwa opiekuńczego bardziej niszczy społeczeństwo, niż je naprawia. Czyni je klientelą polityki społecznej, deprawuje, oducza samodzielności, tworzy sytuację, w której wysokie bezrobocie jest stanem społecznie pożądanym. Od 1989 roku wszyscy na lewicy mówili, że im większe jest bezrobocie, tym bardziej są potrzebne większe osłony socjalne. Hausner tymczasem ogłosił, że prawdą jest zależność odwrotna. Im większe osłony, tym większe bezrobocie. Bo osłony tworzą kulturę bezrobocia.

Hausner podważał największy dogmat nie tylko polskiej lewicy, lecz całej polskiej polityki. Że wzrost gospodarczy rozwiąże większość społecznych problemów. Otóż tak jak nie rozwiązał ich w przeszłości, tak samo nie rozwiąże ich w przyszłości. Wbrew naiwnym opowieściom przypływ morza nie podnosi wszystkich łódeczek, potrzebny jest nie tylko wzrost, lecz również inteligentne państwo opiekuńcze.

Swoje myśli formułował Hausner okrągłymi, profesorskimi zdaniami, łagodzącymi ostrość jego diagnozy. Ale ich treść była rewolucyjna. Czas zdemontować wszystko, co istnieje, a w to miejsce zbudować nowy system opieki społecznej, odbierający pieniądze tym, którzy je niepotrzebnie dostają, a kierujący je tam, gdzie są realnie potrzebne. Do społecznych podziemi, tam gdzie jest krzycząca bieda, gdzie nie ma żadnej nadziei.

Hausner był typowym profesorem, raczej bezbarwnym, niepotrafiącym ciekawie mówić, łatwo wpadającym w techniczny żargon. W porównaniu z Kołodką wydać się musiał uosobieniem nudy. Ale jego rozumowanie było rześkie, błyskotliwe, odkrywcze. Do polskiej polityki wtargnął człowiek, który samodzielnie myślał. Był elastyczny, pragmatyczny, otwarty. Od dekady działał na zapleczu władzy, doradzał Kołodce, potem Kwaśniewskiemu, sam wreszcie został ministrem.

Zmieniał, co mógł, pogodnie akceptował, czego zmienić nie mógł. Nie był maksymalistą, doceniał małe kroki, drobne zmiany. Zwłaszcza że nie wierzył w głębokie operacje chirurgiczne, które jednym cięciem rozwiązują wszystkie problemy. Wiedział, że w polityce wszystko wymaga długich, przewlekłych terapii. Był zatem Hausner reformatorem niemal doskonałym.

Brakowało mu tylko dwóch rzeczy. Po pierwsze, nie miał tej potężnej energii, jaką miał w sobie Balcerowicz, którą zdobywał wyznawców i miażdżył opór wrogów. Po drugie, nie miał szczęścia, był wielkim reformatorem w czasie dla reform najgorszym. W epoce Leppera.

Większość punktów swojego planu ogłosił Hausner w lecie 2003 roku. Układały się one wzdłuż kilku wyraźnych linii. Po pierwsze, głębokie oszczędności w administracji publicznej. Po drugie, jeszcze głębsze cięcia w systemie opieki społecznej – wielka weryfikacja rent, zmuszenie części rolników do płacenia na swojej emerytury, ukrócenie zasiłków przedemerytalnych, wydłużenie wieku emerytalnego kobiet, zerwanie z automatyczną waloryzacją rent i emerytur. Po trzecie, zdjęcie ciężaru podatkowego z przedsiębiorców, wielka obniżka CIT z 27 proc. do 19 proc. Po czwarte, obniżenie kosztów pracy, czyli rozmaitych składek, jakie za pracownika musi płacić pracodawca.

Ekonomistom plan się bardzo spodobał, dostrzegli jego rozmach. To, że ambicja uniknięcia kryzysu finansów publicznych jest tylko doraźnym celem, głównym zaś jest uwolnienie gospodarki i nowy model państwowej opieki. To wszystko, co po 1989 roku robiono chaotycznie, pod presją czasu, Hausner chciał zamienić w spójny mechanizm.

