Wczoraj mój przyjaciel popełnił samobójstwo. Od pewnego czasu zmagał się z depresją, ciął się już jako nastolatek, później było raz lepiej, raz gorzej. Znamy się od roku, odkąd przeprowadził się do mojego miasta i zaczęliśmy razem pracować. Nie miał tu rodziny, znajomi tylko z pracy, szukał dziewczyny ale nie znalazł nikogo na stałe. Wiem, że czuł się bardzo samotny. Dużo rozmawialiśmy w pracy, trochę pisaliśmy poza nią.

Zwierzał mi się jakoś przed świętami, że ma myśli samobójcze. Wysłałam go do psychiatry, umówił się, ale czas oczekiwania na termin był dość długi. Chodził na terapię od kilku miesięcy, ale mówił że nic z niej nie wynosi, a terapeutka tylko ogląda jego życie jak serial. Nawet starał się przygotowywać do sesji tak, żeby jego opowieści z tygodnia brzmiały dla niej bardziej ekscytująco. W styczniu powiedział mi że podjął próbę, chciał upuścić sobie krew, ale tylko zrobiło mu się słabo i stwierdził, że to nie ma sensu. Powiedział, że kupił sobie linę w Castoramie i oglądał filmiki instruktażowe na youtubie, jak dobrać długość do masy ciała. Próbowałam go umówić gdzieś na cito do psychiatry, ale prywatnie nie było terminów. Znalazłam mu ośrodek interwencji kryzysowej na jego osiedlu, prosiłam żeby tam poszedł kiedy poczuje się źle. Proponowałam nawet żeby się zgłosił do szpitala psychiatrycznego. Powiedział że już blisko do jego umówionej wizyty, że da radę. Poszedł na nią, dostał leki, zaczął je brać. Cośtam mu pomagały, ale nie było jeszcze diametralnej poprawy, brał je dopiero 2 tygodnie. Zaczął trochę chodzić na siłownię, wrócił do grania na gitarze.

Jeszcze dzień wcześniej widzieliśmy się w pracy, wydawał się być w dobrym humorze. Pod koniec dnia żalił mi się na ból istnienia, że są dobre chwile w ciągu dnia, ale poza nimi wciąż czuje ze wszytsko jest bezsensu, pocieszałam go że niedługo leki zaczną mu działać, próbowałam zachęcić go żeby skupił się na tych dobrych momentach. Miałam poczucie, że wychodząc z pracy był ukojony, przytuliliśmy się. Napisał mi nawet potem po pracy wiadomość „dzięki za rozmowę, pomogło mi :)”. To uśpiło moją czujność, nie pisałam już do niego wieczorem, zajęłam się dziećmi i poszłam spać.

Napisałam następnego dnia o 7 rano jak się czuje i czy ma dziś trening, ale nie odpisał mi. Później jeszcze ok 10 zobaczyłam na firmowym komunikatorze, że nadal jest offline. Napisałam jeszcze jednego smsa żeby dał znać że żyje. Zapytałam naszą szefową czy może wziął urlop, ale powiedziała że nie, sama też nie mogła się z nim skontaktować. Dzwoniłam i nie odbierał telefonu. Ok. 12 stwierdziłam, że pojadę do jego mieszkania. Domofonu nikt nie odbierał, zaczęłam dzwonić po sąsiadach, w końcu ktoś mnie wpuścił. Dzwoniłam, pukałam, waliłam w drzwi, nie otwierał, zadzwoniłam do niego i usłyszałam dzwonek jego telefonu w mieszkaniu. Zadzwoniłam na 112.

Szybko przyjechała policja i straż pożarna, ale karetki nawet nie wysłali, bo chyba myśleli że panikuję. Ale rozcięli kłódkę w kracie na balkonie (parter), weszli przez okno i znaleźli go. Powiesił się. Na tej linie z castoramy. Otworzyli drzwi od wewnątrz, ja stałam cały czas na klatce, nie wpuszczali mnie do środka, ale wchodzili, wychodzili i widziałam prze uchylone drzwi jak leży na podłodze w przedpokoju, po tym jak go zdjęli. Słyszałam jak mówią, że jest już sztywny i że nie ma co ratować, nie wezwali pogotowia. Kazali mi poczekać na przyjazd lekarza medycyny sądowej i prokuratora, bo będą chcieli jeszcze ode mnie zebrać zeznania. Wszyscy pytali mnie, ile miał lat - policjanci, strażacy, lekarz. Miał tylko 28.

Zbadali zwłoki, potem przyjechała lokalna policjantka z kolegą i robiła oględziny miejsca zdarzenia. Ja czekałam cały czas przed drzwiami mieszkania, była już chyba 16. Potem zabrali jego ciało już zapakowane w czarny worek, a mnie policjantka zaprosiła do środka żeby zebrać moje zeznania. To było najgorsze, byłam u niego tylko raz na jakiejś domówce ze dwa miesiące temu, ale myślałam że zaraz zemdleję, kiedy stanęłam pośród jego rzeczy. Miałam dziwną ochotę coś stamtąd ukraść na pamiątkę. Policjantka zobaczyła, że się rozglądam i powiedziała, że nie mogę nic stąd zabrać. Powąchałam koc, który leżał na kanapie. Pachniał nim. Zostawił dokumenty na stole, służbowego laptopa zapakował i położył na wierzchu, telefon miał odblokowany ekran, był podłączony do power banka i grała na nim muzyka. Policjanci stwierdzili, że nie będą jej wyłączać, żeby ekran się nie zablokował. Jego black metalowa playlista, którą znałam dobrze, grała nam cały czas podczas składania zeznań.

Cały czas zastanawiam się, czy mogłam zrobić cos więcej, coś inaczej. Wiem że bal się, że długo do nikt nie znajdzie, więc chociaż tyle dla niego zrobiłam na koniec. Nie byłam w stanie być przy nim 24 godziny na dobę, mam swoją rodzinę i zobowiązania, a wiem że najgorsze były dla niego noce. Samotność to straszna ch⁎⁎⁎ia.

#depresja #zalesie
92

Komentarze (92)

ErwinoRommelo

Ehh trzymaj sie, zrobilas duzo wiecej niz wiekszosc ludzi byla by gotowa zrobic. Szkoda go ale nie kazdego da sie uratowac, sa momenty kiedy wszystko jest czarne i ciemne od tak dawna ze zadne slowa nie zmienia decyzji. Pozostaje pamietac.

Belzebub

Trzymaj się. Zrobiłaś co mogłaś a on zdecydował odejść na swoich warunkach…szkoda,że nie dał sobie trochę więcej czasu. Brawo za wsparcie wcześniej

jarezz

Mój kolega na studiach powiesił się. Ciałko pierwsza zobaczyła jego macocha, bo wybrał miejsce tak, że ona albo ojciec zobaczyli by go zaraz po przebudzeniu przez okno w sypialni.


Nikt ze znajomych nic nie mówił, że to mogliśmy jakoś zatrzymać, a ja się czułem trochę winny. Czemu? Zakochał się w dziewczynie, którą ja przez przypadek zaprosiłem na swoje urodziny. To był jego jak myślał pierwszy poważny związek. Jego pierwsza kobieta jeśli chodzi o seks. Byliśmy na 4. roku.

Ona go zostawiła. Po dwóch tygodniach on się zabił, a ona nie pojechała nawet na pogrzeb.

W sumie co mi do czyichś związków ale miałem to z tyłu głowy jakoś przez kilka miesięcy.

hejno

@jarezz ile byli razem?

jarezz

@hejno no właśnie to jest najgorsze bo wszystkiego było do kupy 2-3 miesiące. I chyba dokładam jeszcze od siebie.