Prace nad detalami planu Hausnera szły bardzo powoli. Rząd się nie spieszył, ale nie tyle grał na czas, co raczej oswajał ze zmianami. Pierwsze reakcje były bardzo wrogie, Samoobrona krzyczała, że Hausner jest gorszy od Balcerowicza, PiS dowodził, że plan uderza w najbiedniejszych, Platforma, że cięcia są zbyt płytkie. Jednak jeszcze głębsza wrogość wobec zmian ujawniła się w samym Sojuszu. Plan Hausnera uznano za polityczne samobójstwo. Miller i Hausner cierpliwie przeczekali pierwszy szturm, dopiero gdy emocje opadły, zaczęli mozolnie szukać poparcia. Ekonomiści krytykowali rząd, że się nie spieszy, ale Miller nie miał wyboru. Był zbyt słaby, potrzebował wielu miesięcy, aby przekonać Sojusz, a potem kolejnych miesięcy, aby namówić Platformę. Zbieranie poparcia szło wyjątkowo opornie, na własnej skórze poznawał Miller ból tępej, mechanicznej opozycyjności, jaką sam przez lata uprawiał.

Reformy nie doszły do skutku, był to początek końca Millera, najpierw wybuchła afera starachowicka, później seria afer korupcyjnych, a potem jeszcze premiera dobił wypadek helikoptera, w wyniku którego miał uszkodzone kręgi piersiowe.
___

Na podstawie książki Czas gniewu. Rozkwit i upadek imperium SLD

#historia #historiapolski #polityka
525b3329-25eb-43cb-ad10-d53bb2cc34cb
kermelanik

z wojną na wschodzie, przy ryzyku Trumpa u władzy, z konfliktem w Zatoce i zagrożeniem dla Tajwanu, przy gospodarce Europy ryczącej na biegu jałowym. przy realnym syfie do ogarnięcia po 8 latach nepotów i własnymi pijawkami, które teraz chcą się nakraść. jakoś musimy przetrwać, nie warto kłamać o jasnej przyszłości.

Topia

@kermelanik Wojna na wschodzie powinna być tylko kopem do działania, a nie hamulcem.

Trump już był u władzy i Słońce nie zgasło, podobnie jak od rządów dziadka z kranu nie zaczął płynąć Jack Daniels.

Konflikt w Zatoce, czy o Tajwan to dla nas 2 liga zainteresowania póki nie zaczną latać atomówki.

Syf po pisie trzeba sprzątać i rozliczać, ale to można robić równolegle. Natworzyli stołków w rządzie, żeby koryta starczyło dla każdej z kilkunastu partii koalicyjnych, to niech teraz zapierdalają!

tosiu

@smierdakow fajne, ale zabrakło informacji, że gdy po aferze Rywina upadł rząd Millera, to Belka się nie pierdolił i reformy z Hausnerem przeprowadził. SLD jeżeli chciało wprowadzić Polskę do UE musiało bezkrytycznie głosować za wszystkim co liberalny Belka z Hausnerem wprowadzili.

smierdakow

@tosiu jeśli się nie mylę, to afera Rywina była wcześniej, właśnie to ona osłabiła Millera i stąd jego krytyczna pozycja, w której chciał reformy robić

tosiu

@smierdakow Trochę namieszałem, pamięć zawodna. Afera Rywina w 2003 doprowadziła do upadku rząd Leszka Millera, ale nie zdecydowano się na przedwczesne wybory, bo Polska miała wejść do Unii - 1 Maja 2004 roku i Miller chciał koniecznie flagę wciągać z Kwaśniewskim. 2 maja Premierem został Marek Belka. Najpierw dwutygodniowym, a potem do wyborów w 2005 roku. I to właśnie w tym okresie SLD i UP głosowało za wszystkim co Belka dawał do głosowania, mimo że z niczym się nie zgadzali, bo to były liberalne projekty. I wtedy Hausner zmielił socializm.

Szpadownik

Hausner był typowym profesorem, raczej bezbarwnym, niepotrafiącym ciekawie mówić, łatwo wpadającym w techniczny żargon.


Tak bardzo to. Byłem kiedyś na jego wykładzie i kompletnie nic z niego nie zapamiętałem, mimo że temat zapowiadał się ciekawie (ale jego już też nie pamiętam xD).

Zaloguj się aby komentować

#historia #jezykiobce #rosja #wojnawnaukrainie
Jako pozytywną ciekawostkę przedstawiam wspaniałą Panią Tamarę Eidelman - rosyjską nauczycielkę historii z ponad 1 mln subskrybcji na Youtubie. W moskiewskiej szkole uczyła lat 35, na Youtubie od 4, a od ponad roku - z nakazu rosyjskiego rządu - wszystkie jej widea rozpoczynają się informacją:
"Jesteśmy zmuszeni poinformować, że ten materiał (informacja) został wyprodukowany i (lub) rozpowszechniony przez Zasłużoną Nauczycielkę Federacji Rosyjskiej Tamarę Natanownę Eidelman, którą tzw. Ministerstwo Sprawiedliwości wpisało do rejestru zagranicznych agentów."

Do obszernego rejestru "InoAgentów" dodano ją po potępieniu inwazji na Ukrainę w 2022 (tak samo potępiła ją w 2014 gdy brała udział w protestach) i emigracji do Europy gdzie kontynuuje działalność.

Pani Eidelman to porządny popularyzator historii pełen obiektywizmu i krytycznego myślenia. Poza najróżniejszą tematyką historyczną stworzyła rzetelne lekcje okołowojenne np. "Czyj jest Krym?" (historia przynależności), 8-częściowy cykl o historii Ukrainy, o postrzeganiu wojny w rosyjskiej kulturze, o genezie rosyjskich wierzeń narodowych itp.. W tychże często odnosi się do obecnej rosyjskiej polityki, propagandy i Putina manipulującego historią dla swoich potrzeb.

Szczególnie wartościowe są tematy okołorosyjskie, bo wpada wiele anegdot i smaczków kulturowych, ale jak ktoś lubi historię - nie tylko rosyjską! - to polecam serdecznie. Wiadomo po rusku najlepiej, ale często są angielskie napisy/audio, a przy napisach to i autotłumaczenie na polski daje radę.

Poniższy filmikz serii "Rozmowy o ważnym" można na ang. napisach/audio lub polskim autotłumaczeniu; komentowany jest obecny instruktaż rosyjskiego Ministerstwa Edukacji dla nauczycieli oraz przeszłość, teraźniejszość i przyszłość republik Federacji. I dodatkowa plansza:
   "Wasze lajki i komentarze pomagają propagować to wideo. Proszę, pomóżcie nam walczyć z propagandą w szkołach!"

Przykłady innych tematów:

  • Ukraina XV-XVI wieku z Litwą i Polską (napisy ang): link
  • Jak rodzono i wychowywano dzieci w różnych epokach (audio&napisy ang): link
  • Agatha Christie: dlaczego kochamy powieści detyktywistyczne? (audio&napisy ang): link
  • Zimna wojna (audio&napisy ang): link
  • Walt Disney. Mistrz uniwersum i mały tyran (audio&napisy ang): link
  • Młodzieżowy bunt lat 1960s: Seks, narkotyki i rock'n'roll (możliwe autotłumaczenie z napisów rosyjskich): link
  • Rosja w 1990s (możliwe autotłumaczenie z napisów rosyjskich): link
UmytaPacha userbar
Budo

@UmytaPacha bycie opozycjomnistą w jakimkolwiek niedemokratycznym państwie nie jest lekkie, a bycie opozycjonistą w Rosji, albo wobec Rosji to już level very hard. Dziwię się trochę takim ludziom, tak jak się dziwiłem jak Nawalny wrócił do Rosji...

Zaloguj się aby komentować

Pokój Brzeski 1918 część IV na podstawie NELSON’S HISTORY OF THE WAR VOLUME XXI By John Buchan.