Chłop się zadużył, pierwszy raz zaruchal. Dodatkowo myślę, że był wrażliwy odwrotnie proporcjonalnie do intelektu. Na prawie i politologii miał maksymalne stypendia za wyniki, a tu rozjebała go sytuacja z głupią dupa.

jajkosadzone

Zrobilas bardzo duzo,zainteresowalas sie,realnie szukalas pomocy,a on chcial sie zabic i to niezaleznie czy bys zrobila cokolwiek.

w0jmar

@ratty


3m się!


I tak zrobiłeś wiele więcej niż ktokolwiek inny.

Nawet ja bym to olał. Może już nie teraz.


Ale deprecha to suka - i zabija.

Więc ... szkoda chłopa.

I trzeba mieć oczy otwarte.

Dobry z Ciebie ziomeczek - przynajmjiej ktoś, ktokolwiek był zainteresowany jego losem.

WatluszPierwszy

@ratty Trzymaj się. Byłaś super przyjaciółką. Wykazałaś zainteresowanie i troskę. Jako osoba zmagająca się z depresją chylę czoła.

Odczuwam_Dysonans

@ratty nie, nie dało się zrobić nic więcej, niestety. Pewnie jakby nie Ty, to zdecydowałby się na to dużo wcześniej, ale nie ma tu żadnej Twojej winy, miał szczęście że trafił na tak empatyczną koleżankę, zachowałaś się najlepiej jak się dało. A że nikt inny facetowi nie pomógł... Życie jest okrutne :< trzymaj się i nie bierz do głowy, szkoda typa ale to nie Twoja wina. Ty jako jedyna przynajmniej próbowałaś.

sadboy_seeker

Masakra, współczuję zrobiłaś co mogłaś

jedzczarnekoty

@ratty nie wiem czy jakoś Cię to pocieszy, ale też odwiedzaliśmy kiedyś na oddziale psychiatrycznym koleżankę po próbie samobójczej. Potem niby się ułożyło, potem ułożyło się naprawdę, znalazła dobrego faceta, mieli wspólne pasję, wszystko wyglądało dobrze. I co? Dopięła swego, nawet po latach i kiedy nic nie wskazywało na kryzys. Na pogrzebie nie byłem, na grobie raz i więcej nie pójdę, bo jest w pobliżu miejsca gdzie sam przesiadywałem na studiach myśląc po co jeszcze żyje.

cebulaZrosolu

@ratty zrobiłaś wszystko co mogłaś, większość ludzi nazywających się "przyjaciółmi" by nie zrobiło z tym nic.


Czymsie ( ͡° ʖ̯ ͡°)

jajkosadzone

@cebulaZrosolu

A moze zamiast lekarzy wystarczylo to?( ͠° ͟ʖ ͡°)

7c652ea5-b793-401d-ae55-6b6dc002f594
Dzban3Waza

Z tego miejsca pozdrawiam szwagra, niech ci ziemia lekka będzie , dziś byśmy się z tego smiali

Dudleus

@ratty nie ma co się zamartwiać. Zrobił to co uważał za słuszne i inni nie mieli wpływu na to, sam podjął decyzję.

Kurde już kilka razy czytałem, że dzień przed samobójcy sprawiają wrażenie, że mają dobry humor.


Nieźle, że macie obleganych psychiatrów, u mnie z 2 tygodnie się czeka na termin.


Całe doświadczenie bardzo przykre, współczuję, że mieliście kontakt i będziesz teraz miała traumę po tym wszystkim, ale nie poddawaj się.

yerboholik

@ratty więcej się nie dało. Nie obwiniaj się.

Pomagałaś na ile byłaś w stanie.

Trzymaj się, jak będziesz potrzebowała pogadać - daj znać.

festiwal_otwartego_parasola

@ratty nie napiszę nic odkrywczego - zdecydowanie zrobiłaś co mogłaś, a on na pewno to doceniał, na Twoim miejscu pewnie inni mieliby go gdzieś i kazali tylko "się ogarnąć i iść pobiegać czy coś"


gdyby nie Ty, to pewnie zrobiłby to już dawno, a tak chociaż na koniec zyskał od Ciebie trochę "ciepła" i trochę wiary w ludzi


współczuję, trzymaj się

Furto

Przykro się to czyta, trzema się, zrobiłaś i tak dużo.

RogerThat

Jezu, jak doczytałem do momentu w mieszkaniu, to aż mnie w gardle złapało.

Współczuję, trzymaj się. Zrobiłaś dużo, niestety w niektórych przypadkach... cały trud świata to byłoby za mało.

To pokazuje, że możesz zmienić miejsce życia, ale niewiele to daje. Całą resztę też trzeba.

Pezet w jednym kawałku śpiewał "nie ma nic gorszego niż samotne polskie zimy". Ma rację.

bartek555

Zrobilas co moglas. Nie miej sobie niczego za zle, bo nikt nie zrobil wiecej nic ty. Kondolencje

plan-b

@ratty


Jako facet powiem tyle: niesmaczy mnie ten ciągły gaslighting, że "jeżeli masz myśli samobójcze, to to musi być depresja, więc idź na terapię bro". Niesmaczy mnie to, że 100% komentarzy pod tym wpisem to sekonduje.


  1. Jeżeli facet w wieku 20-30 lat nie ma myśli samobójczych, to albo ma 100% wywalone na życie (czego można pozazdrościć -- chyba każdy zna przynajmniej jedną taką osobę), albo coś z nim jest nie tak.

  2. To nie jest depresja. To jest zwyczajna obserwacja, że facet we współczesnej gospodarce jest wymienialnym narzędziem, a nie osobą/człowiekiem.

  3. Parę miesięcy temu zapisałem sobie taki wniosek, który przebiegł mi przez myśli: chłopak staje się mężczyzną, kiedy zabije swoją osobę. To jest ten współczesny "rytuał przejścia" dla facetów. To przejście jest tak kurewsko bolesne, że niektórzy faceci zabijają się w dosłownym tego słowa znaczeniu. Ci którzy... "zaadresują" ten ból (co nie znaczy, że rozwiążą, ponieważ tego bólu nie da się rozwiązać), zabijają część swojej osoby (chciałbym napisać, że zabijają w sobie tego "chłopca", ale z mojego punktu widzenia: zabijają w sobie "człowieka"). Takie jest moje doświadczenie operowania jako średniego wieku facet na tej planecie. Mogę to rozpisać bardziej, jeżeli ktoś jest zainteresowany. Jeżeli ktoś inny ma podobne doświadczenie/spostrzeżenie, to z chęcią sam posłucham/poczytam, dla porównania.

  4. Wysyłanie faceta na terapię, organizowanie mu imprez, "przytulanie go", to odwlekanie zmierzenia się przez tego faceta z tym bólem. A jest to o tyle gorsze, że taki facet chce uwierzyć, że medycyna już rozwiązała ten problem i "wystarczy wziąć tabletki i iść pobiegać", ale po 2-4 tygodniach "polepszenia", następuje zjazd na samo dno z dwukrotnie większą siłą uderzenia.

  5. Osobiście nie uważam, że kobiety są w stanie to zrozumieć. Nie chcę tu zaczynać małej wojenki. Chyba jednak wszyscy się zgodzą, że faceci nie rozwiązują problemów przez "rozmawianie" (ponieważ faceci dokładnie widzą gdzie jest problem, i jedyny problem z tym problemem jest to, że go się nie da całkowicie rozwiązać, a przynajmniej nie bez radykalnych środków).

  6. Bonus: wysyłanie faceta na terapię do kobiety to szczyt imbecylizmu. Jeżeli ty, czytelniku, widzisz faceta, który z jakichkolwiek powodów idzie na pogadankę z kobietą, o swoich problemach (w szczególności z niską samooceną lub myślami samobójczymi), to proponuję abyś temu koledze to łagodnie wyperswadował. 10x lepsza opcja: terapeuta facet, który jest starszy, np. o 10 lat. Tylko trzeba odvetować typowych "boomerów".


--


Fajna z ciebie koleżanka była dla tego chłopaka, i to się chwali (co zresztą zostało powiedziane we wszystkich komentarzach powyżej). Dodam tylko, że w mojej ocenie jednak przedobrzyłaś bycie dobrą koleżanką, oraz "dobrymi chęciami". Na koniec: ten wpis wydaje się w jakiejś części również virtue signalingiem. Moja nieproszona rada: jeżeli jeszcze będziesz miała styczność z facetami na kursie kolizyjnym z samobójstwem, to proponuję, żeby albo go wysłać do terapeuty faceta (starszego), albo po prostu dać mu lekturę, która ma zwyczaj pomagać z tym "boss fightem", który opisałem w punkcie 3 powyżej. "Corporate Machiavelli: 55 Essays" to 80% wiedzy, jaka jest potrzebna.

ratty

@plan-b to ciekawe co piszesz, mój mąż ma 45 lat, długo był samotnym facetem (jesteśmy razem od 9 lat, wcześniej miał jakieś przelotne związki). Leczył się na depresję kiedyś zanim mnie poznał i teraz od niedawna też. Sam mi mówił, że kłócił się kiedyś z terapeutką, że normalny logicznie myślący człowiek, patrząc realistycznie na to, w jakim świecie żyjemy, powinien mieć depresję. I mimo tego jednocześnie nigdy, nawet w najgorszym dole, nie miewał myśli samobójczych. Nie zgodzę się więc z Tobą, że każdy facet je ma. Chociaż mój mąż też uważa, że baba terapeutka nigdy nie zrozumie jego problemów, a chodził do kilku, u żadnej jakoś nie zagrzał miejsca.

Przyjaciela nie wysłałam „do baby”, sugerowałam mu żeby poszukał profesjonalnej pomocy i sam wybrał, do kogo się zapisał. Chociaż u psychiatry był u faceta i rzeczywiście był z niego bardziej zadowolony.


Post nie jest virtue signallingiem, ale przyznam że mam nadal duże poczucie winy i próbuje sobie z nim poradzić, sama sobie tłumacząc że zrobiłam tyle, ile dałam radę. Więc może to tak wyglądać. Może powinnam wezwać służby dużo wcześniej i zamknąć go w psychiatryku, ale to nie jest coś, czego by sobie życzył. Pytanie czy większą wartość ma godność człowieka, czy utrzymanie go przy życiu za wszelką cenę. Myślę że bardzo cierpiał, ciągnęło się to za nim od lat, był bardzo wrażliwy i czuł świat mocniej niż inni. Do tego lubił zanurzać się w negatywnych myślach i sprawiało mu to trochę masochistyczną przyjemność, czasem płynął w tym za daleko. Takie wybrał rozwiązanie swojego problemu.


Sama prywatnie uważam że współczesny świat jest chujowym miejscem do życia i coś w tym może być, że psychologia i psychiatria to jak naklejanie plastra na gangrenę. Ciekawe, czy nastąpi kiedyś jakiś przewrót społeczny. Chciałabym, żeby ludzie wrócili do życia bardziej plemiennego, mniejszego skupienia na własności i indywidualizmie, a większego na współpracy i dobru wspólnym (ale zaraz ktoś powie, że wymyśliłam komunizm). Epidemia samotności jest porażająca, zwłaszcza wśród mężczyzn.

kitty95

@ratty


Epidemia samotności jest porażająca, zwłaszcza wśród mężczyzn.


1. Wychowanie na bajkach Disneya.

2. Coraz więcej facetów wychowywanych jest przez samotne matki, którym wszystko "samo się robi".

3. Masowe migracje aka wzrost mobilności, który powoduje, że traci się "starych" znajomych.

4. Faceci zakładający rodziny odcinają się od znajomych, zazwyczaj przez brak czasu i konieczność zapierdolu lub za inicjatywą żony/partnerki, tzw. Polish Dream.

5. Soszjal media niesprzyjające realnym i głębszym kontaktom.

6. Płytkość relacji towarzyskich opartych często tylko na wspólnym chlaniu (starsi) bądź imprezowaniu (młodsi).

7. Kult sukcesu materialnego i postrzeganie faceta przez to co ma i jaką pozycję zajmuje, szczególnie ze strony kobiet.


O obecnej specyfice relacji d-m nawet nie wspomnę.


Ergo, jak ktoś jest osobą wysoko wrażliwą, empatyczną, inteligentną, to ma fchuj ciężko w dorosłości i rzadko kiedy jest do tego przygotowany psychicznie.


Czasem niestety nie uda się pomóc, jeżeli ktoś sam sobie nie będzie chciał pomóc.

Dudleus

@plan-b sami jesteśmy odpowiedzialni za nasze życie. We współczesnej gospodarce po prostu trzeba się wziąć do roboty by osiągać sukcesy a nie samo przychodzi.


@ratty

Epidemia samotności jest porażająca, zwłaszcza wśród mężczyzn

To tylko ich wybory, nic nie robią z swoim życiem to są samotni, trzeba ćwiczyć umiejętność społeczne jeśli chce się żyć w społeczeństwie. Samotność jest naszą decyzją tylko i wyłącznie, wystarczy poprawić umiejętności komunikacyjne, znaleźć pasję, pracę to się będzie miało z ludźmi do czynienia. Sam jestem młody bo 22 lata i z autopsji mogę potwierdzić, że samotność jest wyborem.

bartek555

@plan-b

Bonus: wysyłanie faceta na terapię do kobiety to szczyt imbecylizmu. 


matko swieta, caly twoj komentarz to okrutny wysryw, ale to zdanie to wisienka

plan-b

@ratty


Dzięki za odpowiedź. Długa i wartościowa.


W większości zgoda z tym co napisałaś. Z inną częścią średnio się zgodzę, ale nie chcę rozpoczynać dyskusji.


Jedna uwaga z mojej strony.


> był bardzo wrażliwy i czuł świat mocniej niż inni


Polecam unikać określania jakiegoś faceta per "wrażliwy" i "czuł rzeczy mocniej", w szczególności w rozmowie z takim facetem. Częściej niż rzadziej, facet ma raczej wyidealizowany pogląd na świat. A używanie etykietki "wrażliwy" w stosunku do faceta, ma tyle negatywnych skutków, że nawet nie wiem gdzie zacząć.


Najgorszy zestaw cech to: idealizacja oraz inteligencja na tyle wysoka, że pozwala na łatwe dostrzeganie długo-terminowych konsekwencji. W ramach ciekawostki, załączam małego mema, który gdzieś ostatnio się przewinął przez internety, a który jest w temacie.

fa8eb5d7-8667-49b3-9fc1-40c6eee434dd
plan-b

@Dudleus


sami jesteśmy odpowiedzialni za nasze życie. We współczesnej gospodarce po prostu trzeba się wziąć do roboty by osiągać sukcesy a nie samo przychodzi.

Może wyraziłem się zbyt zwięźle w moim pierwszym komentarzu. Przez powiedzenie, że faceci są obecnie wymienialnym narzędziem, nie miałem zamiaru narzekać, że nic nie przychodzi samo.