#iwojnaswiatowa #historia #pierwszawojnaswiatowa #rewolucja1917 #ciekawostkihistoryczne #pokojbrzeski1918

poprzednie wpisy pod tagiem #pokojbrzeski1918

Sytuacja była więc taka, że w prowincjach bałtyckich, w Finlandii, na Ukrainie i w dużej mierze na Kaukazie, Syberii i w Azji Środkowej najsilniejszym impulsem był kierunek nacjonalizmu i niepodległości, a nie bolszewicki internacjonalizm. Dlaczego więc Trocki był gotowy spierać się z Niemcami przede wszystkim w tej kwestii? Niezgodność jego postawy z powszechnym credo partii skłoniła wówczas wielu do przypuszczenia, że cała opozycja jest fikcyjna, a bolszewicy, pragnący pokoju za wszelką cenę i świadomi swojej słabości, pragną jedynie ratować swoją twarz poprzez pokaz niepodległości. Bardziej prawdopodobne jest, że opozycja była autentyczna. Po pierwsze, przywódcy ze Smolnego nie chcieli zrazić swoich łotewskich oddziałów, które, bolszewickie czy nie, były silnie nacjonalistyczne. Po drugie, bolszewicy byli centralistami i choć nie lubili prowincjonalnego nacjonalizmu, jeszcze bardziej nie lubili bezczelnych aneksji dokonanych przez obce mocarstwo. I znowu Trocki zawsze jednym okiem wpatrywał się w masy niemieckie, które miał nadzieję przyciągnąć do swojego sztandaru, ujawniając rażący imperializm ich panów. Wreszcie i najważniejsze: urażona została krucha próżność Smolnego. Tylko Lenin wśród bolszewików był całkowicie logiczny. Dla Trockiego i Radka przyznanie się do impotencji było gorzką rzeczą i mieli nadzieję, że upartym blefem uda im się uzyskać lepszy interes.

4 stycznia 1918 roku upłynął dziesięciodniowy okres karencji, podczas którego alianci mieli przyjąć lub odrzucić propozycję rozpoczęcia negocjacji pokojowych. Alianci potraktowali tę propozycję z pogardliwym milczeniem. 6-go Trocki sam udał się do Brześcia Litewskiego, gdyż sytuacja stała się delikatna. Jego zawziętość w Piotrogrodzie zepsuła dobry humor jego teutońskich kolegów, a jego wytrwała propaganda niepokoiła ich umysły. Należało odczekać, zwłaszcza że 9 stycznia Kühlmann z pewną surowością oznajmił, że skoro alianci Rosji nie udzielili odpowiedzi, oferta negocjacyjna wygasła, co sugerowało, że powszechny urok bolszewizmu jest słabszy, niż sobie to wyobrażali jego zwolennicy. Dotychczas bolszewicy nie mówili o odrębnym pokoju; teraz byli zmuszeni zignorować byłych sojuszników Rosji i rozważyć pokój wyłącznie dla Rosji. 10-tego stycznia Trocki oświadczył, że jest gotowy „kontynuować negocjacje na tej podstawie, choć starał się ratować swą godność, oświadczając, że choć pokój jest na pierwszym planie jego programu, podpisze jedynie pokój „demokratyczny i sprawiedliwy”. Był w skarconym nastroju, gdyż 11-go zgodził się obecność na Konferencji niezależnej delegacji z Ukrainy.

12-go stycznia 1918 roku Trocki położył na stole bolszewickie propozycje ewakuacji i odbudowy terytorium Rosji znajdującego się obecnie w posiadaniu Niemiec. Dwa dni później Niemcy kategorycznie im odmówili. Kühlmann oświadczył, że nie można oddać ani akra ziemi rosyjskiej, dopóki nie zostanie zawarty powszechny pokój. Warunki Niemiec stawały się coraz sztywniejsze, w miarę jak Niemcy stawały się coraz pewniejsze swojego stanowiska. Miały już pewność pokoju z Ukrainą i Rumunią, który otworzyłby im drogę do Morza Czarnego i na Wschód. Niech to zostanie osiągnięte, a będzie można w wolnym czasie rozprawić się z bolszewikami. 16-go stycznia rozpoczęły się odrębne negocjacje pomiędzy delegatami austro-niemieckimi a Ukrainą, pomimo gwałtownych protestów Trockiego. Rada [Centralna na Ukrainie] znalazła się w trudnej sytuacji, a Czerwona Gwardia zaczęła nacierać od wschodu w kierunku Połtawy i Kijowa. Chłopski indywidualizm i nacjonalizm, za którym się opowiadała, był najwyraźniej w większym niebezpieczeństwie ze strony Lenina i Trockiego niż ze strony Niemców, dlatego pospiesznie szukała wsparcia z tej jedynej strony, z której można było znaleźć pomoc. 18-go stycznia 1918 roku konferencja została odroczona i Trocki wrócił do Piotrogrodu. W przypadku prowincji granicznych trzymał się mocno swoich żądań i sprawy znalazły się w impasie.