Nie wiem czy jest sens rozwijać to co miałem na myśli, bo to co chciałem powiedzieć zostało już doszczętnie przedyskutowane przez ostatnie lata na różnych forach.


samotność [facetów] jest wyborem

Spłycasz. Są cechy charakteru i osobowości, które sprawiają, że dana osoba nie czerpie przyjemności z powierzchownego kontaktowania się z ludźmi, i nie ma w tym żadnego wyboru. Umiejętności społeczne same w sobie nietrudno przyswoić, ale nie zmienia to za wiele.


Wysunąłbym tezę, że faceci mają częstszą tendencję do popadania w obsesję związaną ze swoim danym hobby, czy formą aktywności (która często jest wykonywana w pojedynkę), niż kobiety, co jeszcze bardziej dokłada do "problemu".


Innymi słowy, jeżeli ktoś jest towarzyski, ale siedzi w swojej chacie, to rzeczywiście jego brak kontaktów wynika z jego wyboru.

Dudleus

@plan-b odnośnie samotności to ja zrozumiałem to w negatywnym znaczeniu nawet w poście gość się źle z tym czuł i mówił o tym otwarcie. Jeżeli ktoś źle się czuje z tym, że jest sam to wtedy powinien coś z tym zrobić. Ty natomiast napisałeś, że niektórzy nie potrzebują kontaktów z ludźmi no i spoko co kto lubi, nikt im nie będzie nakazywał tego.


@bartek555 ewidentnie z wykopu przyszedł to się chyba redpil nazywa, kolejny rodzaj oświeconego z włączonym myśleniem a wyłączonym tv. Co z tego, że badania pokazują, iż terapia pomaga, ale facet nie może iść do kobiety terapeuty bo tak piszą na forach internetowych. Ja to bym nawet z ciekawości poszedł poznać inny punkt widzenia.

hejno

@plan-b Mogę to rozpisać bardziej, jeżeli ktoś jest zainteresowany.


Ja jestem zainteresowany, z góry dzięki.

Michumi

@Dudleus jesteś typowym zjebem od influencerow xd

maly_ludek_lego

@bartek555

matko swieta, caly twoj komentarz to okrutny wysryw, ale to zdanie to wisienka

No trochę takim wykopem powiało.

Dudleus

@Michumi do czego dokładnie się odnosisz?

plan-b

@hejno


Przez "zabicie swojej osoby" miałem na myśli przestanie uważania się za unikatową "jednostkę" z tożsamością, oraz na mocnym utemperowaniu swojego idealizmu oraz oczekiwań. Kiedy to tak ubiorę w słowa, to wydaje się to bardziej błahe niż proces, który przynajmniej mi zabrał niemało czasu i druzgocącej wewnętrznej konfrontacji. Efekt końcowy jest taki, że ma się wrażenie bycia ponad swoje istnienie, a samo to istnienie przestaje mieć duże i "krytyczne" znaczenie. Dodatkowo, trochę wbrew "logice", człowiek staje się bardziej empatyczny w stosunku do innych ludzi, i często ich własnej walki, którą kryją za swoją maskaradą. Taki człowiek staje się mniej błahostkowo konfrontacyjny w stosunku do innych ludzi, i przestaje mieć potrzebę udowadniania im czegokolwiek.


Dlatego napisałem, że ludziom, którzy mają od samego początku na 100% wywalone na wszystko, można czegoś pozazdrościć i od których można się czegoś nauczyć. Z drugiej strony, tacy ludzie nie mają tej "pracy" za sobą, która jest niektórym potrzebna, żeby osiągnąć ten sam poziom. A ta praca powoduje, że istnieje różnica miedzy takimi ludźmi. Np. ci co mają wywalone od samego początku, są przeważnie również chamami (tj. m. in. brak empatii).


Moja osobista wewnętrzna "walka" była w etapach. Uważam, że fundamentalną rzeczą jest nieuciekanie od tych konfrontacji (np. w używki, rozrywkę, imprezy (gdzie większość innych ludzi również próbuje uciec od swoich konfrontacji), itp, również: w religię). Odbywają się one w samotności i często między 10-20 minut (chociaż raz "konfrontowałem się ze sobą" przez ponad godzinę). Te konfrontacje wyglądają tak, że umysł wyrzuca "negatywne fakty i obserwacje", a ty próbujesz je poukładać. W większości, te fakty i obserwacje wynikają z treści, jakie się skonsumowało przez ostatnie parę miesięcy, i dlatego to jest "w etapach". Uważam, że warto konsumować treści, które dają najmocniejszą dawkę pożywki w tych konfrontacjach, żeby szybciej przez to wszystko przejść, chociaż wiąże się to z większą walką.


Dwa razy, w moim wypadku, wynikiem tych konfrontacji były myśli samobójcze. Pierwszy raz było bardzo ciężko, i było to dla mnie przerażające. Wtedy myślałem, że nie da się już "niżej upaść" w swoich rozważaniach. Przez następne dwa dni byłem bardzo przygnębiony. Parę lat później miałem drugi zjazd i było to najgorsze co mi się kiedykolwiek przytrafiło, i po wszystkim nie dziwię się, że ludzie ze sobą kończą. Kulminacją było ostatnie około 10 minut gdzie w umyśle miałem rozpędzony pociąg negatywnych myśli, któremu wysiadły hamulce. Myśli, których wnioskiem było, że wszystko jest żałosne i bez perspektyw na polepszenie, i że moja osoba jest żałosna i bez perspektyw na polepszenie. Przez 10 minut, w samotności i w pętli. Ma się ochotę krzyknąć "przestań mówić", ale tak jak powiedziałem, ten pociąg nie miał hamulców (tzn. w głównej mierze: na zdrowy rozsądek przyznaje się racje tym myślom i wnioskom). Po długim wysłuchiwaniu tej rozpędzonej pętli myśli, stwierdziłem sam sobie z pełnym przekonaniem i spokojem, że "dobra, idę się zabić". I w tym dokładnym momencie, ten wrzask myśli zupełne i nagle ucichł. I tak sobie siedziałem w _zupełnej_ wewnętrznej ciszy. Przez następny dzień byłem zupełnie martwy i wewnętrznie spokojny, pomimo tego, że normalnie funkcjonowałem wśród ludzi. Od tamtego czasu ta "martwica" jest moim fundamentem w funkcjonowaniu na tej planecie, jest to część tego, co miałem na myśli przez "zabicie swojej osoby".


Z bardziej praktycznego punktu widzenia: nie uważam swojego ciała za swoją osobę. To nie jest specjalnie głęboki wniosek. Nie uważam natomiast również swojego umysłu, i myśli które się przez ten umysł "przemieszczają", za swoją osobę. Nie identyfikuję się specjalnie również ze swoim imieniem i nazwiskiem. To jest ta inna część tego, co miałem na myśli przez "zabicie swojej osoby".


Nie oznacza to funkcjonowanie jak robot, który się poddał. Mam normalne życie. Jedynie "negatywny" skutek powyższego jest to, że pewne, nazwijmy to "wyższe", poziomy "radości" zostały zupełnie ucięte z repertuaru dostępnych doświadczeń życiowych. To nie jest tak, że je się dalej zauważa, ale się ich nie czuje. To jest tak jakby "skala radości" została ucięta nożyczkami powyżej pewnego poziomu. Te ucięte poziomy widnieją jeszcze w pamięci z przeszłości, ale obecnie są "nieadresowalne". Inny skutek jest taki, że nie jest się "fundamentalnie podatnym" na negatywne myśli i emocje, co daje m. in. możliwość zauważania, kiedy inni próbują te myśli i emocje zmanufakturować i zainstalować w twoim umyśle. To jest przydatne m. in. w obliczu obecnego sposobu marketingu opartym na fomo i social flexing.


To jest właściwie tyle co chciałem opisać. Natomiast chciałbym jeszcze parę rzeczy dodać, które mogą być przydatne.


1/2

plan-b

@hejno


... ciąg dalszy.


Ktoś mógłby powiedzieć, że powyższe to najzwyczajniej "zabicie ego". Ja się nie zgodzę. Jeżeli już mowa o ego, superego i id, to raczej "zabicie id", a nie "ego". Ja osobiście polecam ucięcie większości "zdobyczy psychologii" z ostatnich 150 lat. Uważam współczesną psychologię za na siłę budowany mistycyzm w oparciu o etykietki (np. to "ego" itd.), które sprawiają wrażenie, że problem jest rozwiązany, i wystarczy o nim poczytać i już się jest "wyleczonym". Śmiech mnie bierze na samą taką propozycję.


Skoro znowu jestem przy psychologii, to warto choć raz wybrać się na terapię (na parę miesięcy), żeby samemu doświadczyć, że nie pomaga.


Ktoś mógłby powiedzieć, że to stoicyzm, ale się nie zgodzę. Stoicyzm jest "overhyped". Warto przeczytać diatryby i enchiridion Epictitusa, ale tylko dla informacji. Stoicyzm prowadzi do "robotyzacji" i zabicia motywacji do robienia czegokolwiek. Zatrzymam się tu na chwilę, bo uważam, że warto o tym wspomnieć. Jeżeli ktoś "nie ma motywacji", to może to być jedno z dwóch rzeczy: 1. brak energii do działania, albo 2. brak "zachęty" (pomimo energii). Pierwsze się rozwiązuje krótko terminowo przez konsumpcję kofeiny (polecam tabletki, gdzie jedna tabletka = 1 espresso, więc można to dawkować w miarę potrzeby), a długo terminowo przez trening obciążeniowy (np. 2-3 razy w tygodniu klasyczne ćwiczenia na całe ciało ze sztangą). Drugie potrzebuje trochę wewnętrznej pracy, i jest źródłem dochodów niejednej "książki o samorozwoju". Jeden sposób: popatrzeć na 7 grzechów głównych w katolicyzmie. Wbrew katolicyzmowi (i wbrew stoicyzmowi, który w zasadzie jest protoplastą chrześcijaństwa), tych "grzechów" nie należy próbować unikać, tylko trzeba je rozsądnie dawkować. Polecam się dłużej zastanowić nad tym. Drugi sposób: nie czekać na motywację, tylko nauczyć się jak dyscyplinować swój umysł. To jest zupełnie to samo działanie jak podczas podnoszenia ciężkiej sztangi - wtedy "dyscyplinuje się" konkretne mięśnie do przyjęcia ciężaru oraz do utrzymania szkieletu w poprawnej pozycji. W ten sam sposób można "spiąć" swój umysł do wprawienia się w działanie. Tak jak można spiąć biceps, można metaforycznie spiąć mózg.


W "Peaky Blinders" jest często mowa o "umieraniu za życia". Jest to trochę zromantyzowane tam.


Javier Milei ostatnio dobrze powiedział, że jego pogląd jest taki, żeby dać ludziom surową prawdę, i mieć nadzieję, że sobie to poukładają w głowach, zamiast dawać im fikcję i kłamstwa.


Jeżeli chodzi o "co jest ważne", to warto skupić się na następujących rzeczach, a wszystko inne uważać za opcjonalne: 1. dach nad głową, 2. mechanizmy i procedury bezpieczeństwa (m. in. interesowanie się polityką, bo samemu się nie da), które chronią tego dachu nad głową przed kremlem, jego agenturą i jego bandą zombie, oraz 3. bycie w długim związku z osobą, która jest wartościowa.


Uważam za fundamentalne poznanie natury ludzkiej. Poza takimi korzyściami jak późniejsze widzenie jej w sobie samym oraz u innych, dostrzega się potem również tę całą fikcję dokoła siebie, obliczoną na ukrycie tej natury. 55 esejów już wspomniałem w pierwszym komentarzu. Z innych materiałów: audiobook od "Illimitable Men", oraz "twitterowe space'y" od "brutedeforce".


Parę cytatów:


"Często ludzie muszą czuć się lepsi od innych, żeby czuć się równi."


"95% twojej osoby nie jest unikatowe. A te pozostałe 5%, które jest unikatowe, jest nieistotne."


"Udawaj 120% ich entuzjazmu, oraz 80% ich inteligencji. Więcej entuzjazmu sprawia, że jesteś dla nich wkurzający, a mniej, że jesteś dla nich zbyt przegrany. Więcej inteligencji ich obrazi [bo są próżni], a za mniej inteligencji uznają cię za imbecyla."


Tyle.

ratty

@plan-b Dzięki za rozwinięcie myśli. Mój przyjaciel rzeczywiście był idealistą i miał wysokie oczekiwania od życia, które trudno mu było spełnić, oczekiwał szybkich efektów i potrafił się bardzo zaangażować, żeby coś osiągnąć, ale w przypadku trudności łatwo tracił motywację. Od pewnego czasu toczył tę wewnętrzną walkę i nie unikał konfrontowania się z negatywnymi myślami, tak jak wspomniałam w komentarzu wyżej, wręcz mówił mi, że sprawia mu to masochistyczną przyjemność i mam wrażenie, że czasem płynął w tym za daleko. Też mówił, że w swoich rozważaniach już dawno podjął decyzję o tym, ze chce się zabić i przyniosło mu to ulgę i ciszę. Mimo wszystko jednak to zrobił fizycznie.


Myślę że brakowało mu tych najważniejszych rzeczy, o których piszesz. Był Ukraińcem, od 10 lat w Polsce i tu studiował, ale rodziców miał w Ukrainie, ojca wzięli do wojska i wiem że bardzo przejmował się tym, co się dzieje na froncie. Jednocześnie wstydził się swojej narodowości, świetnie mówił po polsku i prawie nie było słychać, ale pewnie i tak utrudniało mu to życie w Polsce, ukraińskie imię pewnie nie pomaga na Tinderze, który i bez tego jest dość pojebany. Trudno było mu kogoś poznać i stworzyć związek, także w realu, pracujemy w męskiej branży. Dobrze czuł się przez pewien czas, kiedy miał cel żeby nauczyć się programować i zmienić pracę, skupiał się na tym przez ostatnie kilka lat. Kiedy mu się to udało i zatrudnił się w mojej firmie, przez ok. pół roku był zachwycony i wymiatał we wszystkim co robił. Po pewnym czasie początkowy entuzjazm trochę opadł i chłopak stracił cel, do którego dążył. Wtedy postanowił znaleźć sobie dziewczynę (wcześniej nie interesował się raczej tym nie interesował), ale drażniła go płytkość kontaktów i bolało częste doświadczenie odrzucenia. Miał cel, żeby schudnąć i udało mu się zejść kilkanaście kilo, ale w niezbyt zdrowy sposób, na dość głodowej diecie. Zwracałam mu na to uwagę kilkukrotnie, ale był zadowolony z efektów, a myślę że mogło to nie posłużyć jego organizmowi i głowie.