Jedną z rosyjskich "negocjatorek" w Brześciu była Anastasija Bicenko (na pierwszym zdjęciu z numerem 1). 
22 listopada 1905 r. Bicence udało się wśliznąć do pałacu gubernatora Piotra Stołypina w Saratowie i dostać się na audiencję do generała Sacharowa (były minister wojny). Tam położyła na biurku Sacharowa wyrok śmierci wydany na niego przez miejscowy komitet eserowców (Partia Socjalistów-Rewolucjonistów), wyjęła rewolwer i natychmiast go zastrzeliła. 
Została schwytana, postawiona przed sądem i początkowo skazana na śmierć przez powieszenie; wkrótce jednak jej karę zamieniono na dożywotnią kolonię karną w katordze Nerczyńsk na Zabajkalu.
Została zesłana na Syberię w towarzystwie pięciu innych prominentnych terrorystek eserów. Grupa nazywana była czasami "Szóstką" („Шестерка”) i zyskała ogromną popularność (zdjęcie drugie). 
Od lewej Maria Spiridonowa, Maria Szkolnik, Anastasija Bicenko, Aleksandra Izmaiłowna, Rebeka Fialka, Lidia Jezierska. 
Zostały skazane za zamachy/zabójstwa na wysokich przedstawicieli władz carskich. 
Po rewolucji lutowej 1917 roku została zwolniona na skutek amnestii i oddelegowana przez bolszewików do negocjacji pokojowych w Brześciu.
472b0d07-a4d2-471c-9fee-d7e264eff66a
28e76d53-f25f-44a3-ab37-2f8ad8a12158

Zaloguj się aby komentować

Krótki materiał filmowy [2m23s] z 1957 roku o inicjatywie brytyjskich szarż rycerskich z użyciem skuterów.

https://youtu.be/7CSv_YS2Zd0?si=OuraCrYgrcW1IVOj

#ciekawostki #ciekawostkihistoryczne #historia

> #jurtadiscokhana <
SuperSzturmowiec

Skuter jest także zbroje tylko muszę dokupić

DiscoKhan

@SuperSzturmowiec chyba zbroja to akurat większy koszt jest xd

5tgbnhy6

@SuperSzturmowiec zbroja dla skutera to DLC za $10

splash545

Kurde fajne, mam motywację żeby kupić skuter xd

Zaloguj się aby komentować

#ciekawostki #ciekawostkihistoryczne #iiwojnaswiatowa #historia #suseuspamuje

Czołgi M4A2(76)W Sherman z 1 batalionu 46 Gwardyjskiej Brygady Czołgów, 9 Gwardyjskiego Korpusu Zmechanizowanego 6 Armii Czołgów na ulicach Wiednia.
Ten batalion czołgów pod dowództwem kapitana gwardii D.F. Łozy, po pokonaniu 100 kilometrów, szeregu barykad i węzłów oporu, przedarł się do centrum Wiednia 9 kwietnia 1945 roku i utrzymał je aż do nadejścia głównych sił brygady. Jednostka składała się z 18 Shermanów, 3 ISU-152 i kompanii 80 spadochroniarzy. D.F. Loza otrzymał za tę bitwę tytuł Bohatera Związku Radzieckiego.
afa73cc0-ea2c-4d8d-abd3-109aee0d90f3
887a6026-56ce-40ef-adcb-4662b44d897f
cc742d78-d3aa-4482-a624-0fbfbc65c0ab

Zaloguj się aby komentować

#ciekawostki #ciekawostkihistoryczne #iiwojnaswiatowa #historia #suseuspamuje

Niemieccy czołgiści ogrzewający się przy ognisku podczas walk pod Wołokołamskiem. Za nimi znajduje się Pz.Kpfw. III.

Według agencji fotograficznej bpk, zdjęcie zostało zrobione we wsi Matrenino, rejon Wołokołamski, obwód moskiewski, region moskiewski.
Listopad-grudzień 1941 r.
ad879c06-9dd0-466b-9821-c17355f9e428

Zaloguj się aby komentować

#ciekawostki #ciekawostkihistoryczne #iiwojnaswiatowa #historia #suseuspamuje

Kapelan błogosławi załogę amerykańskiego bombowca B-17G o nazwie Fifinella z 91. grupy bombowej przed wylotem na misję bojową z lotniska w Wielkiej Brytanii. 1944 r.
b56748ab-17b3-4b40-bc2f-72354cac5eba
Eber

... i lećcie mi szybko pozdrowić i umiłować naszych bliźnich, których Pan kocha tak jak Was

Zaloguj się aby komentować

#ciekawostki #ciekawostkihistoryczne #iiwojnaswiatowa #historia #suseuspamuje

Wieżyczka niemieckiego czołgu średniego Pz.Kpfw. III Ausf. F, upolowany na froncie wschodnim.
Pojazd należy do 10 Dywizji Czołgów 2 Grupy Czołgów Guderiana Grupy Armii Centrum.
Na dziale zamontowano reflektor światła bojowego. Data: bd.
8237b998-9638-44b2-921b-c5fc2263dafc

Zaloguj się aby komentować

#ciekawostki #ciekawostkihistoryczne #iiwojnaswiatowa #historia #suseuspamuje

Amerykański żołnierz stoi na zniszczonym niemieckim niszczycielu czołgów Jagdpanzer V „Jagdpanther”.
Marzec 1945 r.
bb0812d6-0f84-4286-bd46-d443895a60a4
Hi-cube

@suseu ciekawe od czego dostał. Mógł to być niszczyciel niszczycieli czołgów?

Zaloguj się aby komentować

#ciekawostki #ciekawostkihistoryczne #iiwojnaswiatowa #historia #suseuspamuje

Kolumna radzieckich czołgów IS-2 w marszu na przyczółek za Wisłą.
Na poboczu drogi żołnierze Armii Czerwonej badają porzuconego niemieckiego Volkswagena Typ 82. 1 Front Białoruski.
Listopad 1944 r.
05aa50af-983e-400a-bd58-2778cbdc1966

Zaloguj się aby komentować

#ciekawostki #ciekawostkihistoryczne #iiwojnaswiatowa #historia #suseuspamuje

Pogrzeb marynarzy na morzu z USS Hancock.
Okręt został uszkodzony przez japoński samolot kamikadze u wybrzeży Okinawy 7 kwietnia 1945 roku.
8e9d2176-1e3d-4dbd-a0bb-7d68abcaedeb
ErwinoRommelo

Serio bym wolal tak do oceanu a nie gnic pod ziemia.

SuperSzturmowiec

@ErwinoRommelo i tak gnijesz. lepiej być spalonym

ErwinoRommelo

@SuperSzturmowiec e mi tam nie przeszkadza niech sobie robaczki zjedza, robaczki potem zjedzone przez pajaczki a pajaki przez ptaki, i w koncu bede latal ! Ale tak razem z normictwem na cmentarzu? Beee, jak juz bedzie koniec to pojde do lasu i gdzies legne poprostu, moze do wiosny nie znajda.

Zaloguj się aby komentować

O pięknym Marianie Krzaklewskim, nijakim polityku bez zdolności i charyzmy, który podbił polską scenę polityczną.

Nigdy w historii III RP polityk tak mały nie znaczył tak dużo. W jego karierze znajdziemy w ani grama wybitności. Nawet cienia skrzydeł. Jedynie mozół powolnego pięcia się do góry. Cała jego droga do sukcesu była pełzaniem. Ciułaniem kolejnych atutów. Władza zdobyta z takim polotem sprawowana była potem z polotem podobnym.