Podejrzewał że jest w spektrum autyzmu, ja też mam to zdiagnozowane, więc może dlatego tak dobrze się dogadywaliśmy. Są takie myśli, których wypowiedzenie na głos w zwykłym towarzystwie kończy się w najlepszym wypadku ich śmiechem z zażenowania, a w najgorszym spojrzeniem na ciebie jak na creepa i odejściem gdzie indziej, dlatego zwykle siedzi się cicho i maskuje. W naszej relacji te myśli były podchwytywane przez drugą stronę i stawały się tematem do dyskusji. Tyle akceptacji i braku oceniania, co od niego, nie dostałam nigdy od nikogo, myślę że udawało mi się odwzajemnić tym samym. Mieliśmy niesamowity flow w rozmowie, oboje nie lubiliśmy small talku i prowadziliśmy bardzo dużo “deep talku”. Dlatego staliśmy się sobie tak bliscy i nazywam go przyjacielem, choć znaliśmy się krótko.


Myślę że ten etap konfrontacji ze sobą samym wiąże się jakoś z wejściem w dorosłość około 25-30 roku życia. Nawet skojarzyło mi się to z “27 club”, do którego należą słynni samobójcy, może przechodzili wtedy przez podobny kryzys tożsamości. Mój przyjaciel też miał 27 lat, dopiero w tym roku skończyłby 28.


Ciekawe jak się różni przejście tego procesu u kobiet i u mężczyzn. Ja jestem od niego sporo starsza, mam 35 lat i w jego wieku rodziłam pierwsze dziecko. Też była to dla mnie w pewien sposób śmierć samej siebie sprzed dzieci, ciężko to zniosłam i musiałam na nowo zbudować swoją tożsamość. Być może ze względu na to, że zwykle mężczyzna później zakłada rodzinę, jest mu trudniej gdy w tym krytycznym wieku jest już poza domem rodzinnym, a jeszcze bez własnej rodziny.

ratty

@plan-b no i w odniesieniu do Twojego wcześniejszego komentarza i mema w temacie - chłopak niestety idealnie wpisywał się w najgorszy zestaw - był niesamowicie inteligentny i miał wyidealizowany pogląd na świat (jeśli każesz unikać słowa “wrażliwy”, choć ja nie uważam żeby było ono negatywne w odniesieniu do mężczyzny). Uwielbiałam ten jego sposób patrzenia na świat i dostrzeganie jego absurdów i piękna. Szkoda tylko, że zaprowadziło go to w takie miejsce.

plan-b

@ratty


Twój komentarz, że mieliście świetny flow w rozmowie, oraz że od razu wchodziliście w deep talk na tematy, które "nie są mile widziane" w codziennym towarzystwie, przypomniało mi pewien mój kontakt z kobietą (nota bene, Ukrainką) osiem lat temu. Dokładnie to samo wrażenie niedowierzania, jak można dobrze z kimś pogadać. Stety niestety, zdecydowałem się wtedy trochę ograniczyć kontakt z nią, bo zacząłem się zakochiwać, co było niezręczne w tamtej sytuacji, zwłaszcza, że była mężatką. To może być trochę małą lekcją jak to mogło wyglądać w twojej sytuacji z tym chłopakiem. Osobiście nie wiem jak kontakt samotnego chłopaka, nazwijmy to "w sile wieku", z kobietą z którą dobrze mu się gada, może nie skutkować w przynajmniej zauroczeniu.


Dzięki za podzielenie się swoim doświadczeniem po urodzeniu dziecka. Ma to sens, a nie pomyślałem o tym wcześniej. Nie sądzę, żeby to było zupełnie porównywalne z tym, co napisałem wcześniej w stosunku do facetów, ale widzę co próbujesz powiedzieć.


Miłego.

DerMirker

To mogłem być ja. Widzę wiele punktów wspólnych. Czuję jak samotność mnie zjada...

kodyak

W poniedziałek byłem właśnie na pogrzebie. Koleś się tez powiesił.

Fafalala

Bywałam po drugiej stronie i nawet jakby człowiek nie wiadomo jak się starał, to nie idzie uratować od rozpaczy. Szkoda, że psychiatrzy nie zadziałali skuteczniej, bo wyłącznie czasami tylko psychiatryk może pomóc, by uchronić przed zamiarami s.

Jesteś wielka, chciałaś pomóc, ale niestety nie jesteśmy w stanie uratować kogoś przed samym sobą.

DexterFromLab

@ratty @ratty właśnie leki SSRI które pewnie dostał mogły doprowadzić do samobuja. Niestety tak działają. Zanim nastąpi spodziewana poprawa nastroju(chociaż nie musi) to zwiększają one chęć działania i zdarza się tak że mogą one zainicjować działanie w stronę właśnie samobójstwa, niestety.


Z doświadczenia powiem że nie ma ani leku ani takiej terapii u psychologa która ukoi ból istnienia. To musiał by być jakiś błachy powód depresji, coś jak krzywy nos, żeby taka pomoc zadziałała. Ale jeśli chodzi o poważne życiowe rozterki i problemy to człowiek zostaje sam. Leki to mogą zadziałać tak żeby człowiek wstał z łóżka i złagodzić objawy somatyczne takie jak np. ciężkości w oddychaniu jak ja miałem.


Żeby wyjść z depresji to potrzeba wiele pracy i nieraz pomoc(nie chodzi o wizytę u specjalisty). Przede wszystkim trzeba chcieć wyjść z tego i wierzyć że będzie lepiej. Do tego trzeba zadbać o zdrowie fizyczne(wysportowany organizm lepiej znosi stres, lepiej się regeneruje, a serce lepiej zniesie ewentualne zaburzenia związane ze stresem lub lekami), najlepiej coś ćwiczyć. Często potrzebne są zmiany w życiu jeśli środowisko dostarcza stresu. Potrzeba ogromnej determinacji i też szczęścia, że organizm i psychika sobie poradzą z tym wszystkim. Są skrajne przypadki. Na przykład ciężko wierzyć że będzie dobrze jeśli ma się np. smoertelną chorobę. Więc jak widać łatwo nie jest.

Dudleus

@DexterFromLab nigdy nie słyszałem, że leki mogąc doprowadzić do samobója. Masz coś więcej na ten temat?


Na ból istnienia trzeba pracować, aby spełniać swoje cele i tyle. Ludzie zamiast pracować po 20h dziennie wolą narzekać. W sumie to napisałeś przy wychodzeniu z depresji, trzeba chcieć i tyle.

WhiteBelle

@Dudleus przeczytaj ulotkę pierwszego lepszego antydepresantu albo podobnego leku od psychiatry, jak nie będzie tam ostrzeżenia, że w pierwszych tygodniach stosowania może wzrosnąć ryzyko popełnienia samobójstwa, to się zdziwię.

Dudleus

@WhiteBelle dzięki za info

Michumi

@Dudleus dobra lecisz na czarną bo jesteś debilem udającym trolla

DexterFromLab

@Michumi xD śmieszny obrót sytuacji

Dudleus

@DexterFromLab @Michumi nigdy nie czytałem ulotek antydepresantów


@Michumi mam 50IQ, autyzm, borderlinr, schizofrenię, zaburzone postrzeganie rzeczywistości

ChilledMimosa

To nie Twoja wina, aczkolwiek wierzę, że trochę czasu minie zanim do tego dojdziesz i to przepracujesz. Powodzenia!


Kilka lat temu powiesił się mój kolega z ławki z liceum. Co prawda, przez ostatnie lata nie mieliśmy praktycznie żadnego kontaktu, ale jednak nadal czasami siedzi mi to w głowie z pytaniem: dlaczego?