Jego kariera zrodziła się z przypadku. Gdy Wałęsa został prezydentem, „Solidarność” musiała sobie poszukać nowego szefa. Jednak za dużo było wielkich liderów – do walki stanęli Lech Kaczyński, Borusewicz i Rulewski. Powstał pat, więc sięgnięto po postać z drugiego szeregu. Padło na Krzaklewskiego, szefa regionu śląskiego, najbardziej bezbarwną postać z całej związkowej elity. Został przewodniczącym „Solidarności”, bo on jeden nie naruszał niczyich ambicji. Był typem działacza, a nie lidera. Pracowity, zagrzebany w codzienne detale, pozbawiony wszelkiej charyzmy. Mówił źle, bez tezy, bez puenty, technokratycznym, inżynierskim żargonem. Słuchaczy zamęczał i zanudzał.

Co ciekawe, w związku Krzaklewski zbudował sobie pozycję silniejszą, niż miał Wałęsa. Ale zrobił to w swoim stylu. Wymęczył to. Jeździł po kraju i zjednywał sobie każdego działacza. Nawet gdy AWS (Akcja Wyborcza "Solidarność") sięgnął po władzę, Krzaklewski pilnował każdej komisji zakładowej. Dbał, dzwonił, interweniował, pomagał. Związkowcy byli armią Krzaklewskiego. A że generał nie budził posłuchu, więc musiał przekupić każdego żołnierza.

Miał wąskie horyzonty. Świetnie rozumiał sprawy związkowe, ale nic więcej. Jeśli chodzi o poglądy polityczne, był typem prowincjonalnego prawicowca. Bronił Kościoła, ale językiem nie inteligenta, lecz zakrystii. Językiem Radia Maryja. Przez wszystkie przypadki odmieniał pojęcie „lewica laicka”, zawsze ze zgrozą i wstrętem. Bał się wpływów masonerii i trockistowskiej lewicy. Popierał zakaz aborcji nawet w przypadku gwałtu. Nie był jednak fanatykiem, zgodnie pracował z ludźmi o zupełnie odmiennych poglądach. W swojej ideowości był raczej poczciwy niż groźny.

No i sprawa ostatnia. Nieco delikatna, ale dla zrozumienia tej natury podstawowa. Otóż Krzaklewski był figurą śmieszną. Naturalne cechy polityków – próżność, ambicja, zarozumialstwo – u niego ujawniały się w wersji komicznej. Na przykład bardzo dbał o swój wygląd, jak mówił Lech Kaczyński: „Lubił być piękny”. Twardo pilnował, aby jego waga nie przekroczyła 75 kilogramów, przed każdym występem w telewizji szedł do fryzjera, starannie dobierał koszule, krawaty. Ktoś powie: normalne. Owszem, gdyby nie to, że się z tym zdradzał. W kółko przeglądał się w lustrze, zadzierał śmiesznie brodę do góry, publicznie dowodził, że jest bardziej przystojny od Kwaśniewskiego.

W Krzaklewskim szybko się zbudziły polityczne ambicje. Już w 1995 roku zastanawiał się nad startem w wyborach prezydenckich. Ale w polityce niezbyt sobie radził. Nie wiedział jeszcze, co mówić, jak się zachować. W 1993 roku w czasie fali strajków zażądał spotkania z premier Suchocką. Przyjęła go razem z Rokitą. Krzaklewski chciał się zachować dumnie. Długo mówił, ze wzburzeniem, nie dopuszczając premier do głosu. Gdy skończył, szybko wyszedł. Rozbawiona Suchocka zwróciła się do Rokity: „Słuchaj, a o czym on mówił?”. I tak było za każdym razem. Nie znaczy to, że był politycznym ignorantem, miał sporo zdrowego rozsądku, ale brakowało mu stylu. Powagi. Komizm Krzaklewskiego rodził się z kontrastu między skalą jego ambicji a skalą jego osoby.