Zero listu pożegnalnego, policja zamknęła sprawę jako samobójstwo przez powieszenie i tyle. Tylko, że on nie dawał żadnych oznak. To tego był to twardy fizycznie Chłop.

mowie_sprawdzam

Komentarz usunięty przez moderatora

mowie_sprawdzam

Komentarz usunięty przez moderatora

mowie_sprawdzam

Komentarz usunięty przez moderatora

mowie_sprawdzam

Komentarz usunięty przez moderatora

mowie_sprawdzam

Komentarz usunięty przez moderatora

mowie_sprawdzam

Komentarz usunięty przez moderatora

mowie_sprawdzam

Komentarz usunięty przez moderatora

mowie_sprawdzam

Komentarz usunięty przez moderatora

mowie_sprawdzam

Komentarz usunięty przez moderatora

mowie_sprawdzam

Komentarz usunięty przez moderatora

mowie_sprawdzam

Komentarz usunięty przez moderatora

mowie_sprawdzam

Komentarz usunięty przez moderatora

mowie_sprawdzam

Komentarz usunięty przez moderatora

mowie_sprawdzam

Komentarz usunięty przez moderatora

Sarvarius

@mowie_sprawdzam stworzyłeś specjalnie konto, tylko po to żeby wrzucić argumenty wygenerowane w AI, które oczerniają autorkę?

ratty

@mowie_sprawdzam Uwierz, wiele bym dała, żeby ta historia była zmyślona.

mowie_sprawdzam

Komentarz usunięty przez moderatora

mowie_sprawdzam

Komentarz usunięty przez moderatora

xniorvox

Ja mówię: sprawdzam!

Zarzucam tobie kłamstwo.


@mowie_sprawdzam A ja zarzucam tobie bycie chujem i mówię: #czarnolisto

mowie_sprawdzam

Komentarz usunięty przez moderatora

Dudleus

@mowie_sprawdzam pisał to chat gpt czy deepseek?

Artic

Jak chodziłem do psychiatry to miałem jej numer i mogłem dzwonić „jak będzie gorzej”. Są też jakieś infolinie w nagłych przypadkach. Ja mam się finalnie ok ale miałem w życiu kryzys. Depresja to ból. Kto nie doświadczył ten nie wie. Podobnie jak z atakiem paniki. Ciężko wytłumaczyć to uczucie. Jedynie hajzer to potrafi.

DexterFromLab

@Artic do kitu, co tu dużo mówić.

Dudleus

@Artic w jaki sposób zachorowałeś na depresję?

Artic

@Dudleus do końca nie wiem ale pojebany ojciec, bieda w dzieciństwie i za duże ambicje. Było bardzo źle jak trafiłem do psychiatry ale nie miałem myśli samobójczych. Zaczęły się ataki paniki, agresja i lęk. Na przykład nie odbierałem telefonów. Jakaś taka niechęć do ludzi. Poszedłem do psychiatry bo zacząłem zauważać, że ranię bliskich swoją agresją (psychiczną dla jasności). Byłem bardzo nerwowy.

Psychiatra stwierdził że mam napady lękowe, nerwice i depresję. Dostałem leki, które brałem parę lat. Potem stwierdziłem że w sumie to źle mi po nich i je odstawiłem sam. W międzyczasie poczytałem o psychologii, o przypadkach innych ludzi z tagu przegryw i wywnioskowałem co się dzieje w mojej głowie. Bardzo mi to pomogło. Do dzisiaj biorę czasami benzo, choć nigdy się od nich nie uzależniłem. Są ze mną od 10 lat ale małe opakowanie starcza mi na rok.

Miałem zalecenie psychoterapii behawioralnej i to jakiejś głębokiej ale nie skorzystałem z braku czasu. Musiałbym chodzić codziennie przez długi czas.

Dudleus

@Artic jakie to za duże ambicje?

Nigdy nie miałem depresji, ataku paniki to nie zrozumiem jak to jest. Najważniejsze, że się udało a jak opakowanie benzo starcza na rok to bardzo długo.


Nie wiedziałem, że są takie przypadki, żeby chodzić codziennie na terapię.

Artic

@Dudleus za duże ambicje w moim przypadku: jesteś biednym i wrażliwym dzieckiem. Ojciec chleje a matka płacze nad rachunkami. Chcesz pomóc ale nie możesz. Zaczynasz widzieć w nich nieudaczników i sam nie chcesz taki być. Nie jeździsz na wakacje, nie masz większości rzeczy i patrzysz, że koledzy mają lepiej. Powstaje kompleks i niska samoocena. Podświadomość mówi ci, że pokonasz „kompleks biedaka” pieniędzmi, więc próbujesz je zdobyć. Edukujesz się, oszczędzasz, próbujesz, ryzykujesz. Codziennie planujesz i myślisz. Nie udaje się zarobić kasy, która cię zabezpieczy (jak się potem okaże, każda suma jest za mała). Pojawiają się ataki paniki ale na początku nie wiadomo dlaczego. To, że ci się nie udaje zrealizować planu tworzy przewlekły stres. Z ciągłego stresu i smutku robisz się nieszczęśliwy - tworzy się depresja. Czas ucieka, robisz się starszy. Pojawiają się dzieci a tu plan nie zrealizowany. Boisz się, że zafundujesz im takie samo dzieciństwo jakie ty miałeś. Że dziecka na wakacje nie wyślesz i będzie smutne, że koledzy jeżdżą. Jesteś wewnętrznie niespełniony, nieszczęśliwy i niespokojny.

Dopiero zrozumienie tego problemu i tego co się dzieje w głowie daje szansę na naprawę. Bardzo wiele wynosi się z dzieciństwa.

Ja ogarnąłem się sam ale to właśnie rozmowa z psychologiem ma ci uświadomić źródło problemu i pomóc ci się z nim uporać.

Z perspektywy czasu widzę, że miałem wiele szczęśliwych chwil ale nie umiałem się wtedy nimi beztrosko cieszyć i tego najbardziej żałuję.

Dudleus

@Artic sam jestem biedny, ale wiem, że to tylko i wyłącznie moja decyzja. Gdybym pracował po 20h dziennie nad swoją firmą lub karierą to zarabiałbym kilkanaście milionów rocznie a tak to nie mam nic.

Z tego co obserwuję i czytałem to na depresję i ataki paniki chorują inteligentni ludzie, ja nigdy nie zachoruję bo jestem za głupi.


Nie jest z tobą tak źle bo jesteś inteligenty, masz autorefleksję opisałeś tutaj co się dzieje ciąg przyczynowo skutkowy. samodzielnie zapracowałeś na lepszy stan.

Artic

@Dudleus dzięki za komplement. Kiedyś słyszałem, że inteligencja jest przeciwstawna do szczęścia. Wolałbym być głupi i szczęśliwy na kasie w biedrze.