Takiemu człowiekowi przyszło jednoczyć prawicę. Słabą, skłóconą, podzieloną na kilkadziesiąt partii. Dla liderów tych partii był nikim. Intelektualnie, osobowościowo i biograficznie. Jednak Kaczyński, Niesiołowski, Hall czy Rokita nie mogli patrzeć na niego z góry. Bo Krzaklewski miał związek. Jedyną dużą strukturę po prawej stronie. Jedyną tratwę, na której można było dopłynąć do wyborczego sukcesu. Więc powoli zaczęli na tę tratwę wchodzić. Nie dlatego, że zaakceptowali Krzaklewskiego, ale ponieważ śmierć zajrzała im w oczy. Powstanie AWS było owocem prawicowej desperacji.

Krzaklewski stał się prawicowym monarchą. Miał związek, miał machinę wyborczą, podyktował więc swoje warunki. Zbudował AWS jako spółkę akcyjną, w której każdy podmiot dostał udziały stosownie do swojego znaczenia. „Solidarności” przypadło 50 procent udziałów, czyli pełnia władzy. Krzaklewski podejmował wszystkie polityczne decyzje. On także ustalił listy wyborcze, co sprawiło, że większość miejsc dostali związkowcy. Prawicowi liderzy patrzyli na to z rosnącą irytacją, ale zaciskali zęby i schlebiali Krzaklewskiemu. Byli tak słabi, że pochlebstwo stało się jedynym narzędziem w walce o własną pozycję.

Na zebraniach prezydium AWS licytowano się w hołdach. Mówiono: „Wodzu, prowadź” i „Marian, jesteś wielki”. Krzaklewski swoją pozycję celebrował ze związkową klasą. Jarosław Kaczyński opowiadał:

Nie jestem wybredny, ale miałem dość spotkań prezydium, gdzie wszyscy są głodni, a je tylko... Krzaklewski, który zagarniał kanapki.

Jednak sam Kaczyński nie był bez winy. On też rozpieszczał Krzaklewskiego. Sławne było jego wezwanie: „Marian, weź w Akcji władzę dyktatorską!”. Sławne też było przemówienie, w którym porównał Krzaklewskiego do Stefana Batorego.

Krzaklewski stanął przed wielką szansą. W 1997 roku Krzaklewski zyskał pozycję, o jaką potem – Tusk w Platformie czy Kaczyński w PiS-ie – bić się będą latami. Na starcie został potężnym liderem. I to bez walki. Przejął cały prawicowy elektorat, nie dając reszcie w zamian ani grama władzy nad AWS, jedynie fikcyjne udziały.

Krzaklewski w 1997 roku miał komfort pełnej kontroli nad własną formacją. Bez silnych rywali. W dzień po zwycięskich wyborach partyjni liderzy budzili się w sytuacji, w której większość klubu AWS stanowili związkowcy, czyli wierna gwardia Krzaklewskiego. Cała dotychczasowa elita polityczna prawicy została spacyfikowana. Na decyzje AWS dawni liderzy prawicy nie mieli już wpływu.

Żaden przywódca solidarnościowej formacji nie był wcześniej tak silny jak Krzaklewski. Żadnego polityka w III RP los nie faworyzował tak bardzo jak jego. Dwa razy bez walki dostał coś, czego własnymi siłami nigdy by zdobyć nie potrafił.

AWS zebrał 34 procent głosów. Unia Balcerowicza 13 procent. Razem dało to 261 mandatów. „Solidarność” wracała do władzy. Bardzo symbolicznie, bo znowu zjednoczona.

___
Na podstawie książki Roberta Krasowskiego Czas gniewu. Rozkwit i upadek imperium SLD.

#polityka #historia #historiapolski #czytajzhejto
4d05e627-a13d-47ed-af83-30568f4b880d
tosiu

@smierdakow pamiętam wybory prezydenckie i hasło Krzak TAK

GrindFaterAnona

@smierdakow Piemkny Marian

BapitanKomba

@smierdakow Może i nijaki, ale przynajmniej nie namawiał ministra Siwca do dalszych szyderstw z Ojca Świętego

jeikobu__

@BapitanKomba Czy minister pobłogosławił już Ziemię Kaliską? Proszę pobłogosławić.

Zaloguj się aby komentować