Kiedyś czytałem o tym i ludzie inteligentni widzą jakim gownem jest świat. Jak działa, co nim kieruje, jakie są manipulacje itp. Ale uważam i tak, że depresja i ogólnie stan umysłu to chemia. A skąd różnice w tym kontekście to już nie wiem

Peregrin

@ratty wolałbym to napisać na anonimowym,

ale biorąc pod uwagę lata terapii i to, że pogodziłem się z przeszłością, myślę, że mogę o tym mówić przynajmniej pod pseudonimem. Jako ktoś kto był kiedyś na dnie i kto po latach terapii wyszedł na prostą, jeśli chodzi o to co siedzi w głowie… Wybacz, ale w takich chwilach nie myśli się o nikim, nie masz przed sobą nic tylko pustkę i jedyne „wyjście”’z sytuacji. Jest to bardzo irracjonalne i bezsensowne, przynajmniej z perspektywy osoby która stała przed takim wyborem. Moim zdaniem, nie mogłaś nic więcej zrobić, to też nie było w porządku z Tobą, żeby przerzucać na Ciebie takie obciążenie innej osoby. Znaliście się tylko rok, gdzie chłop miał 28 lat. To jest kropla w morzu. Podejrzewam, że nawet nie znasz przyczyny tej decyzji, możesz tylko domniemywać. Jest mi niesamowicie przykro, że to Cię spotkało. Ta myśl właśnie odwiodła mnie od takiej samej decyzji lata temu. Potrafiłem się postawić na czyimś miejscu. Potrafiłem sobie wyobrazić czyjeś uczucia, gdybym zrobił to, co zamierzałem. Może jemu zabrakło tej wyobraźni, albo sił. Tu zawalił ktoś dużo wcześniej, i pewnie to nosił w sercu. Nie obciążaj siebie. Przeżyj żałobę po zmarłym znajomym i żyj dalej. Myślę, że tego by dla Ciebie chciał.

Dudleus

@Peregrin na terapię w jakim nurcie uczestniczyłeś? Sam jestem obecnie na dnie, ale nie mogę przekonać się do terapii.

Peregrin

@Dudleus psychodynamiczna. Z doświadczenia powiem, że z psychoterapeutą też się trzeba "dogadywać". Najgorsze są początki, jak się szuka kogoś odpowiedniego do poprowadzenia terapii, bo jak ktoś nie spasuje, to u kolejnego psychoterapeuty znowu ta sama gadka, wywiad, itd. Ale jak już znajdziesz kogoś, kto gada z sensem, nie traktuje Cię jak "ziomka do pogadania" (znam takie przypadki), tylko jak pacjenta któremu trzeba pomóc, to już jakoś idzie. Niestety terapia wiąże się mocno z grzebaniem w przeszłości i w swoich uczuciach, więc taka porada ode mnie, jeśli już się zdecydujesz: zawsze mów na terapii co pierwsze Ci przychodzi do głowy, pierwszy impuls jaki poczujesz czy nawet jakieś wspomnienie które się pojawi w głowie na pytanie od psychoterapeuty. Jak się zaczniesz zastanawiać nad jakąś odpowiedzią, coś zatajać bo np jest zbyt wstydliwe, to na dłuższą metę to nie będzie miało sensu. Psychoterapeuta to nie ma być kolega, tylko człowiek który pomoże Ci przepracować całe gówno, które powoduje, że czujesz się jak się czujesz. Ja też brałem długo (około 5 lat) leki SSRI przepisywane przez psychiatrę, ale to już są sprawy indywidualne ustalane z lekarzem, jeśli jest taka potrzeba.

Peregrin

@Dudleus dobrze jest iść na pierwszą wizytę do kogoś albo z polecenia, albo dobrymi opiniami, opowiedzieć z czym się przychodzi. Nie ważne nawet w jakim nurcie psychoterapeuta prowadzi terapię. Zawsze po wywiadzie może pokierować Cię na odpowiedni nurt, może nawet polecić kogoś do kogo już możesz się bezpośrednio zgłosić.

Dudleus

@Peregrin u mnie jest problem, że nawet nie wiem z czym mam iść. Inni mi mówili, że muszę iść i np. po terapii będę mógł mieć relacje z kobietami. Trochę też czas mnie odrzuca bo to kilka lat zajmuje.

Artic

@Peregrin dokładnie. Ludzie myślą, że samobójcy podejmują decyzje. Tam jestbpustka i obojętność. Określiłbym to jako taki amok, zamroczenie, brak zdolności trzeźwego myślenia. Po prostu umysł jest chory

WhiteBelle

Dziękuję za ten wpis. Zmagam się z myślami samobójczymi od dziecka i nie zawsze byłam w stanie się im oprzeć. Zapoznanie się z perspektywą osoby bliskiej samobójcy przypomina mi, że są ludzie, którzy i moje odejście znieśliby ciężko i pozwala zmagazynować trochę siły na dalszą walkę. Każda taka "bateria" ma znaczenie, każda kotwica zatrzymująca mnie na tym świecie może być tą, która mnie uratuje. A póki istnieją niewypróbowane metody leczenia, póty nie chcę się poddać, choć umysł podszeptuje przeciwnie. Przykro mi, że Cię to spotkało, ale może trochę ulży Ci fakt, że pomogłaś osobie zagrożonej samobójstwem. Zresztą przyjacielowi również pomogłaś - nieistotne, jak to się zakończyło, nie kasuje to tego dobra i ciepła, jakie od Ciebie otrzymał. Przynajmniej miał świadomość, że komuś na nim zależało.

tosiu

@ratty współczuje Ci, ale pamiętaj - to jego życia i on tak wybrał, a Ty masz swoje i nie miałaś obowiązku w nim uczestniczyć, to że uczestniczyłaś - to była tylko i aż Twoja dobra wola. Bardzo to przykre, ale Ty nie masz z tym nic wspólnego.

hejno

@ratty dobra robota. Ciekawe ilu werterow zabierze ze sobą ten post. Wpisujecie tylko +1

Kauffman

@ratty wyczuwam w tym bait

hejno

Gość się powiesił ale współczucie należy się opce.

kermelanik

Ładnie napisane. Samobójstwo to częsta przyczyna zgonów, której można zapobiegać lecząc depresję. Optymalnie powinien być 2-6 tygodni na obserwacji po włączeniu leków, bo wtedy rośnie ryzyko samobója. Banalna rzecz, której w Polsce nikt nie pilnuje, bo nie ma kasy na prawdziwą ochronę zdrowia. Przykro, że młode życie poszło do ścieku. Od lat ogląda się podobne rzeczy - ludzie powinni zrozumieć, że działający system ochrony zdrowia to absolutna podstawa cywilizowanego społeczeństwa, a nie krypto i deweloperka. Temat ochrony zdrowia powinien być codziennie na pierwszej stronie, bo system już nie istnieje i trzeba nacisku milionów, żeby leniwe mendy z Wiejskiej odważyły się go zbudować. To nie twoja wina, miśku, co się stało. Ani raka ty nie wyleczysz przytulasem, ani depresji.

Legendary_Weaponsmith

Przykra sprawa, kondolencje. Są specjaliści psychologowie dla rodzin samobójców. Spróbuj się z takim umówić chociaż na 1 wizytę, polecam.


Zrobiłaś dla kolegi bardzo dużo, pewnie nie raz go odciągnęłaś od śmierci, tylko o tym nie wiesz.


Kilkanaście lat temu zabił się mój młodszy brat. Było to bardzo ciężkie przeżycie. Średnio umiałem prosić o pomoc w tym czasie, nie wyraziłem się też jakoś precyzyjnie u rodzinnego (w Norwegii rodzinny daje skierowanie do psychologa) i nie dostałem żadnego. Używałem dużo MDMA i LSD, żeby sobie z tym poradzić. Nie tak, że szukałem świadomie czegoś do przepracowania traumy. Bardziej one znalazły mnie. MDMA głównie do przetrawienia całej sytuacji, a LSD w roli psychodelika, do zobaczenia głębszego sensu w życiu i tym co się wydarzyło.


Myślę, że lepiej jest skorzystać z pomocy psychologicznej, ale to nie jest jedyny sposób. Inne są jednak mniej bezpieczne i wymagają dużo przygotowania.

SierotaChaosu

chciałbym napisać coś mądrego na pocieszenie ale jestem zbyt tępy i brak mi taktu, (づ•﹏•)づ

Zaloguj się aby komentować